Wacław Golonka: "Cieszę się, że znów jestem w Przemyślu"
Zapraszam Państwa na spotkanie z panem Wacławem Golonką, wybitnym polskim organistą średniego pokolenia. Ukończył studia w Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie organów Tomasza Nowaka i w Hochschule für Musik und Darstellende Kunst w Wiedniu w klasie prof. Hansa Haselböcka. Dyplomy ukończenia studiów w zakresie gry na organach otrzymał z wyróżnieniem. Jest laureatem konkursów organowych w Pradze (II nagroda), Norymberdze (III nagroda) i Pretorii, gdzie oprócz pierwszej nagrody otrzymał dalsze wyróżnienia.
Wacław Golonka prowadzi intensywną działalność koncertową i pedagogiczną.
Zapraszam do przeczytania rozmowy, którą zarejestrowałam 18 sierpnia 2020 roku w Przemyślu.
Rozmawiamy przed koncertem, który odbędzie się w Kościele pw. Św. Józefa – Księży Salezjanów w ramach XX Międzynarodowego Przemyskiego Festiwalu „Salezjańskie Lato”. Sądzę, że dobrze zna Pan organy, przy których za niecałą godzinę Pan zasiądzie, ponieważ nie po raz pierwszy Pan zasiądzie przy tym instrumencie.
- W ramach „Salezjańskiego Lata” zagram już po raz trzeci i dość dobrze znam ten instrument i cieszę się, że znów tutaj jestem.
Nawet jak się dobrze zna organy, to zawsze przed koncertem trzeba sporo czasu spędzić przy instrumencie, chociażby po to, żeby go sprawdzić.
- Oczywiście, próba przed koncertem jest konieczna, ale jak jadę na koncert do miejsca, w którym już występowałem, to zawsze chcę pokazać coś nowego. Dlatego wszystkie utwory organowe, które na dzisiaj przygotowałem, wykonam w tej świątyni po raz pierwszy.
Nie tylko organowe utwory dzisiaj zabrzmią, bo będę grał także z Gustavem Beláčkiem, wspaniałym bass-barytonem słowackim. Jestem przekonany, że ten różnorodny program spodoba się publiczności.
Dowiedziałam się, że ostatnio dość często bywa Pan na wschodnich rubieżach Podkarpacia.
- Lubaczów znajduje się jeszcze na terenie Podkarpacia, a ja bardzo polubiłem to miasto. Kilka lat temu proboszczem w kościele św. Karola Boromeusza został ks. Roman Karpowicz, który jest wspaniałym człowiekiem i wielkim miłośnikiem muzyki. Dzięki jego staraniom w tej świątyni znalazł się w Polsce drugi instrument firmy organmistrzowskiej Flentrop. Organy te mają ponad 20 głosów i świetnie nadają się do wykonania muzyki barokowej, ale również i współczesnej. Na tych organach miałem okazję nagrać dwie płyty. Pierwsza jest dedykowana Johannowi Sebastianowi Bachowi i zawiera ponad 70 minut muzyki tego mistrza, a na drugiej płycie są kolędy nagrane wspólnie z Dawidem Biwo, wspaniałym polskim basem. Te płyty zostały nagrane w 2018 roku, natomiast niedawno, bo w czerwcu tego roku, nagrałem kolejny materiał i planujemy wydanie kolejnej płyty. Są to utwory na organy, klarnet i instrumenty perkusyjne.
Utwory na organy i klarnet zostały przeznaczone w oryginale na ten skład i takich utworów jest niewiele w literaturze muzycznej. My wybraliśmy ich pięć. Oprócz tego nagraliśmy dwa utwory: pierwszy na organy, klarnet i hang z cyklu Maracaibo Benjamina Baczewskiego, młodego polskiego kompozytora z Gdańska, oraz drugi utwór przeznaczony na organy, klarnet i instrumenty perkusyjne (wśród których jest hang, wibrafon, duży bęben, dzwonki, reinstik i jeszcze kilka innych), wspaniałej rosyjskiej kompozytorki Elizavety Stiepaniec. Utwór zatytułowany jest „Eridanus” i składa się z czterech części poświęconych konstelacjom gwiezdnym.
Elizaveta komponuje utwory na różne składy instrumentów, pisze też na organy solo, kiedyś dedykowała mi utwór pod tytułem Reflections który z powodzeniem wykonywałem w Rosji i Francji. „Eridanus” natomiast jest dedykowany naszemu trio, w którym grają także Wojciech Kwiatek - klarnecista oraz Karolina Zielińska – perkusistka. Mieliśmy dużo radości z ćwiczenia i gry tego cyklu ponieważ cechuje się dużą świeżością języka muzycznego, faktury, formy i instrumentacji. W literaturze muzycznej utworów na podobny skład instrumentów nie ma w ogóle tym większa frajda z grania. Premierowe nagranie znajdzie się na płycie już niedługo.
Wielokrotnie mogłam się przekonać, że nie należy się obawiać muzyki komponowanej w naszych czasach, ponieważ powstaje mnóstwo bardzo ciekawych utworów, których słucha się z przyjemnością.
- Można zauważyć w literaturze, którą się tworzy, a dotyczy to również muzyki organowej i kameralnej z udziałem organów, że sztuka zatacza pewne koło. Mam wrażenie że kompozytorzy odchodzą od nieznanych przestrzeni poza marginesem jakiejkolwiek tonalności, aktualnie kompozytorzy używają języka, który ociera się o tonalność. To nie jest tonalność dur – moll, ale tworzą swoja tonalność, swoje muzyczne języki.
Kiedyś wspaniale zrobili to Claude Debussy, Olivier Messiaen, Aleksander Skriabin, Sigfrid Karg-Elert, Sergiusz Rachmaninow, Dymitr Szostakowicz... Długo by było wymieniać kompozytorów, którzy budowali swą tonalność. Również dzisiaj są tacy, którzy szukają swojego języka muzycznego i ich muzyki, jak to pani określiła, słucha się z przyjemnością. Ich język przemawia do publiczności.
Wymienił pan między innymi Sigfrida Karg-Elerta. Bardzo interesował się Pan życiem i działalnością tego kompozytora. Nagrał Pan płytę z jego utworami i jest Pan autorem książki „Sigfried Karg-Elert - w żywiole koloryzmu dźwiękowego”.
- Bardzo zainteresowała mnie historia tego kompozytora. Żaden z jego nauczycieli nie był wybitnym organistą. Jedynie Karl Hoyer, który był organistą lipskiego Gewandhausu, uczył Karg-Elerta gry na organach. Jednak tak naprawdę Karg-Elert otrzymał solidne wykształcenie pianistyczne gdyż uczył się u Reisenauera, ucznia Liszta. Można powiedzieć, że jest wnukiem Liszta. Jednak swój język muzyczny kreował na fisharmonii i tą drogą doszedł do organów.
Komponował bardzo ciekawą muzykę postromantyczną, symboliczną, o której się mówi impresjonistyczna. Komponował też muzykę ekspresjonistyczną, a część jego twórczości jest atonalna. Sigfried Karg-Elert ma bardzo bogaty, ciekawy i różnorodny dorobek kompozytorski, wśród którego znajdziemy na przykład piękne pieśni na organy i sopran o dramatycznej ekspresji....
Od lat w okresie wakacyjnym odbywa się w wielu różnych miejscach na świecie mnóstwo różnych koncertów. To także czas, kiedy odbywają się koncerty organowe. W tym roku z powodu pandemii jest inaczej, koncertów i festiwali jest mniej, a Pan także pewnie występuje tylko w Polsce.
- Pandemia spowodowała, że życie kulturalne zamarło. Miałem mieć wiele koncertów poza granicami Polski, ale dopiero od niedawna wracamy do kościołów i sal koncertowych. Mam propozycje występów w Niemczech, Czechach i Słowacji i w sąsiadujących z nami państwach wykonam kilka koncertów.
Czas pandemii wykorzystałem na przygotowanie materiału na płytę z instrumentami perkusyjnymi i z klarnetem. Mogę powiedzieć, że to był dobry dla mnie czas. Wyhamowałem z szybkim tempem życia i nie mam zamiaru do niego powracać. A teraz myślę, że na dobre zaczęły się koncerty, będziemy się spotykać w kościołach i słuchać muzyki.
Wiele festiwali przeniosło się do sieci, a najlepszym dowodem na Podkarpaciu są Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Leżajsku oraz Podkarpacki Festiwal Organowy. Czy Pan także działał w sieci?
- Zaraz po tej długiej przerwie, pierwszy koncert wykonałem w katedrze szczecińskiej. Odbył się on z udziałem publiczności, ale był też transmitowany do sieci.
Zostałem stypendystą Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu „Kultura w sieci” i jestem w trakcie tworzenia trzech filmów pod wspólnym tytułem: „Wiwat organy! Organy w polskiej i europejskiej kulturze muzycznej”. Celem tych filmów jest promowanie nie tylko muzyki organowej, ale także wiadomości o organach i ich historii – jak powstały i w jaki sposób znalazły się w świątyniach. Krótko też opowiadam o utworach, które gram, tak jak się to praktykuje często podczas koncertów.
Zapraszam Państwa także do sięgnięcia do sieci. Są już zamieszczone dwa filmy. Do końca września zostanie opublikowany trzeci. Tytuł filmów „Wiwat organy! Organy w polskiej i europejskiej kulturze muzycznej”.
Koncertując w Polsce i państwach sąsiadujących zaoszczędzi Pan trochę czasu, który zajmowały dalekie podróże koncertowe, bo przecież oprócz Australii koncertował Pan na wszystkich pozostałych kontynentach.
- Nie byłem w Australii i nie koncertowałem też w Ameryce Południowej. Bardzo dużo podróżowałem i można byłoby długo o nich opowiadać, ale ja żyję tym, co teraz się dzieje.
To także bardzo ciekawe, proszę opowiedzieć.
- Może wspomnę, że jestem autorem zbioru Nieznane pieśni religijne powiatu bieruńsko-lędzińskiego i województwa śląskiego. Są to pieśni, które nie zostały zapisane w żadnych śpiewnikach, nie są powszechnie znane, a pielęgnują je jedynie lokalne społeczności różnych parafii.
Zapisałem te pieśni, napisałem krótkie wstępy, zharmonizowałem je i napisałem postludia. W listopadzie będę je nagrywał z Marcinem Wolakiem, wspaniałym basem, doskonale znanym polskim słuchaczom. Wszystkie trzy etapy na które składało się zebranie i kompozycja, wydanie zbioru oraz nagranie finansowane jest ze środków publicznych marszałka województwa śląskiego.
Proszę powiedzieć więcej na temat powstania tego zbioru.
- Jak wspomniałem zbiór obejmuje nieznane pieśni wspomnianych obszarów. Pomogli mi do nich dotrzeć znajomi organiści, część z nich to kompozycje Henryka Botora i Władysława Szymańskiego a część jest anonimowa. W powiecie bieruńsko-lędzińskim a dokładnie w Bieruniu Starym istnieje bardzo duży kult św. Walentego. Z 27 pieśni zawartych w zbiorze jest 9 pieśni do św. Walentego. To jest ewenement w Polsce. Ciekawe, że archidiecezja przemyska ma w św. Walentym swojego patrona i pewnie dla mieszkańców tej archidiecezji będzie to ciekawa informacja, że jest sporo pieśni do św. Walentego, wynikających z prostej, żarliwej modlitwy śląskiego ludu.
Poza tym jest w zbiorze są pieśni do Matki Bożej, św. Jana Chrzciciela, św. Bartłomieja, są też znane teksty śpiewane w innych melodiach. Jak wspomniałem wszystkie prace związane ze zbiór dofinansowane są ze środków pochodzących od Marszałka Województwa Śląskiego. To jest kilkuletni projekt, który późną jesienią zostanie sfinalizowany.
Bardzo Pana zainteresowały te poszukiwania.
- Bardzo mnie to wciągnęło. Zamysłem tego projektu jest ożywienie tradycji dawnych, mało znanych pieśni i udostępnienie ich szerszej społeczności – zarówno wierzących, jak i melomanów. Zbiór może służyć muzykom kościelnym, organistom, chórom, postludia znajdujące się w zbiorze nadają się także do pracy dydaktycznej i koncertowej, co zresztą praktykuję.
Chcę jeszcze na chwilę powrócić do organów kościoła św. Karola Boromeusza w Lubaczowie. Czy są to organy o trakturze mechanicznej?
- Tak, to jest instrument czysto mechaniczny. Firma Flentrop słynie z tego, że budowała instrumenty mechaniczne o bardzo wysokiej jakości, wysublimowanym dźwięku i doskonale zintonowane. To jest instrument, który został zbudowany w 1956 roku o estetyce barokowej. Muzyka Bacha, którą tam nagrałem myślę dobrze brzmi.
Bardzo żałuję, że od dwóch, a może nawet trzech lat nie odbywa się zainicjowany przez Pana i bardzo potrzebny konkurs muzyki organowej i kameralnej „Artem cameralem promovere” w Mielcu.
- Odbyły się dwie edycje tego konkursu i myślę, że odbyły się z sukcesem. Uczestniczyli w nich studenci niemal wszystkich polskich uczelni muzycznych grając w duetach i triach.
Różne powody sprawiły, że konkurs nie jest kontynuowany a szkoda. Kiedy popatrzymy na mapę festiwali to z łatwością spostrzeżemy, że w ich trakcie króluje muzyka na organy solo i muzyka kameralna z organami. Są festiwale organowe na przykład w Oliwie poświęcone wyłącznie organom.
Choć z tego jak występuję na nim zauważam, że pierwszy i ostatni koncert poświęcone są, oprócz części organowej, dużym formom muzycznym – orkiestrowym lub wokalno-instrumentalnym. To zresztą tradycja dość częsta. Jeśli popatrzymy na program tegorocznego „Salezjańskiego Lata” w Przemyślu zauważamy recitale organowe jak i koncerty kameralne – zresztą program całego festiwalu jest skonstruowany bardzo ciekawie.
Bardzo się cieszymy, że w Przemyślu podczas jubileuszowej edycji „Salezjańskiego Lata” będziemy Pana za kilkanaście minut słuchać, oklaskiwać i mam nadzieję także zobaczyć na zakończenie koncertu, bo to jest ogromnie ważne dla publiczności.
- Żywy kontakt z publicznością ma bardzo duże znaczenie, choć najważniejsza jest muzyka gdyż ona przekazuje treści ponad kulturowe, ponadczasowe i to dla niej się gromadzimy na koncertach. Ważny jest też element jednorazowości i przeżywania muzyki w tym momencie. Teraz siedzimy, rozmawiamy i to dzieje się naprawdę. To, co jest naprawdę, dzieje się teraz. To co było w przeszłości jest w naszych myślach i wspomnieniach a to co będzie w przyszłości jest w naszej wyobraźni.
Zbliża się pora koncertu i musimy już kończyć rozmowę, mam nadzieję, że zaprosi nas Pan na koncert promujący płytę nagraną w Lubaczowie.
- Na pewno zaproszę, a dzisiaj dziękuję za rozmowę i za kilkanaście minut spotkamy się w kościele.
Pragnę jeszcze dodać, że bardzo interesujący koncert odbył się 18 sierpnia w salezjańskiej świątyni, w wykonaniu znakomitego polskiego wirtuoza Wacława Golonki oraz Gustáva Beláčeka, świetnego słowackiego basa. Artyści przedstawili bardzo interesujący program, złożony z rzadko wykonywanych utworów. Jak już wspomniane zostało w rozmowie, pan Wacław Golonka w Przemyślu wykonał je po raz pierwszy, a były to: ukazująca urodę salezjańskich organów Sinfonia z oratorium „Saul” Georga Friedricha Haëndla, „Preludium i fuga c-moll” Gottfrieda Kirchohoffa, „Fuga cis-moll” Mikalojusa Konstantinasa Čurlionisa oraz błyskotliwa „Tarantela” Dmitrija Dianova.
Natomiast Gustáv Beláček zaśpiewał z towarzyszeniem Wacława Golonki „Missa brevis” Jána Levoslava Belli, dwie przepiękne Pieśni biblijne z op. 99 Antonina Dvořaka, Laudamus Te z „Missa st. Cyrylly et Methody”, „Modlitwę Zachariasza” (z opery Nabucco), a planowaną część koncertu zakończyło „Agnus Dei” Georges’a Bizeta.
Licznie zgromadzona publiczność gorąco oklaskiwała wszystkie utwory, a na zakończenie, kiedy Artyści opuścili chór organowy, aby podziękować za życzliwe przyjęcie, publiczność powstała z miejsc i długo trwała owacja na stojąco.
Pan Gustáv Beláček pozostał przed ołtarzem, a pan Wacław Golonka towarzyszył mu z chóru z wykonaniu „Ave Maria” Bacha-Gounoda. Publiczność znowu powstała z miejsc i gorąco oklaskiwała wspaniałe wykonanie. Ten wieczór pozostanie z pewnością w pamięci wszystkich, którzy go wysłuchali.
Zofia Stopińska