Robert Kabara: "Mam wiele wspaniałych wspomnień z tego magicznego miejsca"
Zapraszam Państwa na spotkanie z Robertem Kabarą, wybitnym skrzypkiem, kameralistą i dyrygentem. Artysta przez wiele lat był dyrektorem artystycznym orkiestry Sinfonietta Cracovia, a od 2013 roku jest pierwszym dyrygentem Śląskiej Orkiestry Kameralnej.
Z tym zespołem Robert Kabara wystąpił z koncertem 23 sierpnia 2019 r. w Kąśnej Dolnej w ramach Festiwalu Muzyki Kameralnej „Bravo Maestro”. Pan Robert Kabara nie miał czasu na dłuższy wywiad, bo wraz z Orkiestrą przyjechał do Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej w dniu koncertu, w godzinach południowych odbyła się próba i niewiele wolnego czasu pozostało do koncertu, ale spotkaliśmy się pół godziny wcześniej, czyli o 17.30 w pełnej pamiątek po Mistrzu Ignacym Janie Paderewskim kawiarni „Maestro”.
Zofia Stopińska: Historia tego Festiwalu sięga 1996 roku. Przez ponad dwadzieścia lat odbywał się on w cyklu dwuletnim – naprzemiennie z Festiwalem Mistrzowskie Wieczory w Kąśnej Dolnej. Od ubiegłego roku Festiwal „Bravo Maestro” odbywa się co roku. Wiem, że występował Pan już kiedyś na Festiwalu „Bravo Maestro” w Kąśnej Dolnej.
Robert Kabara: Oczywiście, ale to dawne dzieje, bo bywałem na tym Festiwalu, kiedy stroną artystyczną pierwszych edycji zajmował się Vadim Brodski. Pamiętam, że tu się ujawniał talent Leszka Możdżera, oklaskiwaliśmy mistrzowskie kreacje Konstantego Andrzeja Kulki, i występowała cała plejada młodych jeszcze wtedy wspaniałych kolegów. Mam wiele wspaniałych wspomnień z tego magicznego miejsca.
Tym razem odwiedza Pan to miejsce jako ukształtowany, dojrzały oraz sławny skrzypek i dyrygent ze swoją Śląską Orkiestrą Kameralną, z koncertem muzyki barokowej. W programie znajdą się „Cztery pory roku” op. 8 Antonia Vivaldiego i II Koncert brandenburski Johanna Sebastiana Bacha.
Mam w swoich zbiorach płytę z „Czterema porami roku” w Pana wykonaniu, nagraną już dość dawno, bo jeszcze w ubiegłym wieku ( śmiech).
Musiało to być nagranie z 1997 roku, ponieważ otrzymał Pan Nagrodę Fryderyk’98 za nagranie „Czterech pór roku” Vivaldiego. Czy ten utwór często Pan wykonywał publicznie?
- Faktycznie, od otrzymania tej nagrody minęło już sporo czasu. Dość długo zajmowałem się dyrygenturą i to zajmowało moją głowę i serce, ale to nie znaczy, że skrzypce były odłożone. Jestem skrzypkiem z natury i ciągle wracam do skrzypiec, grając od czasu do czasu koncerty. Mam ten komfort, że gram tylko te utwory, które naprawdę chcę grać i które sprawiają mi wielką radość.
Na przykład jutro, niemalże prosto z Kąśnej Dolnej, lecę do Pekinu i mam tam duży recital wypełniony różnorodnymi utworami we wspaniałym towarzystwie znakomitych chińskich pianistów – profesorów tamtejszych uniwersytetów muzycznych. Skrzypce towarzyszą mi przez cały czas, ale wcześniej przez wiele lat były w centrum mojego zainteresowania.
Kiedyś spotkaliśmy się przy okazji Pana występu z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej i podarował mi Pan płytę z nagraniem Koncertu skrzypcowego Krzysztofa Pendereckiego. Wiem, że Mistrz zaprosił wówczas Pana do nagrania tego utworu.
- Ja miałem radość nagrywania z Mistrzem Pendereckim zarówno I Koncertu skrzypcowego (o którym zawsze marzyłem), II Koncert skrzypcowy wykonywaliśmy wspólnie na estradach, ale miałem swój udział także w nagraniu Koncertu na altówkę Krzysztofa Pendereckiego.
Miałem taki niesforny czas, kiedy chciałem spenetrować różne rzeczy, sięgnąłem wtedy po altówkę i również z Mistrzem Pendereckim nagrałem Koncert altówkowy z Sinfonią Iuventus. Wracając jeszcze do I Koncertu skrzypcowego Krzysztofa Pendereckiego, bo jest to utwór szczególny zarówno pod względem emocjonalnym, jak i technicznym. Wymaga bardzo „lotnej” techniki, nie mówiąc o „szalonych” zapisanych ćwierćtonami pasażach i przebiegach, komplikacji partii orkiestrowej. Przygotowywałem też orkiestrę do nagrania i utwór został nagrany przez znakomitą holenderską firmę Channel Classics Records, która specjalizuje się w nagraniach audiofilskich i z wielką radością czytałem informację w Internecie, że ta płyta otrzymała nagrodę Diapason d’Or award, a w londyńskim Gramophone znalazła się znakomita recenzja naszej płyty. Kompozytor był także bardzo zadowolony z tego nagrania. Rozdział częstych kontaktów z Mistrzem Pendereckim zaowocował płytami nagranymi pod batutą Kompozytora.
Jest Pan laureatem wielu nagród w konkursach, między innymi I nagrody w Ogólnopolskim Konkursie Muzyki Kameralnej w Łodzi, II nagrody w Ogólnopolskim Konkursie Skrzypcowym im. Zdzisława Jankego w Poznaniu, I nagrody w Międzynarodowym Konkursie w Adelajdze, III nagrody i wielu nagród pozaregulaminowych w IX Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu.
Jest Pan już muzykiem średniego pokolenia i, z perspektywy czasu, które z konkursów były najważniejsze w Pana karierze?
- Sadzę, że wszystkie po kolei. Także „szara codzienność” ma wpływ, bo ona jest totalnie zdeterminowana przez pracę. Nie wszyscy wiedzą, że praca muzyka zajmuje bardzo dużo czasu, uwagi, poświęcenia i wszystko inne jest podporządkowane temu. Uważam, że wszystko jest ważne.
Dla mnie bardzo ważna jest także praca pedagogiczna, bo ona także daje mi kontakt z młodymi skrzypkami i mam wielu wspaniałych studentów w akademiach muzycznych w Krakowie i Katowicach szczególnie, bo tam jestem profesorem już szósty rok. Akademia Muzyczna w Katowicach jest cudowna pod każdym względem. Studenci i goście z całego świata są zachwyceni działalnością tej uczelni.
Pracuję tam od czasu do czasu z orkiestrą akademicką, mam klasy kameralne i klasę skrzypiec.
Wynika z tego, że większość czasu spędza Pan teraz w Katowicach.
- Tak, związałem się ze Śląską Orkiestrą Kameralną, w której grają cudowni ludzie. Są wyjątkowo pracowici, kulturalni i oddani muzyce. Ujęło mnie to bardzo i mam wrażenie, że z koncertu na koncert jesteśmy coraz lepsi.
Aktualnie jesteśmy w trakcie nagrywania autorskiej płyty z utworami Mieczysława Wajnberga. Mamy już utrwalone dwa koncerty fletowe z Łukaszem Długoszem. Wczoraj mieliśmy intensywne próby, bo za dwa tygodnie będziemy nagrywać niezwykle piękną i złożoną VII Symfonię kameralną Wajnberga, która będzie ostatnim utworem na tej płycie.
Pracujemy dużo i wszystko, co robimy, jest ważne. Każde pole działania jest równie ważne i piękne.
Spotkania z wybitnymi muzykami przynoszą nowe doświadczenia. Pan miał szczęście do takich wspaniałych osób, jak wspomniany już Krzysztof Penderecki. Był Pan pierwszym koncertmistrzem stworzonej przez Krystiana Zimermana Polish Festiwal Orchestra, z którą odbył Pan światowe tournée. W 1992 roku Jerzy Semkow zaprosił Pana jako koncertmistrza orkiestry w Montpellier we Francji.
- Maestro Jerzy Maksymiuk był moim mentorem dyrygenckim przez szereg lat. Lekcje z Jerzym Maksymiukiem były bardzo osobistą podróżą przez muzykę, trwającą kilka lat. Każdą wolną chwilę spędzałem w Warszawie, w Jego zaciszu domowym. „Dopuścił mnie” do swego prywatnego i muzycznego życia. Bardzo dużo partytur omówiliśmy i wiele godzin dyskutowaliśmy na temat dyrygenckiego fachu. Jest to cudowny człowiek i bezsprzecznie wyjątkowy.
Spotkałem na swojej drodze także Maxima Vengerova, z którym grywałem i dyrygowałem jego koncertami. Pracowałem z całą plejadą skrzypków, wśród których byli: Alena Baeva, a z młodszej generacji Stefan Tarara – w tej chwili trudno mi jest wymieniać, ale w tych spotkaniach jest ciągłość.
W tej chwili bardzo dużo pracuję w uniwersytetach w Chinach, głównie w Pekinie, ale nie tylko, gdzie spotykam się z nadzwyczajną dbałością o jakość kształcenia muzycznego i jestem tym zaskoczony.
Młodzi ludzie są bardzo utalentowani i pracują wytrwale.
Mam 11-letnią uczennicę, która jest nadzwyczaj uzdolniona, zanim tłumaczka zacznie moje wskazówki tłumaczyć z angielskiego na chiński, ona już wie, o co chodzi i realizuje je w grze. Takie spotkania dostarczają wielu wrażeń i trudno je przecenić.
Cały czas jest Pan pracuje, ale przecież musi się znaleźć czas na odpoczynek.
- Z tym jest problem, bo jak jest trochę wolnego czasu, to trzeba popracować nad zaległościami albo nad nowym repertuarem.
Mam nadzieję, że kiedyś się nauczę odpoczywać na bieżąco, bo to jest jedyne wyjście. Staram się uprawiać sport, na razie jest to szybka jazda na rolkach (śmiech).
Śmieje się pani, bo to niezbyt wskazany sport dla skrzypka i dla dyrygenta również, ale to mi bardzo odpowiada, a także pozwala chociaż na krótko oderwać się od codzienności i trochę odpocząć.
Nowy sezon artystyczny już niedługo się rozpocznie i trzeba go było z odpowiednim wyprzedzeniem zaplanować.
- Oczywiście, cały sezon jest już zaplanowany i te plany się ciągle zagęszczają. Dlatego rok za rokiem mija coraz szybciej.
Najwięcej czasu w najbliższych dziesięciu miesiącach poświęci Pan na pracę ze Śląską Orkiestrą Kameralną, oraz pracę pedagogiczną w Akademii Muzycznej w Katowicach i Akademii Muzycznej w Krakowie.
- To prawda i cieszę się na te zajęcia. Mam jeszcze zaplanowanych trochę azjatyckich podróży, które są wyczerpujące, ale także inspirujące w sposób niebywały. Nie wziąłem ze sobą kalendarza i trudno mi z pamięci mówić o koncertach, ale także mam ich sporo zaplanowanych.
Trochę szkoda, że przyjechaliście do Kąśnej Dolnej tylko na kilka godzin i nie ma czasu nawet na krótki spacer po pięknym parku. Po próbie zdążył pan chwilę odpocząć, przebrać się, wypić kawę w trakcie naszej rozmowy i już trzeba iść na koncert.
- Tak to niestety wygląda. Nawet przestrzegałem muzyków, żeby za bardzo nie ulegali urokowi tego miejsca, bo nasza praca wprawdzie trochę jest związana z naturą, ale wymaga ogromnego wysiłku i pełnej gotowości oraz niesamowitej aktywności. Miło popatrzeć na tę sielskość, ale nie można się za bardzo w niej zanurzyć, bo trzeba się skupić wyłącznie na koncercie.
Dworek Ignacego Jana Paderewskiego, Sala Koncertowa Stodoła i wszystko, co nas tutaj otacza, jest piękne i zachwyca wszystkich.
Dla mnie jest to bardzo ważne miejsce, bo grałem tu już kilkanaście różnego rodzaju koncertów i pamiętam wszystkie chwile uniesień muzycznych. Z wielką przyjemnością tu przyjechałem i mam nadzieję, że jeszcze nie raz dane mi będzie powrócić do Kąśnej Dolnej.
Miło mi było spotkać się z panią i serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy odwiedzają portal „Klasyka na Podkarpaciu”.
Pozwolę sobie jeszcze opowiedzieć krótko o koncercie, który zatytułowany został przez organizatorów: „Mistrzowskie skrzypce” i rozpoczął się dziesięć minut po spotkaniu z panem Robertem Kabarą. Wykonawców i utwory przybliżyła publiczności, jak zawsze, wspaniała pani Regina Gowarzewska.
Wieczór rozpoczął III Koncert brandenburski BWV 1048 Johanna Sebastiana Bacha w wykonaniu Silesian Chamber Players pod batutą Roberta Kabary. Wykonanie było znakomite i gorąco przyjęte przez publiczność.
Później Robert Kabara zamienił batutę na smyczek i wystąpił w roli solisty prowadzącego zespół śląskich kameralistów. Cykl koncertów „Cztery pory roku” op. 8 Antonio Vivaldiego składa się z czterech Koncertów skrzypcowych:
- nr 1 E-dur „Wiosna”;
- nr 2 g-moll „Lato”;
- nr 3 F-dur „Jesień”;
- nr 4 f-moll „Zima”.
Przed każdym z nich Regina Gowarzewska czytała sonet ilustrujący daną porę roku.
Solista grał wyśmienicie, a zespół towarzyszył mu z wielką uwagą, reagując na każdy gest solisty. Trudno się dziwić, że zachwyconej publiczności ręce same składały się do braw po każdym koncercie, a po zakończeniu utworu wszyscy zerwali się z miejsc i stojąc oklaskiwali wykonawców przez kilka minut, domagając się bisów. To był wspaniały wieczór, bardzo trafnie zatytułowany „Mistrzowskie skrzypce”.
Galeria
- "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej
- "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej
- "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej
- "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej
- "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej "Bravo Maestro" w Kąśnej Dolnej
- "Bravo Maetro" w Kąśnej Dolnej "Bravo Maetro" w Kąśnej Dolnej
https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/2093-robert-kabara-mam-wiele-wspanialych-wspomnien-z-tego-magicznego-miejsca#sigProIda61c3ba58a