"Opowieść o życiu. Victoria Yagling" - na głos, wiolonczelę i fortepian
Z wielką niecierpliwością czekałam na koncert, który odbył się 12 listopada 2018 r. w sali Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu w ramach XXXV Przemyskiej Jesieni Muzycznej. Wieczór zatytułowany został: „Opowieść o życiu. Victoria Yagling”.
Znałam bohaterkę tego wieczoru, wiedziałam, że była wychowanką Mścisława Roztropowicza i znakomitą, światowej sławy wiolonczelistką, a ponieważ przez szereg lat była zapraszana w charakterze pedagoga na Międzynarodowe Kursy Muzyczne w Łańcucie przez prof. Zenona Brzewskiego, a później przez prof. Mirosława Ławrynowicza, miałam okazję poznać prof. Victorię Yagling i nawet przeprowadzić z nią dwukrotnie wywiady. Pamiętam doskonale koncerty z jej udziałem w sali balowej Zamku w Łańcucie, ale nie pamiętam, aby rozbrzmiewały podczas nich kompozycje Victorii Yagling.
Program wieczoru w Przemyślu wypełniły w pierwszej części pieśni do słów radzieckiego poety i tłumacza o polskich korzeniach – Arsienija Aleksandrowicza Tarkowskiego oraz miniatury wiolonczelowe: Larghetto, Siciliana i Vocalise, a w części drugiej znalazła się niezwykle interesująca i trudna zarazem IV Sonata na wiolonczelę i fortepian Victorii Yagling, a zakończyło koncert dzieło Johannesa Brahmsa Gestillte Sehnsucht op.91 nr 1 na alt, wiolonczelę i fortepian.
Spotkanie z twórczością kameralną Victorii Yagling zaproponowali przemyskiej publiczności znakomici muzycy, którzy od lat współpracują ze sobą: Joanna Rot – obdarzona pięknym głosem mezzosopranowym o wielkim potencjale, Michał Rot – rewelacyjny pianista i kameralista oraz Krzysztof Karpeta – wspaniały wiolonczelista, którego ogromną pasją jest muzyka kameralna. Pani Joanna Rot i Pan Krzysztof Karpeta przed każdym ogniwem przybliżali zarówno utwory, jak i sylwetkę kompozytorki Victorii Yagling. Należy podkreślić, że to bardzo pomagało w odbiorze. Kompozycje Victorii Yagling zachwycają pięknem melodii i współbrzmień oraz znakomicie napisanymi partiami fortepianu. Jak dowiedzieliśmy się od Artystów – Victoria Yagling studiowała także kompozycję u Dmitrija Kabalewskiego i była bardzo dobrą pianistką.
Na koncercie było dużo dzieci, które pragnęły wrócić do domu z pamiątkowymi autografami, niektórzy melomani także chcieli chociaż przez chwile porozmawiać, zrobić zdjęcie i dopiero później mogłam porozmawiać ze zmęczonym, ale szczęśliwym Krzysztofem Karpetą.
Zofia Stopińska: Byłam święcie przekonana, że był Pan uczniem prof. Victorii Yagling i przyjeżdżał Pan na Międzynarodowe Kursy Muzyczne do Łańcuta.
Krzysztof Karpeta: Owszem, jeździłem na kursy do Łańcuta, niestety, tak się w moim życiu złożyło, że nie miałem nigdy okazji poznać osobiście Victorii Yagling, chociaż wiedziałem, że jest sławną wiolonczelistką i znakomitym pedagogiem. Artystka prowadziła dość często wykłady w akademiach muzycznych i występowała z koncertami. Życiem i twórczością Victorii Yagling zainteresowałem się już po jej śmierci. Na jednym z festiwali spotkałem jej syna, który wykonał kilka utworów fortepianowych swojej mamy (a jest ich wiele), a później z moją ówczesną profesorką wykonali II Sonatę na wiolonczelę i fortepian Victorii Yagling, która jest bardzo efektownym, trwającym kilka minut dziełem. To są dzieła nasycone ekspresją i ukazujące głęboką wrażliwość Artystki.
Podczas koncertu w Przemyślu to wszystko można było znaleźć także w pieśniach, znakomicie wykonanych przez mezzosopranistkę Joannę Rot i pianistę Michała Rota.
- Syn Victorii często podkreślał, że dla niej wokalna strona projekcji dźwięku była bardzo ważna. Była wszechstronnie wykształconym muzykiem, ale nie tylko. Bardzo lubowała się w literaturze, być może dlatego, że jej ojciec był poetą i dziennikarzem, a także mąż związany był z działalnością literacką. Natomiast jej mama bardzo dbała o wykształcenie córki – Victor przytoczył mi rozmowę, w której Victoria Yagling wspominała, jak jego babcia, kiedy córka miała 13 lat, planowała dla niej literaturę, którą musiała przeczytać. W wieku 13-tu lat czytała już Balzaka. Rodzice byli nawet wzywani do szkoły i słuchali uwag, że córka czyta niewłaściwe (zakazane) książki.
Wielka wrażliwość na sztukę wynikała także z faktu, że mieszkali naprzeciwko Muzeum w Moskwie. Viktor opowiadał, że jak przeprowadzili się w latach 90-tych XX wieku do Helsinek, to bardzo mamie brakowało kontaktu ze sztuką, która w Moskwie wokół ją otaczała.
To wszystko znajdowało odbicie w muzyce Victorii Yagling. Można w niektórych utworach usłyszeć wyraźne wpływy kompozytorów, u których studiowała i otoczenia, w którym się rozwijała. Mamy to szczęście, że pozostawiła po sobie dużo nagrań, nie są one powszechnie dostępne, ale są prowadzone prace nad digitalizacją wszystkich nagrań Victorii Yagling, które zachowały się na różnych nośnikach – taśmach, płytach... Te zbiory znajdują się w Bibliotece Narodowej w Helsinkach i wszelkie prace nadzorowane są przez syna Victora Chestopala, ale prace postępują bardzo powoli.
Podczas przygotowywania pracy doktorskiej otrzymałem już zdigitalizowane materiały, bardzo profesjonalnie zrekonstruowane nagrania, wśród których można usłyszeć przepiękne kreacje wspaniałych dzieł m.in.: Jej kompozycji, Sonaty Rachmaninowa czy Sonaty Francka i uważam, że jest to jedno z piękniejszych wykonań na wiolonczelę i fortepian, jakie do tej pory słyszałem.
Jej wykonania nasycone są szczerością wypowiedzi i zarazem śpiewnością, od której zaczęliśmy tę rozmowę, bo pieśni pokazują, jak bardzo ważna była dla niej poezja. Podczas koncertu słuchaliśmy pieśni do słów Arsienija Tarkowskiego, ale Victoria Yagling komponowała także pieśni do słów innych rosyjskich poetów oraz zagranicznych m.in. portugalskich wśród których był słynny renesansowy twórca Luis de Camões.
Z pewnością zainteresuje Państwa fakt, że w 2000 roku skomponowała „10 lirycznych preludiów, Księga I” na orkiestrę smyczkową. Ten utwór powstał na zamówienie Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie i został wykonany wraz z jej Suitą na wiolonczelę solo w sali balowej Zamku. Orkiestrą kameralną dyrygował wówczas prof. Marek Szwarc.
Od pierwszego utworu tego koncertu, do momentu, w którym Pan powiedział, że Victoria Yagling grała bardzo dobrze na fortepianie, zastanawiałam się, skąd te fantastyczne partie fortepianu we wszystkich utworach.
- To jest efekt kształcenia, które w Związku Radzieckim było od samego początku bardzo silnie ukierunkowane. Jak rodzice kierowali dziecko do szkoły muzycznej, to od razu kształcone było wszechstronnie. Victoria Yagling znakomicie grała na fortepianie i do końca życia wykonywała ambitne dzieła. Także w jej utworach można to zauważyć, nawet jeśli się tylko patrzy na partyturę. Podczas wykonania słychać, że to jest bardzo mądrze napisana partia, a utwory, które gramy, są bardzo wymagające zarówno dla wiolonczelisty, jak i dla pianisty. Victor często powtarzał słowa mamy, która mówiła, iż komponując nie zdawała sobie sprawy, że są to tak trudne utwory i trzeba je dość długo ćwiczyć przed wykonaniem.
Zauważyłam, że bardzo dobrze czujecie się razem na scenie i doskonale się rozumiecie. To z pewnością efekt dłuższej współpracy.
- Owszem, z Michałem gramy już razem 10 lat. Podkreślamy ten czas naszą wspólną płytą, która ukaże się w grudniu, natomiast z Joasią znamy się od szóstego roku życia. Ta bliska znajomość trwa od lat szkolnych, bo nawet studiowaliśmy na tej samej uczelni, czyli w Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. Kiedy Joasia poznała Michała, to ja w tym samym czasie zacząłem z nim współpracować i przygotowywaliśmy się do egzaminu. Naszym zadaniem było samodzielnie przygotować utwór i wybraliśmy Sonatę Camila Saint-Saënsa. Już od pierwszej próby wiedzieliśmy, że będziemy wspólnie grać. Koncertujemy regularnie, nieustannie poszerzając nasz repertuar. Artystycznie wspieramy się na scenie, ale również na płaszczyźnie rozwoju naukowego, ponieważ Michał uczy w Akademii Muzycznej w Łodzi, a ja we Wrocławiu. Obaj mamy już za sobą doktoraty – ja pisałem o Victorii Yagling, a Michał o Maxie Regerze. Twórczością Maxa Regera zajęliśmy się już wcześniej i stąd nazwa naszego zespołu: Reger Duo. Twórczość Maxa Regera na fortepian i wiolonczelę jest dla nas bardzo inspirująca i wymagająca.
Od lat obaj się przyjaźnimy, nasze rodziny się przyjaźnią, a teraz szczęśliwie się złożyło, że mieszkamy w tym samym mieście i mamy nieustannie bliski kontakt.
Z Michałem można grać „z zamkniętymi oczami”, bo to jest znakomity pianista i bardzo doświadczony również w pracy ze śpiewakami. Osobiście znam niewielu pianistów, którzy na takim poziomie potrafią towarzyszyć i współtworzyć tak wyrafinowane kreacje muzyczne zarówno w pieśniach jak i utworach instrumentalnych.
Wykonywana dzisiaj IV Sonata na wiolonczelę i fortepian Victorii Yagling momentami jest napisana na fortepian i wiolonczelę.
- Nie bez powodu Beethoven, Mendelssohn czy nawet Chopin w tytule nazywali swoje sonaty na fortepian i wiolonczelę. W takim przypadku trudno nawet mówić, że gram sonatę wiolonczelową, szczególnie w pierwszych sonatach Beethovena partia fortepianu jest bardziej wymagająca od wiolonczelowej. Tak samo Introdukcja i Polonez C-dur op. 3 na fortepian i wiolonczelę Chopina – partia wiolonczeli nie jest w tym utworze trudna, a fortepianowa bardzo.
We wspomnianej IV Sonacie Victorii Yagling partie wiolonczeli i fortepianu są wyrównane, bo to kompozycja ekspertki od obydwu instrumentów i stąd ten wspaniały efekt. Z tego, co wiem, Victoria Yagling nie śpiewała, ale była zauroczona głosem. Victor mówił mi, że nie lubiła słuchać muzyki operowej, co mnie trochę zdziwiło, bo patrząc na jej dzieła czuje się, że głos był jej bliski. Słuchała za to pieśni kameralnych w wykonaniu np. Fischera-Diskaua z Richterem. Chyba trzeba słuchać głosu, żeby pisać takie piękne, szczere, emanujące rozmaitymi emocjami dzieła.
We Wrocławiu ma Pan dom, a także uczy Pan w tamtejszej Akademii Muzycznej, zespoły kameralne w których Pan gra istnieją w różnych miastach, a jeszcze jest Pan koncertmistrzem grupy wiolonczel w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Podziwiam, że udaje się panu godzić te wszystkie działania. Który z tych nurtów jest najbliższy Pana sercu?
- Tak, już piąty rok jestem koncertmistrzem Filharmonii Bałtyckiej i jeżdżę tam co miesiąc. Wymiar mojej pracy pozwala mi jeździć tam dość rzadko i mogę prowadzić również kameralną działalność koncertową, która jest moim głównym punktem zainteresowania. Muzyka dawna jest dla mnie przestrzenią, w której realizuję się z wielką przyjemnością. Jest to nurt, który warto cały czas zgłębiać.
Czekamy na grudzień, aby można było pod choinką położyć Waszą nową płytę. Mam także nadzieję, że jesteście zadowoleni z przyjęcia przez publiczność dzisiejszego koncertu i z gościnności organizatorów. Zechcecie tutaj wracać?
- Z Przemyślem czuję się związany od kilku – sześciu czy siedmiu lat. Zostałem tutaj kiedyś zaproszony przez panią Magdę Betleję i Piotra Tarcholika do współpracy z Przemyską Orkiestrą Kameralną. Od tamtego czasu utrzymujemy stały kontakt. Dwa lata temu z żoną graliśmy tutaj koncert na violach da gamba i żywię nadzieję, że jeszcze tutaj wrócimy. Zawsze wyjeżdżamy stąd ze wspaniałymi wrażeniami i wspominamy ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty. Gramy w wielu miejscach, te okolice i Przemyśl są wyjątkowe. Dziękujemy bardzo za zaproszenie i możliwość zaprezentowania utworów, które rzadko rozbrzmiewają na estradach koncertowych, a są tego warte.
Z dr Krzysztofem Karpetą – znakomitym wiolonczelistą i kameralistą rozmawiała Zofia Stopińska 12 listopada 2018 r. po koncercie w ramach XXXV Przemyskiej Jesieni Muzycznej.
Galeria
- Metamorfozy - Opowieść o życiu Metamorfozy - Opowieść o życiu
- Metamorfozy - Opowieść o życiu Metamorfozy - Opowieść o życiu
- Metamorfozy - Opowieść o życiu Metamorfozy - Opowieść o życiu
- Metamorfozy - Opowieść o życiu Metamorfozy - Opowieść o życiu
- Metamorfozy - Opowieść o życiu Metamorfozy - Opowieść o życiu
- Metamorfozy - Opowieść o życiu Metamorfozy - Opowieść o życiu
- Metamorfozy - Opowieść o życiu Metamorfozy - Opowieść o życiu
https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/1616-opowiesc-o-zyciu#sigProIddb0ec79a0f