To był bardzo ważny etap w życiu Kilara
Maria Wilczek Krupa - autorka książki "Kilar. Geniusz o dwóch twarzach" podczas spotkania w Wypożyczalni Muzycznej w Rzeszowie fot. Wypożyczalnia Muzyczna

To był bardzo ważny etap w życiu Kilara

       Staraniem Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie oraz działającej w jej strukturach Wypożyczalni Muzycznej, 12 kwietnia odbyło się przy ulicy Żeromskiego 2 (w siedzibie Wypożyczalni Muzycznej) spotkanie z Panią Maria Wilczek-Krupą – autorką biografii „Kilar. Geniusz o dwóch twarzach”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak w Krakowie w 2015 roku.
      Maria Wilczek-Krupa ukończyła teorię muzyki w krakowskiej Akademii Muzycznej, jest dziennikarką prasową i radiową, związaną m.in. z „Dziennikiem Polskim”, „Kinem”, „RMF Classic”. Autorka przygotowując rozprawę doktorską na temat muzyki filmowej Wojciecha Kilara, przeprowadziła z nim wielogodzinne rozmowy, dzięki którym mamy pierwszą tak obszerną biografię jednego z największych polskich kompozytorów naszych czasów.
      Tak jak przewidywali organizatorzy, zainteresowanie książką o Wojciechu Kilarze w Rzeszowie jest duże i w spotkaniu uczestniczyło sporo osób w różnym wieku. Honory gospodyni pełniła pani Barbara Chmura – dyrektor Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie, a prowadził je pan Adrian Ślęczkamuzykolog, pedagog Zespołu Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara w Rzeszowie. Na zakończenie był czas na pytania i wypowiedzi uczestników spotkania. Sporo dowiedzieliśmy się o bohaterze spotkania z wypowiedzi pani Bogumiły Płanety, która przez długie lata była dyrektorką ZSM nr 2 w Rzeszowie i za jej kadencji patronem szkoły został Wojciech Kilar. Wypowiadały się osoby, które znały kompozytora osobiście, jak i młodzież zafascynowana tą postacią i jego twórczością. Było to bardzo interesujące, długie i bardzo potrzebne spotkanie.
      Wszystkich, którzy jeszcze nie zapoznali się z książką „Kilar. Geniusz o dwóch twarzach”, zachęcam, aby to zrobili, bo jest ona fascynująca i świetnie napisana. Jest to pierwsza pełna biografia niepokornego kompozytora i, jak mówią słowa Leszka Możdżera zamieszczone na okładce – „Barwna, mocno wciągająca opowieść”.
Z nadzieją, że zainteresuje Państwa, zarejestrowana po spotkaniu rozmowa z Panią Maria Wilczek-Krupą – autorką biografii, zapraszam do przeczytania jej.

      Zofia Stopińska: Rozmawiamy po zakończeniu spotkania i bardzo mnie interesuje, jak powstała ta biografia, bo podczas spotkań z Wojciechem Kilarem nie myślała Pani o pisaniu książki.
      - Maria Wilczek-Krupa: To prawda, że nie zamierzałam pisać książki, która powstawała już po śmierci Wojciecha Kilara, ale przystępując do pisania byłam przekonana, że prawie wszystko o kompozytorze wiem i mam już gotowy materiał. To był błąd, bo nagle się okazało, że podczas rozmów z osobami, które znały lub przyjaźniły się z Wojciechem Kilarem, dowiadywałam się o ciekawych epizodach z jego życia, mało tego – oni kierowali mnie do kolejnych ludzi, którzy opowiadali o kolejnych faktach. Ten las gęstniał z miesiąca na miesiąc, aż w pewnym momencie trzeba było powiedzieć stop, bo do dzisiaj zbierałabym materiały.
Podczas takich spotkań, jak dzisiejsze, zawsze ktoś mówi o nowych faktach, bo Kilar miał mnóstwo fanów, przyjaciół i współpracowników. Proszę sobie wyobrazić, że już po publikacji książki zgłosił się do mnie jego kolega z podwórka, ze Lwowa. Bardzo żałowałam, że nie stało się to wcześniej, ale nic nie wiedziałam o jego istnieniu. Napisał do mnie mail, że przeczytał książkę i jest bardzo wzruszony, wrócił pamięcią do tych wspólnych lat lwowskich i dopiero od niego dowiedziałam się, że małżeństwo rodziców Wojciecha Kilara nie rozpadło się dopiero podczas wojny, jak wyjeżdżali ze Lwowa, tylko o wiele wcześniej. Nie mogłam już nic dodać o tych lwowskich czasach, bo książka już była wydana.

      Ilość zebranego materiału, który podczas pisania powiększał się, nie ułatwiały Pani pracy.
      - Książka powstawała w dużych bólach, bo musiałam ten gąszcz materiałów selekcjonować. Z tego „huraganu wiedzy” musiała powstać książka.

      Nie było łatwo pewnie na początku namówić pana Wojciecha Kilara do zwierzeń. Mistrz zwykle nie potrafił stanowczo odmówić kobiecie i dlatego na jedno lub dwa spotkania mógł się zgodzić, a później, po poznaniu Pani, te rozmowy stały się dla niego interesujące.
      - Tak było. Spotykaliśmy się jak mistrz z uczniem, ale w zasadzie on mnie niczego nie uczył. Powiedział, że „fajnym językiem piszę”. Niektórzy zarzucali mi, że pisałam Wojtek o nim, a on się najbardziej z tego cieszył, kiedy pisałam: Wojtek, Basia, a nie Barbara czy pan Wojciech – to go drażniło. Znalazł w tych spotkaniach przyjemność, bo miał pretekst do wspominania. Ważne było także to, że pisałam doktorat o muzyce filmowej. To wszystko złożyło się z czasem na bliższą znajomość.

      Dopiero podczas dzisiejszego spotkania uświadomiłam sobie, jak dużo muzyki dla potrzeb filmu skomponował Wojciech Kilar, kilka razy próbowałam sprowokować dłuższą rozmowę na ten temat – niestety, bez rezultatów. Wiele lat temu, podczas pierwszego naszego spotkania w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie, odpowiedział jednym zdaniem: „Muzyka filmowa jest po to, żeby wyżywić kompozytora”. Kilka lat temu powiedział lekceważąco: „Niewiele pozostało z mojej muzyki filmowej. To, co ważne, zmieściło się na jednej płycie”.
      - Używał też określenia bankomat. Mnie także powiedział, że gdyby zebrać jego muzykę filmową, to może godzina dobrej muzyki by wyszła.

      Spotkanie jest poświęcone książce, której nie ma na półkach w księgarniach. Biografię „Kilar. Geniusz o dwóch twarzach” możemy na razie tylko wypożyczyć w bibliotekach.
      - To prawda, bo nakład się wyczerpał, był dodruk, który także został wykupiony. Ja się z jednej strony cieszę, ale z drugiej – chciałabym, żeby książka była dostępna. Będzie kolejny dodruk. Jak będę wydawała biografię Henryka Mikołaja Góreckiego, to wydawca obiecał mi, że wydrukuje również biografię Kilara.

      Czy to oznacza, że z postacią Wojciecha Kilara już się Pani rozstała i nic nowego o nim Pani nie napisze?
      - Ja się z nim nie rozstaję nigdy, ponieważ jego muzyka jest dla mnie fascynująca i często muszę do niej wracać, tak samo, jak do niektórych filmów. Będę także o nim pisać, bo dlaczego miałabym nie pisać, ale nie biorę na razie pod uwagę pisania kolejnej książki o Kilarze. W tej chwili finalizuję pracę nad biografią Henryka Mikołaja Góreckiego. To jest ogromnie trudna praca, bo miał, jak Pani wie, bardzo trudne życie. Zrobić dobrą książkę na jego temat nie jest łatwo. To jest też pokrewna postać, bo Kilar występuje w biografii Góreckiego częściej niż Górecki w biografii Kilara.
Z Wojciechem Kilarem pewnie nigdy się nie pożegnam.

      Kilka lat temu zastanawialiśmy się z mistrzem Jerzym Maksymiukiem, które utwory polskich kompozytorów naszych czasów przejdą do historii muzyki – jednym z kilku utworów, które wymienił, była „Orawa” Wojciecha Kilara.
      - Kilar byłby zadowolony, że tak powiedział, bo Kilar bardzo „Orawę” lubił. Ja także bym się do tego skłaniała, bo „Orawa” wchodzi w ucho. Starczy posłuchać i popatrzeć, co się dzieje na koncertach zespołu „Motion Trio” po wykonaniu „Orawy”. Zawsze publiczność nagradza to opracowania na trzy akordeony długą owacją. Ten utwór wszedł już do kanonu muzyki popularnej.

      Powracając do Pani znajomości z Wojciechem Kilarem – być może połączył was Śląsk. Pani pochodzi z tamtych stron, a on kochał Śląsk. Wcześniej jednak, po wyjeździe ze Lwowa, przez dwa lata mieszkał w Rzeszowie i były to bardzo ważne lata.
      - To były chłopięce, szczenięce lata, ale to tutaj po raz pierwszy trafił do szkoły muzycznej, miał pierwszych wielkich przyjaciół, został laureatem pierwszego konkursu muzycznego, skomponował samodzielnie pierwszy utwór i miał mistrza z prawdziwego zdarzenia. To był bardzo ważny etap w jego życiu i on to podkreślał.

      Młodzieńcza przyjaźń Wojciecha Kilara z Adamem Harasiewiczem i Tadeuszem Wojturskim trwała do końca ich dni. Pamiętam, jak podczas jednego z pobytów w Rzeszowie, nie wiedząc o śmierci Tadeusza Wojturskiego, przed koncertem spoglądał na zegarek, mówiąc: „Z Adamem rozmawiałem telefonicznie i obiecał, że przyjdzie z żoną 10 minut przed rozpoczęciem, zaraz powinien zjawić się Tadzio”. Bardzo się zasmucił, kiedy mu powiedziałam, że Tadeusz nie żyje – nawet rzeszowskie prawykonanie jego nowego utworu przestało go interesować.
      - Wiele razy wspominał o Wojturskim, bo bardzo się lubili, a z Harasiewiczem utrzymywał kontakt do końca swojego życia. Bardzo sobie cenił tę przyjaźń, chociaż była czasami burzliwa. Proszę zauważyć, ile ważnych rzeczy wydarzyło się w Rzeszowie.

      Kilka razy cytował mi słowa profesora fortepianu Kazimierza Mirskiego: „Co tam granie, jak ty możesz komponować”.
      - Ktoś mu to wreszcie powiedział, że może, i był to mistrz z prawdziwego zdarzenia. Tutaj Kilar zetknął się po raz pierwszy z wielkim światem, z Europą, bo Mirski był „światowym człowiekiem”. To był bardzo ważny etap w życiu Kilara.

      Na zakończenie spotkania proszę powiedzieć, kiedy możemy się spodziewać biografii „Kilar. Geniusz o dwóch twarzach” znowu na półkach księgarń?
      - Może jesienią. Czekam jeszcze na autoryzację przez rodzinę biografii Góreckiego. To są bardzo czasochłonne prace, bo wszyscy muszą to, co napisałam, przeczytać i zgłosić swoje uwagi. Rodzina Henryka Mikołaja Góreckiego jest większa od rodziny Wojciecha Kilara – jest żona, są dzieci, wnuki – wszyscy muszą wyrazić zgodę.

      Może wówczas gospodarze dzisiejszego spotkania zorganizują następne i będzie okazja do kolejnej rozmowy.
      - Bardzo chętnie przyjadę. Dziękuję za rozmowę.

Z Panią Marią Wilczek-Krupą, autorką biografii „Kilar. Geniusz o dwóch twarzach”, rozmawiała Zofia Stopińska 12 kwietnia 2018 roku w Wypożyczalni Muzycznej przy ul. Żeromskiego 2 w Rzeszowie.