
„Perły muzyki rozrywkowej” w Filharmonii Podkarpackiej
„Perły muzyki rozrywkowej” tak zatytułowany został wyjątkowy koncert walentynkowy, który odbył się 14 lutego w Filharmonii Podkarpackiej. W programie znalazły się m.in. piosenki XX. lecia międzywojennego, musicalowe oraz utwory o miłości, a wśród nich: Już nie zapomnisz mnie, Przetańczyć całą noc, Pogoda ducha, Gorzko mi, I will always love you, Bella bella donna, Mexicana i inne przeboje będące już klasyką swego gatunku.
Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Mieczysław Smyda, śpiewali: Grażyna Brodzińska, Anna Sokołowska-Alabrudzińska i Michał Milowicz, a koncert prowadził Łukasz Lech.
Sala była wypełniona publicznością. Widownia została nawet powiększona kosztem sceny, bo w kanale orkiestrowym zamontowano dwa rzędy foteli, aby więcej osób mogło wysłuchać koncertu.
Gorąca owacja na zakończenie trwała długo.
Zapraszam na spotkanie z Grażyną Brodzińską, nazywaną „pierwszą damą polskiej operetki”. Artystka była solistką teatrów muzycznych w Gdyni i Szczecinie, a także Operetki Warszawskiej i Teatru Muzycznego „Roma” oraz występowała gościnnie m.in. w Teatrze Wielkim w Warszawie i Kammeroper w Wiedniu.
Rozpoczynając rozmowę chcę podkreślić, że wielu melomanów Podkarpacia z niecierpliwością czekało na Pani koncert w Filharmonii.
- Jestem bardzo szczęśliwa, że wystąpiłam w Filharmonii Podkarpackiej po długiej przerwie. Czas tak szybko płynie, że nie pamiętam, który to był rok, ale na pewno jeszcze przed pandemią. Zawsze na estradzie Filharmonii dobrze się czułam i świetnie mi się śpiewało. Publiczność jest cudowna, a w dodatku dzisiaj mamy święto zakochanych, stąd w programie tak dużo piosenek o miłości. Wielką prośbę kieruję szczególnie do panów, żeby przedłużyli ten dzień, najlepiej do 31 grudnia, a nie tylko 14 lutego byli dla nas kochani i żebyśmy były obdarowywane kwiatami do końca roku.
Po wysłuchaniu dzisiejszego koncertu i reakcji publiczności, twierdzę, że wszystkim mocniej serce biło za każdym razem, jak Pani pojawiała się na scenie. Chyba czuła Pani te nasze emocje.
- O tak. Niewielka publiczność była obecna także na próbie, bo pojawili się młodzi ludzie, którzy nie mogli już kupić biletów na wieczorny koncert. Także były emocje. chociaż podczas próby nie śpiewaliśmy tak jak wieczorem, nie zmieniałam sukien i wszyscy byliśmy ubrani raczej na sportowo. Bardzo się cieszę, że młodzi ludzie też przychodzą do Filharmonii.
Podczas wieczornego koncertu daliśmy z siebie wszystko i ubraliśmy się odświętnie specjalnie dla Państwa. Zawsze podkreślam, że bez publiczności nie istniejemy i pragniemy, żebyście Państwo jak najdłużej chcieli nas oglądać i słuchać.
Dzisiaj słuchaliśmy przepięknych, niezapomnianych przybojów, ale przecież ma Pani w repertuarze partie operowe, operetkowe, musicalowe i piosenki ze światowego repertuaru. Kiedy zaczęła Pani występować z takim repertuarem?
- Pierwszy raz zaczęłam śpiewać piosenki, kiedy usłyszałam jak Placido Domingo śpiewa tanga: Jalousie i Bésame mucho oraz wiele piosenek ze światowego repertuaru wykonywanych nie głosem operowym, ale trochę lżej.
Podziwiając artystów na scenie, słuchając z zachwytem muzyki, nie zdajemy sobie sprawy, jaką ciężką pracę wykonują. Przecież wiele godzin trzeba poświęcić przygotowując utwory, które mają być wykonane podczas koncertu.
- Aby być w jak najlepszej formie, artysta muzyk musi pracować przez cały czas. Na przykład w czasie trwania pandemii nie było koncertów i podobnie jak inne kobiety robiłam porządki w domu, ale także przez cały czas ćwiczyłam, cały czas pracowałam nad głosem i jak pandemia się skończyła byłam w formie wokalnej. Może dlatego tak długo mogę występować, bo cały czas pracuję, nie osiadam na laurach i przygotowuję coś nowego. Cieszę się, że wybrałam zawód śpiewaczki, aktorki, tancerki . To sprawia mi ogromną radość. Nawet sobie pani nie wyobraża ile szczęścia dają mi występy na scenie i kontakt z publicznością.
Na scenie jest Pani bardzo skupiona podczas wykonania każdego utworu. Każda fraza, każda nuta jest wykonana najlepiej jak Pani potrafi. Wszystkich zachwycają piękne suknie i taniec.
- To jest profesjonalizm aż do bólu. Jestem bardzo, a może nawet za bardzo krytyczna jeżeli chodzi o swoją osobę. Zawsze wydaje mi się, że mogło by być jeszcze lepiej. Nie chcę zawieść publiczności, która przychodzi na moje koncerty. Staram się, żeby wszystko co robię było na najwyższym poziomie. Żeby publiczności wydawało się, że to jest muzyka lekka, łatwa i przyjemna.
Można powiedzieć, że zawsze muzyka otaczała Panią muzyka.
- Już w wózeczku byłam zabierana przez rodziców do teatru, bo moi rodzicie byli świetnymi artystami – śpiewakami. Podobno podczas prób i spektakli nie przeszkadzałam, bo albo słuchałam, albo spałam. Później siedząc na kolanach ciotek i wujków na widowni podczas przedstawień uciszałam publiczność kaszlącą i kichającą, bo wiedziałam, że powinna być kompletna cisza.
Uczyłam się w szkole baletowej, później w Studium Wokalno-Aktorskim im. Danuty Baduszkowej w Gdyni nauczyłam się wszystkiego, uczęszczając codziennie od 8-mej rano do wieczora na przedmioty, które były w szkołach: teatralnej, muzycznej, baletowej. Jednocześnie rozpoczęłam już praktykę na scenie, bo byłam angażowana do udziału w spektaklach. To była dobra szkoła.
Zawsze chciałam występować na scenie i kontynuować zawód, który tak wspaniale wykonywała moja mama.
To wszystko było i jest możliwe także dzięki temu, że w Pani życiu także panuje harmonia.
- To prawda, ale dla niektórych może jestem nudną artystką, ponieważ w moim życiu prywatnym, w moim domu ciągle jest dobrze, żadnych sensacji – czyli Brodzińska jest nudna. Spokojnie żyje, pracuje, nic sensacyjnego w jej życiu się nie dzieje i ciągle jest w formie. Jak ona to robi?
Jest Pani szczęśliwą artystką, bo nie ma Pani tremy.
- Niestety, muszę się przyznać, że mam tremę. Im dłużej występuję tym gorzej, bo wiem, że nie mogę zawieść publiczności. Bo jak jest człowiek młody i rozpoczyna karierę, to nawet jak coś gorzej wykona – można to tłumaczyć małym doświadczeniem, a ja już nie mogę tak powiedzieć. Głos jest żywym instrumentem i różne rzeczy mogą się wydarzyć.
Na szczęście mam tremą tylko za kulisami. Wtedy szukam spokojnego miejsca, jestem bardzo skupiona, chociaż ręce mi się trzęsą. Jak wychodzę na scenę, zapominam o wszystkim, natychmiast znika trema i jestem w swoim żywiole.
Nawiązuje Pani świetny kontakt z publicznością. Tak było dzisiaj.
- Tak, bo odbieram od publiczności radość i uśmiechy. Cieszę się, że przyszli Państwo na koncert i wspólnie się bawimy. Jest nam z sobą dobrze. Przeżywamy chwile radości, ale także chwile pełne smutku i rozterek, bo życie nie jest usłane samymi różami, nieraz są także kolce.
Ważna jest także dobra współpraca z dyrygentem i orkiestrą oraz z pozostałymi solistami.
- Na szczęście znamy się dobrze wszyscy. Z muzykami Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej znamy się doskonale od wielu lat. Występowaliśmy razem prawie co roku i dopiero teraz była dłuższa przerwa. Kolegów śpiewających i dyrygenta też znam. Wszyscy się lubimy, szanujemy, znamy swoją wartość i dobrze się czujemy zarówno na scenie, jak i za kulisami.
Bardzo dziękuję za wspaniały wieczór. Mam nadzieję, że jest Pani zadowolona, chętnie przyjmie Pani kolejne zaproszenie i niedługo będzie okazja do następnego spotkania w Rzeszowie.
- Jestem bardzo zadowolona i chętnie przyjmę kolejne zaproszenie. Dziękuję za gorące przyjęcie i życzę wszystkim zdrowia, szczęścia i miłości.
Zofia Stopińska