Z Łańcutem jestem związany emocjonalnie - mówi prof. Tomasz Strahl
4 listopada 2019 roku w sali balowej łańcuckiego Zamku odbyła się uroczysta inauguracja obchodów 75 rocznicy powołania Muzeum-Zamku w Łańcucie. Po części oficjalnej odbył się krótki koncert, którego wykonawcami byli: Roman Lasocki - skrzypce i słowo, Tomasz Strahl - wiolonczela, Marta Gębska - skrzypce. Solistom towarzyszyli pianiści: Agnieszka Przemyk-Bryła oraz Grzegorz Skrobiński. Wybitny polski skrzypek Roman Lasocki wykonał Witolda Rudzińskiego - Ricercar sopra "Roman Lasocki" na skrzypce solo. W wykonaniu niezwykle utalentowanej młodej skrzypaczki Marty Gębskiej i pianisty Grzegorza Skrobińskiego wysłuchaliśmy Henryka Wieniawskiego - Fantazji na temat z opery Faust Charlesa Gounoda, zaś wspaniały wiolonczelista Tomasz Strahl i pianistka Agnieszka Przemyk-Bryła zachwycili nas świetnym wykonaniem Poloneza C-dur na fortepian i wiolonczelę Fryderyka Chopina.
Zapraszam do przeczytania krótkiej rozmowy, którą zarejestrowałam po zakończeniu uroczystości z prof. dr hab. Tomaszem Strahlem.
W czasie tak wielkiego święta Muzeum-Zamku w Łańcucie nie mogło zabraknąć muzyki, która rozbrzmiewa tutaj często oraz artystów, którzy z Łańcutem są związani od lat, a jednym z nich jest Pan.
- Jestem niezwykle zaszczycony, że mogę uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu, ponieważ z Łańcutem jestem związany emocjonalnie od roku 1991, kiedy na zaproszenie prof. Zenona Brzewskiego, założyciela Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, przyjechałem tu po raz pierwszy jako wykładowca i zawsze w lipcu prowadzę tutaj klasę wiolonczeli od 28 lat. Ponadto byłem na kilku, chyba pięciu edycjach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie i na zaproszenie pani Dyrektor Marty Wierzbieniec jestem artystą obecnym w kalendarzu koncertowym Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie. Jestem tutaj częstym gościem i niezwykle się cieszę, że mogłem brać udział w oprawie muzycznej dzisiejszej uroczystości, która jest ważnym wydarzeniem w historii tego miejsca.
Mamy już listopad i pozostało niewiele czasu do końca roku kalendarzowego, który był dla Pana bardzo dobry, chociaż pracowity. Miałam szczęście kilka razy słuchać Pana koncertów.
- Owszem, dobrze pamiętam, że graliśmy Koncert potrójny Bohuslava Martinu, z Maria Machowską i Agnieszką Przemyk, później 1 lipca podczas inauguracji Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie grałem Koncert na wiolonczelę Stanisława Moryto i prowadziłem w II turnusie Kursów klasę wiolonczeli i 17 lipca wystąpiłem w sali balowej Zamku razem ze swoimi wychowankami w ramach cyklu koncertów „Mistrz i uczeń”. Pamiętam, że spotkaliśmy się jeszcze w sierpniu w Kąśnej Dolnej podczas Festiwalu „Bravo Maestro”, gdzie także występowałem w czasie finałowego Maratonu wirtuozowskiego.
Nie liczyłem dokładnie, ale w 2019 roku wykonałem już grubo ponad 40 koncertów, a przecież do zakończenia roku mamy jeszcze ponad półtora miesiąca i przede mną następne koncerty. W najbliższym czasie wystąpię w Filharmonii Łódzkiej z Konstantym Andrzejem Kulką i Krzysztofem Jabłońskim. Zaplanowane mam koncerty w ramach projektu „Z Klasyką przez Polskę”, jest to nowa inicjatywa zorganizowana przez Polski Impresariat Muzyczny w ramach Instytutu Muzyki i Tańca, dzięki wsparciu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Prof. Piotra Glińskiego i pod jego patronatem.
Jest to nawiązanie do wspaniałych tradycji Krajowego Biura Koncertowego, aby grać muzykę klasyczną również w mniejszych ośrodkach muzycznych i liczba tych koncertów jest imponująca i jest to moim zdaniem ważny krok we właściwym kierunku.
Czeka mnie jeszcze także zorganizowane sesji naukowej. Rok 2019 jest niezwykle intensywny, a 2020 zapowiada się również bardzo dobrze.
Kompozytorzy często powierzają Panu prawykonania swoich utworów i w tym roku także takie wydarzenie się odbyło.
- Prawykonałem utwór Mikołaja Góreckiego „Zaćmienie czasu” podczas Festiwalu Prawykonań 2019 w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Autorką tego projektu jest pani dyrektor Joanna Wnuk-Nazarowa. Festiwal nadal trwa, rozwija się i jest fantastyczną platformą dla wszystkich nurtów polskiej muzyki współczesnej. Zespoły, na czele z Narodową Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji oraz wspaniała siedziba NOSPR, to miejsce szczególne i cieszę się, że w tym roku miałem zaszczyt uczestniczyć w tym Festiwalu.
Często wykonuje Pan także muzykę kameralną.
- Trudno mi nawet wymienić wszystkie koncerty, stąd może powiem o tych, które przede mną - wspomniałem już o koncercie z Konstantym Andrzejem Kulką i Krzysztofem Jabłońskim, jak również z Kwartetem Śląskim już niedługo, bo 14 listopada, zagramy Kwintet Władysława Maliszewskiego.
Nie może Pan narzekać na nudę, bo podczas każdego występu gra Pan inny repertuar, od dzieł znanych utworów minionych epok po muzykę nową.
- Owszem, ale chcę podkreślić, że szczególnie dużo gram muzyki nowej i bardzo się z tego cieszę, bo czas płynie i muzyka się też rozwija. Powstają nowe kompozycje i utwory napisane 20 czy 30 lat temu stają się klasyką. Jeszcze raz podkreślę, że bardzo mnie to cieszy.
Od dawna podziwiam brzmienie wiolonczeli, na której Pan gra, aż trudno uwierzyć, że na instrumencie zbudowanym w Norymberdze w 1778 roku przez Leopolda Widhalma równie pięknie brzmią dzieła zupełnie nowe, jak utwory epok minionych.
- Z tym instrumentem jestem już długo związany, bo gram na nim ponad 25 lat i był czas, aby go dobrze poznać i zaprzyjaźnić się z nim. Muszę jednak podkreślić, że sama wiolonczela nie gra. To rzeczywiście musi być połączenie ciała i duszy, bo ten sam instrument w rękach innego instrumentalisty zabrzmi inaczej. Nie tylko wiolonczela, ale musi być z nią zespolone ciało wykonawcy, dusza i umysł, aby osiągnąć najlepszy efekt. To nie da się zmierzyć i wyrazić. Myślę, że nauka ma duże pole do popisu, aby zbadać ten fenomen.
Na pewno każdy instrument, a w tym przypadku wiolonczela, jest też dziełem pewnego artysty, pewnego modelu. Mamy na przykład instrumenty francuskie, niemieckie, włoskie, które mają swoją specyfikę. Ważny jest budowniczy i z pewnością rodzaj i wiek drewna, ale kropką nad „i” jest osoba grającego. Można instrument otworzyć, aby ten dźwięk był wolny, nieskrępowany i wtedy można go kształtować. Można także dźwięk stłamsić, zadusić i wówczas instrument protestuje – nie gra coraz lepiej, tylko coraz gorzej. To zależy, w czyich rękach się znajdzie.
Od nowego roku akademickiego przybyło Panu także wiele obowiązków, bo jest Pan Dziekanem Wydziału Instrumentalnego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.
- To prawda, bo w związku z nową organizacją przybyły mi fortepiany, klawesyn i organy. Połowa Uniwersytetu Muzycznego podlega pod Wydział Instrumentalny. Musiałem przytulić do swojego serca studentów z tych wymienionych dyscyplin. Przybyły nowe zadania, nowe wyzwania i nowe problemy. Świat coraz bardziej przyśpiesza, a w ślad za tym świat muzyki i edukacji artystycznej również bardzo poszedł do przodu. Musimy zawsze być w awangardzie i szybko podążać do przodu.
Mam nadzieję, że to wszystko uda się harmonijnie pogodzić i w 2020 roku będziemy się także często spotykać podczas koncertów z Pana udziałem.
- Ja także mam taką nadzieję i bardzo dziękuję za rozmowę.
Z prof. dr hab. Tomaszem Strahlem, jednym z najwybitniejszych wiolonczelistów, rozmawiała Zofia Stopińska 4 listopada w 2019 r. w Łańcucie.