wywiady

Magia organów ciągle mnie zachwyca mówi prof. Piotr Rojek

Zofia Stopińska: Z wyśmienitym organistą panem Piotrem Rojkiem rozmawiamy po drugim w lipcu bieżącego roku koncercie na Podkarpaciu. Tydzień temu wystąpił Pan w Rzeszowie, a dzisiejszym koncertem, wspólnie ze świetnym trębaczem Igorem Cecocho, zakończyli panowie XXVI Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej Leżajsk 2017. W Leżajsku miał Pan do dyspozycji w sumie trzy instrumenty znajdujące się na jednym chórze, natomiast w sercu Rzeszowa, w kościele św. Krzyża przy ul. 3-Maja, jest niewielki instrument. Co Pan sądzi o organach w tej świątyni?

Piotr Rojek: Kościół św. Krzyża w Rzeszowie ma ciekawy instrument. To są organy Riegera – budowniczego, który działał na terenie Śląska. Na początku XX wieku jego firma postawiła wiele instrumentów, ale w regionie podkarpackim jest ich niewiele. Są to dwumanuałowe organy liturgiczne. Pierwszy manuał główny ma pełne pleno, a drugi manuał jest zbudowany w oparciu o głosy ośmiostopowe i czterostopowe. Lubię wyzwania, a koncert na tym instrumencie był wyzwaniem, bo zamieściłem w programie utwór Jehana Alaina, który wymagał większej palety barw, postanowiłem zagrać także wielką Sonatę Feliksa Borowskiego i mam nadzieję, że udało się pokazać wszystko, co jest najpiękniejsze w tych organach.

Z. S.: Przyznam się, że byłam zaskoczona efektem końcowym, bo nie sądziłam, że takie utwory można na tym instrumencie grać i zabrzmiały one pięknie.

P. R.: Ja się także cieszę, kiedy następuje coś w rodzaju „sprzężenia zwrotnego”, polegającego na tym, że instrumenty, które ja znam i wydaje mi się, że już mnie niczym nie zaskoczą, kiedy zasiada przy nich inny organista, a on odkrywa zaskakującą mnie paletę barw, zastosuje połączenie głosów, które jest dla mnie wielką niespodzianką. Są to wspaniałe chwile.

Z. S.: Bardzo umiejętnie dobrał Pan głosy towarzysząc fletowi, na którym grała rewelacyjnie Edyta Fil.

P. R.: Edytka Fil przyjechała na ten koncert z dalekiej Moskwy. Jest to genialna flecistka, z którą współpracowało mi się wspaniale, a mieliśmy w programie m.in. „Tańce rumuńskie” Beli Bartoka – dzieło bardzo trudne, wieloczęściowe, wymagające wielkiej precyzji i wielu wspólnie spędzonych chwil, a my nie mieliśmy za dużo czasu, aby wspólnie popracować. Mimo to obydwoje stwierdziliśmy, że grało nam się tak, jakbyśmy zawsze ze sobą współpracowali.

Z. S.: Podczas koncertów w Rzeszowie i w Leżajsku improwizował Pan na tematy zadane przez publiczność. Okazuje się, że publiczność bardzo chętnie zgłaszała utwory, których melodie miały zabrzmieć w improwizacji. Bez trudu można by było zapełnić improwizacjami cały koncert.

P. R.: Bardzo mnie cieszy fakt, że udaje się nawiązać z publicznością taką nić porozumienia, która owocuje zestawem ciekawych tematów do improwizacji. Opowiem pani pewną ciekawostkę. Wczoraj wieczorem miałem okazję zamykać koncertem finałowym, razem z panem burmistrzem, międzynarodowy festiwal organowy w Oleśnicy niedaleko Wrocławia, który odbywa się w przepięknej bazylice. Wykonawcą wczorajszego koncertu był Henryk Jan Botor, który jest świetnym improwizatorem. Umówiłem się z nim, że publiczność poda mu tematy. Z obawą mówił przed koncertem, że potrzebne są chociaż dwa tematy. Po mojej zapowiedzi bardzo szybko padały propozycje i było ich aż jedenaście. Oczywiście nie mógł skorzystać ze wszystkich, ale większość zabrzmiała. W Leżajsku było podobnie – wiele osób śmiało zgłaszało swoje propozycje, postanowiłem zbudować z tego kilka improwizacji i wykonałem je na wszystkich instrumentach, które na chórze się znajdują (mamy w leżajskiej bazylice trzy instrumenty). Planowałem, że wykorzystam te dwa mniejsze instrumenty towarzysząc profesorowi Igorowi Cecocho, który grał na trąbce, a raczej na kilku trąbkach. Z tym znakomitym trębaczem współpracuję już dość długo, rozumiemy się doskonale i lubimy z sobą grać, a nawet przygotowujemy się do nagrania wspólnej płyty. Nie wykorzystaliśmy dzisiaj bocznych instrumentów z jednej prostej przyczyny – obok bocznych organów jest mało miejsca i dźwięk trąbki był jakby „zakryty”. Dużo czasu poświęciliśmy na próbę, bo chcieliśmy dobrze ustawić proporcje pomiędzy instrumentami, bardzo nam bowiem zależało, żeby te proporcje były właściwe. Mieliśmy asystenta, który nam pomagał grając fragmenty razem z trąbką, a ja w tym czasie słuchałem na dole, bo na chórze słychać zupełnie inaczej. Igor musiał stanąć na podeście niedaleko balustrady, aby z dołu było widać czarę instrumentu.

Z. S.: Nie miał Pan chyba większych problemów z doborem głosów do utworów na dużym instrumencie.

P. R.: Nie miałem. To jest bardzo ciekawy instrument, z przepięknym prospektem barokowym, a właściwie nawet rokokowym. Dzisiaj dopiero uświadomiłem sobie, że on przeżył trzy duże odsłony. Najpierw ten prospekt krył instrument barokowy, nieznany nam dzisiaj zupełnie. W 1905 roku Aleksander Żebrowski – znany budowniczy organów ze Lwowa, zbudował duży instrument romantyczny na bazie istniejącego instrumentu barokowego, a więc ten główny pozytyw, który był potężny, z obsadzonym głosem ośmiostopowym, został opróżniony i w tym miejscu postawiono przodem do ołtarza przepiękny kontuar, stylizowany na słynny kontuar francuskiego budowniczego Cavaille – Colla, z różnymi urządzeniami, nawet z rozstawianiem głosów, i to była druga odsłona – romantyczny instrument w szafie barokowej. Trzecia odsłona nastąpiła w roku 1967, kiedy to organmistrz Robert Polcyn z Poznania wraz ze swoją firmą, pod nadzorem rzeczoznawców, dał nową szatę leżajskim organom – zbarokizował je. Z dzisiejszego punktu widzenia, powrót do wzorców barokowych nie był najwierniejszy, bo samo umiejscowienie w organach o specyfice i oddechu romantycznym głosów wysokostopowych nie rozwiązało problematyki w 100%. Niemniej jednak taki był stan wiedzy w tamtych latach i było to wówczas odkrywcze i nowatorskie. Mówiąc najkrócej – instrument zromantyzowany został odromantyzowany – i to jest trzecia odsłona głównego instrumentu leżajskiego, który w tej szacie funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Ciekawostką jest pozostawienie w bocznych instrumentach starej substancji barokowej, jeszcze z XVII wieku. Najmniejsze organy, posiadające jedną klawiaturę ręczną i nożną, po lewej stronie stojąc przodem do ołtarza, są w największej części barokowe.

Z. S.: Utwory organowe, które wykonał Pan dzisiaj w bazylice leżajskiej, zaplanował Pan w oparciu o dyspozycję organów.

P. R.: Zawsze proszę organizatorów koncertów o dyspozycję instrumentu, czyli zestaw głosów i w oparciu o to staram się ułożyć program. W tym miejscu moglibyśmy rozpocząć długą dyskusję, co na danym instrumencie powinno się wykonywać, a czego nie należy grać. Zawsze są różne podejścia, natomiast układając program starałem się uwzględnić obecność trąbki, a właściwie trąbek, bo pan prof. Igor Cecocho w pierwszym utworze (Arioso – J. S. Bacha) grał przepięknie na flugelhornie, a później używał jeszcze trzech z przywiezionych czterech trąbek. Chcę podkreślić, że trąbka znakomicie łączy się z organami, bo można na tym instrumencie grać bardzo delikatnie, ale również można grać ostro lub mocno i wówczas trąbka jest doskonale słyszalna – nie zmiażdży jej dźwięk organów. Pokazaliśmy to we współczesnej kompozycji czeskiego kompozytora Lubosa Fisera, gdzie mamy pełen dużych kontrastów dialog trąbki i organów. Były takie momenty, kiedy organy były fortissimo a trąbka nadal była słyszalna. Jeśli gram z innymi instrumentami: skrzypce, wiolonczela, flet czy klarnet – trzeba bardzo pilnować właściwych proporcji.

Z. S.: Chcę jeszcze powrócić do improwizacji, których na koncertach miałam przyjemność wysłuchać, improwizował Pan na zadane tematy i tak się złożyło, że znał Pan wszystkie zgłoszone do improwizacji melodie. Co Pan robi, kiedy nie zna Pan tematu?

P. R.: To jest zawsze ryzyko i niebezpieczeństwo, jeśli improwizuje się w oparciu o tematy, które podaje publiczność na pół minuty przed improwizowaniem, łatwo wówczas „wejść na minę”. Miałem już takie sytuacje, że nie znałem melodii, ale podający zanucił ją, szybciutko zapisałem tę melodię i mogłem improwizować. Wbrew pozorom, z nieznanymi tematami jest mniejszy problem niż z tematami, które są wszystkim bardzo dobrze znane – na przykład temat „Ave Maria" - nie jest łatwo improwizować na temat, który się sam narzuca i jakby „wchodzi pod palce” , a trzeba coś innego pokazać w oparciu o temat, który człowieka kieruje już na określone tory. Nie jest to wcale takie proste. To jest ryzyko improwizowania, ale ja kocham improwizację.

Z. S.: Nie jest proste także połącznie wszystkich tematów – bo często jest Pan proszony o improwizację na temat melodii różnych pieśni kościelnych, utworów z muzyki klasycznej czy filmowej i trzeba je umiejętnie zestawić.

P. R.: Faktycznie, dzisiaj połączyłem „Bolero” Ravela z „Christus vincit”. Pierwszy z wymienionych utworów ma charakterystyczny rytm, który można przetworzyć na różne sposoby, natomiast melodia „Christus vincit” jest bardzo wdzięcznym dla improwizatora tematem, którym można mocno zakończyć całą formę. Muszę podkreślić, że w improwizacji oprócz wiedzy, doświadczenia, techniki – trzeba mieć refleks, bo słuchacz nie może ani przez moment odnieść wrażenia, że nie wiem, co mam grać, że czegoś szukam. Również każdy instrument inaczej inspiruje do improwizacji – inaczej mały instrument, inaczej duży, barokowy, romantyczny czy współczesny. Duże organy leżajskie inspirowały mnie do obszernych romantycznych improwizacji.

Z. S.: Czy ten fakt, że koncertując w różnych miejscach za każdym razem gra Pan na innym instrumencie, który ma tę samą nazwę – organy - zafascynował Pana i wpłynął na decyzję przy wyborze zawodu organisty – wirtuoza? Studiował Pan przecież także kompozycję.

P. R.: Organy umiłowałem w sposób szczególny i rzeczywiście ta różnorodność mnie zawsze pociągała, ale na organach zacząłem grać jako małe dziecko, bo w wieku czterech lat. Nie chodziłem wówczas jeszcze do żadnej szkoły, bo nie uczy się tak małych dzieci gry na organach. Zachwyciła mnie masa dźwięku – organy to jest taki „czołg muzyczny”, o ogromnych możliwościach. Jest to król instrumentów, a na pytanie, dlaczego organy są królem instrumentów – odpowiadam: bo jest największy, najwięcej może, nad wszystkimi panuje. Organy panują nad wszystkimi instrumentami, mogą być instrumentem solowym, akompaniującym, symfonicznym. Magia tego instrumentu mnie zachwyciła, raz postawiony dźwięk brzmi tak długo, jak chcę, jeśli tylko jest powietrze w miechu. Mogę sobie także dowolnie zmieniać barwę dźwięku, bo mam do dyspozycji różne przyciski, za pomocą których uruchamiam różne grupy piszczałek. To wszystko fascynuje mnie do dzisiaj, chociaż w moim zawodzie jest też niebezpieczeństwo, bo nigdy nie wiem, w jakim jest stanie instrument, dopóki przy nim nie zasiądę. Nie wiem wcześniej, czy będę mógł wykonać wszystko to, co chcę. Każdy instrument ma swoje tajemnice, czasem problemy. Trąbka jest pięknym instrumentem i bardzo trudnym, ale trębacz wie, na czym będzie grał, bo ma ten instrument, natomiast ja nie wiem, z czym się spotkam, bo przecież każde organy są inne zarówno technicznie, jak i brzmieniowo, bo głosy mające tę samą nazwę brzmią inaczej.

Z. S.: Organy są wrażliwe na temperaturę, pogodę, bo od niej zależy wilgotność powierza.

P. R.: Organy są wrażliwe na wszystko, nawet na wykonawcę. (śmiech)

Z. S.: Ukończył Pan także kompozycję, czy ma Pan czas na komponowanie?

P. R.: Czasem tak, ale najbardziej mobilizują mnie zamówienia. Ostatnio pisałem utwór organowy na konkurs jako kompozycję obowiązkową. Nie wygląda to jednak tak, że siadam, komponuję i za kilka czy kilkanaście godzin utwór jest gotowy. Nie da się tego zrobić po prostu „na kolanie”. Trzeba się wcześniej zastanowić, coś naszkicować, przemyśleć i dopiero wówczas zabierać się do tworzenia.

Z. S.: Nie można komponowania porównać z improwizacją.

P. R.: Nie, bo kompozytor ma czas, a jak uzna, że jest to dzieło niedoskonałe, to może je poprawić, wyrzucić, spopielić, a w improwizacji nie ma na to czasu – tworzę, gram i publiczność tego słucha. Jest to fascynujące, ale tak naprawdę nie można grać dobrze na organach, jak się tym człowiek nie pasjonuje. Ta pasja nie znosi konkurencji. Uwielbiam się „zaszyć” przy organach na kilka godzin, ale to odbywa się kosztem życia prywatnego. Sztuka potrzebuje czasu, a nie zawsze osoba towarzysząca nam w życiu to rozumie i akceptuje.

Z. S.: Lato jest dla organistów czasem wytężonej pracy.

P. R.: Tak, latem odbywa się większość festiwali organowych i są to nasze „żniwa”. Sezon zaczyna się w kwietniu lub maju, kiedy robi się ciepło i trwa do października, a czasem nawet do listopada, ale najintensywniej działamy w miesiącach wakacyjnych. Ja tego nie traktuję jako wyrzeczenie, bo jest to mój życiowy cel, ale jeśli ktoś chce żyć inaczej, to nie znajdzie kompromisu. Organista musi pracować jak rolnik, bo rolnik ma żniwa przy zbiorach, a my mamy w tym samym czasie „żniwa muzyczne”.

Z. S.: Myślę, że z dobrymi wrażeniami wyjedzie Pan z Podkarpacia, chociażby z tego powodu, że ma Pan tutaj dalszą rodzinę.

P. R.: Tak. Stąd pochodzi moja mama, a tato z Nowego Sącza. W Nowym Sączu mamy dom rodzinny, którym się obecnie opiekuję. To są dla mnie tereny bardzo ważne, bowiem tutaj „ładuję akumulatory”. Ten rok jest także wyjątkowy, bo moja trasa koncertowa w bardzo naturalny sposób ułożyła się sentymentalnie. Grałem w Bieczu, w Krakowie, Nowym Sączu, Rzeszowie i Leżajsku. Zawsze z przyjemnością przyjeżdżam w te strony z koncertami, bo jest tutaj wiele pięknych miejsc i cudownych instrumentów, a także ludzie są wspaniali. Cóż więcej można chcieć?

Z prof. nadzw. dr hab. Piotrem Rojkiem rozmawiała Zofia Stopińska 31 lipca w Leżajsku.

Pozwolę sobie jeszcze na przybliżenie sylwetki tego znakomitego artysty.

Piotr Rojek ukończył Ogólnokształcącą Szkołę Muzyczną I i II stopnia im. Karola Szymanowskiego we Wrocławiu, w klasie organów Klemensa Kamińskiego (1994 r.). Kontynuował edukację w Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, wieńcząc ją dyplomami: na Wydziale Instrumentalnym w klasie organów prof. Andrzeja Chorosińskiego (1999 r.) oraz na Wydziale Kompozycji, Dyrygentury, Teorii Muzyki i Muzykoterapii w klasie kompozycji prof. Zygmunta Herembeszty i prof. dr hab. Krystiana Kiełba (2003 r.)

Odbył szereg kursów mistrzowskich – interpretacyjnych oraz improwizatorskich, prowadzonych przez tak wybitne osobistości świata muzyki organowej jak: Julian Gębalski, Bernhard Haas, Hans Haselböck, Ton Koopman, Jon Laukvik, Armin Schoof, Wolfgang Seifen, Józef Serafin czy Harald Vogel.

Dr hab. Piotr Rojek pracuje na stanowisku profesora w macierzystej uczelni. Kieruje Katedrą Organów, Klawesynu i Muzyki Dawnej. W kwietniu 2016 został wybrany na stanowisko Dziekana Wydziału Instrumentalnego / na kadencję 2016 – 2020/. Prowadzi również klasę organów w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. Ryszarda Bukowskiego we Wrocławiu.

Artysta koncertował m.in. w Czechach, Finlandii, na Łotwie, w Niemczech, Norwegii, Słowacji, Szwecji, Ukrainie, Wielkiej Brytanii oraz na Wyspach Alandzkich. Prowadzi także kursy mistrzowskie w kraju i za granicą. Ma w dorobku kilkanaście płyt. Powstała w 2005 roku płyta, na której zarejestrowano dziewięć toccat wybitnych kompozytorów od baroku do XX wieku, wykonanych na zabytkowych organach Adama Horacego Caspariniego w Wołowie, otrzymała nominacje do prestiżowej nagrody Polskiej Akademii Fonograficznej Fryderyk.

Piotr Rojek był stypendystą Ministra Kultury i Sztuki, Internationale Altenberger Orgelakademie w Niemczech oraz laureatem konkursów organowych i kompozytorskich.

Artysta otrzymał także szereg nagród i wyróżnień, m.in. : Nagrody Rektora Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, Nagrodę Dyrektora Centrum Edukacji Artystycznej w Warszawie, Brązowy Krzyż Zasługi, Odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej oraz Nagrodę Ministra Kultury Ukrainy.

Chińskie inspiracje i muzyka polska w Filharmonii Podkarpackiej

W środku wakacji Filharmonia Podkarpacka im. Artura Malawskiego w Rzeszowie zaprasza Państwa 13 sierpnia 2017 roku, (NIEDZIELA), o godzinie 18:00 do sali koncertowej na koncert „Chińskie inspiracje i muzyka polska”.

Zofia Stopińska: Na temat niedzielnego koncertu i najbliższych planów naszych filharmoników rozmawiam z panią prof. Martą Wierzbieniec – Dyrektorem Naczelnym Filharmonii Podkarpackiej.

Marta Wierzbieniec: Jest środek lata, środek urlopów, dodatkowo długi weekend rozpocznie się właściwie już 11 sierpnia, a tu koncert w Filharmonii? – dlaczegóż by nie? Niektórzy na pewno już wrócili ze swoich wakacyjnych wyjazdów, inni może jeszcze nie zdążyli wyjechać, bo zaplanowali urlopy na końcówkę sierpnia albo na wrzesień. Nasza wakacyjna oferta skierowana jest do tych osób, a także do tych, którzy na urlop z różnych powodów nie wyjeżdżają. Wszystkich serdecznie zapraszam.
Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej dużo pracowała w lipcu i na początku sierpnia. Już pod koniec czerwca w Filharmonii wystawiona została operetka „Zemsta nietoperza” – Johanna Straussa, w lipcu odbył się koncert Orkiestry w czasie Festiwalu im. K. Jamroz w Busku Zdroju, Zespół „Arso Ensamble” występował na scenie przy fontannie multimedialnej w Rzeszowie, ten sam zespół w nieco innym składzie koncertował w zabytkowej cerkwi w Radrużu, a Orkiestra towarzyszyła solistom w czasie koncertu plenerowego 30 lipca w Lubaczowie. Lipiec był bardzo pracowity, a 13 sierpnia Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej wystąpi w czasie Festiwalu w Krynicy Zdroju.
W tym samym dniu (13 sierpnia) zapraszamy Państwa do Filharmonii Podkarpackiej na godzinę 18.00. Zwykle w soboty i w niedziele organizujemy koncerty nieco wcześniej, bo dla większości Państwa jest to dzień wolny od pracy i można się wcześniej wybrać na koncert.

W najbliższą niedzielę wystąpią wyjątkowi goście, bo przyjadą do nas artyści z Chin.
Filharmonia Podkarpacka nawiązuje współpracę z ośrodkami muzycznymi w Chinach. Mamy różne, dalekosiężne plany tej współpracy. Rozmawiamy nie tylko o tournée Orkiestry naszej Filharmonii do Chin, bo taka trasa koncertowa niebawem już przed nami – na przełomie bieżącego i następnego roku będziemy w Chinach. Chce jednak zapewnić Państwa, że Koncert Sylwestrowy i Koncert Noworoczny odbędą się w Filharmonii, ponieważ Orkiestra liczy 70 osób i nie wszyscy wyjadą, a ci, co zostaną i doangażowani muzycy, pod dyrekcją maestro Massimiliano Caldiego, wystąpią w Rzeszowie.

Podczas pobytu w Chinach Orkiestra koncertować będzie w dziewięciu, a może nawet dziesięciu miastach. Pobyt będzie trwał aż dwa tygodnie i czeka nas ogromna wyprawa, wymagająca mnóstwa przeróżnych działań organizacyjnych i przygotowań artystycznych.

Z. S.: Orkiestra i zespoły Filharmonii Podkarpackiej będą mieli okazję koncertować w Chinach, a w Rzeszowie usłyszymy artystów z Chin.

M. W.: Współpraca polegać będzie nie tylko na naszych wyjazdach, to także plany zaproszenia tutaj chińskich wykonawców. Rozmawiamy także o nagraniach. Jedną płytę w związku z planowanym wyjazdem już zarejestrowaliśmy i ona ukaże się jesienią. Tę płytę można by nazwać „Chińskie inspiracje w muzyce europejskiej", bo być może nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wielu kompozytorów właśnie z kultury chińskiej czerpało muzyczne natchnienie. Rozmawiamy także o nagrywaniu z Chińczykami kolejnych płyt, być może z udziałem ich dyrygentów i solistów. Rozmawiamy także o warsztatach i różnych formach edukacji, m.in. w zakresie dyrygentury czy instrumentalistyki, ale to wszystko przed nami i trudno mówić o szczegółach, bo najpierw musimy się poznawać, spotykać, rozmawiać, a przede wszystkim prezentować swoją kulturę.

Z. S.: Niedzielny koncert w Rzeszowie będzie dobrym początkiem, bo w programie będą utwory kompozytorów z Chin i Polski.

M. W.: Tak. 13 sierpnia o 18.00 w Filharmonii Podkarpackiej gościć będziemy artystów z Chin – wystąpi osiem osób prezentując różnorodne programy. Chińczycy zaprezentują także swoje instrumenty, myślę, że będzie bardzo kolorowo i ciekawie, bo przecież tej muzyki nie słuchamy na co dzień. Nie znamy nawet zbyt wielu nazwisk chińskich kompozytorów i dlatego zapraszam Państwa serdecznie do Filharmonii Podkarpackiej. Jestem przekonana że z przyjemnością wszyscy posłuchają innych harmonii, systemów dźwiękowych, tonalności, budowy formalnej chińskich utworów.

Wiadomo, że Chińczycy interesują się kulturą europejską, a szczególnie muzyką polską – Chopin to przecież uwielbiany przez nich kompozytor. Będąc w Chinach w różnych miejscach można usłyszeć muzykę Chopina i nazwisko tego kompozytora jest znane.
Dlatego właśnie utwory Chopina zaprezentuje m.in. pani Maria Korecka-Soszkowska, wybitna polska pianistka pochodząca z Podkarpacie. Bardzo się cieszę, że utwory Chopina grać będzie osoba tak niezwykle zasłużona dla propagowania twórczości tego kompozytora nie tylko w Polsce.

Będzie to okazja do rozmów, do spotkań, pokażemy Chińczykom nasz region i nasze miasto, bo chcemy, aby ta współpraca zaowocowała różnymi projektami artystycznymi, które będziemy mogli realizować w przyszłości.
Serdecznie zapraszam Państwa w najbliższą niedzielę o 18.00 do Filharmonii Podkarpackiej na koncert „Chińskie inspiracje i muzyka polska”.

Z panią prof. Martą Wierzbieniec – Dyrektorem Naczelnym Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie rozmawiała Zofia Stopińska 8 sierpnia 2017 roku.

Chcę także polecić Państwa uwadze wywiad z panią prof. Marią Korecką-Soszkowską, który zarejestrowałam na początku czerwca b.r. w Warszawie - wywiad zamieszczony jest na tym blogu. Warto także posłuchać najnowszej, bo wydanej na początku 2017 roku płyty z utworami Fryderyka Chopina w wykonaniu Marii Koreckiej-Soszkowskiej. Na krążku zamieszczone są 24. Preludia op. 28 oraz Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22. Być może przed niedzielnym koncertem w Filharmonii Podkarpackiej można będzie także kupić tę płytę.

Roma Owsińska zaprasza do Buska-Zdroju

Zofia Stopińska: Piękny upalny sierpniowy dzień postanowiłam spędzić w Busku – Zdroju i spacerując w pobliżu Sanatorium „Marconi” zobaczyłam afisze zapowiadające dwie muzyczne imprezy. Spotkałam też osobę, która jest pomysłodawczynią i dyrektorem artystycznym tych imprez, a jest nią pani dr Roma Owsińska – wybitna polska śpiewaczka, którą z pewnością dobrze pamiętają melomani odwiedzający Filharmonię Podkarpacką i stali bywalcy Festiwalu im. Adama Didura w Sanoku. Poprosiłam artystkę o rozmowę, aby Państwu przybliżyć wydarzenia, które już niedługo będą się odbywać w Busku – Zdroju.

Roma Owsińska: W tym roku organizuję tutaj w najbliższych dniach dwa wielkie wydarzenia, bo oprócz III Świętokrzyskich Warsztatów Wokalistyki i Plastyki Ruchu po raz pierwszy organizuję Ogólnopolski Konkurs Wokalny „Bella Voce”, ale ten Konkurs stał się od razu imprezą międzynarodową. Zgłosiło się wielu młodych znakomitych śpiewaków, którzy już zdobyli nagrody na międzynarodowych konkursach i w większości są to już absolwenci wydziałów wokalno-aktorskich akademii muzycznych, niektórzy pracują już w teatrach operowych. Mamy 60-ciu uczestników tego konkursu – to bardzo dużo i stąd decyzja, że będzie to konkurs jednoetapowy. Każdy powinien przygotować pięć utworów: arię barokową, oratoryjną lub klasyczną, pieśń polską, pieśń obcą czy utwór polski dla drugiej - starszej grupy oraz utwór dowolny. Z tych pięciu utworów – dwa wybiera jury, a jeden uczestnik. Sądzę, że wszyscy uczestnicy będą z takiego rozwiązania zadowoleni i będą się mogli pokazać z najlepszej strony. Oprócz Polaków do konkursu zgłosili się: Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, Koreańczycy, Chińczycy, a nawet Hindus. Jurorzy będą mieli bardzo dużo pracy, a tutejsza publiczność będzie zachwycona, bo wszyscy w Busku - Zdroju kochają śpiew. Zaplanowałam też udział w konkursie młodzieży uczęszczającej do średnich szkół muzycznych i jestem zaskoczona, że zgłosiło się dużo mniej uczestników. Są wśród nich również laureaci innych konkursów, ale myślę, że na tym etapie być może nie wszyscy są już zafascynowani śpiewem i świadomi swoich możliwości.

Z. S.: Wspomniała Pani o publiczności. Czy przesłuchania konkursowe będą otwarte dla publiczności?

R. O.: Przesłuchania będą otwarte, ponieważ, jak już powiedziałam, publiczność kocha śpiew i z pewnością będą przychodzić na te występy także kuracjusze, a wielu z nich przyjechało tutaj z zagranicy. Będą mogli posłuchać wielu młodych Polaków oraz uczestników z innych krajów.

Z. S.: Do jury zaprosiła Pani wielkie autorytety z różnych ośrodków muzycznych w Polsce.

R. O.: Są to nie tylko artyści o światowej sławie, ale także znakomici pedagodzy: pan prof. Piotr Kusiewicz z Gdańska, pan prof. Piotr Łykowski z Wrocławia, pani prof. Jolanta Omiljanowicz-Quatrini – światowej sławy śpiewaczka, o której w Polsce niewiele się mówi, będzie pan prof. Jacek Ścibor z Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, który oprócz udziału w Jury będzie prowadził zajęcia z plastyki ruchu, będzie także pani Ewa Warta-Śmietana – Prezes Fundacji „Czardasz” z Krakowa, Renata Kuczyńska z Brauschweig w Niemczech i moja skromna osoba.

Z. S.: Chyba dobrze się złożyło, że Konkurs „Bella Voce” odbywa się w czasie trwania Warsztatów Wokalistyki i Plastyki Ruchu.

R. O.: Warsztaty rozpoczynają się już 7 sierpnia i młodzi śpiewacy wiele się u nas nauczą. Po raz trzeci zaprosiłam pana prof. Jacka Ścibora, który będzie prowadził zajęcia z plastyki ruchu i świetnie pracuje z młodzieżą, pomaga jej wyzwolić się z pewnych kompleksów. Występując na scenie nie można się wstydzić swoich emocji, nie można także być spiętym. Bardzo ważna jest także nauka wyjścia na scenę, ja tego uczę i pod tym względem moi uczniowie bardzo się różnią od innych, ale nie wszyscy nauczyciele zwracają na to uwagę. Oczywiście jest także wiele zajęć z dziedziny wokalistyki. Koroną tych warsztatów są koncerty. Od dwóch lat włączyłam do programów tych koncertów także muzykę operetkową i musicalową, bo ludzie kochają tę muzykę. Młodzi ludzie powinni próbować śpiewać także inne gatunki muzyki i najlepiej przygotowywać się do takich występów pod kierunkiem pedagoga. Jak często to obserwujemy, najwięksi śpiewacy świata potrafią znakomicie wykonywać zarówno muzykę klasyczną, operetkową, musicalową i piosenki. Trzej Tenorzy nauczyli nas i słuchać, i wykonywać taki szeroki repertuar.

Z. S.: Świętokrzyskie Warsztaty Wokalistyki i Plastyki Ruchu odbywają się w cyklu rocznym, a jak często będzie się odbywał Konkurs Wokalny „Bella Voce”?

R. O.: Na podstawie dużego zainteresowania pierwszą edycją Konkursu „Bella Voce” mogę powiedzieć, że mój pomysł zorganizowania go był „strzałem w dziesiątkę”. Zastanawiamy się, czy będziemy go robić każdego roku, czy co dwa lata. Z pewnością Świętokrzyskie Warsztaty i Konkurs „Bella Voce” są wielką promocją Buska - Zdroju i naszego kurortu. Dostarczamy mieszkańcom i kuracjuszom rozrywki w postaci pięknej muzyki, która pozwala się wszystkim radować i być szczęśliwym.

Z. S.: Macie odpowiednią bazę, aby przeprowadzić dwie duże imprezy w tym samym czasie?

R. O.: Mamy do dyspozycji budynek Szkoły Muzycznej I stopnia im. K. Pendereckiego i piękne Buskie Samorządowe Centrum Kultury. Mamy bardzo dobre warunki i wystarczającą ilość scen i sal do prowadzenia zajęć. Będziemy koncertować także poza Buskiem – w Solcu Zdroju. Organizujemy także koncerty muzyki sakralnej w kościele, a zaprasza nas ks. prałat Marek Podyma, który również ma duszę artysty – jest fotografem, pięknie recytuje i bierze również udział w naszych koncertach. Są osoby, które przyjeżdżają odpoczywać i leczyć się w trakcie trwania naszych Warsztatów. Poprzednie edycje odbywały się trochę później, a w tym roku rozpoczynamy już 7 sierpnia, bo później jest z kolei Święto Buska – Zdroju. Pani doktor z Łodzi, która organizowała sobie i swoim znajomym pobyt w Busku – Zdroju w czasie trwania Warsztatów, była niepocieszona tą zmianą terminu, ale udało się jej zmienić daty pobytu i będą także w tym roku z nami. Osób, które nam towarzyszą każdego roku, jest o wiele więcej.

Z. S.: Pani jest szefem artystycznym obydwu imprez, a głównym organizatorem jest Stowarzyszenie Voce.

R. O.: Jestem również Prezesem Stowarzyszenia Voce, które zajmuje się promocją młodych talentów. Pomagamy młodzieży nie tylko w czasie roku szkolnego organizując im koncerty, a na wakacjach uczestniczą w Świętokrzyskich Warsztatach Wokalistyki i Plastyki Ruchu. Ukłony i słowa podziękowania kieruję do pana burmistrza Waldemara Sikory, dziękuję panu staroście i przede wszystkim Marszałkowi Województwa Świętokrzyskiego panu Adamowi Jarubasowi, który jest zachwycony moim pomysłem i wspiera mnie znacznie, wspierają mnie także burmistrz i starosta. Bez tego wsparcia byłoby bardzo trudno zorganizować Warsztaty i Konkurs.

Z. S.: Rozmawiałam z Panią dawno temu, przy okazji koncertu w Rzeszowie, a później planowałyśmy spotkanie w Sanoku podczas Festiwalu im. Adama Didura i do Sanoka Pani nie przyjechała.

R. O.: Miałam przyjechać na Festiwal, ale dotknęło mnie straszne nieszczęście, bo poszłam do dentysty i usunęłam zęba. Pani doktor nie zrobiła wcześniej prześwietlenia i okazało się, że zrobiła mi się przetoka – czyli dziura do zatoki. Nie wolno mi było w ogóle śpiewać, potrzebna była interwencja chirurga i musiałam spędzić kilka dni w szpitalu. Zbiegło się to z planowanym wyjazdem na Festiwal im. Adama Didura do Sanoka. Pamiętam, że jak Pani dzwoniła, to byłam jeszcze w szpitalu.

Z. S.: Pamiętam, że wówczas pracowała Pani w Teatrze Wielkim w Łodzi, miała Pani wiele zaproszeń do innych teatrów operowych oraz koncertów i nie można było znaleźć czasu na pracę pedagogiczną. Teraz to się zmieniło.

R. O.: Tak, od tamtego czasu wiele się zmieniło. Pewnie Państwo wszyscy wiecie, że w tej naszej Łodzi działo się nieciekawie, ciągle się zmieniali dyrektorzy Teatru Wielkiego, były różne finansowe kłopoty, bo było nawet tak, że nie dostawaliśmy całej pensji. W pewnym momencie miałam już tego wszystkiego dość i postanowiłam korzystać z zaproszeń zagranicznych. Później umożliwiono osobom o długim stażu pracy przejście na emeryturę, a ponieważ spełniałam wymagane warunki, skorzystałam z tego i przyjechaliśmy tutaj, w rodzinne strony mojego męża. Kiedyś nie lubiłam takich małych ośrodków i początkowo były to tylko wakacyjne pobyty, ale szybko zmieniłam zdanie, zaczęliśmy remontować dom po rodzicach męża i postanowiliśmy tutaj zostać. Mąż jeszcze krótko pracował w Łodzi, ale pewnego dnia przyjechał i powiedział: „Roma złożyłem podanie - odchodzę” i zostaliśmy tutaj. Wówczas rozpoczęłam pracę pedagogiczna, która mnie bardzo pochłonęła. Cieszę się ogromnie, bo wielu moich wychowanków zdobywa nagrody na konkursach, bez kłopotu zdają egzaminy na uczelnie: do Katowic, do Warszawy, Gdańska, Bydgoszczy, a także studiują poza granicami Polski. Mam się czym pochwalić. Sama również śpiewam recitale, a najbliższy występ będę miała podczas Warsztatów Świętokrzyskich, ponieważ zawsze pedagodzy także występują – oprócz mnie zaśpiewają: Jolanta Omiljanowicz-Quatrini, Ewa Warta-Śmietana, Piotr Kusiewicz, Piotr Łykowski, Jacek Ścibor. Zapraszamy na koncerty - 11 sierpnia koncertujemy w Solcu Zdroju, podczas którego młodzież zaprezentuje się w koncercie zatytułowanym „ W krainie muzyki”, natomiast w Busku Zdroju 15 sierpnia odbędzie się w kościele św. Brata Alberta koncert „Vivat Regina”, Koncert Galowy uczestników III Świętokrzyskich Warsztatów Wokalistyki i Plastyki Ruchu odbędzie się 16 sierpnia o 19.00. W tym koncercie wystąpią również pedagodzy, natomiast 13 sierpnia o 19.00 w Sali Koncertowej Sanatorium „Marconi” rozpocznie się koncert laureatów I Konkursu Wokalnego „Bella Voce”. Zapraszamy serdecznie.

Zespół Parnassos wystąpił w Przemyślu

Zofia Stopińska: Po niezwykłym i wspaniałym koncercie Zespołu „Parnassos” na 17. Międzynarodowym Przemyskim Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne rozmawiam z panią Martyną Pastuszką - skrzypaczką, która ten zespół w 2001 roku założyła i nadal nim kieruje. Poruszyli Państwo przemyską publiczność tak, że ludzie nie wytrzymywali i po bardzo dynamicznych częściach rozlegały się oklaski.

Martyna Pastuszka: Rzeczywiście, ale to jest bardzo miłe, kiedy jest prośba, aby nie klaskać, a te oklaski są, tak jak na koncercie jazzowym. Świadczy to o tym, że komuś się bardzo podobało i chce nagrodzić oklaskami. W tym momencie odczuwamy, że to jest bardzo naturalne i nie polega to na przyjętych zasadach, że nagradzamy artystów po zakończeniu utworu, tylko ktoś bije brawo, bo jest tak „naładowany emocjami”, że nie może czekać na koniec. Myślę, że to jeden z najlepszych komplementów, jakie możemy dostać.

Z. S.: Czy wszystkie osoby grające w zespole związały życie z muzyką minionych epok?

M. P.: Różnie. Dla mnie i dla Adama Pastuszki minione epoki to rzeczywiście chleb powszedni, ale coraz bardziej przesuwamy się w kierunku początku XX wieku. Dla Anny Firlus, która jest też organistką, a może przede wszystkim, całe życie poświęciła organom i gra na tym instrumencie także olbrzymi repertuar XIX – wieczny i współczesny, a ulubioną jej formą są wielkie symfonie organowe. Krzysztof Firlus jest I kontrabasistą w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach i nieustannie ma kontakt ze współczesną muzyką, jest jednym z bardziej pożądanych kameralistów, a na violi da gamba także często gra muzykę współczesną. W poszukiwaniu innego brzmienia, delikatności i zmysłowości dźwięku współcześni kompozytorzy często tworzą utwory z udziałem instrumentów dawnych. Te instrumenty mają w brzmieniu coś organicznego, ludzkiego – może przez to, że używamy jelitowych strun, na których gra się tak, jakby się dotykało kogoś. To nie jest tylko taka rozmowa – krótko, długo, ostro, piano, forte. Mówi się na przykład, żeby smyczek był wolniejszy albo wszedł w głąb struny i to jest porównywalne z dotykiem.

Z. S.: Swoje organizacyjne zdolności i pasje przełożyła Pani nie tylko na niewielki zespół, ale także na orkiestrę.

M. P.: Tak. Od pięciu lat tworzymy w tym gronie, w którym jesteśmy wspólnie - orkiestrę. Ja jestem przewodnikiem, szefem artystycznym i koncertmistrzem, menager Artur Malke dba o to, abyśmy gościli na łamach prasy oraz innych mediów i działa fantastycznie. Bez współpracy Pastuszka – Malke nie byłoby zespołu, jakim jest Orkiestra Historyczna. Mamy ogromny repertuar, który się powiększa, bo ciągle mamy pasję spoglądania w partytury i zjadania ich oczami. Jak do stałego składu zaangażujemy dawne oboje i fagoty, i jak wszystko zagrają dokładnie tak, jak jest zapisane w partyturze, to jest dopiero ogromna przyjemność. Udaje nam się funkcjonować na polskim rynku muzyki klasycznej. W ciągu pięciu lat nagraliśmy pięć płyt. Dwie płyty czekają na wydanie. Do końca roku Musicon wyda naszą płytę z Mszą Wojciecha Dankowskiego ze Zbiorów Jasnogórskich, a także pod koniec bieżącego roku lub na początku przyszłego belgijska wytwórnia wypuści nasz album z concerti grossi włoskimi w Anglii – czyli: Avizon, Francesco Scarlatti, Francesco Geminiani. To wspaniała muzyka – dosyć późne concerti grossi z solującymi: partią skrzypiec, fantastyczną partią wiolonczeli i do tego duże continuo.

Z. S.: W Zespole Parnassos grają małżeństwa.

M. P.: Tak i to powoduje, że relacje pomiędzy ludźmi są inne. Wszystkie małżeństwa są bardzo udane i bardzo zżyte, chociaż nie oznacza to wcale, że rodzinnie to bezkonfliktowo, ale nam akurat się udaje bezkonfliktowo przechodzić przez życie w związku. To ma trochę inny poziom ciepła, zaufania i emocjonalności pomiędzy muzykami, kiedy mamy ze sobą dobre relacje i one muszą być naznaczone troską i szczerością. Słychać to także w muzyce. Na przykład jeśli pomylę się, albo jeżeli próbuję coś zrobić, to osoby, które są przyjaciółmi, wiedzą, że ja teraz się uczę coś robić. W tym przypadku spotykam się z „parasolem ochronnym” i większym zrozumieniem. Powtarzamy, uczymy się, bo to, czego się nauczymy jako grupa, to jest nasz kapitał.

Z. S.: Od początku do końca słuchałam Waszej wspaniałej gry z wielkim zainteresowaniem, a patrząc na Was w trakcie koncertu odnosiłam wrażenie, że Wy jesteście muzyką, która wychodzi z Waszych serc, poprzez mózg , ręce i palce przenosi się na smyczki, struny...

M. P.: Ładnie powiedziane. W sumie takie jest nasze założenie. W życiu dobieramy sobie przyjaciół i partnerów, a tworząc muzykę dobieramy sobie tych samych ludzi. Tworzymy grupę osób, dla których w momencie grania muzyka jest najważniejsza, co wcale nie oznacza, że w życiu jesteśmy wolni od trosk i obowiązków. Jesteśmy młodzi, mamy dzieci, prowadzimy domy i może dlatego jak wychodzimy z domu i bierzemy instrumenty, to myślimy wyłącznie o muzyce. Gramy z „apetytem” – można wyjść z domu i grać. W czasie próby czy koncertu cały czas odczuwamy przyjemność ze wspólnego grania i w każdym z nas cały czas coś drży w środku z niecierpliwości. Jesteśmy szczęśliwi, że tak wspaniale zostaliśmy przyjęci w Przemyślu, ale zapraszamy na nasze koncerty także do innych miast, a przede wszystkim do Katowic, gdzie występujemy najczęściej.

Z panią Martyną Pastuszką, założycielką i szefem artystycznym Zespołu „Parnassos” rozmawiała Zofia Stopińska 29 lipca 2017 roku w Przemyślu.

Zespół muzyki dawnej „Parnassos” wystąpił w Przemyślu w składzie: Martyna Pastuszka – skrzypce, Adam Pastuszka – skrzypce, Anna Firlus – klawesyn i Krzysztof Firlus – viola da gamba. Wystąpiła także gościnnie, współpracująca często z Zespołem sopranistka - Karolina Brachman.
Zespół „Parnassos” powstał w 2001 roku. Specjalizuje się w wykonywaniu muzyki okresu przedromantycznego, zgodnie z przyjętymi zasadami tzw. wykonawstwa historycznego, a więc grając na kopiach instrumentów właściwych danej epoce z użyciem dostępnych wówczas środków wykonawczych. Wszyscy są absolwentami katowickiej Akademii Muzycznej. W marcu roku 2004 członkowie zespołu wraz z sopranistką Karoliną Brachman i lutnistą Christophem Barthem zdobyli drugą nagrodę na Konkursie muzyki kameralnej „Concerto Barocco” w Wuppertal (Niemcy). Od chwili powstania zespół występował na niezależnych koncertach, był również gościem wielu festiwali w Polsce i za granicą. Zaproszenia do współpracy z zespołem przyjmują tak uznani soliści, jak Simon Standage, Barthold Kuijken, Dariusz Paradowski, Piotr Olech. We wrześniu 2007 roku ukazała się pierwsza płyta zespołu zatytułowana „O piękny czasie! O godzino wieczorna!” zawierająca utwory kompozytorów niemieckich XVII stulecia.

Zakochałam się w tym miejscu i chętnie powrócę do Przemyśla

Znakomity koncert Zespołu „Parnassos” odbył się 29 lipca w Kościele Salezjanów w Przemyślu w ramach 17. Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne. Zespół „Parnassos” wystąpił w składzie: Karolina Brachman – sopran, Martyna Pastuszka – skrzypce, Adam Pastuszka – skrzypce, Anna Firlus – klawesyn, Krzysztof Firlus – viola da gamba.
Wspaniale zabrzmiały podczas tego wieczoru dzieła Georga Friedricha Haendla oraz utwory znakomitych polskich twórców: Adama Jarzębskiego i Stanisława Sylwestra Szarzyńskiego.
Po koncercie był czas na krótka rozmowę ze śpiewaczką Karoliną Brachman, która oczarowała licznie zgromadzoną publiczność niezwykłej urody sopranem i interpretacją utworów Stanisława Sylwestra Szarzyńskiego i Georga Friedricha Haendla.

Zofia Stopińska: Serdecznie gratuluję i dziękuję za wspaniały wieczór, dzięki któremu mogliśmy poznać bardzo rzadko wykonywane utwory Georga Friedricha Haendla i kompozytorów polskich. Przepięknie i wzruszająco zabrzmiała we wnętrzu Kościoła Salezjanów kompozycja Stanisława Sylwestra Szarzyńskiego „Jesu spes mea”. Dowiedziałam się, że Pani repertuar i doświadczenia obejmują także różne gatunki muzyki wokalnej późniejszych epok oraz muzykę współczesną. To wielka sztuka, wymagająca wiedzy i umiejętności.

Karolina Brachman: Nie wiem, czy to wielka sztuka, ale przede wszystkim wielka frajda. To są różne światy i za każdym razem jest to ogromny przywilej móc wtopić się w świat danej epoki. Przede wszystkim za pomocą muzyki, bo to jest mój zawód, ale też literatury i innych dziedzin sztuki. To mi daje poczucie, że wiem, w jakim miejscu jestem. Samodzielnie robię programy z muzyką dawną. Jeśli chodzi o muzykę nową, to raczej jestem „muzykiem do wynajęcia”, a także śpiewaczką, dla której różni kompozytorzy piszą. Ostatnio połączenie muzyki dawnej i najnowszej spotyka się bardzo często, ponieważ twórcy muzyki współczesnej bardzo cenią sobie rodzaj dźwięku bardzo klarowny, czysty i dlatego muzyka dawna, i współczesna nie są trudne do połączenia. To są bardzo bliskie światy i obydwa polegają również na improwizacji.

Z. S.: Podziwiałam Panią dzisiaj, z jaką łatwością i dokładnością wykonywała Pani wszystkie ozdobniki, których w muzyce dawnej jest bardzo dużo. Wielokrotnie trwały one długo i realizowane były na jednym oddechu, przepona musi wówczas pracować bardzo sprawnie.

K. B.: Wszystko musi wtedy pracować – serce, przepona, głowa. To musi stanowić jedność, aby można się było zacząć bawić tym, czego przez długie lata uczyliśmy się.

Z. S.: Dzisiaj miała Pani bardzo dobre towarzystwo do kreowania muzyki ponad trzech wieków.

K. B.: Towarzystwo miałam znakomite. To koledzy, z którymi współpracuję już bardzo długo. To wspaniali muzycy. Pani Martyna Pastuszka od jakiegoś czasu prowadzi także orkiestrę i uważam, że jest to najbardziej żywiołowa orkiestra, jaką w tym kraju można usłyszeć.

Z. S.: Zamieszczone w programie koncertu utwory Georga Friedricha Haendla stanowiły pewną spójną całość, jednak wspaniałe wykonanie sprawiło, że kilkakrotnie ręce publiczności same składały się do braw i pewnie to trochę Wam przeszkadzało.

K. B.: To w zasadzie nie przeszkadzało. Pewne części były tak dynamiczne, że brawa były naturalnym efektem. Może nawet byłoby bardzo dziwnie, gdyby muzycy skończyli z taką ekspresją, a później byłaby cisza. Mieliśmy inne plany, ale publiczność je zmieniła i to jest właśnie ta fantastyczna rzecz na żywych koncertach, że dynamika z muzyków przechodzi na publiczność i to jest jeden z najważniejszych powodów, dla którego my ten zawód wykonujemy.

Z. S.: Większość Pani występów odbywa się niestety poza granicami Polski. Podobnie jak działalność pedagogiczna.

K. B.: Tak, już od piętnastu lat mieszkam w Niemczech i tam obecnie też pracuję na uczelni, ale moje kontakty z Polską i polskimi muzykami są bardzo częste. Dotyczy to zarówno muzyki dawnej, jak i współczesnej. Najczęściej współpracuję z Orkiestrą Historyczną i z tym zespołem.

Z. S.: Była już Pani w tych stronach?

K. B.: Byłam w Przemyślu parę lat temu, kiedy wykonywaliśmy program „Welon i tonsura” złożony z utworów kompozytorów duchownych – zakonników i zakonnic. Jednym z ważnych punktów mojej działalności jest twórczość kompozytorek i bardzo wiele z nich było zakonnicami, najczęściej we Włoszech albo w Austrii.

Z. S.: Wiele osób, które przyjeżdżają na Podkarpacie z koncertami mówi, że od razu wiedzą, że są na terenie dawnej Galicji.

K. B.: To prawda. Jak byłam tu pierwszy raz parę lat temu, to się absolutnie zakochałam w tym miejscu i od razu pomyślałam, że muszę tu wrócić. Jestem bardzo wdzięczna panu Tomaszowi Ślusarczykowi, że mnie zaprosił, ponieważ od jutra rozpoczynam urlop w Krasiczynie. Bardzo się cieszę, bo Galicja ma niesamowity, nigdzie niespotykany klimat i taką dobroczynną powolność. Zazwyczaj wszystko robimy szybko, ciągle się śpieszymy i bez przerwy żyjemy w stresie – starczy chwila w Przemyślu, a wszystko robimy wolniej i spokojniej. Okazuje się, że mam więcej czasu i potrafię się bardziej skupić na pracy. Jest w tym coś, co mnie bardzo uwiodło. Myślę, że w czasie urlopu te moje odczucia i miłość do tych stron jeszcze bardziej się ugruntują. Z niecierpliwością będę czekać na następne zaproszenie. Dziękuję publiczności za wspaniałe przyjęcie i mówię do zobaczenia.

Z sopranistą Karoliną Brachman rozmawiała Zofia Stopińska 29 lipca w Przemyślu.

Nie było czasu na dłuższą rozmowę i dlatego pozwolę sobie zamieścić krótki życiorys Artystki.
Karolina Brachman urodziła się w Rudzie Śląskiej, obecnie mieszka w Wuppertalu. Studiowała teorię muzyki oraz śpiew w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Studia wokalne kontynuowała w Hochschule für Musik w Kolonii w klasie prof. Barbary Schick. Ukończyła je w 2007 roku, uzyskując dyplom z wyróżnieniem. Działalność artystyczna Karoliny Brachman związana jest najsilniej z nurtem historycznej praktyki wykonawczej muzyki dawnej. Artystka współpracuje z wieloma dyrygentami i zespołami. Jej repertuar i doświadczenia obejmują jednak nie tylko muzykę średniowieczną, w tym chorał gregoriański, czy wszystkie gatunki muzyki wokalnej baroku i klasycyzmu, ale też romantyczną muzykę kameralną i oratoryjną, pieśni oraz muzykę współczesną. Projekty koncertowe i nagrania płytowe z muzyką średniowieczną i barokową z udziałem Karoliny Brachman zdobywały w ostatnich latach uznanie międzynarodowej krytyki oraz liczne nagrody. Od kilku lat sopranistka prowadzi wykłady i warsztaty poświęcone historycznym praktykom wykonawczym, zaś w roku 2012 objęła klasę śpiewu solowego w Instytucie Muzyki Hochschule Osnabrück.

Zapraszamy na Salezjańskie Lato Muzyczne do Przemyśla

Zofia Stopińska: Na półmetku 17. Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne rozmawiam z panem Tomaszem Ślusarczykiem – dyrektorem artystycznym tej imprezy. „Wielcy mistrzowie znani i nieznani” - ten tytuł łączy wszystkie koncerty, ale trzeba podkreślić, że tych wielkich nieznanych mistrzów jest ciągle wielu.

Tomasz Ślusarczyk: Skupiamy się wokół twórców, którzy goszczą na scenach koncertowych świata, ale jesteśmy przekonani, że także warto pokazywać tych zapomnianych. W Polsce jest ich wielu i pewnie nie wszystkich będziemy mogli pokazać, bowiem przez nasz kraj przetoczyło się mnóstwo wojen. Przykładowo potop szwedzki zniszczył ponad czterdzieści procent populacji, nie mówiąc już o zbiorach dzieł sztuki, wśród których były także muzykalia, które zaginęły. Później, w czasach saskich, kryzys w działalności muzycznej był bardzo widoczny i dopiero pod koniec XVII wieku Polska trochę odetchnęła, ale większość dzieł minionych epok przepadła. Stąd koncert Zespołu Parnassos, podczas którego zabrzmiały wspaniałe dzieła Georga Friedricha Haendla, stanowiące koronę epoki baroku, a do tego polscy kompozytorzy – Stanisław Sylwester Szarzyński i Adam Jarzębski. Okazuje się, że ich muzyka wcale nie odbiegała poziomem od dzieł powstających na terenie innych krajów europejskich. Jakże często o tym zapominamy i skupiamy się na wychwalaniu zachodnich kompozytorów, a zapominamy, że mieliśmy naprawdę wielkich twórców – do wymienionych przed chwilą dodajmy jeszcze Mielczewskiego i Zieleńskiego, który wydawał swe dzieła w weneckiej oficynie. „Mistrzowie znani i nieznani” – ten tytuł odnosi się także do muzyków, szczególnie tych młodych, bo zadaniem naszego festiwalu jest zapraszanie nie tylko sławnych muzyków, którzy mają już ugruntowaną karierę w Polsce i na świecie, ale także zapraszanie młodych artystów, którzy dopiero rozpoczynają działalność artystyczną na estradach polskich i europejskich. Staram się zapraszać utalentowanych studentów z akademii muzycznych, w których pracuję – Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, Akademii Muzycznej w Krakowie i Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie. Chcemy ich w ten sposób promować. Kolejnym celem Festiwalu jest także propagowanie koncertów. Wiele osób zbyt wielką wagę przykłada do nagrań i słucha prawie wyłącznie utworów utrwalonych na płytach, nie doceniając odbioru na żywo.

Z. S.: Na szczęście nic nie zastąpi koncertu i kontaktu z artystą podczas koncertu.

T. Ś.: To są inne wrażenia, inne emocje. Będąc na koncercie łatwiej nam się przenieść w czasy, kiedy te dzieła powstawały z potrzeby duszy oraz do określonych pomieszczeń (kościoły, dwory) i na specjalne okazje. To pomaga spojrzeć na te dzieła oczami ówczesnych twórców.

Z. S.: Do końca „Salezjańskiego Lata Muzycznego”, czyli do 12 sierpnia będą jeszcze bardzo różnorodne koncerty; jutro (30 lipca) zapraszacie na Zamek Kazimierzowski na recital chopinowski, w piątek (4 sierpnia) w Kościele Salezjanów wystąpią artyści koncertujący na całym świecie – flecista Łukasz Długosz i organista Roman Perucki, po raz pierwszy na tym Festiwalu wystawiona zostanie opera.

T. Ś.: Jestem bardzo dumny, że udało nam się zorganizować spektakl operowy. Tej formy brakowało mi bardzo. Do tej pory były recitale organowe, skrzypcowe, wokalne, przez kilka lat przyjeżdżały do nas wielkie orkiestry symfoniczne z Anglii, orkiestry dęte, rozbrzmiewała muzyka dawna sakralna i świecka, muzyka cerkiewna, chorał gregoriański, a w tym roku przyszedł czas na operę. W sobotę (5 sierpnia) w Sali Zamku Kazimierzowskiego wystawiona zostanie „La Serva Padrona” Giovanniego Battisty Pergolesiego, którą wykonają artyści z Białegostoku, działający w tamtejszej filii Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.

Z. S.: Oczekiwany jest także koncert muzyki z dawnych źródeł, odnalezionych w tych stronach.

T. Ś.: Jak zwykle takiego koncertu nie zabraknie. Będzie to koncert z muzyką cerkiewną w Katedrze Greckokatolickiej w środę 9 sierpnia w wykonaniu zespołu Exchatofonia. Program wypełnią opracowania zachowanych rękopisów z tzw. Skitu Maniawskiego z XVII wieku. Skit Maniawski to prawosławny klasztor mieszczący się niedaleko Stanisławowa, był ostatnim z klasztorów prawosławnych, który kontynuował tradycje muzyczne dawnej prawosławnej eparchii przemyskiej. Usłyszymy śpiewy, które kiedyś istniały i były kultywowane na tych ziemiach, a klasztory prawosławne były ośrodkami, w których kształtowano ten styl. Źródła zachowały się na Ukrainie i opracował je nieżyjący już prof. Roman Stelmaszczuk z Akademii Muzycznej we Lwowie. W tym koncercie wystąpi także saksofonista, który będzie improwizował na tematy utworów w wykonaniu śpiewaków. Ostatni koncert poświęcony będzie muzyce odnalezionej. Pojawią się utwory, które w XVIII wieku skomponowali: Jan Krtitel Dolar, który działał prawdopodobnie na dworze cesarza Leopolda II , a usłyszymy jego Sonatę na trąbkę, cztery puzony i basso continuo, drugim kompozytorem jest Augustin Kerzinger i na sam koniec Creato Butner – znakomity organista i kompozytor działający w Gdańsku. W ubiegłym roku odnaleziono jego monumentalne „Te Deum” na 3 chóry, 2 trąbki, kotły, 4 puzony, 4 viole da gamba i koncertujące skrzypce. Ten utwór zabrzmi na zakończenie Festiwalu 12 sierpnia.

Z. S.: Dodajmy jeszcze, że koncert odbędzie się w Kościele Karmelitów w Przemyślu.

T. Ś.: Mamy taką możliwość w Przemyślu, że często muzyka może rozbrzmiewać we wnętrzach z epoki. Kościół Karmelitów to jedna z najpiękniejszych świątyń w tej części Polski, posiadająca piękną bryłę i jedną z najlepszych akustyk. Muzyka, która powstała w tym samym czasie, co świątynia, zabrzmi w jej wnętrzach z pewnością znakomicie.

Z. S.: Na większość z koncertów wstęp jest wolny.

T. Ś.: Festiwal został dofinansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, i zgodnie z wnioskiem sporządzonych przez Przemyskie Centrum Kultury i Nauki Zamek, część koncertów powinna być biletowana. Pani Renata Nowakowska – Dyrektor Festiwalu zadecydowała, że będą to: koncert Leszka Możdżera i opera. Odbędzie się jeszcze 10 sierpnia w Kościele Salezjanów impreza towarzysząca zorganizowana w ramach obchodów 50. Rocznicy śmierci Zoltana Kodalya. Wkrótce pojawią się afisze.

Z. S.: Należy zaglądać na strony Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki Zamek i Klasyki na Podkarpaciu, gdzie wkrótce będą szczegółowe informacje.


Z dr Tomaszem Ślusarczykiem – dyrektorem artystycznym 17. Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu Salezjańskie Lato Muzyczne rozmawiała Zofia Stopińska 29 lipca 2017r.

Urszula Kryger wystąpiła po raz pierwszy na Festiwalu w Leżajsku

Wybitna polska mezzosopranistka Urszula Kryger wystąpiła w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku 17 lipca z towarzyszeniem świetnego organisty Bartosza Jakubczaka. Przed rozmową, którą wówczas utrwaliłam, chcę przybliżyć sylwetkę tej wspaniałej śpiewaczki.
Urszula Kryger jest absolwentką dwóch wydziałów Akademii Muzycznej w Łodzi: Instrumentalnego w klasie fortepianu (1988 r.) i Wokalno-Aktorskiego w klasie Jadwigi Pietraszkiewicz (1992 r.). Studia wokalne kontynuowała pod kierunkiem Andrzeja Orłowicza w Kopenhadze. Uczestniczyła w wielu międzynarodowych konkursach muzycznych, otrzymując ważne nagrody.
Do jej największych sukcesów należą zwycięstwa w I Międzynarodowym Konkursie dla Młodych Wokalistów im. St. Moniuszki w Warszawie (1992 r.), w VI Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. J. Brahmsa w Hamburgu (1994 r.) oraz 43. Międzynarodowym Konkursie Muzycznym ARD w Monachium (1994 r.) Odtąd jej karierze towarzyszy niesłabnące zainteresowanie melomanów i krytyki. W 1995 r. wystąpiła w La Scali z recitalem pieśni Fryderyka Chopina. Rok później z wielkim sukcesem debiutowała na scenie Semper Oper w Dreźnie w operze „Kopciuszek” G. Rossiniego w partii Angeliny. Publiczność polska i wielu krajów świata ma okazję często podziwiać jej kreacje w dziełach oratoryjnych wykonywanych pod batuta tak znakomitych mistrzów, jak Jan Krenz, Jerzy Semkow. Rafael Frühbeck de Burgos, Sir Colin Davis, Armin Jordan. Szczególną uwagą obdarza muzykę kameralną – jej sztuka interpretacji pieśni łączy w sobie perfekcyjność z niezwykłą naturalnością. Doceniają to towarzyszący jej muzycy, wśród których znajdują się wybitni pianiści: Hartmut Hõll. Charles Spencer, Melvyn Tan i Pascal Rogé, klarnecista Paul Meyer oraz zespoły Tokyo String Quartet, Petersen Quartet.
Urszula Kryger dokonała wielu nagrań dla rozgłośni radowych w Polsce, Francji, Niemczech i Szwajcarii. Jej dyskografia powiększa się z roku na rok. Dokonała nagrań dla angielskich wytwórni Decca (Pieśni polskie Poulenca), i Hyperion (Pieśni Chopina), niemieckiej CPO (Ballady Lowego), polskiej DUX (duety rosyjskie – płyta nagrodzona Fryderykiem 2001, Pieśni Moniuszki oraz Pieśni Karłowicza i Szymanowskiego – płyta nagrodzona Fryderykiem 2002). W roku 2003 ukazała się płyta z ariami Beethovena (BNL), a w roku 2004 kompletne wydanie Pieśni K. Szymanowskiego, nagrane dla firmy Channel Classics, nagrodzone Fryderykiem 2004 za najwybitniejsze nagranie muzyki polskiej. W 2012 roku nagrodzono Fryderykiem płytę Żeleński – Pieśni (DUX). W 2006 roku wyróżniona została nagrodą Fundacji im. K. Szymanowskiego za przemyślane i wysoce artystyczne interpretacje pieśni tegoż kompozytora.
Urszula Kryger jest również pedagogiem. Prowadzi liczne kursy mistrzowskie w Polsce i za granica. Zasiada w jury konkursów muzycznych. Od 2002 roku prowadzi klasę śpiewu w Łódzkiej Akademii Muzycznej. W latach 2008 – 2012 była Kierownikiem Katedry Wokalistyki, a od roku akademickiego 1016/2017 pełni funkcję Dziekana Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej im. G. i K. Bacewiczów w Łodzi.

Zofia Stopińska : Spotykamy się tuż przed koncertem w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku i muszę przyznać, że nie pamiętam koncertu z Pani udziałem w tej świątyni.

Urszula Kryger : Nie może pani pamiętać, bo będę tutaj występować po raz pierwszy i muszę powiedzieć, że jestem zachwycona i zastanawiam się, dlaczego wcześniej mnie tu nie było. Nie chodzi nawet o koncert, ale o zwiedzenie Bazyliki.

Z. S. : Będzie czas na zwiedzanie.

U. K. : Już zwiedziłam, bo przyjechałam wcześniej po to, aby obejrzeć wszystko, żeby się zadomowić i poczuć atmosferę tego miejsca. Jest tutaj wspaniale, przepięknie i są idealne warunki do uprawiania muzyki. Można się skoncentrować i przestać myśleć o sprawach, które na co dzień nas trapią. Piękne miejsce.

Z. S. : Pewnie wkrótce rozpocznie Pani wakacje.

U. K. : Niestety, wakacji w tym roku nie mam, może uda się zorganizować krótki wypoczynek wczesną jesienią, ale mimo, że mam dużo pracy, którą wzięłam ze sobą i każdą wolną chwilę wykorzystuję na naukę - warunki mam idealne, bo jest tutaj spokój i dobra atmosfera. Kiedy przyjechałam tutaj – siostra pełniąca dyżur w Domu Pielgrzyma z uśmiechem powiedziała: „Czekam na panią”. Od pierwszej chwili poczułam panujący wokół spokój. Tutaj czas inaczej płynie.

Z. S. : Utwory, które wykonacie z panem Bartoszem Jakubczakiem, nie są często wykonywane i dla publiczności tego Festiwalu będą nowe, ale dla wykonawców nie są one łatwe.

U. K. : Faktycznie, te utwory nie są zbyt często wykonywane i dlatego trochę się obawiam, jak publiczność je przyjmie, ostatnio dość często spotykają mnie dyrektywy dotyczące programów koncertów, że ma to być muzyka dla ludzi i dlatego muszą to być łatwe utwory. Najlepiej, żeby po raz setny zaśpiewać znane wszystkim utwory jak „Ave Maria” Schuberta, bo publiczność lubi takie utwory i nie będzie chciała słuchać czegoś innego. Jestem jednak przekonana, że ludzie są ciekawi ciągle muzyki, której nie znają i jeśli to jest miejsce, do którego od lat przychodzą na koncerty, to zechcą posłuchać czegoś, czego nie znają, a co posunie ich widzenie muzyki w trochę inną stronę.

Z. S. : Stąd pieśni Maxa Regera, Petra Ebena czy „Pieśni biblijne” Antonina Dvoraka.

U. K. : „Pieśni biblijne” Dvoraka są najbardziej przystępne, w utworach Maxa Regera za każdym razem odkrywamy coś nowego, ale dla mnie szalenie ciekawy jest utwór Ebena. Mówiąc szczerze Ebena odkryłam dzięki organistom i to są wspaniałe utwory, a dla mnie szczególnie bliski i interesujący jest ten który zabrzmi dzisiaj – „Lied der Ruth”.

Z. S. : Po raz pierwszy posłucham Pani głosu z towarzyszeniem organów. Często Pani współpracuje z organistami.

U. K. : To trudno powiedzieć, ponieważ bywa, że mam kilka koncertów z towarzyszeniem organów, a później następuje dłuższa przerwa. Kiedyś wspólnie z Jadwigą Rappe miałyśmy specjalny program złożony z duetów – śpiewałyśmy duety Stanisława Moniuszki, Litanię skomponowaną dla nas przez pana Stanisława Morytę i także solowe utwory z organami. Swego czasu często występowałam z towarzyszeniem organów w mojej najbliższej okolicy, czyli w okolicach Łodzi. Później miałam długą przerwę - do czasu, jak spotkaliśmy się z Bartkiem przy Regerze i tak trwamy od jakiegoś czasu. Mnie te wspólne koncerty sprawiają wiele radości.

Z. S. : Łódź jest ważnym dla Pani miejscem, bo w tym mieście studiowała Pani w Akademii Muzycznej, a na początku obecnego stulecia rozpoczęła Pani pracę na tej uczelni.

U. K. : Moje życie związane jest z Łodzią, ponieważ tam się urodziłam i chodziłam do szkoły, a później dopiero studiowałam. Czuję, że jestem stamtąd i tam wrosłam, a wrosłam tam między innymi z powodu rodziców. Moja siostra mieszka daleko od Łodzi, ktoś musiał tam zostać. Wybór był prosty i nigdy się nad tym nie zastanawiałam, chociaż kiedyś myślałam o wyprowadzeniu się z Polski, ale myślę, że szczęśliwie to nie nastąpiło. Wkrótce trzeba było zaopiekować się rodzicami, a teraz mamą, bo tylko ona mi pozostała. Muszę także podkreślić, że jest mi bardzo dobrze w tym mieście, w którym wreszcie zaczyna się coś dziać. Miasto podnosi się z upadku, w którym trwało przez wiele lat i być może będzie to jedno z najbardziej interesujących polskich miast, przez swoją historię i przez to, jakie jest. Mam taką nadzieję, ponieważ kocham Łódź miłością bezgraniczną i zamierzam tam trwać do końca.

Z. S. : Wczoraj od znajomych z łódzkiej Akademii Muzycznej otrzymałam pocztą elektroniczną „spacer” wirtualny po Akademii. Jeszcze nie miałam czasu „pospacerować”.

U. K. : Mamy jeszcze grę, która się rozgrywa we wnętrzach, bo mamy pałac wspaniale odnowiony. Zapraszam wszystkich, bo jest u nas przepięknie w tej chwili. Spacerujcie wirtualnie albo najlepiej przyjeżdżajcie, oprowadzimy was po pałacu, zagramy wam, zaśpiewamy – będzie pięknie.

Z. S. : Mówiła Pani, że nawet do Leżajska zabrała Pani nuty i każdą wolną chwilę zajmuje nauka. Nad czym Pani pracuje?

U. K. : Na początku września, na inaugurację III Festiwalu Oper Barokowych zostanie wystawiona po raz pierwszy w Polsce bardzo ciekawa opera „Farnace” – Antonio Vivaldiego z librettem Antonio Marii Lucchniego. Już dzieliłam się z Bartkiem moimi wątpliwościami co do postaci, którą mi przyszło w tym dziele śpiewać – dlatego, że jest to osoba, która od początku do końca tej opery – mówi tylko o zemście, jest zła do tego stopnia, że nawet dręczy swoją córkę, czyha na swojego wnuka. Mówiąc krótko – jest straszna. Wiele pracy trzeba włożyć, aby się dobrze przygotować do tej kreacji i dlatego tak kuję. Spektakle odbędą się 2, 3 i 5 września w Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Będzie pięknie – zapraszam.

Z. S. : Mam nadzieję, że po dzisiejszym koncercie wyjedzie Pani z Leżajska zadowolona i zechce Pani tutaj powrócić, a może spotkamy się niedługo w innym mieście na Podkarpaciu.

U. K. : Oczywiście, że chętnie tutaj wystąpię ponownie. Jak otrzymam zaproszenie, to chętnie także zaśpiewam w Rzeszowie lub w Łańcucie, bo dawno mnie tam nie było. Chce jednak podkreślić, że głównym bohaterem dzisiejszego wieczoru jest Bartosz Jakubczak, bo organy są w roli głównej, a ja jestem tylko dodatkiem.

Z dr hab. Urszulą Kryger rozmawiała Zofia Stopińska 17 lipca 2017 roku w Leżajsku.

Ponieważ z panią Urszulą Kryger rozmawiałam przed koncertem i mówiłyśmy, że program nie jest łatwy zarówno dla wykonawców, jak i odbiorców – pragnę podkreślić, że był to znakomicie przyjęty przez publiczność koncert. To zasługa wspaniałych dzieł i bardzo przemyślanego ich zestawienia, ale także – a może przede wszystkim wykonawców, którzy zasłużenie zaliczani są do ścisłej czołówki polskich muzyków. Bartosz Jakubczak zachwycał nie tylko wirtuozerią, ale także odpowiednim doborem rejestrów, co sprawiało, że każdy utwór brzmiał niezwykle interesująco i pokazywał nowe barwy i wielkie możliwości głównych organów leżajskiej Bazyliki. Wielką muzykalnością i wrażliwością wykazał się także jako kameralista towarzyszący rewelacyjnie śpiewającej Urszuli Kryger. Natura hojnie obdarzyła Artystkę niezwykle pięknym, rzadko spotykanym głosem mezzosopranowym, wielkim talentem muzycznym i urodą. Licznie zgromadzona publiczność była oczarowana mistrzowskimi kreacjami i muzyką, która pewnie dla większości miała także wielkie walory poznawcze. Ten koncert pozostanie na długo w pamięci wszystkich, którzy go wysłuchali.

Finał Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie

Zofia Stopińska: już Z panią prof. Krystyną Makowską-Ławrynowicz – Dyrektorem Artystycznym i Naukowym Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie podsumowujemy 43 edycję, rozmawiamy w ostatnim dniu Kursów. Bardzo dużo młodych osób przychodziło przez ostatnie tygodnie do budynków Państwowej Szkoły Muzycznej i Szkoły Podstawowej nr 2 w Łańcucie, bo tam odbywały się wszystkie zajęcia.

Krystyna Makowska-Ławrynowicz: Rzeczywiście, zwłaszcza w II turnusie – od 15 lipca mieliśmy około 260 uczestników. Wielu z nich przyjechało z rodzicami i rodzeństwem, przewidujemy, że była to grupa licząca około 1000 osób. Wielu jest też młodych adeptów sztuki, którzy dopiero zaczynają swoje doskonalenie muzyczne na naszych Kursach, wszyscy są uśmiechnięci, radośni, ćwiczą pod drzewami i wyrażają wielkie zadowolenie, że mogą tutaj latem koncertować.

Z. S.: Trwają w tej chwili próby do wielkiego koncertu kończącego tegoroczne kursy i uczestniczyć w nim będzie większość kursantów, bo wystąpią zespoły kameralne i orkiestry działające w II turnusie.

K. M. Ł.: Dzisiaj mamy dwa koncerty w Sali Balowej łańcuckiego Zamku – o 16:00 i o 19:00. Podczas pierwszego koncertu wystąpi młodsza orkiestra i młodsze zespoły, a o 19.00 starsze. Te orkiestry są bardzo liczne, stąd 16 lipca przesłuchanie do orkiestr trwało wiele godzin, dlatego, że każdy chętny musiał zagrać, bo trzeba było ocenić, w której orkiestrze i przy którym pulpicie zasiądzie młody muzyk.

Z. S.: Jestem przekonana, że wszystkie doświadczenia z lekcji indywidualnych, uczestnictwa w orkiestrze czy zespołach kameralnych, są dla młodych muzyków nie do przecenienia, ponieważ oni w przyszłości będą solistami, kameralistami albo muzykami orkiestrowymi.

K. M. Ł.: Spotkałam się nawet z wieloma opiniami rodziców, którzy przyjechali ze swoimi dziećmi na Kursy i stwierdzili, że ich zdolne latorośle mniej wykazywały zainteresowania instrumentem w domu, nawet rozważały rezygnację z nauki gry, a tutaj po kilku dniach dzieci stwierdziły, że chcą nadal grać, że im się to niezwykle podoba i widzą w tym wiele piękna. Wiadomo, że żmudne, uporczywe ćwiczenie nie należy do najprzyjemniejszych, ale tutaj, w większym gronie, w tej wielkiej rodzinie muzycznej znalazły mobilizację do dalszej pracy i wielkie chęci.

Z. S.: Odbyły się także kursy metodyczne i od tego roku ich formuła została rozszerzona – oprócz nauczycieli w zajęciach mogli uczestniczyć studenci, którzy w przyszłości chcą uczyć i rodzice, którzy byli bardzo zainteresowani tymi zajęciami.

K. M. Ł.: Na wszystkich wykładach metodycznych poruszanych jest wiele tematów, które są także bardzo pomocne rodzicom, którzy wspierają dzieci w tym trudnym kształceniu, w ćwiczeniu, udziale w próbach, przygotowaniach do występów. Studenci podczas zajęć metodycznych mogą się przygotować do przyszłej pracy w szkołach muzycznych. Kursy metodyczne są w całości finansowane przez Centrum Edukacji Artystycznej, czyli przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Z. S.: Są to międzynarodowe kursy. Od lat przyjeżdżają w lipcu do Łańcuta znakomici muzycy i pedagodzy gry na instrumentach smyczkowych z całego świata, ale wraz z nimi przyjeżdżają uczestnicy z wielu krajów, stąd także uczestnicy rozmawiają w różnych językach.

K. M. Ł.: Mieliśmy wczoraj koncert solistów, na którym wystąpili uczestnicy z Singapuru, Buenos Aires - to była uczestniczka, która była na obydwu turnusach, bo tato stwierdził, że skoro z tak daleka przylecieli, to trzeba to wykorzystać. Mamy także Japończyków, Chińczyków i uczestników z wielu krajów europejskich: Anglii, Francji, Szwajcarii, Niemiec i krajów skandynawskich. Bardzo się cieszymy z tej międzynarodowej obsady, bo jest różnorodnie i kolorowo.

Z. S.: Niełatwo jest dzisiaj organizować takie kursy, bo trzeba zabiegać o wsparcie finansowe – nie sądzę, aby wszystkie wydatki pokryły opłaty wnoszone przez uczestników.

K. M. Ł : Oczywiście, że tak. Od lat mamy wsparcie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, i dzięki temu możemy te kursy prowadzić, wspierają nas także władze Miasta Rzeszowa i Miasta Łańcuta, mamy także sponsorów, którzy nam pomagają. Inaczej tych kursów nie można by było organizować. Od wielu lat nie podwyższamy opłat za udział w Kursach, bo wiele rodzin nie mogłoby sobie pozwolić, aby ich dzieci uczestniczyły w takim kursie, a co za tym idzie - wielu utalentowanych młodych muzyków nie mogłoby korzystać z tych kursów, nie mogłoby doskonalić i rozwijać swoich umiejętności.

Z. S.: To doskonalenie ma różne formy: lekcje indywidualne, zespoły kameralne, udział w orkiestrze, zajęcia z kształcenia słuchu i inne wykłady, a do tego dobrą lekcją dla uczestników były koncerty w wykonaniu mistrzów, które odbywały się wieczorem w Sali Balowej Zamku.

K. M. Ł.: W drugim turnusie mieliśmy codziennie koncert z cyklu „Mistrz i uczeń”, a nawet ostatniego dnia odbyły się dwa koncerty, bo profesorowie chcieli się zaprezentować – stąd podczas jednego wieczoru odbył się recital skrzypcowy i recital wiolonczelowy. Wczoraj mieliśmy w Sali Balowej także dwa koncerty solistów – każdy z profesorów wybierał do koncertu w Sali Balowej najlepszego uczestnika ze swojej klasy. Koncerty były bardzo piękne i na wysokim poziomie. Natomiast dzisiaj mamy popis zespołów kameralnych i orkiestr.

Z. S.: Dla Pani lipiec to czas wytężonej pracy, bo oprócz spraw artystycznych i naukowych, często trzeba dodatkowo zajmować się różnymi sprawami organizacyjnymi, które pojawiają się niespodziewanie.

K. M. Ł.: Przed chwilą była pani świadkiem – uczestniczka w Włoch, która studiuje w Szwajcarii u naszej pani prof. Moniki Urbaniak – Lisik, okazało się, że niedomaga, pojawiły się problemy związane z żołądkiem, ma gorączkę i należało zorganizować jej pomoc, ale takich nieoczekiwanych sytuacji jest sporo i nad wszystkim musimy czuwać. Często pojawiają się jakieś problemy z instrumentem i dlatego dyżuruje u nas znakomity lutnik pan Tadeusz Kmiecik. Staramy się we wszystkim pomagać naszym uczestnikom i ich rodzinom.

Z. S : Wiem, że w trakcie trwania Kursów zapadają także decyzje dotyczące następnych edycji, bo wielcy artyści, którzy tutaj uczą, mają mnóstwo innych propozycji i muszą z wyprzedzeniem rezerwować czas na przyjazd do Łańcuta w latach następnych.

K. M. Ł.: Większość rozmów odnośnie następnego roku już przeprowadziłam, ustalamy także, czy przyjadą w pierwszym turnusie, czy w drugim, wszyscy zaglądają do kalendarzy koncertowych i sprawdzają terminy, w których mogą u nas być. W dodatku dużo zmieniło się także na uczelniach – egzaminy licencjackie czy magisterskie coraz częściej odbywają się w lipcu i dlatego nie zawsze na początku lipca profesorowie mogą rozpocząć pracę w Łańcucie. Rozmawiałam już także z pedagogami, którzy byli u nas po raz pierwszy, a byli nimi prof. Łukasz Syrnicki – altowiolista z Katowic oraz Natan Dondalski – były, ukochany wychowanek mojego małżonka Mirosława Ławrynowicza. Natan wielokrotnie był uczestnikiem łańcuckich Kursów. Później poszedł swoją drogą i w tej chwili jest koncertmistrzem Filharmonii Koszalińskiej i Filharmonii Olsztyńskiej oraz uczy w szkole muzycznej w Koszalinie i ma już wielkie sukcesy pedagogiczne, bo jego uczniowie zdobywają pierwsze nagrody na konkursach krajowych i międzynarodowych. Zaprosiłam go po raz pierwszy do Łańcuta i jako pedagog zdał egzamin na szóstkę. Przywiózł swoich uczniów, uczył także kilku obcokrajowców – Włochów i Niemców, którzy chcieli się u niego uczyć. Uważam, że jest dobrym pedagogiem i zaprosiłam go na przyszły rok. Na następną edycję zaprosiłam także pana Łukasza Syrnickiego.

Z. S.: Kierowanie taką dużą imprezą to ciężka praca, ale przynosi chyba wiele satysfakcji.

K. M. Ł.: Po każdym Kursie wyjeżdżam z Łańcuta pełna energii. Dodają mi jej zarówno moi współpracownicy, profesorowie, jak i uczestnicy – zwłaszcza ci, którzy przyjeżdżają tutaj po raz pierwszy. W tym roku było ich wielu i mówili, że nie wyobrażali sobie, że jest to tak duży i wspaniały kurs. Dla mnie jest to miernik celowości kontynuacji tych Kursów. Widzę, że przynoszą one dużo dobrego dla tych młodych ludzi. Twierdzą zgodnie, że dużo się nauczyli i nie spotkali się do tej pory z taką atmosferą pracy, z tak szeroką ofertą dydaktyczną, a także z tyloma koncertami. Koncerty odbywają się bowiem nie tylko w Sali Balowej, ale także w auli Szkoły Muzycznej i w sali Kasyna Urzędniczego. Każda klasa ma swój koncert, a jest ich bardzo dużo. W tym roku policzyliśmy, że łącznie z dzisiejszymi koncertami w Sali Balowej – odbędzie się ich 76 – począwszy od 1 lipca. Jestem zawsze wzruszona smutnymi minami kursantów, jak przychodzi czas pożegnań. Zawiązuje się tutaj bowiem wiele przyjaźni, które są podtrzymywane także w czasie roku szkolnego. Słyszałam, jak niektórzy snuli plany stworzenia zespołów kameralnych w czasie Kursu, a wielu uczestników umawiało się na spotkanie w Łańcucie w przyszłym roku.

Z prof. Krystyną Makowską-Ławrynowicz – Dyrektorem Artystycznym i Naukowym Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie rozmawiała Zofia Stopińska 27 lipca 2017r.

44. Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie odbywać się będą od 1 do 27 lipca 2018 roku.

Edyta Fil koncertowała w Rzeszowie

Pragnę przedstawić dzisiaj panią Edytę Fil – świetną flecistkę, która 23 lipca wystąpiła w Kościele św. Krzyża w Rzeszowie, wspólnie z wyśmienitym organistą Piotrem Rojkiem, w ramach 26. Festiwalu Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej w Katedrze i Kościołach Rzeszowa.
Edyta Fil w 1999 roku ukończyła Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie prof. Dastych – Szwarc. Następnie w 2004 roku ukończyła studia podyplomowe w Conservatorie National de Region de Strasbourg (Francja) w klasie fletu Mario Caroli i Clair Gentilhome oraz klasę muzyki kameralnej prowadzoną przez Kreig Goodmana. Doskonaliła swą technikę wykonawczą biorąc udział w master – classes wielu znakomitych profesorów.
Uczestniczyła w konkursach muzycznych i jest laureatką: II miejsca na Ogólnopolskim Konkursie Instrumentów Dętych Drewnianych w Olsztynie w 1992 roku, IV miejsca na Międzynarodowych Konkursach Muzyki Kameralnej w Castelfidardo we Włoszech w 1995 roku oraz III miejsca w Klingenthal w Niemczech.
Była solistką Moskiewskiej Filharmonii, jest solistką zespołu muzyki współczesnej Galeria Aktualnej Muzyki GAM-ensemble.
Występowała jako solistka w: Austrii, Chorwacji, Hiszpanii, Francji, Litwie, Łotwie, Ukrainie, Maroku, Szwajcarii oraz w Polsce.
Edyta Fil jest uczestniczką licznych projektów muzycznych, prowadziła master-class oraz koncertowała w Rachmaninowskim Zale Moskiewskiego Konserwatorium. Współcześni kompozytorzy dedykują jej swoje dzieła, m.in. Aleksander Wustin, Nikolay Popov.
Krótka rozmowa z artystka nagrana została po koncercie w Rzeszowie.

Zofia Stopińska: Po raz pierwszy wystąpiła Pani z panem Piotrem Rojkiem?

Edyta Fil: Tak, po raz pierwszy, a w dodatku mieliśmy tylko jedną próbę trwającą godzinę. Bardzo szybko osiągnęliśmy porozumienie i dlatego praca przebiegała niezwykle konstruktywnie. Sama pani wie, że nie zawsze jest to możliwe, ale pan Piotr Rojek jest fantastycznym, niezwykle utalentowanym organistą i bardzo otwartym, kontaktowym człowiekiem.

Z. S.: Wystąpiła Pani w Rzeszowie pod raz pierwszy i dlatego chcielibyśmy więcej się dowiedzieć o edukacji muzycznej.

E. F. : Średnią szkołę muzyczną ukończyłam w Lublinie, później studiowałam w Warszawie w Akademii Muzycznej u pani prof. Dastych, a później byłam na studiach podyplomowych w Strasbourgu we Francji. Już w czasie nauki w średniej szkole muzycznej uczestniczyłam w różnych konkursach muzycznych i największym moim osiągnięciem z tego okresu było II miejsce na Ogólnopolskim Konkursie Instrumentów Dętych Drewnianych w Olsztynie w 1992 roku. W czasie studiów startowałam w wielu konkursach zarówno solowych, jak i kameralnych.

Z. S.: Po studiach rozpoczęła Pani działalność w kilku nurtach.

E. F. : Tak, chociaż muszę podkreślić, że najwięcej drzwi otworzyła mi muzyka współczesna. Stało to w Strasbourgu, gdzie studiowałam u najlepszego mistrza i znawcy muzyki współczesnej na flet - prof. Mario Caroli, bo wcześniej nie lubiłam muzyki współczesnej i dopiero kiedy usłyszałam jak on gra – zrozumiałam, jak niezwykłe możliwości popisu dają fletowi współczesne dzieła. Profesor Mario Caroli gra często solowe recitale fletowe, podczas których używa różnych rodzajów dźwięku. Na przykład pizzicato na skrzypcach gra się od wieków, a na flecie jest to technika współczesna. Muzyka współczesna obdarowała flet takimi możliwościami, jak na przykład: wspomniane pizzicato oraz różne inne sposoby artykulacji dźwięku , akordy można grać i rozszerzają się w ten sposób możliwości instrumentu.

Z. S.: Takimi technikami zaskoczyła nas Pani grając utwór na flet solo – Les Folies d’Espagne – Marina Mariasa.

E. F.: Zawsze gdzieś ich używam, ponieważ uważam, że bardzo ciekawie to brzmi i rozszerza możliwości fletu po prostu. Muszę także powiedzieć, że wykonałam Les Folies d’Espagne w skróconej wersji, bo w oryginale temat pojawia się podwójnie i w wariacjach też. A ja wykonałam zarówno temat, jak i wariacje pojedynczo, czyli utwór zamiast dwadzieścia minut trwał dziesięć. Bardzo długo zastanawiałam się nad tą formą i nad tym, czy można tak robić i czy można tak grać. Konsultowałam to z kompozytorami, którzy zaakceptowali moje zmiany. Ponieważ mi pozwolili, to tak wykonuję ten utwór. Dość często sama opracowuję utwory na flet i instrument towarzyszący.

Z. S.: Wiem, że Pani działalność zatacza szerokie kręgi, ale w centrum jest Moskwa, gdzie Pani mieszka.

E. F.: Tak, tam gram w zespole, który działa przy Filharmonii Moskiewskiej i nazywa się GAM-ensamble. Przez lata mieliśmy status solistów Moskiewskiej Filharmonii i jeździliśmy bardzo często z koncertami po całej Rosji z Syberią włącznie – koncertowaliśmy w różnych salach filharmonicznych.
Od lat współpracuję – można powiedzieć prywatnie , z wiolonczelistką Ekateriną Antokolską i razem wystąpimy w Krośnie . Zapraszam wszystkich na piękny koncert 25 sierpnia, czyli za miesiąc.
Słyszałam, że to także wyjątkowe, inspirujące miejsce – stary, drewniany, przepiękny kościół p.w. św. Wojciecha i już bardzo się cieszę na ten koncert.

Z. S.: Prowadzi Pani także działalność mającą na celu propagowanie polskiej kultury.

E. F.: Owszem, pracuję w Instytucie Polskim w Moskwie i zajmuję się tam głównie programami muzycznymi, które umożliwiają koncerty polskim artystom na terenie całej Rosji, nie tylko w Moskwie. Organizacja tych koncertów – to moja praca. Współpracuję z wieloma znakomitymi polskimi muzykami. Na przykład organy cieszą się wielką popularnością w Rosji, ponieważ wcześniej nie było tam takich koncertów i może dlatego aktualnie zbierają one wielką publiczność i polscy organiści bardzo lubią występować w Rosji.

Z. S.: Dyrektor Festiwalu „Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej w Katedrze i Kościołach Rzeszowa”, świetny organista wirtuoz – dr hab. Marek Stefański często wyjeżdża do Rosji i jest zachwycony przyjęciem tamtejszej publiczności.

E. F.: Przede wszystkim ludzie są nim zachwyceni. Jest to aktualnie jeden z najbardziej ulubionych organistów.

Z. S.: W Rosji większość koncertów odbywa się chyba w salach koncertowych.

E. F.: Są koncerty w salach wyposażonych w organy, ale dużo koncertów odbywa się w kościołach ewangelickich lub luterańskich, są także koncerty w kościołach katolickich, jednak jest ich zdecydowanie mniej.

Z. S.: Kościół św. Krzyża był dzisiaj wypełniony po brzegi publicznością. Atmosfera była wspaniała, bo Państwo grali po prostu świetnie. Pan Piotr Rojek pokazał różne barwy i możliwości niewielkiego, ale bardzo ciekawego instrumentu, który znajduje się w tym przepięknym kościele, grając Sonatę nr 1 Feliksa Borowskiego, Litanies – Jehana Alaina i improwizując na tematy zadane przez publiczność. Pani już w pierwszym utworze pokazała, jakie są możliwości niewielkiego instrumentu, jakim jest flet, a był to wspomniany już utwór Marina Mariasa, później był cały blok znanych, przepięknych utworów na flet z towarzyszeniem organów Siciliana oraz Menuet i Badinerie z Suity h-moll - Johanna Sebastiana Bacha. Koronę popisu dla fletu stanowiły niezwykle efektowne „Tańce rumuńskie” – Beli Bartoka, a na bis pojawiła się Wasza wspólna improwizacja na temat słynnej Toccaty d-moll i w ten sposób spełnione zostało jeszcze jedno życzenie publiczności. Dziękuję za ten wspaniały wieczór i mam nadzieję, że wyjedzie Pani z Rzeszowa z dobrymi wrażeniami.
E. F.: Wrażenia są wspaniałe, bo miejsce jest po prostu cudowne, znakomita, świetnie reagująca publiczność, a do tego zostaliśmy miło przyjęci przez gospodarzy tej świątyni. Grało nam się rewelacyjnie – serce po prostu rosło i rozpromieniało się.

Z wyśmienitą flecistką panią Edytą Fil rozmawiała Zofia Stopińska 23 lipca 2017 r. w Rzeszowie.

Mistrzowski koncert w Bazylice Leżajskiej

Przedstawiam dzisiaj jednego z wykonawców koncertu, który odbył się 17 lipca 2017 roku w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku w ramach XXVI Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej. Wystąpili wówczas wyśmienici polscy muzycy: Urszula Kryger – mezzosopran i Bartosz Jakubczak – organy.

Bartosz Jakubczak urodził się w 1977 roku w Sanoku. Naukę muzyki rozpoczynał w Rzeszowie – najpierw w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia im. Fryderyka Chopina w klasie fortepianu Eleonory Pilat, a następnie w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w klasie organów Klemensa Gudela oraz w klasie fortepianu Marii Gudel. W 2001 roku Bartosz Jakubczak ukończył z wyróżnieniem studia w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie organów prof. zw. Andrzeja Chorosińskiego, a w 2003 roku – studia podyplomowe (stypendium im. G. Soltiego) z najwyższym odznaczeniem w Royal Academy of Music w Londynie w klasie prof. Davida Titteringtona. Jest laureatem wielu nagród przyznanych przez tę uczelnię, m.in. Peter le Huray, Whalley Organ Scholarship Award oraz nagrody specjalnej przyznanej przez wybitnego angielskiego organistę Petera Hurforda.
Uczestniczył w kursach mistrzowskich prowadzonych przez: Marie-Claire Alain, Jamesa Davida Christiego, Ulrika Spang-Hanssena, Kei Koito, Susan Landale, Jona Laukvika, Ludgera Lohmanna, Haralda Vogla oraz Wolfgang Zerera. Wziął także udział The McGill Summer Organ Academy w Montrealu.
W 2002 roku otrzymał nagrodę Prix de la Presse podczas konkursu bachowskiego Grand Prix Bach de Lausanne w Szwajcarii. W tym samym roku wystąpił w Royal Festival Hall w Londynie, wykonując światową premierę zadedykowanego mu utworu na organy solo Salve Sancta Facies angielskiego kompozytora Davida Gortona. Był uczestnikiem wielu prestiżowych festiwali w Wielkiej Brytanii, m.in. The Spanish Baroque Music Festival, London Handel Festival, London Bach Festival, Dartington International Summer School, The Spitalfields Festival, London Organ Forum, International Organ Festival at St Albans, a także koncertów w Czechach, Francji, Grecji, Holandii, Irlandii, Niemczech, Polsce, Szwajcarii, Szwecji i na Węgrzech.
W roku akademickim 2003/2004 wykładał w Royal Academy of Music w Londynie w ramach Pidem Organ Fellowship. Bartosz Jakubczak jest regularnie zapraszany do prezentacji wykładów podczas ogólnopolskich sesji naukowych, m.in. przez Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie czy Akademie Muzyczne w Krakowie i Katowicach.
Od 2004 roku pracuje w Katedrze Organów i Klawesynu UMFC, początkowo na stanowisku asystenta, a obecnie adiunkta.
Stopień doktora sztuki muzycznej w dyscyplinie artystycznej instrumentalistyka uzyskał w 2009 roku, na podstawie rozprawy Chorał gregoriański w wybranych utworach organowych Charlesa Tournemire’a. W 2015 roku decyzją Senatu Royal Academy of Music w Londynie, Bartosz Jakubczak otrzymał tytuł honorowego współpracownika Królewskiej Akademii Muzycznej (Associate of the Royal Academy of Music – ARAM). W tym samym roku otrzymał stopień doktora habilitowanego.

Rozmowa z Artystą została zarejestrowana przed koncertem w Leżajsku.

Zofia Stopińska : Proszę, aby Pan przybliżył program dzisiejszego występu, ponieważ program, który organista proponuje zależy głównie od dyspozycji instrumentu.

Bartosz Jakubczak : To prawda. Organy leżajskie posiadają taką dyspozycję, która pozwala na wykonanie dosyć obszernej literatury organowej. Oczywiście najpiękniejszym elementem instrumentu jest ich barokowy prospekt - prawdziwe arcydzieło sztuki. Dzisiejszy koncert rozpocznę Preludium i fugą g-moll Johannesa Brahmsa. Jak wiadomo, Brahms wzorował się na twórczości barokowego mistrza – Jana Sebastiana Bacha. W utworze Brahmsa możemy odnaleźć wyraźne reminiscencje bachowskiego Preludium g-moll BWV 535. Podczas dzisiejszego recitalu usłyszymy również Preludium i fugę G-dur BWV 541 samego Jana Sebastiana Bacha. Dla stylistycznego kontrastu zagram również utwór Mariana Sawy skomponowany w 1981 roku – Partitę Chrystus zmartwychwstan jest. Warto dodać, że ciekawym ogniwem spajającym program koncertu jest liczba „7”. W 2017 roku przypada 120. rocznica śmierci Johannesa Brahmsa (1833 – 1897), 80. rocznica urodzin Mariana Sawy (1937 -2005), 10. rocznica śmierci Petra Ebena, dzisiejszy recital wypada 17 lipca 2017 roku, a ja urodziłem się w 1977 roku.

Kolejnym elementem łączącym program dzisiejszego recitalu są teksty z Księgi Psalmów na których oparte są poszczególne utwory wokalno-organowe. Są to m.in. pieśni z cyklu „Pieśni biblijne” op. 99 Antonina Dvořáka. Z Panią Urszulą Kryger bazujemy na wersji oryginalnej cyklu – przeznaczonej na głos solowy i fortepian. Musiałem rzecz jasna dokonać adaptacji partii fortepianowej na organy. Starałem się przy tym wykorzystać kolorystykę brzmieniową leżajskiego instrumentu. Dvořák skomponował te pieśni będąc w stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku. Poszczególne utwory utrzymane są w klimacie modlitewnym. Inną kompozycją z dzisiejszego programu zainspirowaną konkretnym tekstem religijnym jest pieśń „Wohl denen” Maxa Regera oparta na Psalmie 119, czy pieśń „Lied der Ruth” Petra Ebena oparta z kolei na fragmencie z Księgi Rut ze Starego Testamentu. Można powiedzieć, że program koncertu jest bardzo zwarty tematycznie.

Z. S. : Nie wszyscy wiedzą, że w Bazylice OO. Bernardynów w Leżajsku na jednym chórze są trzy instrumenty organowe. Pan je bardzo dobrze zna – czy skorzysta Pan z instrumentów znajdujących się w nawach bocznych, czy będzie Pan grał wyłącznie na wielkich organach.

B. J. : Podczas dzisiejszej próby zastanawiałem się nad wykonaniem kompozycji Jana Sebastiana Bacha – Preludium i fugi G-dur, na średnim instrumencie, ale postanowiłem ostatecznie nie psuć pewnej narracji, ciągłości koncertu i ograniczyłem się do głównego instrumentu, zarówno jeśli chodzi o utwory solowe, jak i kameralne.

Z. S. : Organiści mają zazwyczaj wypełnione koncertami wakacje. Pewnie przed Panem także wiele pracy.

B. J. : Owszem. Mam przed sobą ważny koncert w St. John’s Smith Square w Londynie i powoli się do niego przygotowuję. Jeszcze ważniejszym projektem, który mnie czeka, jest przygotowanie się do nagrania wyjątkowej płyty. Takiej płyty nie ma na polskim rynku fonograficznym. CD będzie zawierać utwory skomponowane w XX i XXI wieku na organy i instrumenty perkusyjne. Zaprosiłem do współpracy znakomitego perkusistę - Miłosza Pękalę, pochodzącego z Rzeszowa. Jest on również wykładowcą na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie.

Z. S. : Niedawno pytano mnie o tytuł honorowego współpracownika Królewskiej Akademii Muzycznej w Londynie i nie potrafiłam odpowiedzieć wyczerpująco.

B. J. : Chodzi o Associate of the Royal Academy of Music - ARAM. Sprawa jest bardzo prosta. Uczelnia w Londynie dokładnie śledzi artystyczne poczynania swoich absolwentów. Studia podyplomowe w Londynie ukończyłem w 2003 roku, a w 2015 roku Senat Królewskiej Akademii Muzycznej postanowił przyznać mi ten tytuł. Było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie, ponieważ przekonałem się, że to, co robiłem przez te dwanaście lat od momentu ukończenia studiów w Londynie, nie poszło na marne. Przynależność do Akademii przyznawana jest jedynie tym absolwentom uczelni, którzy wyróżnili się w swojej profesji oraz wnieśli znaczący wkład w dziedzinę, którą się zajmują.

Z. S. : Z racji tego, że kiedyś Pan studiował i później wykładał w Royal Academy of Music w Londynie, utrzymuje Pan kontakt z tą uczelnią i jest to także miejsce bliskie Pana sercu.

B. J. : Jak najbardziej. Uważnie przyglądam się wydarzeniom artystycznym w londyńskiej Royal Academy of Music, która jest ważnym ośrodkiem akademickim na światowej mapie muzycznych uczelni.

Z. S. : Spogląda Pan wymownie na zegarek, bo faktycznie zbliża się pora koncertu i dlatego musimy zakończyć dzisiejsze spotkanie, ale mam nadzieję, że będzie niedługo okazja do kolejnej rozmowy.

Z dr hab. Bartoszem Jakubczakiem rozmawiała Zofia Stopińska 17 lipca 2017 roku w Leżajsku.
O wspaniałym przyjęciu programu i wykonawców tego koncertu przez licznie zgromadzoną publiczność, napiszę więcej wkrótce, po rozmowie z Maestrą Urszulą Kryger.

Subskrybuj to źródło RSS