Jarosławskie Opactwo to wspaniałe miejsce
prof. Sławomir Kamiński - organy fot. z arch. Arysty

Jarosławskie Opactwo to wspaniałe miejsce


           Zofia Stopińska: Z prof. Sławomirem Kamińskim, znakomitym polskim organistą i pedagogiem spotykamy się przed koncertem w Jarosławiu.  Wiem, że po raz pierwszy zasiądzie Pan przy organach Jarosławskiego Opactwa, ale chyba był Pan już w Jarosławiu.
           Sławomir Kamiński: W Opactwie mam przyjemność być po raz pierwszy i grać koncert, natomiast kilkanaście lat temu grałem recital w kościele Dominikanów. Jest tam niewielki dwumanuałowy instrument i pamiętam, że w kolejnym dniu miałem recital w ramach Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku.
          Obecny pobyt w Jarosławiu jest dla mnie z kilku względów szczególny. Jarosławskie Opactwo to wspaniałe miejsce, mam do dyspozycji dobry, koncertowy instrument i te parę dni spędzam rodzinnie, bo przyjechałem z małżonką i synem. Rozpoczęliśmy nasza trasę od Wadowic, a skończymy na Częstochowie, a w tej chwili jesteśmy w centralnym punkcie naszej podróży.

          Rozmawiamy w godzinach porannych w dniu koncertu. Spotkałam Państwa na spacerze z rodziną, miał Pan już czas usiąść przy organach?
          - Tak, miałem próbę wczoraj wieczorem. To są imponujące, koncertowe organy, posiadają trzy manuały i klawiaturę pedałową oraz bardzo bogatą kolorystyczną szatę, z której można czerpać, wykonując muzykę w wszystkich epok.

          Jakie utwory wykona Pan na tym instrumencie wieczorem?
          - Wybrałem program przekrojowy, a rozpocznę go od muzyki dawnej – będzie to Toccata decima Georga Muffata, kompozytora okresu baroku, który w swojej twórczości łączył cechy stylistyczne wielu ośrodków: włoskiego, francuskiego, austriackiego.
          Drugi utwór to Partita chorałowa Was Gott tut, das ist wohlgestan Johanna Pachelbela. Kolejnym utworem będzie, zawsze dobrze przyjmowana przez publiczność, transkrypcja jednego z koncertów słynnego cyklu Cztery Pory Roku Antonio Vivaldiego. Wykonam ostatni koncert tego cyklu zatytułowany Zima i chcę podkreślić, że bardzo pięknie brzmi ten koncert w tutejszym kościele.
           Później zabrzmi muzyka wielkiego romantyka niemieckiego Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego – wykonam jego II Sonatę c-moll, a na zakończenie wykonam utwór kompozytora włoskiego o charakterze wręcz operowym, a będzie to Sinfonia Francesco Moroniego.

           Ten instrument jest bardzo wygodny dla wykonawców koncertów, bo wyposażony jest w zecera.
           - Tak, instrument ma zecera, czyli system elektronicznych kombinacji i wykorzystując ten system, jestem w stanie zagrać recital samodzielnie. Jest to sytuacja komfortowa dla każdego koncertującego organisty, dlatego, że jest odpowiedzialny praktycznie za wszystko i nie musi umawiać się z asystentem na próby.

           Akustyka tej świątyni pozwala koncertującemu organiście na samodzielny dobór rejestrów, bo często się zdarza, że grający siedzi wysoko na chórze organowym i słyszy zupełnie coś innego niż publiczność.
          - Faktycznie, tutaj umiejscowienie kontuaru, czyli stołu gry, jest na tyle komfortowe, że przygotowując program, jestem w stanie tak zaprojektować brzmienie, żeby było ono adekwatne do charakteru faktury utworów, które są w programie.

          Kiedy podjął Pan decyzję, że zostanie Pan organistą, bo najlepiej jest, kiedy naukę gry na organach rozpoczyna osoba posiadająca wykształcenie pianistyczne.
          - Dosyć wcześnie wybrałem ten kierunek. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpocząłem naukę w liceum ogólnokształcącym i równocześnie w szkole muzycznej II stopnia. Wybrałem wtedy organy, bo ten instrument wydawał mi się bardzo inspirujący. Wcześniej, jako dziecko, słuchałem płyt wielkich polskich organistów: Joachima Grubicha, Józefa Serafina. Po dwóch latach nauki wstępne,j podczas których przeszedłem tradycyjny tok nauczania, mozolnego ćwiczenia także z udziałem nóg, bo organiści grają nie tylko rękoma, ale na klawiaturze nożnej, zapałałem miłością do tego instrumentu i muzyki, która była tworzona na organy w poprzednich stuleciach.
          Później ukończyłem studia w Akademii Muzycznej w Poznaniu, w klasie prof. Romualda Sroczyńskiego, kolejnym etapem były studia w Konserwatorium Królewskim w Brukseli i gra na organach stała się moim powołaniem.
          Obecnie prowadzę klasę organów w Akademii Muzycznej w Poznaniu i mam nadzieję, że zarażam pasją muzykowania na organach młode pokolenia. Koncerty i praca pedagogiczna wypełniają moje życie.

          Nie wspomniał Pan o ważnym nurcie pedagogicznym, bo często także wykłada Pan na uczelniach zagranicznych w ramach programu Erasmus.
          - Mamy bardzo dobre kontakty z ośrodkami europejskimi, wielokrotnie miałem przyjemność wykładać w Wyższej Szkole Muzyki Kościelnej w Lubece i w Akademii Muzycznej w Wilnie, a obecnie przygotowuję się do wyjazdu do Akademii Muzycznej w Zagrzebiu, gdzie będę prowadził wykłady na temat polskiej muzyki organowej.
          Są to wyjazdy niezwykle inspirujące i ważne, dlatego, że pracując ze studentami w innych ośrodkach, muszę niejako na nowo zdefiniować istotę pracy z młodymi artystami i szukać nowych rozwiązań, bo trzeba dotrzeć do każdego z nich. Często też mówię o muzyce polskiej i staram się zainteresować nią organistów niemieckich, litewskich i muszę to tak zrobić, żeby nikogo nie zniechęcić. Muzyka kanonu repertuarowego jest określona i wspólna dla wszystkich nacji. Wiadomo, że to są wielkie dzieła Bacha, Mendelssohna, Francka, Vierna itd. – natomiast ze skarbca muzyki polskiej, która dla nas jest bardzo ważna i wartościowa, trzeba wydobywać te utwory, które mogą być atrakcyjne dla innych artystów-organistów.
          Twórczość organowa związana z działalnością polskich kompozytorów często jest oparta na polskich pieśniach kościelnych, które dla innych nacji mogą być mało zrozumiałe. Dlatego trzeba wybrać takie utwory, które mogą być uniwersalne w swoim przekazie i starać się nimi zainteresować innych.

           Osiadł Pan na stałe w Poznaniu, tam założył Pan rodzinę, związał się Pan z Akademią Muzyczną i pewnie doskonale zna ciekawe Pan instrumenty w swoim mieście.
           - Mamy kilka znaczących, wartościowych, historycznych instrumentów, a najważniejszym jest instrument Friedricha Ladegasta w kościele farnym w Poznaniu – trzymanuałowe organy zbudowane pod koniec XIX wieku. Jest to niezwykły zabytek w skali europejskiej, gruntownie odrestaurowany i tam odbywa się też międzynarodowy cykl koncertowy w okresie lata. Mamy też instrumenty wybudowane współcześnie, m.in. w Katedrze poznańskiej, a teraz oczekujemy na wspaniały instrument w Akademii Muzycznej. Będzie to kopia organów barokowych, która zostanie zainstalowana do końca czerwca przyszłego roku.

          Jakie instrumenty Pan preferuje, o jakiej trakturze?
          - Wiadomo, że traktura mechaniczna jest najbardziej optymalna, dlatego, że gwarantuje największa kontrolę dźwięku i precyzję gry. Często jest tak, że festiwale organowe odbywają się w różnych miejscach, wykorzystywane są różne instrumenty, nie zawsze te najbardziej wartościowe, ale z uwagi na miejsce czy aktywność lokalnych instytucji, nie zawsze ma się do dyspozycji instrument optymalny do wykonywania utworów, które artysta ma w repertuarze. To jest też ciekawe wyzwanie dla koncertującej osoby, która musi szukać również różnych kompromisów, żeby pokazać muzykę różnych epok i stylów. Mając do dyspozycji instrument, który nie zawsze odpowiada naszym wymaganiom, musimy pokazać ten program na tyle ciekawie, żeby oddać jego wartość i piękno.

           Sądzę, że wykonawca musi znać dyspozycję instrumentu, żeby wiedzieć, co można zagrać, chociaż zdarza się, że podczas próby trzeba weryfikować program.
          - To prawda, nie ma dwóch takich samych instrumentów organowych. Pianiści mają łatwiej dlatego, że w salach koncertowych spotyka się instrumenty konkretnej firmy i można budować program, pomijając kwestie nieznajomości instrumentu. Organy w każdym z kościołów brzmią inaczej i to nie tylko z uwagi na swój charakter brzmieniowy, ale też akustykę. Podchodząc do każdego instrumentu indywidualnie, mamy szansę budować repertuar i prezentować go za każdym razem w odmienny sposób.

          Wiem, że ma Pan bardzo dużo doświadczeń z licznych wyjazdów na koncerty za zachód od Polski przede wszystkim, ale także wyjeżdżał Pan na wschód.
          - Tak, spotyka się różne instrumenty. Miałem okazję grać w Filharmonii w Charkowie, gdzie znajdują się współczesne organy firmy Rieger-Kloss z Krnova. Dwa tygodnie temu grałem recital w ramach festiwalu muzycznego w kościele św. Kazimierza w Wilnie. Tam z kolei znajdują się organy firmy Oberlinger, sprowadzone z Niemiec. Zostały one na nowo zintonowane, z drobnymi korektami. Często na wschodzie spotykamy instrumenty zaniedbane, dopiero teraz jest szansa, żeby te organy przywracać do życia koncertowego. Wykorzystywane są do tego środki europejskie, ale ważna też jest aktywność lokalnych społeczności, żeby organy jako instrument funkcjonowały w aspekcie koncertowym.

           Słyszałam, że w krajach położonych na wschód od Polski jest ogromne zainteresowanie muzyką organową, sale są wypełnione, a po bilety ustawiają się bardzo długie kolejki.
           - Potwierdzam to, bo zaraz po przyjeździe do Charkowa, dowiedziałem się, że bilety na mój koncert zostały wyprzedane bardzo szybko i na prośbę organizatorów, podczas próby, zagrałem mini-koncert dla wycieczki dziecięcej, która przyjechała z daleka i niestety nie było już możliwości kupienia biletów.

           Wyjeżdżając na zachód, miał Pan możliwości grać na bardzo interesujących instrumentach.
           - Bardzo ciekawy jest fakt, że w różnych ośrodkach europejskich instrumenty organowe są różne zarówno jeśli chodzi o brzmienie, jak i wielkość. Grając na wielkich instrumentach niemieckich, możemy pokazywać twórczość sławnych kompozytorów, którzy sami mieli do dyspozycji wielkie organy, natomiast we Włoszech mamy często do czynienia z instrumentami niewielkich rozmiarów. Tam często spotykamy organy jednomanuałowe, czasami bez klawiatury nożnej, specyficznie brzmiące – pięknie, jasno, ale tam możemy grać ograniczony repertuar i wtedy pokazujemy muzykę dawną europejską i jest okazja do pokazania także muzyki polskiej, bo mamy liczne, piękne utwory z polskich tabulatur organowych z okresu renesansu.
           Z kolei we Francji organy Aristide'a Cavaillé-Colla są instrumentami symfonicznymi, na które tworzyli wybitni kompozytorzy muzykę, która w swym charakterze i w brzmieniu miała nawiązywać do orkiestry symfonicznej. Miałem przyjemność grać na takich organach w Vitré w Bretanii podczas Festiwalu Kultury Polskiej i wykonałem wówczas osiem recitali na organach symfonicznych, a także na organach pochodzących z okresu baroku. Cechą charakterystyczną organów francuskich jest fakt, że występuje w nich wiele ciekawych registrów głosów imitujących brzmienie instrumentów dętych: trąbki, puzony, oboje... Muzyka francuska w spuściźnie europejskiej jest bardzo oryginalna

           Wiadomo, że koncertujący organista musi grać wszystko, ale chyba zawsze mocniej serce bije, jak się sięga po nuty ulubionego kompozytora.
           - Ostatnio staram się grać jak najwięcej muzyki polskiej. Dobieram starannie repertuar, wykorzystuję twórczość polskich kompozytorów działających w XIX i XX wieku – Feliksa Nowowiejskiego i Mieczysława Surzyńskiego. Zawsze jak jestem za granicą, staram się przynajmniej jeden lub dwa utwory polskie zaprezentować i zawsze są one bardzo dobrze odbierane.
          Utwory, które w swym wyrazie często są przepełnione nostalgią, smutkiem, ekspresją wynikającą z często tragicznych losów kompozytora czy naszego kraju, działają niezwykle silnie na emocje i wykonane na odpowiednich organach potrafią wzruszać słuchaczy. Na tym mi najbardziej zależy.

          Nie orientuję się dokładnie we współczesnej polskiej literaturze organowej, ale sądzę, że najlepsze utwory na ten instrument piszą kompozytorzy, którzy grają na organach, albo znają ich możliwości.
          - W pełni się z tym zgadzam. W Polsce jest kilku kompozytorów, którzy są organistami i dla nich organy są instrumentem, na którym mogą pokazać wszystkie swoje możliwości i pomysły. Oni także często wykonują swoje utwory. Na przykład Władysław Szymański działający w ośrodki katowickim, w Poznaniu mamy pana Zbigniewa Kozuba, który pisze sporo na organy i sam wykonuje, a nawet improwizuje często podczas koncertów.

           Za chwilę powinien Pan rozpocząć próbę i musimy kończyć naszą rozmowę. Mam nadzieję, że wyjedzie Pan z Jarosławia zainspirowany i zadowolony z przyjęcia publiczności, i zechce Pan tu powrócić.
          - To prawdziwa radość być tutaj, mam nadzieję, że wieczorny koncert zostanie dobrze przyjęty przez publiczność i chętnie tu powrócę.

Z prof. Sławomirem Kamińskim, wybitnym organistą-wirtuozem i pedagogiem rozmawiała Zofia Stopińska 27 lipca 2019 roku w Jarosławskim Opactwie.