Piotr Kościk - Muzyczne powroty w rodzinne strony
Piotr Kościk - dyrygent fot. Sebastian Kocoń

Piotr Kościk - Muzyczne powroty w rodzinne strony

       Gorąco został przyjęty przez publiczność koncert, który odbył się w Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie 7 marca 2025 roku. Przy pulpicie dyrygenckim stanął Piotr Kościk, dyrygent i pianista urodzony w Rzeszowie. Wykształcenie dyrygenckie uzyskał w szwajcarskiej Zurcher Hochschule der Kunste w klasie prof. Iwana Wassilevskiego. Doskonalił swój warsztat dyrygencki pod okiem profesorów o międzynarodowej renomie jak Jorma Panula, Colin Metters, Luciano Acocella, Christoph Muller, Martin Akerwall i Christof Brunner. Piotr otrzymał „Dirigierstipendium” austriackiego „Honorius Stiftung” oraz był półfinalistą międzynarodowego konkursu „2nd Orchestra’s Conductor Competition” w Ploiesti.
        Angielski dyrygent i profesor Douglas Bostock napisał „Piotr Kościk to dyrygent o ogromnej wrażliwości, jasnej koncepcji i naturalnej łatwości przekazywania orkiestrze swoich intencji muzycznych.”
Oprócz filharmonii Belgradzkiej i Ostrawskiej, Piotr Kościk miał okazję występować z orkiestrami m.in. w Niemczech, Szwajcarii, Włoszech, Finlandii, Rumunii oraz Bułgarii.
        Zapraszam Państwa na spotkanie z panem Piotrem Kościkiem, w czasie którego wspomnimy o koncercie Artysty w Rzeszowie w ubiegłym roku, przybliżymy program tegorocznego koncertu, dowiemy co ciekawego wydarzyło się ostatnie, ale nie zabraknie także wspomnień.

Rok temu dyrygował Pan w Filharmonii Podkarpackiej koncertem, którego program wypełniły: Uwertura do Snu nocy letniej Feliksa Mendelssohna , Koncert fortepianowy G-dur Maurice’a Ravela i VII Symfonia d-moll Antonina Dvořaka. Doskonale pamiętam ten koncert i z pewnością dlatego dopatruję się pewnych podobieństw do repertuaru, który zabrzmiał podczas dzisiejszego wieczoru - rozpoczął się on również uwerturą autorstwa Medelssohna, a później zabrzmiały dzieła jego przyjaciół.

       - Owszem, programy obu koncertów mają wiele podobieństw. Przede wszystkim oba koncerty rozpoczynał utwór Mendelssohna, który był mistrzem uwertur. Podczas mojego debiutu w Filharmonii Podkarpackiej, miałem przyjemność dyrygować Uwerturą do Snu nocy letniej, która jest bardzo znana i często rozbrzmiewa w salach koncertowych na świecie. Dlatego wiele razy wykonywała ją wcześniej również Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej. Natomiast wykonana dzisiaj UwerturaRuy Blas” Mendelssohna jest utworem, który zabrzmiał w Filharmonii w Rzeszowie po raz pierwszy. Często sam sobie zadaję pytanie, dlaczego ten utwór nie jest tak znany jak na przykład Uwertura koncertowa „Hebrydy”. Rzadko się zdarza, aby tak dobre i doświadczone orkiestry jak Filharmonia Podkarpacka nie grały jakiegoś utworu Mendelssohna, Schumanna czy Beethovena, natomiast „Ruy Blas” to uwertura, która wszystkich zaskakuje. Powstała 1839 roku i początkowo zatytułowana została przez kompozytora jako „Romans”. Piękne tematy zostały zauważone i poproszono Mendelssohna do rozpisania ich do sztuki teatralnej, a premiera zaplanowana była rok później. Z wymiany listów dotyczących szczegółów wiadomo, że kompozytor odpowiedział iż nie potrzebuje roku na napisanie utworu, tym bardziej, że jego żona Cécile była chora i już o dziewiątej wieczorem w domu panowała zupełna cisza. Mendelssohn skomponował tę uwerturę praktycznie w ciągu trzech dni i był usatysfakcjonowany z końcowego rezultatu o czym również pisał w listach.

Czy mam rozumieć, że utwór od razu był gotowy do wykonania?

        - Mendelssohn bardzo często swoje utwory poprawiał i nawet jak był zadowolony z dzieła, które na przykład ukończył w poniedziałek, nie oznacza, że następnego dnia nie rozpoczynał pisania kolejnej wersji. Tak też było z tą uwerturą i istnieje wiele wersji tej uwertury, ponieważ poprawiał ją wielokrotnie. Aktualnie także wykonuje się wiele wersji i trudno jest zdobyć nuty do konkretnej, ponieważ różnią się one opracowaniem materiału muzycznego dopiero w środku utworu.
Dlatego z wyprzedzeniem i po dokładnym sprawdzeniu sprowadzone zostały partytura i nuty, z których gra Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej.

Filharmonia 07.03.2025 Dominik Gilewski i Piotr KościkDominik Gilewski - fortepian, Piotr Kościk - dyrygent i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej podczas koncertu w Rzeszowie, fot. Filharmonia Podkarpacka

W ubiegłym sezonie pod Pana batutą zabrzmiał Koncert fortepianowy G-dur Maurice’a Ravela, a tym razem wybrał Pan Koncert fortepianowy e-moll op.11 Fryderyka Chopina.

        - Znowu jest podobieństwo obu koncertów. Jestem również pianistą i miałem przyjemność oraz zaszczyt wielokrotnie występować w tej roli w Filharmonii Podkarpackiej. Dlatego w swoim repertuarze dyrygenckim bardzo chętnie sięgam po koncerty fortepianowe. Rok temu miałem przyjemność zadebiutować na scenie Filharmonii Podkarpackiej z Januszem Olejniczakiem, niestety dzisiaj już świętej pamięci, legendą polskiej pianistyki i wykonaliśmy Koncert G-dur Ravela.
        Tym razem solistą był Dominik Gilewski, wspaniały, młody pianista, który ukończył z wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie, w klasie fortepianu Mileny Kędry oraz w klasie kameralistyki Lecha Napierały. W 2021 roku, w ramach programu ERASMUS+, studiował w Escola Superior de Música de Catalunya (ESMUC) w Barcelonie, w klasie fortepianu Vladislava Bronevetzkiego. W ubiegłym roku ukończył podyplomowe studia w Królewskim Konserwatorium w Brukseli, w klasie fortepianu Valentiny Igoshiny. Obecnie kontynuuje naukę na Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach, w klasie fortepianu Zbigniewa Raubo.
        Bardzo dobrze się nam współpracowało z Dominikiem Gilewskim i Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej. Dlatego cieszę się, że udało się przygotować świetne wykonanie, najczęściej w Polsce wykonywanego koncertu fortepianowego.
        Ja niestety nie miałem okazji jako pianista wykonać Koncertu e-moll Chopina, ale ma on w moim sercu wyjątkowe miejsce. Przed laty w moim repertuarze znalazł się Koncert fortepianowy f-moll i później grałem go wiele razy, w różnych składach: z pełną orkiestrą symfoniczną, z filharmoniami kameralnymi, z kwintetem smyczkowym i kwartetem smyczkowym. Nie spodziewałem się, że Koncert e-moll Chopina wykonam na scenie po raz pierwszy z podium dyrygenckiego.

Bardzo pięknie i efektownie zabrzmiała również wykonana po przerwie Symfonia nr 1 C-dur Georges’a Bizeta. Pewnie także solidnie pracowaliście na przygotowaniem tego utworu.

        - Jest to neoklasyczne dzieło pełne mozartowskiej energii, bo pewnie tak pisali by Mozart i Haydn gdyby żyli 50 lat dłużej. Jest to muzyka pełna uśmiechu i optymistycznej ekspresji. Bardzo dobrze współgra z panującą za oknem już prawie wiosenną pogodą. Stanowiące ramy utworu części pierwsza i czwarta są niesamowicie wirtuozowskie i efektowne, druga część jest liryczna z pięknymi solówkami dwóch obojów, a w trzeciej części z pewnością słuchacze zauważyli fascynacje kompozytora folklorem. Jest to rzadko wykonywana symfonia, która swą premierę miała dopiero około 80 lat po śmierci kompozytora, ponieważ została skomponowana przez 17-letniego Bizeta w trakcie studiów w Paryżu w 1855 roku. Kompozytor miał wtedy zbyt mało wiary we własne umiejętności i schował partyturę do szuflady, po czym skupił się na twórczości operowej. Premiera I Symfonii Georges’a Bizeta miała miejsce dopiero w 1935 roku, ponieważ dopiero wtedy zauważono ogromny potencjał ukryty w tym dziele.

Filharmonia 07.03.2025 Dominik Gilewski i Piotr Kościk 3Dominik Gilewski - fortepian i Piotr Kościk - dyrygent po wykonaniu Koncertu fortepianowego e-moll Fryderyka Chopina w sali Filharmonii Podkarpackiej, fot. Filharmonia Podkarpacka

Jest takie powiedzenie, że „nie sztuka gdzieś zadebiutować, ale sztuką jest otrzymać ponowne zaproszenie w to samo miejsce”.

        - Znam to powiedzenie i jest w nim wiele prawdy. Mówi się też, że dany występ można uznać za udany, jeżeli organizator zaprosi nas ponownie. Z takiego założenia wychodzę występując jako pianista i wyjątkowo cieszą mnie telefony, czy e-maile od organizatorów koncertów, którzy zapraszają mnie ponownie. Niedawno miałem okazję wykonać recital chopinowski w Wilnie i gościłem tam po raz drugi ponieważ organizatorzy byli bardzo zadowoleni z poprzedniego koncertu.
        Bardzo mnie cieszy fakt, że otrzymałem także po raz drugi zaproszenie do Filharmonii Podkarpackiej, aby poprowadzić koncert.
W ciągu roku miałem szczęście występować w tej sali trzykrotnie, ponieważ pomiędzy dwoma koncertami w roli dyrygenta, miałem jeszcze okazję wystąpić jako pianista z Orkiestrą Zespołu Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara podczas uroczystości jubileuszowej szkoły, z której się wywodzę. Zagrałem wtedy z Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22 Fryderyka Chopina.

Dla Filharmonii Podkarpackiej i dla melomanów, którzy od lat przychodzą na koncerty naszej orkiestry, ten sezon jest szczególny, bo obchodzimy 70-lecie działalności Orkiestry. Pan także zna ten zespół już kilkadziesiąt lat.

        - Zabrzmiało to groźnie, ale taka jest prawda. Moi rodzice są muzykami Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej – mój tato przez wiele lat grał w tym zespole na puzonie, a moja mama nadal jeszcze gra w grupie drugich skrzypiec. Miałem z nimi okazję wykonywać jako pianista kilka koncertów fortepianowych. Moja obecność tutaj miała również ważne miejsce, bo często przebywałem w tym budynku będąc dzieckiem. Przychodziłem tu po zajęciach w szkole, ponieważ moi rodzice mieli próby lub musieli ćwiczyć, a ja nie mogłem sam pozostawać w domu.
        Z czasów dziecięcych często mamy wyraźnie, pojedyncze skojarzenia. Bardzo dokładnie pamiętam zapach ćwiczeniówek na górze, w których jako siedmiolatek lub ośmiolatek często składałem dinozaury, czytałem gazety o samochodach… Bardzo dokładnie pamiętam okrągłe, metalowe klamki do tych ćwiczeniówek, które mnie fascynowały, bo były nietypowe.
        Pamiętam również piątkowe koncerty, na które bardzo często przychodziłem z rodzicami i jak wielu moich rówieśników - dzieci innych muzyków, siedziałem na schodkach i słuchałem koncertu. Już wtedy powstawał fundament do tego co nadeszło później – do pełnowymiarowej edukacji muzycznej.

Pamiętam Pana występ w tej Sali, podczas koncertu dyplomantów.

       -  To było w 2006 roku i to był mój debiut z profesjonalną orkiestrą symfoniczną. Kończyłem wówczas przygody z Zespołem Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara w Rzeszowie. Grałem wtedy z towarzyszeniem Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej I część Koncertu fortepianowego b-moll op. 23 Piotra Czajkowskiego. Było to dla mnie wielkie przeżycie, ponieważ muzyka Czajkowskiego naładowana jest niewiarygodną energią i wieloma niepowtarzalnymi cudownymi melodiami.
         Pomiędzy moim debiutem pianistycznym, a debiutem dyrygenckim miałem jeszcze okazję dwukrotnie grać w tej sali z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej. W 2008 roku wystąpiłem z Koncertem fortepianowym Es-dur Ferenca Liszta pod batutą Vladimira Kiradjieva i podczas tego koncertu dwukrotnie zerwała się struna w fortepianie – pech chciał, że była to struna es i w IV części ten dźwięk jest bardzo potrzebny, ponieważ po zerwaniu obu strun młotek mechanizmu fortepianu trafiał w drewno. Na szczęście wszyscy wykonawcy przyjęli to, z pewną dozą humoru, ponieważ na takie sytuacje nie ma się wpływu. Do dzisiaj przechowuję te struny na pamiątkę, ponieważ stroiciel Jakub Dziurzyński podarował mi je po koncercie.
Później, w 2013 roku w tej sali wystąpiłem jeszcze raz z II Koncertem fortepianowym f-moll Chopina.

W roli dyrygenta, przed rokiem i teraz, pracował Pan z zespołem, który już Pan dobrze Pan znał.

          - Tak, ale skład orkiestry trochę się zmienił, bo gra w nim wielu muzyków mojej generacji, których miałem okazję już poznać, bo z wieloma chodziłem do szkoły muzycznej, kilku uczyło w tej szkole, a część muzyków poznałem jeszcze w czasach dzieciństwa. Znając prawie wszystkich wiedziałem kto na jakim instrumencie gra, a to jest komfortowa sytuacja. Oceniając z mojej perspektywy współpraca z orkiestrą była bardzo dobra. Zauważyłem od początku, że muzycy solidnie pracowali, realizowali moje decyzje i byli bardzo życzliwi, pomimo, że próby były długie i intensywne, bo program nie był łatwy.

Filharmonia 07.03.2025 Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Piotra KościkaOrkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Piotra Kościka, fot. Filharmonia Podkarpacka

Przed rokiem podkreślał Pan, że Pana działalność będzie przebiegała w dwóch nurtach. Czy nadal chce Pan występować jako dyrygent i pianista?

         - Sporo się zmieniło, ponieważ mówiłem, że staram się w kalendarzu ustawiać blokowo projekty dyrygenckie oraz projekty fortepianowe i na razie mi się to udaje.
         Wiele się zmieniło się to, ponieważ jesienią ubiegłego roku zostałem zaproszony na koncerty i miałem projekty orkiestrowe oraz recitale fortepianowe z różnym programem. Grałem z moją żoną, która jest wiolonczelistką koncert w Hiszpanii, grałem z orkiestrą m.in. w Rzeszowie, występowałem dwukrotnie w Ambasadzie Polskiej w Wiedniu oraz występowałem z recitalami chopinowskimi na Litwie. Każdy z tych koncertów miał zupełnie inny program, a oprócz tego zawsze miałem stertę nut, które musiałem przygotować na projekty dyrygenckie. Zacząłem także uczyć gry na fortepianie i muszę także regularnie poświęcać czas uczniom.
         Nadszedł czas, że muszę dzień podzielić na trzy fazy. Rano kilka godzin pracuję przy fortepianie i przygotowuję się do koncertów, popołudnie spędzam z uczniami, a po kolacji siedzę nad partyturami. Nie jest to łatwe nie tylko dlatego, że cały dzień mam wypełniony, bo w żadnym z nurtów nie da się włączyć trybu ekonomicznego (na pół gwizdka). Ta praca wymaga wymaga także wkładu fizycznego (zwłaszcza gra na fortepianie) oraz wkładu intelektualnego (zwłaszcza przygotowanie partytur, gdzie trzeba wnikliwie studiować zapisany utwór dostrzec problematykę utworu jeszcze przed próbami z orkiestrą).
Wszystkie projekty zakończyły się sukcesem i dlatego myślę, że jest to ciężka praca, ale można to wszystko jakoś „ogarnąć”.

Jest Pan członkiem zarządu Międzynarodowego Towarzystwa Chopinowskiego w Wiedniu.

         - Owszem, jestem w stałym kontakcie z biurem, biorę udział w posiedzeniach zarządu, organizowaliśmy nasze wewnętrzne koncerty w Wiedniu, a teraz zajmujemy się organizacją Festiwalu Chopinowskiego, który odbędzie się w sierpniu w austriackim Gaming oraz planowaniem następnego sezonu.
         Dodam, że Towarzystwo w Wiedniu bardzo przeżyło śmierć maestro Janusza Olejniczaka, ponieważ jego prezydent prof. dr Theodor Kanitzer był z nim w bardzo przyjacielskiej relacji od wielu dziesięcioleci. Maestro Janusz Olejniczak wielokrotnie, wręcz regularnie zaszczycał nas swoją obecnością i występował z koncertami w Austrii.
        Mnie również łączyła bliska więź z panem Januszem Olejniczakiem. Poznaliśmy się przed laty podczas festiwalu w Austrii, później zostaliśmy wspólnie zaproszeni na festiwal w Chinach. Tam przez tydzień przeżywaliśmy przygody, mierząc się z ogromną spontanicznością organizacji, ale wszystkie koncerty się odbyły i były bardzo udane. Ten pobyt w dalekim kraju bardzo nas zbliżył.
        Rzeszowscy melomani z pewnością pamiętają nasz wspólny koncert w Filharmonii Podkarpackiej, który odbył się w kwietniu ubiegłego roku. Podczas tego wieczoru maestro Olejniczak zachwycił zarówno publiczność, mnie oraz orkiestrę cudowną kreacją Koncertu fortepianowego G-dur Ravela i trzema bisami – najpierw powtórzyliśmy I część z Koncertu Ravela, a później słuchaliśmy Mazurka a-moll op. 17 nr 4 oraz Scherza b-mol op. 31.
         W maju byłem na recitalu Janusza Olejniczaka w Ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej w Wiedniu i po tym koncercie długo rozmawialiśmy. Jego ostatni koncert w Austrii odbył się na zaproszenie Międzynarodowego Towarzystwa Chopinowskiego w sierpniu zeszłego roku i wówczas wystąpił z kilkoma swoimi studentami.
Nikt nie spodziewał się tego co stało się w październiku.

Dziękuję Panu za rozmowę i znakomity koncert. Mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli polecić kolejne Pana koncerty w Polsce.

         - Również mam taką nadzieję. Każdy koncert sprawia mi ogromną radość. Bardzo się cieszę, że po studiach pianistycznych postanowiłem ukończyć dyrygenturę i mogę się realizować również w tym kierunku. Także prowadzenie prób z orkiestrą sprawia mi wiele radości, a przede wszystkim ciągle uczę się czegoś nowego i zbieram doświadczenia. Mam nadzieję, że będę miał jak najwięcej okazji do występowania z orkiestrami na scenach. Wszystko wskazuje na to, że tek będzie.
         Mam także nadzieję, że kiedyś będę miał okazję i przyjemność powrócić do Rzeszowa.

Zofia Stopińska