Jestem pierwszy raz na Podkarpaciu mówi Mateusz Rzewuski
Zofia Stopińska: Miło mi przedstawić pana Mateusza Rzewuskiego – świetnego organistę młodego pokolenia, który dzisiaj bardzo interesującym recitalem zakończy cykl koncertów Muzyka Organowa w Jarosławskim Opactwie. To jest pierwszy Pana występ na Podkarpaciu?
Mateusz Rzewuski: To prawda. Jestem pierwszy raz na Podkarpaciu i to będzie pierwszy mój koncert w tej części Polski. Bardzo się cieszę, że w tak pięknym wnętrzu będę miał przyjemność wystąpić. Większość programu wypełni muzyka organowa francuskich kompozytorów XIX i XX wieku. Koncert rozpocznę jednak chyba najtrudniejszym i największym dziełem organowym Johanna Sebastiana Bacha, a będzie to Preludium i fuga e-moll z ostatniego okresu twórczości wielkiego mistrza. Nie zabraknie również elementu improwizatorskiego, który jest nawiązaniem do moich studiów w Paryżu, gdzie oprócz organów studiowałem także improwizację.
Z. S.: Kiedy zafascynował Pana wspaniały instrument o ogromnych możliwościach, jakim są organy?
M. Rz.: Moja droga zaczęła się tak samo jak u większości organistów, czyli od nauki gry na fortepianie w szkole muzycznej I stopnia, w wielu 11 lat. Wcześniej mój tato, który jest organistą kościelnym w Łukowie, gdzie się urodziłem, pokazywał mi pierwsze elementy gry, zadawał mi proste ćwiczenia, które miałem opanować, i to były moje początki z muzyką. Natomiast o tym, że będę się uczył gry na organach, zadecydowałem rozpoczynając naukę w szkole muzycznej II stopnia, czyli po czterech latach nauki gry na fortepianie. Tato także zachęcał mnie do nauki gry na organach, mówiąc, że jest wielu wspaniałych wybitnych pianistów i raczej nie będę miał szans przebić się wśród tylu geniuszy, a będąc organistą zawsze znajdę pracę w kościele. Wkrótce okazało się, że gra na organach sprawia mi ogromną przyjemność, bardzo dużo czasu poświęcałem na ćwiczenie i niedługo okazało się, że jednak będę starał się zdawać na Akademię Muzyczną na organy, a nie na muzykę kościelną i wówczas postanowiłem, że zostanę organistą koncertującym, a nie organistą grającym w kościele.
Z. S.: Postanowił Pan studiować na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie u prof. Andrzeja Chorosińskiego. To był Pana wybór?
M. Rz.: Tak, bo ten ośrodek był najbliżej położony mojego miejsca zamieszkania, a oprócz tego wiele osób polecało mi, abym zdawał do tej najstarszej polskiej uczelni muzycznej, ponieważ ma ona tradycję i bardzo dobrych profesorów. Tak wyglądał początek moich studiów w Polsce. Później studiowałem w innych ośrodkach muzycznych.
Z. S.: Z krótkiej notki biograficznej, którą przeczytałam, wynika, że tak jak przed wiekami Johann Sebastian Bach udał się Pan do Lubeki.
M. Rz.: Tak, i to był drugi stopień mojej edukacji muzycznej na poziomie studiów. Równocześnie ze studiami magisterskimi w Warszawie podjąłem studia również dzienne, magisterskie w Lubece – mieście, które dla wszystkich europejskich organistów jest jakby „Mekką” . Przez trzy miesiące byłem tam na wymianie studenckiej w ramach programu Erasmus, a później zdałem egzamin wstępny na studia magisterskie i w sumie dwa i pół roku spędziłem w Niemczech, dolatując tylko na zajęcia do Warszawy. Później zdałem egzaminy na studia podyplomowe do Paryża – największego ośrodka dla organistów na świecie, z ogromnymi tradycjami, ponieważ chciałem nie tylko poznać wspaniałe instrumenty, które znajdują się w Paryżu i we Francji, ale także chciałem nauczyć się francuskiej literatury, która jest całkowicie odmienna od literatury niemieckiej, którą mogłem poznać w Niemczech. Te studia ukończyłem w maju, natomiast teraz, chcąc jeszcze bardziej rozwinąć się z zakresu muzyki dawnej, dostałem się na studia podyplomowe do Szwajcarii do Bazylei, gdzie jest prestiżowy ośrodek w zakresie muzyki dawnej „Schola Cantorum Basiliensis, gdzie będę kontynuował studia u prof. Wolfganga Zerera – światowej sławy wirtuoza i pedagoga.
Z. S.: Czyli ciągle Pan jeszcze studiuje, ale dzięki wielkiej pracy i talentowi wszędzie został Pan zauważony; i w miastach, w których Pan studiował, otrzymywał Pan zaproszenia do wykonania koncertów.
M. Rz.: Właściwie od 2013 roku rozpocząłem ożywioną działalność koncertową i nie wiązała się ona tylko z miejscami, gdzie studiowałem, ale grałem także w wielu innych miejscach. Dzięki temu przez te kilka lat miałem przyjemność koncertowania już w dwunastu, a może nawet trzynastu krajach Europy Zachodniej. Grałem w wielu bardzo pięknych miejscach, m.in. w katedrze w Luksemburgu, w kilku kościołach Paryża, w Niemczech grałem w Hannoverze, Saarbrucken i oczywiście w Lubece. W moim kalendarzu koncertowym pojawia się coraz więcej takich interesujących miejsc – na przykład za dwa miesiące wylatuję na swoją pierwszą trasę koncertową do Stanów Zjednoczonych, gdzie wykonam trzy lub cztery recitale, m.in. na Uniwersytecie w Tampie, w Katedrze w Kansas City i w Katedrze w San Francisco. Prowadzę ożywioną działalność koncertową i bardzo się cieszę, że moje studia w kilku ośrodkach, w które wiele zainwestowałem, przynoszą owoce.
Z. S.: Pewnie zaproszenia na koncerty otrzymywał Pan także po konkursach, w których z powodzeniem Pan uczestniczył.
M. Rz.: Jest sporo konkursów organowych, ale nie wszystkie są dobrze rozreklamowane i o wielu brak informacji w internecie czy w prasie. Pisze się tylko o największych. Dużo konkursów organowych jest w Niemczech, jest kilka dużych konkursów organowych w Polsce. Brałem udział w siedmiu czy ośmiu konkursach. Staram się każdego roku przygotować się przynajmniej na jeden konkurs, bo dzięki temu mam możliwość pokazania się i często w ramach nagród otrzymuję zaproszenia na koncerty. Konkursy są także motywacją do poszerzania repertuaru, bo na każdy trzeba przygotować duży program i musi on być wykonany na najwyższym poziomie, jeśli myśli się o otrzymaniu nagrody.
Z. S.: Programy na koncerty przygotowuje Pan już samodzielnie.
M. Rz.: Tak, działam już samodzielnie i wybieram program w zależności od predyspozycji i możliwości instrumentu, na którym mam grać. Zdarza się również, że organizowane są cykle koncertów podkreślające ważne rocznice (urodzin lub śmierci) twórców muzyki organowej. Na przykład w Dusseldorfie, gdzie wykonywane były wszystkie (czyli sześć) symfonie Louis’a Vierne’a - ja grałem ostatnią, czyli VI Symfonię.
Z. S.: W programie dzisiejszego koncertu widnieje improwizacja, czyli utwór, który powstaje w czasie gry.
M. Rz.: Na tym polega improwizacja, że w tym samym czasie tworzymy i wykonujemy utwór. Jeśli posługujemy się zapisem nutowym, to już nie jest improwizacja, a zwykły utwór z literatury organowej. Na dzisiejszy wieczór wybrałem jedynie formę improwizacji – ma to być scherzo. Ponieważ koncert odbywa się w świątyni, w sierpniu – miesiącu licznych pielgrzymek na Jasną Górę w Częstochowie - mam w planie zaimprowizować to scherzo na temat znanej pieśni maryjnej „Gwiazdo śliczna wspaniała, Częstochowska Maryjo...”. To dzieło nie jest nigdzie zapisane i nigdy już w takiej formie nie powstanie. Gdybym je nawet chciał gdzieś powtórzyć, nie będzie to możliwe.
Z. S.: Zgodzi się Pan ze mną, że dobry improwizator musi posiadać dar od Boga czy natury - wszystko jedno, jak to określimy, i z tym darem trzeba się urodzić. Wielu sławnych, znakomitych instrumentalistów nie potrafi improwizować.
M. Rz.: Faktycznie to mieści się w kręgu specyficznych predyspozycji. Ja na przykład, będąc jeszcze uczniem szkoły muzycznej, zastępowałem tatę w kościele i księża zwykle śpiewają w różnych tonacjach, często także trzeba było zagrać coś krótkiego, aby wypełnić muzyką czas. To były dla mnie pierwsze kroki do samodzielnego tworzenia, czyli improwizacji. Moje zainteresowanie improwizację mogłem rozwijać w Niemczech, bo miałem zajęcia z improwizacji podczas studiów, a później studiowałem organy i improwizację w Paryżu, gdzie jest chyba najwyższy na świecie poziom improwizacji. Dlatego mam odwagę włączać do programów swoich koncertów improwizację, aby pokazać słuchaczom tę sztukę, bo osób improwizujących jest niewiele.
Z. S.: Czy improwizował Pan na tematy zadane przez publiczność?
M. Rz.: Oczywiście, jeżeli na przykład stół gry znajduje się na dole i mam dobry kontakt z publicznością, a jeżeli ten kontakt jest utrudniony, to jest możliwość zapisania tematów na kartkach. Jeśli jest tych propozycji dużo, to wybieram dwie, trzy lub cztery, które najbardziej pasują do formy i które zazwyczaj wszyscy znają.
Z. S.: Chcę jeszcze zapytać o instrument znajdujący się w kościele na terenie Jarosławskiego Opactwa, na którym Pan dzisiaj zagra.
M. Rz.: Podoba mi się ten instrument, szczególnie jeśli chodzi o głosy podstawowe, czyli ośmiostopowe - na przykład pryncypał fletowy brzmi tu bardzo ładnie, dźwięk jest okrągły i balans pomiędzy poszczególnymi sekcjami jest bardzo interesujący. Wydaje mi się, że jest to instrument uniwersalny i można wiele dzieł muzyki francuskiej na nim wykonać, ale chyba najpiękniej ten instrument by brzmiał w utworach niemieckiego romantyzmu. Podczas dzisiejszego koncertu będę chciał udowodnić, że utwory kompozytorów francuskich brzmią tutaj pięknie. Na przykład w transkrypcji „Dance Macabre” – C. Saint-Saensa, bogactwo brzmienia tego instrumentu zostanie w pełni wykorzystane.
Z. S.: Instrument wyposażony w zecer, który pozwala w łatwy sposób osiągnąć różnorodne brzmienia.
M. Rz.: Dlatego też wybrałem program, w którym jest sporo zmian w rejestracji, dlatego, że jest tutaj ten pomocnik, czyli komputer, który nazywa się zecer i zapisanie wielu kombinacji, a później uruchomienie ich jednym przyciskiem jest bardzo łatwe.
Z. S.: Organizatorzy koncertów organowych wraz z zaproszeniem przesyłają dyspozycję organów i ta informacja pomaga w ułożeniu programu recitalu.
M. Rz.: To jest podstawa do wyboru właściwego programu i faktycznie każdy organista na etapie zaproszenia otrzymuje również dyspozycję instrumentu. Znając możliwości instrumentu wybieramy spośród utworów, które można na nim wykonać. Fascynujące jest również to, że nie ma dwóch takich samych instrumentów. W każdym kościele jest inny instrument, inne wnętrze, inna mechanika tego instrumentu, inne głosy i to wymaga również każdorazowo przygotowania się do koncertu, bo trzeba dokonać wyboru rejestrów i na każdym instrumencie inaczej się gra. To z jednej strony jest bardzo interesujące i także wyróżnia nas spośród innych muzyków – fleciści, skrzypkowie czy wiolonczeliści zawsze grają na takich samych instrumentach. Im potrzebna jest tylko próba akustyczna w celu poznania akustyki kościoła czy sali, w której odbędzie się koncert, a organista musi mieć sporo czasu na przygotowanie się do koncertu.
Z. S.: Jest Pan dyrektorem artystycznym festiwalu w rodzinnym Łukowie.
M. Rz.: To prawda, od pięciu lat odbywa się Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Łukowie. Każdego roku odbywa się sześć koncertów w łukowskich kościołach. Ten Festiwal jest międzynarodowy i wystąpiło na nich wielu wykonawców z dwunastu krajów świata. Festiwal ciągle się rozwija i staramy się, aby znakomici artyści pochodzący z różnych krajów odwiedzali Łuków.
Z. S.: Czy ci, którzy finansują ten Festiwal, zdają sobie sprawę, że taka impreza promuje miasto?
M. Rz.: Tak, w Łukowie osoby, które finansują tę imprezę i zajmują się wszystkimi sprawami organizacyjnymi, są bardzo pozytywnie nastawione do moich pomysłów i dzięki temu możemy ten Festiwal organizować z rozmachem. Ponad dziewięćdziesiąt procent środków pokrywają burmistrz i Urząd Miasta. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że to jest ogromna promocja Miasta Łuków na arenie ogólnopolskiej i międzynarodowej.
Z. S.: Mamy połowę sierpnia i pewnie jeszcze sporo koncertów ma Pan do wykonania w tym roku.
M. Rz.: Jestem w połowie tegorocznego sezonu. W sierpniu mam sześć koncertów, a już jutro muszę być na Pomorzu i ciągle jestem w rozjazdach. We wrześniu mam dużo koncertów na południu Polski, w październiku będę w Stanach Zjednoczonych, w listopadzie mam koncerty m. in. w Luksemburgu, a w grudniu wybieram się do Rosji i będę grał w St. Petersburgu i Moskwie, a w styczniu z trzema koncertami wystąpię w Wielkiej Brytanii. Również późną jesienią i zimą będę miał sporo koncertów.
Z. S.: Musimy kończyć rozmowę, bo niewiele czasu pozostało do koncertu.
M. Rz.: Bardzo się cieszę na ten pierwszy na Podkarpaciu koncert, jestem pewny, że program i wykonanie zainteresują słuchaczy i mam nadzieję, że będę tutaj powracał w przyszłości.
Z panem Mateuszem Rzewuskim – znakomitym organistą młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska 12 sierpnia 2017 roku w Jarosławiu.