Na pewno czuję się polskim pianistą mówi Adam Wodnicki
Wspaniały, światowej sławy pianista Adam Wodnicki wystąpił 6 października podczas koncertu inaugurującego 63. Sezon Koncertowy Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie i 8 października dał recital na Zamku Kazimierzowskim w rodzinnym Przemyślu w ramach 34. Przemyskiej Jesieni Muzycznej. Wiele o tym znakomitym artyście dowiedzą się Państwo czytając wywiad, a o koncertach będzie kilka zdań na zakończenie.
Zofia Stopińska: Z Panem Adamem Wodnickim spotykamy się w Rzeszowie przed koncertem w Filharmonii Podkarpackiej, a wykonacie wraz w Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Massimiliano Caldiego - IV Symfonię koncertującą op. 60 Karola Szymanowskiego, która jest właściwie koncertem fortepianowym. Jak przebiegały próby i współpraca ze znaną Panu Orkiestrą oraz z dyrygentem?
Adam Wodnicki: Rzeczywiście, Symfonia koncertująca Szymanowskiego jest w pewnym sensie koncertem fortepianowym, ale fortepian solistyczny jest wtopiony w dość skomplikowaną materię orkiestrową. Jest to fenomenalne, wspaniale napisane dzieło.
Współpraca z dyrygentem i orkiestrą układa mi się znakomicie, zresztą z panem Caldim już miałem przyjemność współpracować dwa razy i podczas jednego z koncertów graliśmy Symfonię koncertującą Szymanowskiego.
Utwór ten wymaga od pianisty dobrej kondycji fizycznej, bo często partia fortepianu musi być na równi z orkiestrą grającą forte.
Cechą utworów koncertujących jest to, że choć często partia fortepianu jest solistyczna, to jednak nie zawsze jest ona na pierwszym planie, co zresztą spotykamy też w koncertach Czajkowskiego czy Rachmaninowa. Na pewno proporcje będą, tak jak w czasie prób, ustawione właściwie.
To nie jedyny Pana koncert w tych stronach. W niedzielę wystąpi Pan w swoim rodzinnym mieście Przemyślu z recitalem, który będzie niezwykle różnorodny.
Znowu będę miał przyjemność grania na Zamku Kazimierzowskim. Program jest różnorodny. Ja często grywam programy składające się z utworów różnych epok. W Przemyślu w części pierwszej będę grał Sonatę C-dur Haydna oraz Bolero a-moll op. 19 i Fantazję f-moll op. 49 Chopina, a w części drugiej oprócz VI Sonaty Prokofiewa, która kończy recital, również zaplanowałem utwór fortepianowy kompozytora amerykańskiego polskiego pochodzenia – Roberta Muczynskiego, którego miałem przyjemność i zaszczyt poznać oraz nagrywać jego utwory kameralne. Zagram jego Wariacje na temat Paganiniego op. 48, w których zabrzmi bardzo znany utwór Paganiniego, na temat którego wariacje pisali: Liszt, Brahms, Rachmaninow, Lutosławski i oprócz tego kilkudziesięciu innych kompozytorów.
Dwa dni z pobytu na Podkarpaciu postanowił Pan poświęcić młodym ludziom, którzy chcą zostać pianistami. Odbyły się już warsztaty w Rzeszowie, a na poniedziałek zaplanowane są podobne zajęcia w Przemyślu.
Owszem, w środę przez kilka godzin prowadziłem warsztaty w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie, znajdującej się obok Filharmonii. Prowadziłem je w tej samej Sali, w której przed laty grałem egzamin dyplomowy Szkoły Muzycznej II stopnia. Atmosfera na tych warsztatach była naprawdę znakomita. Uczniowie byli, po pierwsze, bardzo dobrze przygotowani, a po drugie, bardzo inteligentni i reagowali na uwagi, chociaż wiadomo, że na poczekaniu trudno wszystko zmienić, ale byłem pod wrażeniem ich inteligencji muzycznej. Mimo tego, że pracy było dużo, to mam jak najlepsze wrażenia po tych zajęciach. Już chyba trzeci albo nawet czwarty raz jestem zapraszany do prowadzenia warsztatów w Rzeszowie i podobnie jest w Przemyślu.
Z Przemyślem i Rzeszowem związanych jest wiele wspomnień. Z pewnością Pana serce inaczej bije, kiedy przyjeżdża Pan do Rzeszowa, a jeszcze goręcej bije w Przemyślu, gdzie się Pan urodził i rozpoczął naukę gry na fortepianie. Nie wiem, czy w Pana rodzinie były jakieś tradycje muzyczne?
Podobno mój dziadek od strony matki był bardzo muzykalny i grał na różnych instrumentach, natomiast moi rodzice nie grali. Ja jestem najmłodszym z czworga ich dzieci i wszyscy mieliśmy lekcje muzyki. Rodzice bardzo dbali o to, aby wszystkie dzieci miały jakiś kontakt prawdziwy „na żywo” z muzyką. Wprawdzie tylko ja zostałem muzykiem, ale wszyscy uczyli się grać w szkole muzycznej I stopnia.
Oczywiście przyjazd w te strony i spotkanie z rodziną, (chociaż moje rodzeństwo mieszka w różnych miejscach: Warszawie i na Śląsku, ale jedna z sióstr mieszka w Przemyślu), to zawsze spędzony tutaj czas jest wyjątkowy. Mam nadzieję, że będę miał okazję spotkać jak najwięcej swoich koleżanek i kolegów z lat szkoły podstawowej czy liceum.
Chociaż zaczęłam trochę później niż Pan naukę w Szkole Muzycznej II stopnia, to pamiętam, jak Pan przyjeżdżał na lekcje fortepianu do nowego wówczas budynku obok Filharmonii i pamiętam doskonale Koncert Dyplomantów z rzeszowską Orkiestrą Symfoniczną na zakończenie nauki w średniej szkole muzycznej.
Ja też dobrze to pamiętam. Dyrygował pan Tadeusz Chachaj, grałem wtedy Koncert fortepianowy Es-dur Franciszka Liszta.
Później został Pan studentem Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie wybitnego pianisty i pedagoga prof. Jana Hoffmana.
Profesor Hoffman miał na mnie wielki wpływ. Lekcje trwały o wiele dłużej, niż przewidywał czas zajęć. Profesor poświęcał swoim studentom tyle czasu, ile mógł i zawsze można było liczyć na jego pomoc zarówno muzyczną, jak i życiową. Te nasze kontakty stawały się coraz bardziej osobiste, bo ożeniłem się z młodszą z Jego córek – Martą i przez kilka lat mieszkaliśmy razem.
Profesor chyba nie miał nic przeciwko temu, żeby Pan uczył się także u innych pedagogów.
Zgadza się. Zawsze bardzo mnie do tego zachęcał i był bardzo pomocny w organizacji tych wyjazdów. Jedną z nagród, które otrzymałem na VIII Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku, był wyjazd na letni kurs do Sieny we Włoszech, gdzie studiowałem u Guido Agostiego. Później wyjechałem na studia do Stanów Zjednoczonych, gdzie studiowałem w Indiana University w Bloomington u prof. Gyorgy Seboka. Profesor Hoffman uważał, że jest konieczne tak, jak w czasach średniowiecznych: czeladnik po to, żeby uzyskać wyzwolenie na mistrza, był zobowiązany odbyć roczną podróż za granicę, zapoznać się z innymi stylami i wpływami, następnie powrócić i przedstawić już bardziej dojrzałą pracę.
Okazało się, że ten wyjazd do Stanów Zjednoczonych zaważył na dalszym Pana życiu.
Tak się potoczyły moje losy. W 1979 roku rozpocząłem pracę na University of Texas w Austin, a od 1980 roku jestem na University of North Texas w Denton. To jest jedna z paru największych szkół muzycznych w Stanach Zjednoczonych. Jestem tam profesorem fortepianu. Studiują u mnie młodzi pianiści różnych narodowości. Aktualnie mam między innymi studentów z Korei Południowej, z Chin, ale również z Polski i Węgier. Chcę podkreślić, że z Europy Wschodniej zawsze przyjeżdżają ludzie znakomicie wykształceni i przygotowani. Wielu moich studentów uczestniczy w międzynarodowych konkursach i uzyskuje bardzo dobre lokaty. Moi wychowankowie są cenionymi pianistami.
Trochę szkoda, że prowadzi Pan działalność pedagogiczną tak daleko.
Nie jestem pierwszy ani ostatni, który z różnych względów zmienił miejsce zamieszkania. Ja mam to szczęście, że jestem w regularnym kontakcie z Polska, z rodziną i z przyjaciółmi.
Był jednak dość długi okres, kiedy Pan do Polski nie przyjeżdżał.
Tak było przez kilkanaście lat, ale już od 25 lat przyjeżdżam do Polski dość regularnie.
Trzeba także podkreślić, że koncertuje Pan bardzo dużo na świecie – na wschód i zachód od miejsca zamieszkania.
Na przestrzeni tylu lat grałem rzeczywiście w różnych miejscach. Wyjeżdżałem na Wschód – czyli na przykład do Polski i innych krajów Europy oraz na Zachód – czyli do Chin, Japonii czy Korei Południowej. Miałem także okazję występować w Ameryce Południowej i w Afryce.
Koncertował Pan na pięciu kontynentach.
Jak policzymy, to zgadza się.
Ma Pan w repertuarze ogromną ilość utworów, w tym wiele dzieł polskich kompozytorów – Fryderyka Chopina, Ignacego Jana Paderewskiego, ale nie tylko.
Myślę, że trudno by było znaleźć pianistę, który nie posiada w repertuarze muzyki Chopina. Z utworami Paderewskiego poza granicami Polski różnie bywa. Ja od dawna byłem zafascynowany jego muzyką, uważam, że jest kompozytorem wybitnym i absolutnie niedocenianym jako epigoński, ale jego muzyka jest wspaniała. Większość kompozycji Ignacego Jana Paderewskiego to są utwory fortepianowe, skomponował także dwa utwory na fortepian z orkiestrą. Mam też w repertuarze i często grywałem bardzo ciekawą Sonatę Witolda Lutosławskiego należącą do wczesnych dzieł tego kompozytora. Miałem także okazję zapoznać się z kompletem dzieł na fortepian z orkiestrą Zygmunta Stojowskiego i nagrać je z NOSPR-em. Z tą samą orkiestrą nagrałem koncerty fortepianowe „Grupy 49”, czyli Kazimierza Serockiego, Tadeusza Bairda i Jana Krenza.
Jest Pan redaktorem wykonawczym pierwszego wydania „Dzieł wszystkich” Paderewskiego.
Zgadza się, to oczywiście trwało szereg lat. Redaktorem naczelnym była śp. Małgorzata Perkowska-Waszek. Przyjaźniliśmy się i łączyły nas także kontakty zawodowe. Moja praca polegała na poprawianiu tekstu na podstawie pierwszych wydań lub rękopisów i było to fascynujące zajęcie.
Od szeregu lat regularnie współpracuję z Wydawnictwem Eufonium, które wydaje polską muzykę. Zaczęło się od muzyki Piotra Perkowskiego, wydane są już utwory Tadeusza Joteyki, Stanisława Niewiadomskiego, Edwarda Wolffa – bratanka Henryka Wieniawskiego (matka Wieniawskiego była z domu Wolff), oraz Ignacego Krzyżanowskiego. Ostatnio przeglądałem utwory Felicjana Miładowskiego.
To twórca nieznany.
Owszem, nieznany, ale to jest bardzo dobry kompozytor. Takie odkrywanie nieznanych utworów i twórców jest fascynującym zajęciem i staram się poświęcać na nie jak najwięcej czasu, bo przynosi mi to wielką satysfakcję.
Pewnie towarzyszą Panu emocje, kiedy dotyka Pan nut, partytur, rękopisów sprzed wielu lat.
Z wyjątkiem pewnych nazwisk, to są kompozycje ludzi, którzy byli znani, wpływowi w swoim czasie, ale w pewnym sensie „wypadli z obiegu”, ponieważ do ich muzyki nie można dotrzeć, bo zachowała się jedynie w rękopisach lub w pierwszych wydaniach, które są już niedostępne dla szerokiego grona muzyków. Wydawnictwo dociera do tych dokumentów, zostają one na nowo opracowane i wydane, a dzięki Internetowi można mieć dostęp do tych utworów na całym świecie.
W programach swoich koncertów stara się Pan zamieszczać utwory polskich kompozytorów. Jak one są przyjmowane przez publiczność na świecie, bo wydaje mi się, że polska muzyka była i jest za mało promowana, a jest ona piękna i równie jak inne wartościowa.
Trudno mi jest powiedzieć, czy polscy artyści wystarczająco promowali polską muzykę. Z jednej strony chyba zawsze było zainteresowanie muzyką mniej znaną, ale z drugiej strony jest tendencja, żeby opierać się na utworach sprawdzonych, czyli: V Symfonia Beethovena, VI Czajkowskiego, Koncert fortepianowy Czajkowskiego. Chopin – to jest zupełnie inna kategoria. Z czasem może Szymanowski jest coraz bardziej znany na świecie, dzięki takim dyrygentom jak Simon Rattle. Wszyscy znają nazwisko Paderewskiego, ale oprócz Menueta G-dur innych utworów nie znają i nie orientują się, jak wielkim był kompozytorem i poznaniu jego dzieł towarzyszy zdziwienie, że jest to muzyka takiego kalibru właśnie, jakiego jest.
Ma Pan spore zasługi w propagowaniu muzyki Paderewskiego na Podkarpaciu. Jedna ze znakomitych pianistek, która po studiach powróciła w rodzinne strony i aktywnie działa jako koncertująca artystka i pedagog, propaguje muzykę Paderewskiego dzięki Panu. Sporo lat temu przyszła do Studia Polskiego Radia Rzeszów na Pana koncert, a grał Pan wówczas wyłącznie utwory Ignacego Jana Paderewskiego, słuchając Pana gry zakochała się w muzyce Paderewskiego i od tego czasu gra sporo jego utworów, a nagranie z dwójką śpiewaków wszystkich pieśni Ignacego Jana Paderewskiego w oryginalnych tonacjach stało się jej pracą habilitacyjną.
Proszę sobie wyobrazić, że o tym wiem, bo była na warsztatach, które prowadziłem w ZSM nr 1 w Rzeszowie, opowiedziała mi tę historię i podarowała mi płytę z pieśniami Paderewskiego, ale nie miałem czasu jej posłuchać, zrobię to tuż po powrocie do domu. Serce rośnie, kiedy się słyszy takie historie. Pomyślałem sobie, że jest to moje dziecko w propagowaniu muzyki Paderewskiego.
O Panu mówi się, że jest Pan muzycznym praprawnukiem Chopina.
Trudno jest znaleźć takie połączenie, ale to prawda. Nauczycielka prof. Hoffmana była uczennicą księżnej Marceliny Czartoryskiej, która była, jak wiadomo, najbardziej ulubioną uczennicą Fryderyka Chopina i uważano ją za swego rodzaju wyrocznię. Wiem, że wielu znakomitych pianistów drugiej połowy XIX wieku jeździło do niej na konsultacje. Dlatego można stwierdzić, że jestem muzycznym praprawnukiem Fryderyka Chopina.
Wspomnieliśmy już, że od dwudziestu pięciu lat regularnie przyjeżdża Pan do Polski z koncertami, wykonuje Pan utwory polskich kompozytorów w różnych miejscach na świecie, redaguje utwory zapomnianych polskich twórców. Ta działalność została dostrzeżona, bo w 2014 roku został Pan odznaczony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Miłym wyróżnieniem była także z pewnością statuetka Złota Sowa Polonii przyznana w Wiedniu w 2015 roku przez redakcję czasopisma Jupiter.
To prawda, szkoda tylko, że nie miałem możliwości przyjazdu do Wiednia na uroczystość wręczenia, ale przywieziono mi statuetkę i bardzo jestem z niej dumny.
Nie poruszaliśmy tematu nagrań, a zarejestrował Pan wiele utworów.
To prawda, ale proszę zauważyć, że działam już kilkadziesiąt lat jako pianista i dokonałem w tym czasie sporej ilości nagrań. Pierwsze zostały zarejestrowane jeszcze przed moim wyjazdem do Stanów Zjednoczonych i było ich sporo, szczególnie dla radia i telewizji. W Polsce nagrywałem z Narodową Orkiestrą Polskiego Radia w Katowicach, jeszcze w starej siedzibie, koncerty Bairda, Serockiego i Krenza oraz dwa koncerty fortepianowe i Rapsodię symfoniczną Zygmunta Stojowskiego – wspaniałego, zupełnie niedostrzeganego kompozytora i cenionego pedagoga, który był jednym z pierwszych nauczycieli Julliard School zaraz po jej założeniu, a później założył własne studio w Nowym Jorku.
Wracając do nagrań trzeba wspomnieć o współpracy z firmami płytowymi: Muza, Folkways, Wergo, Klavier, Centaur, Altarus i DUX. Firma Altarus wydała kompakty z muzyką Ignacego Jana Paderewskiego, a płyta wytwórni Centaur, nagrana razem z wiolonczelistą Carterem Enyeartem, została bardzo wysoko oceniona przez krytyków. Z kolei wydana przez DUX płyta z koncertami fortepianowymi Serockiego, Bairda i Krenza była nominowana przez Polską Akademię Fonograficzna do Fryderyka 2009.
Mówimy o Panu, że jest Pan polskim pianistą mieszkającym w Stanach Zjednoczonych, a być może czuje się Pan już amerykańskim pianistą. Minęło już czterdzieści lat, jak zamieszkał Pan w Stanach Zjednoczonych i tam jest Pana dom.
To zależy, jak na to popatrzeć. Na pewno czuję się polskim pianistą i co do tego nie ma żadnych wątpliwości, ale mieszkam w Stanach Zjednoczonych, posiadam obywatelstwo amerykańskie i w związku z tym jestem Amerykaninem polskiego pochodzenia, ale jednak trzecią część życia spędziłem w Polsce, zostałem wykształcony w Polsce i to jest coś, co człowieka nigdy nie opuści.
Bardzo pięknie Pan mówi po polsku.
Dziękuję. Cieszę się, że Pani zechciała to podkreślić. Wiadomo, że troszkę się „wypada” z tego bieżącego nurtu językowego, bo czasami słyszę jakieś nowe dla mnie słowa czy pojęcia, ponieważ na co dzień tutaj nie mieszkam, ale cieszę się, że nie mam zbyt dużo naleciałości, bo trudno ich uniknąć.
Jak przebiega to jesienne tournée po Polsce?
Zacząłem od koncertu z Filharmonią Sudecką i graliśmy w Szczawnie Zdroju IV Koncert fortepianowy Beethovena i stamtąd pojechałem do Warszawy, gdzie miałem przyjemność wystąpić w głównej Sali Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina i osobiście poznać obecnego Rektora, Przemyślanina prof. Klaudiusza Barana. Od wielu lat słyszałem o nim jako o wspaniałym akordeoniście, ale tym razem mogłem go poznać i rozmawiać z nim. Po koncercie jadę do Przemyśla, gdzie mam zagrać recital i w poniedziałek poprowadzę warsztaty. Tak zakończy się mój pobyt w Polsce, który trwał będzie w sumie dwa i pół tygodnia.
Pewnie na tyle sobie można pozwolić prowadząc działalność pedagogiczną.
Dokładnie tak, mamy limity czasowe dotyczące nieobecności i muszę dodać, że wszystkie zajęcia muszę odrobić i w najbliższym czasie czeka mnie podwójna praca ze studentami.
Kończymy tę rozmowę z nadzieją, że jeśli nie na wiosnę, to jesienią w przyszłym roku będzie okazja do kolejnego spotkania, a wcześniej zapowiedzenia koncertów.
Dziękuję Pani pięknie. Spotykamy się od wielu lat i zawsze z największą przyjemnością z Panią rozmawiam.
Z Panem Adamem Wodnickim – światowej sławy polskim pianistą rozmawiała Zofia Stopińska 6 października w Rzeszowie.
Szanowni Państwo! Pan Adam Wodnicki nazywany jest przez krytyków "fenomenalnym pianistą" i "muzyczną gwiazdą". Koncertami w rodzinnych stronach - w Rzeszowie i w Przemyślu potwierdził, że te określenia są w pełni zasłużone. Grał po prostu wspaniale,a publiczność przyjęła go entuzjastycznie długimi brawami i owacjami. Nie obeszło się bez bisów. W Rzeszowie po IV Symfonii koncertującej Karola Szymanowskiego słuchaliśmy rewelacyjnie wykonanych dwóch krótkich utworów tego kompozytora. Zgodnie z zapowiedzią recital w Przemyślu rozpoczął się fenomenalną kreacją Sonaty C-dur Józefa Haydna. Słysząc oklaski pomyślałam - jaka szkoda, że utwór się zakończył ale równie piękne i niepowtarzalne były Bolero a-moll i Fantazja f-moll Fryderyka Chopina. Również jak zaczarowana słuchałam nieznanych mi Wariacji na temat Paganiniego Roberta Muczynskiego, a później niełatwej w odbiorze, skomponowanej w pierwszych latach II wojny światowej, VI Sonaty A-dur op.82 Sergiusza Prokofiewa. Wspaniała gra i znowu były długie oklaski oraz prośby o bisy. Najpierw zabrzmiał nastrojowy Nokturn op.15 nr 2 Fryderyka Chopina, a Artysta pożegnał się z przemyską publicznością Marszem z op. "Miłość do trzech pomarańczy" Sergiusza Prokofiewa w opracowaniu na fortepian dokonanym przez kompozytora. Te wieczory pozostaną na długo w pamięci wszystkich, którzy ich wysłuchali.