Z Mariuszem Drzewickim nie tylko o koncertach
Koncert, który odbył się 25 lipca 2022 roku w bazylice oo. Bernardynów w Leżajsku, był doskonałą okazją do spotkania z panem prof. Mariuszem Drzewickim, znakomitym polskim pianistą, który był jednym z wykonawców. Wieczór rozpoczął się recitalem organowym Jaroslava Tumy, świetnego czeskiego organisty, klawesynisty i improwizatora.
W części drugiej wystąpili znani leżajskiej publiczności artyści: sopranistka Jadwiga Skwierz-Sakakibara oraz pianista Mariusz Drzewicki.
Bardzo się cieszę, że mogłam się spotkać i porozmawiać przed koncertem z panem prof. dr hab. Mariuszem Drzewickim.
Koncert w bazylice oo. Bernardynów w Leżajsku jest jednocześnie powrotem w rodzinne strony.
Tak, chociaż nie będzie to mój pierwszy występ w leżajskiej bazylice, bo bodajże 10 lat temu występowałem tutaj z orkiestrą kameralną z Łodzi i z moim przyjacielem Łukaszem Błaszczykiem, byliśmy solistami w Koncercie podwójnym Feliksa Mendelssohna. Podczas tego koncertu występowała także moja żona Aleksandra – sopranistka.
Pewnie zatrzyma się Pan trochę dłużej w rodzinnym domu.
To jest dodatkowa okazja do odwiedzenia rodziny, ale bywam tu dosyć często, prowadząc warsztaty w szkołach muzycznych na Podkarpaciu albo z powodu koncertów, które gram w pobliżu.
Z koncertami przyjeżdża Pan do Leżajska stanowczo zbyt rzadko.
Ma pani rację. Ja też tak uważam.
Propozycji koncertowych Panu nie brakuje i często występuje Pan jako solista i kameralista w Polsce i za granicą (Niemcy, Szwajcaria, Rosja, Austria, Szwecja, Łotwa, Wielka Brytania, Norwegia, Włochy).
Nigdy nie ograniczałem się do jednego typu koncertów. Lubię muzykę kameralną i od wielu lat występuję w różnych składach kameralnych, a przede wszystkim był to duet z moim przyjacielem Łukaszem Błaszczykiem, laureatem Konkursu Wieniawskiego. Ostatnio próbowaliśmy obliczyć, ile tych koncertów zagraliśmy i okazało się, że ponad pół tysiąca. Większość odbyła się za granicą, przede wszystkim w Niemczech. Tam też nagrałem jedną z moich płyt z muzyką Fryderyka Chopina.
Jak Pan był uczniem podkarpackich szkół muzycznych, często słyszałam opinie, że jest Pan dobrze zapowiadającym się pianistą, ale jak Pan wyjechał na studia w Akademii Muzycznej w Łodzi do prof. Tadeusza Chmielewskiego, to już nie było okazji śledzić Pana rozwoju artystycznego.
Tak potoczyły się moje losy. Nie planowałem studiów w Łodzi, ale kiedyś przewidział to mój ojciec. Mieliśmy rodzinę w Łodzi, która mieszkała vis á vie łódzkiej Akademii Muzycznej. Przy okazji odwiedzin, kiedy już zaczynałem grać na fortepianie, pamiętam słowa mojego ojca, który wskazując budynek Akademii Muzycznej powiedział: popatrz, może kiedyś będziesz tutaj studiował. Te słowa się sprawdziły, bo podczas jednego z konkursów spotkałem prof. Tadeusza Chmielewskiego, który zachęcił mnie do studiowania w jego klasie.
Ciekawa jestem, co Pan myśli o konkursach muzycznych, których jest bardzo dużo. Czy one w jakiś sposób pomagają młodym muzykom zaistnieć na estradach koncertowych?
Tych konkursów jest nieprawdopodobne mrowie, śmiem wątpić w tej chwili, czy oprócz kilku największych, o wielkim prestiżu, te pozostałe mogą w jakiś sposób pomóc w karierze. Myślę, że aktować jako krok w zbieraniu nowych doświadczeń i to jest obecnie ich podstawowa wartość. Zbieranie doświadczenia, mierzenie się z samym sobą, to jest istota tej rywalizacji konkursowej, a nie konkurowanie z pozostałymi uczestnikami, ponieważ w dziedzinie muzyki kwestie są tak trudne do wymierzenia i tak dyskusyjne w wielu aspektach.
Mówię to jako juror konkursów różnego szczebla.
Oprócz nagrań płytowych, nagrywał Pan także muzykę do filmów, współpracował Pan z zespołami baletowymi.
Zdarzyło mi się nagrywać muzykę do filmu, który odniósł spory sukces – mówię tu o filmie Piotra Trzaskalskiego „Mój rower” z Michałem Urbaniakiem w roli głównej. Tam miałem okazję nagrywać muzykę Wojtka Lemańskiego i w scenie finałowej Koncert Es-dur Wolfganga Amadeusa Mozarta. Artur Żmijewski w roli pianisty wykonuje ten koncert na deskach Filharmonii Berlińskiej.
Zupełnie innym doświadczeniem była współpraca z zespołami baletowymi - z Teatrem „Sabat” Małgorzaty Potockiej i kilkukrotnie z Narodowym Baletem Łotewskim w produkcji przedstawienia baletowego, opartego na muzyce Fryderyka Chopina. Miałem okazję na żywo, na scenie być alter ego Fryderyka Chopina.
To bardzo ciekawe i odpowiedzialne doświadczenie, bo tutaj swoboda interpretacyjna nie może być bezgraniczna. Zawsze musi się wiązać z ramami czasu i choreografii.
Po studiach pozostał Pan w macierzystej uczelni i coraz więcej czasu zajmuje Panu praca pedagogiczna, a aktualnie kieruje Pan Katedrą Fortepianu i to już trochę trwa.
Już osiem lat. Chcę powiedzieć, że lubię pedagogikę i odnajduję się w niej. Lubię interakcję pomiędzy studentami, wymiany doświadczeń i te różnorodne, że tak powiem kolokwialnie, przypadki, z którymi człowiek się zderza – z różnym poziomem wrażliwości, z różnym poziomem umiejętności i z różnym poziomem zdolności.
Mamy tu do czynienia z elementem niespodzianki, bo z wieloletniego doświadczenia wiem, że niezwykle trudno jest na wstępie oszacować, czy za kilka lat z tego potencjalnie zdolnego kandydata jesteśmy w stanie oszlifować jakiś diament, czy ten diament po drodze się nam spali w trudach mozolnej pracy i przygotowań do koncertów, egzaminów czy występów konkursowych.
Tym bardziej, że do egzaminu wstępnego z gry na instrumencie kandydat może się przygotować dużo wcześniej i może przed komisją zaprezentować się bardzo dobrze.
Oczywiście, występ publiczny ma wiele aspektów, nie ogranicza się do działań czysto technicznych na instrumencie, ale ma też aspekt psychologiczny, przygotowania takiego czysto psychofizycznego. Jeżeli spojrzymy analitycznie na występ na estradzie, to tych składników jest nieprawdopodobna ilość i nigdy nie można być do końca pewnym czy wszystkie razem złożą się na udany występ.
Potrafi nam to Pan najlepiej uświadomić, bo z pewnością zajmował się Pan również tym zagadnieniem w czasie swego rozwoju dydaktyczno-naukowego.
Także, bo moja ideą stało się stwierdzenie, że w procesie dydaktycznym nie ma czegoś takiego jak jeden „kluczyk” do wszystkich studentów. Każdy student jest indywidualnym przypadkiem, z indywidualną wrażliwością , predyspozycjami manualnymi, predyspozycjami, psychofizycznymi, tak że dobranie odpowiedniego „kluczyka” do każdego przypadku jest najtrudniejsze. Na to zawsze zwracał mi uwagę śp. prof. Tadeusz Chmielewski.
Ponieważ muzyczna droga Pana rozpoczęła się tutaj, to zadam Panu proste pytanie – dlaczego postanowił Pan zostać pianistą i wybrał Pan ten instrument przed laty?
Dlatego, że lubiłem muzykę, a ten instrument był dostępny w domu. Podobała mi się muzyka Fryderyka Chopina i marzyłem o tym, żeby grać jego utwory. W wieku dziecięcym są takie marzenia, żeby kiedyś zagrać Poloneza As-dur, Koncert fortepianowy e-moll i inne sztandarowe utwory z repertuaru chopinowskiego. To było przyczynkiem, że zacząłem grać na fortepianie.
Pewnie też pierwsi pedagodzy potrafili Pana zachęcić.
Na pewno. Poczynając od Szkoły Muzycznej w Leżajsku. Muszę z przykrością powiedzieć, że wszyscy moi pedagodzy fortepianu nie żyją, a warto o nich powiedzieć, bo byli wyjątkowi. Pani Marta Wąsowska w tutejszej Szkole Muzycznej I stopnia była świetną nauczycielką, z dużym entuzjazmem. Później pani Krystyna Matheis-Domaszowska, postać niezwykle znana, ceniona i zasłużona dla kultury muzycznej Rzeszowa, była znakomitą pianistką, od której bardzo dużo się nauczyłem. Pracowała nie tylko nad moim rozwojem pianistycznym, ale także nad stroną czysto psychologiczną. Bardzo dużo pani prof. Krystynie Domaszowskiej zawdzięczam i zawsze z wielkim sentymentem ją wspominam.
Tak samo wspominam prof. Tadeusza Chmielewskiego, od którego także wiele się nauczyłem. Kiedyś pisząc autoreferat do przewodu habilitacyjnego, pokusiłem się o to, żeby jednym słowem stwierdzić, czego nauczył mnie prof. Chmielewski – nauczył mnie samodzielności. To jest istota sprawy.
Często prowokacyjnie mówię, że nikt nikogo jeszcze nie nauczył grać na instrumencie. Rolą pedagoga jest czuwanie i podpowiadanie tego, co można zrobić. To nie może być podpowiadanie ex cathedra, ale podpowiadanie na zasadzie propozycji.
Pamiętam pedagogikę prof. Chmielewskiego, który zawsze pozostawiał pewną drogę wyboru interpretacji. Gdy opracowywaliśmy utwory, mówił zawsze: „Możesz zagrać w ten sposób, ale możesz też zagrać w ten sposób. To zależy od ciebie. To, że ja w ten sposób gram, nie oznacza, że ty też musisz grać w ten sam sposób. Musisz odnaleźć to jak czujesz, rozumiesz i czy mieści się to we właściwej konwencji”.
Mam nadzieję, że niedługo wystąpi Pan w rodzinnych stronach z recitalem, bo dzisiaj wykona Pan zaledwie dwa utwory, a w kilku będzie Pan towarzyszył śpiewaczce Pani Jadwidze Skwierz-Sakakibara.
Może się zdarzy ten recital solowy. Z przyjemnością przyjadę i zagram.
Miejsce jest cudowne i niezwykle inspirujące. Wprawdzie rzadko fortepian rozbrzmiewa we wnętrzach świątyni, ale już to się zdarza.
Chcę powiedzieć, że w Austrii, Niemczech czy w Szwajcarii bardzo często recitale fortepianowe są wykonywane w świątyniach. Kościelna akustyka w większości przypadków bardzo temu instrumentowi sprzyja.
Musimy kończyć naszą rozmowę, bo niewiele czasu pozostało Panu na przygotowanie się do koncertu. Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję serdecznie.
Mariusz Drzewicki - fortepian, fot. Ryszard Węglarz
Szanowni Państwo, w omówieniu koncertu wspominałam już, że cały koncert został gorąco przyjęty przez publiczność, która wypełniła wnętrze leżajskiej bazyliki. Długo oklaskiwany był na zakończenie recital wspaniałego organisty Jaroslava Tumy. Entuzjastycznie publiczność przyjmowała utwory, które zaproponowała sopranistka Jadwiga Skwierz-Sakakibara.
Przekonaliśmy się, że bardzo dobrze brzmi także solowy fortepian we wnętrzu leżajskiej bazyliki. Mariusz Drzewiecki wykonał tylko dwa utwory Fryderyka Chopina Nokturn cis-moll op. posth oraz Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22 . Wykonał je rewelacyjnie. Wszyscy słuchali w wielkim skupieniu, a później swój entuzjazm wyrażali burzą oklasków.
To był wspaniały wieczór, który na długo pozostanie w pamięci wszystkich, którzy mieli szczęście go wysłuchać.
Zofia Stopińska