Cieszę się, że losy zawiodły mnie do "Mazowsza"
Dyrektor Jacek Boniecki dyryguje koncertem "Mazowsza" w Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie. fot.Paweł Matelowski - RCKP w Krośnie

Cieszę się, że losy zawiodły mnie do "Mazowsza"

        Drugi z cyklu siedmiu wielkich koncertów na 70 lat działalności instytucji kultury w Krośnie był podwójnie jubileuszowy, ponieważ występujący 9 marca 2018 roku Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze” również świętuje 70-lecie swojego istnienia.
Koncert odbył się w Sali Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, a „Mazowsze” wystąpiło pod batutą swego dyrektora, Pana Jacka Bonieckiego, z którym mogłam porozmawiać po próbie.

        Zofia Stopińska: Panie dyrektorze, dzisiaj jubilaci goszczą u jubilatów.

        Jacek Boniecki: To piękne spotkanie, a o tych naszych jubileuszach dowiedziałem się niedawno. Tych zbieżności i ważnych dat jest sporo, a jeszcze obie instytucje biorą udział w obchodach 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę. Nie chcę przeceniać roli „Mazowsza”, bo szacownych instytucji kultury w Polsce jest sporo, ale „Mazowsze” jest w tym gronie wyjątkowe, bowiem postrzegane jest jako reprezentacja kultury polskiej, szczególnie poza naszą Ojczyzną.   Osoby, które przychodzą na nasze występy, wiele dowiadują się o naszym kraju, jego historii i kulturze. Dla licznie rozsianej po świecie Polonii nasze koncerty maja dodatkowo wymiar sentymentalny, ale dla publiczności innych krajów i kultur mają walor poznawczy. Po koncercie ta publiczność ma wyobrażenie, jak piękna, barwna i energetyczna, i różnorodna jest nasza kultura – szczególnie kultura ludowa, z której my czerpiemy przygotowując programy występów. Bogactwo naszej kultury ludowej jest ogromne, bo dawniej, nawet niezbyt odległe od siebie wioski, bardzo różniły się miejscowym folklorem: zwyczajami, strojami, często także instrumentarium było inne. To jest piękno naszej kultury ludowej, którą pieczołowicie kultywuje „Mazowsze”.
Często też dotykamy kultury dawnych granic Rzeczypospolitej. Niedługo będziemy występować w Wilnie na Litwie i też jedziemy tam z sentymentem. Nie ma to nic wspólnego ze stwarzaniem niepokojów, ale przecież kultury sąsiednich krajów także wzajemnie się przenikały. Łączy nas wspólna historia, a kultura dawnych Kresów polskich wiele do naszej kultury wniosła.

        Przeglądając przed południem Waszą stronę internetową, stwierdziłam, że Mazowsze to imperium – balet, chór, orkiestra i ogromna ekipa techniczna czuwająca nad tym, aby wszystko odbywało się sprawnie.

        Faktycznie, jest nas dużo, jak jeździmy w pełnym składzie, bo dzisiaj, z racji repertuaru i promocji naszej najnowszej płyty „Piosenki ludowe”, przyjechały tylko dwa zespoły – chór i orkiestra. Chcę zaznaczyć, że ta płyta jest to kompendium wiedzy o naszych mazowszańskich piosenkach, które ostatnio były utrwalane przez „Mazowsze” ponad 20 lat temu. Nagraliśmy 24 piosenki ludowe – najbardziej znane i lubiane, a zrobiliśmy to w tym roku jubileuszowym, żeby pokazać to bogactwo naszego regionu, które było gromadzone przez tyle lat.
Powracając do Pani stwierdzenia, chcę podkreślić, że mamy bardzo duży balet – drugi balet w Polsce, w którym tańczy ponad 60 osób, w chórze śpiewa 40 osób i 45 osób gra w orkiestrze. Potrzebnych jest nam wielu pracowników technicznych – garderobiane, pracownie krawieckie i konserwatorskie są niezbędne do funkcjonowania Zespołu. Mamy ogromne bogactwo kostiumów, bo ponad 4 tysiące, kilkaset par butów, czapki, chusty, czepce, wianki, pawie pióra, kwiaty i... warkocze. To wszystko znajduje się w kostiumerii „Mazowsza”.

        To wszystko gromadzone było przez lata.

        Od początku pieczę nad tym sprawowała pani Mira Zimińska-Sygietyńska, która czasami robiła pewne poprawki kolorystyczne, a także niektórych elementów strojów, stąd można powiedzieć, że to są raczej kostiumy sceniczne, ponieważ to, co pokazuje „Mazowsze” – jak wielokrotnie, zapowiadając ten zespół pan Bogusław Kaczyński podkreślał: „ Proszę Państwa! „Mazowsze” nie jest zespołem folklorystycznym, jest zespołem artystycznym, który na kanwie folkloru pokazuje pewna stylizację przystosowaną na sceny całego świata”. Takie było zamierzenie Miry, tak się też stało i tak chcemy to pielęgnować.

        Wasza oferta programowa jest bardzo bogata, bo są to między innymi: programy edukacyjne, muzyka klasyczna, nawet opera nie jest Wam obca. Pomyślałam, że duży wpływ na to bogactwo mają doświadczenia zdobyte przez Pana, bo przecież za kilka dni będzie Pan świętował 25-lecie działalności artystycznej. W tym czasie dyrygował Pan koncertami symfonicznymi, oratoryjnymi, prowadził Pan spektakle operowe, operetkowe i musicalowe, a ostatnio cały czas, talent i serce poświęca Pan „Mazowszu”.

        Udało mi się w ciągu tych 25 lat (chociaż, prawdę mówiąc, zacząłem dyrygować nieco wcześniej), przynajmniej „dotknąć”, jeżeli nie poznać, różnorodne formy muzyczne: symfoniczne, oratoryjne i teatralne. Wszystkie te doświadczenia bardzo mi się przydały, bo coraz częściej programy „Mazowsza” są właściwie spektaklami, chociaż odbywa się to często w formie koncertu.
Mira Zimińska-Sygietyńska zmarła w 1997 roku, a wówczas nikt jeszcze nie marzył o tym, że będzie sala widowiskowa w Otrębusach, czyli w Karolinie. Po prostu nie mogła realizować dużych form teatralnych z „Mazowszem”, bo nie miała na to miejsca. Dlatego zatrzymano się na formie koncertowej, chociaż Mira była „człowiekiem sceny” i myślała scenicznie, stąd ten program jest tak głęboko przemyślany i dopracowany pod każdym względem: choreografie (które rysowała), opracowania tekstów pieśni i inne szczegóły, którymi się zajmowała, to było wielopłaszczyznowe spojrzenie na teatr. Z pewnością Państwo nie wiecie, że Mira Zimińska-Sygietyńska zbierała instrumentarium do kapeli dworskiej, chcąc zrobić spektakl muzyczny. W różnych względów – pewnie również ideologicznych i czasowych, nie zrobiła tego, ale z pewnością też chciała rozszerzać formy występów.
My staramy się to teraz robić. Mamy tę operę – śpiewogrę „Krakowiacy i Górale” zrobioną w sposób mistrzowski i przemyślany, bo „Mazowsze” jest młode, a w przypadku opery musimy podołać nie tylko wykonaniu samej muzyki, ale przede wszystkim warstwy dramatycznej, bo nie posiadamy aktorów. Bardzo mądrze poprowadził to wszystko Andrzej Strzelecki, który jest wychowawcą pokoleń aktorskich, stąd jego praca z naszym zespołem dała wspaniały efekt. Dlatego mamy tę formę w repertuarze, a może wkrótce powstanie kolejna forma teatralna.

        Przed Wielkanocą będziecie występować z koncertami muzyki klasycznej, bo od kilku lat macie w repertuarze m.in. dzieła Wolfganga Amadeusz Mozarta – „Mszę Koronacyjną” i „Requiem”.

        Muzyka klasyczna daje nam kondycję artystyczną. Po wykonaniu utworów Mozarta koncerty z piosenkami ludowymi śpiewamy z zupełnie innym bagażem emocjonalnym, a przede wszystkim technicznym. To wspaniały trening rozwijający chór i orkiestrę. Orkiestra, która bardzo dobrze wykona muzykę klasyczną, zagra każdą muzykę i o to chodzi, żeby była bardzo elastyczna.
Najczęściej mamy do czynienia z wysublimowaną muzyka ludową, której partytury pisał porządny kompozytor Tadeusz Sygietyński – uczeń w Instytucie Muzycznym w Warszawie takich sław, jak Henryk Melcer, Zygmunt Noskowski i Zygmunt Statkowski, a później Lipsku m.in. Maxa Regera i w Wiedniu Arnolda Schönberga. Sygietyński otrzymał staranne wykształcenie i komponował początkowo muzyką symfoniczną, w latach 1923 – 26 pracował jako dyrygent w teatrach operowych w Grazu, Zagrzebiu i Lublanie, a w 1925 roku założył w Dubrowniku orkiestrę symfoniczną.
W partyturach, które tworzył dla „Mazowsza”, słychać wyraźnie, że wszystkie utwory są pisane na kanwie muzyki ludowej, ale bardzo sprawną i wysublimowaną ręką kompozytora klasycznego.
Jestem pewien, że gdyby Tadeusz Sygietyński żył dłużej (bo niestety z „Mazowszem” był tylko siedem lat), mielibyśmy nie tylko utwory symfonizujące, bo skomponowałby jeszcze inne formy na kanwie muzyki ludowej.

        Pod koniec marca „Mazowsze” ma zaplanowane koncerty muzyki klasycznej.

        Tak, wykonamy kilkakrotnie „Requiem” Mozarta – wspaniałe dzieło, dające możliwość artystycznego „wyżycia się” dla chóru, solistów i dla orkiestry. Niektórych dziwi, że osoby, które proponują to dzieło publiczności, zapraszają „Mazowsze”, bo wydaje się to trochę odległe, a jednak nasze wykonanie jest bardzo oryginalne, bo chór „Mazowsza” ma specyficzne brzmienie, lekkie, pastelowe, bardzo szlachetne, a w Mozarcie to brzmienie jest bardzo potrzebne. Bardzo chętnie wykonujemy to dzieło.

        Może użyję niezbyt pięknych słów mówiąc, że „Mazowsze” jest najlepszym polskim „towarem eksportowym”. Nie wiem tylko, czy to było i jest doceniane.

        W życiu każdego człowieka, w życiu zespołu, w życiu społeczeństwa są różne okresy. „Mazowsze” w czasie 70-ciu lat działalności „ocierało się” o różną rzeczywistość, nie tylko w Polsce, ale także w Europie i na świecie, postrzegania muzyki ludowej i kultury czy tożsamości. To wszystko faluje. Również zespół był różnie postrzegany. Przez długie lata „Mazowsze” prowadziła Mira Zimińska-Sygietyńska. Budziła respekt i podziw nie tylko wśród członków zespołu. Jak odeszła, straciliśmy osobę, która mocną ręką trzymała „Mazowsze”, mało tego, potrafiła udowadniać światu, że jest ono potrzebne, w różnych rzeczywistościach politycznych i gospodarczych. Była gwarantem istnienia Zespołu. Po jej śmierci niestety trochę się wszystko zachwiało.
Proszę sobie przypomnieć lata przemian gospodarczych w Polsce. Ja mam doświadczenia z tego okresu, bo jako młody człowiek – student Akademii Muzycznej w Gdańsku, zakładałem prywatną orkiestrę. Wielu ludzi zapragnęło się szybko wzbogacić, zmienić własną sytuację ekonomiczną. Rządzący naszym krajem także zaczęli się tym zajmować poważnie. Nastąpiło wówczas odejście od kultury, samorządy przestały dotować różne instytucje kulturalne, pogłębiając ich słabą kondycję. Najważniejsze były sprawy finansowe. „Mazowsze” także wówczas dostawało o wiele mniej środków i borykało się z ogromnymi trudnościami.
Teraz widzimy „światełko”, a może nawet „światło w tunelu”, co objawia się powrotem społeczeństwa do kultury, bo już trochę nasyciło się dobrami materialnymi. Ludzie mają już dosyć pogoni za polepszeniem własnego bytu, chcą coś zobaczyć, czegoś posłuchać, oderwać się, chcą harmonii w życiu. Nastąpił również zwrot do korzeni i także przy tej okazji do naszego Zespołu o wielkiej tradycji.
W ostatnich trzech latach otrzymaliśmy znaczącą pomoc od samorządu Województwa Mazowieckiego, co przekłada się na poważne środki finansowe. Od prawie roku mamy także współorganizatora – Ministra Kultury, który nadaje ten ton misyjny „Mazowszu” i wspomaga jego działalność na terenie kraju i także za granicą. Dlatego mamy zaplanowane występy poza granicami kraju.

        Jak tylko opublikowałam informację, wraz z pięknym plakatem, o koncercie w Krośnie, otrzymałam wiele pytań o nagrania. Wiem, że macie już nowe nagrania.

        To prawda i wszędzie, gdzie koncertujemy, mamy stoiska z płytami. Mamy także nową stronę internetową, zapraszam do zapoznania się z nią, bo znajdą tam Państwo także sklep internetowy i można tam także zakupić nasze płyty. Myślę, że w przyszłości, bo mamy takie zapotrzebowania, różne firmy będą dystrybuować nasze płyty. „Mazowsze” po raz pierwszy już nagrało dwie płyty w swojej siedzibie i jest ich producentem, i wydawcą. Mamy już możliwości realizacji świetnych nagrań.

        W Waszym kalendarzu zaplanowanych jest mnóstwo koncertów w kraju i za granicą, ale także zapraszacie do siebie – mało tego, osoby, które przyjadą na koncert, mogą u Was zostać.

        Mamy wspaniałe warunki. „Mazowsze” posiada 12 hektarów terenu, położonego w pięknym lesie w dawnym Karolinie. Jest tam słynny pałac karoliński, który już w tym roku będzie rewitalizowany i przez co najmniej dwa lata będzie wyłączony, a później powstanie tam Centrum Folkloru Polskiego. Odwiedzający to miejsce będą mieli możliwość spojrzenia na polski folklor, na jego cechy charakterystyczne, można będzie także poznać, jak na przestrzeni lat ten folklor został przeobrażony przez „Mazowsze”. To jest piękna inicjatywa i dziękujemy w tym miejscu Ministrowi Kultury, Samorządowi Województwa oraz za środki pozyskane z Unii Europejskiej, które pozwolą na rewitalizację i stworzenie stałej ekspozycji, prezentującej polski folklor widziany oczami zespołu „Mazowsze”.
Zapraszamy na koncerty do naszej siedziby. Mamy karczmę, mamy zaplecze noclegowe, piękny park i naszą salę koncertową.
Dzieci mogą uczestniczyć w koncertach edukacyjnych i warsztatach, które się odbywają przez cały tydzień, mogą przyjść na koncert całego zespołu „Mazowsze”.

        Z wielką pasją mówi Pan o „Mazowszu” i myślę, że jest Pan w nim zakochany, podobnie jak wielu Polaków.

        Tak, bo „Mazowsze” jest niezwykłe. Pracowałem w różnych instytucjach i nie umniejszam żadnej, bo kocham operę i muzykę symfoniczną, operetkę i teatr muzyczny. Prowadziłem bardzo dużo koncertów i spektakli różnego rodzaju. Twierdzę, że nasza siedziba jest miejscem szczególnym, a „Mazowsze” jest z wielkim pietyzmem postrzegane przez publiczność. To jest zjawisko – niebywałe, niepowtarzalne i niespotykane w żadnej innej instytucji. Cieszę się, że losy zawiodły mnie do „Mazowsza”. Jestem w tym zespole już pięć lat i jeszcze do tego, w dość niespodziewany sposób, zostałem „szefem” tej instytucji.

        Panią Mirę Zimińską-Sygietyńską i „Mazowsze” znał Pan od lat.

        Oczywiście. Spotkałem Panią Mirę w 1995 roku, kiedy byłem „szefem muzycznym” Teatru Muzycznego „Roma”, w którym zatrudnił mnie pan Bogusław Kaczyński i powiedział: „Jacusiu, poznasz na premierze „Carmen” Wielką Mirę”, i tak się stało. Wówczas, po premierze odbyło się spotkanie, podczas którego Pani Mira powiedziała: „Bardzo by mi się przydał taki dyrygent”.
W 1997 roku, kiedy „Mazowsze” było na 3-miesięcznym tournée – Mira umiera. Kto ją żegnał w imieniu Zespołu? – Bogusław Kaczyński i Jacek Boniecki, bo cały zespół koncertował w Stanach Zjednoczonych i nie można było tej trasy przerwać. To najlepsze dowody, że nie ma rzeczy przypadkowych. Trafiłem wreszcie do „Mazowsza” i mam nadzieję, że uda mi się temu zespołowi pomóc w wielu sprawach i pracować wytrwale, abyśmy przez cały czas byli na najwyższym poziomie.
Będziemy się starali zawsze, ale w roku jubileuszowym szczególnie pięknie grać dla publiczności.

         Bardzo Panu dziękuję za rozmowę i czas, który kosztem odpoczynku Pan mi poświęcił.

        Ja również dziękuję za spotkanie, bo dawno już nie mieliśmy okazji rozmawiać, a znamy się od wielu lat. Mogę chyba zdradzić, że w czasie całej mojej pracy zawodowej, która trwa już ćwierć wieku, spotykaliśmy się wielokrotnie przy okazji różnych koncertów i nasze rozmowy doskonale pamiętam.

Z Panem Jackiem Bonieckim – dyrektorem „Mazowsza” i znakomitym dyrygentem rozmawiała Zofia Stopińska 9 marca 2018 roku w Krośnie.

Pragnę jeszcze podkreślić, że koncert Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca "Mazowsze" w Krośnie był nadzwyczajny. Piękny śpiew Chóru i świetna gra Orkiestry oraz zaprezentowany repertuar, wynagrodziły nam brak baletu. "Mazowsze" promowało jadną ze swych najnowszych płyt zawierającej przepiękne piosenki mazowszańskie, które żespół ma w repertuarze od lat. Każda z nich była gorąco oklaskiwana.Dyrektor Jacek Boniecki pokazał, że nie tylko jest mistrzem batuty, ale także potrafi wspaniale poprowadzić koncert przybliżając publiczności historię, dorobek i aktualną działalność "Mazowsza". Bisy, gorące owacje na stojąco były najlepszym dowodem, że krośnieńska publiczność potrafo ocenić i docenić wielki kunszt żespołu. Opuszczeliśmy gościnne progi Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie oczarowani, z płytami, które będą nam ten wieczór przypominać.