Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

KJM GRAŻYNA AUGUŚCIK i BESTER QUARTET


30-10-2019, godz 18:00 sala Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie

Grażyna Auguścik
Polska wokalistka jazzowa. Śpiewa utwory nawiązujące do polskiej muzyki ludowej, muzyki latynoskiej i klezmerskiej. Uczyła się gry na gitarze w szkole muzycznej w Słupsku, później uczyła się śpiewu, kończąc m.in. w 1992 Berklee College of Music w Bostonie.
Debiutowała jako wokalistka w 1977 na festiwalach piosenki w Toruniu i w Opolu (w 1979 zdobyła główną nagrodę w konkursie debiutów w Opolu). W 1981 zdobyła nagrodę na festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie oraz na festiwalu jazzu tradycyjnego „Złota Tarka” w Warszawie, występując z zespołem „Playing Family” (późniejsza „Swing Orchestra Cracow”). W 1988 wyjechała do USA, gdzie występowała m.in. z Michałem Urbaniakiem i Urszulą Dudziak, a także z takimi muzykami, jak np.: Jim Hall, Michael Brecker i Randy Brecker, John Medeski czy Patricia Barber. Od 1994 mieszka w Chicago. W 2002, 2003, 2004, 2006 i 2016. Uznana za najlepszą wokalistkę jazzową przez Jazz Forum.
Nagrała 12 albumów, w tym dwa z Urszulą Dudziak. W Polsce występowała m.in. z The Cracow Klezmer Band w roku 2005, nagrała również z tą grupą dwa utwory na ich płytę Sanatorium pod Klepsydrą.
Bester Quartet
Jest swego rodzaju fenomenem na światowym rynku muzycznym. Grupę tworzą czterej instrumentaliści, wykształceni muzycy klasyczni i jazzowi. Charakterystyczną cechą zespołu jest wykonawstwo muzyki o szerokim przekroju stylistycznym, w którym zasymilowane zostały wybrane elementy muzyki klasycznej, jazzowej, awangardowej oraz dokonania współczesnej kameralistyki, gdzie fundamentem do budowania niepowtarzalnych form instrumentalnych jest improwizacja. Formacja jest nowym obliczem legendarnego The Cracow Klezmer Band, który powstał w 1997 roku w Krakowie z inicjatywy kompozytora i akordeonisty Jarosława Bestera.
---

Sanocki Dom Kultury - koncert pamięci Zbigniewa Seiferta

BARTOSZ DWORAK

26 października 2019 godz. 18.00

sala tańca SDK

Bezpłatne wejściówki do odebrania w SDK

          W 40. rocznicę śmierci Patrona Fundacji im. Zbigniewa Seiferta, instytucja przygotowała prezentację multimedialną, która zaprezentowana zostanie przez ANETĘ NOREK-SKRYCKĄ, autorkę jedynej pełnej biografii polskiego genialnego artysty oraz koncert BARTOSZA DWORAKA.
BARTOSZ DWORAK to muzyk wszechstronny, znakomity skrzypek i kompozytor, lider własnego kwartetu, jeden z najbardziej ciekawych osobowości polskiej sceny jazzowej, który zwyciężał w najważniejszych konkursach jazzowych, na Jazz Contest w Tarnowie, Jazz Juniors w Krakowie i Bielskiej Zadymce Jazzowej, zdobywca I nagrody podczas I edycji Międzynarodowego Jazzowego Konkursu Skrzypcowego im. Zbigniewa Seiferta z 2014 r.

ZBIGNIEW SEIFERT (1946 – 1979)
"Zbigniew Seifert geniusz skrzypiec jazzowych, twórca oryginalnego stylu, zafascynowany muzyką Johna Coltrane’a. Za cel artystyczny postawił sobie przetłumaczenie na język skrzypiec tego, co najbardziej kochał w muzyce swojego mistrza. Dzięki specyfice instrumentu, klasycznemu wykształceniu i, jak twierdzi wielu, „słowiańskiej duszy”, Seifertowi udało się znacznie więcej, niż tylko zostać Coltrane’em jazzowych skrzypiec: po kilku dekadach od śmierci artysty jego muzyka nadal zachwyca wirtuozerią, uczuciową głębią i intensywnością. Emocjonalna temperatura muzyki Seiferta, zwłaszcza późniejszej, wynika w jasny sposób z życia artysty, zmagającego się ze śmiertelną chorobą. Praca musiała być efektywna, a rezultaty – natychmiastowe, bo Seifert wiedział, że ma mało czasu. Zbyt mało, aby zrealizować wszystkie swoje artystyczne plany."
Tomasz Stańko: Zbyszek to nasz narodowy skarb Urszula Dudziak: To był taki Paganini skrzypiec jazzowych Glen Moore: Zbyszek był geniuszem jak Miles Davis

Perła belcanta


Norma” Vincenzo Belliniego w Operze Krakowskiej

            „Wszyscy geniusze umierają młodo” – mówił o Bellinim poeta Heine. Ten romantyczny mistrz włoskiego bel canta żył tylko 34 lata. To jedną z bellinowskich arii śpiewała w Paryżu Delfina Potocka przy konającym Chopinie, na jego prośbę. Znawcy twierdzą, że to właśnie śpiewne bellinowskie frazy inspirowały chopinowskie nokturny. Obaj mistrzowie muzycznego romatyzmu znali się osobiście i bardzo cenili.
            Bellini napisał „Normę” w okresie swojego pobytu we Francji (premiera w La Scali w 1831 roku), nawiązując do heroicznego nurtu opery francuskiej. Powstało dzieło pełne dramatyzmu, ale i najeżone sporymi trudnościami technicznymi, uzasadnionymi wszakże zamysłem twórczym kompozytora. Miłość, duma, zdrada, niewola, namiętność, żądza władzy, zazdrość, zemsta, tragizm, przekleństwo, zły los, katastrofizm, beznadziejność ludzkich wyborów, sprzeczność ludzkiej natury, rozpacz i ból – wszystko to znajduje w „Normie” swoją artykulację, głęboką i wzruszającą, zmuszającą widza i słuchacza do refleksji filozoficznej natury.
            Opera Krakowska zdaje się obecnie egzystować w świetnym okresie swej artystycznej działalności. Bez zbędnych nowinek, udziwień, pseudounowocześnień mających rzekomo zachęcać współczesnego widza do odwiedzenia tego przybytku sztuki, proponuje klasyczne interpretacje, z pełnym szacunkiem dla partytury, libretta, przy oszczędnej, ale i pełnej wyrazu scenografii, przemawiając do wyobraźni odbiorcy tym, co w teatrze muzycznym najważniejsze – słowem i dźwiękiem, ujętych w formę dzieł sztuki przez niepowtarzalnych mistrzów. Stąd ponadczasowa siła takich dzieł, jak „Norma” Belliniego, która zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach opery.
           Wybrałem się do Opery Krakowskiej na dziesiąty spektakl „Normy” 29 września 2019 roku, blisko dwa lata od premiery, która miała miejsce 27 października 2017 roku. Obsada znakomita! Karina Skrzeszewska jako Norma, Paolio Lardizzone jak Pollione, Agnieszka Cząstka-Niezgódka jako Adalgisa, Szymon Kobyliński jako Oroveso, Agata Dembska-Kornaga jako Clotilde, Jarosław Bielecki jako Flavio, Piotr Kutnik i Bartłomiej Litwa jako synowie Normy. Oczywiście, niezawodna Orkiestra, Chór i Balet, wszystko pod wprawną ręką Tomasza Tokarczyka.
            Mówią o „Normie”, że jest perłą belcanta. Ale ten piękny śpiew, wraz z całym zamysłem dramatycznym dzieła, u Belliniego sięga boskich tajemnic sztuki, która, jak pisał Zygmunt Mycielski, jest „światem zmysłów i ducha”. Czyż nie jest ona, sztuka, zwierciadłem, w którym przegląda się człowieczy los? Jakie znaleźć środki wyrazu, by przemówiły do skomplikowanej ludzkiej natury? Muszą spotkać się razem – kompozytor, reżyser, artyści, by znaleźć estetyczną nić porozumienia, by odpowiedzieć sobie na pytanie – o czym będzie ta opowieść i jakimi środkami ma przemówić do widzów i słuchaczy, którzy także chcą być współtwórcami wydarzenia.
            Twórca wizji całości „Normy”, reżyser Laco Adamik wielokrotnie podkreśla, że teatr operowy ma te same zadania, co teatr dramatyczny – mamy przeżywać losy bohaterów, identyfikować się z nimi. Dramat wyrażony przez słowo i muzykę – nic dodać, nic ująć. Od czasów greckich tragedii człowiek w życiu i na scenie tak samo cierpi, cieszy się, zastanawia nad sensem swego istnienia. Ten skupiony, nostalgiczny teatr podkreślają scenografie Barbary Kędzierskiej, surowe, często symboliczne, wydobywające z nas, odbiorców, duchowe refleksje o prawdziwej ludzkiej naturze, pełnej niepokoju i sprzeczności, beznadziei i nadziei...
          Sztuka jest łaską chwili – pisał w zeszytach konwersacyjnych Ludwig van Beethoven. Myślę o tym, gdy słucham i oglądam krakowską „Normę” Vincenza Belliniego.

Andrzej Szypuła

Oratorium „Kazimierz Pułaski” w 250-tą rocznicę konfederacji barskiej

           Najpierw 28 września w Strzyżowie, a dzień później w Przemyślu, wykonane zostało Oratorium „Kazimierz Pułaski”. Teksty to dzieło Moniki Partyk, a muzykę skomponował Włodzimierz Korcz. Pomysłodawcą tych wydarzeń jest prof. dr hab. Grzegorz Oliwa, który w ten sposób postanowił przypomnieć, co działo się na tych ziemiach 250 lat temu. Jak powstał ten pomysł?

           - Już dość dawno, przeglądając różne historyczne dokumenty, znalazłem informację, że w 2019 roku będzie 250-ta rocznica konfederacji barskiej. Były Starosta Strzyżowski, pan Robert Godek, miał pomysł, żeby powstał pomnik Kazimierza Pułaskiego w Strzyżowie. Wprawdzie ten pomysł został odsunięty w czasie, ale informacje na temat wydarzeń na tych ziemiach funkcjonowały w przestrzeni publicznej. Z konfederacją barską był związany Kazimierz Pułaski i prawdopodobnie był obecny w Strzyżowie, gdzie zebrały się ponownie, rozbite siły konfederackie. Na niektórych sztandarach konfederacji barskiej był umieszczany wizerunek Matki Bożej Strzyżowskiej.
          Na podstawie tych faktów i hipotez zrodził się pomysł, żeby powiązać wszystkie te wydarzenia (prawdziwe oraz legendy). Pomyślałem wtedy o powstaniu dzieła słowno-muzycznego, które by te wydarzenia opisywało. Oratorium, które o nich mówi, a jednocześnie w pierwszym numerze tego oratorium pojawia się w tekście modlitwa do Matki Bożej Strzyżowskiej, jest nie tylko znakomitym prezentem, ale też dziełem historycznym, które wiąże te ważne wydarzenia ze Strzyżowem.

           Pewnie także wiedział Pan doskonale, do kogo zwrócić się o stworzenie tego dzieła.
           - Współpracując z Włodzimierzem Korczem już od ponad 15-tu lat i wystawiając wcześniejszej oratoria do słów Ernesta Brylla, później także Moniki Partyk, zawsze marzyłem, żeby takie wydarzenie mogło mieć swą premierę w Strzyżowie, ale wcześniej z powodów finansowych i organizacyjnych nie było to możliwe, a teraz stało się faktem.

           Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia im. Zygmunta Mycielskiego w Strzyżowie była głównym organizatorem tego wydarzenia, ale odpowiednie środki finansowe trzeba było zgromadzić.
           - Tak, Szkoła była wnioskodawcą projektu, który złożyłem do Instytutu Muzyki i Tańca w Warszawie, do programu Zamówienia kompozytorskie 2019. Otrzymaliśmy dofinansowanie i koszty powstania utworu zostały pokryte oraz niewielka część została na organizację i na wykonanie tego dzieła. Pozostałą kwotę związaną z honorariami i organizacją dzieła trzeba było zdobyć. Dzięki życzliwości, zrozumieniu i dużemu wkładowi pracy Burmistrza Strzyżowa Waldemara Góry, ks. Jana Wolaka, proboszcza parafii Farnej w Strzyżowie, Starosty Strzyżowskiego Bogdana Żybury oraz wielu lokalnym firmom, te środki udało się zdobyć i doszło do wykonania tego Oratorium – myślę, że z pożytkiem dla wszystkich słuchaczy.

           Już w sferze planów trzeba było myśleć o wykonawcach. Na szczęście miał Pan bazę na terenie Podkarpacia w postaci chóru i orkiestry.
           - W momencie pisania wniosku musiałem mieć wstępną zgodę kompozytora – Włodzimierza Korcza i wtedy już rozmawialiśmy o wykonawcach.
Decyzję Instytutu Muzyki i Tańca otrzymaliśmy dość późno, bo dopiero pod koniec marca i na napisanie dzieła czasu było niewiele, ale wiedziałem na pewno, że Monika Partyk napisze tekst Oratorium i wezmą w nim udział znakomici artyści, z którymi Włodzimierz Korcz już współpracuje od wielu lat: Alicja Majewska, Olga Bończyk, Łukasz Zagrobelny, Grzegorz Wilk. Ci świetni artyści dodają blasku temu Oratorium. Każdy z nich ma swoje partie solowe, są także duety i kwartety. Wiadomo było, że jeszcze będzie potrzebna orkiestra i chóry, bo w tej formie wielkie partie zbiorowe są niezbędne. Włodzimierz wiedział, że mam do dyspozycji chóry, które już od dłuższego lub krótszego czasu prowadzę: Strzyżowski Chór Kameralny, Podkarpacki Chór Męski, który prowadzę od sześciu lat i od roku prowadzę także Chór „Akord” Związku Nauczycielstwa Polskiego i Samorządowego Centrum Kultury w Mielcu. Z połączenia tych trzech chórów powstał prawie 60-osobowy, bardzo dobry zespół chóralny mieszany, który umożliwia mi realizację takich wielkich dzieł wokalno-instrumentalnych, a do współpracy zaprosiłem też Przemyską Orkiestrę Kameralną.

          Czasu na przygotowanie dzieła było niewiele, stąd praca musiała być bardzo efektywna.
          - Owszem, najpierw próby odbywały się z każdym z chórów oddzielnie, bo każdy z nich ma swój terminarz, miejsce i czas prób, ale później, dzięki pomocy organizacyjnej naszego kolegi chórzysty Grzesia Darłaka z Sędziszowa, mogliśmy odbyć kilka wspólnych prób w połowie drogi między Strzyżowem a Mielcem – czyli w Centrum Kultury w Sędziszowie. To także był znakomity i bardzo potrzebny dla nas wszystkich czas. Kilka dni przed wykonaniem mieliśmy wspólne próby chórów i orkiestry w Powiatowym Centrum Kultury i Turystyki w Wiśniowej. To także bardzo miłe i przyjazne miejsce, dodam, że w tym miejscu urodził się i mieszkał przez pewien czas Zygmunt Mycielski.

           Oratorium to duża, uroczysta forma instrumentalno-wokalna. Pan Włodzimierz Korcz jest wielkim mistrzem w tym gatunku, ale nie są to dzieła łatwe, o czym mieliście się okazję przekonać.
          - Przede wszystkim Włodzimierz dostał znakomite teksty, co podkreślał już w czerwcu, jak tylko pierwsze fragmenty otrzymał od Moniki Partyk.
Temat nie był łatwy, bo z historycznego punktu widzenia jest on bardzo kontrowersyjny. Przedstawienie go nie było proste, bo trzeba było zachować równowagę pomiędzy polityką, religią, przedstawić wszystko obiektywnie i ciekawie. Trzeba podkreślić, że Monice się to znakomicie udało, co dało też Włodzimierzowi asumpt do napisania wyjątkowej muzyki, podkreślającej charakter każdej z części. Te części są obrazami poszczególnych sytuacji, które mogły się wydarzyć podczas konfederacji barskiej.
           Są pokazane pewnie postaci: księdza Marka, Józefa Sawy-Calińskiego, Kazimierza Pułaskiego, jest pokazany Iwan Drewicz – żołnierz, który był dezerterem i potem katował konfederatów barskich, są pokazane matki, które traciły swoich synów podczas walki. To Oratorium mieni się różnymi barwami, różnymi obrazami.
           Monika napisała także narracje, które wprowadzają słuchacza w daną scenę, w daną sytuację, która mogła się wydarzyć 250 lat temu. Te teksty przedstawiał znakomicie pan Andrzej Ferenc, aktor z Warszawy.
Tworzą one znakomitą opowieść o tamtych czasach, jednocześnie zostawiając słuchacza (zwłaszcza w ostatnim numerze z pytaniem – co to było ten wasz Bar?), z retorycznymi pytaniami – po co to wszystko było, czy to coś przyniosło Polsce?
           Wiele rozmawialiśmy na ten temat z solistami, z chórzystami, instrumentalistami i kompozytorem. Okazuje się, że te pytania, postawione tyle lat temu, pozostają ciągle aktualne. Ciągle nie jesteśmy w stanie na nie odpowiedzieć.

          Wykonanie Oratorium „Kazimierz Pułaski” dostarczyło wszystkim wielu wspaniałych przeżyć artystycznych, ale pewnie dla wielu obecnych miało także wielkie wartości poznawcze, bo nie wiem, czy w szkole, podczas lekcji historii, poznali wydarzenia i osoby związane z konfederacją barską.
           - Z pewnością tak, nawet podczas pierwszych prób wiele osób przyznawało się, że coś słyszało o konfederacji barskiej, postać Kazimierza Pułaskiego jest bardziej znana, choć trudna do przyporządkowania do konkretnych sytuacji w Polsce. O tym, że uratował życie Jerzemu Waszyngtonowi i dlatego jest nazywany bohaterem walk o wolność dwóch narodów, polskiego i amerykańskiego, także nie wszyscy pamiętali. Amerykanie z atencją odnoszą się do tej postaci i pomników Kazimierza Pułaskiego oraz szkół jego imienia w Stanach Zjednoczonych jest bardzo dużo.
To Oratorium z pewnością rozbudziło ciekawość u wielu osób, które postanowiły o tych czasach poczytać, czegoś więcej się dowiedzieć.

          Kolegiata Niepokalanego Poczęcia NMP i Bożego Ciała w Strzyżowie okazała się pod każdym względem znakomitym miejscem do wykonania dzieła. Wszystko, co otaczało wykonawców i słuchaczy, dodawało blasku temu Oratorium i wrażenia się potęgowały.
          - Chcieliśmy podczas wykonania Oratorium pokazać również bardzo piękne, odnowione już kilka lat temu mury świątyni, polichromie, ołtarze, wszystkie elementy wystroju wnętrza, które są także naszym dziedzictwem. Nie chcieliśmy, aby wrażenia wzrokowe odrywały uwagę od słów i od muzyki, ale żeby je w jakiś dyskretny sposób dopełniały. Myślę, że udało nam się wszystko połączyć.

           Mam nadzieję, że jeszcze nie raz wystąpicie w tym Oratorium, bo jest to dzieło o wielkich wartościach estetycznych, kulturotwórczych i edukacyjnych.
           - Oczywiście, że naszym marzeniem jest, aby Oratorium „Kazimierz Pułaski” mogło być jeszcze wykonane w innych miejscach na Podkarpaciu – w Krośnie, Mielcu i w Rzeszowie, bo jeden z numerów Oratorium zatytułowany jest: „Tam, gdzie Pobitno” i mówi o miejscowości, teraz już dzielnicy Rzeszowa, gdzie odbyła się jedna z walk konfederatów. Podczas strzyżowskiej premiery była też obecna pani dyrektor Muzeum Kazimierza Pułaskiego w Warce i rozmawialiśmy, że może w przyszłości także w miejscu urodzenia Kazimierza Pułaskiego przedstawimy to Oratorium.

           W sali Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu były zupełnie inne warunki niż w strzyżowskiej kolegiacie.
           - Wiadomo, że przestrzeń akustyczna starego kościoła jest bardziej przyjazna. Na wrażenia publiczności wpływało również oświetlenie, podkreślające piękno wnętrza strzyżowskiej świątyni. Dla nas, wykonawców, występ w Przemyślu było bardzo ważny, bo pozwolił nam jeszcze głębiej wejść w utwór, pewne rzeczy trzeba było wykonać trochę inaczej, może nawet lepiej. Premiera niesie ze sobą dodatkowy ładunek emocji, ale też wiadomo, że kolejne wykonania dają nam, artystom, pewien dystans do tego, co robimy, pozwala wykonać utwór lepiej, trochę inaczej go zinterpretować. Jestem także bardzo zadowolony z wykonania Oratorium 28 września w sali Zamku Kazimierzowskiego w Przemyślu, gdzie również zostaliśmy bardzo dobrze przyjęci przez publiczność.

           Jest już może pomysł utrwalenia Oratorium „Kazimierz Pułaski”?
           - Mamy odzew od słuchaczy, bo nie tylko mnie kilka osób pytało: „Kiedy będzie płyta?”. Dla wielu osób może się to wydawać całkiem proste – był koncert, można go było nagrać i wydać na płycie czy na DVD. My wiemy, że nie jest to takie proste i oczywiste, ale myślimy o nagraniu.

           Myślicie o nagraniu w studiu, które można później udoskonalić na różne sposoby, czy może jednak nagranie z dwóch, trzech koncertów?
           - Dobre pytanie, czy „dopieszczone”, wycyzelowane nagranie studyjne, czy być może kompilacja kilku nagrań koncertowych, które niosą ze sobą być może ryzyko pewnych niedoskonałości wykonawczych, ale z drugiej strony koncert ma swoją niepowtarzalną atmosferę, ładunek emocjonalny i to po prostu słychać na nagraniach.
           Na razie próbujemy wszystko przygotować organizacyjnie, bo to jest także duże wyzwanie finansowe, ale może uda nam się zainteresować odpowiednie organizacje, fundacje, które zajmują się promocją kultury w Polsce i za granicą.
           Dwa etapy zostały zrealizowane – powstanie dzieła i wykonanie, teraz czas na utrwalenie tych wyjątkowych momentów, które już za nami, na trochę dłużej, aby można było sięgnąć po nagranie i cieszyć się wrażeniami słuchowymi w dogodnym dla każdego czasie.

Z prof. dr hab. Grzegorzem Oliwą - dyrygentem i pomysłodawcą  Oratorium "Kazimierz Pułaski" rozmawiała Zofia Stopińska  w październiku 2019 roku.

WAJNBERG • SONATAS • FUDALA, ROT

          Gorąco polecam Państwu nową płytę z Sonatami Mieczysława Wajnberga. Ostatnio słucham jej "na okrągło", jak tylko czas na to pozwala. Zafascynowana jestem nie tylko muzyką, o której wydawcy napisali krótko poniżej, ale przede wszystkim wspaniałymi kreacjami wiolonczelisty Wojciecha Fudali i pianisty Michała Rota. Wiolonczela zawsze uwodziła mnie przepięknym dźwiękiem, ale po raz pierwszy usłyszałam w brzmieniu tego instrumentu nie tylko śpiewność. Również (szczególnie w zadedykowanej Mścisławowi Roztropowiczowi Sonacie na wiolonczelę solo nr 1 op. 72) duże emocje: smutek, żal, cichą skargę, płacz, krzyk, a w pozostałych Sonatach także bardzo intymne rozmowy z fortepianem.

          W dwóch pierwszych sonatach - nr 1 op. 21 oraz nr 2 op. 63 wiolonczela jest instrumentem wiodącym, ale to wcale nie oznacza, że fortepian zawsze jest na drugim planie. Oprócz pięknego, klarownego dźwięku obydwu wykonawców, zachwyca także ich precyzja i dbałość o każdy szczegół, każdą nutę oraz kompozycja całej płyty - najpierw dwie sonaty na wiolonczelę i fortepian, później Sonata na wiolonczelę solo i na wyciszenie ujmująca kołysanka - Berceuse op. 1 w wykonaniu pianisty Michała Rota. Warto także podkreślić, że jest to pierwsze polskie wydanie tych utworów.                                                                        

Zofia Stopińska

          Pełne trudności i przeciwności losu życie Mieczysława Wajnberga odzwierciedla dzieje całego pokolenia polskich Żydów, którym przyszło mierzyć się z okrutną historią napędzaną siłami totalitaryzmów. Losy te odcisnęły swe piętno na twórczości kompozytora, który większość życia spędził w "Kraju Rad". Jako artysta o "niewłaściwym pochodzeniu", kojarzony z Szostakowiczem, Roztropowiczem i Salomonem Michoelsem i nie tworzący politycznie poprawnej muzyki, nigdy nie należał do ulubieńców władz.
           Prezentowane tu sonaty wiolonczelowe niosą w sobie pokaźny ładunek estetyki i emocji, odpowiadających relacjom towarzysko-artystycznym kompozytora i jego korzeniom kulturowym. Młodzi polscy muzycy - wiolonczelista Wojciech Fudala i pianista Michał Rot z powodzeniem mierzą się z trudną twórczością kompozytora, należącego w istocie do trzech kręgów kulturowych.
           Zamykająca album miniatura fortepianowa Berceuse op. 1, oparta na poetyckiej słowiańskiej melodii, oplecionej quasi impresjonistycznym akompaniamentem, stanowi zapowiedź rodzącego się w przedwojennej Warszawie wielkiego talentu kompozytorskiego Mieczysława Wajnberga.

CDX DUX 1545    Total time: [59:20]

Mieczysław Wajnberg
Sonata na wiolonczelę i fortepian nr 1 op. 21 Sonata for Cello and Piano No. 1, Op. 21 (1945)
1. Lento ma non troppo  [7:39]
2. Un poco moderato    [11:08]

Mieczysław Wajnberg
Sonata na wiolonczelę i fortepian nr 2 op. 63 Sonata for Cello and Piano No. 2, Op. 63 (1959)
3. Moderato      [6:19]
4. Andante        [8:16]
5. Allegro          [6:49]

Mieczysław Wajnberg
Sonata na wiolonczelę solo nr 1 op. 72 Sonata for Solo Cello No. 1, Op. 72 (1960)
6. Adagio       [5:32]
7. Allegretto   [3:47]
8. Allegro       [4:25]

Mieczysław Wajnberg
Berceuse op. 1 (1935)
9. Berceuse op. 1 (1935)  [5:10]

Wykonawcy:
Michał Rot /fortepian/
Wojciech Fudala /wiolonczela/

„MONIUSZKO – NIEPODLEGŁOŚĆ” - w Filharmonii Podkarpackiej

27 X 2019 NIEDZIELA GODZ. 18:00
„MONIUSZKO – NIEPODLEGŁOŚĆ”

ALEKSANDER BERKOWICZ Z ZESPOŁEM
ORKIESTRA FILHARMONII PODKARPACKIEJ W KAMERALNYM SKŁADZIE

W programie:
Kompozycje A. Berkowicza do tekstów poetów polskich oraz improwizacje zaczerpnięte z utworów S. Moniuszki.
Autor aranżacji K. Mroziak.

POLISH ART PHILHARMONIC w Filharmonii Podkarpackiej

AB 25 X 2019 PIĄTEK GODZ. 19:00

POLISH ART PHILHARMONIC
MICHAEL MACIASZCZYK – dyrygent

Program:
M. Karłowicz – Serenada op. 2 na orkiestrę smyczkową
P. Moss – Elan na smyczki
St. Moryto – Cztery utwory w polskim stylu
A. Vivaldi – Cztery pory roku

Występująca gościnnie POLISH ART PHILHARMONIC wykona dzieła należące do kanonu literatury orkiestr smyczkowych. Na początek zaprezentowane zostaną utwory kompozytorów polskich; Serenada (1897) Karłowicza przywita słuchaczy typowym dla kompozytora tonem lirycznej zadumy, a pełen wyrazistych emocji będzie Elan (1995) Mossa oraz Cztery utwory w polskim stylu (2011) Moryto. Inne obszary wyobraźni obudzą Cztery pory roku (1725) Vivaldiego – cykl barokowych koncertów solowych, z których każdy stanowi muzyczną ekspresję danej pory roku. Wiosna tryska radosną pieśnią ptaków, Lato, to atmosfera upalnego dnia, walka wiatrów i burza, Jesień pulsuje tańcem rozweselonych trunkiem Bachusa, a Zima przywodzi na myśl trzaskający mróz i odpoczynek w cieple domowego kominka.

Muzyczne krajobrazy - koncert w Ratuszu

Prezydent Miasta Rzeszowa Tadeusz Ferenc i Rzeszowski Teatr Muzyczny Olimpia

zapraszają na koncert

Muzyczne krajobrazy

wykonawcy: Alicja Płonka - sopran, Grzegorz Rubacha - tenor, Sławomir Kokosza - fortepian, Andrzej Szypuła - słowo

20 października 2019 (niedziela); godz.18:00 ; Ratusz w Rzeszowie

Zaproszenia dostępne w Estradzie Rzeszowskiej ul. Jagiellońska 24

 

Wspaniały wieczór w Filharmonii Podkarpackiej

18 października 2019 odbył się wspaniały wieczór w Filharmonii Podkarpackiej. Na sukces złożyły się: doskonale dobrany program, Orkiestra, Trio Śląskie no i doskonały dyrygent.
Usłyszeliśmy kolejno:
Uwerturę charakterystyczną op. 27 "W Tatrach" Władysława Żeleńskiego,
Trio na klarnet, waltornię, fortepian i orkiestrę smyczkową Mikołaja Góreckiego,
a po przerwie fragmenty poematu symfonicznego z cyklu "Moja Ojczyzna" Bedřicha Smetany - "Wyszahrad", "Wełtawa" i "Szarka".
Uwertura "W Tatrach" op.27 / pierwotnie nosząca tytuł "Fantazja pasterska" / uznawana jest za najcenniejsze i najbardziej reprezentacyjne dzieło orkiestrowe Władysława Żeleńskiego.Podczas piątkowego wieczoru zabrzmiała wspaniale.
Trio Śląskie w składzie: Roman Widaszek - klarnet, Tadeusz Tomaszewski - waltornia oraz Joanna Domańska - fortepian z towarzyszeniem Kameralnej Orkiestry Smyczkowej Filharmonii Podkarpackiej pod batutą dyrygenta Charles'a Olivieri - Munroe wykonało specjalnie skomponowane dla tego Zespoł przez Mikołaja Góreckiego " Trio concerto na klarnet, waltornię, fortepian i orkiestrę smyczkową" .
Zespołowi temu swe utwory dedykują współcześni kompozytorzy m.in Maciej Małecki, Sławomir Czarnecki, Oskar Prados. Trio koncertuje w roli solistów ze znakomitymi orkiestrami w kraju jak i poza jego granicami. W Rzeszowie zachwycili publiczność wspaniałą grą i cudownym brzmieniem instrumentów.
A po przerwie "Wyszehrad", "Wełtawa" oraz "Szarka" Bedřicha Smetany.
Na sukces wieczoru bez wątpienia największy wpływ miał Charles Olivieri - Munroe, urodzony na Malcie, dorastał w Kanadzie, gdzie studiował fortepian w Królewskim Konserwatorium Muzycznym i na Uniwersytecie w Toronto. Trzykrotnie wygrane stypendia rządowe, pozwoliły mu na studia dyrygenckie w Akademii Muzycznej im.L. Janačka w Brnie. Pan Olivieri - Munroe jest laureatem licznych międzynarodowych konkursów i nagród.
Prowadził doskonałe Orkiestry niemal na wszystkich kontynentach .Od 2015 roku jest Dyrektorem artystyczny i Głównym Dyrygentem Orkiestry Filharmonii Krakowskiej.
O jego umiejętościach przekonaliśmy się w czasie piątkowego wieczoru. Wszystkie wykonane utwory miały jego znamię.
Szczególnie ciekawa była interpretacja utworów Smetany.
Wszystko było przemyślane i odczuwało się wpływ pobytu dyrygenta w Czechach.
Wieczór bez wątpienia na długo pozostanie w pamięci rzeszowskich melomanów.

Tadeusz Stopiński

Z Magdaleną Betleją przed Finałem XXXVI Przemyskiej Jesieni Muzycznej

           O zorganizowanym ruchu muzycznym w Przemyślu można mówić począwszy od lat 60. XIX wieku. W listopadzie 1865 roku odbyło się pierwsze posiedzenie Tymczasowego Wydziału, czyli zarządu Towarzystwa Muzycznego, a w roku następnym rozpoczęło ono działalność. Niektórzy badacze dziejów miasta podają za „Monografią” Hausera, rok 1862, jako początek owej działalności. Tak czy inaczej, jest to na pewno najstarsze z przemyskich stowarzyszeń kulturalnych i jedno z najstarszych Towarzystw Muzycznych w Polsce.
          W przyszłym roku minie 155 lat od pierwszego posiedzenia Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu i pewnie będzie to okazja do wspomnień o świetności i latach, w których działalność była znikoma. Na szczęście w Przemyślu nigdy nie brakowało ludzi z pasją, kochających muzykę, i tak jest do dzisiaj.
          To samo można mówić o jednej z najważniejszych imprez muzycznych na Podkarpaciu, organizowanych przez Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu, czyli Przemyskiej Jesieni Muzycznej, która jako impreza cykliczna kontynuowana jest od 1984 roku.
          Od kilkunastu lat każda edycja przygotowywana jest z niezwykłą starannością, a towarzyszy jej temat wiodący, wokół którego budowany jest cały program.
          Tegoroczna jest najlepszym tego przykładem, a rozmawiam na ten temat z panią Magdaleną Betleją, dyrektorem Festiwalu i Prezesem Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu.

          Kończy się już trwająca od 29 września XXXVI Przemyska Jesień Muzyczne, która w tym roku odbywa się pod niezwykle inspirującym tytułem „Dźwięki baśni”.
          - Każdego roku staramy się pomyśleć o wspólnym temacie, który po pierwsze – przyciągnie publiczność, a po drugie skłoni do refleksji, do poszukiwań muzyki, która wiąże się z tematem. Bywa też tak, że zgłaszają się do nas różne osoby z gotowymi tekstami czy z gotowymi pracami literackimi, albo obrazami. Przemyska Jesień Muzyczna inspiruje nie tylko muzyków, ale także artystów uprawiających inne gatunki sztuki.

          Program tegorocznej edycji Jesieni był bardzo różnorodny. Rozpoczęła bardzo ambitna, uroczysta forma, bo Oratorium „Ballada o bohaterach”. Z różnych względów na inauguracje przyszły tłumy melomanów.
           - Tak faktycznie było. Wcześniej chcę zaznaczyć, że zaplanowaliśmy w tym roku sześć koncertów, a zazwyczaj było ich trochę więcej, ale w tym roku te koncerty mają większą siłę oddziaływania. Każdy z nich jest inny, przeznaczony dla innej grupy odbiorców.
Inauguracja była faktycznie bardzo mocnym akcentem. Oratorium „Ballada o bohaterach” skomponował Włodzimierz Korcz do libretta Moniki Partyk.
          Wystąpiły trzy połączone chóry: Strzyżowski Chór Kameralny, Podkarpacki Chór Męski i Chór „Akord” z Mielca. Wystąpiła też Przemyska Orkiestra Kameralna. Całością dyrygował Grzegorz Oliwa, a solistami byli znakomici artyści polskiej sceny: Alicja Majewska, Olga Bończyk, Łukasz Zagrobelny i Grzegorz Wilk. Oratorium utrzymane było w tonie patriotyczno-sakralnym, ale momentami pojawiały się elementy wręcz humorystyczne. Włodzimierz Korcz stworzył nie tylko piękną, wartościową muzykę, ale w sposób genialny połączoną z tekstem opowiadającym o działaniach Kazimierza Pułaskiego i Konfederacji Barskiej, z historią, która wydarzyła się na podkarpackiej ziemi.

           Po wielkim koncercie, który odbył się na Zamku Kazimierzowskim, kolejne wieczory miały charakter kameralny i odbywały się w Sali Towarzystwa Muzycznego. Były one równie piękne i ciekawe. Koncert, który odbył się w Międzynarodowym Dniu Muzyki, zatytułowany został „Śmierć i dziewczyna”.
          - Wykonawcą drugiego koncertu był Kwartet Amelior w składzie: Gabriela Opacka – skrzypce I, Ada Kwaśniewicz – skrzypce II, Wojciech Witek – altówka i Jacek Francuz – wiolonczela.
           Zespół wspaniale się zaprezentował. Głównym punktem był tytułowy Kwartet smyczkowy d-moll „Śmierć i dziewczyna” D 810 Franza Schuberta, ale także przepięknie wykonany został I Kwartet smyczkowy op. 37 Karola Szymanowskiego i pewnie długo będę pod ogromnym wrażeniem tego wykonania.
Życzę tym znakomitym, młodym muzykom, aby współpracowali ze sobą na stałe, bo wiem, że różnie toczą się losy młodych muzyków i nie zawsze mogą grać razem z powodów organizacyjnych.

           Kolejny koncert odbył się 4 października i został zatytułowany „Barka na oceanie – scena młodych”. – Przyjechał do nas ze swoimi studentami Michał Dziad, pochodzący z Przemyśla pianista, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie prof. Andrzeja Pikula. Michał Dziad prowadzi obecnie klasę kameralistyki w macierzystej uczelni i przyjechali z nim dwaj jego studenci: Olech Malovichko i Radosław Goździkowski, którzy tworzą duet. W ich wykonaniu usłyszeliśmy kilka utworów z różnych gatunków muzyki: 3 preludia na klarnet i fortepian, Preludia taneczne Witolda Lutosławskiego Tema con variazioni oraz Introdukcję i Rondo op. 72 Charlesa-Marii Widora. Natomiast Michał Dziad wystąpił ze skrzypaczką Martyną Kaszkowiak, studentką pierwszego roku AM w Krakowie. W ich wykonaniu usłyszeliśmy kompozycję Karola Szymanowskiego Narcyz z cyklu Mity op. 30 oraz Sonatę na skrzypce i fortepian Claude Debussy’ego.

           Promująca młodych utalentowanych wykonawców Scena młodych wpisana jest w kalendarz każdej Przemyskiej Jesieni Muzycznej.
           - Owszem, bo młodzi wykonawcy bardzo tego potrzebują. Dzięki takim koncertom mogą zaprezentować się na scenie. Potrzebne są im także takie koncerty przed konkursami, bo mogą wykonać program, z którym później wystąpią na prestiżowych konkursach. Scena młodych jest bardzo ważnym koncertem w programie Festiwalu i nigdy z niej nie zrezygnujemy, bo stanowi ona pomost pomiędzy tym, co my aktualnie robimy, a tym, co będzie się kiedyś działo w naszej muzyce.

           W niedzielę, 6 listopada, odbył się koncert zatytułowany „Zaczarowany ogród” i był to niezwykły wieczór, w którym znane dzieła wielkich mistrzów przeplatały się ze słowem.
           - Głównymi bohaterami byli wykładowcy Akademii Muzycznej w Krakowie: Monika Wilińska-Tarcholik i Sławomir Cierpik, świetni pianiści, którzy od wielu lat tworzą wspaniały duet fortepianowy i grają najczęściej na cztery ręce. Zaproponowany przez nich program był baśniowy do głębi, bo usłyszeliśmy I i II Suitę Peer Gynt Griega, Suitę z baletu Dziadek do orzechów Czajkowskiego, Moja matka gęś Ravela i Dance Macabre Saint-Saënsa. Swoje utwory literackie, stworzone do wybranych utworów muzycznych, zaprezentowały dwie młode debiutantki: Anna Betleja i Anna Tarcholik. Publiczności bardzo się ten mariaż muzyki z literaturą podobał.

            Do tego koncertu można by także było dodać podtytuł: Scena młodych.
            - Oczywiście, tym bardziej, że młodzi ludzie zajmujący się twórczością literacką nie mają możliwości przedstawienia swoich utworów. Moja córka pisze wspaniałe opowiadania, zdobywa nagrody literackie, ale nie ma ich gdzie zaprezentować. Zarówno Anna Betleja, jak i Anna Tarcholik kształcą się w szkołach muzycznych i często muzyka inspiruje je do pisania utworów literackich. Uważam, że połączenie literatury i muzyki było dobrym pomysłem.
Trzeba się także zastanowić nad połączeniem muzyki z innymi nurtami sztuki – z poezją i malarstwem.
           Na plakacie tegorocznej Jesieni Muzycznej widnieje dzieło pana Henryka Lasko, które autor zatytułował „Przed baśniowym koncertem”. Ten obraz zdobi zarówno foldery, plakaty i jest baśniowym elementem przyciągającym publiczność. Pan Henryk Lasko podarował swoje bardzo oryginalne dzieło naszemu Festiwalowi.

           Na obrazach pana Henryka Lasko najczęściej widzimy przedstawiony na różne sposoby rodzinny, piękny Przemyśl, ale często także jego twórczość dotyka muzyki.
           - Zdradzę, że nie ma w tym nic dziwnego, bo jego córki są muzykami i z pewnością w domu muzyka rozbrzmiewała, a także nadal rozbrzmiewa bardzo często. Trudno, aby wrażliwa dusza malarza była obojętna na uroki muzyki. Synkretyzm sztuk nie jest żadną nowością i jestem przekonana, że powinniśmy do tego jak najczęściej wracać.

           Ciekawym połączeniem słowa i muzyki były koncerty zorganizowane 12 i 13 października z myślą o dzieciach. Trudno będzie opowiedzieć, co się działo w sali Towarzystwa Muzycznego w sobotę wieczorem i w niedzielne popołudnie. Sala była wypełniona po brzegi przede wszystkim dziećmi, chociaż byli także rodzice, babcie i opiekunowie (śmiech).
           - Wszyscy jesteśmy dziećmi, kto ma duszę dziecka, ten się zawsze będzie czuł dzieckiem. To także świadczy o wrażliwości i cieszę się bardzo, że także dorosłe osoby były naszymi gośćmi.
           Jak się pani przekonała, atmosfera była wspaniała, brakowało miejsc i trzeba było dostawić wszystkie krzesła, które znajdowały się w innych naszych pomieszczeniach. To jest niezwykła radość dla organizatorów, jeżeli brakuje miejsc i jest zainteresowanie, a dzieci słuchają i wspaniale odbierają.

            Jestem zachwycona reakcją dzieci, które chętnie włączały się i współpracowały z wykonawcami, a kiedy trzeba było, słuchały z wielką uwagą. Warto podkreślić, że wykonawcy mieli świetny pomysł na pokazanie bajki muzycznej „Piotruś i wilk” Sergiusza Prokofiewa. Dzieci wiele skorzystały podczas prezentacji instrumentów, a świetnym urozmaiceniem były efekty wizualne oraz fakt, że część dzieci mogła uczestniczyć w wykonaniu krótkiego utworku, grając na instrumentach perkusyjnych.
           - Jestem przekonana, że taki odbiór muzyki pamięta się bardzo długo. Zdarza się często, że po takim koncercie zachwycone dzieci kontynuują swoje zainteresowania. Jestem tego przykładem, bo pamiętam koncerty z dzieciństwa i pamiętam, że kiedy mnie coś urzekło, to zawsze próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Chciałam poznać instrument, który mnie zafascynował, opowieść literacką i różne zagadnienia związane z tym, co usłyszałam i zobaczyłam na scenie.
           Rafał Paśko wszystko świetnie wyreżyserował i poprowadził. Wykonanie Kwintetu Dętego Filharmonii Podkarpackiej było wspaniałe, ale musi być do tej muzyki także bardzo dobry narrator, ktoś, kto wszystko dzieciom opowie krótko i zwięźle. Niezbędne jest także nawiązanie dobrego kontaktu z dziećmi, a Rafał Paśko nawiązał go już w pierwszych słowach.
Nie miał łatwego zadania, bo były dzieci w wieku przedszkolnym, szkolnym, a część dzieci uczy się w szkołach muzycznych i ich reakcja była poparta wiedzą o muzyce.

           Jestem przekonana, że o tych koncertach jeszcze długo będzie głośno, a później trzeba będzie się zastanowić nad koncertami związanymi z edukacją muzyczną.
            - Ja już wiem, że takie koncerty powinny się odbywać w ramach tego Festiwalu. Także w tym roku zamierzamy robić „Poranki muzyczne”. Bardzo bym chciała, aby one zagościły na stałe w sali Towarzystwa Muzycznego. Mamy bardzo dogodną lokalizację, bo mieścimy się w centrum miasta, w pobliżu kościołów, do których w niedziele uczęszczają całe rodziny. Później udają się do cukierni, na lody, na spacery i jestem przekonana, że w niedziele, w przedobiedniej porze, byłoby duże zainteresowanie koncertami dla dzieci.

            Teraz trwają ostatnie przygotowania do zakończenia XXXVI Przemyskiej Jesieni Muzycznej i ponownie wystąpi Przemyska Orkiestra Kameralna, która znakomicie się spisała podczas inauguracji, a teraz czeka Was może nawet trudniejsze wyzwanie, bo spektakl opery „Halka” Stanisława Moniuszki.
            - Tych dwóch wydarzeń nie da się porównać, bo to innego rodzaju muzyka. Nad „Halką” pracujemy już od dłuższego czasu, bo jest to duże dzieło i trudno je przygotować w czasie kilku prób. Nasza „Halka” została znakomicie zaaranżowana przez Mikołaja Majkusiaka na orkiestrę smyczkową, solistów i chór.
Reżyseruje pani Sabina Zapiór z wiedeńskiego stowarzyszenia Passion Artists.
Partie solowe wykonają:
Sabina Zapiór – Halka;
Tomasz Tracz – Jontek;
Łukasz Skrobek – Janusz;
Leszek Solarski – Stolnik;
Katarzyna Guran – Zosia;
Rafał Paśko – narrator;
Anna Sienkiewicz – słowo.
Wystąpią także: Przemyski Chór Kameralny i Przemyska Orkiestra Kameralna pod dyrekcją Grzegorza Cholewińskiego.
Godnie uczcimy Rok Stanisława Moniuszki, bo dwukrotnie wykonamy „Halkę”, bo już w sobotę (19 października) o 18:00 wystąpimy w Miejskim Ośrodku Kultury w Przeworsku na zakończenie XXXVI Przemyskiej Jesieni Muzycznej, a 20 października o 18:00 w Centrum Kulturalnym w Przemyślu.

            Na tak wielkie przedsięwzięcie, jak XXXVI Przemyska Jesień Muzyczna, trzeba było zgromadzić spore środki finansowe.
            - Owszem, ale w tym roku Festiwal został dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca. Otrzymaliśmy także dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego i z Urzędu Miejskiego w Przemyślu.
          Mamy już także pewne pomysły na przyszły rok, bo listopad już za pasem i trzeba pisać wnioski o dofinansowanie na rok przyszły.
Mam nadzieję, że za niecały rok będziemy się cieszyć kolejną edycją Przemyskiej Jesieni Muzycznej.

Subskrybuj to źródło RSS