Beata Bilińska: "Musimy być kreatorami i twórcami nowych interpretacji"
Zapraszam Państwa na spotkanie z dr hab. Beatą Bilińską – koncertującą pianistką, kameralistką i pedagogiem, profesorem Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach.
Beata Bilińska należy do czołówki polskich pianistów. Występowała z koncertami w Polsce oraz za granicą, m.in. w Austrii, Argentynie, Bułgarii, Czechach, Danii, Francji, Finlandii, Irlandii, Japonii, Litwie, Łotwie, Niemczech, Norwegii, Rosji, Słowacji, Szwajcarii Szwecji, USA i we Włoszech.
Jest zdobywczynią II nagrody w Międzynarodowym Konkursie młodych pianistów „Arthur Rubinstein in. Memoriam” w Bydgoszczy w 1993 roku i finalistką 46. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Feruccio Busoniego w Bolzano (Włochy) w 1994 roku oraz laureatką I nagrody i Nagrody Publiczności w XVII Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym „Rina Sala Gallo” w Monzy (Włochy) w 2022 roku. Jest także laureatką najbardziej prestiżowej nagrody fonograficznej MIDEM Classics Award 2008 w Cannes oraz wielu innych wyróżnień fonograficznych.
14 października 2011 roku została prawykonawczynią II Koncertu fortepianowego Wojciecha Kilara.Wkrótce z ogromnym sukcesem prawykonała ten utwór w Filharmonii Podkarpackiej w obecności kompozytora. Gorącą owacją publiczności zakończył się jej występ w Rzeszowie na zakończenie sezonu artystycznego 2022 / 2023 i wielu melomanów z pewnością cieszy się, że Artystka zasiądzie przy fortepianie w Filharmonii Podkarpackiej już 29 września.
Beata Bilińska z towarzyszeniem Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego podczas koncertu wieńczącego sezon 2022 / 2023, fot. Fotografia Damian Budziwojski
Spotykamy się w Łańcucie podczas Ogólnopolskich Warsztatów Pianistycznych „Od rzemiosła do mistrzostwa” – to dobre miejsce dla uczestników, jak i dla prowadzących zajęcia.
- Na to składają się zarówno znakomita atmosfera panująca wśród kadry, jak i otoczenie. Fantastyczna przyroda otacza budynek Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Łańcucie i wielka szkoda, że nie ma czasu podziwiać tego piękna. Udało mi się tylko dwa razy przejść przez park. Cieszę się, że mam dużo pracy. Młodzież jest świetna i nawiązałam z nią znakomity kontakt. Myślę, że atmosferę tworzą ludzie, bo nawet w najpiękniejszym miejscu na świecie atmosfera może nie być tak dobra, jak jest tutaj.
Pani działalność pedagogiczna zatacza coraz to szersze kręgi, bo nie tylko uczy Pani gry na fortepianie, ale także prowadzi Pani zajęcia na ważnych kursach mistrzowskich, odbywających się w Polsce i za granicą.
- To prawda. Jak się już osiągnie pewien wiek i doświadczenie, to pojawiają się takie zaproszenia (śmiech). To jest naturalna kolej rzeczy i chętnie się dzielę wiedzą, którą mam, z podopiecznymi przyjeżdżającymi na różne kursy i warsztaty. Jestem często zapraszana do prowadzenia kursów i do jury konkursów. Od lat uczę w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, a także uczyłam w trzech (od nowego roku w dwóch) szkołach muzycznych II stopnia na Śląsku. Nie będę tam zatrudniona w pełnym wymiarze godzin, a jedynie pracować z kilkoma bardzo zdolnymi „rodzyneczkami” w Bytomiu i w liceum muzycznym w Katowicach.
Czego mogą się nauczyć uczestnicy podczas trwającego kilka dni kursu i przeważnie pięciu spotkań z mistrzem?
- Każdy uczestnik ma duży wybór. Może pracować tylko z jednym pedagogiem, ale także zdecydować się na jedną tylko godzinę u danego pedagoga. Podczas kursu młodzież powinna już tylko szlifować przygotowany repertuar i oczekiwać tylko wskazówek artystycznych. Czasami się zdarza, że niektórzy uczniowie chcą przez okres letni na takim kursie pracować nad utworem od początku - czyli rozpocząć od czytania tekstu utworu, albo przygotować aplikaturę, ustalić dynamikę lub oczekują wskazówek czysto technicznych. To nie jest artystyczna praca, ale są różne potrzeby.
Często także nasze wskazówki pokrywają się z uwagami nauczycieli, u których uczestnicy uczą się w czasie roku szkolnego.
Proszę opowiedzieć o swojej młodości. Mistrzem, który Panią ukształtował, był prof. Andrzej Jasiński – w Jego klasie ukończyła Pani z wyróżnieniem studia w Akademii Muzycznej w Katowicach w 1996 roku. Pewnie w czasie studiów uczestniczyła Pani także w kursach mistrzowskich.
- Nie uczestniczyłam w kursach będąc uczennicą szkoły muzycznej, bo ich nie było. Teraz jest ich bardzo dużo i uważam, że często młodzież uczestniczy w nich zbyt często. Trzeba mieć umiar między ilością i częstotliwością jeżdżenia na kursy, a ćwiczeniem i przygotowywaniem nowego repertuaru. Musi być na to czas. Niektórzy często jeżdżą na warsztaty i z konkursu na konkurs. Często także są to tylko konkursy online, na które wysyła się tylko nagrania.
Za moich czasów tego nie było. Pracowało się ze swoim pedagogiem nad przygotowaniem repertuaru. Było w Polsce 5 konkursów, a nie 555. Teraz niemalże w każdej szkole organizowany jest konkurs. Mnie uczyła jedna profesorka przez cały okres podstawowej szkoły i średniej szkoły muzycznej w Krakowie, pani mgr. Celestyna Koziak, która wspaniale mi ułożyła aparat i przygotowała mnie do współpracy z prof. Andrzejem Jasińskim. Po dyplomie w szkole podstawowej (po ukończeniu ósmej klasy), poprosiła profesora Jasińskiego o spotkanie, aby posłuchał jak gram, stwierdził, czy się nadaję do dalszego kształcenia i udzielił nam kilku wskazówek potrzebnych do dalszej pracy.
Profesor zgodził się, ale zastrzegł, że może to być tylko jedna konsultacja. Zagrałam wtedy Sonatę fortepianową C-dur nr 3 op. 2 Ludwiga van Beethovena. Po wysłuchaniu Profesor obiecał, że będzie mi udzielał nieodpłatnych konsultacji w czasie nauki w szkole średniej. Zaproponował też, aby trwało to nie cztery, tylko trzy lata i dlatego zdawałam maturę będąc już na pierwszym roku studiów.
Teraz nie jest to możliwe, bo jest odwrotnie – żeby zdać na studia wymagana jest matura, natomiast nie trzeba mieć dyplomu ukończenia średniej szkoły muzycznej. Wtedy także matura była wymagana, ale w drodze wyjątku można było warunkowo rozpocząć studia, mając dyplom średniej szkoły muzycznej. Nie było łatwo studiować i przygotowywać się do matury, ale spełniło się moje marzenie – byłam studentką w klasie prof. Andrzeja Jasińskiego.
Wiem, że po studiach rozpoczęła Pani studia w Berlinie.
- Tak, ale po współpracy z prof. Andrzejem Jasińskim trudno było osiągnąć taki rodzaj porozumienia na płaszczyźnie przyjaznej, empatycznej, ludzkiej. Na podjęcie studiów w Hochschule der Kunste w Berlinie wpłynął także fakt, że miałam w tym czasie narzeczonego, który planował naukę na tej uczelni w klasie kontrabasu i razem zdawaliśmy egzaminy wstępne. Udało mi się nawet otrzymać stypendium za najlepiej zdany egzamin wstępny i przez rok wytrzymałam, a później zrezygnowałam, ponieważ współpraca z profesorem się nie układała dobrze. Nie wszystko było wspaniałe i cudowne. Otwarcie mówię, że nie było to miłe doświadczenie. Profesor często przerywał grę i udzielał uwag w środku frazy, co było niedopuszczalne u prof. Jasińskiego.
Znakomita współpraca z prof. Andrzejem Jasińskim oraz sukcesy w konkursach pianistycznych m.in.: „Artur Rubinstein in Memoriam” w Bydgoszczy (1993 r.) i Międzynarodowym Konkursie im. Feruccio Busoniego w Bolzano (1994 r.) sprawiły, że została Pani asystentką w Akademii Muzycznej w Katowicach i związała się Pani z tą uczelnią na stałe.
- Przez sześć lat byłam asystentką profesora Andrzeja Jasińskiego, później awansowałam i zaczęłam prowadzić własną klasę, ale cały czas utrzymuję bardzo bliski, można powiedzieć rodzinny kontakt z Profesorem.
Praca pedagogiczna zajmuje Pani dużo czasu i musi Pani dokładnie wszystko planować, aby mieć także czas na działalność koncertową – recitale i koncerty z towarzyszeniem orkiestr.
- Logistyka jest dość trudna, szczególnie ostatnio dużo koncertuję i czasami obawiam się, że może nastąpić problem z pogodzeniem wszystkiego, ale jestem sumiennym pedagogiem i nawet jeżeli odwołuję lekcje przez wyjazd na koncert, to wszystkie zajęcia się odbywają, czasem nawet w niedzielę. Uważam, że pedagog powinien być grającym muzykiem, bo to są dwie aktywności, które się wypełniają.
Scena zawsze była moim światem, zresztą muzyka jest moim światem. W naszym kraju trzeba być pasjonatem, żeby wytrwać w tym zawodzie, bo wynagrodzenia muzyka i nauczycieli muzyki nie rekompensują ciężkiej pracy.
W repertuarze ma Pani dużo utworów fortepianowych z udziałem orkiestry (w tym wiele utworów polskich kompozytorów) oraz bardzo dużo utworów solowych – są dzieła z różnych epok.
- Mam teraz ponad czterdzieści koncertów w repertuarze, bo przez lata nad tym pracowałam. Ostatnio uzupełniłam go o polskich kompozytorów i wykonuję m.in. koncerty: Andrzeja Panufnika, Tadeusza Bairda, Witolda Lutosławskiego, Krzysztofa Pendereckiego, Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, Józefa Wieniawskiego. W wielu filharmoniach grałam Koncert fortepianowy g-moll Wieniawskiego i zawsze był przyjmowany z entuzjazmem, a w rozmowach po występach wszyscy twierdzili, że to fantastyczna nieznana muzyka. Chcę jeszcze nauczyć się Koncertu fortepianowego Grażyny Bacewicz. Polscy pianiści powinni przybliżać twórczość rodzimych kompozytorów.
Trzeba podkreślić, że fortepian jest trudnym instrumentem. Wiele osób sądzi, że w grze na fortepianie najważniejsza jest biegłość techniczna. Uważam, że biegłość techniczna jest ważna, ale ważniejsza jest umiejętność operowania barwą i dynamiką. Słuchając Pani gry czasem słyszymy perkusję, smyczki, a kiedy indziej cudowne kantyleny.
- Zawsze powtarzam studentom i uczniom, żeby nie traktowali fortepianu jako instrumentu klawiszowego. Żeby szukali brzmienia smyczków i legata osiągalnego na instrumentach smyczkowych. Całą orkiestrę można naśladować na fortepianie, a przede wszystkim w sztuce chodzi o przekaz emocjonalny, sztuka musi poruszać. Nawet fenomenalną biegłością techniczną nie poruszymy strun wewnętrznych słuchacza. Trzeba pokazać swoje własne emocje, ludzkie emocje – radość, zadowolenie, smutek, żal, tęsknotę, melancholię, rozterki, dramatyzm, bunt wewnętrzny - całe spektrum odczuć ludzkich. Aby to pokazać, to trzeba mieć nie tylko bazę techniczną, ale także, tak jak pani powiedziała, doskonale operować barwą i dynamiką, aby wypełniać przestrzenie między dźwiękami życiem, emocjami, napięciem…
Podczas ostatniego występu w Rzeszowie zachwyciła Pani publiczność arcytrudnymi Etiudami symfonicznymi Artura Malawskiego i cudownie wykonanym Capricciem Bolesława Woytowicza na bis. Owacje były gorące i trwały długo.
- Etiudy symfoniczne Malawskiego to fenomenalny utwór i bardzo się cieszę, że go mam w repertuarze. Swego czasu był to bardzo popularny utwór grany przez śp. prof. Reginę Smendziankę, ale ostatnio trochę zapomniany. Capriccio Woytowicza jest znanym utworem i często wykonywanym, zwłaszcza przez uczniów. Uwielbiam tę etiudę z kwartowymi jazzowymi akordami i elementami muzyki góralskiej. Jest to jedna z 12 Etiud, które Bolesław Woytowicz skomponował i nazwał je łatwymi, a są to skomplikowane, trudne do wykonanie utwory.
Bardzo ważne jest, co my, artyści, mamy do przekazania publiczności, bo nie możemy być tylko odtwórcami. Powtarzać nuty to za mało, musimy być też kreatorami i w jakimś stopniu twórcami nowych interpretacji, nowego spojrzenia na dzieło. Nie tylko utwór robi furorę, ale także interpretacja artysty-odtwórcy. Nie musiałam długo pracować nad koncepcją interpretacyjną, bo od pierwszego dźwięku sama się rodziła tak naturalnie, jakby to był mój utwór.
Beata Bilińska po wybrzmieu ostatnich taktów Etiud symfonicznych Artura Malawskiego w Filharmonii Podkarpackiej, fot. Fotografia Damian Budziwojski
Najlepszym przykładem Pani aktywności koncertowej jest tegoroczny kalendarz. Wykonała Pani wiele recitali i koncertów, a kalendarz do końca roku jest także wypełniony ciekawymi wydarzeniami.
- Dlatego prawie codziennie po dziewięciu godzinach uczenia na kursach znajduję jeszcze czas, żeby poćwiczyć utwory, które gram w najbliższym czasie na Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku. 20 września będę miała zaszczyt brać udział w koncercie finałowym, podsumowującym cały festiwal i gram wraz z Orkiestrą Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica im. Wojciecha Kilara pod batutą Szymona Morusa Koncert a-moll op. 54 Roberta Schumanna.To nie wszystko, bo prosto ze Słupska jadę do Filharmonii Gorzowskiej, gdzie wraz z moimi uczniami, laureatami konkursów pianistycznych: Bartłomiejem Kokotem (studentem IV roku), Michałem Korzeniem (utalentowanym uczniem z Bytomia) i Piotrem Orlowem (studentem rozpoczynającym drugi rok studiów), wystąpimy w sali kameralnej. Koncert wypełnią utwory polskich kompozytorów: Fryderyka Chopina, Karola Szymanowskiego, Grażyny Bacewicz i Bolesława Woytowicza.
29 września serdecznie zapraszam do Rzeszowa, gdzie będę miała przyjemność wystąpić po paru miesiącach i wykonam Koncert a-moll Roberta Schumana. Na zakończenie ubiegłego sezonu Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Paweł Przytocki, a tym razem poprowadzi ją Tadeusz Wojciechowski.
Pamiętam, jak wiele lat temu z maestro Wojciechowskim grałam ten koncert w Bydgoszczy i Pan Dyrektor wyszedł bez partytury. Wiadomo, że zawsze pianiści mają wielkie obawy, kiedy dyrygent prowadzi orkiestrę z pamięci, bo starczy jeden moment dekoncentracji i wtedy dyrygentowi potrzebna jest partytura. Przed wejściem na estradę zapytałam - a jak się zdarzy, że coś wypadnie? Usłyszałam odpowiedź – nie wypadnie.
Przypuszczam, że teraz w Rzeszowie też będzie podobna sytuacja.
Niewiele czasu spędza Pani w domu. Właściwie jest tylko czas na przepakowanie walizek.
- Jest to problem, bo przecież jestem matką. W okresie wakacyjnym mogłam zabierać z sobą córkę: do Sannik, Sułkowic, Warszawy (niedawno, bo 13 sierpnia grałam w Łazienkach Królewskich), natomiast podczas roku szkolnego jest trudniej.
Pewnie także trzeba przygotować z wyprzedzeniem sporo utworów, od Bacha poczynając po dzieła bliskie naszym czasom.
- Musi się na to wszystko znaleźć czas. Na szczęście bardzo szybko uczę się nowych utworów i odświeżam sobie te, które już mam w repertuarze.Zdarzyło mi się nie tak dawno, że we wtorek odebrałam telefon z pytaniem, czy w piątek mogę zagrać Koncert c-moll Sergiusza Rachmaninowa, bo zaproszony czeski pianista zachorował na COVID-19. Zgodziłam się. W środę ćwiczyłam, w czwartek pojechałam i w piątek zagrałam koncert. Czasami takie sytuacje się zdarzają.
Kiedyś też dostałam telefon w dniu koncertu, bo ktoś nagle zaniemógł. Trzeba było pojechać i zagrać recital. Trzeba zawsze mieć repertuar gotowy.
Pianistyczna straż pożarna.
- Pogotowie pianistyczne 24h (śmiech).
Jest Pani rodowitą krakowianką, a mieszkańcy tego pięknego miasta zwykle nie opuszczają go na stałe.
- Nie było innego wyjścia. To nie były takie czasy, że Profesor Jasiński mógł być zatrudniony w wymiarze kilku godzin w Akademii Muzycznej w Krakowie. Teraz to jest możliwe, ale na początku lat 90-tych ubiegłego wieku nie było takiej możliwości. Marzeniem moim było studiować u prof. Andrzeja Jasińskiego i gdyby pracował w Akademii Muzycznej w Gdańsku, to pojechałabym do Gdańska. Śląsk stał się moim środowiskiem, chociaż dom rodzinny i Kraków nadal kocham, ale kocham też Śląsk.
Rozmawiamy w Łańcucie i tutaj także Pani niedługo powróci, aby zasiąść w jury I Ogólnopolskiego Konkursu Pianistycznego im. Teodora Leszetyckiego. Mam nadzieję, że o tym konkursie już niedługo będzie głośno, bo ten znakomity pianista i pedagog urodził się w tym mieście.
- Ja też tak sądzę, bo to bardzo ciekawa idea. To jest pierwszy konkurs i trzeba go rozpropagować w Polsce, ale w dobie Internetu nie będzie z tym problemu. Z wielką radością tu powrócę, bo Łańcut, a szczególnie budynek szkoły muzycznej, zamek i wielki park to przepiękne miejsca.
Jeszcze raz zapraszam Państwa 29 września do Filharmonii Podkarpackiej, gdzie z muzykami tamtejszej Orkiestry Symfonicznej i Tadeuszem Wojciechowskim zagramy Koncert fortepianowy a-moll Roberta Schumanna.
Dziękując za rozmowę życzę Pani dużo zdrowia, determinacji i wytrwałości, aby utrzymać tak wysoką formę i tempo działalności artystycznej.
- Dziękuję bardzo za życzenia. Chcę nadal jak najwięcej koncertować, dopóki mam jeszcze siłę i energię. Ośmielam się czasami rozmawiać z publicznością w salach kameralnych i przekonałam się, że słuchacze lubią mieć kontakt z artystą. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że w trakcie koncertu wykonawca może coś powiedzieć, ale kontakt z uczniami, studentami, częste wykłady i prowadzenie warsztatów sprawiły, że opowiadanie słuchaczom ciekawych historii oraz anegdot na temat kompozytorów czy wykonywanych utworów jest łatwe, a publiczność to kocha i słucha muzyki w ogromnym zainteresowaniem.
Zofia Stopińska
Beata Bilińska, Paweł Przytocki i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej dziękują publiczności za gorące brawa, fot. Fotografia Damian Budziwojski