Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Na szlaku kompozytorów Polskich: MARKOWICZ/KARŁOWICZ

25 sierpnia 2021r. (środa) o godzinie 19:00 w Filharmonii Podkarpackiej odbędzie się koncert w ramach projektu orkiestry Polish Art Philharmonic oraz Myślenickiego Ośrodka Kultury

- „Na szlaku kompozytorów Polskich: MARKOWICZ/KARŁOWICZ”.

Wystąpią:

Polish Art Philharmonic

Michael Maciaszczyk – dyrygent

Marcin Markowicz – skrzypce

W programie:
M. Karłowicz - Serenada op. 2 na orkiestrę smyczkową
M. Markowicz - Koncert na skrzypce i orkiestrę smyczkową

Bilety w cenie 15zł do nabycia online lub w dniu koncertu w Kasie Biletowej Filharmonii.

Letnia Akademia Doskonałości im. Bogdana Paprockiego

         Od 9 do 15 sierpnia 2021 roku w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej odbyła się pierwsza edycja Letniej Akademii Doskonałości, czyli nowatorski projekt kompleksowych wokalnych kursów mistrzowskich, wzbogaconych o zajęcia z ruchu scenicznego, elementów charakteryzacji i stylizacji.
Uczestnikami byli studenci i absolwenci Wydziałów Wokalno-Aktorskich polskich uczelni muzycznych, którzy dyplom ukończenia studiów otrzymali nie wcześniej niż w 2017 roku.
         Wykładowcami byli: dr hab. Iwona Hossa – sopran, dr Ewa Wolak – kontralt, Mariusz Kwiecień – baryton i prof. dr hab. Adam Zdunikowski – tenor.
Zajęcia z ruchu scenicznego prowadził Emil Wesołowski, tancerz, choreograf i pedagog.
Zajęcia z charakteryzacji prowadził Darek Kubiak, szef pracowni charakteryzacji Teatru Wielkiego w Poznaniu.
Zajęcia ze stylizacji scenicznej prowadziła Joanna Klimas, psycholog, projektantka mody, twórczyni marki „Joanna Klimas”.

          Byłam w Kąśnej Dolnej 14 sierpnia, bo też wtedy wieczorem odbył się bardzo różnorodny, ciekawy i piękny koncert, podczas którego wystąpili uczestnicy Letniej Akademii Doskonałości.
Przed południem odbywały się jeszcze zajęcia, niektórzy uczestnicy przygotowywali się do koncertu, wykonując różne ćwiczenia techniczne, inni śpiewali z towarzyszeniem pianistów, a część z nich odpoczywała spacerując po cudownym parku przy pięknej pogodzie.
Jestem przekonana, że najlepiej o tym wyjątkowym wydarzeniu opowiedzą organizatorzy i mistrzowie, z którymi rozmawiałam przed koncertem oraz uczestnicy, którzy wypowiadali się po koncercie.

         Pierwszą osobą, którą tego dnia spotkałam, był pan Łukasz Gaj, dyrektor Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej oraz gospodarz wieczornego koncertu, który tak powiedział o mijającym tygodniu:

„Ostatni tydzień, to tydzień Letniej Akademii Doskonałości, organizowanej w Centrum Paderewskiego przez Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego, na którego czele stoi pan Adam Zdunikowski, znakomity, wybitny polski tenor, i to z jego inicjatywy, i z jego pomysłu zrodziła się ta Akademia, która jest projektem innowacyjnym ze względu na specjalizacje, które na tym kursie mogłem zobaczyć.
Zajęcia prowadzili nie tylko wybitni śpiewacy - mistrzowie sceny operowej, ale także znakomici specjaliści z zakresu ruchu scenicznego, charakteryzacji, code dressingu, czyli wszystko, co dla śpiewaka operowego jest bardzo ważne. Młodzi śpiewacy muszą to wszystko opanować, żeby osiągnąć sukces. Bardzo mnie to cieszy, że po pandemii, po tym smutnym czasie dla wszystkich instytucji kultury, artystów i melomanów, także w Kąśnej Dolnej rozbrzmiewa muzyka”.

Łukasz Gaj Koncert 14 7

       Łukasz Gaj, dyrektor Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej w roli gospodarza koncertu Letniej Akademii Doskonałości im. Bogdana Paprockiego, fot. Kornelia Cygan / Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego

           Kilka minut na rozmowę mogła mi poświęcić pani Iwona Hossa, znakomita śpiewaczka, pedagog i członek zarządu Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego.

           Praca z młodymi śpiewakami sprawia Pani z pewnością radość, ale jest także wyjątkowo odpowiedzialna.
           - Tak, trafnie pani to ujęła. Przyjemność, ale przede wszystkim wielka odpowiedzialność, bo tutaj przyjechali młodzi artyści, wyjątkowo uzdolnieni, ale jeszcze ciągle na początku swojej drogi wokalnej. Większość z nich to studenci, ale są także absolwenci akademii muzycznych, którzy niedawno ukończyli studia. Oni już dużo potrafią, są młodymi artystami, którzy występują przed publicznością – często z towarzyszeniem fortepianu, czasem z orkiestrą, a niektórzy mają już za sobą debiuty operowe, ale są to ciągle jeszcze bardzo młodzi artyści.
Wszyscy są bardzo wrażliwi, bardzo chętni do pracy i trzeba im pokazać jeszcze te obszary techniki wokalnej, w których czują się jeszcze nie tak pewnie. Trzeba ich wprowadzać także w kanony wykonawcze i podpowiadać na przykład - jak pracować z orkiestrą, której w tej chwili nie mamy, ale pracujemy głównie na ariach operowych (również na pieśniach i utworach oratoryjnych), które wymagają docelowo pracy z orkiestrą.
           To jest wielka odpowiedzialność, żeby im powiedzieć, co jeszcze mogą zrobić, jak ich jeszcze rozwinąć, jak im dodać skrzydeł (tych wokalnych, bardzo technicznych), ale z drugiej strony, aby też nie za szybko wpuszczać ich w repertuar, którego jeszcze nie powinni śpiewać. To wspaniali, młodzi śpiewacy, którzy bardzo chętnie korzystają, wysysają z nas wszystko, co mamy, całą energię i wiedzą, ale ja się bardzo chętnie dzielę tą wiedzą, jak widzę, że młoda osoba chce pracować, jest ciekawa, chłonna, ma apetyt na naukę, na wiedzę.
           To był bardzo intensywny czas, bo wiadomo, że mamy tylko kilka dni na pracę, a każdy chciał dowiedzieć się jak najwięcej. Ten apetyt na wiedzę jest ujmujący. Cieszę się, że tylu wspaniałych młodych śpiewaków przyjechało. Mamy wielkie szczęście, że trafił do nas wspaniały zestaw młodych ludzi, którzy niedługo będą już konkurować między sobą, ale na razie wspierają się i „nakręcają” pozytywnie.

           Myślę, że to miejsce jest bardzo dobre, chociaż ilość uczestników musi być ograniczona.
           - Przyjechało 24 uczestników i to była właściwa ilość.
Po raz pierwszy jestem w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej i mam świeże spojrzenie -oczywiście znam to miejsce, bo ono jest wyjątkowe, ale fizycznie jestem tu pierwszy raz.
           Jestem zachwycona nie tylko dworkiem, ale wszystkimi zabudowaniami i parkiem. To jest miejsce szalenie inspirujące, bo z jednej strony mamy tutaj spokój, nikt nam nie przeszkadza, z drugiej strony jest też moment na wyciszenie. Uczestnicy oprócz lekcji śpiewu mieli także zajęcia zbiorowe. To był dla nich bardzo intensywny czas, a wystarczyło nawet kilka minut, aby wyjść do parku i w ten sposób się odświeżyć. To jest bardzo inspirujące miejsce ze wspaniałą historią. Myślę, że duch Paderewskiego przez cały czas się tutaj unosi.
Na pewno będę tu wracać z wielką ochotą i przyjemnością, choć jest to tak daleko od Poznania, ale trudy podróży rekompensuje to wspaniałe miejsce.

Iwona Hossa warsztaty 49

                                                       dr hab. Iwona Hossa podczas zajęć Letniej Akademii Dodkonałości im, Bogdana Paprockiego, fot. Kornelia Cygan / Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego

          Dość dużo czasu mógł mi poświęcić pan Adam Zdunikowski, również znakomity śpiewak oraz pedagog i prezes Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego. Dlatego niedługo na moim portalu ukaże się ta rozmowa w całości, a teraz odnotuję tylko fragmenty dotyczące Letniej Akademii Doskonałości.

           „ W tym roku po raz pierwszy zorganizowaliśmy te warsztaty wokalno-sceniczne. Z drżącym sercem podjęliśmy się tej inicjatywy, bo to była dla nas nowość. Mieliśmy w planie wielokrotne powtórzenie tych warsztatów, ale z racji braku odpowiednich środków finansowych ograniczyliśmy się wyłącznie do Kąśnej Dolnej. To była dobra decyzja, bo to obiekt, znajdujący się w cudownym krajobrazowo miejscu, z takim klimatem i atmosferą – idealnie wpisał się w definicję tego kursu.
           Mieliśmy wystarczającą ilość kameralnych pomieszczeń do indywidualnych zajęć, były pomieszczenia o większej kubaturze do zajęć zbiorowych, bardzo kameralna, ale przyjemna i wręcz rodzinna baza hotelowa, a w niedalekiej odległości również baza hotelowa dla uczestników.
Do tego zamówiliśmy piękną pogodę, od poniedziałku jest tu piękne słońce, ale nie czujemy wielkich upałów, tylko przyjazną aurę, a noce są ciepłe, gwiaździste. Jest naprawdę cudownie.
Ponadto jesteśmy w gronie pedagogów, którzy mają długie kariery wokalne, znamy się ze sceny, jesteśmy artystami spełnionymi, mamy znakomitych pianistów-kameralistów i to też jest bardzo ważne i pozytywnie wpływa na całą atmosferę.
           Codziennie, praktycznie od godziny 10 do godziny 21, czyli 11 godzin, oczywiście z krótkimi przerwami na posiłki, mieliśmy non stop zajęcia.
Nie będziemy rozmawiać o pieniądzach, ale jeśli chodzi o stronę finansową, nasza oferta była konkurencyjna w porównaniu z innymi kursami. Gdyby wszystko przeliczyć na pedagogów i ilość różnorodnych zajęć oraz pobyt i całodzienne wyżywienie, to była oferta, jak to teraz młodzież mówi, mega-promocyjna.
Mam nadzieję, że za rok tutaj wrócimy”.

Adam Zdunikowski warsztaty 381

                                                    prof. dr hab. Adam Zdunikowski podczas zajęć Letniej Akademii Doskonałości im. Bogdana Paprockiego, fot. Kornelia Cygan / Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego

Po długim koncercie (bynajmniej nie dłużącym się), podczas którego w różnorodnym repertuarze zaprezentowało się dwudziestu trzech uczestników, zapisałam krótkie rozmowy z trzema uczestnikami.

          Bardzo się cieszę ze spotkanie z panią Justyną Bluj, Przemyślanką, która niedawno wyfrunęła spod skrzydeł prof. dr hab. Olgi Popowicz. Gratuluję pięknego wykonania arii Elżbiety „Dich, teure Halle” z opery Tanhäuser Richarda Wagnera. Zajęcia trwały sześć dni, to w sumie niewiele. Czego można się nauczyć w ciągu sześciu dni?
          - Sześć dni wydaje się, że to niewiele, ale intensywna codzienna praca na pewno pozwala nam odkryć nasze niestabilności, elementy newralgiczne i takie, w których nie czujemy się za dobrze. Cudowni pedagodzy pozwolili nam wydobyć to, co najpiękniejsze, a jednocześnie poprawić to, co szwankowało.
W ciągu sześciu dni można naprawdę siebie poznać i podnieść się na lepszy poziom.

          Z kim miała Pani okazję pracować?
          - Byłam w klasie pana Mariusza Kwietnia, ale kurs jest tak ciekawie zorganizowany, że każdy z nas miał możliwość prezentacji u innych profesorów i ja z tego skorzystałam. Byłam na konsultacjach u pani Iwony Hossy, pani Ewy Wolak i pana Adama Zdunikowskiego.
          Były jeszcze zajęcia ruchu scenicznego, charakteryzacji oraz stylizacji, które były bardzo ważnym elementem tych kursów. Po raz pierwszy spotkałam się, że nie jest to tylko kurs wokalny, ale ma jeszcze inne elementy, które są nam niezmiernie potrzebne, a łatwo się o nich zapomina. Nie miałam takich zajęć na studiach, ale wielu uczestników także na nie czekało, bo każdy chciał chłonąć wiedzę, czekaliśmy na te zajęcia, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Uważam, że kurs został zorganizowany na najwyższym poziomie.

          Proszę jeszcze powiedzieć, jak potoczyły się Pani losy po ukończeniu Szkoły Muzycznej II stopnia w Przemyślu?
           - Zaczęłam studia na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Krakowie, także w klasie pani Olgi Popowicz. W czasie studiów magisterskich studiowałam jeszcze w Akademii Operowej, która działa przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie. Po ukończeniu studiów w 2018 roku od razu wyjechałam do Szwajcarii do studia operowego w Zurychu. Byłam tam dwa lata i na nasze nieszczęście przyszła pandemia , która pokrzyżowała pewne plany. Po ukończeniu nauki wróciłam do Polski i teraz mieszkam w Warszawie.
W naszym zawodzie ciągle trzeba się uczyć, trzeba czerpać tylko same dobre rzeczy i pamiętać o nich do końca życia.

Kąśnieńska publiczność gorąco oklaskiwała występ młodego barytona Davida Roy’a, który wykonał arię Posy „Per me égiunto… io morrò” z opery „Don Carlos” Giuseppe Verdiego.

           Słyszałam, że pilnie korzystał Pan ze wszystkiego, co organizatorzy oferowali podczas trwania Letniej Akademii Doskonałości. Powtórzę pytanie, które zadałam poprzedniej rozmówczyni – czy dużo można się nauczyć w ciągu sześciu dni?
            - Te małe kroczki, które szlifujemy w ciągu tych sześciu dni, na tym poziomie znaczą już bardzo wiele. Mamy już bazę, na której możemy pracować i te szczegóły stanowią o całości.

            Wiem, że jest Pan jeszcze studentem.
            - Owszem, studiuję w klasie prof. Adama Zdunikowskiego w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. W nadchodzącym roku akademickim rozpocznę ostatni rok studiów.

            Bardzo swobodnie czuje się Pan przed publicznością.
            - Tak, bo parę ról już zrobiłem na scenie. Były to na razie głównie studenckie spektakle, ale każdy przynosi doświadczenie.

            Z kim pracował Pan podczas tych warsztatów?
            - Ponieważ śpiewam barytonem, to przyjechałem do maestro Mariusza Kwietnia, ponieważ chciałem z barytonem popracować.

            Z jakimi wrażeniami wyjedzie Pan z Kąśnej Dolnej?
            - Przepiękna okolica, wspaniałe Centrum Paderewskiego, bardzo dobre wyżywienie i powietrze. Tutaj naprawdę można odetchnąć świeżym powietrzem. Było dużo pracy, ale nie czułem zmęczenia i czas bardzo szybko mija.

Sopranowa aria Olimpii „Les oiseaux dans la charmille” z opery „Opowieści Hoffmana” Jacques'a Offenbacha jest bardzo trudna, a dobre wykonania zawsze spotykają się z entuzjastycznym przyjęciem publiczności. Tak też było 14 sierpnia w Kąśnej Dolnej, a wykonawczynią była Teresa Swianiewicz, studentka Akademii Muzycznej we Wrocławiu w klasie prof. Danuty Paziuk-Zipser.

            Jak spędziła Pani mijający tydzień w Kąśnej Dolnej?
            - Na pewno bardzo intensywnie, ale cudownie. Mieliśmy mnóstwo zajęć: stylizację, charakteryzację, ruch sceniczny i oczywiście codziennie zajęcia ze wspaniałymi pedagogami śpiewu. Ja byłam w klasie prof. Iwony Hossy, ale jeszcze mieliśmy dodatkowo prezentacje u każdego pedagoga i od każdego pedagoga dostałam rady, które zapamiętam i będę je stosować. Powiem, że dostałam takiego „kopa energetycznego”, bo każdy pedagog jest zakochany w tym, co robi przez całe zawodowe życie. Jak widziałam, jacy oni są szczęśliwi, to dodatkowo mnie zmotywowało do doskonalenia umiejętności.
Był to czas wytężonej pracy, poznałam fantastycznych ludzi.

            Aria Olimpii jest trudna, bo oprócz perfekcyjnego śpiewu trzeba wykazać się umiejętnościami aktorskimi.
            - Ta aria wymaga bardzo dużo techniki i te koloratury są czasami bardzo zdradliwe, bo można na nich bardzo łatwo stracić intonację. Wiele też zależy od dyspozycji wykonawcy w danym dniu. Tutaj pedagodzy bardzo mi pomogli w połączeniu ruchu lalki, który jest zablokowany, z płynnością dźwięku, bo to było największe wyzwanie dla mnie.

Szanowni Państwo!
Mój krótki pobyt w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej, rozmowy z wykładowcami i uczestnikami warsztatów oraz koncert w wykonaniu uczestników sprawiły, że zachwycił mnie ten projekt. Cieszę się, że druga edycja Letniej Akademii Doskonałości im. Bogdana Paprockiego odbędzie się w Kąśnej Dolnej już za rok.

                                                                                                                                                                                                           Zofia Stopińska

-

Podkarpacki Festiwal Organowy 2021 - koncert finałowy w Starej Wsi

21 sierpnia 2021 , godz. 19:00,

Stara Wieś, bazylika Jezuitów

Wykonawcy:

Marek Stefański – organy, Wiesław Siewierski – baryton

Ostatni koncert tegorocznego Podkarpackiego Festiwalu Organowego będzie miał miejsce w sobotę 21 sierpnia o godzinie 19:00 w bazylice Jezuitów w Starej Wsi. Monumentalna świątynia, nazywana wraz z całym zakonnym kompleksem architektonicznym „Podkarpacką Częstocową”, wypełni się muzyką organową Louisa Marchanda, Johanna Sebastiana Bacha, Johanna Ludviga Krebsa, Ferenca Liszta i Tadeusza Machla, w interpretacji Marka Stefańskiego oraz pieśniami autorstwa polskich twórców, które zaprezentuje rzeszowski baryton Wiesław Siewierski. Tym samym 30. edycja Podkarpackiego Festiwalu Organowego przejdzie do historii, zamykając trzy jego dekady.

PROGRAM

Louis Marchand (1669-1732) Plein jeux – Fugue – Recit – Grand jeux (z Pieces libres)
Johann Sebastian Bach (1685-1750)
– Vater unser im Himmelreich (opr. na podst BWV 416)
– Vater unser im Himmelreich BWV 1083

Johann Ludwig Krebs (1710-1780) Trio F Magg.
Stanisław Kwiatkowski (1930-2010)
– Modlitwa
– Offertorium
Ferenc Liszt (1811-1886) Psalm nr 121 (Psalmy Króla Dawida, opr. M. Stefański)
Stanisław Kwiatkowski Ave Maria
David Hamilton (*1955) Ave Maria
Tadeusz Machl (1922-2003) Witraże IV

Katarzyna Dondalska: "Śpiewam koloratury i jestem skrzypaczką" - cz.II

            Zapraszam na drugie spotkanie z Katarzyną Dondalską, niezwykle utalentowaną śpiewaczką i skrzypaczką, która pochodzi ze słynnej muzycznej rodziny, a dom rodzinny Dondalskich nazywany był „grającym domem”. W pierwszej części Artystka opowiadała o swojej muzycznej drodze - od dzieciństwa i sukcesów konkursowych poczynając, a na podróżach koncertowych w słynnych salach koncertowych kończąc.
W części drugiej więcej miejsca poświęcimy nagraniom i pracy pedagogicznej.

            Pierwsze Pani płyty „Debut live” i „Amazonia – Symphonic Poem” ukazały się za granicą. Czasami jakieś pojedyncze Pani nagrania, m.in. pieśni Ottona Żukowskiego, przesyłał mi do posłuchania pan prof. Piotr Kusiewicz. Niedawno ukazały się także dwie piękne płyty z pieśniami.
            - Te pieśni długo na mnie czekały, bo ja zawsze lubiłam brawurowe, koloraturowe arie i im więcej trudnych, popisowych momentów w tych utworach, tym bardziej mnie to fascynowało. Dopiero niedawno odezwało się we mnie coś, co mnie do tych pieśni przyciągnęło. Być może wpływ na to miała współpraca z polskim wydawnictwem fonograficznym Acte Préalable. Pan Jan Jarnicki, dyrektor tej firmy, zwrócił mi uwagę na utwory różnych polskich zapomnianych kompozytorów. Zaczęła się świetna współpraca i odkrywamy wiele różnorodnych, mało znanych utworów i staramy się je nagrać.
            Niedawno nagraliśmy pierwszą płytę z pieśniami i duetami Raula Koczalskiego i zamierzamy nagrywać kolejne płyty, bo tych pieśni jest bardzo dużo. Fenomenalna muzyka, a tak mało znana nawet w Polsce. To był polski kompozytor, który pisał bardzo dużo w Niemczech i może dlatego tylko niewielka część jego dorobku pieśniarskiego jest znana w Polsce. Komponował też dużo pieśni w języku niemieckim.
            Ostatnio nagrywaliśmy pieśni Władysława Żeleńskiego, które są przecudowne. Towarzyszył mi Michał Landowski - fantastyczny młody pianista, który akompaniuje w mojej klasie w Akademii Sztuki w Szczecinie. Wspólnie nagraliśmy pierwszą płytę z pieśniami Koczalskiego i teraz Żeleńskiego. Zdradzę też, że na tym krążku w jednym z utworów pojawi się prof. Piotr Kusiewicz.

            Bardzo ujęły mnie pieśni Fryderyka Chopina, które nagrała Pani ze świetną pianistką Joanną Ławrynowicz.
             - Nagrywałyśmy to w bardzo krótkim czasie i jestem szczęśliwa, że wszystko się udało. To był pomysł pana Jana Jarnickiego, który mówił mi o całym cyklu utworów fortepianowych z Joasią i marzy, aby na ostatniej płycie znalazły się wszystkie pieśni Fryderyka Chopina. To była bardzo interesująca i intensywna praca, bo oczywiście część pieśni Chopina znałam, ale nie wszystkie miałam w repertuarze. Szybciutko się douczyłam, a trzeba też podkreślić, że z Joasią Ławrynowicz nie współpracujemy na co dzień, bo ona mieszka w Warszawie, a ja w Berlinie. Przyjechałam, spotkałyśmy się na próbie i jechałyśmy nagrywać. To była fantastyczna współpraca, bo Joasia, jak to się mówi, „czytała mi z ust”. Jak to się mówi: jak się spotka dwóch fachowców, wszystko jest możliwe.
             Wspomnę jeszcze o nagraniu najnowszej naszej płyty „Pojedziemy w cudny kraj”. Mąż skomponował piękne pieśni do wierszy Marii Konopnickiej i jedna z nich jest do słów tego wiersza.
Postanowiłam nazwać tak całą płytę, ponieważ są na niej bardzo różnorodne utwory od Haendla do współczesności, a jednym z utworów, który chciałam nagrać z prof. Piotrem Kusiewiczem, jest "Duetto buffo di due gatti" (Duet kotów) Gioacchino Rossiniego.
             Nagrania odbywały się w najgorszym chyba czasie pandemii i mogłam przyjechać do Polski tylko ze względu na pracę. Nagrywałam z orkiestrą w Koszalinie i tam nagrałam swój głos. Przesłałam mailem to nagranie prof. Kusiewiczowi, który dograł swój głos i przesłał z powrotem. Żadne z nas nie wiedziało, co druga osoba by chciała zaśpiewać, a mimo wszystko jesteśmy bardzo zadowoleni z końcowego efektu. Takie były możliwości w tym czasie i cieszę się, że podjęliśmy się tego wyzwania, bo te nasze „Kotki” są naprawdę fajne. Słuchając tego nagrania nikt nie chce uwierzyć, że było ono zrealizowane „na odległość”.
Na płycie są również dwa utwory, które nagrałam z fantastycznym gitarzystą Krzysztofem Meisingerem. Są to „Lamento słowika” (napisane dla nas specjalnie na tę płytę) i „Wspomnienie”.

             W tym miejscu trzeba powiedzieć, że płyt z bardzo różnorodnym repertuarem nagrała Pani więcej, a poprzednia zatytułowana jest „Me and My World”.
              - Bardzo chciałam je nagrać. Na wspomnianej płycie „Ja i mój świat” są bardzo znane utwory m.in.: Henry Manciniego, Richarda Rodgers’a, Johanna Straussa, Wolfganga Amadeusa Mozarta i Franza Grothego. Chciałam także pokazać utwory od klasyki do filmu i jest na tym krążku „Pieśń Heleny” Krzesimira Dębskiego z filmu „Ogniem i mieczem”, a także fragment muzyki Wojciecha Kilara z filmu „Ziemia obiecana”. Zawsze marzyłam, aby ten główny motyw zaśpiewać jako wokalizę. To nie jest utwór napisany z myślą o głosie ludzkim i wyzwanie było wielkie, bo miałam dużo niskich i bardzo wysokich dźwięków do zaśpiewania, ale zrobiliśmy to na tej płycie. Uważam, że wyszło nam bardzo dobrze i ogromnie się cieszę. Jest na tym krążku także aria „Królowej Nocy” z „Czarodziejskiego fletu” Mozarta na rockowo. Tutaj chcę wspomnieć o moim mężu Stefanie Johannesie Walterze, który jest kompozytorem, aranżerem, perkusistą oraz dyrygentem i przygotował mi fantastyczną aranżację tego utworu. Na płycie są również rozrywkowe i bardziej współczesne utwory mojego męża. Jest na tej płycie wszystko.
              Chcę podkreślić fantastyczną współpracę z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Koszalińskiej, którą dyrygował mój mąż. Mimo, że nie było dużo czasu na próby, orkiestra była bardzo dobrze przygotowana i pracowała w wielkim skupieniu. Wspominam to nagranie bardzo miło.
              Dodam jeszcze, że mieliśmy specjalny program z muzyką Franza Grothego i występowaliśmy z koncertami m.in. w Szczecinie, Koszalinie, Olsztynie, a solistą był także mój brat Natan, który wykonywał piękne utwory skrzypcowe Franza Grothego z towarzyszeniem orkiestry, a ja śpiewałam i były tam też duety. Okazuje się, że większość słuchaczy doskonale zna te utwory, chociaż prawie nikt nie wie, kto je skomponował. Na płycie „Me and My World” zamieszczony jest m.in. „Czardasz” Grothego, rozpowszechniony w Polsce przez Bognę Sokorską i Halinę Mickiewiczównę.

              Wiem, że czasami występuje Pani z bratem Maksymem Dondalskim w roli dyrygenta albo skrzypka. Czy zdarzają się koncerty w większym gronie? Może też Dondalscy muzykują, spotykając się w gronie rodziny?
              - Z tym jest o wiele trudniej. Wcześniej często graliśmy z Natanem – na przykład koncerty z muzyką Franza Grothego graliśmy wspólnie. Z Maksymem wykonywaliśmy wspólnie parę koncertów w Filharmonii Berlińskiej, a nawet na płycie „Ja i mój świat” wykonaliśmy z Maksymem mało znany utwór – wolną część z Koncertu nr 4 Niccolo Paganiniego w opracowaniu na skrzypce i głos.
Maks jest o wiele młodszy niż ja i jak on zaczął odnosić pierwsze sukcesy, to ja już wyjechałam z domu na stałe, ale w ostatnim czasie mieliśmy bardzo udany koncert w Filharmonii Łódzkiej. Ja ten koncert nazywam pandemicznym, bo do ostatniego momentu nikt nie wiedział, czy koncert dojdzie do skutku, później wspominano, że będzie tylko transmisja koncertu, a na końcu okazało się, że koncert odbył się 12 lutego 2021 roku – w pierwszym dniu po zniesieniu ograniczeń pandemicznych i publiczność mogła wejść na koncert. To było fantastyczne, bo sprzedane zostały wszystkie miejsca i jeszcze kilka osób słuchało go stojąc na schodach z zachowaniem wymaganych odległości. Publiczność przyjęła nas bardzo gorąco, brawa i standing ovation trwały bardzo długo.
              Muszę powiedzieć, że pilnie obserwowałam Maksyma w czasie dwóch prób i podczas koncertu. Jego wskazówki były krótkie, zwięzłe i zrozumiałe, a ruchy batuty czytelne. Orkiestra grała bardzo dobrze i ta współpraca wszystkim sprawiła wielką przyjemność, a ja byłam szczęśliwa i bardzo dumna, że mój młodszy brat jest już tak dobrym dyrygentem.
              Wracając jeszcze do poprzednich płyt, to nagraliśmy, o ile dobrze pamiętam w 2015 roku, płytę „Love” z kwartetem, w którym grali: Natan Dondalski - I skrzypce, Monika Dondalska - II skrzypce, a ja śpiewałam. To była fantastyczna współpraca, bo jak część zespołu stanowi rodzina, to rozumiemy się bez słów. Oni doskonale wiedzą, jakie brzmienie zespołu mi odpowiada, jak to ma być wykonane i o wiele łatwiej się współpracuje.
              Kiedyś w Filharmonii Olszyńskiej, której dyrektorem był wówczas pan Janusz Przybylski, zostaliśmy wszyscy zaproszeni do wykonania koncertu. Rodzice także byli na scenie jako muzycy orkiestrowi. Każdy z nas wykonał solowe utwory, a później były duety, tercety i nawet był utwór, w którym graliśmy wszyscy. Publiczność nagradzała nad gromkimi brawami i nigdy nie zapomnę tego koncertu.
W ostatnich latach zdarzenia artystyczne, w których biorę udział razem z rodzeństwem, są również okazją do spotkań i dłuższych rozmów, bo na spotkania w gronie rodziny nie mamy czasu.
              Natomiast wszyscy, jak tylko mamy taką możliwość, staramy się odwiedzać naszych Rodziców, którzy zawsze nas wspierali oraz zachęcali do rozwijania naszych talentów. Pomagali nam także rozwiązywać wszystkie problemy i tak jest do tej pory. Trudno mi znaleźć odpowiednie słowa, aby za wszystko podziękować naszym wspaniałym Rodzicom.
Bardzo się cieszę, że teraz jestem z nimi i rozmawiam z panią na ich działeczce, gdzie razem odpoczywamy. To jest cudowny czas.

              Trzeba wspomnieć o jeszcze jednym nurcie Pani działalności – o pracy pedagogicznej w Akademii Sztuki w Szczecinie. To nie jest łatwa praca, może nawet zbyt często niedoceniania. Ucząc śpiewu młodych ludzi, z każdym trzeba pracować inaczej. O dobrych relacjach ze studentami najlepiej świadczą ich sukcesy w konkursach. Jak zobaczyłam informację o tych sukcesach, to pomyślałam, że musi Pani kochać pracę z młodzieżą.
              - Bardzo dobrze pani pomyślała. Uczę już dosyć długo, bo w 2015 roku rozpoczęłam pracę w Akademii Sztuki w Szczecinie i też nie byłam pewna, czy pokocham tę pracę. Teraz mogę szczerze powiedzieć, że sprawia mi ona ogromną radość.
              Mam dużą klasę, w której przeważają studentki. Pracujemy wytrwale i stąd też są sukcesy, ale uczenie sprawia mi ogromną radość, kiedy widzę, jak moi studenci się rozwijają.
Na każdego staram się patrzeć trochę inaczej, chociaż jest wiele rzeczy dotyczących techniki śpiewu, o których każdemu mówię, ale do każdej osoby trzeba podejść indywidualnie, stwierdzić, jakie są walory jej głosu, w którym kierunku rozwijać jej głos i czym w przyszłości dana osoba będzie mogła podbić serca publiczności.
To jest naprawdę odpowiedzialna praca i cieszę się, że jest ona ceniona przez moich studentów.
Oczywiście wszyscy muszą pilnie ćwiczyć, bo czas szybko ucieka, a materiału do opanowania jest bardzo dużo. Trzeba powiedzieć, że głosy typu koloraturowego muszą więcej pracować niż pozostałe, bo tych nut jest do zaśpiewania wszędzie więcej.
              Wspomniała Pani o sukcesach moich studentek. Jeszcze przed pandemią ukończyła studia w mojej klasie Yana Hudzowska, która zdążyła już zdobyć kilka znaczących nagród na konkursach w Polsce. Tu wspomnę, że właśnie została zaproszona przez Maestra Wiesława Ochmana na fantastyczny koncert ze wspaniałą obsadą, m.in. Ewa Biegas, Renata Dobosz, sam Maestro i Orkiestra Filharmonii Zabrzańskiej pod batuta Sławomira Chrzanowskiego (koncert odbędzie się w Zawierciu 10.10.). Ostatnio Marta Bochenek z powodzeniem uczestniczyła w Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Moniki Swarowskiej-Walawskiej. Brała udział w koncertach, a koncert finałowy odbył się 20 lipca w Filharmonii Krakowskiej i śpiewała „Pieśń Heleny” oraz słynną arię Olimpii z „Opowieści Hoffmana”. Utwory nie były łatwe, ale została gorąco przyjęta przez publiczność i była bardzo zadowolona.
              Po długim okresie pandemii, podczas której pracowaliśmy ze studentami zdalnie i nie było możliwości występów przed publicznością, które są bardzo potrzebne przed przystąpieniem do konkursu, każde osiągnięcie jest bardzo ważne dla uczestników.

              Akademia Sztuki w Szczecinie prowadzi kształcenie w obszarze sztuk muzycznych, wizualnych.
               - To jest chyba jedyna w Polsce Akademia Sztuki. Mamy tutaj możliwości fantastycznej współpracy. Podam przykład, że przygotowując do wystawienia operę, możemy liczyć na pomoc studentów i pedagogów wydziałów sztuk wizualnych. Możemy wiele ciekawych projektów przygotować, ale w czasie pandemii ta współpraca nie była możliwa i to wielka szkoda dla studentów.

              O wielkim Pani zaangażowaniu w pracy pedagogicznej i artystycznej najlepiej świadczą osiągnięcia w rozwoju zawodowym. W 2015 roku uzyskała Pani stopień doktora habilitowanego sztuki muzycznej, a w bieżącym roku Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej postanowieniem z dnia 26 lutego 2021 roku nadał Pani tytuł profesora w dyscyplinie sztuki muzyczne. To zasłużone wyróżnienie, bo jest Pani artystką i pedagogiem ciągle poszukującym.
              - Jestem bardzo szczęśliwa, że spotkał mnie taki zaszczyt. Zostałam pierwszym „profesorem belwederskim” Akademii Sztuki w Szczecinie.
Przyznam, że bardzo lubię szukać ciągle nowych rozwiązań, szczególnie dotyczących wszelkich technik koloraturowych. Staram się zawsze wnosić coś nowego.

              Pewnie kalendarz na nadchodzący sezon powoli się zapełnia, a w październiku rozpoczną się zajęcia na uczelni.
               - Plany są, ale nie jestem pewna, czy zostaną zrealizowane. Informacje o kolejnej fali pandemii nie są optymistyczne, a szczerze mówiąc, wszystkie rozluźnienia pandemiczne, które mamy w Polsce, w innych krajach nie są wprowadzone i wszystko jest jeszcze bardziej zaostrzone.
              Wspomnę tylko o Stanach Zjednoczonych, gdzie miałam śpiewać koncerty w Nowym Jorku, Waszyngtonie oraz Filadelfii i te koncerty zostały przesunięte na grudzień i styczeń, mam nadzieję, że się odbędą, ale pewności nie mam.
Organizatorzy nie chcą na 100 % potwierdzać terminów, dlatego, że u nich jeszcze się nic nie dzieje.
              Kiedy patrzę na programy różnych festiwali w Polsce, a najlepszym przykładem jest Muzyczny Festiwal w Łańcucie, to widzę nazwiska wielkich gwiazd. Z pewnością jest tak dlatego, że znakomici artyści mają więcej czasu na występy w Polsce, a niektórzy mogą wystąpić w rodzinnych stronach.
              W grudniu mam w kalendarzu koncert w Filharmonii Berlińskiej – mam nadzieję, że się odbędzie. We wrześniu szykuje się piękny koncert z okazji 100. urodzin Jana Kusiewicza, legendarnego tenora urodzonego na Podkarpaciu. Jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie, będę miała przyjemność zaśpiewać na tym koncercie razem z Pawłem Skałubą.
              W październiku mam zaproszenie na festiwal i konkurs do Kijowa, gdzie także wystąpię z koncertem z towarzyszeniem orkiestry. Te wydarzenia zaplanowane są pomiędzy 17 a 24 października.
Na początku listopada planowane są nagrania pieśni Raula Koczalskiego z orkiestrą symfoniczną i mam nadzieję, że to także dojdzie do skutku.
Mam jeszcze kilka zaproszeń na koncerty w Polsce, ale także nie wiem, czy odbędą się bez przeszkód.

              Całe szczęście, że czuje się Pani artystką spełnioną i kocha Pani swoją pracę.
               - Tak, bo bez tego nie mogłabym tak intensywnie pracować. Moja praca jest wymagająca i wyczerpująca, a najgorsze są dalekie podróże.
Na koncerty na terenie Europy zwykle jeżdżę samochodem, bo mogę spokojnie i bezpiecznie wszystko zapakować bez ograniczeń, a w podróżach samolotem nie jest to możliwe.
Podczas podróży lotniczych miałam różne niespodzianki.
              Nigdy nie zapomnę podróży na Sardynię, gdzie występowałam w Teatro Lirico di Cagliari. Po przylocie okazało się, że moje bagaże zostały wysłane na Sycylię i następnego dnia na przedpołudniowej próbie zjawiłam się ubrana w rzeczy, w których podróżowałam, natomiast pozostali soliści byli elegancko ubrani. Pewnie nikomu mój wygląd nie przeszkadzał, ale ja czułam się mało komfortowo w gronie znakomitych śpiewaków i stojącego za pulpitem dyrygenckim Roberta Abbado.
Tak zdarzyło się już kilka razy i dlatego jak tylko gdzieś można dotrzeć samochodem, to wolę zapakować wszystkie rzeczy do bagażnika i pojechać.

              Kończymy nasze spotkanie z nadzieją, że niedługo będzie okazja do kolejnej rozmowy z powodu koncertu albo będziemy polecać nową płytę. Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i miłą rozmowę.
               - Ja również bardzo dziękuje i serdecznie pozdrawiam.

                                                                                                                                                                                                                                                                         Zofia Stopińska

Katarzyna Dondalska: "Śpiewam koloratury i jestem skrzypaczką" - cz.I

          Na moim portalu mogą Państwo znaleźć rozmowy ze znakomitymi pedagogami Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie, m.in. z braćmi drem Natanem Dondalskim, zaliczanym do czołówki polskich skrzypków, oraz Maksymem Dondalskim, znakomitym skrzypkiem, koncertmistrzem Orkiestry Opery Narodowej w Warszawie i cenionym dyrygentem.
Miło mi, że mogę rozmawiać z panią prof. Katarzyną Dondalską, wspaniałą śpiewaczką, również skrzypaczką, która jest siostrą obu panów.

           Od dawna marzyłam o tym spotkaniu, ale ciągle nie było czasu. Udało się dopiero w pełni lata i bardzo się cieszę, że możemy rozmawiać.
            - Tak, bo zaczęłam właśnie wakacje i dojechałam wreszcie do rodziców na działeczkę położoną nad pięknym jeziorem i możemy w spokoju porozmawiać.

           Mieszkańcy Podkarpacia i melomani, którzy uczestniczą w koncertach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie, z pewnością pamiętają plenerową „Galę Gwiazd”, rozpoczynającą 56. edycję tej imprezy, podczas której jedną z solistek była właśnie Katarzyna Dondalska, gorąco oklaskiwana za wspaniałe kreacje. Nigdy nie zapomnę rewelacyjnego wykonania arii Olimpii z „Opowieści Hoffmana” J. Offenbacha. Pamięta Pani ten koncert?
            - Oczywiście, że pamiętam, bo odbył się w przepięknym plenerze, pogoda dopisała, koncert rejestrowała telewizja, była przede wszystkim fantastyczna publiczność i występowałam ze wspaniałymi śpiewakami. Pamiętam, że śpiewał Andrzej Dobber, Joanna Woś, Monika Ledzion i Paweł Skałuba, którego znam jeszcze z czasów studenckich z Gdańska. Obsada była fantastyczna, atmosfera bardzo miła i bardzo dobrze się śpiewało.

            Przyznam się, że miałam wtedy nadzieję na dłuższe spotkanie, ale nie było czasu, a był to Pani pierwszy występ na Podkarpaciu i jak dotąd jedyny.
            - Niestety, to prawda. Zaplanowany miałam jeszcze koncert noworoczny z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie. Było to bezpośrednio po koncertach w Stanach Zjednoczonych i pamiętam, że po długim locie w klimatyzowanym pomieszczeniu po prostu się rozchorowałam i z wielkim żalem musiałam odmówić ten koncert, bo zostałam zupełnie bez głosu.

            Występuje Pani w Polsce (najczęściej w północnej i środkowej części naszego kraju), ale chyba dużo więcej śpiewa Pani za granicą. Długo można wymieniać słynne teatry operowe i sale koncertowe, w których Pani występowała. Dlaczego tak jest?
            - Mieszkam z rodziną w Berlinie, a większa cześć rodziny na północy Polski i zawsze trochę bliżej mam do domu występując w Polsce północnej i środkowej. Lepiej znam te okolice i chyba dlatego tak jest.
Fakt, że często śpiewam za granicą, ale to zaczęło się od studiów, które ukończyłam w Niemczech w Staatliche Hochschule für Musik Würzburg. W tym czasie rzadko przebywałam w Polsce i dopiero po zrobieniu doktoratu w 2010 roku w Akademii Muzycznej w Gdańsku rozpoczęła się współpraca z polskimi ośrodkami położonymi na północy (Szczecin, Gdańsk, Koszalin Słupsk), a później otrzymywałam zaproszenia z Łodzi, Katowic, Krakowa, Bydgoszczy czy Warszawy (śpiewałam również w Częstochowie, Kaliszu, Kielcach). Z ośrodkami położonymi na południu Polski nie miałam kontaktów, bo po prostu droga jest daleka, a nie wszędzie można dolecieć samolotem.

            Jest Pani podziwiana także przez sławnych śpiewaków – wielka Barbara Bonney po wysłuchaniu Pani śpiewu nazwała Panią „Ósmym Cudem Świata”. Natura obdarzyła Panią wspaniałym sopranem koloraturowym o ogromnej skali, a także zaliczana Pani jest do najwybitniejszych wirtuozów sopranowej techniki koloraturowej we współczesnej wokalistyce. Na ile techniki śpiewu można się nauczyć? Skala Pani głosu obejmuje aż 4 oktawy – takie możliwości rzadko się zdarzają.
            - Przypuszczam, że moje możliwości w zakresie śpiewu związane są z wykształceniem skrzypcowym. To ma bardzo pozytywny wpływ na cały rozwój głosu. Gra na skrzypcach wymaga perfekcji i dokładności. Jeżeli ma się takie podstawy, to również do nauki śpiewu podchodzi się z taką samą dokładnością. Profesor Piotr Kusiewicz często podkreśla, że ja inaczej śpiewam koloratury niż inni, bo jestem także skrzypaczką.
Bardzo dziękuję, że Bozia dała mi dużą skalę głosu i biegłość, ale to wszystko trzeba odkryć i znaleźć u siebie. Można fantastycznie współpracować z nauczycielami, ale do pewnych rzeczy najlepiej dojść samemu, mając odpowiednie podstawy.
            Moja pani profesor Ingeborg Hallstein mówiła: „Pan Bóg przychodzi do każdego i coś mu daje, a u ciebie był dwa razy”. Przez cały czas mam w pamięci te słowa.
Inna znakomita śpiewaczka Sylvia Geszty powiedziała, że Pan Bóg dał mi diament, który trzeba tylko trochę oszlifować.
            Przygotowując się do wykonywania zawodu śpiewaczki trzeba bardzo dużo pracować, bo nic samo nie przychodzi, ale na pewno łatwiej i szybciej można osiągnąć dobre rezultaty, jeżeli się ma możliwości, na których można wszystko budować.

            Bardzo wcześnie rozpoczęła Pani edukację muzyczną. Czy od razu rozpoczęła Pani od nauki gry na skrzypcach?
             - Tak, rozpoczęłam naukę od razu na skrzypcach i miałam wtedy 5 lat. Na początku była to zabawa z dziadkiem Janem Dondalskim, który też był skrzypkiem w bydgoskiej Orkiestrze Radiowej i w Filharmonii Pomorskiej oraz znanym pedagogiem – to on bardzo umiejętnie udzielał mi pierwszych wskazówek. Później tata Jan, koncertmistrz Filharmonii Koszalińskiej i Olsztyńskiej, uczył mnie gry na skrzypcach. W naszej rodzinie wszyscy są muzykami; bracia Natan i Maks oraz siostra Monika także są skrzypkami-koncertmistrzami. Maksym ukończył jeszcze dyrygenturę i coraz częściej staje na podium z batutą w ręku. Jedynie mama Maria jest perkusistką (śmiech). Mój mąż jest kompozytorem, perkusistą i dyrygentem, a córcia też gra na perkusji, poszła w ślady babci i taty.

             Czy byliście w domu namawiani do gry na skrzypcach i zmuszani do ćwiczenia?
              - To była raczej chęć naśladowania starszych. Jak jedno dziecko widziało, że drugie gra na skrzypcach, to robiło to samo. Na początku nie chciało się nam ćwiczyć, ale to był krótki okres, bo wkrótce zaczęły się jakieś koncerty i konkursy, a udział w nich dawał nam radość i mobilizację do pracy.
Byłam laureatką różnych konkursów, m.in. zdobyłam I miejsce w Konkursie Bachowskim w Zielonej Górze i IV miejsce na konkursie skrzypcowym w Elblągu.

             Przez cały czas rozwijała Pani swoje umiejętności w zakresie gry na skrzypcach, bo po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia rozpoczęła Pani studia w Akademii Muzycznej w Gdańsku, a później kontynuowała je Pani w Hochschule für Musik w Würzburgu.
             - Tak, dzięki cudownej pani Wandzie Wiłkomirskiej zaczęłam studiować skrzypce w klasie prof. G. Hoelschera, a po jego odejściu najlepszych studentów przejął prof. Grigorij Zhyslin. Fakt, że znalazłam się w tym gronie był dla mnie wielkim wyróżnieniem, bo prof. Zhyslina znałam i podziwiałam podczas wcześniejszych koncertów w Filharmonii Olsztyńskiej. Byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam studiować u tak znakomitego muzyka i to była fantastyczna współpraca.

             Dyplom ukończenia studiów z wyróżnieniem w mistrzowskiej klasie skrzypiec teraz leży spokojnie w szufladzie. Czy występuje Pani chociaż czasem w roli skrzypaczki?
              - Wiadomo, że nie jestem w stanie ćwiczyć tak, jak to powinno być, czyli codziennie, ale to jest fantastyczne, że nawet podczas dużych koncertów udaje mi się od czasu do czasu w specjalnych opracowaniach wykonywać na początku utworu solówki skrzypcowe przed arią. Na przykład w arii „Miłość to niebo na ziemi” z operetki „Paganini” Franza Lehara pokazuję się przed śpiewem jako skrzypaczka.
              Jest to zawsze związane z większym napięciem, bo przed koncertami i w czasie koncertów muszę znacznie więcej zajmować się instrumentem, ale daje mi to wiele przyjemności, i publiczność przyjmuje to z wielkim zachwytem i nagradza mnie długimi owacjami na stojąco.

              Kto i kiedy uświadomił Pani i rodzicom, że ma Pani głos, który należy kształcić?
              - Jak byłam dzieckiem, to nikt w domu nie myślał, że będę śpiewać. Pamiętam śmieszną sytuacje, bo w wieku 13-tu może 14-tu lat grałam na skrzypcach Fantazję na tematy z opery Carmen op.25 Pablo Sarasatego i słuchałam także opery „Carmen” - Georges’a Bizeta. W radiu usłyszałam audycję z udziałem Placido Domingo i prezentowana była w jego wykonaniu aria Don Josego oraz różne duety. Zachwyciło mnie aksamitne brzmienie głosu Dominga i zafascynowała mnie opera „Carmen”. Na następny dzień, po zakończeniu lekcji w Szkole Muzycznej w Olsztynie, pobiegłam do pani prof. Boguckiej-Olkowskiej, przedstawiłam się i powiedziałam, że pragnę zaśpiewać arię tytułowej bohaterki opery „Carmen”. Pani profesor przesłuchała mnie, była bardzo zafascynowana moim głosem i jego skalą, ale powiedziała, że Carmen mogę nadal grać na skrzypcach, ale nigdy nie zaśpiewam upragnionej arii, bo mam inny rodzaj głosu.
W ten sposób rozpoczęło się moje spotkanie ze śpiewem.
Pamiętam, że brałam udział w konkursie piosenki angielskiej w Poznaniu, podczas którego otrzymałam nagrodę krytyków i dziennikarzy.
              Na początku śpiewałam dużo różnych lirycznych utworów, bo nie było jeszcze dokładnie wiadomo, w którym kierunku głos pójdzie, ale po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia postanowiłam nadal grać na skrzypcach i uczyć się śpiewu w Akademii Muzycznej w Gdańsku.
Zdając egzamin do klasy śpiewu solowego prof. Haliny Mickiewiczówny, trzeba było najpierw razem z innymi kandydatami, którzy pragnęli uczyć się śpiewu, udać się na badanie skali głosu.
To badanie odbywało się w godzinach porannych, wcześniej postarałam się rozśpiewać jak najwyżej i w czasie badania okazało się, że mam bardzo dużą skalę głosu i ogromne możliwości.
Wszystkie egzaminy zdałam bardzo dobrze i zaczęłam studiować śpiew solowy w klasie prof. Haliny Mickiewiczówny i skrzypce w klasie prof. Henryka Keszkowskiego.
Tak się to wszystko zaczęło.

              Po roku studiów w Akademii Muzycznej w Gdańsku kontynuowała je Pani w Niemczech – skąd pojawiła się taka możliwość?
              - Wyjechałam, ponieważ udało mi się dostać stypendium w Niemczech, a w tym czasie stypendia w Polsce były bardzo skromne i nie starczające na życie. Dlatego podjęłam odważną decyzję wyjazdu i była to dobra decyzja, bo wszystko potoczyło się bardzo dobrze.

              Stypendium pozwalało na skromne utrzymanie, ale pewnie także duże znaczenie w Pani rozwoju i karierze miał udział w konkursach.
               - To stypendium było podstawą, ale dzięki dobrej grze na skrzypcach zaczęły się także pojawiać propozycje koncertów i mogłam sobie finansować dalszą naukę.
Jak już wspomniałam, z powodzeniem także kontynuowałam studia wokalne i dwukrotnie byłam stypendystką studia operowego Bayerische Staatsoper w Monachium.
Ogromne znaczenie miały także konkursy w których uczestniczyłam.
               To był dla mnie wielki zaszczyt, kiedy zostałam finalistką konkursu ARD w Monachium, bo do finału trafia tylko parę osób, a startowało ponad tysiąc młodych muzyków. To jest bardzo trudny konkurs czteroetapowy i udział w finale był wielkim osiągnięciem.
               Z kolei na konkursie w Luxemburgu zajęłam II miejsce. Jednym z najpiękniejszych momentów był wspomniany przez panią wywiad Barbary Bonney w TV BBC podczas konkursu „Cardiff Singer of the World”, gdzie powiedziała o mnie, że jestem „ósmym cudem świata”. Zaowocowało to współpracą z tą operą i miałam tam przyjemność wykonywania Zerbinetty Straussa czy Królowej Nocy Mozarta. Wspomnę jeszcze o niezapomnianej produkcji „Ariadny na Naxox” Richarda Straussa, w której śpiewałam partie Zerbinetty w Welsh National Opera w Cardiffie z fenomenalnym dyrygentem Carlo Rizzim.
               Nietypowym był konkurs dla młodych śpiewaków Orkiestry Radiowej SWR Kaiserslautern. Nagrodami w tym konkursie były liczne koncerty i ten konkurs otworzył mi najwięcej możliwości, bo z tą Orkiestrą Radiową wykonywałam bardzo dużo programów w ciągu kilku lat. Miałam też możliwość występowania z fantastycznymi dyrygentami, a jednym z nich był Peter Falk (szef tej orkiestry). Wspominam cudowne koncerty w Starej Operze we Frankfurcie, Filharmonii Kolońskiej, Rheingoldhalle Mainz. Tych koncertów było bardzo dużo, wszystkie transmitowane były w radiu i po nich ukazała się moja pierwsza płyta CD – Debut live, z nagraniami z tych koncertów i najwięcej było na niej nagrań utworów ze Starej Opery we Frankfurcie.

               Ma Pani ogromny i bardzo różnorodny repertuar zawierający partie operowe, oratoryjno-kantatowe, pieśni, utwory koncertowe różnych twórców, muzyka filmowa… Które z tych form najczęściej Pani wykonuje na wielkich scenach?
               - Powiem tak. Jestem zachłanna i kocham wszystko. Oczywiście każda z tych form jest piękna, specyficzna i w różnych momentach najbardziej pasująca do osoby, bo to zależy, co się dzieje w danym momencie rozwoju kariery. Jeżeli śpiewa się więcej w operze, to oczywiście pracuje się nad partiami operowymi. Koncerty symfoniczne wymagają więcej repertuaru typowo koncertowego czy więcej brawurowych arii, co jest dla koloratur bardzo ważne. Bardzo ważne są także utwory oratoryjne oraz. pieśni.
               Wspomniała pani także o muzyce filmowej – to była muzyka, którą kochałam od dawna, tylko wcześniej to nie było modne tak jak teraz, że w pierwszej części koncertu wykonujemy brawurowe, koloraturowe arie operowe czy operetkowe i zmierzamy do części drugiej, w której rozbrzmiewają fragmenty z musicali czy muzyka filmowa.
               To wcześniej było takim „zakazanym owocem” i dopiero po pewnym czasie nastąpił taki rozwój, co mnie bardzo ucieszyło, bo jestem wielką fanką tego typu koncertów, w których mogę pokazać swoje możliwości głosowe klasyczne, podążając płynnie w kierunku muzyki lżejszej.
Jeżeli jest taka możliwość, jeżeli ktoś jest w stanie coś takiego robić – uważam, że to jest bardzo dobre dla rozwoju osobowości oraz głosu. Śpiewanie różnorodnego repertuaru daje głosowi pewną świeżość. Nie można się zamykać tylko w jednym kierunku.

Z prof. Katarzyną Dondalską. znakomitą śpiewaczką i skrzypaczką rozmawiała Zofia Stopińska w sierpniu 2021 roku

Szanowni Państwo! To była I część wywiadu, a do lektury równie interesującej II części gorąco zapraszamy.

Z Mariuszem Rysiem o organach w Tarnobrzeskim Domu Kultury

          Minęła połowa sierpnia i na Podkarpaciu kończą się już letnie festiwale muzyki organowej i kameralnej organizowane w świątyniach.
12 sierpnia byłam na przedostatnim już koncercie w ramach XXIX Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Tarnobrzegu, który wyjątkowo odbył się nie we wnętrzu świątyni, a w sali koncertowej.
          Rozmawiać będę na ten temat z panem Mariuszem Rysiem, który sprawuje kierownictwo artystyczne nad tym festiwalem.
Mój rozmówca jest muzykologiem, organistą, menedżerem kultury, absolwentem muzykologii w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie, gdzie studiował pod kierunkiem ks. prof. dr hab. Jana Chwałka i Roberta Brodackiego – organy. Tam też ukończył studia doktoranckie.
          Mariusz Ryś często występuje jako solista i kameralista, oprócz festiwalu w Tarnobrzegu sprawuje także kierownictwo artystyczne Wieczorów Organowych w Bazylice Katedralnej w Sandomierzu, jest wicedyrektorem Tarnobrzeskiego Domu Kultury i organistą w Sanktuarium Matki Bożej Dzikowskiej oo. Dominikanów w Tarnobrzegu oraz wykładowcą Diecezjalnego Studium Organistowskiego w Sandomierzu. Jest powoływany na konsultanta przy budowie nowych i konserwacji zabytkowych organów.

          Z panem Mariuszem Rysiem rozmawiamy w Tarnobrzeskim Domu Kultury, gdzie w sali kameralnej zostały niedawno zamontowane koncertowe organy. Jest to pierwszy dom kultury na Podkarpaciu, w którym znajdują się koncertowe organy. Ten pomysł realizowany był chyba bardzo długo.
          - W mojej głowie taka myśl powstała już wiele lat temu, kiedy jeszcze Tarnobrzeg był stolicą województwa. Z różnych względów ten pomysł został odłożony, bo budowa czy instalacja organów jest dużym przedsięwzięciem. Ta myśl powróciła w momencie remontu części zabytkowej Tarnobrzeskiego Domu Kultury i pięknej Sali, która odzyskała dawny blask.
Ówczesny prezydent Miasta Tarnobrzega dał zielone światło, aby załatwiać odpowiedni instrument.

          Co to znaczy "załatwiać"?
          - Był taki moment, że nawet rozważaliśmy budowę nowych organów, ale koszt budowy takiego instrumentu jest ogromny i ta myśl została zarzucona, natomiast zacząłem rozglądać się za instrumentem używanym. Bardzo dużo dobrych instrumentów jest sprowadzanych do Polski, chociaż zdarzają się też niedobre instrumenty.
Ponieważ trochę się w tej tematyce orientuję z racji mojego wykształcenia, to założyłem sobie, że będzie to najlepszy z możliwych instrumentów o trakturze mechanicznej i zacząłem szukać.
           Znalazłem instrument używany szwajcarskiej firmy KUHN, która buduje instrumenty w najbardziej prestiżowych salach i świątyniach na całym świecie. W Polsce jest jeszcze jeden instrument tej firmy – w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Oczywiście jest to o wiele większy, ale o trakturze elektropneumatycznej. Natomiast nasz instrument jest mechaniczny z pneumatyczną registraturą i ma dwa manuały (klawiatury ręczne) i pedał.
Mieliśmy łut szczęście, że taki instrument był do kupienia.
           Wysłaliśmy wniosek do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i w ramach programu „Infrastruktura domów kultury” udało nam się uzyskać dofinansowanie. Pierwszy etap to był zakup instrumentu i przywiezienie go do Tarnobrzega.
Później zaczęliśmy szukać środków finansowych na montaż.

           Trzeba było dostosować do miejsca szafę, umieścić w niej głosy…
           - Tak naprawdę to tych zabiegów adaptacyjnych było niewiele. Odnowiliśmy tylko szafę i instrument wyglądał tak, jakby był specjalnie do tej sali wybudowany. Żadnych ingerencji w jego strukturę zewnętrzną w zasadzie nie było, bo wizualnie wspaniale się wpisał w okno sceny i również podobnie brzmieniowo. Nie było też specjalnych ingerencji, jeśli chodzi o intonację.

           Jego wielkość i brzmienie są odpowiednie do akustyki sali.
           - Brzmienie instrumentu nie jest przytłaczające, jest bardzo ciepłe, miłe, można słuchać bardzo długo
gry na tym instrumencie i nie odczuwa się zmęczenia. Nawet kiedy gramy w pełnym pleno – z użyciem głosów językowych, brzmienie jest bardzo miłe.

           Proszę powiedzieć, ile głosów na ten instrument?
           - Dwadzieścia jeden głosów, w tym cztery językowe.

           Wspomniał Pan, że po przywiezieniu instrumentu do Tarnobrzega trzeba było szukać środków na dalsze prace.
            - To wcale nie było łatwe. Moim założeniem było zdobycie środków zewnętrznych i jestem wdzięczny kilku firmom z Tarnobrzega. Nawet niewielkie sumy miały znaczenie i bardzo się cieszę, że nie zostałem z tym sam.
Był też taki czas, kiedy byliśmy zamknięci ze względów pandemicznych. Jeszcze wtedy nie byliśmy przygotowani do działalności online.
Pomyślałem wtedy, że nie będę siedział przy biurku, tylko ubrałem robocze ubranie i zacząłem sam montować instrument.
W większości montaż techniczny wykonałem sam, a później do intonacji trzeba było poprosić fachowca. Sam także brałem w tych pracach udział i dzięki temu udało się w znaczny sposób obniżyć całościowe koszty montażu.

           W ten sposób zyskał Pan doświadczenie organmistrzowskie.
            - Tak, chociaż te zagadnienia nie były mi obce. Wiedziałem, jak to należy zrobić. Jestem też wykładowcą organoznawstwa w Diecezjalnym Studium Organistowskim w Sandomierzu i te zagadnienia są mi dobrze znane.

           Uroczyste otwarcie instrumentu już się odbyło.
            - Tak, a dokonał 1 czerwca tego roku Wiceprezes Rady Ministrów, Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu prof. Piotr Gliński, który był z wizyta w Tarnobrzegu i znalazł czas, aby do nas przyjechać i symbolicznie odsłonić.
Nasz gość posłuchał także brzmienia instrumentu, wykonałem jedynie Toccatę d-moll Johanna Sebastiana Bacha.
Dzisiaj w sposób koncertowy przekazujemy te organy mieszkańcom naszego miasta.
Mam nadzieję, że wiele cennych inicjatyw z ich udziałem się odbędzie w Tarnobrzeskim Domu Kultury.

            Pewnie teraz nie powiemy o wszystkich nurtach muzyki, w których organy mogą zabrzmieć, ale ten instrument może także służyć młodym ludziom, którzy marzą, żeby zostać organistami.
             - Każdego z organistów, którzy goszczą w ramach festiwalu, tutaj przywożę, a są to profesorowie akademii muzycznych i nauczyciele szkół muzycznych, którzy zgodnie mówią, że w ciągu dnia mogą się tutaj odbywać kursy, a wieczorem koncerty dla mieszkańców miasta.
Można takie imprezy organizować w ciągu całego roku, bo o każdej porze dnia jest do instrumentu dostęp i odpowiednia temperatura w sali. Dobrze wiemy, że w kościołach takich warunków nie ma.

            Kończymy rozmowę z nadzieją, że organy w Tarnobrzeskim Domu Kultury będą często rozbrzmiewać, jeśli tylko nie będzie pandemicznych obostrzeń.
             - Wszyscy sobie tego życzymy, aby bez przeszkód pracować, działać…

Z panem Mariuszem Rysiem, organistą, dyrektorem artystycznym Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Tarnobrzegu i wicedyrektorem Tarnobrzeskiego Domu Kultury rozmawiała Zofia Stopińska.

Rzeszowska noc

       Pod takim tytułem w niedzielę 8 sierpnia 2021 r. o godz.18.00 na urokliwej scenie pełnej żywych zielonych girlandów w Parku Jedności Polonii z Macierzą przy ul. Jałowego 9 w Rzeszowie miał miejsce nastrojowy koncert romantyczny zorganizowany przez Rzeszowski Teatr Muzyczny „Olimpia” wraz z Estradą Rzeszowską. Licznie zebrana publiczność, wśród której przeważały panie, gorąco oklaskiwała artystów, którzy przedstawili różnorodny program polskich piosenek z okresu przedwojennego, jak i współczesnych, wśród których nie brakło piosenek o Rzeszowie.
       Piękne melodie połączone z nastrojowymi poetyckimi słowami o miłości, tej radosnej i szczęśliwej, ale czasami trudnej i dramatycznej, stworzyły nastrój wieczoru pełen ciepłych wspomnień i wzruszeń. Jest w tych dawnych polskich piosenkach pisanych przez znakomitych kompozytorów i poetów prawda o ludzkim losie pełnym różnych rozterek i niepokojów, prawda o potędze ducha, uczucia i sztuki dającej poczucie dobra i wartości każdego ludzkiego życia. Tajemnicą tych małych symfonii, jak nazywam te piosenki, jest ich głęboki, osobisty wyraz i prostota, przemawiająca do każdego słuchacza.
       Na początek z tremą prezentowałem pięć utworów w przedwojennych klimatach, memu sercu bliskich, w rytmach nieśmiertelnego tanga: „Całuję twoją dłoń, madame”, „Jedna, jedyna”, „Bez śladu”, „Ja mam czas, ja poczekam”, „Jak drogie są wspomnienia”. A kompozytorzy tych małych arcydzieł, to kolejno: Fritz Rotter, Henryk Wars, Jerzy Petersburski, Mieczysław Mierzejewski, Fred Scher. Jeżeli poważyłem się na ten solowy występ wokalny, to z umiłowania przedwojennych szlagierów, a także na zasadzie fragmentu jednej z piosenek z dawnego telewizyjnego Kabaretu Starszych Panów (kto go jeszcze pamięta?) : „Już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj.”
        Gwiazdą wieczoru była Sylwia Wojnar – mezzosopran, prawdziwa ozdoba Rzeszowskiego Teatru Muzycznego „Olimpia”, artystka o mocnym głosie i niezwykłym talencie dramatycznym, grająca ostatnio w naszym Teatrze śpiewaczkę rewiową Mirę Stellę, czyli główną rolę w spektaklu „Papa się żeni” w świetnej reżyserii Tomasza Dajewskiego, prezentowanego ostatnio na scenie w sali koncertowej Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Na plenerowym koncercie „Rzeszowska noc” słuchaliśmy w jej wykonaniu pięciu piosenek: „Miłość ci wszystko wybaczy”, „Na pierwszy znak”, „Nikt tylko ty”, „Besame mucho”, „Sex appeal”. Kompozytorzy tych małych arcydzieł, to: Henryk Wars – dwie piosenki, Arthur Johnston, Consuelo Velasquez, Henryk Wars. Podczas tego występu dusza i serce ulatywały wysoko ponad ziemię, pozostawiając piosenki na długo w pamięci.
        W drugiej części tego niezwykłego wieczoru, w cudownym parkowym otoczeniu, przy wspaniałej letniej pogodzie i w serdecznej atmosferze łączącej wykonawców i słuchaczy, miałem wielką przyjemność zaprezentować wrażliwej na piękno muzyki i słowa rzeszowskiej publiczności wiersz mojego autorstwa „Jest taka miłość” i piosenkę „Tylko ty”, dwa nastrojowe utwory o charakterze balladowym. Okazało się, że prostota melodii i słów tych utworów głęboko przemówiły do słuchaczy. To doświadczenie mocno przekonało mnie o potrzebie twórczości dla każdego odbiorcy, nic nie tracąc ze swej wartości i wyrazu. Wszystkim piosenkom z wielkim natchnieniem i wyczuciem stylu towarzyszył przy fortepianie Krzysztof Mroziak, rzeszowski muzyk, aranżer, pedagog.
        Dwie piosenki mojego autorstwa: „To nasza miłość” i „Rzeszowska noc”, od której to piosenki wziął się tytuł całego romantycznego koncertu, wykonane w duecie z Sylwią Wojnar, sprawiło mi wiele radości i satysfakcji. Są o miłości między ludźmi, ale także do kochanego miasta Rzeszowa, w którym żyjemy. Dopełniłem te piosenki fragmentami moich wierszy, oczywiście, o miłości i Rzeszowie. „Zakochani w Rzeszowie” - pod takim tytułem w sobotę 18 września 2021 roku o godz.17.00 w Wojewódzkim Domu Kultury w Rzeszowie odbędzie się koncert piosenek o Rzeszowie zorganizowany przez Towarzystwo Przyjaciół Rzeszowa już po raz szósty, który będę miał zaszczyt prowadzić, no i pewnie też coś zaśpiewam... Warto przyjść. Wstęp wolny.
        Na koniec nastrojowego koncertu „Rzeszowska noc” podpisywałem tomiki moich wierszy. Bo trzeba dzielić się z innymi słowem, muzyką, pięknem, dobrem i miłością, która jest istotą i motorem naszego życia. „Wisłoka lśni tafla snów, rzeszowska noc wiecznie trwa, w nieznaną dal idźmy znów na zawsze już ty i ja.”
                                                                                                                                                                                                                                                            Andrzej Szypuła

 

 

 

 

 

 

Filatura w drodze - koncerty w Gminie Olszanica

Filatura w drodze to wędrowny projekt znakomitego zespołu muzyki dawnej Filatura di Musica realizowany przez Fundację Krośnieńską im. Ignacego Paderewskiego, którego pomysłodawczynią jest klawesynistka Patrycja Domagalska-Kałuża.

W ramach zadania zespół zaprezentuje trzy różne programy koncertowe w zabytkowych kościółkach gminy Olszanica (Uherce Mineralne, Stefkowa i w Zwierzyń), jednocześnie promując dziedzictwo kulturowe Podkarpacia i docierając z ofertą koncertową do miejsc oddalonych od ośrodków kulturalnych.

Każdy koncert będzie poprzedzała prelekcja dr hab. Marka Nahajowskiego – kierownika artystycznego projektu, przybliżająca kontekst historyczny prezentowanych dzieł. Poszczególne koncerty będą upamiętniały ważne osoby związane z ziemią olszanicką.

Partnerem projektu jest Gmina Olszanica, ODK SW w Olszanicy

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu w ramach programu Narodowego Centrum Kultury Kultura – Interwencje 2021.

15 sierpnia 2021

Kościół p/w św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Uhercach Mineralnych godz. 12.00

Kościół p/w św. Jana Chrzciciela w Zwierzyniu godz. 18.00

Katarzyna Bienias – sopran

Marek Nahajowski – flety podłużne, kierownictwo artystyczne

Justyna Młynarczyk, Piotr Młynarczyk – viole da gamba

Patrycja Domagalska-Kałuża – wirginał

28 sierpnia 2021

Kościół p/w Niepokalanego Poczęcia NMP w Stefkowej godz. 19.30

Marek Nahajowski – flety podłużne, kierownictwo artystyczne

Magdalena Pilch – flety

Judyta Tupczyńska – skrzypce barokowe

Justyna Młynarczyk, Piotr Młynarczyk – viole da gamba

Patrycja Domagalska-Kałuża – wirginał

Na wszystkie koncerty wstęp wolny!

Podkarpacki Festiwal Organowy - koncerty w Jarosławiu i Rzeszowie

Po raz ostatni w tym roku koncert w Jarosławskie Opactwo odbędzie się w sobotę 14 sierpnia o godzinie 18:00.

Na organach zagra dyrektor Podkarpackiego Festiwalu Organowego Marek Stefanski, w którego interpretacji usłyszymy utwory twórców francuskich, niemieckich i polskich. Nie zabraknie oczywiście muzyki Johanna Sebastiana Bacha. Wystąpi także dysponująca pięknym lirycznym sopranem artystka pochodząca z serca Pienin, z Krościenka n. Dunajcem, Milena Sołtys-Walosik. Wraz z towarzyszeniem organowym Marka Stefańskiego wykona arie i pieśni autorstwa Georga Friedricha Haendla i Feliksa Nowowiejskiego.

Dzień później, w świąteczną niedzielę 15 sierpnia, zapraszamy na godzinę 18:00 na koncert do uroczego kościoła Wniebowzięcia NMP w Rzeszowie-Zalesiu. Wrocławski organista i pedagog tamtejszej uczelni muzycznej, Piotr Rojek wraz z sopranistką Mileną Sołtys-Walosik, zaprezentują dzieła organowe i wokalno-organowe kompozytorów polskich, niemieckich i włoskich, reprezentujące różne epoki historyczne i muzyczne style. Piotr Rojek zwieńczy koncert improwizacją organową, w których pobrzmiewać będą znane tematy polskich pieśni sakralnych, związanych z barwnym Świętem.

Podkarpacki Festiwal Organowy 2021 współfinansowany jest przez Województwo Podkarpackie oraz Gminę Miejską Rzeszów. Partnerem Organizatora są: Powiat Strzyżowski oraz WATKEM.

KÖHLER • ORGANY KOŚCIOŁA POKOJU W JAWORZE • TOPOROWSKI

Wielokrotny zdobywca najważniejszej nagrody muzycznej w Polsce Fryderyk, a także jeden z najbardziej rozpoznawalnych wykonawców nurtu historycznego w Polsce, Marek Toporowski swój najnowszy solowy album poświęcił organowej twórczości Ernsta Köhlera z pełnym przekonaniem, że dzieła jednego z przedstawicieli tzw. wrocławskiej szkoły organowej I połowy XIX wieku zasługują na częstsze wykonywanie i stałe miejsce w programach koncertowych.
Ponad siedemdziesięciominutowy album w znakomitym wykonaniu Marka Toporowskiego stanowi doskonałą okazję do odkrycia organowej twórczości Köhlera, charakteryzującą się niezwykłą ruchliwością wszystkich głosów, w tym wykonywanego na pedale basu.
Nagranie zarejestrowano na Organach Ewangelicko-Augsburskiego Kościoła Pokoju w Jaworze - największej drewnianej budowli o funkcjach religijnych na świecie, wpisanej w 2001 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

DUX 1710                       Total time: [71:36]

Ernst Köhler
Praeludium F dur (Kothe I-1) und Fuge F Dur (Kothe I-8)
1. Praeludium F dur (Kothe I-1) und Fuge F Dur (Kothe I-8)               [5:39]

Ernst Köhler
Einleitung zu C. H. Graun‘s Tod Jesu, Op. 15 (Kothe, I-11)
2. Einleitung zu C. H. Graun‘s Tod Jesu, Op. 15 (Kothe, I-11)             [7:09]

Ernst Köhler
Fantasie über: Halleluja aus G. F. Händel‘s Messias. (Kothe II-33)
3. Fantasie über: Halleluja aus G. F. Händel‘s Messias. (Kothe II-33)   [9:03]

Ernst Köhler
Ausführung des Chorals: Wie schön leuchtet‘ uns (Kothe I-16)
4. Ausführung des Chorals: Wie schön leuchtet‘ uns (Kothe I-16)        [3:15]

Ernst Köhler
Fugirtes Praeludium A moll. Von Gott will ich nicht lassen (Kothe I-7)
5. Fugirtes Praeludium A moll. Von Gott will ich nicht lassen (Kothe I-7) [2:17]

Ernst Köhler
Ausführung des Chorals: Von Gott will ich nicht lassen (Kothe I-14)
6. Ausführung des Chorals: Von Gott will ich nicht lassen (Kothe I-14)  [3:42]

Ernst Köhler
Fantasie über ein Thema aus: Messias von G. F. Händel (Amen) (Kothe II-24)
7. Fantasie über ein Thema aus: Messias von G. F. Händel (Amen) (Kothe II-24) [6:16]

Ernst Köhler
Variationen über die österreichische Volkshymne (Kothe II-30)
8. Variationen über die österreichische Volkshymne (Kothe II-30)      [14:07]

Ernst Köhler
Praeludium E moll und Fuge E dur (Kothe I-5)
9. Praeludium E moll und Fuge E dur (Kothe I-5)                                 [4:57]

Ernst Köhler
Praeludium zur Trauerfeierlichkeit A moll, Op. 68, Nr 2 (Kothe I-3)
10. Praeludium zur Trauerfeierlichkeit A moll, Op. 68, Nr 2 (Kothe I-3) [4:24]

Ernst Köhler
Fantasie über den Chor: Die Himmel erzählen die Ehre Gottes aus der Schöpfung von Josef Haydn (Kothe II-26)
11. Fantasie über den Chor: Die Himmel erzählen die Ehre Gottes aus der Schöpfung von Josef Haydn (Kothe II-26)  [7:38]

Ernst Köhler
Praeludium zu einer Festlichkeit D dur (Kothe I-4 )
12. Praeludium zu einer Festlichkeit D dur (Kothe I-4)                         [1:56]


Wykonawcy:
Marek Toporowski /Organy Kościoła Pokoju pw. Świętego Ducha w Jaworze/

Subskrybuj to źródło RSS