Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

6. Rzeszowska Jesień Muzyczna - Koncert nadzwyczajny

29 października 2022 (Instytut Muzyki UR, ul. Dąbrowskiego 83, Rzeszów), godz. 19:00

Instytut Muzyki UR, ul. Dąbrowskiego 83, Rzeszów

Wstęp wolny

Koncert nadzwyczajny: Wykonawcy: Jakub Jakowicz (skrzypce), Katarzyna Budnik (altówka), Marcin Zdunik (wiolonczela), Grzegorz Mania (fortepian)

Program: kwartety fortepianowe R. Schumanna, M. Zdunika (prawykonanie), trio na skrzypce, altówkę i fortepian P. Scharwenki

Strona Festiwalu: https://spmk.com.pl/projekt/vi-rzeszowska-jesien-muzyczna/

XXXIX Przemyska Jesień Muzyczna

      Między 6 a 27 listopada br. odbędzie się XXXIX Przemyska Jesień Muzyczna, organizowana przez miejscowe Towarzystwo Muzyczne.
Tegoroczna edycja, pod hasłem „Cudowne dzieci muzyki”, będzie rozpięta między tradycją a współczesnością, młodością a doświadczeniem, indywidualizmem a zespołowością. Odniesieniem do przeszłości będą obchody 160-lecia istnienia przemyskiego Towarzystwa Muzycznego, czego symbolicznym wyrazem stanie się prawykonanie, specjalnie napisanej na tą okazję, suity jazzowej Sebastiana Bernatowicza opartej na motywach utworów Moniuszki, Ludwika d’Arma Dietza i Kazimierza Lepianki – dwóch wybitnych postaci życia muzycznego Przemyśla końca XIX i początku XX w. Współczesny kontrapunkt do muzyki twórców minionych epok to prawykonanie utworu Deformed Points Alicji Dzięcioł, zamówionego przez organizatorów przemyskiego festiwalu.
      W programach pozostałych koncertów znajdą się młodzieńcze, bądź wczesne, kompozycje m.in. Mozarta, Beethovena, Schuberta, Mendelssohna, Chaussona, Saint-Saënsa, Szymanowskiego, Ravela, Zemlinskiego, Korngolda, Gliera i Szostakowicza.
      Równie interesująco zapowiada się przegląd form i składów wykonawczych: od duetów po kompozycje orkiestrowe; te ostatnie w wykonaniu Przemyskiej Orkiestry Kameralnej, której koncert, zamykający Przemyską Jesień, będzie zarazem jubileuszem 20-lecia istnienia Orkiestry, cały czas kierowanej przez Piotra Tarcholika.
       Poziom i rangę festiwalu wyznaczą m.in.: skrzypkowie: Piotr Tarcholik, Aleksandra Wagstyl, Joanna Bartkiewicz i Aleksandra Steczkowska, wiolonczeliści: Anna Armatys-Borelli i Wojciech Fudala, klarnecista Piotr Lato, saksofonista Bartłomiej Duś oraz pianiści: Monika Wilińska-Tarcholik, Sebastian Bernatowicz, Michał Rot, Michał Roemer, Magdalena Duś i Marcin Kasprzyk.
Szczegółowy program na www.towarzystwomuzyczne.pl

KONCERT JUBILEUSZOWY
160 LAT TOWARZYSTWA MUZYCZNEGO W PRZEMYŚLU
6 listopada 2022, godz. 17.00 Zamek Kazimierzowski w Przemyślu

PRZEMYSKA ORKIESTRA KAMERALNA
ALEKSANDRA WACSTYL - skrzypce/dyrygent
SEBASTIAN BERNATOWICZ - fortepian, kompozycja i aranżacje
GRZEGORZ BĄK - kontrabas
DAWID FORTUNA - perkusja

KARNAWAŁ ZWIERZĄT
7 listopada 2022, godz. 9.00, 10.30, 12.00 Zamek Kazimierzowski w Przemyślu

PRZEMYSKA ORKIESTRA KAMERALNA
ALEKSANDRA WACSTYL - skrzypce/dyrygent
MONIKA WILIŃSKA-TARCHOLIK - fortepian
MARCIN KASPRZYK - fortepian
C. Saint-Saëns

MŁODZIEŃCZE INSPIRACJE
10 listopada 2022, godz. 17.00, Towarzystwo Muzyczne, Rynek 5

PIOTR LATO - klarnet
ANNA ARMATYS-BORELII - wiolonczela
MONIKA WILIŃSKA-TARCHOLIK - fortepian
L. van Beethoven, A. von Zemlinsky, A. Dzięcioł

DOTYK GENIUSZU
13 listopada 2022, godz. 17.00, Towarzystwo Muzyczne, Rynek 5

PIOTR TARCHOLIK - skrzypce
WOJCIECH FUDALA - wiolonczela
MICHAŁ ROT - fortepian
F. Mendelssohn-Bartholdy, K. Szymanowski, E. W. Korngold

OD MOZARTA DO DZIŚ
18 listopada 2022, godz. 17.00, Towarzystwo Muzyczne, Rynek 5

BARTŁOMIEJ DUŚ - saksofon
MAGDALENA DUŚ - fortepian
W. A. Mozart, M. Ravel, H. Kulenty

SCENA MŁODYCH
19 listopada 2022, godz. 17.00, Towarzystwo Muzyczne, Rynek 5

ALEKSANDRA STECZKOWSKA - skrzypce
JOANNA BARTKIEWICZ - skrzypce
MICHAŁ ROEMER - fortepian
F. Schubert, R. Gličre, E. W. Korngold

KONCERT JUBILEUSZOWY
20 LAT PRZEMYSKIEJ ORKIESTRY KAMERALNEJ
27 listopada 2022, godz. 17.00, Przemyska Biblioteka Publiczna, ul. Grodzka 8

PRZEMYSKA ORKIESTRA KAMERALNA
PIOTR TARCHOLIK - skrzypce/dyrygent
J. M. Kraus, W. A. Mozart, E. Chausson

Bilety w cenie 30 zł do nabycia przed koncertami
oraz w sklepie MUSICLAND ul. Serbańska 13.

Organizator:
Towarzystwo Muzyczne w Przemyślu
ul. Rynek 5
37-700 Przemyśl
towarzystwomuzyczne.pl

Partnerzy:
Przemyskie Centrum Kultury i Nauki Zamek
PGE Energia Odnawialna S. A.
Przemyska Biblioteka Publiczna

Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dofinansowano z budżetu Województwa Podkarpackiego

Dofinansowano z budżetu Miasta Przemyśla

xxxix przemyska jesien muzyczna

Filharmonia Podkarpacka - Sibelius, Penderecki, Franck - relacja

Piątkowy wieczór w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie na długo pozostanie w pamięci rzeszowskich melomanów.
W wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Filharmonii pod batutą młodego gruzińskiego dyrygenta Miriana Khukhunaishvili oraz również młodego, flecisty Stathisa Karapanosa wysłuchaliśmy kolejno :
- Poematu symfonicznego "Córka Pohjoli" op.49. Jana Sibeliusa,
- Koncertu na flet i orkiestrę Krzysztofa Pendereckiego,
- Symfonii d - moll Césara Francka.

Jan Sibelius to najwybitniejszy kompozytor fiński, tworca 7 Symfonii, 10 poematów symfonicznych i tak znanych kompozycji jak: Karelia, Valse triste, Peleas i Melizanda, Koncert skrzypcowy, Humoreska na skrzypce I orkiestrę. Sibelius jest autorem licznych kompozycji na skrzypce, wiolonczelę i fortepian.
Glebą na której wyrosła muzyka Sibeliusa, była przyroda, historia i pieśń ludowa Finlandii. Sibelius nigdy nie cytował ludowych melodii, nie posłużył się ani jednym ich motywem, ale z wyjątkową intuicją komponował w duchu tych melodii. Pierwszym poematem symfonicznymi Sibeliusa, który odniósł sukces był skomponowanawy wieku 27 lat poemat - Saga, utworem zamykającym twórczość Sibeliusa był skomponowany w wieku 60 lat poemat Tapiola. W piątkowy wieczór Mirian Khukhunaishvili bardzo sprawnie i z wielką kulturą poprowadził utwór Sibeliusa.

Kolejnym utworem był Koncert na flet i orkiestrę Krzysztofa Pendereckiego w wykonaniu 26 letniego flecisty Stathisa Karapanosa. Koncert ten Krzysztof Penderecki zadedykował światowej sławy fleciście Jean - Pierre Rampalowi, który był też jego pierwszym wykonawcą.
Utwór rozpoczyna recytatyw klarnetu , co zapowiada wspaniały dialog na przestrzeni całego utworu międz fletem a klarnetem. Koncert jest jednoczęściowym utworem, złożonym z sześciu wewnętrznych ogniw. Zarówno Stathis Karapanos jak i klarnecista naszej Filharmonii Robert Mosior doskonale współpracowali.
Stathis Karapanos urodził się w Atenach. Był uczniem Myrto Tsakiri w Konserwatorium w Atenach. Kolejnym etapem jego edukacji była Hochschule für Musik w Karlsruhe. Jest laureatem licznych międzynarodowych konkursów muzycznych . Występował m.in. z orkiestrą Teatru i Opery w Karlsruhe, Orkiestrą Radia Francuskiego. Przed nim występy m.in. w Pekinie, Chicago, Tokio i Monachium.
Owacja zgotowana artyście przez rzeszowskich melomanów nagrodzona została bisem. Była to kompozycja na flet solo zatytułowana "Syrinx" Claude'a Debussy'ego.

                                             Stathis Karapanos - flet, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej Filharmonia flecista


Drugą część wieczoru wypełniła Symfonia d - moll francuskiego kompozytora Cesara Francka. Rzeszowscy melomani podziwiali wielokrotnie twórczość tego kompozytora, ale tylko jego dzieła organowe w wykonaniu najwybitniejszych mistrzów tego instrumentu zarówno krajowych jak i światowych, a to z racji odbywających się w Rzeszowie i na Podkarpaciu Międzynarodowych Festiwali Muzyki Organowej.
Powstanie wszystkich dzieł orkiestrowych Césara Francka przypadło na ostatni, najdojrzalszy okres jego twórczości. Szereg ten zamyka Symfonia d - moll, która wraz z Wariacjami symfonicznymi na fortepian i orkiestrę należy do kanonu repertuaru koncertowego.
Symfonia składa się z III części, w przeciwieństwie do klasycznego czteroczęściowego schematu. Pierwsze wykonanie Symfonii odbyło się w Paryżu 17 lutego 1889 roku i spotkało się z bardzo chłodnym przyjęciem. Przyczyną niezrozumienia tego dzieła przez krytykę i publiczność, było nowatorskie przeniesienie do muzyki francuskiej harmonicznych zdobyczy Wagnera, łączonych z osiągnięciami Brahmsa.
To francusko - niemieckie dziedzictwo muzyczne krzyżuje się wyraźnie w Symfonii d - moll, będącej sumą artystycznych I technicznych możliwość Francka. Z czasem znawcy muzyki dostrzegli wielkość arcydzieła Césara Francka, również publiczność wszystkich sal koncertowych świata oklaskuje owacyjnie to dzieło, tak było i w Rzeszowie. Niemała w tym zasługą młodego gruzińskiego dyrygenta, Miriana Khukhunaishvili. Dziś jest on jednym z najbardziej fascynujących i najlepszych dyrygentów młodego pokolenia. Jego kunszt docenili melomani m.in.amsterdamskiej Royal Concertgebouw, Orkiestr Symfonicznych Kopenhagi, Radia Francuskiego, jak też Akademii Beethovenowskiej, czy Filharmonii Bałtyckiej.
W wiedeńskiej Musikverein debiutował z Wiener Konzertverein. W obecnym sezonie prowadził koncerty z Konzerthausorchester Berlin oraz z takimi solistami jak Christoph Eshenbach, Iddo Bar - Shai, Valery Sokolov, i Alexey Shadrin.
W 2020 roku Mirian Khukhunaishvili uzyskał stopień doktora w dziedzinie dyrygentury Akademii Muzycznej w Krakowie.
Wieczór był wspaniały długotrwałą owacją rzeszowscy melomani dziękowali wszystkim wykonawcom.

Tadeusz Stopiński

       Dyrygent Mirian Khukhunaishvili dziękuje Robertowi Naściszewskiemu, koncertmistrzowi Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej za wspólny koncert, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej

Filharmonia dyrygent

Wojciech Fudala: "Wiolonczela w naturalny sposób odzwierciedla ludzkie emocje"

Zapraszam na spotkanie z Wojciechem Fudalą, wybitnym polskim wiolonczelistą, pedagogiem, członkiem zespołu Polish Cello Quartet. Myślę, że nasza rozmowa zainteresuje nie tylko muzyków, ale także szerokie grono ludzi kochających muzykę. Polecam ją gorąco wszystkim, którzy rozpoczynają muzyczną drogę i marzą o sukcesach w konkursach, występach w najsłynniejszych salach koncertowych, pod batutami opromienionych sławą dyrygentów. Mam nadzieję, że znajdą wiele wskazówek, jak spełnić swoje marzenia.

       Wszystkie notki biograficzne i informacje o Panu, które dotąd czytałam rozpoczynają się od czasu, kiedy rozpoczynał Pan już działalność artystyczną. Wiem, że pochodzi Pan z rodziny o tradycjach muzycznych, ale jestem ciekawa, jak to się stało, że rozpoczął Pan naukę gry na wiolonczeli.

       To jest ciekawa historia. Pochodzę z rodziny muzyków. Dziadek był organistą, ciocia jest pianistką i przez lata uczyła w Państwowej Szkole Muzycznej w Katowicach, mama gra na skrzypcach, a ojciec jest kontrabasistą. Ja i moje rodzeństwo rozpoczęliśmy także przygodę z muzyką. Moje starsze rodzeństwo rozpoczynało od nauki gry na skrzypcach. Brat i siostra jednak zrezygnowali z grania po kilku latach domowych walk podczas ćwiczenia z mamą. Rodzice doszli wtedy do wniosku, że jeśli będę chciał grać na instrumencie, to niech nie będą to skrzypce (po raz kolejny).
       Ze strony rodziców nie było absolutnie żadnej presji, żebym rozpoczął naukę w szkole muzycznej. Sam zdecydowałem, że chcę się uczyć w szkole muzycznej, ale bezpośredni powód w tamtym momencie nie był związany z muzyką. Chodziło o to, że szkoła podstawowa, do której bym prawdopodobnie został posłany, trochę mnie przerażała i nie chciałem do niej trafić. Na egzamin wstępny zaprowadziła mnie moja siostra. Ja miałem takie samo marzenie jak większość dzieci, chciałem grać na fortepianie. Ten instrument zawsze stał w domu i jako małe dziecko próbowałem coś już na nim grać.
        Podczas egzaminu powiedziano siostrze, że mam za małe dłonie i gra na fortepianie będzie mi sprawiać trudności, w zamian zasugerowano mi naukę gry na wiolonczeli. Nigdy w naszym domu nikt nie grał na wiolonczeli, ale kiedy instrument znalazł się w domu, to od razu zakochałem się w wiolonczeli.
Nawet pamiętam, że w pierwszych dniach nauki w szkole, poproszono wszystkich uczniów, aby narysowali kim chcieliby być w przyszłości i ja narysowałem siebie na małym krzesełku z wiolonczelą na ogromnej estradzie. Tak zapadła decyzja, że zostanę wiolonczelistą.

       Nauczyciele gry na wiolonczeli, także preferują dzieci, które mają długie palce.

       To prawda. Byłem małym chłopcem i ze względu na moją budowę ciała, na początku dostałem najmniejszy instrument jaki był dostępny w szkole. Rodzice znaleźli najniższe krzesło, ale ono także okazało się za wysokie i szukano najgrubszych książek pod stopy. Pod jedną nogą miałem ustawioną wielką, grubą encyklopedię, a pod drugą biblię. To dość symboliczne.. Tak sobie radziliśmy na samym początku.

       Powiedział Pan, że zakochał się w wiolonczeli i dlatego z pewnością chętnie Pan ćwiczył, robił Pan postępy i pewnie też szybko zaczął Pan występować na popisach, szkolnych koncertach i konkursach.

       Od samego początku bardzo lubiłem występować i nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Muszę tu wspomnieć moją pierwszą nauczycielkę – wspaniałą panią Alicję Murzynowską, z którą mam w dalszym ciągu kontakt i wiem, że śledzi moje działania. Bardzo dużo jej zawdzięczam zarówno jako wiolonczelista, ale także jako muzyk. Pani Alicja potrafiła zaszczepić w dzieciach, które rozpoczynały naukę gry na wiolonczeli, radość i miłość do muzyki. To był bardzo ważny dla mnie czas.
       Dzięki pani Alicji Murzynowskiej dosyć szybko spotkałem na swojej drodze profesora Pawła Głombika, u którego później się już stale uczyłem. Każdego mojego kolejnego mistrza spotykałem dzięki mistrzom, z którymi już współpracowałem.

       Profesor Paweł Głombik starał się, aby jego utalentowani studenci brali udział w różnych kursach i kontaktowali się ze sławnymi mistrzami i pedagogami gry na wiolonczeli.

       Tak było i dlatego studiując w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie prof. Pawła Głombika, spotkałem prof. Jeroen’a Reuling’a , który został zaproszony do naszej uczelni, aby poprowadzić lekcje mistrzowskie. Od pierwszej lekcji wiedziałem, że chcę u niego studiować i te studia pozwolą mi jeszcze bardziej się rozwinąć. To spotkanie było jak „kliknięcie”. Studiując równolegle w Katowicach, rozpocząłem studia w Konserwatorium Królewskim w Brukseli w klasie prof. Jeroen’a Reuling’a , z którym się do dzisiaj przyjaźnimy.

       Trzeba jeszcze dodać, że był Pan wtedy stypendystą Rządu Belgii i ukończył Pan z najwyższym wyróżnieniem Konserwatorium Królewskie w Brukseli. Studiował Pan również w elitarnym instytucie muzycznym Chapelle Musicale Reine Elisabeth w Waterloo.

       Według mnie trzyletnie studia pod kierunkiem Gary’ego Hoffmana były najważniejszym etapem na mojej drodze artystycznej. Każdy z nas ma swoich idoli. Ja zawsze chciałem, nawiązać z nim kontakt i studiować u niego. Możliwość studiów u tego Mistrza pojawiła się dopiero, kiedy otworzył klasę wiolonczeli w elitarnym instytucie muzycznym, który opiekuje się wąskim gronem młodych muzyków. Chapelle nie jest typową uczelnią. Poza zajęciami z wybitnymi artystami, prowadzona jest bardzo bogata działalność koncertowa, co daje szanse studentom występować z orkiestrami w znakomitych salach koncertowych. To był dla mnie wyjątkowy czas i sam kontakt z Garym Hoffmanem był bardzo ważny w moim rozwoju jako artysty, a teraz także jako pedagoga.
Uczę w Akademii Muzycznej w Łodzi i wiele rzeczy, o których rozmawialiśmy podczas spotkań z Gary’m , przekazuję dalej moim studentom.

       Wspomniał Pan, że z przyjemnością Pan występował, a kiedy zaczął Pan uczestniczyć w konkursach, i które miały szczególne znaczenie dla Pana rozwoju artystycznego.

       Konkursy nigdy nie były dla mnie najistotniejszym elementem moich zmagań scenicznych. Raczej była to droga do uzyskania możliwości występowania publicznego już po konkursie. Te pierwsze przesłuchania (bo nie nazywałbym ich konkursami), zaczęły się już w szkole muzycznej I stopnia. Podczas jednego z pierwszych przesłuchań spotkałem prof. Pawła Głombika i wkrótce rozpocząłem z nim współpracę.
       Udział we wszystkich konkursach był, zawsze to powtarzam moim studentom, wielką motywacją do tego, żeby wspinać się na swój najwyższy poziom wykonawczy i artystyczny oraz pracować nad dużym repertuarem i rozbudowywać go. To jest bardzo potrzebne, bo każdy potrzebuje motywacji i jeśli dla kogoś motywacją jest udział w konkursie, to powinien jak najczęściej to robić.
Istotnym dla mnie był Międzynarodowy Konkurs im. Davida Poppera na Węgrzech, bo to było pierwsze zetknięcie z międzynarodowym środowiskiem wiolonczelistów, a ostatnim znaczącym konkursem był Konkurs Muzyczny Królowej Elżbiety Belgijskiej. Była to pierwsza edycja Konkursu Królowej Elżbiety poświęcona wiolonczeli. Dla mnie wielkim sukcesem było już samo dostanie się do tych zmagań.
       Był to dla mnie także dosyć trudny czas, ponieważ rozpocząłem wtedy pracę zawodową w orkiestrze, wróciłem do Polski po kilku latach nieobecności i moje życie koncertowe w tym konkretnym czasie jeszcze nie rozkwitło. Była to świetna motywacja do pracy.

        Bardzo szybko pojawił się Pan na estradzie jako solista, bo w 2007 zadebiutował Pan wykonując Koncert wiolonczelowy a-moll Camila Saint-Saens’a z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Śląskiej.

        Do dzisiaj bardzo ciepło wspominam ten występ, ponieważ w tej orkiestrze moi rodzice spędzili dużą część swojego życia zawodowego. Podczas tego koncertu moja mama grała w drugich skrzypcach. Znałem to miejsce doskonale, bo grałem już w tej sali kilkakrotnie. To jest przepiękne miejsce o bardzo dobrej akustyce, a ponieważ od dziecka chodziłem na koncerty i na próby Filharmonii Śląskiej, to co najmniej połowa muzyków orkiestry bardzo dobrze mnie znała. Dlatego podczas tego koncertu czułem się jak w domu i każdemu życzę takiego początku kariery estradowej.

        Trzeba także stwierdzić, że miał Pan do tej pory szczęście jeśli chodzi o występy ze świetnymi orkiestrami, pod znakomitymi batutami.

        To prawda, zawsze wyznaję zasadę, że szczęściu trzeba pomagać i staram się to robić, Nie boję się wyzwań repertuarowych i stale rozbudowuję swój repertuar, zarówno jako solista, a także w duecie z Michałem Rotem i w kwartecie wiolonczelowym.
        Stawianie sobie wyzwań od początku było bardzo ważne, ale też miałem szczęście. Jako solista miałem szczęście spotkać wspaniałych dyrygentów. Wyjątkowym spotkaniem scenicznym była współpraca z maestro Eiji Oue, z którym wykonywałem Koncert Mieczysława Weinberga z Orkiestra Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. To wspaniały artysta (wieloletni asystent Bernsteina), z którym nić porozumienia była kompletnie pozawerbalna. Takie występy długo się pamieta, kiedy nie trzeba dużo mówić, tylko można skupić się na muzyce.

        Bardzo ważnym nurtem w Pana działalności jest muzyka kameralna. Jest Pan członkiem i założycielem Polish Cello Quartet, który prowadzi bardzo dynamiczną działalność artystyczną. Coraz więcej macie w repertuarze utworów komponowanych specjalnie dla Was.

         Na temat wykonawstwa muzyki kameralnej prowadziliśmy kiedyś dyskusję z przyjaciółmi z kwartetu i doszliśmy do wniosku, że dzielenie muzyki na kameralną i inną jest pomyłką . Dla mnie każda muzyka jest muzyką kameralną, zarówno wtedy, kiedy gram jako solista z towarzyszeniem orkiestry, współpracując w mniejszym gronie jakim jest kwartet czy duet, zawsze mamy do czynienia z jakimś rodzajem współpracy i na tym polega kameralistyka.
         Działalność Polish Cello Quartet trwa już dekadę i ten fakt jest dowodem na to, że to jest bardzo ważne pole dla każdego z nas. Od początku pracujemy w tym samym składzie: Tomasz Daroch, Wojciech Fudala, Krzysztof Karpeta oraz Adam Krzeszowiec. Ciągle rozbudowujemy nasz repertuar i poszerzamy pola naszej działalności.
          W październiku wystąpimy na zaliczanych do najważniejszych festiwali kameralnych i festiwali muzycznych w ogóle. Będzie to Cello Biënnale w Amsterdamie, stolicy wiolonczelistów, gdzie wykonamy aż cztery koncerty. Będziemy dzielić estradę z takimi artystami jak Jean-Guihen Queyras czy Mario Brunello. Jest to marzenie wielu wiolonczelistów, żeby wystąpić w tym miejscu. Bardzo się z tego cieszymy. Z Amsterdamu lecimy wprost do Meksyku na Festival Internacional Cervantino w Guanajuato. Nigdy jeszcze nie graliśmy w Ameryce Południowej i współpraca z tym festiwalem cieszy nas szczególnie, tym bardziej, że jest to jedna z najważniejszych imprez muzycznych w tej części świata, a wykonywać będziemy tam m.in. muzykę Fryderyka Chopina. Polish Cello Quartet jest w dobrym momencie i czekamy na kolejne wyzwania.

              Polish Cello Quartet w składzie: Wojciech Fudala, Adam Krzeszowiec, Tomasz Daroch i Krzysztof Karpeta, fot. Łukasz Rajchert

Polish Cello Quartet fot. Łukasz Rajchert

      Czy zespół również w tym roku był organizował Międzynarodową Akademię Wiolonczelową w Nysie?

       W lipcu zakończyliśmy IX Międzynarodową Akademię Wiolonczelową i uważam, że była to bardzo udana edycja, chociaż nie obyło się bez niespodzianek. Dzień przed rozpoczęciem otrzymaliśmy telefon od Juliusa Bergera, że otrzymał pozytywny wynik testu na Covid-19 i nie mógł przyjechać, ale znaleźliśmy godne zastępstwo w postaci prof. Roberto Traininiego z Konserwatorium w Bolzano, a także przyjechał Tomáš Jamník, znakomity czeski wiolonczelista, który związany jest z nowojorską Juilliard School.
       Akademia odbyła się bez przeszkód i było to wspaniałe spotkanie artystyczne. Zainteresowanie świetnych młodych wiolonczelistów było ogromne, a w tej chwili przygotowujemy już jubileuszową, bo 10 edycję. W przyszłorocznej edycji wezmą udział światowej sławy wiolonczeliści - Istvan Vardai, Gary Hoffman, Tomáš Jamnik. Cieszę się, że ta impreza tak się rozrosła przez ostatnie lata. Jest to niewątpliwie jedno z najważniejszych tego rodzaju wydarzeń w Europie.

        Jest Pan pedagogiem Akademii Muzycznej w Łodzi i pewnie to ułatwiło stałe kontakty i ożywioną współpracę ze świetnym pianistą Michałem Rotem, który również jest z tą uczelnią związany.

        Owszem, ten fakt spaja naszą działalność, ale spotkaliśmy się zanim ja zacząłem pracę w Akademii Muzycznej w Łodzi, a było to podczas moich przygotowań do Konkursu Królowej Elżbiety.
Wspólnie nagrywaliśmy video do preselekcji do tego konkursu i to było nasze pierwsze spotkanie.
        Od tego czasu rozpoczęliśmy regularną działalność. Od samego początku bardzo dobrze się czujemy i rozumiemy jako ludzie i jako muzycy. Efektem naszej współpracy są m.in. płyty, które wydajemy. Na pierwszej, która ukazała się nakładem wytwórni DUX zawarliśmy Sonaty Mieczysława Weinberga. Jest to wciąż pierwsze i jedyne polskie nagranie tych utworów. Podczas promocji tego albumu otrzymaliśmy stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na propagowanie muzyki Weinberga, co zaowocowało serią koncertów. Wspólne koncerty i czas spędzony podczas prób nad tym repertuarem silnie nas połączyły.

         Wytwórnia DUX zapowiada nową płytę w Waszym wykonaniu. Bardzo ciekawe utwory znajdą się na tej płycie. Pierwszym utworem jest Pieśń Roksany Karola Szymanowskiego w Pana transkrypcji.

         Szykujemy się do premiery naszej drugiej wspólnej płyty z Michałem Rotem, na której znajdą się m.in. utwory Karola Szymanowskiego – czyli transkrypcja Kazimierza Wiłkomirskiego Sonaty skrzypcowej op. 9. Ja zająłem się opracowaniem Pieśni Roksany z opery Król Roger, która w większości bazuje na oryginale stworzonym przez Karola Szymanowskiego dla swojego przyjaciela Pawła Kochańskiego. Jest to jedna z najwspanialszych miniatur skrzypcowych i jednocześnie reprezentatywna dla twórczości Szymanowskiego. Te dwie kompozycje stały się punktem odniesienia podczas przygotowań do stworzenia tego albumu.
         Myśl o tej płycie powstała już w momencie premiery pierwszej płyty z sonatami Weinberga. Już wtedy zastanawialiśmy się, co chcielibyśmy wydać na następnym krążku. Ta koncepcja krystalizowała się dosyć długo, bo pomysłów było wiele, ale w momencie gdy dołączyliśmy do naszego repertuaru koncertowego Sonatę Szymanowskiego w wersji na wiolonczelę i fortepian, postanowiliśmy zbudować całą płytę wokół transkrypcji. Kolejnym wspaniałym dziełem, które znalazło się na tej płycie jest Sonata na altówkę i fortepian, którą napisała Rebecca Clarke, brytyjska altowiolistka i kompozytorka. Wersja na wiolonczelę i fortepian tego dzieła została sporządzona przez samą kompozytorkę. Jest to perła repertuaru altowiolistów, ale przez wiolonczelistów jest dosyć rzadko wykonywana. Jest to przepiękne dzieło. Bardzo się cieszymy, że ten utwór trafił na płytę. Dołączyliśmy także autorską transkrypcję krótkiej, ale bardzo pięknej pieśni Rebecki Clarke The Cloths of Heaven, skomponowanej do słów poety Williama Bultera Yeatsa. Ta pieśń stanowi Intermezzo, czyli wprowadzenie do Sonaty.
         Płytę zamyka kolejna transkrypcja z muzyki skrzypcowej – Nigun z cyklu Baal Shem Ernesta Blocha. Jest to bardzo dobrze znany skrzypkom utwór, ale w wersji wiolonczelowej jest dosyć rzadko wykonywany. Cechą wspólną wszystkich kompozycji jest ich niezwykła zmysłowość i emocjonalność, czasem wręcz ekstremalna. Są to bardzo bliskie nam utwory.
Koncepcja płyty opiera się na transkrypcjach, celowo dołączyliśmy do niej utwory wokalne. Chcieliśmy w ten sposób pokazać, jak pięknie wiolonczela potrafi śpiewać.

FudalaRot Duo Wojciech Fudala i Michał Rot 800

        Promocja płyty pewnie zacznie się niedługo, ale trudno będzie Wam zaplanować jakieś dodatkowe koncerty, bo kalendarz jest już zapełniony.

        Zgadza się. Specyfika życia muzycznego wymaga planowania koncertów z dużym wyprzedzeniem i najbliższe miesiące mamy już zajęte. Chcielibyśmy jak najszerzej promować ten album, bo zawiera wybitne dzieła i warte polecenia nie tylko wąskiemu gronu wiolonczelistów, ale także wszystkim melomanom.
Mamy nadzieję zawitać także w Państwa strony. Nasz najbliższy koncert z Michałem Rotem odbędzie się w Warszawie, ale tam planujemy wykonać dzieła Fryderyka Chopina w Studiu S1 podczas Maratonu Chopinowskiego organizowanego przez Polskie Radio Chopin.

        Fryderyk Chopin kochał dźwięk wiolonczeli i kompozycje, które napisał z myślą o tym instrumencie są genialne.

        Chcę podkreślić, że Chopin i Szymanowski to są dwie największe perły naszej muzyki. Wiemy, że poza fortepianem Chopin ukochał sobie wiolonczelę, ale to nie był przypadek, ponieważ miał szanse dobrze poznać ten instrument i mógł polegać na wiedzy oraz umiejętnościach wybitnego w tamtych czasach wiolonczelisty Augusta Franchomma, który przyczynił się do kształtu Sonaty na fortepian i wiolonczelę, a w jeszcze większym stopniu do tego jak brzmi partia wiolonczeli w Grand Duo concertant E-dur.
         W momencie, kiedy zetknąłem się z wydaniem PWM Sonaty w wersji na wiolonczelę i fortepian Karola Szymanowskiego w prefacji przeczytałem słowa znakomitego polskiego wiolonczelisty Kazimierza Wiłkomirskiego, autora tego wydania i twórcy polskiej szkoły wiolonczelowej, który przytacza taką scenę, jak spotkał się z Karolem Szymanowskim i próbował namówić go do napisania utworu na wiolonczelę. Wtedy Szymanowski odpowiedział mu krótko, że nie czuje tego instrumentu, a wiemy, że doskonale pisał na skrzypce, ale nie było to przypadkiem, ponieważ przyjaźnił się z Pawłem Kochańskim, jednym z najwybitniejszych skrzypków tej epoki.
Wiedząc jak znakomicie może brzmieć transkrypcja Sonaty skrzypcowej Szymanowskiego jestem pewien, że gdyby Szymanowski miał szansę współpracować bliżej z wiolonczelistą, to z pewnością skomponowałby coś z myślą o wiolonczeli.

         Od pięciu lat tworzycie duet z Michałem Rotem. Czy są utwory, w których najlepiej się czujecie?

         W naszej działalności z Michałem zdecydowanie bliska nam jest ezoteryczność muzyki Szymanowskiego, jej nieuchwytność i piękno brzmienia, a dla mnie osobiście (czego też szukam w każdej muzyce) ważne jest znalezienie w muzyce śpiewności. Obydwaj nie wyobrażamy sobie życia bez muzyki wokalnej. Bliski jest nam Schumann i Schubert.

         Krążą opinie, że skrzypce są najbliższe głosowi ludzkiemu, ale to wiolonczela chyba jest najbliższa. Grający otacza swoim ciałem instrument, dotyka go bijącym sercem, to też przecież ma wpływ na tę śpiewność.

         To prawda, ale ważne jest także, że skala wiolonczeli obejmuje skale wszystkich głosów ludzkich (od sopranu po bas), to także sprawia, że wiolonczela w naturalny sposób odzwierciedla ludzkie emocje.

         Polecamy Państwu nowy album w wykonaniu znakomitych muzyków: mojego gościa Wojciecha Fudali, wiolonczelisty i pianisty Michała Rota, który ukaże się w drugiej połowie października.

         Pozwoli pani, że wspomnę o instytucjach, bez których ta płyta by się nie ukazała. Serdecznie dziękujemy za wsparcie Fundacji PZU, jak również Fundacji im. Eleny Aleksiejuk oraz Związkowi Artystów Wykonawców STOART, dziękuję także za wsparcie finansowe Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. Zapraszamy do słuchania i mamy nadzieję, że będziemy mogli prezentować te dzieła także na żywo podczas koncertów.

         Dziękuję za rozmowę i życzę Panu, aby znalazł Pan czas na wytchnienie i dla rodziny.

         Bardzo dziękuję, akurat rozmawiamy w czasie, kiedy odpoczywam razem z rodziną w górach niedaleko Dusznik i planujemy wyjście na szlak. Wypoczywamy w bliskości z naturą w pięknej inspirującej okolicy.

Zofia Stopińska

Różne barwy 31. Festiwalu im. Adama Didura

        Wielkie święto muzyki wokalnej, jakim był 31. Festiwal im. Adama Didura odbyło się w tym roku od 19 do 29 września. Festiwal przeszedł do historii, publiczność będzie go jeszcze długo wspominać, przed organizatorami jeszcze sporo prac związanych z minioną edycją i jednocześnie trzeba już myśleć o następnej.
      Powody do zadowolenia ma z pewnością pan Waldemar Szybiak, dyrektor Sanockiego Domu Kultury i Festiwalu im. Adama Didura, bo udało się zrealizować wszystko, co było zaplanowane.
Myślę, że chętnie Państwo przeczytają rozmowę, która została zarejestrowana po zakończeniu tegorocznej edycji.

       W czasie trwania Festiwalu można było spotkać Pana w Sanockim Domu Kultury od rana aż do późnych godzin wieczornych.

       Ktoś może pomyśleć, że skoro organizuję Festiwal już od 31 lat, to mogę bazować na dużym doświadczeniu. Ja jednak do organizacji każdej kolejnej edycji podchodzę tak, jakbym to robił po raz pierwszy. Ale może to dobrze, że nie popadłem w rutynę. Ciągle towarzyszył mi stres, żeby wszystko się udało, żeby wykonawcy i repertuar spodobali się publiczności, bo dobrze pani wie, że sala każdego wieczoru była wypełniona.
Cieszę się, że 31. edycja nie różniła się od jubileuszowej.

       Można powiedzieć, że Festiwal mienił się różnymi barwami.

        To prawda, koncerty były bardzo różnorodne, świetni wykonawcy, publiczność dopisała, stąd dla nas – organizatorów pozostają bardzo miłe wspomnienia i zadowolenie, że ta wielka prezentacja wysokiej sztuki była bardzo udana.

        Pojawiają się w czasie kolejnych Festiwali stałe formy muzyki wokalnej i spektakle baletowe, ale każda edycja jest inna. W tym roku zaproponował Pan dwa spektakle baletowe, co spotkało się z wielkim zainteresowaniem.

        Owszem, ale proszę zwrócić uwagę, że były to bardzo różne spektakle. Pierwszy spektakl „Echoes of Life” – „Echa życia” , zaprezentowany przez dwoje solistów z Hamburga: Silvię Azzoni i Oleksandra Ryabko, przy fortepianie zasiadł Michał Białk i trudno powiedzieć, kto był lepszy tancerze czy pianista, bo wszyscy byli po prostu świetni. To była bardzo trudna sztuka utrzymać przez ponad godzinę w dużym skupieniu publiczność. Pianista grał utwory między innymi: Claude'a Debussy'ego, Philippa Glassa, Roberta Schumanna, Franza Schuberta, Marurice’a Ravela i Johanna Sebastiana Bacha – pięknie skomponowane w całość i równie pięknie zatańczone. Stali bywalcy naszego Festiwalu mówili, że ten wieczór można było porównać tylko ze spektaklami baletu Borisa Eifmana, który przyjeżdżał do Sanoka pięciokrotnie.
        Natomiast drugi wieczór baletowy, to moja idée fixe, żeby pokazać na tym festiwalu „Pana Twardowskiego” Ludomira Różyckiego. Uważam, że to się udało i bardzo intersujące przedstawienie Baletu Opery Krakowskiej, ciekawa choreografia i kostiumy, bardzo dobrze wykonanie.
Dlatego mogę powiedzieć, że oba wieczory były udane.

        Silvia Azzoni i Oleksander Ryabko soliści Baletu Hamburskiego, przy fortepianie Michał Białk podczas spektaklu "Echoes of Life" w Sanockim Domu Kultury, fot. SDK Didur Szybiak Silvia Azzoni Oleksander Ryabko i Michał Białk

        Przez dwa wieczory mieliśmy przyjemność słuchać i oglądać pana Andrzeja Lamperta. Byłam przekonana, że będzie znakomity jako Ruggero w operze „Jaskółka” Giacomo Pucciniego, ale bardzo byłam ciekawa recitalu, bo nigdy nie byłam na recitalu wypełnionym pieśniami.

        Nie znam dobrze planów koncertowy pana Lamperta, ale wiem, że bardzo rzadko występuje z recitalami. W Sanoku wystąpił z niezwykle wysublimowanym recitalem, takim, który rzadko się zdarza, ponieważ recital jest formą zarówno dla wykonawcy, jak i dla publiczności bardzo trudną, a szczególnie, kiedy są to pieśni. Tym bardziej, że w pierwszej części Artysta zaproponował pełne zadumy i nostalgii pieśni Mieczysława Karłowicza. W drugiej części repertuar był bardziej urozmaicony, bo słuchaliśmy pieśni między innymi Stanisława Moniuszki, Fryderyka Chopina i Ignacego Jana Paderewskiego.
Andrzej Lampert ma bardzo piękny, aksamitny głos tenorowy i ten głos do zaproponowanego repertuaru był znakomity.
        Świetny był także w operze „Jaskółka”, wykonanym przez Operę Śląską i równorzędną partnerką dla Andrzeja Lamperta była Iwona Sobotka w roli Magdy. Śpiewała pięknie, perliście w każdym rejestrze. To jest głos na największe sceny operowe świata i wkrótce tak będzie. Byliśmy zauroczeni jej wykonaniem partii Magdy w operze „Jaskółka”.

        Trochę tak już jest, bo coraz częściej śpiewa za granicą i mniej czasu ma na występy w Polsce.

                    Iwona Sobotka (Magda) i Andrzej Lampert (Ruggero) w operze "Jaskółka" na scenie Sanockiego Domu Kultury. fot SDK    Didur Szybiak Iwona Sobotka i Andrzej Lampert

                                    
       Chcę aby powiedział Pan o elementach edukacyjnych Festiwalu im Adama Didura, które dla publiczności przychodzącej na koncerty rozpoczynające się o 18.00 w Sanockim Domu Kultury są niedostrzegalne.

        Ma pani z pewnością na myśli Obóz humanistyczno-artystyczny, który w tym roku organizowany był dla dzieci klas drugich i trzecich szkoły podstawowej. Uczestniczyło w nim około 60 uczniów. Zorganizowaliśmy dla nich zajęcia z: teatru, muzyki, plastyki i tańca. Ideą przewodnią był mistrz „Pan Twardowski”, o którym wiele słyszały i łatwiej im było zrozumieć realizowane w czasie zajęć elementy. Nagrodą dla nich był udział w spektaklu baletowym „Pan Twardowski” . Była pokaźna grupka uczestników obozu i wszyscy z zainteresowaniem oglądali spektakl.
Organizujemy te zajęcia dla dzieci, bo mamy świadomość, że musimy zainteresować naszym festiwalem także młode pokolenia, które będzie później przychodzić na koncerty festiwalowe i inne wydarzenia artystyczne.

        Po raz 30. zorganizowany został Ogólnopolski Otwarty Konkurs Kompozytorski im. Adama Didura.

        Organizację tych konkursów rozpoczęliśmy w 1992 roku i wtedy pierwszym laureatem był Wojciech Widłak, obecnie rektor Akademii Muzycznej w Krakowie i laureatów, którzy komponują i jednocześnie zajmują eksponowane stanowiska jest coraz więcej. Przypomnę, że Adam Wesołowski jest dyrektorem Filharmonii Śląskiej, Rafał Kłoczko niedawno został dyrektorem Filharmonii Zielonogórskiej, Paweł Łukaszewski jest prorektorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, prorektorem w tej uczelni w minionych kadencjach był także Dariusz Przybylski, który prowadzi nadal działalność pedagogiczną, a oprócz tego nadal komponuje i koncertuje.
        Są jeszcze dwie „nasze panie” które zrobiły międzynarodowe kariery – myślę tutaj o Katarzynie Głowickiej i Agacie Zubel. Katarzyna Głowicka między innymi cztery lata temu wystawiła swoją operę Unknown, I live with you, w Brukseli i dzieło spotkało się z bardzo dobrym odbiorem.
Wiem, że 9 listopada Agata Zubel ma prawykonanie swojego II Koncertu fortepianowego skomponowanego na zamówienie London Philharmonic , a pierwszymi wykonawcami dzieła będą: Tomoko Mukaiyama – fortepian. London Philharmonic Orchestra pod batutą dyr. Edwarda Gardnera.
        O laureatach naszego konkursu, którzy prężnie działają na polu muzyki więcej i dłużej moglibyśmy rozmawiać, bo bardzo nas cieszą ich sukcesy.
Myślę, że grono jurorów stanowili zawsze świetni kompozytorzy. Wspomnę tutaj już nieżyjących : Witolda Rudzińskiego, Krystynę Moszumańską-Nazar, Marka Stachowskiego, Zbigniewa Bujarskiego. Aktualnie także mamy znakomite jury, bo tworzą je : Eugeniusz Knapik, Wojciech Widłak - nasz pierwszy laureat i Wojciech Ziemowit Zych, który nagradzany był podczas szóstej edycji konkursu w Sanoku.
        Tak jak pani wspomniała, w tym roku odbyła się 30. edycja. Jurorzy nie przyznali pierwszej nagrody, a drugą nagrodę otrzymał Jakub Borodziuk za utwór Nokturn. Pieśń na tenor lub mezzosopran i kwartet smyczkowy do słów Tadeusza Micińskiego. Jak zwykle, prawykonanie odbyło się w Sanockim Dom Kultury 29 września przed koncertem finałowym Festiwalu. Bardzo interesująco zaprezentowali utwór znakomici wykonawcy – Ewa Biegas – mezzosopran i Airis String Quartet.

Jakub Borodziuk - laureat II Nagrody i Waldemar Szybiak - dyrektor Festiwalu im. Adama Didura podczas wręczania nagrody w XXX Konkursie Kompozytorskim im. Adama Didura, fot. SDK Didur Szybiak z laureatem konkursu

       Warto wspomnieć także o innych wydarzeniach, które podczas tej edycji się odbyły i trzeba je koniecznie odnotować.

       Rozpoczęliśmy, według mnie bardzo udaną Galą Operową poświęconą Gioacchino Rossiniemu w wykonaniu solistów i orkiestry Polskiej Opery Królewskiej, która była u nas w tym roku dwukrotnie, bo artyści tego teatru wystąpili jeszcze z zainscenizowanym „Śpiewnikiem domowym” Stanisława Moniuszki w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego.
       Została też wystawiona klasyczna operetka, czyli Zemsta nietoperza Johanna Straussa świetnie wyreżyserowana przez Henryka Konwińskiego, a wykonawcami byli soliści, chór, balet i orkiestra Opery Śląskiej w Bytomiu pod dyrekcja Przemysława Neumanna.
       Finałowy wieczór rozpoczął się bardzo uroczyście, bo wręczeniem panu Juliuszowi Multarzyńskiemu, artyście fotografikowi, który towarzyszy nam od wielu lat, Teatralnej Nagrody Muzycznej im. Jana Kiepury, a była to nagroda specjalna za całokształt pracy artystycznej. Później wręczona została wspomniana już nagroda tegorocznemu laureatowi Konkursu Kompozytorskiego im. Adama Didura i wykonana została nagrodzona kompozycja.
       Zakończył tegoroczny Festiwal koncert polskiej piosenki filmowej w wykonaniu: Bożeny Zawiślak-Dolny, jej córki Katarzyny Zawiślak-Dolny, Marcina Jajkiewicza i Jakuba Milewskiego, a towarzyszyła im Orkiestra Arte Symfoniko pod dyrekcja Mieczysława Smydy.
        Być może Adam Didur cieszył się razem z publicznością, bo przypomnę tylko , że Adam Didur w 1936 roku zagrał w filmie, a była to komedia muzyczna „Amerykańska awantura” w reżyserii Ryszarda Ordyńskiego. Nie był wykonawcą głównej roli, ale to dla nas był powód, żeby w ramach festiwalu, któremu patronuje, odbył się koncert muzyki filmowej.
Ten koncert był łagodnym, rozrywkowym zwieńczeniem całego festiwalu.

        Pewne deklaracje ze sceny padły i niedługo zacznie Pan pracować nad 32. edycją . Życzę Panu sukcesów w pozyskiwaniu darczyńców, żeby przyszłoroczny festiwal był równie różnorodny, aby mógł Pan zaprosić znakomitych wykonawców do Sanoka.

        Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że będziemy zdrowi, aby móc się cieszyć dobrą muzyką.

Zofia Stopińska

Msza F- dur J.M.K. Poniatowskiego w Filharmonii Podkarpackiej - relacja

18 października 2022r w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie odbył się nadzwyczajny koncert.
W wykonaniu Orkiestry Lwowskiej Filharmonii Narodowej, Galicyjskiego Chóru Kameralnego oraz solistów Opery Lwowskiej wysłuchaliśmy Mszy F - dur na głosy solowe, chór i orkiestrę Józefa Michał Ksawerego Poniatowskiego w wersji opracowanej przez Macieja Jabłońskiego i Sebastiana Perłowskiego.
Całością dyrygował Sebastian Perłowski.

Msza F - dur to jedyne dzieło religijne Józefa Poniatowskiego. Jej powstanie datuje się na rok 1867. Poniatowski ukończył wówczas 50 lat. Została wydana w Londynie w wydawnictwie Boosey & Co. Niestety nie zamieszczono daty wydania.
Msza dedykowana była królowi Portugalii Ludwikowi I. Pierwsza wersja przeznaczona była na głosy solowe, chór i fortepian lub organy.
Utwór odnaleziono w archiwum Brytyjskim.
27 czerwca 2015 roku ta pierwotna wersja zabrzmiała w katedrze westmisterskiej w Londynie . W lipcu 2015 wykonana była w Krakowie w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach.

Dzięki inicjatywie Przemysława Firka , prezesa Instytutu Promocji Kultury Polskiej, Msza F - dur została zorkiestrowana przez Michała Jabłońskiego oraz Sebastiana Perłowskiego. Dzięki ich pracy, utwór otrzymał drugie życie. W nowej szacie, brzmi w pełnej krasie symfonicznej. Twórcy orkiestracji wydobyli z tekstu nutowego Poniatowskiego blask i szerokie spektrum barw oraz potęgę brzmienia. Msza Poniatowskiego ma szansę wejść do żelaznego repertuaru utworów religijnych obok mszy i "Requiem" Wolfganga Amadeusza Mozarta czy Mszy Gioacchino Rossiniego. Jak napisał prof. Maciej Negrej "Nowe opracowanie Mszy F - dur Poniatowskiego dokonane zostało w sposób kompetentny, przemyślany, z wielkim wyczuciem smaku i stylu. Powinno ono utorować drogę na estrady koncertowe dziełu dotychczas nieznanemu, a bardzo pięknemu, wartościowemu i przy tym przystępnemu szerokiej publiczności."
Koncert w Rzeszowie był 25. wykonaniem Mszy. Z ważniejszych miejsc, w których zabrzmiało to dzieło wymienić należy: kościół św. Magdaleny w Paryżu, Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie, Chicago, Barcelonie, Lwowie, Lizbonie, Rzymie, Wiedniu, Bratysławie, Budapeszcie, a nawet w Bogocie.

Józef Michał Ksawery Poniatowski to postać w kulturze wyjątkowa, to nie arystokrata amator, ale wspaniały artysta, tenor, kompozytor, dyplomata, patriota, polityk - mówiąc krótko człowiek renesansu. Poniatowski skomponował 12 oper /w Polsce opera "Don Desiderio" jest od 4 lat w repertuarze Opery Śląskiej/.
Urodzony w Rzymie, mieszkał w Toskanii, pracując w toskańskiej dyplomacji. Kolejnym krajem zamieszkania była Francja tu przyjaźnił się z Napoleonem III, z którym po 1871 r. dzielił wygnanie w Anglii, gdzie sam zmarł 3 lipca 1873 roku i został pochowany na katolickim cmentarzu w Chislehurst.
Józef Michał Ksawery Poniatowski był bratankiem ostatniego króla I Rzeczypospolitej Stanisława Augusta Poniatowskiego, oraz założycielem włosko - francuskiej linii Poniatowskich żyjących współcześnie.

Wtorkowy wieczór był szczególny, artyści byli po poniedziałkowych bombardowaniach Lwowa i ponad 12 godzinnym oczekiwaniu na wjazd do Polski. Niemal wprost z autokaru wchodzili na estradę Filharmonii. Koncert odbywał się bez próby akustycznej. Wzruszenie i emocje płynęły zarówno z estrady, jak i z widowni. Długotrwała owacja publiczności na stojąco była najlepszym dowodem uznania i sympatii.
I jeszcze jeden akcent tragedii wojennej w koncercie nie mogła uczestniczyć z przyczyn rodzinnej tragedii - mezzosopranistka Tetyana Vakhnovska, zastąpiła ją Aleksandra Kunitsyna.

MSZA Rzeszow plakat 800

Fotografia moją pasją

       Jest mi ogromnie miło, że tuż po zakończeniu 31. Festiwalu im. Adama Didura w Sanoku, mogłam porozmawiać z panem Juliuszem Multarzyńskim, polskim artystą fotografikiem, inżynierem, dziennikarzem, menedżerem kultury i wydawcą. W tym roku okazja była szczególna, bowiem 26 września w siedzibie Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie, odbyła się gala wręczenia Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury. Nagrody przyznano w szesnastu kategoriach konkursowych. Trzeba dodać, że Teatralne Nagrody Muzyczne im. Jana Kiepury są jedynymi w Polsce nagrodami dla teatralnego środowiska muzycznego. Od 2007 r. przyznaje je kapituła powołana przez dyrektora MTM im. Jana Kiepury w Warszawie. Nagrody specjalne za całokształt pracy artystycznej otrzymali dyrygentka Ewa Michnik i artysta fotografik Juliusz Multarzyński.

        Serdecznie Panu gratuluję z okazji otrzymania Nagrody Specjalnej im. Jana Kiepury za całokształt pracy artystycznej. Jak już wymieniłam na wstępie wykonuje Pan kilka zawodów jednocześnie, ale myślę, że najważniejsza jest fotografia.

        Ma Pani rację, fotografia jest moją pasją od dziecka. Tak się złożyło, że za trzy miesiące upłynie dokładnie 39 lat od momentu pierwszych zdjęć, które wykonałem w teatrze. Chyba chciał los, że znalazłem się wtedy z aparatem fotograficznym w Teatrze Wielkim w Warszawie, najpierw podczas próby, a później w czasie przedstawienia „Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki. W spektaklu tym wystąpili między innymi Bogdan Paprocki i Andrzej Hiolski. Pierwszy raz ich widziałem i słuchałem na żywo. Oczywiście wiedziałem kim oni są i wielokrotnie słuchałem ich nagrań w radiu. Jak zobaczyłem ten „Straszny dwór”, wysłuchałem Bogdana Paprockiego i Andrzeja Hiolskiego na żywo, to pomyślałem sobie (oczywiście bez większego przekonania), że chyba mnie już stąd nikt nie wyrzuci.

        Jeden dzień wystarczył Panu na podjęcie decyzji, co będzie Pan robił w życiu.

         Tak, w tym dniu uświadomiłem sobie, że chcę związać swoją przygodę fotograficzną z muzyką, z operą, z baletem. Interesowałem się fotografią i wiedziałem, że fotografią się będę chciał się zająć zawodowo, ale że taką tematyką, to nie wiedziałem.

         Miałam szczęście poznać Pana w Sanoku, podczas Festiwalu im. Adama Didura i było to już dość dawno.

         Jestem po raz trzynasty na tym Festiwalu i jak widać tegoroczny jest dla mnie bardzo szczególny. Pierwszy raz byłem tu w 2008 roku.

Adam DidurJan Kiepura i Olga Didur Wiktorowa w Woli Sękowej1

                   Adam Didur, Jan Kiepura i Olga Didur-Wiktorowa w Woli Sękowej, fot. z archiwum Juliusza Multarzyńskiego                    

          Ponieważ koncerty i spektakle festiwalowe trwają w tym roku od 22 września, nie mógł Pan być w Warszawie i odebrać nagrody podczas gali, statuetkę do Sanoka przywiózł i wręczył Panu Jakub Milewski, szef artystyczny Mazowieckiego Teatru Muzycznego, przed rozpoczęciem koncertu finałowego 31. Festiwalu im. Adama Didura. Gorące oklaski świadczyły, że dla sanockiej publiczności było to ważne wydarzenie, że jest Pan w tym mieście artystą znanym i cenionym, chociaż nigdy Pana nie widać w czasie pracy.

         Fotografowanie w teatrze, na festiwalach muzycznych, jest szczególne, bo trzeba wykonywać fotografie przy trudnych, często bardzo skąpych pod względem oświetleniowym warunkach i na dodatek tak, aby nie przeszkadzać artystom i publiczności. Dzisiejsza technika ułatwia bardzo takie fotografowanie. Jak rozpoczynałem kilkadziesiąt lat temu, to na prawdę było trudno robić dobre fotografie z koncertów, a tym bardziej ze spektakli. Niewiele osób podejmowało się wtedy takiej działalności fotograficznej w sposób konsekwentny i profesjonalny.

        Obecnie pod tym względem jest o wiele łatwiej. Przy fotografowaniu trzeba zawsze mieć wielki szacunek do artystów i do tego jakich emocji i wrażeń nam dostarczają przez swoje występy. Z przykrością muszę powiedzieć, że to się przez lata zmieniło, niestety na niekorzyść. Często jest tak, że kontakt z artystą przykładowo po koncercie, nie jest po to, aby mu pogratulować, ale po to, aby promować siebie samego wykorzystując wspólną fotografię z artystą! To takie dawne fotografowanie się z „misiem”. Istnieję tylko wtedy, kiedy podpisuję wykonane przez siebie fotografie, a w czasie fotografowania jestem anonimową osobą z aparatem fotograficznym.

         Fotografuje Pan we wszystkich polskich teatrach operowych, wykonane zdjęcia są często publikowane w prasie polskiej i zagranicznej, wykorzystywane w książkach i encyklopediach, kalendarzach oraz na plakatach i okładkach płyt. Zdobywają nagrody i wyróżnienia na międzynarodowych konkursach fotograficznych Jest Pan autorem wielu indywidualnych wystaw fotograficznych m.in. w Japonii, Luxemburgu, Niemczech, Norwegii, Rosji, Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych, Tajwanie i najważniejszych ośrodkach muzycznych w Polsce. Wiele Pana prac było prezentowanych na wystawach zbiorowych m.in w Argentynie, Belgii, Brazylii, Chorwacji, Hongkongu, Indiach, Jugosławii, Łotwie, Kanadzie, Korei, Macao, RPA, Rumunii, Serbii, na Łotwie, Sri Lance i we Włoszech. Podziwialiśmy wystawę Pana zdjęć zarejestrowanych w czasie Festiwalu im. Adama Didura, a niektóre z nich do dzisiaj możemy oglądać, ponieważ ozdabiają wnętrza Sanockiego Domu Kultury.

         Współpracowałem i współpracuję ze wszystkimi polskimi teatrami operowymi. Wielokrotnie miałem w nich wystawy m.in. o balecie, operze, dyrygentach, pianistach, Giuseppe Verdim, Richardzie Wagnerze, Wacławie Niżyńskim i tej najważniejszej dla mnie, o wielkiej polskiej artystce i patriotce Marcelli Sembrich-Kochańskiej. Ta ostatnia wystawa była prezentowana we wszystkich teatrach operowych oprócz Polskiej Opery Królewskiej, która na razie nie ma możliwości wystawniczych, ale mam nadzieję, że po wybudowaniu nowej siedziby, pierwszą wystawą będzie właśnie o Marcelli Sembrich-Kochańskiej.

        Wystawa ta była również eksponowana na wielu festiwalach muzycznych m.in. w Busko-Zdrój, Krynicy-Zdrój, Szczawnie-Zdrój, Kudowie-Zdrój, w Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu, Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego w Warce, Muzeum Kraszewskiego w Dreźnie, na cmentarzu Johannisfriedhof, gdzie jest pochowana i w kościele w Bolechowie w którym jej ojciec był organistą i gdzie się wychowywała, a także w Sanockim Domu Kultury, na festiwalu swojego partnera scenicznego Adama Didura.

Fragment wystawy o Marcelli Sembrich Kochanskiej podczas Festiwalu im. Jana Kiepuru w krynicy ZdrójJuliusz Multarzyński1

     Fragmenty wystawy o Marcelli Sembrich-Kochańskiej podczas Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdrój © Juliusz Multarzyński

        Jestem szczęśliwą właścicielką obszernych rozmiarów, pięknie wydanej książki „Marcella Sembrich-Kochańska. Artystka świata" autorstwa Małgorzaty Komorowskiej i Juliusza Multarzyńskiego. To jest niezwykle ciekawy i dokładny dokument najsłynniejszej polskiej śpiewaczki. Odwiedzili Państwo chyba prawie wszystkie miejsca, w których Artystka przebywała.

         We wszystkich miejscach nie byliśmy, bo to jest trudne do zrealizowania, ale odwiedziliśmy z panią Małgorzatą Komorowską te najważniejsze. Książka, a właściwie album nie powstałby, gdyby nie stypendium Fundacji Kościuszkowskiej, które umożliwiło pani Małgorzacie Komorowskiej zebranie źródłowych materiałów o artystce w Stanach Zjednoczonych. Dzięki książce również Marcellą Sembrich-Kochańską zainteresowała się młoda, bardzo zdolna polska reżyserka Radka Franczak, która przygotowuje film dokumentalny o śpiewaczce. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się dokończyć jego realizację w 165 rocznicę urodzin artystki. Myślę, że dzięki filmowi Marcella Sembrich-Kochańska zyska w polskiej świadomości przysługującą jej właściwą rangę na którą bez wątpienia zasługuje.

        Skąd Pana sentyment do kresów, bo przecież Marcella pochodzi z Kresów.

         Moi rodzice też pochodzą z Kresów, więc nic dziwnego, że są one dla mnie bardzo bliskie. Marcella wychowywała się w Bolechowie, miasteczku leżącym pomiędzy Stryjem a Stanisławowem (obecnie Iwano-Frankiwsk) w ubogiej rodzinie. Jej ojciec był organistą, nauczył ją grać na fortepianie i na skrzypcach, a także śpiewać. Być może dzieciństwo spędzone w niełatwych warunkach sprawiło, że kiedy później była bardzo majętną osobą, to ciągle pomogała tym, którzy wymagali wsparcia finansowego. Kiedy wybuchła I wojna światowa, to ona pierwsza zaczęła zbierać pieniądze w Stanach Zjednoczonych na rzecz ofiar wojny, zakładając w grudniu 1914 roku Polsko-Amerykański Komitet Pomocy własnego imienia. W kwietniu 1915 roku dotarł do Ameryki Ignacy Jan Paderewski i od tego momentu działali wspólnie gromadząc bardzo poważne kwoty na rzecz ofiar wojny. Niezależnie od tego Paderewski prowadził działalność polityczną, przyczyniając się znacząco do uzyskania przez Polskę niepodległości. Mam wrażenie, że dzisiaj rola obojga artystów nie jest w tym względzie właściwie doceniana.

Marcella Sembrich Kochańska w swojej posiadłości w Bolton Landing

            Marcella Sembrich-Kochańska w swojej posiadłości w Bolton Landing, fot. z archiwum Juliusza Multarzyńskiego

        Od dawna odwiedzam prowadzony przez Pana portal internetowy „Maestro” www.maestro.net.pl , w którym odnotowywane są różne wydarzenia z dziedziny muzyki klasycznej.

        Założyłem ten portal razem z moim przyjacielem Wiesławem Sornatem, który niestety już odszedł od nas. Autorami tekstów portalu Maestro są osoby o dużym dorobku w muzyce poważnej, które kiedyś były m.in. dyrektorami teatrów operowych, śpiewakami, muzykami, muzykologami, a obecnie zajmują się krytyką i komentowaniem wydarzeń muzycznych. Cieszy mnie to, że portal ma dużo czytelników nie tylko w Polsce, ale również za granicą.

        Ma Pan ogromne zbiory, które ciągle się powiększają i nowych wystaw mogłoby być więcej, ale przygotowanie wystawy wymaga dużo pracy.

        Opracowanie wystawy, jak ma się już do niej zgromadzony materiał dokumentalny, jest bardzo poważnym przedsięwzięciem, wymagającym dużo pracy i czasu. Trudno znaleźć jakiekolwiek wsparcie finansowe dla takiego projektu. Marzy mi się jeszcze przygotowanie wystaw o Bogdanie Paprockim i o utworach scenicznych Krzysztofa Pendereckiego. Tę pierwszą planujemy przygotować z prezesem Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego Adamem Zdunikowskim, ale czy to się uda zrealizować w obecnej sytuacji polityczno-gospodarczej jest dużą zagadką. Dzisiaj modne jest robienie wystaw fotograficznych na Facebooku, ale czy to wnosi coś trwałego do naszego dorobku kulturowego? Przepraszam, ale dla mnie to takie disco polo.

        Na szczęście dużo osób docenia sztukę fotografii i chętnie ogładą prawdziwe wystawy przygotowane przez artystów fotografików, gdzie piękne zdjęcia zamieszczone są z pewnym pomysłem i starannie opisane. To samo dotyczy Pana albumów fotograficznych „Balet w Polsce”, „Mój Verdi”, „Dyrygenci – alfabet ekspresji” czy „Pianiści – studium rubato”. Posiada Pan tytuł Artysty Międzynarodowej Federacji Sztuki Fotograficznej oraz wiele innych odznaczeń państwowych i resortowych. Jestem jednak przekonana, że nagroda specjalna za całokształt pracy artystycznej przyznana Panu przez kapitułę XVI Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury, to dla Pana bardzo ważne wyróżnienie.

        Myślę, że jest to największa nagroda jaka do tej pory mnie spotkała i muszę przyznać niespodziewana. Przecież ja ani nie tańczę, ani nie śpiewam, ani też nie gram na żadnym instrumencie. Od pół wieku jestem inżynierem chemikiem, absolwentem Politechniki Wrocławskiej, ale jak to się powszechnie mówi – czuję chemię nie tylko do pierwiastków z tablicy Mendelejewa, ale również do artystów; aktorów, muzyków, tancerzy, a w szczególności do śpiewaków. Dziękuję bardzo Łukaszowi Goikowi dyrektorowi Opery Śląskiej za zaproponowanie mojej osoby do takiego wyróżnienia.

         Drugą osobistością, która otrzymała nagrodę specjalną za całokształt pracy artystycznej jest Pani Ewa Michnik, niezwykle zasłużona artystka dla opery.

         Pani Ewa Michnik ma nieocenione zasługi dla opery, ale też bardzo znacząco przyczyniła się do upamiętnienia Marcelli Sembrich-Kochańskiej. To dzięki pani dyrektor Ewie Michnik powstał jedyny ślad materialny w Polsce o Marcelli Sembrich-Kochańskiej – mianowicie na fasadzie Opery we Wrocławiu jest umieszczona tablica upamiętniająca tę wielką artystkę, która dwanaście razy wystąpiła we Wrocławiu. Szkoda, że o takim upamiętnieniu artystki nie pomyślała dyrekcja Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, w którym też śpiewała. Przypomnę tylko, że wystąpiła w operach: "Łucja z Lammermoor" (4x), "Robert Diabeł", "Lunatyczka", "Cyrulik sewilski" (4x), "Rigoletto", "Hugonoci" (2x), "Traviata" (4x). Zaśpiewała też w Warszawie podczas koncertów w Sali Aleksandryjskiej Ratusza z udziałem Ignacego Jan Paderewskiego (3x), Resursie Obywatelskiej (Dom Polonii), w Resursie Kupieckiej (Pałac Mniszchów), w salach Redutowych Teatru Wielkiego (8x) i w Filharmonii Warszawskiej pod dyrekcją Grzegorza Fitelberga.

Statuetka1

             XVI Teatralne Nagrody Muzyczne im. Jana Kiepury - nagroda specjalna za całokształt pracy artystycznej 2022

         Wiem, że szukając materiałów o Marcelli Sembrich-Kochańskiej, podążali Państwo często śladami Adama Didura.

         Marcella Sembrich-Kochańska przez 25 lat była związana w Metropolitan Opera. Ostatni jej sezon był jednocześnie pierwszym sezonem Adama Didura w MET. Podczas tego współnego sezonu wystąpili razem w "Rigoletto" (3x), "Cyganerii "(5x), "Weselu Figara" (6x). Podczas pożegnalnego występu Sembrich na scenie MET 6 lutego 1909 roku razem zaśpiewali w II akcie "Cyrulika sewilskiego". Didur wystąpił jako Basilio. Sembrich, która była uosobieniem Rozyny, scenę „lekcji śpiewu” zaczęła od "Odgłosów wiosny" Straussa, a potem było "Życzenie" Chopina przy własnym akompaniamencie. Następnie w I akcie "Traviaty", Sembrich była Violettą, a Didur wystąpił jako Doktor Grenvil. Sembrich z Didurem spotkali się jeszcze scenicznie 8 kwietnia 1915 roku w hotelu „Biltmore” podczas imprezy charytatywnej "Noc w Polsce", z której dochód przeznaczono na pomoc ofiarom wojny w Polsce. Didur kolejne 25 lat był związany z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, czyli dwoje polskich artystów przez 49 lat królowało na tej scenie. Marcella Sembrich-Kochańska zaśpiewała po szyldem MET 487 razy, a Adam Didur 943 razy. Dzisiaj trudno jest sobie to wyobrazić. W późniejszych latach Adam Didur bardzo mocno wspierał Jana Kiepurę na początku jego kariery w Ameryce i Metropolitan Opera. Bardzo się ze sobą przyjaźnili. Kiedy po latach, Adam Didur zamarzył o nowym samochodzie, na który nie było go stać, to Jan Kiepura sprezentował mu niejako w „rewanżu” za życzliwość u progu własnej kariery i zdobywaniu sławy.

Adam Didur w samochodzie który podarował mu Jan Kiepura1

               Adam Didur w samochodzie, który podarował mu Jan Kiepura, fot. z archiwum Juliusza Multarzyńskiego

         Podczas trwania sanockich festiwali zawsze mieszka Pan we dworze w Woli Sękowej, będącego kiedyś własnością ojca Adama Didura, który także tam mieszkał przez jakiś czas. Wola Sękowa i Sanok, a dokładnie Sanocki Dom Kultury z pewnością są dla Pana inspirujące.

         Jestem pełen podziwu i uznania dla dyrektora Waldemara Szybiaka, który Festiwalem im. Adama Didura kieruje od początku jego powstania. W tym roku odbył się po raz 31-szy. Przyglądając się programowi festiwalu na przestrzeni lat i porównując go z innymi operami, a mamy ich w tej chwili w Polsce jedenaście, to dochodzę do wniosku, że żaden z nich nie powstydziłby się takiej ilości i jakości repertuarowej. Sanoczanie na tej małej scenie w ciągu tych lat mogli zobaczyć kameralne spektakle z Warszawskiej Opery Kameralnej czy Polskiej Opery Królewskiej, ale także monumentalne opery takie jak "Nabucco", czy "Borys Godunow". Myślę, że pokochali operę. Sala widowiskowa jest zawsze wypełniona po brzegi publicznością przy wszystkich wydarzeniach festiwalowych. Można powiedzieć, że Sanocki Dom kultury jest nieformalnie dwunastą sceną operową w Polsce.

        Mam nadzieję, że pozostanie Pan wierny Festiwalowi im. Adama Didura i będziemy się spotykać na następnych edycjach. Nie wyobrażam sobie tego festiwalu bez Pana obecności, bez zdjęć, które są trwałą pamiątką festiwalowych wydarzeń. Dzięki Panu możemy oglądać na zdjęciach występy w Sanockim Domu Kultury: Andrzeja Hiolskiego, Bogdana Paprockiego, Krzysztofa Pendereckiego i wielu innych wspaniałych artystów, którzy już odeszli.

        We dworze w Woli Sękowej jest księga pamiątkowa. Przeglądając ją odnalazłem ślady pobytu wielu najwybitniejszych polskich artystów, a wśród nich bardzo inspirujący wpis i autograf Krzysztofa Pendereckiego. Jest to miejsce bardzo szczególne, magiczne, bardzo inspirujące. Spacerując po zabytkowym parku, kiedy się słucha szumu platanów pamiętających Adama Didura, ma się wrażenie, że słyszy się w oddali jego śpiew.

        Dziękuję za rozmowę.

Zofia Stopińska

Dworek w Woli SękowejJuliusz Multarzyński2

                                                            Dworek w Woli Sękowej © Juliusz Multarzyński

 

VI Rzeszowska Jesień Muzyczna - Estrada młodych

Estrada młodych: Koncert laureatów VII Międzyuczelnianego Polskiego Konkursu Duetów Instrumentalnych i Wokalnych

Wykonawcy: Justyna Khil (sopran), Rozalia Kierc (fortepian)

Program: R. Strauss, C.M. von Weber, K. Szymanowski, M. Karłowicz, S. Laks

23 października 2022r., godz. 19:00,  Instytut Muzyki UR, ul. Dąbrowskiego 83, Rzeszów

Justyna Khil (sopran) jest studentką Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy w klasie prof. dr hab. Hanny Michalak.

Od roku 2020 uczestniczy w Programie Kształcenia Młodych Talentów – Akademia Operowa w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie, gdzie rozwija umiejętności wokalne w klasach Izabelli Kłosińskiej, Olgi Pasiecznik, Eytana Pessena oraz Matthiasa Rexrotha.

ROZALIA KIERC (ur. 1999 r. we Wrocławiu) edukację muzyczną rozpoczęła w klasie fortepianu Krystyny Dyżewskiej w PSM I st. im. G. Bacewicz w swoim rodzinnym mieście. W 2017 r. ukończyła z wyróżnieniem International High School of Wroclaw IB Diploma oraz PSM II st. im. Wł. Żeleńskiego w Krakowie w klasie prof. Stefana Wojtasa. Po uzyskaniu w 2020 r. dyplomu z wyróżnieniem, kontynuuje studia pianistyczne II st. pod kierunkiem prof. Stefana. Wojtasa w Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Od 2019 r. jest studentką Akademii Muzycznej im. K. Lipińskiego we Wrocławiu w klasie dyrygentury prof. Marzeny Diakun.

Nieprzerwanie od 2008 r. należy go grona stypendystów Prezydenta Wrocławia w Dziedzinie Kultury i Sztuki. Stypendystka Programu MKiDN Młoda Polska, w latach 2008-2017 stypendystka KFNRD oraz siedmiokrotna laureatka Konkursu Stypendialnego ZDOLNY ŚLĄSK Marszałka Województwa Dolnośląskiego. W 2009 r. została stypendystką KIWANIS Wratislavia, a prof. G. Pstrokońska-Nawratil skomponowała dla niej tryptyk Muszelki. Od 2011 r. pod opieką m.in. Fundacji Pro Musica Bona i Podkarpackiej Fundacji Rozwoju Kultury. Stypendystka Rektora Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy. W 2015 r. uhonorowana Nagrodą Artystyczną Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich.

Na międzynarodowych konkursach muzycznych otrzymała kilkanaście pierwszych nagród, nagrody specjalne oraz Grands Prix, także na konkursie kompozytorskim dla dzieci i młodzieży za utwór toccaresca. Uczestniczyła w mistrzowskich kursach muzycznych m. in. K. Jankowskiej-Borzykowskiej, I. Rumiancewej, D. Yoffe, U. Bartkiewicz, V. Nosiny, K. Kennera, T. Yamamoto, A. Jasińskiego, M. Woskriesienskiego, oraz J. J. Orlińskiego i M. Biela. Podczas czterech edycji Międzynarodowego Forum Pianistycznego Bieszczady bez granic otrzymała wiele nagród, dwukrotnie Nagrodę Publiczności oraz najważniejsze wyróżnienie Forum – Złoty Parnas.

                                                                              Rozalia Kierc - fortepian, fot. SPMK

Rzesz. Jesień Muzyczna Rozalia Kierc

KAMERALNE KONCERTY FAMILIJNE - LLLeggiero Woodwind Trio

Polska literatura kameralna przełomu XX i XXI wieku na trio stroikowe

W RAMACH CYKLU: KAMERALNE KONCERTY FAMILIJNE

23 października 2022r., niedziela, godz. 17:00, sala kameralna Filharmonii Podkarpackiej

LLLeggiero Woodwind Trio w składzie:

MAKSYMILIAN LIPIEŃ – obój

PIOTR LATO – klarnet

DAMIAN LIPIEŃ – fagot

Stefan Münch – słowo

 W programie: A. Tansman, W. Lutosławski, A. Krzanowski, A. Dobrowolski, B. Konowalski, W. Żeleński

 LLLeggiero Woodwind Trio w składzie: Maksymilian Lipień (obój), Piotr Lato (klarnet) i Damian Lipień (fagot) powstało w 2018 roku w Krakowie. Muzycy są absolwentami Akademii Muzycznej w Krakowie, a obecnie prowadzą tam klasy w swoich specjalnościach. Od wielu lat prowadzą działalność solową oraz kameralną w różnych formacjach, koncertowali między innymi na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Kompozytorów Krakowskich, Międzynarodowym Festiwalu Pogranicza Muzyki Współczesnej, Festiwalu Muzyki Kameralnej Muzyka u Źródeł, Summerwinds Munsterland – Europas Festival, Międzynarodowy Festiwal Muzyki Kameralnej Muzyka Na Szczytach.

Muzycy znajdują się w stałym składzie Orkiestry Akademii Beethovenowskiej (Piotr Lato) oraz Narodowej Orkiestry Polskiego Radia w Katowicach (Maksymilian i Damian Lipieniowie), współpracują również z innymi orkiestrami, takimi jak Sinfonia Varsovia, Polska Filharmonia Kameralna Sopot, Filharmonia Podkarpacka, Orkiestra Kameralna Miasta Tychy AUKSO. Współpracowali również z takimi artystami, jak Janusz Wawrowski, Janusz Widzyk, Olga Pasiecznik, Katarzyna Budnik, Jakub Jakowicz, Frank Forst, Trio BLUette. Dokonali wielu nagrań zarówno dla Polskiego Radia, jak i wydawnictw Tacet, Accentus, Le Fox Music, DUX, Universal Music. LLLeggiero Woodwind Trio wykonuje utwory kompozytorów europejskich, począwszy od epoki klasycyzmu po muzykę współczesną m.in. W.A. Mozarta, A. Tansmana, E. Schulhoffa, J. Iberta, J. Francaixa, A. Szałowskiego, W. Lutosławskiego. W ostatnim czasie Trio miało zaszczyt wystąpić z serią koncertów w Polsce u boku światowej sławy skrzypaczki Kai Danczowskiej w ramach obchodów 70. urodzin artystki. W 2021 r. trio zdobyło II miejsce w prestiżowym konkursie Medici International Music Competition.

Subskrybuj to źródło RSS