Łańcut zawsze w lipcu żyje muzyką.
W czasie I turnusu 45. Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie rozmawiałam z panem Maxymilianem Bylickim – dyrektorem Instytutu Muzyki i Tańca w Warszawie, pianistą, menadżerem, działaczem społecznym i organizatorem życia muzycznego, który z Kursami w Łańcucie związany jest od wielu lat.
Maksymilian Bylicki jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie fortepianu. Od 1977 roku prowadził czynną działalność koncertową jako solista i kameralista, a także dydaktyczną. Koncertował w kraju i za granicą (m.in. w Wielkiej Brytanii, Włoszech i Kanadzie).
W latach 1979-1991 wykładał w PSM II st. im. F. Chopina oraz w Akademii Muzycznej w Warszawie.
W latach 1990-1994 był dyrektorem Centrum Edukacji Artystycznej Ministerstwa Kultury i Sztuki. W 1997 roku uzyskał tytuł Master of Business Administration na Uniwersytecie w Calgary (Kanada) oraz w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Od 2000 roku był przez dwa lata doradcą Ministra Kultury i Sztuki ds. Współpracy z Samorządem Terytorialnym. Później przez trzy lata pełnił funkcję dyrektora Biura Edukacji Urzędu m.st. Warszawy, a od 2015 roku był doradcą w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pod koniec 2017 roku został dyrektorem Instytutu Muzyki i Tańca.
Zofia Stopińska: Od kilku lat jest Pan gościem Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, ale był taki czas, kiedy był Pan pianistą tych Kursów, towarzyszył Pan uczestnikom, a także znakomitym pedagogom podczas koncertów w sali balowej Zamku, oraz koordynował Pan pracę wszystkich pianistów.
Maxymilian Bylicki: To prawda, mam wiele pięknych wspomnień z lipcowych Kursów Muzycznych w Łańcucie. Po raz pierwszy byłem na Kursach na początku lat 80-tych – było to kilka lat po powstaniu tej imprezy. Wtedy także rozpocząłem współpracę z prof. Zenonem Brzewskim w Sekcji Pedagogów Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków.
Podziwiałem inicjatywy prof. Brzewskiego, który wiedział, że trzeba wyrwać młodzież z murów szkolnych i umożliwić jej spotkania z mistrzami, słuchanie koncertów, czyli znaleźć wszystko, co jest potrzebne dla rozwoju młodego artysty, który nie przychodzi do szkoły, aby zaliczać określoną wiedzę, tylko trzeba znaleźć dla niego indywidualną ścieżkę rozwoju.
Spotkania w Łańcucie od początku były wspaniałą szkołą artystyczną dla młodych wiolinistów, ponieważ mają tutaj możliwość nie tylko doskonalić swój warsztat pod kierunkiem znakomitych pedagogów, ale również słuchać ich gry, a także sami uczestniczyć w różnego rodzaju koncertach. To wszystko jest bardzo potrzebne dla ich rozwoju.
Brałem udział w wykonaniach wielu koncertów w ramach Kursów, ponieważ Łańcut zawsze w lipcu żyje muzyką.
Biorąc czynny udział w Kursach, a także obserwując je przez prawie 40 lat, może Pan powiedzieć, jak one się zmieniły. Na początku mogli w nich uczestniczyć wyłącznie studenci i utalentowani uczniowie szkół muzycznych II stopnia. Później stopniowo zaczęli przyjeżdżać do Łańcuta także uczniowie szkół muzycznych I stopnia, aby doskonalić swoje umiejętności.
- To prawda. Czasy się zmieniają i coraz młodsi uczniowie szkół muzycznych odnoszą sukcesy w różnych konkursach muzycznych. Kiedyś nie grało się w szkołach I stopnia na instrumentach dętych, na harfie, bo uważano, że to są instrumenty dla dorosłej już młodzieży, a teraz na waltorni, saksofonie, na trąbce i innych instrumentach dętych uczą się dzieci w szkołach podstawowych. To wszystko rozpoczyna się o wiele wcześniej.
Trzeba zacząć naukę muzyki w sposób możliwie profesjonalny. Na początku ważna jest sprawność ruchowa, techniczna i to trzeba dość długo ćwiczyć. Jeżeli ktoś nie czuje, że to jest jego powołanie, to powinien wykorzystując to, czego się już nauczył, grać dla przyjemności na dobrym poziomie amatorskim.
Powróćmy jeszcze do celów, które przyświecały prof. Zenonowi Brzewskiemu. W latach 70-tych i 80-tych XX wieku Międzynarodowe Kursy Muzyczne w Łańcucie były dla polskiej młodzieży „oknem na świat”, ponieważ przyjeżdżali tutaj znakomici, światowej sławy instrumentaliści i pedagodzy, aby pracować z naszą młodzieżą.
- To było bardzo ważne, że przyjeżdżali do Łańcuta pedagodzy z całego świata. Dzisiaj młodzież może uczestniczyć w dowolnym kursie muzycznym na świecie, ale pomimo tego, że kursów jest bardzo dużo i konkurencja jest ogromna (zarówno w Polsce, jak i w innych krajach), to łańcuckie Kursy mają swoją renomę na całym świecie. Niedawno wspominał o tym, prowadząc koncert w Sali balowej Zamku w ramach Kursów pan Krzysztof Szczepaniak – jeden z pedagogów amerykańskich przysłał swojego ucznia do Europy i powiedział mu: „Musisz pojechać do niewielkiego miasta na wschodzie Polski, które nazywa się Łańcut, bo tam możesz znakomicie rozwinąć swoje umiejętności”.
Wielu świetnych polskich wiolinistów, laureatów konkursów, wielokrotnie przyjeżdżało w lipcu do Łańcuta, aby tu zdobywać szlify i tak jest do tej pory.
Myślę, że Pan także chętnie powraca w lipcu do Łańcuta, aby obserwować rozwój Kursów.
- To prawda. Wspomniała już Pani, że łańcuckie kursy poszerzyły swój profil, bo odpowiada on na oczekiwania odbiorców. Są kursy metodyczne dla nauczycieli, są wykłady dotyczące szerszego rozumienia muzyki – prof. Roman Lasocki organizuje te wykłady. Z młodszymi uczestnikami przyjeżdżają rodzice i podczas zajęć swoich dzieci mogą wykorzystać ten czas, aby uczestnicząc w tych wykładach, poszerzyć swoją wiedzą na temat roli muzyki w rozwoju dziecka oraz w rozwoju społeczeństwa.
Powinniśmy przywrócić praktyczną umiejętność muzykowania na znacznie większą skalę. Należy zachęcać jak najwięcej dzieci do praktycznego kontaktu z muzyką, bo jest on znakomitym impulsem do rozwoju we wszystkich obszarach życia.
Kiedyś te dzieci mogą zostać artystami, którzy poświęcą się muzyce, mogą też w przyszłości być świetnymi matematykami, inżynierami, lekarzami, ale znajomość muzyki będzie ich wzbogacała i będzie doskonałą podstawą do sukcesów w innej dziedzinie.
Uważam, że szkoły muzyczne I stopnia powinny być dostępne prawie dla wszystkich, którzy mają predyspozycje i chcą się uczyć muzyki, natomiast szkoły muzyczne II stopnia powinny być traktowane jako szkoły zawodowe.
- Ma pani rację, ale szkoły muzyczne I stopnia nie są powszechne, bo uczęszcza do nich niecałe 2 % ogółu uczniów, którzy są w szkołach. Nie ma możliwości objęcia szkołami muzycznymi wszystkich uczniów. Kierowany przeze mnie Instytut Muzyki i Tańca przygotowuje w tym roku pilotażowy program „Grajmy w szkole”, który ma na celu wprowadzenie praktycznych, pozalekcyjnych zajęć muzycznych w szkołach ogólnokształcących w różnych postaciach: pracownia muzyczna, chóry, małe orkiestry, po to, żeby uczniowie w szkole ogólnokształcącej mieli kontakt z muzyką, a ci, których to szczególnie zainteresuje, rozpoczynali naukę w szkołach muzycznych.
Z tego, co Pan mówi, wynika, że muzyka wróci do szkół ogólnokształcących.
- Już Ministerstwo Edukacji Narodowej trochę poprawiło programy nauczania i zaczęło wprowadzać więcej godzin muzyki, ale nie musi to być w wersji lekcji, ale zajęć praktycznych i te plany będą rozwijane.
Nawet jeśli te plany uda się wprowadzić, to minie sporo czasu, a osób, które nie będą świadome, jak ważna jest muzyka w rozwoju i życiu człowieka, będzie ciągle przybywać.
- Są takie obawy, bo mamy bardzo duże zaległości w tym zakresie. Przez ostatnie kilkanaście, może nawet dwadzieścia lat, edukacja muzyczna w szkołach ogólnokształcących była realizowana na minimalnym poziomie. Próbujemy to zmienić i mamy nadzieję na efekty.
Podczas I turnusu łańcuckich Kursów wygłosi Pan także wykład.
- Poproszono mnie o wykład na temat kierunku możliwości rozwoju młodych artystów. We współczesnym świecie artysta powinien skupiać się nie tylko na pracy artystycznej, bo często musi być swoim menadżerem, albo znaleźć swoje miejsce w życiu.
Jeśli muzyk trafi do orkiestry, to nie ma większych problemów, ale bardzo często artyści muszą potrafić zorganizować koncert, pomyśleć o interesującym programie, o promocji, pracy zespołowej i wielu innych czynnościach związanych z występem. Ktoś musi je wykonać.
Jedni artyści mogą występować na estradzie, a inni zająć się przygotowaniami, ale to wymaga ze strony artystów otwartej postawy.
Skończyły się już czasy, że wystarczyło tylko doskonale grać na instrumencie?
- Owszem, zdarzają się gwiazdy, które tylko na tym się koncentrują, i zabiegają o ich występy organizatorzy koncertów w najsłynniejszych salach na świecie – dla przykładu podam takie nazwiska, jak Krystian Zimerman i Rafał Blechacz.
Jeżeli nie należymy do grona najsłynniejszych gwiazd, to wcale nie oznacza, że powinniśmy rezygnować z uprawiania muzyki. W otoczeniu jest także wiele estrad, potrzebne jest nam codzienne słuchanie i wykonywanie muzyki na żywo. Ktoś to musi robić i dla każdego dobrego muzyka jest miejsce.
Sumujemy naszą rozmowę stwierdzeniem, że nic nam nie zastąpi żywego kontaktu z muzyką.
- Nic nam nie zastąpi, ale warto się o tym przekonać i trzeba uczestniczyć w koncertach organizowanych w filharmoniach. Zupełnie czym innym jest bezpośredni kontakt z muzyką, a zupełnie czym innym słuchanie nagrania, czy muzyki nadawanej przez radio.
Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że za kilka dni spotkamy się ponownie, aby polecić czytelnikom „Klasyki na Podkarpaciu” Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie, który odbędzie się już we wrześniu tego roku.
- Bardzo chętnie porozmawiam o szczegółach i zaproszę wszystkich na to wydarzenie.
Z panem Maxymilianem Bylickim - dyrektorem Instytutu Muzyki i Tańca w Warszawie, pianistą, menadżerem, działaczem społecznym i organizatorem życia muzycznego, który z Kursami w Łańcucie związany jest od wielu lat, rozmawiała Zofia Stopińska 3 lipca 2019 roku w Łańcucie.