Przez muzykę do gwiazd
Koncert abonamentowy, który odbył się 19 października 2018 roku w Filharmonii Podkarpackiej, można byłoby śmiało zatytułować „Mistrz i uczeń”. Mistrz – to jeden z najwybitniejszych polskich skrzypków i pedagogów – prof. Roman Lasocki, który z wielkim powodzeniem występował na liczących się estradach świata oraz w największych centrach koncertowych Europy, Azji, USA i Kanady. Swoją znakomitą grą inspirował wielu znakomitych polskich kompozytorów, którzy dedykowali mu swoje dzieła. Jednym z nich rozpoczął się piątkowy wieczór, a usłyszeliśmy „Ricercar Sopra Roman Lasocki” Witolda Rudzińskiego. Jest to jednoczęściowy utwór na skrzypce solo, którego temat oparty jest na muzycznym opracowaniu nazwiska skrzypka. Z niezwykłą swobodą Roman Lasocki wykonał dedykowane mu dzieło, pełne piętrzących się przez wykonawcą trudności. W krótkim wystąpieniu prof. Roman Lasocki powiedział kokieteryjnie, że Jego pokolenie już schodzi z estrady i poprosił publiczność, aby łaskawie przyjęła Jego uczennicę Martę Gębską.
Marta Gębska ma szesnaście lat i jest córką znakomitych muzyków. Przez kilka lat kształciła się pod kierunkiem swojego ojca, znakomitego skrzypka Andrzeja Gębskiego, a aktualnie jest w klasie prof. Romana Lasockiego. Marta Gębska wykonała z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Pawła Szczepańskiego I Koncert skrzypcowy fis-moll op. 14 Henryka Wieniawskiego. Aż trudno uwierzyć, że ten zachwycający utwór został skomponowany przez siedemnastolatka. To także jeden z najtrudniejszych utworów Wieniawskiego. Marta Gębska wykonała to dzieło wspaniale pod każdym względem: wzruszała pięknymi frazami, zachwycała techniką i intonacją. Mistrzowskie wykonanie zostało owacyjnie przyjęte, a na bis, dla wyciszenia emocji wspaniale zabrzmiał, równie mistrzowsko wykonany, Bach na skrzypce solo.
Drugą część koncertu wypełniła muzyka Ludomira Różyckiego: dwa poematy symfoniczne „Bolesław Śmiały” op. 8 i „Anheli” op. 22 oraz Suita z muzyki do dramatu „Irydion”, która po premierze we Lwowie 22 września 1928 roku, koncertowe wykonanie miała dopiero 19 października 2018 roku w Rzeszowie w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Pawła Szczepańskiego i została bardzo ciepło przyjęta przez publiczność.
Jestem pod wielkim wrażeniem gry Marty Gębskiej, z którą rozmawiałam w dniu koncertu w Filharmonii Podkarpackiej, ale zanim zaproszę do przeczytania wywiadu, pozwolę sobie przytoczyć fragmenty tylko dwóch spośród wielu wypowiedzi słynnych skrzypków, którzy także byli pod wrażeniem słuchając jej gry:
„Marta Gębska należy do najciekawszych talentów wśród polskich skrzypków młodego pokolenia” - Zakhar Bron
„Marta Gębska jest nad wiek rozwiniętą młodą skrzypaczką o niesamowitym talencie, naturalnej wrażliwości muzycznej, pięknym dźwięku oraz rzadko spotykanym imperatywie gry” - Konstanty Andrzej Kulka
Zofia Stopińska: Rozmawiamy przed koncertem abonamentowym w Filharmonii Podkarpackiej, gdzie kilka lat temu wykonałaś pierwszy koncert z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej.
Marta Gębska: Tak, tutaj zadebiutowałam z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej pod batutą maestro Tadeusza Wojciechowskiego. Było to dla mnie duże wydarzenie, które wiązało się ze stresem, ale też z dużą dozą adrenaliny i podnieceniem, bo był to mój pierwszy koncert z orkiestrą symfoniczną. To było w 2014 roku, czyli miałam dwanaście-trzynaście lat. Było to dla mnie także niesamowite przeżycie, bo mam tę świadomość, że nie każdy z mojego otoczenia ma możliwość wykonania koncertu w takich warunkach i przed tak wspaniałą, wyrobioną publicznością, jaka jest tutaj. Byłam bardzo wdzięczna, że zostałam tu zaproszona.
To był koncert inaugurujący 40. Międzynarodowe Kursy Muzyczne w Łańcucie. Tym razem grasz już podczas koncertu abonamentowego w ramach sezonu artystycznego, kiedy to w większości solistami są muzycy z większym doświadczeniem.
- To prawda, nawet na plakacie anonsującym wszystkie koncerty w tym miesiącu moje nazwisko znajduje się obok nazwisk tak wybitnych muzyków i profesorów, jak Roman Lasocki, Tomasz Strahl, czy Maria Machowska. To jest dla mnie zaszczyt, że mogę się znaleźć w tak wspaniałym gronie muzyków, że moja praca i starania są doceniane, i że mogę liczyć na tak wielkie wsparcie tylu życzliwych mi ludzi. Nie spotyka się takich ludzi zbyt często, a tutaj już trzeci raz będę grała i po raz pierwszy w ramach sezonu artystycznego, ale nic się nie zmieniło, nadal ludzie są życzliwi, otwarci i starają się, żeby wszystko było jak najlepiej i dlatego ja też staram się grać jak najlepiej. Mam nadzieję, że będę mogła te starania pokazać, wykonując Koncert skrzypcowy fis-moll Henryka Wieniawskiego.
Będąc córką altowiolistki i skrzypka, zawsze słyszałaś brzmienie tych instrumentów. Grasz na skrzypcach – sama wybrałaś instrument, czy rodzice ci doradzali?
- Chyba nie zastanawiałam się wtedy nad wyborem instrumentu i chyba to była decyzja rodziców, bo jak rozpoczynałam naukę gry na skrzypcach, miałam zaledwie sześć lat. Rodzice wybrali dobrze, bo szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, żebym mogła grać na jakimś innym instrumencie, albo uczyć się innego zawodu, bo to jest mój instrument, po który mogę sięgnąć w każdym momencie mojego życia – złym lub dobrym. Przez grę na skrzypcach, analizę wszystkich utworów i muzykę, mogę oddać to, co czuję do reszty ludzi. Pokazać im, jaki jest mój świat i nie ukrywam, że na pewno gra na skrzypcach wzbudziła we mnie większą wrażliwość na drobne, błahe sprawy i nauczyła mnie radzić sobie z wieloma rzeczami, z wieloma przeciwnościami. Na pewno nauczyła mnie także pokory, bo dzisiaj jest mało osób, które pamiętają, że właśnie pokorą, pracą mogą osiągnąć bardzo dużo. Talent – to jest tylko jeden procent, chociaż wiadomo, że bez niego nie może się obejść, ale pokora i praca nad sobą, nie tylko nad grą i utworami oraz aspektem czysto muzycznym, ale też ludzkim, trzeba pracować. Skrzypce bardzo mi w tym pomogły, ale przyczynili się też do tego moi rodzice, którzy są muzykami.
Od początku uczyłaś się grać na skrzypcach u Taty?
- Było trochę inaczej. Jestem bardzo wdzięczna rodzicom, że tak zdecydowali, ponieważ naukę gry na skrzypcach zaczęłam w Łańcucie, podczas Międzynarodowych Kursów Muzycznych. Z Łańcutem i z Rzeszowem jestem związana właściwie od urodzenia, a nawet poczęcia, ponieważ rodzice przyjeżdżali tutaj na Kursy jako studenci i także grali koncerty. Ja poszłam w ich ślady.
Zaczęłam się uczyć u pani profesor petersburskiego konserwatorium, Walentyny Jakubowskiej i to ona była moim pierwszym nauczycielem. Dobre początki zawdzięczam pani prof. Jakubowskiej, która za każdym razem była dla mnie bardzo wymagająca, ale też bardzo ciepła i prowadziła mnie bardzo dobrze. Chętnie powracam do wspomnień z tamtych pierwszych sześciu lat, ponieważ na sześciu kolejnych Międzynarodowych Kursach Muzycznych w Łańcucie zawsze przez miesiąc chodziłam na lekcje do prof. Jakubowskiej. To jest czas, który na zawsze zapamiętam i zawsze będę to podkreślać, bo gdyby nie te lekcje, to ja prawdopodobnie dzisiaj nie grałabym na skrzypcach.
Długa jest lista konkursów, w których uczestniczyłaś i otrzymałaś pierwsze nagrody albo Grand Prix. W ubiegłym roku otrzymałaś I nagrodę na X Ogólnopolskim Konkursie Młodych Skrzypków im. Stanisława Serwaczyńskiego w Lublinie, w tym roku jury konkursu „Talenty skrzypcowe 2018” w Poznaniu przyznało ci Grand Prix. Dodając zdobyte przez ciebie wcześniej konkursowe laury, można mówić o poważnych osiągnięciach, ale wiem, że brałaś udział w konkursach nie tylko po to, aby zdobywać nagrody, tylko również się uczyć.
- Wszystkie konkursy kształtują charakter i zawsze „zapala mi się czerwona lampka”, kiedy ktoś mówi, że jedzie na konkurs po to, żeby wygrać, a nie po to, żeby sprawdzić samego siebie, żeby się zaprezentować, żeby poznać poglądy innych na te same utwory, albo jak postrzegają muzykę, tylko zamyka się w „klatce” i myśli wyłącznie o tym, że musi wygrać, wszystkich pokonać i brakuje zdrowej rywalizacji. Dla mnie konkursy były zawsze „motorem do działania”, czymś, co sprawiało, że jest konkurs, to trzeba się przygotować, popracować nad sobą, poprawić, co jeszcze jest źle, trzeba było zawsze zrobić konkretny plan. Jak byłam młodsza, to robili to rodzice i pedagodzy, którzy ze mną pracowali, a później zaczęłam to sama ustalać.
Konkursy wiążą się też z niemałym stresem, ponieważ jednak jesteśmy porównywani, jesteśmy punktowani i jesteśmy oceniani.
Na pierwszy konkurs pojechałam w 2009 roku, czyli kiedy miałam za sobą niecały rok gry na skrzypcach. Wtedy nie myślałam, że jadę na konkurs i to jest ważne, ale mimo wszystko chciałam pokazać, że umiem, że jestem dobra.
Często rozmawiam o tym z rówieśnikami, bo na konkursach spotykam się często z tymi samymi ludźmi. Pomimo, że konkurujemy ze sobą, to zawsze jest między nami taka nić porozumienia, że jednak jesteśmy na tym samym konkursie, czekają nas podobne wyzwania i możemy się wspierać, jednocześnie za sobą rywalizując. To powinna być zdrowa rywalizacja. Każdy z nas jedzie, aby pokazać samemu sobie, że potrafi i może dobrze zagrać, i jak się tato śmieje, a ja z nim, że „jedziemy na konkurs wygrać wszystkie nuty najlepiej jak potrafimy i pokazać, jak dużo zrobiliśmy w ostatnim czasie”.
Z twojej wypowiedzi wynika, że na konkursie można znaleźć przyjaciela.
- Uważam, że można. Bardzo dużo osób poznałam na konkursach i może trudno powiedzieć, że się z nimi przyjaźnię, bo widujemy się dosyć rzadko, ale są to bardzo dobre znajomości.
Od pewnego czasu występujesz także z koncertami, pomimo, że uczysz się jeszcze w szkole średniej, bo jesteś uczennicą I klasy liceum. Nagrałaś już także płytę, która ukazała się tak niedawno, że możemy o niej powiedzieć „ciepła płyta”.
- Owszem, w czerwcu tego roku w sali koncertowej Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, udało się wreszcie nagrać materiał na płytę, która ukazała się pod tytułem „PER MUSICAM AD ASTRA” czyli „PRZEZ MUZYKĘ DO GWIAZD”. Inspiracją do tego tytułu było dawne łacińskie przysłowie „per aspera ad astra” – „przez trudy do gwiazd”, ale chciałam uniknąć słowa trudy, bo nie wydawało mi się odpowiednie i zastąpiłam go słowem muzyka. Nagrywając tę płytę chciałam pokazać, że bez pasji, bez muzyki, która jest obecna w życiu każdego człowieka – nawet jeśli on z muzyką ma niewiele wspólnego – to dzięki muzyce i wrażliwości kształtowanej przez sztukę, przez kulturę – może dążyć do gwiazd, do spełnienia. Nie chodzi nawet o zdobycie ostatecznego celu, tylko żeby do niego dążyć. Najważniejsza jest, moim zdaniem, ta droga.
Droga, żeby nagrać i wydać płytę, była bardzo ciężka. To było dużo spotkań, rozmów, trzeba było załatwić wiele spraw, prosić o pozwolenia i to się wpisuje w tę drogę do wydania płyty, która ukazała się nakładem firmy fonograficznej DUX. Jestem bardzo zadowolona i dumna, że to wszystko udało się zrealizować, że nie poprzestałam tylko na samym nagraniu utworów.
Musiałaś jeszcze wcześniej razem z towarzyszącym Ci pianistą Grzegorzem Skrobińskim przygotować utwory, które znalazły się na płycie.
- Do nagrania płyty przygotowywałam się ponad rok. Utwory zostały bardzo dokładnie wyselekcjonowane, żeby płyta była interesująca dla słuchaczy. Kolejność utworów także nie jest przypadkowa, a wszystko po to, żeby każdy, kto sięgnie po ten krążek, mógł dostrzec piękno tej muzyki, nazywanej powszechnie poważną lub klasyczną, i że jest ona tak samo ważna, jak muzyka pop.
Dlatego kończy płytę utwór z kręgu muzyki jazzowej – Fantazja koncertowa na tematy z opery „Porgy and Bess” Igora Frołowa, ale jest też Eugène Ysaÿe’a VI Sonata na skrzypce solo oraz Recitativo e Arioso Witolda Lutosławskiego. Z polskiej muzyki mamy jeszcze dwa bardzo znane utwory: Kaprys polski Grażyny Bacewicz oraz Polonez A-dur Henryka Wieniawskiego.
Polecamy Państwa uwadze nową płytę „PER MUSICAM AD ASTRA” w wykonaniu mojej rozmówczyni – skrzypaczki Marty Gębskiej i pianisty Grzegorza Skrobińskiego.
Mówiłaś, ile trzeba pracować, że osiągnąć sukces, ale Ty potrafiłaś połączyć to z innymi zainteresowaniami. Zauważyłam, że chodzisz tak pięknie jak baletnica – interesuje Cię taniec?
- Tak i nawet tańczyłam w balecie, ale zawsze podobała mi się także branża modelingu – niestety, jestem za niska. Interesuje mnie wiele różnych dziedzin, a ostatnio zainteresowałam się psychologią. Uwielbiam literaturę, a szczególnie poezję i mam już wydany w 2017 roku pierwszy tomik poezji „Tyłem do ściany”. Nowe wiersze ciągle powstają – napisałam ich już kilkaset, ale tylko około dwadzieścia ujrzało światło dzienne. Zajmuję się także kaligrafią i rysowaniem – nawet ostatnio powstał cykl rysunków, które także jeszcze nie były prezentowane.
Zauważyłam, że ostatnio ciągle coś fotografujesz, nagrywasz.
- Tak, uwielbiam fotografię. Bardzo lubię zarówno pozować do zdjęć, jak i robić zdjęcia, pracować także z kamerą. Dzięki temu mogę dostrzegać także piękno w czymś innym niż muzyka, bo fotografując nawet stary budynek, mogę uwiecznić i dostrzec piękno przemijania. W każdym maleńkim przedmiocie lub nawet jego części można zobaczyć pracę ludzkich rąk i odnaleźć różne wartości w otaczającym nas na co dzień świecie. Fascynujące jest to, że pracując z aparatem czy kamerą możemy ukazać to, co próbujemy pokazać przez muzykę w inny sposób. Dlatego staram się łączyć wiele dziedzin sztuki, nie zamykając się wyłącznie na grze na skrzypcach. Chcę odkrywać własną wrażliwość, poznawać innych ludzi oraz ich punkty widzenia, jak patrzą na świat, co jest dla nich ważne, wspierać ich i pomagać im, a jeżeli ja będę tego potrzebowała, to mieć wokół ludzi, którzy będą mi służyć pomocą. Jestem przekonana, że to jest w życiu bardzo ważne.
Do niedawna Twoim nauczycielem gry na skrzypcach był Tato – prof. Andrzej Gębski, który w ubiegłym roku „oddał Cię w ręce” prof. Romana Lasockiego i to chyba była słuszna decyzja, bo trudno całe życie uczyć się u jednego mistrza.
- Zdecydowanie nie można. Ja przez pierwsze lata uczyłam się u pani prof. Walentyny Jakubowskiej oraz u mojej Pani Pedagog w szkole. Po ukończeniu piątej klasy przejął mnie Tato, który po pięciu latach oddał mnie pod opiekę prof. Romana Lasockiego. To była właściwie decyzja całej naszej rodziny i wkrótce poczułam, że teraz inaczej podchodzę do współpracy z pedagogiem – to była duża zmiana, ale myślę, że potrzebna i dla mojego dobra. Profesor Lasocki pracuje ze mną zupełnie inaczej niż mój Tato, skupia się na innych problemach. Teraz jak mam jakieś pytania, to mogę się zapytać obu profesorów i wiem, że każdy odpowie mi inaczej, a ja sobie wybieram to, co mi odpowiada.
Niedawno się dowiedziałam, że Twój młodszy brat od pewnego czasu uczy się grać na wiolonczeli i robi duże postępy. Pod jednym dachem mieszka kwartet smyczkowy, który może z powodzeniem razem występować. Czy zastanawialiście się nad wspólnym graniem?
- Już gramy razem w kwartecie oraz w trio bez Mateusza, ale mamy już wspólne plany, szykujemy koncerty, podczas których będziemy wykonywać utwory na kwartet smyczkowy – dwoje skrzypiec, altówka i wiolonczela. Uwielbiam jak Mateusz gra, bo jest bardzo utalentowany, pracowity i robi szybko postępy, jednak uczy się o wiele krócej niż ja i nie wszystkie utwory na kwartet możemy wykonywać, ale jest już bardzo duża ilość utworów, po które możemy sięgnąć. Bardzo lubię takie kameralne granie z rodziną. Wtedy jest zupełnie inny przepływ energii, rozumiemy się wszyscy doskonale i można stworzyć wręcz niesamowite kreacje muzyczne, ale także uczuciowe.
Mam nadzieję, że już niedługo będziemy oklaskiwać Wasz kwartet podczas koncertu i wtedy będzie także okazja do rozmowy w szerszym gronie. Jeszcze raz polecamy Państwa uwadze nowiuteńką płytę.
- Płyta zatytułowana jest „PER MUSICAM AD ASTRA” i można ją już znaleźć w sklepach, jest także obszerna informacja na stronie firmy fonograficznej DUX.
Z Martą Gębską - niezwykle utalentowaną skrzypaczką młodego pokolenia rozmawiała Zofia Stopińska 19 października 2018 roku w Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie