Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Filharmonia Podkarpacka - koncert muzyki polskiej

AB 13 XII 2019 PIĄTEK GODZ. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ

RAFAŁ JANIAK – dyrygent

KAMILA WĄSIK – JANIAK - skrzypce

W programie:

W. Lutosławski - "Mała Suita"

H.Wieniawski - Koncert skrzypcowy nr 2 d-moll op.22

R.Janiak - Suita z opery „Człowiek z Manufaktury

W. Kilar – Krzesany

Kapelmistrz i kompozytor – Rafał Janiak zadyryguje muzyką z opery „Człowiek z manufaktury” (2017), za którą otrzymał Grand Prix i Nagrodę Publiczności Operowej w Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim ogłoszonym przez Teatr Wielki w Łodzi. Z XX wiecznej literatury muzycznej wybrano Małą suita (1951) Lutosławskiego, która czerpie materiał muzyczny z folkloru rzeszowskiego oraz poemat symfoniczny Krzesany (1974) Kilara okrzyknięty arcydziełem i „najwspanialszą po Harnasiach Szymanowskiego muzyczną apoteozą góralszczyzny”. Wizytówką romantycznej muzyki będzie Koncert skrzypcowy d – moll (1862) Wieniawskiego, który oczarował niegdyś samego Piotra Czajkowskiego. Trzyczęściowy utwór rozpoczyna się od namiętnego Allegro moderato, które prowadzi do słynnego Romansu. Radosny finał „a la zingara”, inspirowany jest muzyką cygańską.

Renata Johnson-Wojtowicz – „AH! MIA VITA!”

           Kilkanaście dni temu trafiła do moich rąk płyta zatytułowana „Oh! Mia vita!”, zawierająca wyłącznie wielkie hity muzyki wokalnej, przede wszystkim operowej. Jest to debiutancka płyta Renaty Johnson-Wojtowicz, znakomitej sopranistki związanej z Podkarpaciem, a szczególnie z Przemyślem, gdzie artystka rozpoczęła edukację muzyczną i tam do dzisiaj mieszka, oraz ze Stalową Wolą i Krosnem, bo w szkołach muzycznych tych miast kształci młode pokolenie wokalistów.

           Renata Johnson-Wojtowicz ukończyła studia na wydziale wokalno-instrumentalnym Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie dr hab. Macieja Bartczaka, uczestniczyła także w licznych kursach mistrzowskich, prowadzonych przez Jadwigę Romańską, Helenę Łazarską, Ingrid Kremling-Domański, Gabrielę Munari czy Dariusza Grabowskiego.
           Już w czasie studiów rozpoczęła współpracę z Operą Śląską, a także występowała za granicą. Artystka z powodzeniem śpiewała w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Francji, Holandii, Szwecji i Norwegii oraz na licznych festiwalach muzycznych w Polsce. Ważnym wydarzeniem w karierze wokalnej Renaty Johnson-Wojtowicz był udział w inscenizacji Carmen Bizeta, z Małgorzatą Walewską w partii tytułowej, w Teatrze Muzycznym w Gliwicach, która otrzymała nagrodę Złota Maska w kategorii Spektakl Roku (2005). Renata Johnson-Wojtowicz prowadzi czynną działalność koncertową i na szczęście w tym roku mogła słuchać jej śpiewu także podkarpacka publiczność, na początku października podczas Festiwalu im. Janiny Garści w Stalowej Woli, 23 listopada w Jarosławiu i 24 listopada w ramach uroczystości jubileuszowych przemyskiego teatru Fredreum. Wiem także, że planowany jest koncert w styczniu na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu i bardzo się cieszę na to wydarzenie.

            Powróćmy jednak do debiutanckiej płyty Renaty Johnson-Wojtowicz „Oh! Mia vita!”, która zawiera 11 wybranych przez Artystkę przepięknych utworów, nagranych z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Lwowskiej Narodowej Filharmonii, którą dyrygował Serhiy  Khorovets.
           Płyta jest najlepszym dowodem na to, jak różnorodny i bogaty jest repertuar Artystki. Z pewnością na krążku mogły się znaleźć tylko niektóre z Jej ulubionych utworów. Są wśród tych wybranych dwa arcydzieła Antonina Dvořáka – otwiera płytę pieśń "Když mne starámatka zpívat učívala" op. 55 nr 4 z cyklu "Cígánské melodie" oraz cudowna aria Rusałki "Mésíčku na nebi hlubokém" z najpopularniejszej jego opery.
Do najpiękniejszych utworów zaliczyć możemy z pewnością „Ave Maria” z jednoaktowej opery „Rycerskość wieśniacza” Pietro Macagniego i arię Lauretty „O mio babbino caro” z opery "Gianni Schichi” Giacomo Pucciniego oraz drugi fragment z innego dzieła Pucciniego - mniej znaną, ale równie piękną arię Magdy de Civry „Chi il bel sogno di Doretta” z opery „Jaskółka”.
Mamy także dwa niezwykle popularne przeboje operetkowe: „Czardasz Sylvii” z operetki „Księżniczka czardasza” Imre Kálmana oraz arię Giuditty z komedii muzycznej pod tym samym tytułem Franza Lehara.
Najbliższa naszym czasom jest pieśń Fantyny z I aktu musicalu „Nędznicy” Clauda-Michela Schönberga (1980).
Miłą niespodzianką są dwa duety: z opery „Wesele Figara” Wolfganga Amadeusza Mozarta i „Flower duet” z opery „Lakmé” Léo Delibes’a. Pierwszy z wymienionych Renata Johnson-Wojtowicz śpiewa z sopranistką Magdaleną Dobrowolską, solistą chóru Filharmonii Narodowej, a drugi z mezzosopranistką Aleksandrą Kalicką, artystką chóru Filharmonii Krakowskiej.

          Przepiękny sopran Renaty Johnson-Wojtowicz zachwyca w każdym utworze. O wielkich umiejętnościach świadczy ogromna precyzja i dbałość o każdy dźwięk, o wykończenie każdej frazy. Artystka znakomicie czuje się śpiewając z Orkiestrą Symfoniczną Lwowskiej Narodowej Filharmonii, którą dyryguje Serhiy Khorovets. Ta swoboda objawia się przede wszystkim świetnymi proporcjami pomiędzy głosem solowym i orkiestrą, chociaż w doskonałym efekcie końcowym dostrzec także trzeba umiejętności reżyserów nagrania.
           Kompozycją można także nazwać przemyślane zestawienie wymienionych utworów na płycie, bo dzięki temu słuchacz zafascynowany jest cudowną muzyką i po wybrzmieniu wieńczącego krążek „Duetu kwiatów”, miałby ochotę jeszcze czegoś posłuchać.
           Honorowy patronat nad tym wydawnictwem objął Prezydent Miasta Przemyśla, a formą wsparcia było Stypendium Twórcze Miasta Przemyśla 2018 na nagranie albumu solowego przyznane Renacie Johnson-Wojtowicz.

           Warto także zwrócić uwagę na eleganckie wydawnictwo, opatrzone ciekawymi tekstami i pięknymi zdjęciami. To jest także bardzo ważne, kiedy z przyjemnością po nie sięgamy.
          Płyta została wydana nakładem firmy fonograficznej DUX.
Gorąco Państwu polecam debiutancką płytę Renaty Johnson-Wojtowicz.

Zofia Stopińska

Recital "Sentymentalny świat"

8 grudnia 2019 r. niedziela ; godz.18:00 ; Ratusz w Rzeszowie, Rynek 1,

Sentymentalny świat
wiersze i piosenki Andrzeja Szypuły
Beata Kraska - sopran - Muza
Krzysztof Mroziak - fortepian

Sentymentalny świat
Rzeszowski walczyk
Ty i ja
Zimowy nokturn
Oczarowanie
Ach, cóż to za romans
Stary walc
Jesienna ballada
Jesienny portret
Pieśń miłości
Tylko ty
Zakochany walc
Cygański romans
Jest taka miłość
Gdzie białe mgły nad Wisłokiem

Wiersze z tomików: „Białe tulipany”, „Srebrny sen”, „Wielki Wóz”, „Dobre anioły, „Głogi przydrożne”, piosenki ze zbioru „Wiosenny wiatr”

Beata Kraska – tytuły podkreślone Duet – tytuły pogrubione
8 grudnia 2019 r. niedziela godz.18.00 Ratusz w Rzeszowie
Rzeszowski Teatr Muzyczny „Olimpia”, Estrada Rzeszowska

Sentymentalny świat

Słowa: Jadwiga Has Muzyka: Seweryn Krajewski

Wieczorne senne migotanie świec,
na rzęsach drżące krople srebrnych łez,
gdy śpiewał grał romanse Cygan brat,
gdzie odszedł ten sentymentalny świat.

Gdzie tamta czułość w aksamitną noc,
gdzie taka miłość, której nigdy dość,
tak kruchy jak mimozy złoty kwiat,
gdzie odszedł ten sentymentalny świat.

Gdzie dawne wiersze z rozmodlonych słów,
gdzie te piosenki o zapachu bzu,
gdzie tamte sny sprzed wielu, wielu lat,
gdzie zginął ten sentymentalny świat.

Ja wiem, są młode rozpędzone dni,
bez tchu za nimi trzeba szybko iść,
lecz czasem gdy o zmierzchu śpiewa ptak,
to budzi w nas sentymentalny świat.

Remedium - Nastrojowy wieczór literacko-muzyczny w rzeszowskim ratuszu

           „Wierzę, los szczęśliwy przyjdzie i słowa poetów znów rozpłomienią zmierzch” – to fragment wiersza Mieczysława A. Łypa pt. „Remedium”, który stał się tytułowym symbolem nastrojowego wieczoru literacko-muzycznego zorganizowanego w niedzielę 17 listopada 2019 roku w zabytkowej sali posiedzeń rzeszowskiego ratusza przez Rzeszowski Teatr Muzyczny „Olimpia” wraz z Estradą Rzeszowską i Związkiem Literatów Polskich Oddział w Rzeszowie. Honorowy patronat nad spotkaniem objął Prezydent Rzeszowa dr h.c. Tadeusz Ferenc.

           Podczas tego niezwykłego wieczoru, pełnego artystycznych natchnień i inspiracji, w złotym blasku świecy jarzącej się na płycie tajemniczego, błyszczącego czernią fortepianu, słowo i dźwięk przeplatały się razem, by wzruszać i zachęcać licznie przybyłych słuchaczy do głębokich refleksji zawartych w poetycko-muzycznych wizjach ujętych w tych małych dziełach stworzonych przez poetów i kompozytorów zwanych pieśniami, piosenkami, improwizacjami...

          Piosenka literacka... Dobrze, że rzeszowscy i podkarpaccy poeci chętnie poszukują nowego wyrazu. Ich wiersze w muzycznej oprawie nabierają nowego kształtu, głębi, stają się nośnikami nie tylko poetyckich zamysłów i przeżyć wyrażanych słowem, ale zaczynają brzmieć, rzec można - w nowych przestrzeniach wyobraźni...

           W znakomitej, jakby trochę tajemniczej akustyce sali posiedzeń rzeszowskiego ratusza, która pełni na codzień ważne funkcje w życiu miasta, niosły się w listopadową niedzielę, ponad stylowe okna, rzeźbione drzwi, ozdobne krzesła, obrazy w artystycznych ramach, natchnione dźwięki i słowa wierszy i piosenek artystów nie z tego świata... „Cień słonecznego zegara”, „Złote skrzypce”, Cień nadziei”, „Jesień w Bieszczadach”, „Kto mi zabroni”, „Jesienna piosenka”, „Przemyski walczyk”, „Wariatka”, Wspomnienia...”, „Remedium”, „Rozmowa z gołębicą”, „Ulica Spokojna”, „Piosenka o błękitnym Chagallu”, „Do Leonarda Cohena”, „Miriam”, „Są takie dni”, „W parku”, „Jesienna Rapsodia”.

          Nie brakło jesiennych klimatów... Podczas wieczoru swoje wiersze czytali i użyczyli do opracowania piosenek: Mieczysław A. Łyp, Adam Decowski, Celina Depa, Teresa Paryna, Zbigniew Michalski, Stefan M. Żarów, Maria Stefaniak, a śpiewali i muzykowali: Wiktor Bochenek, Renata Kątnik, Małgorzta Stankiewicz, Andrzej Szypuła, Gabrysia Tomaka, Woytek Vard-Miśków, Dominka Syrek, Michał Szmyd. Z wielką swadą i elegancją nastrojowy wieczór w rzeszowskim ratuszu prowadzili: Małgorzata Żurecka i Stefan M. Żarów, zachęcając artystów i słuchaczy do wspólnych przeżyć duchowych i artystycznych.

           Jesienny wieczór literacko-muzyczny pozostawił wrażenia o nieprzemijającym pięknie słowa i muzyki, kreowanych przez naszych rodzimych twórców i wykonawców i ich własnej, rodzimej twórczości, tej sercu najbliższej, przy której, jak to przy ogniu sztuki, zziębnięte ręce, serca i dusze można ogrzać...

Andrzej Szypuła

Balet "Śpiąca Królewna" w Sanockim Domu Kultury

MIKOŁAJKI
Śpiąca Królewna
Royal Lviv Ballet

9 grudnia ,  godz.18.00 , Sanocki Dom Kultury

cena biletu 60 zł

Śpiąca Królewna
" Za górami, za rzekami, przed latami przed dawnemi,
w swej stolicy cudnie pięknej, pewien król żył na ziemi..."
Tak zaczyna się bajka o śpiącej królewnie, która tuż po urodzeniu została wyposażona we wspaniałe dary od dwunastu mądrych wróżek. Ale trzynasta wróżka swoim strasznym zaklęciem zniszczyła całą radość w królewskiej rodzinie. Królewna w wieku lat szesnastu miała ukłuć się wrzecionem i zasnąć na wieki. Ten piękny motyw, zawierający w sobie wszystkie niezbędne elementy dramatu wyszedł spod pióra Charlesa Perraulta. Dla potrzeb baletu dostosował temat Marius Petipa. Wyjątkową muzykę skomponował mistrz muzyki baletowej Piotr Czajkowski. Premiera tego widowiska odbyła się w 1890 roku w Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu. Tą bajkową opowieść, będziemy mogli zobaczyć w wykonaniu Royal Lviv Ballet w Sanockim Domu Kultury.
Kierownictwo artystyczne zespołu sprawują Pavlo Stalinski i Oleg Petryk.

Rozumieją się nadzwyczajnie i kochają razem grać

          Tegoroczna Rzeszowska Jesień Muzyczna zakończyła się wspaniałym recitalem Kai Danczowskiej – jednej z najwybitniejszych polskich skrzypaczek. Artystka wystąpiła z córką Justyną Danczowską, która jest znakomitą, niezwykle utalentowaną pianistką.
          Gorącymi brawami na stojąco rzeszowscy melomani dziękowali za wspaniały występ wykonawczyniom finałowego koncertu. W programie znalazły się: Preludium i Rondo z Partity G. Bacewicz, Sonata na skrzypce i fortepian P. Glassa oraz Sonata na skrzypce i fortepian F. Say’a. Pomimo, że są to mało znane utwory, rzeszowska publiczność przyjęła je entuzjastycznie, a jej owację Artystki nagrodziły bisami i tak usłyszeliśmy: Humoreskę A. Dvořàka, Kujawiaka a – moll H. Wieniawskiego oraz Poemat Z. Fibicha.
           Cokolwiek napiszę o wirtuozerii Maestry Kai Danczowskiej, zabrzmi banalnie. Była rewelacyjna. Justyna Danczowska to wspaniała pianistka i kameralistka, zachwycająca znakomitą techniką, a zarazem delikatnym, subtelnym brzmieniem. Trudno sobie wyobrazić lepsze zwieńczenie III Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej.

Dla mnie ten koncert miał ogromne wartości poznawcze, bowiem oprócz bisów jedynym utworem, który znałam, była Partita na skrzypce solo Grażyny Bacewicz, ale tak wspaniale wykonanych skrajnych części (Preludium i Rondo) tego dzieła, które rozpoczęły rzeszowski recital, nie słyszałam nigdy. Nigdy też nie słyszałam na żywo Sonaty na skrzypce i fortepian Fazila Say’a, tureckiego kompozytora i pianisty oraz Sonaty na skrzypce i fortepian amerykańskiego twórcy Philipa Glass’a. Czy często Panie zamieszczają w programach recitali muzykę XX i XXI wieku?
          Kaja Danczowska: Owszem, ostatnio dosyć często.
          Justyna Danczowska: Najpierw zachwyciłyśmy się Sonatą Fazila Say’a i łączyłyśmy ją z różnymi znanymi dziełami. Pamiętam nawet koncerty, podczas których zabrzmiała po Sonacie Beethovena i Kwintecie Mozarta.
Później, w wyniku zachwytu twórczością Philipa Glass’a, postanowiłyśmy sięgnąć po jego dzieło na nasz skład i okazało się, że jest piękna Sonata na skrzypce i fortepian.

Cudowny utwór, ale bardzo trudny.
           Kaja Danczowska: Słusznie Pani zauważyła, że jest to niełatwy utwór. Dość długo nad nim pracowałam, żeby go zagrać na koncertowym poziomie – tak jak dzisiaj.

Słuchając koncertu, pomyślałam, że tylko Matka i Córka mogą stworzyć tak wyjątkowy duet, najlepszy na świecie. Chyba nie mogłaby sobie Pani pozwolić na taką swobodę z innym pianistą.
          Kaja Danczowska: No i chyba nie z każdą córką, bo to musi być córka niezwykle wrażliwa i nie tylko utalentowana, ale czująca podobnie do mnie, czyli w trochę zwariowany sposób.
          Justyna Danczowska: Oprócz wspólnej wrażliwości łączy nas wyjątkowa empatia i ja wiem, kiedy zabrzmi następna nuta w wykonaniu Mamy, chociaż tego nie powinnam wiedzieć. Za nami wiele lat wspólnego grania. Jak rozpoczynałyśmy współpracę, to obie byłyśmy dobrymi instrumentalistkami, ale wspólne oddychanie, wspólne frazowanie wcale nie było łatwe. Teraz wszystko jest oczywiste i doskonale wiemy, kiedy wstrzymać albo wziąć głębszy oddech.
           Kaja Danczowska: Dlaczego powiedziałaś, że nie powinnaś wiedzieć, kiedy przypada następna nuta?
           Justyna Danczowska: Bo to jest równoznaczne z przewidywaniem przyszłości. Polega to na intuicji, wyczuwaniu. Graliśmy kiedyś Kwartet na koniec czasu Oliviera Messiaena, w którym jedna z części napisana jest na wiolonczelę i fortepian. W składzie naszego kwartetu był wiolonczelista Bartosz Koziak, który grał tę część bardzo swobodnie, ale cały czas byliśmy razem. Po koncercie powiedział do mnie: „Nie wiem, jak to robiłaś, że byłaś tak bardzo ze mną, bo ja nie wiedziałem, kiedy zagram następną nutę, a ty wiedziałaś. Nie mogę uwierzyć, że było to możliwe”.
           Kaja Danczowska: Podobne wrażenia miałam dzisiaj w czasie wykonania na bis Kujawiaka a-moll Henryka Wieniawskiego. Nie wiedziałam, kiedy przypadnie to zachwianie, ta dowolność, to zakołysanie i opierałam się na Justynie, i dokładnie byłyśmy razem.
           Justyna Danczowska: Mam swoje sposoby, żeby to odgadnąć.
           Kaja Danczowska: W takich momentach wydaje mi się, że ty mnie prowadzisz. I to jest najcudowniejsze.

Pani Profesor, jest takie powiedzenie, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, które Rodziny Danczowskich dotyczy szczególnie. Pani dziadek, Dezyderiusz Danczowski, był wybitnym, uznanym na świecie wirtuozem wiolonczeli, a Pani mama Beatrycze, choć z wykształcenia była historykiem sztuki, też pięknie grała na tym instrumencie. W trzecim pokoleniu Pani zamieniła wiolonczelę na skrzypce, chociaż w domu była świetna wiolonczela po dziadku. Łatwo było zostać skrzypaczką w domu wiolonczelistów?
           Kaja Danczowska: Mogę powiedzieć nawet, że bardzo trudno. Miałam już 26 lat i byłam koncertującą skrzypaczką, kiedy mama powiedziała: „Wiesz, graj na tych swoich skrzypcach”. Wcześniej ciągle mówiła: „Przejdź wreszcie na wiolonczelę, bo to jest piękny instrument”. Nie chciała, żebym grała na skrzypcach, a ja na przekór coraz więcej ćwiczyłam na skrzypcach. Nie prowadziłyśmy życia towarzyskiego, nie miałam się z kim spierać, więc się kłóciłam z mamą.

Pani Justyno, słuchając Pani dzisiaj, pomyślałam, że na pewno sama wybrała Pani sobie instrument.
           Justyna Danczowska: Wiem, że teraz są kilkuletnie dzieci, które mają świadomość osób dorosłych i same o sobie decydują, ale ze mną było inaczej. Trudno mi powiedzieć, jak to dokładnie wyglądało, ale nie był to tylko mój wybór. Zaczęłam grać na fortepianie, nie było żadnych planów związanych ze skrzypcami. W domu była wiolonczela po pradziadku i były plany, że będę na tym instrumencie grała, ale na planach się skończyło. Często teraz myślę, że dobrze się stało, bo nie muszę nosić tak dużego instrumentu. Dzięki temu, że zostałam pianistką, mogłam studiować u wielkiego Krystiana Zimermana.

Wielką wagę przywiązują Panie do pamiątek i dokumentów rodzinnych, podobno mają Panie ogromny zbiór dokumentów, a dużą część stanowią pamiątki i rękopisy związane z wieloletnią mentorką pani Kai Danczowskiej – wybitną polską skrzypaczką Eugenią Umińską – ten zbiór, a przede wszystkim wspomnienia spisane przez panią Kaję Danczowską o Profesor Eugenii Umińskiej, były materiałami do powstania książki „Eugenia Umińska – dama wiolinistyki we wspomnieniach Kai Danczowskiej”, autorstwa Katarzyny Marczak. Wydała je Akademia Muzyczna w Krakowie. To fascynująca książka nie tylko dla skrzypków, ale także dla muzyków.
           Kaja Danczowska: Jest to książka o miłości, która może zaistnieć pomiędzy nauczycielem i uczniem. Pomimo, że czytałam te listy Pani Profesor tyle razy i książka już wyszła, one wciąż mnie zdumiewają i bardzo poruszają.

Jest Pani „ulepiona” przez Profesor Eugenię Umińską.
           Kaja Danczowska: Dobrze pani to określiła. Osoby, które znały Panią Profesor (zmarła równo 40 lat temu), mówią: „Kaju, ty masz gesty Gieni, ty się tak samo ruszasz, zawieszasz głos w ten sam sposób”. Miło mi.

Profesor Eugenia Umińska traktowała Panią jak swoją drugą córkę. To jest zdumiewające, jak dużo można przejąć od ukochanej Profesorki w czasie 13-tu lat nauki, pomimo, że później, po udziale w pięciu wielkich międzynarodowych konkursach skrzypcowych, postanowiła Pani studiować u samego Dawida Ojstracha. Dostała Pani stypendium na 4 miesiące, a została Pani w Moskwie dwa lata. W tym czasie napisała Pani wiele listów do prof. Eugenii Umińskiej i otrzymywała Pani także odpowiedzi.
           Kaja Danczowska: Korespondowałyśmy bardzo często i te listy były dla mnie bardzo ważne. W Moskwie byłam na tzw. stażu, który polegał wyłącznie na kontaktach z Dawidem Ojstrachem. Ogromnie intensywnie ćwiczyłam i często miałam lekcje, i to Dawid Ojstrach dał mi ostateczny artystyczny szlif.

Pani Justyna Danczowska, po zwycięstwach w konkursach pianistycznych w Płocku, Szafarni i Krakowie oraz konkursie muzyki kameralnej w Neuchatel i w Zurychu, odbyła studia w Bazylei w mistrzowskiej klasie Krystiana Zimermana.
           Justyna Danczowska: Przez cztery lata studiowałam u najlepszego pianisty świata Krystiana Zimermana, a potem dwa lata w Zurychu u rosyjskiego pianisty Konstantina Scherbakova. Efekty przed chwilą Pani słyszała, a także rozmawiałyście o nich z Mamą.

Dlaczego wybrała Pani muzykę kameralną?
           Justyna Danczowska: To się stało samoistnie. Lubię i mam smykałkę do współgrania, do wyczuwania partnera muzycznego, odgadywania jego myśli i jego interpretacji. Jeszcze w szkole podstawowej wystąpiłam z kolegą i już wtedy poczułam, że w tej muzyce odnajduję się najlepiej. Oczywiście, trzeba najpierw nauczyć się bardzo dobrze grać na instrumencie, żeby być dobrym muzykiem-kameralistą. Dlatego kształciłam się w tym kierunku przez wiele następnych lat, ale kameralistyka była zawsze moją ulubioną formą muzykowania. Jak rozpoczęłam naukę u Krystiana Zimermana, to Mistrz od razu to dostrzegł, założył trio, w którym grałam i robił mi lekcje z utworami kameralnymi. Każda lekcja rozpoczynała się pytaniem: „Co dzisiaj chcesz grać?”, i mogłam wybierać: dzisiaj Trio Rachmaninowa lub dzisiaj Trio Beethovena, a kiedy indziej Trio Mendelssohna. W zasadzie to ja proponowałam temat lekcji, przynosząc nuty. Czasami Mistrz proponował, abym zagrała także coś solo i robiłam także repertuar solowy, ale jednak przez cały czas kameralistyka była na pierwszym planie. Krystian Zimerman uważał bowiem, że należy rozwijać w człowieku to, w czym jest najlepszy, a nie realizować z góry założony program. Jestem mu bardzo za to wdzięczna, bo mam do tej pory wpisane jego ręką uwagi w triach i sonatach.

Aktualnie nie tylko wspólnie występujecie, ale także pracujecie w jednej uczelni – Akademii Muzycznej w Krakowie.
           Kaja Danczowska: Tak, to jest wielka przyjemność.

Niełatwo się dostać do klasy prof. Kai Danczowskiej, bo wielu młodych skrzypków chce pod Pani kierunkiem doskonalić swe umiejętności i bardzo sobie tę możliwość cenią. Po koncercie podeszła do Pani jedna z wychowanek.
           Kaja Danczowska: Bardzo mnie wzruszyła moja studentka, a właściwie już absolwentka, która wykonała recital dyplomowy w czerwcu tego roku. Justyna z nią grała podczas tego recitalu i wszyscy obecni byli zachwyceni. Bardzo się cieszę, że Justyna gra z moimi studentami, bo wiele im pomaga i ja nie muszę już niczego pianisty uczyć.

Pani Justyna występuje nie tylko z Mamą, ale również z wieloma innymi muzykami.
           Justyna Danczowska: Tak i zawsze są to dobrzy muzycy. Często gram z wiolonczelistą Bartoszem Koziakiem, który chociaż jest Krakowianinem, uczy w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Już niedługo będę grała koncerty ze skrzypaczką Orianą Masternak. Występujemy wspólnie z Agatą Szymczewską, która związana jest z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Występowałam również z Ilją Gringoltsem, Piotrem Pławnerem, Aleksandrą Kuls. Gram z wieloma znakomitymi muzykami.

Największym zaskoczeniem, pewnie nie tylko dla mnie, był moment podczas jubileuszu 40-lecia pracy twórczej Bogdana Toszy w Filharmonii Krakowskiej, zagrała Pani na skrzypcach fragment arcytrudnego 24 Kaprysu Paganiniego, kręcąc jednocześnie hula-hop. Ten filmik zrobił w Internecie furorę i wcale się nie dziwię, bo ja go także kilka razy oglądałam z niedowierzaniem, że tak można.
          Kaja Danczowska: Pomyślałam sobie, że jak ktoś ma jubileusz pracy artystycznej, to trzeba po poważnych przemówieniach i wręczeniu medali, pokazać coś wesołego, radosnego, żeby się każdy uśmiechnął. Spróbowałam w domu coś zagrać, kręcąc tym kółkiem i okazało się, że mi się udało! Jeśli ktoś chce mnie w tym naśladować, to radzę robić to z wielką uwagą. Gdy zahaczy się o hula-hop, to ze skrzypiec nic nie zostanie!

Już wspominałam wcześniej, że Panie rozumieją się nadzwyczajnie i kochają razem grać. Wasze dzisiejsze wspólne interpretacje były wspaniałe, wywarły na mnie ogromne wrażenie i pozostaną w mojej pamięci na zawsze.
           Kaja Danczowska: To jest dla nas najważniejsze, że koncert podobał się publiczności, a jeżeli wywarł na pani takie wrażenie, to jestem szczęśliwa i te słowa są największym komplementem.

Z prof. Kają Danczowską i dr Justyną Danczowską rozmawiała Zofia Stopińska 27 października 2019 roku w Rzeszowie

Julia Kociuban: "W mojej rodzinie wszyscy grają..."

           Preludium Symfoniczne „Polonia” op.76 Edwarda Elgara, I i II Suita „Peer Gynt” Edwarda Griega i Koncert fortepianowy f-moll op. 21 Fryderyka Chopina złożyły się na program koncertu, który odbył się 15 listopada 2019 roku w Filharmonii Podkarpackiej. Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej wystąpiła pod batutą Massimiliano Caldiego, a partie solowe w Koncercie f-moll wykonała Julia Kociuban, jedna z czołowych pianistek swojego pokolenia. Tego wieczoru sala wypełniona była po brzegi publicznością, która gorąco oklaskiwała wykonania wszystkich utworów, a po Koncercie f-moll Julia Kociuban podziękowała publiczności za gorące brawa Walcem Fryderyka Chopina.
Zapraszam Państwa do przeczytania rozmowy z Julią Kociuban, którą zarejestrowałam po próbie w przeddzień koncertu.

           Koncert fortepianowy f-moll op. 21 Fryderyka Chopina to chyba utwór, o wykonanie którego jest Pani często proszona.
           - Kilka lat temu faktycznie tak było, zwłaszcza w 2010 roku, gdzie było bardzo dużo propozycji z prośbami o wykonanie koncertu Chopina bądź recitalu chopinowskiego. Teraz jest ich trochę mniej, jednak zawsze bardzo się na nie cieszę, ponieważ jest to jeden z moich ulubionych koncertów.

           Z pewnością ma Pani w repertuarze także koncerty innych polskich kompozytorów.
          - To prawda. Należą do nich m.in. bardzo rzadko wykonywane przez pianistów Fantazja polska gis-moll op. 19 Ignacego Jana Paderewskiego oraz Koncert fortepianowy Grażyny Bacewicz. Zawsze bardzo chętnie podejmuję się wykonania tych utworów i miło wspominam wszystkie koncerty, podczas których miałam okazję je zaprezentować.

          Jest Pani młodą artystką, ale na estradach koncertowych występuje Pani od wielu lat, stąd z pewnością ma Pani wiele utworów w swoim repertuarze.
           - Naukę gry na fortepianie rozpoczęłam w wieku 5 lat i oczywiście przez te wszystkie lata przybywa wciąż nowych utworów w moim repertuarze, zarówno koncertów, jak i utworów solowych oraz kameralnych. W zawodzie artysty jest to jednak naturalne, każdy z nas chce się rozwijać i przedstawiać publiczności interpretacje coraz to nowych utworów.

          Pochodzi Pani z krakowskiej rodziny o tradycjach muzycznych. Rodzice są muzykami i wszystkie dzieci także. Pani wybrała sobie największy instrument, którego nie trzeba nosić.
          - Ma pani rację, nie trzeba go nosić, ale z drugiej strony trzeba zawsze grać na instrumencie podstawionym, który jest w danej sali dostępny. My, pianiści, potrzebujemy zawsze trochę czasu, żeby odnaleźć się i zaznajomić się z nie swoim fortepianem, ponieważ każdy instrument jest inny. Podobno sama go sobie wybrałam, gdyż byłam bardzo zainteresowana największym "meblem" w domu. W mojej rodzinie wszyscy grają; mama jest pianistką, jeden brat jest wiolonczelistą i dyrygentem, a drugi skrzypkiem. Jak byliśmy młodsi, to często występowaliśmy w trio.

          Stąd od najmłodszych lat grała Pani muzykę kameralną.
          - Tak, to były wspaniałe czasy. Granie z rodzeństwem jest czymś absolutnie wyjątkowym, bo więzy krwi zawsze nas łączyły także w muzyce. Te czasy minęły już jednak bezpowrotnie, ponieważ cała nasza trójka mieszka w różnych miejscach i podąża w innym zawodowym kierunku. Rozpoczęcie na nowo wspólnej działalności kameralnej byłoby po prostu bardzo trudne. Ja dużo podróżuję, a na stałe mieszkam obecnie w Warszawie, gdzie po 7 latach przeprowadziłam się z Salzburga. Mówiąc prawdę, już nie mogę doczekać się Świąt Bożego Narodzenia, bo ostatnie pół roku było dla mnie bardzo intensywne pod względem koncertowym.

           Wreszcie może będzie czas na spotkanie z rodziną i będą to także Pani pierwsze święta z mężem – pianistą Ilyą Maximovem.
           - Tak, za tydzień minie dwa miesiące od naszego ślubu, więc tym bardziej nie mogę się doczekać pierwszych świąt jako małżeństwo.

          Nie było czasu na dłuższą podróż poślubną, ale coraz to częściej jesteście zapraszani na wspólne koncerty, bo występujecie także jako duet fortepianowy.
          - W podróż poślubną nie udało nam się jeszcze wyjechać w ogóle. Natomiast to prawda, w zeszłym roku rozpoczęliśmy grać razem jako duet. Mój mąż jest nie tylko cudownym człowiekiem, ale także świetnym muzykiem i pianistą. Nasze drogi nie tylko w życiu prywatnym, ale również zawodowym, zaczęły się splatać. Dzięki wspólnym występom mamy okazje do wspólnych podróży.

           Niedawno koncertowali Państwo wspólnie w Gdańsku i odnieśliście ogromny sukces.
           - Rzeczywiście, występowaliśmy na Gdańskiej Jesieni Pianistycznej i nasz koncert spotkał się z ogromnym uznaniem publiczności. Wykonywaliśmy fantastyczny program - rosyjskie balety na dwa fortepiany. Wszyscy tę muzykę uwielbiają, któż nie zachwyca się przecież „Dziadkiem do orzechów”. Ludziom ta muzyka kojarzy się ze świątecznym okresem i przekonaliśmy się już nie raz, że z wielką ochotą przychodzą również na koncerty, gdzie wykonujemy fragmenty ich ulubionego baletu w opracowaniu na dwa fortepiany.

           Jako duet fortepianowy gracie Państwo zarówno na dwóch fortepianach, jak i na cztery ręce – przy jednym fortepianie?
            - Podczas koncertów nie występowaliśmy jeszcze grając na cztery ręce, ale mamy takie plany, ponieważ otrzymujemy coraz więcej propozycji, a nie zawsze w miejscach, gdzie odbywają się koncerty, są dostępne dwa fortepiany.

           Pani mąż nadal związany jest z Universität Mozarteum w Salzburgu.
           - Owszem, jest asystentem naszego Profesora Pawła Giliłowa i regularnie jeździ do Salzburga, gdzie prowadzi zajęcia ze studentami, ale mieszkamy od tego roku w Warszawie. Dla mnie jest to duże ułatwienie, ponieważ już trzeci rok prowadzę działalność pedagogiczną, wykładając w Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. Łatwiej mi podróżować z Warszawy do Łodzi niż z Salzburga do Łodzi - tak było, kiedy rozpoczynałam pracę.

           Wracając jeszcze do czasów Pani nauki gry na fortepianie, trzeba stwierdzić, że miała Pani szczęście do świetnych pedagogów.
           - W Krakowie, do 15-tego roku życia, uczyła mnie Pani Olga Łazarska. Później trafiłam do klasy prof. Piotra Palecznego, u którego ukończyłam studia licencjackie w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Na studia magisterskie i podyplomowe wyjechałam do prof. Pawła Giliłowa do Salzburga.

           Od najmłodszych lat uczestniczyła Pani w konkursach muzycznych i atmosfera rywalizacji konkursowej jest Pani dobrze znana. Jeszcze może Pani startować w konkursach, bo przecież nie ukończyła Pani 30. roku życia. Z dotychczasowych doświadczeń może Pani powiedzieć, jak przystępować do konkursów, aby jak najwięcej się nauczyć? Wydaje mi się, że nie można jechać na konkurs wyłącznie po nagrodę.
           - Na pierwszym etapie nauki bardzo często jeździłam na konkursy, ale będąc dzieckiem, inaczej do nich podchodziłam. Z biegiem lat, kiedy nabrałam doświadczenia i zaczęłam inaczej myśleć zarówno o życiu jak i o graniu, to konkursy przestały być dla mnie przyjemnością. Od kilku lat przestałam na nie jeździć, ponieważ to zdecydowanie nie jest moja droga. Konkursy bardzo się zmieniły. Moim zdaniem zostanie laureatem niekoniecznie przekłada się dzisiaj na wszechstronne umiejętności występujących pianistów. Często o przyznaniu nagrody decydują inne czynniki. Dla mnie udział w konkursie wiązał się zawsze z ogromnym stresem. Muzyka to jest całe moje życie i czasem patrząc na to wszystko, było mi po prostu bardzo przykro.
           Wiele osób jeździ na konkursy bez większych obciążeń, myśląc kategoriami biorących udział w loterii - może się uda, a może nie. Ja, niestety, nie potrafiłam myśleć o nich w ten sposób. W pewnym momencie zrozumiałam, że to po prostu nie jest moja droga i będę starać się zajmować czymś, co jest mi bliższe i w moim odczuciu jest esencją zawodu artysty – komunikowaniem się z publicznością i dzieleniem się z nimi moimi emocjami i interpretacjami podczas koncertów.

           Tym bardziej, że ma Pani na swoim koncie wystarczającą ilość sukcesów konkursowych i na brak propozycji koncertowych nie może Pani narzekać, jest Pani znaną i cenioną pianistką.
           - Bardzo dziękuję, cieszy mnie to, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat moja kariera wciąż się rozwija i że ciągle idę do przodu, gram koncerty, mam różne propozycje i wszystko toczy się w sposób naturalny.

           Koncertów będzie coraz więcej, bo jak już wspominałyśmy, od niedawna występujecie wspólnie z mężem Ilyą Maximovem i coraz częściej jesteście proszeni o zagranie w duecie.
           - Mam nadzieję, że tych koncertów będzie przybywać, bo jest to niesamowita przyjemność i mam na myśli nie tylko muzyczną stronę, ale także wspólne podróżowanie i przeżywanie koncertów. Jest z kim podzielić się szczęściem po udanym występie.

           W dzisiejszych czasach pianiści, tak jak wszyscy muzycy, muszą nie tylko znakomicie grać, ale również mieć bardzo duży repertuar i wykonywać wszystko, o co proszą organizatorzy koncertów. Pomimo to każdy ma swoją ulubioną, bliższą sercu muzykę. Pani także z pewnością także ma takie utwory.
           - Trudno mi będzie na to odpowiedzieć, bo jak pomyślę o utworach, które wykonuję podczas recitali czy w czasie koncertów z towarzyszeniem orkiestr, to ciężko jest mi wybrać ulubione utwory, czy kompozytorów. Ale ma pani rację, każdy artysta ma kogoś, kto jest bliższy sercu i w moim przypadku jest to Robert Schumann. Jego muzyka jest bardzo szczególna, osobista i niesłychanie emocjonalna. W mojej grze również bardzo dużo operuję emocjami, wkładam w to całe swoje serce, stąd pewnie Robert Schumann i jego muzyka są tak bliskie.

          Niedawno słuchałam płyty zatytułowanej „Chopin, Schumann, Bacewicz” i pomyślałam wtedy, że interpretacja Kreisleriany op. 16 Roberta Schumanna jest bardzo osobista, a przez to piękna i interesująca.
           - Bardzo dziękuję. Dobrze czuję się również wykonując utwory fortepianowe polskich kompozytorów XX wieku. W ubiegłym stuleciu powstało bardzo dużo wspaniałych dzieł, które nie są popularyzowane i rzadko goszczą na estradach koncertowych. Jest to dla mnie niezrozumiałe i bardzo bym chciała, żeby ta muzyka była częściej wykonywana. Staram się kolejne nowe utwory włączać do swojego repertuaru i grać je nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Stąd II Sonata Grażyny Bacewicz na mojej pierwszej płycie, Sonata Witolda Lutosławskiego, którą ostatnio często wykonuję i na temat której pisałam doktorat na Akademii Muzycznej w Łodzi.

           Nie przypominam sobie koncertu w Pani wykonaniu w Filharmonii Podkarpackiej.
           - Niestety, nie występowałam jeszcze w Filharmonii Podkarpackiej, a zawsze bardzo chciałam, ponieważ moja mama pochodzi z Rzeszowa i spędziła tutaj całe swoje dzieciństwo i lata młodzieńcze. Wyjechała do Krakowa dopiero na studia.
          Bardzo się cieszę z zaproszenia Massimiliano Caldiego, z którym dobrze się znamy i kilkakrotnie razem występowaliśmy. Pierwszy koncert zagraliśmy wspólnie, kiedy miałam dwanaście lat.

           Może za jakiś czas znowu Pani wystąpi w Rzeszowie z koncertem, a może wcześniej zagracie wspólnie z mężem?
           - Byłoby wspaniale, ponieważ darzę to miasto szczególnym sentymentem – tutaj dużą część życia spędzili moi dziadkowie i urodziła się moja mama. Będzie to dla mnie szczególny wieczór. Bardzo pani dziękuję za rozmowę i mam nadzieję na ponowne spotkanie wkrótce.

Z panią Julią Kociuban rozmawiała Zofia Stopińska 15 listopada 2019 roku w Rzeszowie.

MŁODZI MUZYCY SWOJEMU MIASTU - koncert w Krośnie

Muzeum Podkarpackie oraz Społeczna Szkoła Muzyczna w Krośnie

zapraszają na koncert z cyklu

MŁODZI MUZYCY SWOJEMU MIASTU

8 grudnia 2019 r., godz. 18.00

Pałac Biskupi, ul. J. Piłsudskiego 16

Wystąpią: uczniowie i pedagodzy

Społeczna Szkoła Muzyczna w Krośnie

W programie: S. Moniuszko, F. Chopin, G. Bruno,

M. Linnemann, J. Wanders

Organizatorzy:

Towarzystwo Edukacji Artystycznej w Krośnie

Społeczna Szkoła Muzyczna w Krośnie

Urząd Miasta Krosna Krosno

„Rapsodie... wieczór z muzyką klasyczną”

           Staraniem Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu 23 listopada odbył się koncert muzyki klasycznej w ramach XI Sezonu Artystycznego u Attavantich. Wykonawcami byli znakomici artyści młodego pokolenia: Renata Johnson-Wojtowicz – sopran, Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk – flet, Marcin Kasprzyk – fortepian i Michał Rot – fortepian. Mieniącą się różnorodnymi barwami, pochodzącą z różnych epok muzykę i wykonawców przybliżał publiczności pan Bogusław Pawlak.

           Wieczór rozpoczął się bardzo interesującym utworem zatytułowanym Choreae vernales (Wiosenne tańce) czeskiego kompozytora Jana Nováka, w wykonaniu Jagody Pietrusiak-Kasprzyk i Marcina Kasprzyka.
Pierwotnie, w 1977 roku, utwór został skomponowany na flet i gitarę, a wkrótce powstała wersja, której wysłuchaliśmy.
           Dzięki muzyce przenieśliśmy się prawie 50 lat wstecz, do krainy operetki i pięknie zabrzmiała w wykonaniu Renaty Johnson-Wojtowicz aria Giuditty z operetki Franza Lehara pod tym samym tytułem.
           Później wykonawcy powrócili do twórczości Jana Nováka. Marcin Kasprzyk i Michał Rot dołożyli wszelkich starań, aby na znajdującym się w Sali Lustrzanej fortepianie jak najpiękniej zabrzmiał cykl pod nazwą Rustica Musa II, zawierający osiem tańców morawskich, opracowanych przez Jana Nováka na cztery ręce.
Marcin Kasprzyk pozostał przy fortepianie i wykonał niezwykłej urody Etiudę "Un Sospiro" (Westchnienie) Franciszka Liszta.
           Kolejnym punktem programu była cudowna aria Lauretty O mio babbino caro z jednoaktowej opery Gianni Schicchi Giacomo Pucciniego, którą wykonała Renata Johnson-Wojtowicz z towarzyszeniem pianisty Michała Rota.
           Równie gorąco, jak poprzednie utwory, oklaskiwany był przez publiczność Carnival of Venice (Karnawał w Wenecji), który skomponował Giulio Briccialdi, zwany także „Paganinim fletu”. Wykonawcami byli flecistka Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk i pianista Marcin Kasprzyk.
           Później znowu słuchaliśmy przepięknej arii operowej. Tym razem była to słynna, przepiękna i zarazem popisowa dla Renaty Johnson-Wojtowicz aria Rusałki Měsičku na nebi hlubokém z opery Rusałka Antonina Dvořaka.
           Na zakończenie wykonawcy zaplanowali utwór uzasadniający tytuł koncertu: „Rapsodie... wieczór z muzyką klasyczną”, a była to Rapsodia węgierska nr 2 Franciszka Liszta w opracowaniu na cztery ręce, w wykonaniu Michała Rota i Marcina Kasprzyka.
          Brawurowe wykonanie było długo i gorąco oklaskiwane przez publiczność, pojawiły się prośby o bis i ostatecznie wieczór zakończyła jeszcze jedna aria w wykonaniu Renaty Johnson-Wojtowicz, która tego wieczoru po raz pierwszy polecała swoją nowiuteńką płytę, zatytułowaną „Ah! Mia vita!”. Kto chciał, mógł po koncercie nabyć płytę i otrzymać autograf solistki. O zawartości tego starannie nagranego i opracowanego wydawnictwa napiszę wkrótce.

            Ponieważ do tej pory skupiłam się głównie na odnotowaniu bardzo różnorodnego i ambitnego programu, chcę na zakończenie podkreślić, że wszystkie utwory zostały świetnie wykonane.
Pani Renata Johnson-Wojtowicz obdarowana została przez naturę przepięknym głosem sopranowym i zachwyciła jarosławska publiczność.
Pani Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk potwierdziła, że jest świetną flecistką.
Z zachwytem słuchałam wszystkich wykonawców, ale na szczególne uznanie, według mnie, zasłużyli pianiści, którzy nie mieli szans przyniesienia własnego instrumentu i swoje wielkie umiejętności wirtuozowskie oraz kameralne udowodnili grając na zabytkowym fortepianie, który znajduje się w Sali Lustrzanej Centrum Kultury i Promocji w Jarosławiu.
            Wszyscy, którzy byli na tym wydarzeniu, z pewnością będą o nim długo pamiętać.

Listopadowy wieczór pełen wspaniałych muzycznych wrażeń

           Bardzo interesujący dla licznie zgromadzonej publiczności okazał się koncert, który odbył się 22 listopada 2019 roku w Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. Na program wieczoru złożyły się: Cztery monologi antyczne Piotra Mossa, do tekstów napisanych specjalnie przez Antoniego Liberę, Pięć miniatur na fortepian Artura Malawskiego w opracowaniu na orkiestrę Piotra Mossa oraz Bolero Maurycego Ravela.Partie solowe w pierwszym z wymienionych utworów wykonała Ewa Wolak, Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Bassem Akiki.

           Aby przybliżyć Państwu skomponowane w 2012 roku Cztery monologi antyczne wybrałam kilka zdań z zamieszczonego w programie tekstu napisanego przez kompozytora: „Są to cztery portrety antycznych bohaterek. Poszczególne części to Ifigenia, Medea, Klitemnestra i Hekabe. Taki, a nie inny wybór bohaterek określa naturalnie dramaturgię muzyczną. Utwór jest groźny, poważny, mroczny... Pełen gwałtownych kontrastów, bardzo ekspresyjny. Monologi zostały napisane na kontralt i orkiestrę. Obok klasycznego składu wielkiej orkiestry symfonicznej występuje tu także klawesyn i dwa saksofony (altowy i barytonowy).
Prawykonanie Czterech monologów odbyło się 9 lutego 2018 roku w Katowicach. Śpiewała Ewa Wolak, a NOSPR poprowadził Łukasz Borowicz”.
          W Rzeszowie mogliśmy także podziwiać cudowny, o niezwykłej ciemnej barwie, dużej skali, a także biegłości głos Ewy Wolak. Artystka śpiewała rewelacyjnie i trzeba także podkreślić, że bardzo dobrze grała także Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej, prowadzona przez Bassema Akiki. Publiczność długo oklaskiwała wykonawców i obecnego na koncercie pana Piotra Mossa, który był bardzo zadowolony z wykonania i przyjęcia utworu.

          Po przerwie słuchaliśmy Miniatur Artura Malawskiego, opracowanych na orkiestrę przez Piotra Mossa. Jak Artysta napisał w programie, ta muzyka Malawskiego towarzyszy mu przez całe zawodowe życie:
„Z Miniaturami na fortepian Malawskiego zetknąłem się po raz pierwszy będąc jeszcze w szkole średniej. Byłem zachwycony ich nowoczesną harmonią, nie umiałem ich jeszcze wszystkich zagrać, ale coś mnie z tym utworem związało. I kiedy trzeba było na egzamin z instrumentacji, już w wyższej szkole muzycznej, zrobić jakieś opracowania – wybrałem pierwszą z cyklu pięciu miniatur.
Było to dla mnie ogromne przeżycie, orkiestrą szkolną dyrygował Wojciech Michniewski (teraz bym napisał: „sam” Wojciech Michniewski!), moja praca się podobała i egzamin zdałem; zdaje się, że z jakąś niezłą oceną.
           Po raz drugi wróciłem do Miniatur, gdy ówczesny dyrektor Orkiestry Polskiego Radia, Stefan Rachoń (jakie to dawne czasy!), założył kameralny zespół. Zinstrumentowałem wtedy dla tego zespołu drugą miniaturę.
Po wielu już latach, a dokładnie w 2018 roku, postanowiłem zinstrumentować wszystkie miniatury na wielką orkiestrę symfoniczną i dedykować tę pracę Filharmonii Podkarpackiej, która, jak wiemy, nosi imię autora Miniatur. W ten sposób chciałem wyrazić podziękowanie Filharmonii za tyle wspaniałych wykonań mojej muzyki w Rzeszowie. To są na pewno niezapomniane chwile w mojej kompozytorskiej karierze”.
           22 listopada po raz pierwszy wysłuchaliśmy Miniatur na orkiestrę Artura Malawskiego w instrumentacji Piotra Mossa. Zabrzmiały przepięknie, stąd znowu publiczność oklaskiwała je długo i gorąco. Jestem przekonana, że nasi Filharmonicy tymi Miniaturami jeszcze nie raz podbiją serca publiczności.
          Na finał wieczoru zabrzmiał wielki przebój muzyki klasycznej Bolero Maurycego Ravela. To bardzo znany utwór i nie wymaga dłuższego komentarza. Każde dobre wykonanie Bolera nagradzane jest przez publiczność długimi brawami. Tak też było w piątkowy wieczór w Filharmonii Podkarpackiej. Prawdziwa burza oklasków trwała bardzo długo, a znakomity dyrygent Bassem Akiki (urodzony w Libanie, a wykształcony i zamieszkały w Polsce), kilkakrotnie pojawiał się przed publicznością, dziękując jej za gorące przyjęcie, a Orkiestrze Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej za wspaniałą grę.
           Pełni wspaniałych wrażeń wychodziliśmy tego wieczoru w Filharmonii Podkarpackiej, tym bardziej, że zarówno z Piotrem Mossem, jak i Bassemem Akiki spotkamy się w Rzeszowie prawdopodobnie już w przyszłym roku kalendarzowym.

Zofia Stopińska

Subskrybuj to źródło RSS