To jest zespół, na który mogę liczyć
Zofia Stopińska: Tematem rozmowy z Panem Zdzisławem Magoniem – założycielem i „szefem” Chóru i Orkiestry Kameralnej „Nicolaus” z Kraczkowej - będą podróże koncertowe dlatego, że minione wakacje w większości tym, którzy tworzą ten zespół, upłynęły najpierw na przygotowaniach, a później na podróży do Włoch, gdzie koncertowaliście.
Zdzisław Magoń: To była 16-ta zagraniczna podróż artystyczna w historii „Nicolausa”. W tym roku na prośbę wielu nowych, młodych członków zespołu wyruszyliśmy ponownie do Włoch i to było już czwarte nasze tournée artystyczne do tego kraju. Program tego wyjazdu spełnił oczekiwania tych, którzy prosili, aby tam pojechać.
Głównym celem podróży był Rzym, ale mieszkaliśmy w bardzo pięknym miasteczku Castel Sant’Elia. Znajduje się w tym miasteczku sanktuarium, przy którym jest Dom Pielgrzyma prowadzony przez Ojców Michalitów – polskich księży, którzy przyjęli nas niezwykle serdecznie i dużo nam pomogli w organizacji koncertów. Radą i pomocą służył nam głównie Rektor Sanktuarium ks. Piotr Burek, który niedawno został odznaczony przez Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi.
Z Castel Sant’Elia gwiaździście poruszaliśmy się po Włoszech.
Z. S.: Przygotowanie takiej podróży trwało co najmniej kilka miesięcy. Trzeba było przygotować i zaplanować koncerty, a to wymaga czasu.
Z. M.: Oczywiście. Zwykle wakacyjne wyjazdy zaczynamy planować już zimą, tuż po zakończeniu koncertów kolędowych. Owszem, mamy nasz koronny koncert 2 kwietnia w Sali Balowej Zamku w Łańcucie i bardzo starannie się do tego koncertu przygotowujemy. Planując program tego koncertu myślimy już także o artystycznych wyjazdach wakacyjnych. Te przygotowania trwają kilka miesięcy, bo to jest liczny zespół. Wszystko trzeba przemyśleć i starannie zaplanować, aby zapewnić komfort wyjazdu i pobytu, a także bezpieczeństwo dla wszystkich. Do tego dochodzi „proza życia”, bo trzeba zgromadzić sporo środków finansowych, a to jest o wiele trudniejsze, niż przygotowanie zespołu do wykonania koncertów na wysokim poziomie.
Z. S.: Myślę, że macie już instytucje i osoby prowadzące działalność gospodarczą, które chcą Wam pomagać. Jesteście także przyzwyczajeni do pisania wniosków i starania się o różne dotacje.
Z. M.: W każdym roku kalendarzowym występujemy do różnych podmiotów o wsparcie finansowe na naszą działalność. Zwykle wspiera nas Urząd Marszałkowski, natomiast jeśli chodzi innych sponsorów, to w tym roku wsparli nas Bank Spółdzielczy z Łańcuta i przedsiębiorca z Kraczkowej, ale największe środki pochodzą ze sprzedaży płyt, które nagraliśmy i chętnie są kupowane po naszych koncertach. Znaczną ilość płyt zakupił od nas także Urząd Gminy. W ten sposób gromadzimy pieniądze na działalność i wyjazdy.
Z. S.: Nie ma tak dużych zespołów amatorskich wykonujących muzykę klasyczną i pewnie na koncertach publiczność patrzy na Was ze zdziwieniem.
Z. M.: Tak było podczas koncertów we Włoszech. Podczas tego tournée wykonaliśmy cztery koncerty i w drugi wieczór przedstawiał nas ks. Piotr Burek, który dopiero pod koniec koncertu powiedział, że jesteśmy zespołem amatorskim. Wszyscy obecni na koncercie byli bardzo zaskoczeni. Że młodzi ludzie amatorsko zajmują się muzyka klasyczną i grają na tak wysokim poziomie, bo nie chwaląc się, naprawdę byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Największym zaskoczeniem było to, że działamy w niewielkiej miejscowości liczącej zaledwie trzy tysiące mieszkańców. Było to dla nas miłe, że zostaliśmy przyjęci jak zespół zawodowy. Za granicą przyjmowani jesteśmy jako zespół, który przyjechał z Polski i nikt nie mówi, że jesteśmy, działamy na wsi. Mówię o tym, bo w Polsce zdarzają się czasami niezbyt przyjemne sytuacje. Otóż jeden z agentów artystycznych chciał z nami podjąć współpracę, ale zorientowałem się, że on chce zarabiać na organizacji nam koncertów pieniądze, a my mamy się jedynie cieszyć, że mamy możliwość występowania. Kiedy zacząłem pytać o warunki, usłyszałem – „...zespół ze wsi chciałby pieniądze?”. Tak czasami jesteśmy przyjmowani w naszej ojczyźnie i dlatego wolę występować za granicą, bo tam jesteśmy artystami, którzy przyjechali z Polski.
Z. S.: Planując programy koncertów musi Pan brać pod uwagę fakt, że często na Wasze koncerty przychodzą ludzie, którzy nie interesują się muzyką klasyczną.
Z. M.: Tak, dlatego w naszym repertuarze mamy dużo mniejszych form muzycznych, a nawet pieśni polskie w bardzo pięknych opracowaniach, które wykonywaliśmy również we Włoszech i słuchając ich nasi słuchacze byli zauroczeni. Podczas pierwszego wieczoru śpiewaliśmy dużo pieśni maryjnych i eucharystycznych, mówiąc wprost, że są one śpiewane w polskich kościołach podczas nabożeństw. Bardzo się nasze pieśni podobały. Podczas następnych koncertów sięgaliśmy również po wielkie formy wokalno-instrumentalne, a konkretnie utwory Józefa Elsnera, czyli Nieszpory i Mszę, które miała pani okazję usłyszeć w Łańcucie w naszym wykonaniu. Przed wykonaniem mówiliśmy o zarówno o kompozytorze, jak i okolicznościach, w jakich powstały, a także o tym, że pochodzą one ze zbiorów Biblioteki na Jasnej Górze. Te komentarze sprawiały, że słuchano nas z wielkim zainteresowaniem.
Z. S.: Tuż przed wyjazdem powiększył się skład orkiestry, bo otrzymaliście nowe instrumenty.
Z. M.: Wspaniale się złożyło, że zakończyliśmy specjalny program z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, z którego środki przeznaczone były na zakup instrumentów i tydzień przed naszym wyjazdem do Włoch dotarły do nas trąby naturalne wyprodukowane w manufakturze włoskiej i po raz pierwszy zostały wykorzystane podczas koncertów we Włoszech. Oprócz tego wcześniej kupiliśmy obój, dwa flety, kontrabas i dwa pianina cyfrowe do prowadzenia zajęć z chórem. To ma wpływ na brzmienie orkiestry i na poziom zespołu. Marzy mi się dalszy rozwój naszej orkiestry w kierunku zespołu muzyki dawnej. Może kiedyś uda się to zrealizować.
Z. S.: Wracając do podróży do Włoch, podczas której daliście cztery koncerty. Gdzie one się odbyły?
Z. M.: Dwukrotnie wystąpiliśmy w Castel Sant’Elia, wystąpiliśmy w Kościele Polskim w Rzymie, którego rektorem jest ks. Paweł Ptasznik i na jego zaproszenie zagraliśmy po raz ostatni we Włoszech i było to na audiencji u papieża Franciszka. Zaproszenie dotarło do nas w przedostatni dzień naszego pobytu, poczuliśmy się wyróżnieni, bo wiedzieliśmy, że będzie to ogromne przeżycie. Podczas audiencji papież Franciszek mówił m.in. o Sanktuarium Jasnogórskim i o pielgrzymkach polskich, stąd była sugestia ze strony ks. Pawła, aby wykonać „Czarną Madonnę”, która wzruszyła Ojca Świętego, ale tak naprawdę , to graliśmy tam cztery godziny od 8.15 do 12.20 – non stop przy ogromnej publiczności, bo zgromadziło się około 8 tysięcy ludzi w auli Pawła VI. Występowaliśmy podczas przygotowań do audiencji i później po zakończeniu transmisji papież Franciszek udzielał błogosławieństwa, poświęcił pamiątki i trwało to dość długo, a myśmy cały czas grali. Było to wspaniałe przeżycie dla i niespodzianka wielka dla mnie, bo nigdy nie sądziłem, że mój zespół dostąpi zaszczytu i będzie grał w takim miejscu. Teraz mamy już o wiele śmielszy plan, aby zagrać i zaśpiewać dla Ojca Świętego polskie kolędy podczas prywatnej audiencji. Może się to marzenie spełni i pojedziemy w okresie Świąt Bożego Narodzenia wykonać kilka koncertów kolędowych na zaproszenia Włochów.
Z. S.: Takie wyjazdy są dla tych młodych ludzi, którzy poświęcają wiele czasu, aby przygotować często bardzo trudne utwory, jedyną rekompensatą za ich pracę i zachętą do podejmowania kolejnych wyzwań. Ja nie znam drugiego takiego zespołu – chóru i orkiestry kameralnej – grającego muzykę klasyczną.
Z. M.: Ja też nie znam, ale być może wkrótce wyrośnie nam konkurencja, bo nasz wychowanek ks. Łukasz Kramarz, który był przez dwa lata wikarym w Radymnie, założył chór i orkiestrę. To młody zespół, bo działa dopiero rok, ale także już koncertują i nawet mają na swoim koncie zagraniczny występ na Ukrainie.
Ale powracając do naszego Nicolausa. Organizując takie wydarzenia, mam przede wszystkim na uwadze to, że ci wspaniali młodzi ludzie przychodzą na próby, ciężko pracują i bardzo intensywnie, aby osiągnąć odpowiedni poziom artystyczny i nie otrzymują w zamian żadnych gratyfikacji finansowych. Dlatego staram się co roku organizować wyjazdy zagraniczne, które mają im wynagrodzić ten trud. Jestem daleki od tego, aby zdobywać pieniądze na jakiekolwiek wynagrodzenia, bo nigdy nie będę mógł płacić regularnie, ponieważ raz mamy jakieś środki na koncie, a innym razem ich nie mamy. Gdybym wypłacał honoraria i w momencie, kiedy skończą się pieniądze – to już nie mam zespołu. Natomiast wspólne wyjazdy nie tylko rekompensują członkom Nicolausa ten trud, ale także cementują zespół. Proszę popatrzeć na mapę, na której są zaznaczone nasze wyjazdy – zwiedziliśmy prawie całą Europę. Nie podróżowaliśmy tylko na Północ.
W tym roku we Włoszech, poza dużymi koncertami, zaśpiewaliśmy dodatkowo a cappella w Asyżu, w katedrze w Orvieto – właściwie ustawiliśmy się na schodach katedry wychodzących na piękny dziedziniec i jak tylko zaczęliśmy śpiewać, zebrało się mnóstwo ludzi, którzy nas słuchali. Podszedł do mnie starszy pan, przedstawił się i powiedział, że prowadzi w Holandii zawodowy chór, a nam gratuluje pięknego brzmienia. Spotykają nas takie miłe niespodzianki i kiedy słyszą to nasi chórzyści, z zapałem przystępują do dalszej pracy.
Każdy wyjazd staram się organizować tak, aby było 30 procent koncertów, 30 procent edukacji i 30 procent rekreacji, a 10 procent pozostawiam na wspólne imprezowanie. Wyjeżdżając w tym roku do Włoch mieliśmy trzy cele: koncerty, zwiedzanie i odpoczynek. Udało się to zrealizować. Plażowaliśmy w bardzo pięknych kurortach nad Morzem Tyrreńskim, zwiedziliśmy Orvieto, Asyż i Rzym. Bazylikę Świętego Piotra zwiedziliśmy bardzo dokładnie. Pierwszy raz miałem okazję chodzić po dachu tej świątyni i nie wiedziałem, że jest to tak pięknie zagospodarowane miejsce. Byliśmy na Monte Cassino i także tam zaśpiewaliśmy, śpiewaliśmy także w Bazylice św. Piotra podczas mszy św. w intencji naszego zespołu w Kaplicy Chóralnej. Zrealizowaliśmy wszystkie cele naszej podróży.
Staram się, aby Nicolaus jak najwięcej koncertował, bo sama praca nie wystarcza. Muszą mieć radość z tego, że muzykują i mogą się tą radością dzielić z innymi.
Pod koniec października chcemy zrealizować nagrania na czas Świąt Bożego Narodzenia, a na 2 kwietnia 2018 roku (kolejna rocznica śmierci św. Jana Pawła II) przygotujemy na koncert w Sali Balowej Zamku w Łańcucie „Magnificat” i dwie kantaty wielkanocne Johanna Sebastiana Bacha. Trudna muzyka, ale piękna i jeśli dobrze się przygotujemy, to z pewnością odniesiemy sukces.
Z. S.: Kto Panu pomaga?
Z. M.: Najwięcej moja siostra Danuta Magoń – Opalińska, która prowadzi wszystkie sprawy formalne, robi sprawozdania, prowadzi całą dokumentację Nicolausa i tak naprawdę prowadzi Towarzystwo Muzyczne w Kraczkowej, chociaż ja jestem prezesem. Ona po prostu się na tym wszystkim zna i jest moją prawą ręką. Moim zadaniem jest przygotowywanie programów koncertów, przygotowanie materiałów nutowych, prowadzenie prób i koncertów, i pozyskiwanie środków finansowych. Oczywiście jak jest jakaś większa akcja związana z przygotowaniem wyjazdów czy płyt, to angażują się wszyscy i pomagają. To jest zespół, na który mogę liczyć pod każdym względem, wszyscy się lubimy i chętnie wspólnie spędzamy czas.
Za nami już trzynaście lat intensywnej pracy i wiele zmian. Z pierwszego składu orkiestry nie ma już nikogo, bo młodzi ludzie wyjeżdżają na studia, zmieniają miejsca zamieszkania, zakładają rodziny i nie mogą z nami występować. Przychodzą nowi, z którymi muszę tak pracować, aby poziom Chóru i Orkiestry „Nicolaus” ciągle był wyższy. Nie możemy stać w miejscu i musimy pracować.
Z Panem Zdzisławem Magoniem – założycielem i szefem Chóru i Orkiestry „Nicolaus” w Kraczkowej rozmawiała Zofia Stopińska 23 sierpnia 2017 r.