Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

FESTIWAL MUZYKI FORTEPIANWEJ IM. MARII TURZAŃSKIEJ - recital organowy

14 października, godz. 19:00 (Kolegiata pw. Bożego Ciała w Jarosławiu)

Recital Organowy

Maciej Wota

Wstęp wolny

W programie:
• J. S. Bach - Fantazja i fuga g-moll BWV 542
• J. S. Bach - „Wachet auf, ruft uns die Stimme” BWV 645
• W. A. Mozart - Fantazja f-moll KV 608
• Fr. Chopin/E. Lemare - Etiuda cis-moll op. 25 nr 7
• F. Mendelssohn-Bartholdy - I Sonata organowa f-moll op. 65

 

Maciej Wota - Jarosławianin, urodził się w 1992 r. Jest absolwentem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w klasie fortepianu prof. Jerzego Sterczyńskiego. Ukończył także studia magisterskie w klasie organów prof. Andrzeja Chorosińskiego. Od roku akademickiego 2018/2019 pełni funkcję asystenta w Katedrze Fortepianu na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

Uczestniczył w wielu kursach pianistycznych prowadzonych przez profesorów takich jak: Andrzej Jasiński, Józef Stompel, Katarzyna Popowa-Zydroń, Krzysztof Jabłoński, Kevin Kenner, Dimitri Alexeev, Boris Petrushansky, Nikolai Demidenko, Rem Urasin, Janina Fialkowska, Ludmil Angelov. Ponadto poszerzał swoje umiejętności w zakresie gry na fortepianie historycznym pod kierunkiem: Tobiasa Kocha, Andreasa Staiera, Alexeia Lubimova i Paolo Giacomettiego.

Jest laureatem wielu konkursów pianistycznych: I nagroda oraz nagroda specjalna za najlepsze wykonanie mazurków Fr. Chopina w X Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w Antoninie 2008, II nagroda w IV Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim im. G. Ferenczego w Budapeszcie 2010 oraz nagroda za najlepsze wykonanie poloneza Fryderyka Chopina, V nagroda oraz Nagroda Chopinowska na IX Międzynarodowym Konkursie Młodych Pianistów „Arthur Rubinstein in memoriam” w Bydgoszczy 2011, laureat Estrady Młodych 46. Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku 2012, wyróżnienie na IV Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym Halina Czerny-Stefańska in memoriam w Poznaniu 2017, V nagroda na Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym im. Fr. Chopina w Warszawie 2020. 

Wystąpił z wieloma recitalami fortepianowymi na znaczących wydarzeniach muzycznych między innymi: Ogólnopolski Festiwal „Gwiazdy promują” w Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze (2010), Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku (2012), Polsko-Rosyjski Festiwal „Młodzieżowa Akademia Muzyki” w Moskwie (2013, 2016, 2017, 2018), 6 edycja Koncertów urodzinowych Fr. Chopina w Warszawie (2015), Recitale chopinowskie w Żelazowej Woli, Międzynarodowy Festiwal Chopinowski – Duszniki-Zdrój (2016, 2018, 2020).

Koncertował w wielu krajach Europy: Polsce, Rosji, Niemczech, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Belgii, Włoszech, na Ukrainie, Litwie, Węgrzech a także w Australii i Stanach Zjednoczonych.

W 2019 roku prowadził miesięczny masterclass w F. Chopin Keimyung University w Daegu (Korea).

W latach 2008-2011 roku był stypendystą Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci.
Od 2015 roku jest pod opieką programu „Młode Talenty” Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina.

Łańcuckie Wieczory Muzyki

12 października 2021 r. (wtorek) , godz. 19:00

Kościół św. Józefa w Łańcucie, ul Podzwierzyniec

Wykonawcy:

Marek Stefański - organy
Milena Sołtys-Walosik - sopran

Program koncertu:

Mikołaj z Krakowa (XVI w.) - Salve Regina (5 wersów), Ave Jerarchia (5 wersów).

M.J. Żebrowski (1702-1770) - "Suscepit Israel" (Aria sopranowa z "Magnificat")

J.S. Bach (1685-1750) - Preludium chorałowe "Meine Seele erhebt den Herr'n" (z Kantaty BWV 10, opr.: M. Stefański)
J.S. Bach - Chorał i fugato "Meine Seele erhebt den Herr'n" (z Kantaty BWV 10, opr.: M. Stefański)

F. Nowowiejski (1877-1946) - "Nie opuszczaj nas"
Anonim (XIX w.) - "Matko Niebieskiego Pana"
S. Kwiatkowski (1930-2010) - "Ave Maria"
M. Lorenc (1955) - "Ave Maria"

M. Stefański (1969) - Cztery improwizacje na tematy Antyfon maryjnych: Alma Redemptoris Mater, Salve Regina, Ave Regina coelorum, Regina coeli

L. Skoczylas (1956) - Missa in honorem Sanctae Caeciliae na sopran i organy: Kyrie, Sanctus-Benedictus, Agnus Dei

Wstęp wolny

FESTIWAL MUZYKI FORTEPIANWEJ IM. MARII TURZAŃSKIEJ - Requiem d-moll

9 października, godz. 19:00 (Kolegiata pw. Bożego Ciała w Jarosławiu)

Requiem d-moll (KV 626) W.A. Mozart

Wykonawcy:

Chór „Insieme”
Zespół Wokalny „Luna Plena”
Orkiestra „Fresco Sonare”
Monika Bachowska – dyrygent

soliści:

Katarzyna Guran – sopran
Ilona Szczepańska – alt
Bartłomiej Chorąży – tenor
Oskar Koziołek–Goetz – bas

Wstęp wolny

Z dyrektorem Łukaszem Goikiem nie tylko o koncertach w Sanoku

         Długo melomani będą wspominać wydarzenia 30. Festiwalu im. Adama Didura, który odbył się w ostatniej dekadzie września 2021 roku. Każdego roku przyjeżdża na ten Festiwal Opera Śląska w Bytomiu. Podczas pobytu artystów ze Ślaska w Sanoku miałam okazję rozmawiać z panem Łukaszem Goikiem, dyrektorem Opery Śląskiej w Bytomiu.

          Wasza obecność na Festiwalu im. Adama Didura jest w pełni uzasadniona, bowiem patrona Festiwalu z Operą Śląską łączyły szczególne więzy.
            - Opera Śląska rozpoczęła swoją działalność dzięki Adamowi Didurowi, wielkiemu śpiewakowi o międzynarodowej sławie. Bardzo się cieszymy, że jesteśmy po raz kolejny na tym znakomitym Festiwalu, że możemy go inaugurować, co jest także dla nas wielkim wyróżnieniem.
Artyści Opery Śląskiej zawsze bardzo chętnie jadą do Sanoka, bo spotykają się ze wspaniałą publicznością, która potrafi ocenić i docenić dobre wykonania.
            Chcę podkreślić, że w dzisiejszych, pandemicznych czasach każde spotkanie artystów z publicznością jest niezwykle ważne i cenne, a szczególnie kiedy ta publiczność jest tak sympatyczna i tak wierna, ponieważ przychodzi na wszystkie nasze spektakle.
Dyrektor Waldemar Szybiak zdradził mi, że bilety zarówno na nasz inauguracyjny koncert, jak i spektakl opery Nabucco Giuseppe Verdiego, wyprzedane zostały w pierwszych kilku dniach. Dla nas to także jest powód do radości.

             Tak się składa, że wykonujecie operę Nabucco w piątek w Sanoku, a dopiero dwa dni później podziwiać ją będzie publiczność w Waszej siedzibie.
             - W roku jubileuszowym Festiwalu im. Adama Didura zostaliśmy poproszeni o wypełnienie dwóch wieczorów. Pierwszy wypełniła muzyka Giacomo Pucciniego – arie i fragmenty z oper, a pomysł koncertu powstał w Sanoku dwa lata temu. Z panem Waldemarem Szybiakiem zastanawialiśmy się, co nowego zaproponować i wtedy żona pana dyrektora powiedziała, że uwielbia opery Pucciniego. Wówczas postanowiliśmy zrealizować taki koncert. Planowaliśmy, że odbędzie się on w ubiegłym roku, ale ze względu na pandemię się nie udało i zrobiliśmy to w tym roku. Mieli Państwo okazję podziwiać najlepszych solistów Opery Śląskiej: Gabrielę Gołaszewską, Annę Wiśniewską-Szoppę, Rusłanę Koval, Macieja Komanderę i Łukasza Załęskiego.
Orkiestrą Opery Śląskiej dyrygował nasz kierownik muzyczny Franck Chastrusse-Colombier.
             Wykonaliśmy arie i duety ze wszystkich oper Pucciniego, a większość z nich mamy w stałym repertuarze Opery Śląskiej, co jest dla nas również bardzo ważne. Część z nich nie była w Sanoku nigdy wykonywana i najlepszym przykładem są fragmenty z Jaskółki.
             La Rondine jest to ostatnia nasza premiera, bo odbyła się w maju tego roku w koprodukcji z teatrem w Meiningen (Niemcy), w reżyserii Bruno Bergera-Górskiego.
Jest to bardzo piękna opera, w której można usłyszeć wszystkie znane wcześniejsze momenty muzyczne z oper Pucciniego. Trudna muzyka, trudny spektakl do przygotowania, ale z przepięknymi ariami i duetami. Sanocka publiczność miała okazję wysłuchać arii Magdy w wykonaniu Gabrieli Gołaszewskiej oraz duetu Magdy i Ruggero, w którym z Gabrielą Gołaszewską śpiewał Łukasz Załęski.

             Gabriela Gołaszewska pomimo młodego wieku jest we wspaniałej formie, bo znakomicie śpiewała w Sanoku, ale niedawno słuchałam i oglądałam ją podczas Festiwalu w Łańcucie, kiedy to wystąpiła podczas wykonania opery La forza del merito, którą na zamówienie łańcuckiego dworu skomponował Marcello di Capua, a także byłam w Kąśnej Dolnej, kiedy to w ramach festiwalu Bravo Maestro rewelacyjnie śpiewała arcytrudną tytułową partię w „Łucji z Lammermoor”.
             - Czekamy także na jej debiut na deskach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, który odbędzie się tej jesieni, a później na wiosnę będzie śpiewała w Don Giovannim i w Strasznym dworze. Terminy były przez pandemię już dwukrotnie zmieniane.
Muszę się także pochwalić, że w Teatrze Wielkim również śpiewają Rusłana Koval i Stanisław Kuflyuk.Stanisław Kuflyuk niedługo leci do Teatru Bolszoj, gdzie będzie śpiewał w Eugeniuszu Onieginie Piotra Czajkowskiego i w Traviacie Giuseppe Verdiego.
             Dla dyrektora to wielka radość, że ma tak wspaniałych solistów, którzy się rozwijają, sławią dobre imię naszego teatru i których Państwo mogą podziwiać zarówno w Bytomiu, jak i na festiwalu w Sanoku.
To są naprawdę historyczne momenty. Z przeszłości wspominamy przez cały czas występy wielkich śpiewaków: Andrzeja Hiolskiego, Bogdana Paprockiego, wspaniałą Teresę Żylis-Garę, która niedawno odeszła, Wiesława Ochmana, który nadal z nami współpracuje i wielu innych znakomitych solistów, którzy sławią polską kulturę na świecie.
Nasi obecni soliści to jest przyszłość opery, ci śpiewacy są na początku swojej kariery i jeszcze wiele przed nimi. Z pewnością będziemy o nich słyszeć i cieszmy się, że możemy ich teraz podziwiać.

             Za chwilę rozpocznie się spektakl, ale proszę jeszcze powiedzieć, na co, oprócz Nabucca i Jaskółki, może nas Pan zaprosić do Opery Śląskiej w Bytomiu.
             - Nabucco też jest bardzo ważnym wydarzeniem na Festiwalu, ponieważ w roli Zachariasza wystąpi Aleksander Teliga, który też prawie 30 lat temu występował na scenie w Sanoku i teraz znowu będą mogli Państwo posłuchać tego wspaniałego śpiewaka. W roli Nabuchodonozora wystąpi pan Stepan Drobit, świetny baryton ze Lwowa, którego zaprosiliśmy do współpracy, ponieważ otrzymał nagrodę Opery Śląskiej na Festiwalu i Konkursie Pieśni im. Salomei Kruszelnickiej we Lwowie i stąd jego obecność w Polsce. W roli Abigail usłyszymy znakomitą Jolantę Wagner, która śpiewa sopranem i wspaniałych solistów Opery Śląskiej, a chórem i orkiestrą Opery Śląskiej dyrygował będzie Franck Chastrusse-Colombier.
             Pytała pani, na co zapraszam do Bytomia. Muszę Państwu powiedzieć, że muszą się Państwo pośpieszyć, ponieważ od stycznia będziemy mieli przebudowę sceny i nasza duża scena będzie zamknięta i za to częściej będziemy jeździć. Będzie nas można podziwiać w różnych miejscach w Województwie Śląskim, ale także poza. Liczymy, że będą Państwo podróżować za nami, ale do tego czasu szczególnie polecam, żeby przyjechać do Bytomia na balet Sól ziemi czarnej. Jest to ostatnia nasza produkcja z muzyką Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, Bolesława Szabelskiego. Przepiękne dzieło w choreografii Artura Żymełki na kanwie filmu Kazimierza Kutza.
             Polecam również wznawianą Carmen w świetnej obsadzie. Jest to inscenizacja z 2006 roku w reżyserii Wiesława Ochmana. Żegnamy się z tym tytułem i przed remontem będzie go można obejrzeć po raz ostatni. Warto też przyjechać na Traviatę, Łucję z Lammermoor i posłuchać tej pięknej, trudnej muzyki mistrza bel canta Gaetano Donizettiego.
Jeszcze kilka tytułów pięknych oper znajdą Państwo w naszym repertuarze. Serdecznie zapraszam do Opery Śląskiej do końca 2021 roku.

             Szkoda, że musimy już kończyć rozmowę.
             - Proszę koniecznie przyjechać w październiku na jeden z pięciu pożegnalnych spektakli opery Carmen w Operze śląskiej w Bytomiu. Pierwsze z nich odbędą się 8 i 9 października.

                                                                                                                                                                                                                                                                                         Zofia Stopińska

 

Łańcuckie Wieczory Muzyki

12 października 2021 r. (wtorek) , godz. 19:00

Kościół św. Józefa w Łańcucie, ul Podzwierzyniec

Wykonawcy:

Marek Stefański - organy
Milena Sołtys-Walosik - sopran

Program koncertu:

D. Buxtehude (1639-1707) - Toccata in F BuxWV 157 b (wersja rozszerzona o fugi z Partit)

M.J. Żebrowski (1702-1770) - "Suscepit Israel" (Aria sopranowa z "Magnificat")

J.S. Bach (1685-1750) - Preludium chorałowe "Meine Seele erhebt den Herr'n" (z Kantaty BWV 10, opr.: M. Stefański)
J.S. Bach - Chorał i fugato "Meine Seele erhebt den Herr'n" (z Kantaty BWV 10, opr.: M. Stefański)

F. Nowowiejski (1877-1946) - "Nie opuszczaj nas"
Anonim (XIX w.) - "Matko Niebieskiego Pana"
S. Kwiatkowski (1930-2010) - "Ave Maria"
M. Lorenc (1955) - "Ave Maria"

M. Stefański (1969) - Cztery improwizacje na tematy Antyfon maryjnych: Alma Redemptoris Mater, Salve Regina, Ave Regina coelorum, Regina coeli

L. Skoczylas (1956) - Missa in honorem Sanctae Caeciliae na sopran i organy: Kyrie, Sanctus-Benedictus, Agnus Dei

Wstęp wolny

 

 

 

INAUGURACJA SEZONU ARTYSTYCZNEGO 2021/ 2022

8 października 2021 r. , piątek, godz. 19:00
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Massimiliano Caldi– dyrygent
Edyta Piasecka – sopran
Sławomir Naborczyk – tenor

W programie:
W. A. Mozart – Uwertura do opery „Cosi fan tutte”
aria z recitativem Fiordiligi Come scoglio z opery „Cosi fan tutte”

F. Cilea - Lament Federica z opery „L'Arlesiana”
G. Verdi - Uwertura do opery ”Vespri Siciliani”
bolero Eleny Mercè dillette amiche z opery ”Vespri Siciliani”
aria Alfreda Lunge da lei z opery „Traviata“
duet Gildy i Księcia E il sol dell'anima z opery „Rigoletto”

K. Kurpiński – Uwertura do opery „Dwie chatki“
W. Żeleński - aria Janka Gdy ślub weźmiesz z opery „Janek”

Koncert inaugurujący nowy sezon artystyczny zapowiada się niezwykle ciekawie - na melomanów czekają bowiem utwory pochodzące z kart najcenniejszych partytur mistrzów opery. Na scenie pojawią się znakomici soliści – śpiewacy, którzy wykonają arie i duety, a towarzyszyć im będzie Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej, która pełnię swojego brzmienia zaprezentuje w błyskotliwych uwerturach. Artystyczne przeżycia gwarantować będą takie perły muzyki jak brawurowa Uwertura oraz aria z opery Mozarta „Cosi fan tutte”, Uwertura Verdiego do opery „Nieszpory sycylijskie”, pochodzące z tego samego dzieła popisowe bolero Eleny, czy wzruszające arie i duety z „Traviaty”. Nie zabraknie także muzyki polskich twórców opery – Kurpińskiego i Żeleńskiego. Zabrzmi m.in. zachwycająca Uwertura do zaginionej opery Kurpińskiego „Dwie chatki”, której premiera miała miejsce dokładnie 210 lat temu w Warszawie oraz utrzymane w romantycznym duchu fragmenty z opery "Janek" Władysława Żeleńskiego. /tekst: Biuro Koncertowe/

EDYTA PIASECKA

Dramatyczny sopran koloraturowy. Jedna znajbardziej rozpoznawalnych i cenionych polskichartystek sceny operowej. Solistka Opery Narodowej w Warszawie. Występuje nanajwiększych scenach operowych w Polsce i zagranicą. Jest absolwentką Akademii Muzycznej wKrakowie. Podczas studiów zadebiutowała wOperze Krakowskiej partią Królowej Nocy wCzarodziejskim flecie Mozarta pod dyr.K.Bumanna. Pięć lat później rolę tę prezentowaław Holandii w koprodukcji z Teatrem Wielkim z Budapesztu. Odtwórczyni tytułowej roli w nagrodzonej nagrodą Internetional Opera Awardsw kategorii Rediscovered Work operze "GOPLANA" Żeleńskiego (Warsaw National Theatre). Laureatka prestiżowych konkursow i plebiscytów: I miejsce na Kursie Mistrzowskim dla Śpiewaków Operowych organizowanym w przez prof.Ryszarda Karczykowskiego (1997), Nagroda specjalna dla najlepszego głosu żeńskiego i udziałw koncertach z cyklu Promocja Polskich Talentóww Austrii (koncerty w Eisenstadt i Baden 1998 rok),nominacja do Paszportu „Polityki” w kategorii„Muzyka poważna” (2004 rok), Nagroda im. A.Hiolskiego za Debiut operowy w Teatrze Wielkim (2008), Nagroda „Gwiazda wokalistyki” na 47.Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy.
Uczestniczyła w wielu krajowych i zagranicznych festiwalach, m.in. Sacrum Profanum w Krakowie, Internachionale Orgel Woche Musica Sacra w Norymberdze, Festival dellenazioni w Citta di Castello we Włoszech, Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy, Festiwal Viva il canto w Cieszynie, Festiwal Letni Operowy w Krakowie, Międzynarodowy Festiwal Muzyczny w Mielcu, Festiwal Muzyczny w Łańcucie, Międzynarodowy Festiwal Muzyczny im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju, Festiwal Viva! Canaletto w Warszawie – Opera Narodowa, 6 Festiwal im. J. Waldorffa w Radziejowicach, Festiwal Letni w Muzeum Karola Szymanowskiego, willa „Atma” w Zakopanem, Festiwal Kompozytorów Polskich,Festiwal Sopot Classic w Operze Leśnej (Gala muzyki francuskiej). Wystąpiła także na:Festiwal Gloria (Białystok 2018), Festiwal Muzyki Polskiej w Bielsko-Białej (dyr. M.Wroniszewski).Występowała w Belgii, Holandii, USA, Danii i Kuwejcie.

                                                                                      

Edyta Piasecka dobre

 

SŁAWOMIR NABORCZYK

Absolwent Akademii Muzycznej im. F. Nowowiejskiego w Bydgoszczy w klasie dra hab. M. Moździerza i mgra T. Szlenkiera. Swoje umiejętności doskonalił podczas kursów u N. Shicoffa, E. Pessena, M. Rexrotha, Izabelii Kłosińskiej, H. Łazarskiej, K. Rymarczyk, A. Kruszewskiego, L. Świdzińskiego, M. Robavsa oraz T. Koniecznego. Debiutował w 2011 r. rolą Basilia w „Weselu Figara” W.A. Mozarta podczas Operowego Forum Młodych w Operze Nova w Bydgoszczy. Na tej scenie kreował także postaci Kowala w „Krótkim życiu” M. de Falli i tytułowego „Studenta żebraka” K. Millöckera. Laureat 22 Wielkiego Turnieju Tenorów w Operze na Zamku w Szczecinie Gran Proc VI Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. J. Kiepury w Krynicy-Zdroju (I nagroda i dwie specjalne), Ogólnopolskiego Konkursu Muzyki Operetkowej i Musicalowej w Krakowie (III nagroda, 2016), III Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego im. K. Jamróz w Busku-Zdroju (III nagroda), Międzynarodowego Konkursu Solowej Wokalistyki Sakralnej „Ars et Gloria” w Katowicach (nagroda specjalna, 2017) czy XII Międzynarodowego Konkursu Wokalnego „Złote Głosy” w Warszawie (II nagroda, 2017). Absolwent Programu Kształcenia Młodych Talentów Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie. Występuje w Operze Śląskiej, Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, w Warszawskiej Operze Kameralnej oraz w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Współpracuje z Sinfonią Varsovią, Filharmonia Śląską i Filharmonią Zabrzańską oraz zespołem Musica Viva (koncerty m.in. w Bremen, Lilienthal i Schwerin). W 2017 r. śpiewał partię Abdalla w koncertowym wykonaniu „Nabucca” G. Verdiego w Bremen. Współpracował z takimi dyrygentami, jak M.J. Błaszczyk, V. Kiradjiev, M. Figas, P. Wajrak, P. Sułkowski, S. Chrzanowski, M. Kluczyńska, A. Nagórka, Z. Rychert, W. Kunc, J. Wołosiuk, G. Chmura, M.M. Sompoliński czy M. Klauza.

Sławomir Naborczyk dobre

Rusza V Rzeszowska Jesień Muzyczna!

„Rzeszowska Jesień Muzyczna” jest corocznym, piątym już festiwalem muzyki kameralnej organizowanym przez Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów. Festiwal odbędzie się od 9 do 24 października w Klasztorze oo. Dominikanów oraz Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Festiwal będzie również transmitowany online na kanale Youtube SPMK. Wstęp na wszystkie wydarzenia będzie bezpłatny.

Kluczową ideę programową oddaje podtytuł festiwalu: „Zapomniana muzyka” – jego celem jest przypominanie polskiej, rzadko wykonywanej twórczości kameralnej oraz ukazywanie jej w kontekście trendów estetycznych i twórczości następców (także w skali europejskiej).
W programie w roku 2021 znajdą się utwory m.in. J. Zarębskiego, I. Friedmana czy M. Weinberga. Wystąpią znakomici muzycy m.in. Robert Kowalski, Magdalena Bojanowicz, Marta Gidaszewska, Robert Łaguniak, Agnieszka Kozło, Bartosz Koziak czy Katarzyna Wasiak.

Program Festiwalu:

9 października 2021 (Klasztor oo. Dominikanów, ul. Dominikańska 15, Rzeszów)
godz. 19.00 - kwintet dęty: Wiesław Suruło – flet, Maksymilian Lipień – obój, Piotr Lato –
klarnet, Damian Lipień – fagot, Paweł Cal – waltornia. Program: F. Danzi, S. Perłowski.
Retransmisja 13 października, godz. 18.00

10 października 2021 (Instytut Muzyki UR, ul. Dąbrowskiego 83, Rzeszów)
godz. 18.00 - duet: Robert Kowalski – skrzypce, Katarzyna Wasiak – fortepian. Program: M.
Weinberg, W.A. Mozart, L. van Beethoven
Retransmisja 14 października, godz. 18.00

Wstęp wolny. Informacje o obowiązkowych, bezpłatnych wejściówkach na stronie internetowej i FB.

Organizator: Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów
Partnerzy: Instytut Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, Klasztor oo. Dominikanów
Patronat honorowy: Marszałek Województwa Podkarpackiego p. Władysław Ortyl, Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
Patronat medialny: Program 2 Polskiego Radia, TVP Kultura, TVP3 Rzeszów, portal informacyjny Nowiny24, POLMIC, Klasyka na Podkarpaciu

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Muzyka" realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca. Dofinansowano ze środków Województwa Podkarpackiego.

Strona internetowa: www.spmk.com.pl/projekt/jesien
Facebook: www.facebook.com/RzeszowskaJesienMuzyczna
Kanał na YouTube: https://www.youtube.com/channel/UCDo4C0O2VUlF9DidttCTMBA
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Rafał Siwek: "Śpiew jest moją miłością i pasją"

          Jubileuszowy, bo 30. Festiwal im. Adama Didura przeszedł już do historii, ale ciągle jesteśmy pod wrażeniem znakomitych koncertów i spektakli w wykonaniu świetnych artystów. Wydarzeniem, którego nigdy nie zapomnę, był recital Rafała Siwka, który swoim cudownym, ciepłym basem zachwycił publiczność już od pierwszych taktów rozpoczynającej wieczór arii Gremina z III aktu opery Eugeniusz Oniegin Piotra Czajkowskiego. Artysta wystąpił w Sanockim Domu Kultury 25 września z towarzyszeniem Anny Marchwińskiej, znakomitej pianistki specjalizującej się w muzyce kameralnej, wokalnej i instrumentalnej.
Miałam ogromne szczęście, że pan Rafał Siwek zgodził się na rozmowę następnego dnia. Resztę dowiedzą się Państwo czytając zapisany wywiad.

          Czujemy się wyróżnieni, że zgodził się Pan przyjechać do Sanoka prosto z Moskwy.
           - To prawda, gdyż dwa dni wcześniej (23 września) śpiewałem Borysa Godunowa w Teatrze Bolszoj, 24 września przyleciałem do Warszawy już po godzinie 15 i trudno mi było wsiąść do samochodu i przyjechać późnym wieczorem do Sanoka. Zdecydowałem się w dniu koncertu przylecieć samolotem do Rzeszowa i później samochodem do Sanoka.
Z ogromną przyjemnością wystąpiłem w miejscu, gdzie urodził się Adam Didur, największy polski bas.

           Pamięć o Adamie Didurze jest tutaj pielęgnowana dzięki festiwalowi Jego imienia, który konsekwentnie organizuje dyrektor Waldemar Szybiak. Ponieważ Adam Didur na scenie MET występował 729 razy oraz miał 182 występy z zespołem MET w innych teatrach Ameryki, to Jego nazwisko można znaleźć wśród największych gwiazd Metropolitan Opera, ale czy o Adamie Didurze pamiętają w innych miejscach na świecie?
           - Rozmawiam często na ten temat i staram się tę pamięć kultywować, wspominając jego nazwisko. Poza znawcami opery, którzy od wielu lat interesują się operą, to młodzi śpiewacy czy młodzi melomani nie znają tego nazwiska. Jak słyszą, że Adam Didur był basem, który za czasów wielkiego Fiodora Szalapina zaśpiewał 40 razy w Metropolitan Opera Borysa Godunowa, to właściwie nie wierzą. Od początku swojej kariery Adam Didur śpiewał wielkie role. Jadąc na festiwal do Sanoka, przejrzałem otwarte archiwa MET i La Scali. Można tam sprawdzić każdy spektakl, każdą obsadę. Didur swoje pierwsze spektakle w MET miał z Marceliną Sembrich-Kochańską i z „królem tenorów” pierwszych dwóch dekad XX wieku, którym był Enrico Caruso. Śpiewał m.in. Mefistofelesa w operze Faust czy w Aidzie Verdiego, a śpiewał tam partię Ramfisa w niezwykłym towarzystwie: partię tytułową śpiewała Emmy Destinn, w roli Amneris wystąpiła Louise Homer, Radamesem był Enrico Caruso.

           Po raz pierwszy jest Pan w Sanoku i na Podkarpaciu?
           - Byłem kiedyś turystycznie w Bieszczadach, ale wystąpiłem tu po raz pierwszy.

 

Anna MarchwińskaRafał Siwekjuliusz Multarzyński

          

             Często jest Pan zapraszany do ośrodków kultury w niewielkich miastach?
             - Zacznijmy od tego, że rzadko śpiewam w Polsce. Dzieje się tak dlatego, że w Polsce bardzo późno planuje się występy artystyczne i dotyczy to nawet Opery Narodowej.
W momencie, kiedy otrzymuję zaproszenie, aby w Polsce wystąpić, to przeważnie jestem zajęty, bo mam kalendarz wypełniony na kilka lat do przodu i trudno mi jest się dopasować do terminu dodatkowego występu. Wielki ukłon w kierunku pana dyrektora Waldemara Szybiaka, z którym rozmawiamy już od kilku lat, bo to jest już trzecie podejście. W ubiegłym roku nie mogłem wystąpić z powodu covidu, natomiast dwa lata temu nie mogłem przyjechać do Sanoka, bo w Madrycie miałem próby do Don Carlosa.
            Pan dyrektor Szybiak jest jedną z niewielu osób w kraju, które bardzo poważnie podchodzą do planowania, stara się być elastyczny i jeżeli mu zależy, to robi wszystko z takim wyprzedzeniem, żeby do tego wydarzenia doszło. Dzięki temu nam się udało.

            Szczególnie ostatnio tych zawirowań jest bardzo dużo i czasami plany zmieniają się z tygodnia na tydzień.
             - Wiele rzeczy jest organizowanych na „wariackich papierach”. Na przykład udało nam się w marcu zrobić w Teatrze Wielkim w Łodzi Don Carlosa w bardzo ciekawej obsadzie, bo była Ola Kurzak w roli Elżbiety, Roberto Alagna w roli Don Carlosa, Andrzej Dobber śpiewał partie Posy, a ja Filipa II. Gdyby życie artystyczne toczyło się wszędzie normalnie, to wszyscy w tym terminie bylibyśmy zajęci. Ponieważ był covid, a u nas otworzyło się okienko, to dyrektor Dariusz Stachura zadzwonił do nas i udało się dogodny dla wszystkich termin znaleźć.
Skończyliśmy spektakl 7 minut przed kolejnym lockdownem. Na drugi dzień miała śpiewać druga obsada, ale spektakl nie mógł się odbyć.

            Bardzo się ucieszyłam z programu wczorajszego wieczoru w Sanoku, ponieważ nie pamiętam, kiedy słuchałam na żywo recitalu złożonego z arii i pieśni kompozytorów rosyjskich. Zgodnie z programem oficjalnie recital zakończył Monolog Borysa z II aktu opery Borys Godunow, ale po długich brawach i owacjach na stojąco postanowił Pan pożegnać się z publicznością jeszcze jednym utworem Modesta Musorgskiego – zabawną Balladą o pchle, w której pokazał Pan także swój talent aktorski.
            - Zastanawiałem się nad tym programem. Najłatwiejsze dla mnie byłoby zaśpiewanie arii. Z Anią Marchwińską nagrywaliśmy w czerwcu dla Programu II Miejscówkę z dwójką i od razu ponad pół programu mieliśmy zrobione, a drugie pół przy okazji innych występów, więc wyjście i zaśpiewanie tych arii to była rzecz najprostsza.
Ponieważ jednak uważam się za specjalistę od wokalnej muzyki rosyjskiej i chciałem ją choć trochę przybliżyć słuchaczom, tym bardziej, że jest to Festiwal im. Adama Didura, który śpiewał basem, i stąd też basowy repertuar romansów.

            Uważam, że pieśń jest często trudniejsza do zaśpiewania niż aria i do tego im krótsza, tym trudniejsza.
            - Tak, im krótsza forma, tym trudniej w niej zawrzeć wszystko.

            Ja także często spotykam się z opinią, że jest Pan specjalistą od muzyki rosyjskiej, ale przecież w różnych miejscach na świecie publiczność oklaskuje Pana za wykonania dzieł operowych Giuseppe Verdiego, Ryszarda Wagnera, ma Pan bardzo bogaty repertuar oratoryjny, a w Polsce występował Pan także w operach Stanisława Moniuszki.
            - Zacznę od stwierdzenia, że jeśli chodzi o dzieła Wagnera, to robię czasem takie wycieczki. Wielokrotnie odmawiałem śpiewania dzieł Wagnera w różnych miejscach i nie uważam się absolutnie za specjalistę, choćby z racji tego, że nie mówię wystarczająco dobrze po niemiecku, tak jak po włosku. Z racji gatunku mojego głosu wykonuję muzykę Wagnera i śpiewałem kilka partii. Na przykład w Operze Paryskiej wystąpiłem w roli Króla Henryka w Lohengrinie w pięknej produkcji Clausa Gutha, śpiewałem Fafnera w Zygfrydzie, pod dyrekcją Kenta Nagano w Bayerische Staatsoper w Monachium, śpiewałem Daland w Holendrze Tulaczu w Tokio, jako Hunding w Walkirii występowałem w Nicei i w warszawskim Teatrze Wielkim razem z Domingiem, Króla Marka w Tristanie i Izoldzie śpiewałem w Operze Rzymskiej. Pod koniec grudnia pojadę do Teatro Petruzzeli w Bari we Włoszech, gdzie w styczniu będę śpiewał także Króla Marka.
            W mojej działalności artystycznej Wagner jakoś mi towarzyszy, natomiast Verdi jest moją pierwszą miłością i takim „moim konikiem”, jak mówią Włosi: cavallo di battaglia. Partiami basowymi w operach Giuseppe Verdiego debiutowałem głównie we Włoszech i te role przez cały czas mam w repertuarze. Są to głównie: Wielki Inkwizytor i Filip w Don Carlosie, Zachariasz w Nabucco , Ramfis w Aidzie, Fiesco w Simon Boccanegra. Niedawno wróciłem z Festiwalu Operowego Arena di Verona, gdzie śpiewałem partie Zachariasza w Nabucco i Ramfisa w Aidzie.
            W tym sezonie z Placido Domingo w Teatro Massimo w Palermo będziemy śpiewać w Simon Boccanegra i ja mam piękną basową rolę Fiesca, a później jedziemy też z tym dziełem w czerwcu na tournée do Japonii.
Następnie znowu wracam do ról: Ramfisa w Aidzie w reżyserii Franco Zeffirelli’ego i Zachariasza w operze Nabucco z Arnaud Bernard, którą mieliśmy przyjemność nagrać cztery lata temu na DVD.
We Włoszech jestem postrzegany jako wykonawca basowych ról w operach Giuseppe Verdiego.

            Można znaleźć sporo nagrań z Pana udziałem i często Pan występuje w dużych formach oratoryjno-kantatowych. Lubi Pan również śpiewać w takich dziełach.
            - Tak, śpiewałem dość dużo, bo w sumie ponad dwadzieścia różnych dzieł oratoryjnych, ale najczęściej występowałem w Requiem Giuseppe Verdiego. Utrwaliłem dwa wykonania tego dzieła. Jedno, bardzo dla mnie ważne, bo to był mój pierwszy występ pod batutą Zubina Mehty, a nagranie zostało dokonane w Accademia di Santa Cecilia w Rzymie. To był piękny wielki koncert poświęcony ofiarom tsunami, który był transmitowany na cały świat i jednocześnie był nagrany i wydany na DVD.
            Drugie nagranie zostało utrwalone w Bazylice św. Marka w Wenecji pod batutą wielkiego Lorina Maazela. Pod tą samą batutą nagrałem także IX Symfonię Ludwiga van Beethovena.
Miałem przyjemność wykonać Stabat Mater Gioacchina Rossiniego jeszcze pod batutą Alberto Zeddy, uważanego za niezrównanego specjalistę od Rossiniego.
            Z Lorinem Maazelem zaśpiewałem co najmniej dziesięć razy Requiem w różnych ciekawych miejscach na świecie, jak kościół luterański w Jerozolimie, na dziedzińcu pałacu w Casablance w Maroku, wykonaliśmy całą serię koncertów z IX Symfonią Beethovena z okazji 50-rocznicy podpisania Traktatów rzymskich, a odbyły się one m.in. w Rzymie, Watykanie, Mediolanie i Brukseli.
Było tych koncertów bardzo dużo.

            Z takich prestiżowych scen na świecie pozostała Panu do zdobycia tylko Metropolitan Opera.
            - Nie tylko MET, bo również jeszcze Covent Garden. W zeszłym sezonie miałem śpiewać w Covent Garden, ale nie mogłem. Jak przychodzą ciekawe propozycje pracy, to często się zdarza, że terminy się pokrywają i trudno jest wybierać. Z marca na czerwiec został przełożony Don Carlos w Teatrze Bolszoj, którego nie mogłem zaśpiewać, bo miałem już podpisany bardzo dobry kontrakt na 14 spektakli Rigoletta w Paryżu i w tym samym czasie otrzymałem propozycje zaśpiewania 7 spektakli Don Carlosa w Covent Garden. Z tego powodu debiut w Covent Garden jeszcze przede mną.

            Mówił Pan o wspaniałych dyrygentach. z którymi miał Pan szczęście wystąpić, ale również obok Pana stawali znakomici sławni artyści. Wszyscy muszą ze sobą współpracować, bo to jest niezbędne, ale dobrze jest, jak się wszyscy polubią. Czy jest możliwa przyjaźń pomiędzy artystami, którzy często rywalizują ze sobą?
            - Jest takie powiedzenie, że nie ma przyjaźni pomiędzy dwoma osobami tego samego zawodu. My się oczywiście dobrze znamy. Ten krąg śpiewaków, którzy śpiewają w tych 20 – 25 najlepszych teatrach, jest dość niewielki. Spotykamy się przy różnych produkcjach. Na przykład teraz podczas pobytu w Teatrze Bolszoj było jednocześnie kilka produkcji i spotkałem wielu kolegów, których nie widziałem od dwóch, trzech, pięciu, a nawet siedmiu lat. To są zawsze miłe spotkania i przeważnie te relacje są bardzo serdeczne. Zupełnie inaczej jest z takimi głębszymi relacjami. Ja mam to szczęście, że mam dwóch prawdziwych przyjaciół, którzy są śpiewakami – Jacek Laszczkowski (tenor) i Artur Ruciński (baryton), który wczoraj 5 minut przed wyjściem na recital do mnie dzwonił, bo miał przerwę podczas próby w Japonii.

            Z Sanoka wyjeżdża Pan na kolejny koncert w Polsce.
            - Tak, to też udało się tylko dzięki temu, że przesunąłem próbę. Jadę jutro do Teatru Wielkiego w Łodzi na jubileusz mojego przyjaciela Zbyszka Maciasa, znakomitego barytona. Zbyszek zapraszał mnie już dawno i wiem, że bardzo mu zależało, abym zaśpiewał i zrobiłem wszystko, aby na tym koncercie być. Także jutro zaczynają się moje próby w Amsterdamie i uzgodniłem, że nie będę jutro na próbach muzycznych w Amsterdamie. Pojutrze o 7.40 lecę samolotem do Amsterdamu i zaraz po przylocie rozpoczynam próby.

            Można powiedzieć, że żyje Pan na walizkach. Czy Pan sobie zdawał z tego sprawę, że tak będzie ono wyglądało, jak Pan się decydował na zawód śpiewaka operowego?
            - Dobre pytanie. Do końca nie, bo miałem świadomość, że będę podróżował i koncertował w różnych miejscach, natomiast człowiek nie ogarnia całości tego – ma świadomość wyjazdów, ale nie do końca myśli, z czym to się wiąże. Zawsze to podkreślam, że jestem specyficznym śpiewakiem.
            W 2019 roku miałem 110 przelotów samolotem. Jeżeli mam tylko 2 dni wolnego pomiędzy spektaklami, to jestem w domu. Przykładowo – śpiewam spektakl w niedzielę wieczorem, kończę go o północy, o drugiej idę spać, w poniedziałek o piątej wstaję, wsiadam w samolot i o dziewiątej jestem w domu na śniadaniu. We wtorek wieczorem jadę na lotnisko i lecę do Paryża. W środę budzę się w Paryżu, śpiewam spektakl, w czwartek rano wsiadam w samolot do Warszawy i jestem na śniadaniu w domu, w piątek wieczorem wsiadam w samolot do Paryża, śpię z piątku na sobotę i w sobotę śpiewam spektakl. Tak czasami nawet przez miesiąc udaje mi się często być w domu.

            Można powiedzieć, że w ten sposób wspomaga Pan w znaczny sposób LOT (śmiech). Może Pan się spełniać zawodowo i jednocześnie cieszyć się pobytami w domu chyba tylko dzięki żonie, która opiekuje się dziećmi i zajmuje się wszystkim. Do takiego domu chce się wracać.
            - Oczywiście, to wszystko zasługa mojej żony. Mam pełną świadomość, że tak jest dzięki żonie. Wcześniej, jak dzieci jeszcze nie chodziły do szkoły, to lataliśmy wszyscy. W latach 2005-2008 miałem taki „okres włoski”, śpiewałem wtedy bardzo dużo we Włoszech i osiem miesięcy w roku spędzałem we Włoszech. Wtedy wszyscy byliśmy razem i na przykład przez miesiąc mieszkaliśmy w Bolonii, na tydzień przylatywaliśmy do domu, kolejne pięć tygodni byliśmy w Trieście, potem znów wracaliśmy na dziesięć dni do Warszawy i jechaliśmy na półtora miesiąca do Rzymu.

            Cudownie, bo wszyscy byliście razem.
            - Teraz udało się nam tak tylko w czasie wakacji. Rodzina była ze mną w Veronie, gdzie po raz pierwszy wystąpiłem 2005 roku. Później była dłuższa przerwa i od 2014 roku zawsze jestem na Festiwalu w Veronie. Od kilku lat śpiewam tam już bardzo dużo, bo po 10 – 11 spektakli. Od trzech lat śpiewałem partie Zachariasza i w przyszłym roku zostałem również zaproszony o zaśpiewanie Zachariasza w Nabucco. Mamy już swoje stałe miejsce nad jeziorem Garda, to jest 40 kilometrów od Verony. Dzieci mają możliwość kąpać się i korzystać z innych przyjemności związanych z wodą. Korzystamy z dobrej włoskiej kuchni, a ja dojeżdżam do pracy i można powiedzieć, że 1/3 czasu tego pobytu też jestem turystycznie.

Rafał Siwek 1juliusz Multarzyński

 

            Wiem, że studiował Pan w Głównej Szkole Handlowej. Ciekawa jestem, kto i kiedy uświadomił Panu, że ma Pan wyjątkowy głos i należy się w tym kierunku rozwijać?
            - Już jako 12-latek śpiewałem w chórach, można powiedzieć, że byłem czołowym chórzystą. Natomiast kiedy miałem niecałe 17 lat, pod koniec drugiej klasy liceum, poszedłem na egzaminy do szkoły muzycznej II stopnia i pomimo, że było już po terminie składania podań, ówczesny kierownik sekcji wokalnej prof. Zdzisław Skwara przesłuchał mnie i powiedział, że koniecznie muszę przystąpić do egzaminu wstępnego. Od trzeciej klasy szkoły średniej zacząłem równolegle uczyć się w szkole muzycznej. Jak rozpoczynałem studia w Głównej Szkole Handlowej, to miałem już zaliczone dwa lata śpiewu w średniej szkole muzycznej i już wiedziałem, że to mnie interesuje. Pod koniec drugiego roku studiów na SGH zdałem do Akademii Muzycznej i studiowałem równolegle przez trzy lata, a później zostały mi do ukończenie studia w Akademii Muzycznej.

            Wspominał Pan, że dzieci w tej chwili się uczą, czy idą w Państwa ślady? Dodajmy, że Pana żona też jest śpiewaczką, ale ze względu na Pana ciągłe podróże zajmuje się domem.
- Inacz ej się nie dało zorganizować. Dziewczynki uczyły się w szkole muzycznej, ale później zrezygnowały, natomiast syn gra na gitarze.

           Na gitarze? Myślałam, że także uczy się śpiewu.
            - Na początku grał na gitarze, później przestał, a od dwóch lat z wielką miłością wrócił do gitary. Natomiast cała trójka śpiewa i wszyscy są laureatami różnych konkursów piosenki. Syn jako sopranista śpiewał rolę pierwszego chłopca w spektaklach Czarodziejskiego fletu w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej oraz w Operze Kameralnej w Warszawie. Teraz jest już prawie 18-letnim basem i ma zamiar też zdawać na studia w Akademii Muzycznej. W tej chwili ma głos tak niski jak mój i niewątpliwie może tak jak ja śpiewać basem.

            Śpiew to jest z pewnością Pana pasja, chociaż także sposób na życie.
             - Jest takie powiedzenie: „Jeśli się kocha to, co się robi, to człowiek nigdy nie pracuje”. Oczywiście, śpiew jest moją miłością i pasją, ale ja zawsze tak staram się podchodzić do tego zawodu, żeby brać jakieś propozycje nie tylko ze względu na stronę finansową.
            Zawsze staram się, żeby ta strona finansowa była konsekwencją tego co robię, a nie celem. Do tej pory mi się udaje. Mam to szczęście, że moja droga do tej pory była bardzo lekka.
Zaliczyłem w życiu zaledwie kilka przesłuchań. Pierwsze angaże dostałem po konkursach Hans Gabor Belvedere Competition w Wiedniu (2001) oraz Competizione dell'Opera w Dreźnie (2002).
            Pamiętam, jak po drugim etapie w Wiedniu ustawiła się do mnie kolejka agentów, którzy po wysłuchaniu w moim wykonaniu arii Gremina z Eugeniusza Oniegina chcieli ze mną pracować. Otrzymałem różne propozycje i mogłem wybierać. Z niektórych skorzystałem, a z niektórych nie.
            Zupełnie przypadkowo trafiłem do tego samego agenta, który był wtedy również agentem: Placida Domingo, Jose Carrerasa, Ruggero Raimondi’ego, Dmitri Hvorostovsky’ego . Miałem to szczęście, że on sam do mnie zadzwonił i zapytał, czy chcę za dwa tygodnie zaśpiewać Requiem Verdiego z Zubinem Mehtą.

            Takie kontakty otwierają wiele drzwi i są ważniejsze od nagród finansowych.
            - Tak, bo nagrody finansowe są jednorazowe, natomiast wystarczy dostać jeden dobry kontrakt i ma się więcej pieniędzy niż z pięciu pierwszych nagród na konkursach. To jest najważniejsze. Znam wielu zwycięzców kilkunastu międzynarodowych konkursów, którzy nie zrobili kariery, albo dobrze zaczynali, a później im to nie wychodziło, a są śpiewacy, którzy konkursów nie wygrali, byli tylko w finale, a robią olbrzymie kariery.

            Na Pana długiej liście partii operowych ciągle coś przybywa. Jak Pan pracuje nad nowym repertuarem?
            - Mam w domu pracownię i mam możliwość ćwiczenia i przygotowywanie nowych partii oraz odświeżania tych, których dawno nie śpiewałem, kiedy jest taka potrzeba. Na szczęście nasz dom jest duży i mogłem wyciszyć jedno ponad 40-metrowe pomieszczenie z pianinem, w którym mogę spokojnie oddawać się pracy, nie przeszkadzając nikomu.
            Tych ról przybywa coraz mniej, bo na przykład w przyszłym sezonie będę sobie tylko przypominał niektóre role. Na przykład rolę Króla Marka w Tristanie i Izoldzie Wagnera śpiewałem 13 albo 14 lat temu i po takim czasie będzie to dla mnie jak nowa rola, Fiesca w Simonie śpiewałem ostatni raz w Concertgebouw w Amsterdamie 3 albo 4 lata temu i też trzeba ją będzie odświeżyć. Będę też nagrywał XIV Symfonię Dymitra Szostakowicza i trzeba będzie sporo pracy włożyć, aby się do tego nagrania przygotować.
Zaplanowany mam także w przyszłości debiut w tytułowej roli w Aleko Siergieja Rachmaninowa, to będzie nowa rola. Zawsze jest coś do roboty.

            Zapraszał Pana Krzysztof Penderecki do wykonania swoich dzieł i pewnie sporo pracy zajęło Panu ich przygotowanie.
             - Dwukrotnie otrzymałem zaproszenie do śpiewania dzieł Krzysztofa Pendereckiego. Pierwsze to było Credo, które uważam za najpiękniejszy utwór Krzysztofa Pendereckiego. Utwór głęboki, muzyka świetnie współgra z tekstem – wielkie dzieło. Śpiewaliśmy to dzieło w Rydze pod batutą kompozytora.
            Maestro Penderecki zaprosił mnie do wykonania Polskiego Requiem. Pamiętam, że w przeddzień koncertu zaśpiewaliśmy próbę, wszystko poszło pięknie, Maestro był bardzo zadowolony.
Pamiętam też, że w dniu koncertu obudziłem się i okazało się, że nie mogę nawet mówić, a co dopiero śpiewać. To było podczas festiwalu Wratislavia Cantans, zaplanowana była transmisja European Broadcasting Union. Jeszcze próbowałem się ratować, ale głos mi się rwał we wszystkich rejestrach. Na szczęście był w hotelu kolega, który mógł mnie zastąpić.
            Występowaliśmy jeszcze później razem z żoną w Królu Ubu w Teatrze Wielkim. To także bardzo dobra opera. Miałem propozycję śpiewania w tym sezonie w operze Monachijskiej partii ojca Barré w operze Diabły z Loudun, ale nie zdecydowałem się jednak, bo nie jest to rola znacząca. W dodatku nie jest to partia dobra dla mojego głosu. Jeśli uznaję, że jakiś utwór nie jest dobry dla mojego głosu, to nie decyduję się na wykonywanie go.

            Trzeba szanować głos, aby jeszcze długo dobrze brzmiał. Mamy nadzieję, że może niedługo wystąpi Pan gdzieś niedaleko.
            - Była szansa, że w Krakowie zaśpiewam Borysa Godunowa w marcu w reżyserii Andrzeja Seweryna, z którym już nawet rozmawiałem. Wczoraj rozmawiałem na ten temat z dyrektorem Bogusławem Nowakiem, który mówił mi, że pan Andrzej Seweryn z powodów osobistych przesunął tę premierę i w marcu do niej nie dojdzie. Trochę żal, bo byłem entuzjastycznie nastawiony na pracę z Andrzejem Sewerynem, który jest wielkim artystą.

            Mam nadzieję, że miło będzie pan wspominał ten krótki pobyt w Sanoku.
            - Mam zamiar jeszcze pójść do Galerii Zdzisława Beksińskiego, a później już trzeba będzie wracać do domu. Kiedyś z przyjemnością do Sanoka wrócę.

                                                                                                                                                                                                                                                        Zofia Stopińska

Iwona Hossa: "Rodzina mi daje siłę do działania".

        Zapraszam Państwa na spotkanie z Iwoną Hossą, wybitną polską śpiewaczką operową i pedagogiem Akademii Muzycznej w Poznaniu, gdzie prowadzi klasę śpiewu solowego. Czytając, poznają Państwo także inne talenty Pani Iwony Hossy.

        W połowie sierpnia spotkałyśmy się w Kąśnej Dolnej, gdzie prowadziła Pani zajęcia podczas Letniej Akademii Doskonałości, organizowanej przez Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego. Uczestnikami tych zajęć byli młodzi śpiewacy, z zachwytem opowiadali o wiedzy, którą zdobyli podczas tygodniowych warsztatów.
Dla Pani i pozostałych wykładowców to był tydzień wypełniony intensywną pracą. Obserwowałam Panią podczas koncertu w wykonaniu uczestników i widziałam, jak bardzo była Pani zaangażowana w te występy.
        - To prawda. Letnia Akademia Doskonałości to wyjątkowe, kompleksowe warsztaty. Organizowaliśmy je, bo ja też jestem członkiem Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego i występowałam w podwójnej roli - organizatora i prowadzącego zajęcia. Były one przeznaczone dla studentów i świeżych absolwentów wydziałów wokalnych Akademii Muzycznych. Zajęcia ze śpiewu solowego były oczywiście najważniejsze i było ich najwięcej, ale oprócz tego były też warsztaty z charakteryzacji scenicznej, prowadzone przez Darka Kubiaka, wybitnego mistrza w swojej dziedzinie, który jest szefem pracowni charakteryzacji w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Była Joanna Klimas, która prowadziła zajęcia z wizerunku scenicznego. Joanna Klimas jest wyjątkową osobą, psychologiem, projektantką mody i twórczynią marki „Joanna Klimas”. Zajęcia z ruchu scenicznego prowadził wspaniały Emil Wesołowski, człowiek teatru, tancerz, choreograf i również pedagog kochający młodzież.
        Połączenie śpiewu, ruchu scenicznego, wizerunku scenicznego i charakteryzacji – tego wszystkiego oczekuje się od młodego artysty, występującego w spektaklach operowych i na scenach nie tylko Polski, ale całego świata. W teatrach angażowane są osoby nie tylko świetnie śpiewające, mające chęć do pracy, ale oczekuje się, żeby młodzi śpiewacy już zetknęli się z charakteryzacją i wizerunkiem scenicznym. Równie ważny jest ruch sceniczny, gest i sposób poruszania się.
         To, co widz odbiera jako naturalność na scenie, musi być dobrze wyreżyserowane, czyli poruszanie się na scenie operowej, gdzie odległość od widza jest dużo większa niż na scenie dramatycznej, bo przecież oddziela scenę od widowni kanał orkiestrowy i stworzenie postaci na scenie operowej jest inne niż w produkcji filmowej czy teatrze dramatycznym. Nie mam tu na myśli przysłowiowej koturnowości czy sztuczności, ale techniki ruchu, które wprowadzają choreografowie na scenach operowych.
W Kąśnej Dolnej, w tym pięknym inspirującym miejscu, w dworku Paderewskiego mieliśmy możliwość przeprowadzenia tego tygodniowego szkolenia. Dziękujemy za to Łukaszowi Gajowi, gospodarzowi wspaniałego Centrum Paderewskiego.
         Ostatnio usłyszałam, że to był bardzo fajny obóz treningowy. Wszystkie te określenia przyjmuję jako dobrą monetę, bo to był naprawdę obóz szkoleniowy zarówno dla młodzieży, jak i dla nas, pedagogów, oraz organizatorów. Wszyscy byliśmy zapracowani, ale najbardziej była młodzież (ale o to chodziło), która miała zajęcia przez cały dzień z krótkimi przerwami na posiłki. Po ich reakcjach, sposobie i chęci do pracy widać było wielkie zaangażowanie. W ostatnim dniu, kiedy już wszyscy wyjeżdżali do domów, jeszcze przyszło kilka osób, aby jeszcze porozmawiać, czegoś się dowiedzieć, o coś zapytać.
         Ja jestem zawsze bardzo chętna na takie rozmowy, zawsze uważam, że tego czasu na rozmowy zawsze jest za mało i przydałoby się jeszcze więcej na kontakt ze wspaniale śpiewającą młodzieżą. To są już artyści, bo nawet jeśli są to studenci ostatnich lat akademii muzycznych, to już mają pewne doświadczenia, bo występowali już w spektaklach operowych i koncertach. Są jeszcze ciągle młodzi, jeszcze nie mają doświadczenia, ale mają ogromny potencjał, piękne głosy i co najważniejsze, z wielkim apetytem na pracę. Ja się z tego ogromnie cieszę i trzymam kciuki za każdego z uczestników Letniej Akademii Doskonałości, za ich drogę artystyczną, bo każdy z tych młodych ludzi jest wyjątkowy, wartościowy, zupełnie inny i każdy szuka swojej drogi, a nie stara się kopiować innych, bo to jest klucz myślenia do pracy w tym zawodzie. Bardzo lubię, jak młodzież ode mnie „wysysa” wiedzę i energię, chętnie się dzielę swoimi umiejętnościami i doświadczeniem. To był naprawdę wyjątkowy czas.

         Myślę, że Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego organizować będzie kolejne edycje Letniej Akademia Doskonałości.
          - Mam taką nadzieję i mam takie marzenie. Taki jest też plan Stowarzyszenia, ale okaże się, czy uda się go zrealizować. W sferze moich marzeń jest, żeby te warsztaty odbywały się w rocznym cyklu.
Jeśli się uda realizować je w Kąśnej Dolnej, to będzie wspaniale. Gdyby się udało dodatkowo gdzieś jeszcze, to byłaby pełnia szczęścia, bo młodych śpiewaków chętnych do pracy jest sporo. Zgłosiło się trzy razy więcej chętnych osób, niż mogliśmy przyjąć na te warsztaty. Mogliśmy przyjąć tylko 24 osoby ze względu na miejsce, w którym się spotkaliśmy. Z bólem serca musieliśmy odmówić kilkudziesięciu osobom, które chciały uczestniczyć w Letniej Akademii Doskonałości, ale nie mieliśmy takich możliwości. Kąśna jest wspaniałym, gościnnym miejscem, ale ma też ograniczenia, jeśli chodzi o ilość sal do prowadzenia zajęć i bazę noclegową.
          Jestem zbudowana postawą tych młodych artystów podczas zajęć oraz odzewem, który był po zakończeniu warsztatów. W mediach społecznościowych młodzież dzieliła się swoimi wrażeniami. Wszystkie były dla nas – organizatorów i pedagogów budujące. Mam nadzieję, że otwieramy nowy rozdział, jeżeli chodzi o warsztaty dla zdolnej młodzieży wokalnie w Polsce.

          Młodzi śpiewacy bardzo sobie cenili to, że przyjechali doskonalić swe umiejętności wokalne u wybranego pedagoga, ale mogli także skonsultować się z pozostałymi prowadzącymi klasy śpiewu. To także jest bardzo rzadko spotykane.
          - To prawda, ale taka była idea, aby łączyć, a nie dzielić. Mieliśmy wspaniałych pedagogów śpiewu, bo byli: Ewa Wolak, Mariusz Kwiecień, Adam Zdunikowski i ja. Było też czworo wspaniałych pianistów: Joanna Steczek, Alicja Traczykowska, Radosław Zaworski i Robert Marat.
Ponadto każdy z uczestników był przypisany do jednego pedagoga śpiewu i miał codziennie zajęcia ze śpiewu, a oprócz tego każdy miał czas przeznaczony i chciał (a chcieli wszyscy), i mógł się zaprezentować przed każdym innym pedagogiem, który prowadził zajęcia ze śpiewu. Po zaśpiewaniu utworu można było porozmawiać na temat tego wykonania, techniki wokalnej i różnych innych fachowych szczegółach.
          Jak powiedziałam, było czterech pedagogów śpiewu i cztery różne głosy. Ja dysponuję sopranem, Ewa Wolak altem, a właściwie kontraltem, Adam Zdunikowski – tenorem i Mariusz Kwiecień – barytonem.
Możliwość wymiany myśli, swoich informacji, spostrzeżeń na temat konkretnego utworu z każdym pedagogiem, to jest bardzo cenne. Sama pamiętam, jak byłam młodą śpiewaczką to bardzo mi zależało na tym, żeby usłyszeć zdanie nie tylko krytyków, które jest oczywiście bardzo ważne i przede wszystkim publiczności, dla której istniejemy, ale także usłyszeć zdanie śpiewaków-praktyków.
          Są także znakomici pedagodzy, którzy nie mają swojego dorobku artystycznego jako soliści, ale na pewnym etapie nauki bardzo ważny jest kontakt z czynnymi artystami, którzy powiedzą o rzeczach, o których osoba nieśpiewająca nie może powiedzieć, bo nie ma takich doświadczeń. Nie są to jakieś magiczne sztuczki czy wiedza tajemna, ale jest to praktyczna nauka zawodu.
          Ważne są także rady, na jaki konkurs warto pojechać, gdzie pojechać na przesłuchanie, które teatry organizują takie przesłuchania. Oczywiście te wszystkie informacje można znaleźć w Internecie, ale ważna jest także rozmowa na ten temat z praktykiem, który będzie życzliwy dla młodzieży, będzie się chciał dzielić swoją wiedzą i doświadczeniami. Jestem pewna, że to udało się również zorganizować przy okazji Letniej Akademii Doskonałości.
          Pierwsze pytanie, które ja usłyszałam od młodej śpiewaczki brzmiało: „Czy jeśli ktoś w tym roku był na Letniej Akademii Doskonałości, to będzie mógł przyjechać także w przyszłym roku?” To pytanie mnie wzruszyło i także ucieszyło, bo to jest najlepsza recenzja, jaką mogłam usłyszeć. Oczywiście, że nie ma żadnych restrykcji i jeśli ktoś był raz, to może przyjechać po raz drugi.
Były także propozycje wydłużenia warsztatów o jeden dzień, aby zorganizować dodatkowo panel dyskusyjny z pedagogami i więcej czasu przeznaczyć na rozmowy z każdym z pedagogów.
Na pewno weźmiemy pod uwagę życzenia młodzieży, bo to wszystko dla nich jest organizowane. Mieliśmy wielkie szczęście, że trafiła do nas tak wspaniała, zdolna i chętna do pracy młodzież.

          Zauważyłam, że kilka osób uczestniczących w Letniej Akademii Doskonałości brało udział w Międzynarodowym Konkursie Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu i zostali zauważeni, a niektórzy także bardzo wysoko ocenieni. Jestem przekonana, że Letnia Akademia Doskonałości była dla nich bardzo ważnym treningiem.
          Ten konkurs zazwyczaj odbywa się na wiosnę, a w tym roku zorganizowany został później i tak się szczęśliwie zbiegło, że odbył się krótko po zakończeniu naszych warsztatów.
Jest to konkurs z ogromną tradycją i mam do niego wielki sentyment, bo też kiedyś byłam laureatką tego konkursu. Był to mój pierwszy konkurs wokalny i dlatego ten sentyment jest ogromny.
          Wielu młodych ludzi brało udział w tym konkursie, a sam fakt zakwalifikowania się do Konkursu Ady Sari już jest dużym osiągnięciem, ponieważ wcześniej odbyły się preselekcje na podstawie nagrań i nie każdy, kto się zgłosił, mógł wziąć udział w konkursie.
          Chciałam powiedzieć o Dawidzie Roy’u, moim wielkim, radosnym odkryciu nawet nietegorocznym, bo już obserwuję tego młodego barytona od kilku lat i jego wspaniałe wykonania również sceniczne (bo ma już za sobą debiut sceniczny), ale przede wszystkim wokalne.
          Dawid Roy otrzymał drugą nagrodę w kategorii głosów męskich w Konkursie im. Ady Sari w Nowym Sączu, a pierwszej nie przyznano, czyli śmiało można powiedzieć, że jest zwycięzcą tego konkursu w kategorii głosów męskich. To wielki brylant na polskiej scenie operowej i życzę mu z całego serca, żeby to było nie tylko na polskiej scenie. To jest bardzo młody śpiewak, a już tak wiele potrafi i jest także wspaniałą osobą z którą się łatwo pracuje, bo niesamowicie chłonie wiedzę. Bardzo mu kibicuję.

          Rozpoczynając swoją muzyczną drogę także pracowała Pani przede wszystkim ze swoimi pedagogami śpiewu, ale także uczestniczyła Pani w kursach mistrzowskich, prowadzonych przez sławnych śpiewaków, a byli wśród nich: Helena Łazarska, Ewa Podleś i Ryszard Karczykowski. Pewnie wówczas były inne możliwości dotarcia do mistrzów.
          - Nie można porównywać tamtych czasów z dzisiejszymi, ale świat idzie do przodu i to bardzo dobrze. Miałam szczęście spotykać się z artystami, których Pani wymieniła, bo przyjeżdżali do Poznania prowadzić kursy w Akademii Muzycznej. Proszę mi wierzyć, że pomimo, że upłynęło już prawie 30 lat od tych kursów, to pamiętam doskonale swoje emocje związane z tym, jak przyjechali na kurs do Poznania Ewa Podleś i Jerzy Marchwiński. Pamiętam, że kiedy miałam możliwość pracować nad moim repertuarem, otrzymałam wiele uwag niekoniecznie stricte wokalnych, a bardziej muzycznych i teatralnych. Pamiętam swoje emocje z tamtych czasów. Doskonale pamiętam swój pierwszy kontakt z panią prof. Heleną Łazarską czy Ryszardem Karczykowskim. Wówczas nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że kilka lat później z tą wielką Ewą Podleś będę miała przyjemność śpiewać wspólne koncerty. Wymienię tylko wykonanie „Orfeusza i Eurydyki” Christopha Willibalda Glucka, które odbyło się oczywiście parę lat później, ale w tamtym czasie nawet nie marzyłam, że się to kiedyś stanie. Ten przykład jest najlepszym dowodem, jak ważne są spotkania z artystami, wybitnymi praktykami, których znaliśmy z nagrań radiowych, telewizyjnych, płytowych. Nie było wówczas mediów społecznościowych, nie można było posłuchać YouTube’a. W sferze marzeń było także usłyszenie tych artystów na żywo. Ewa Podleś tak rzadko występowała wówczas w Polsce, że cudem było „upolować” bilet na jej spektakl, a tu nagle stoimy twarzą w twarz i ja mam możliwość czerpać z tej ogromnej skarbnicy wiedzy. Doskonale pamiętam swoje emocje, wiem, jak to było dla mnie ważne i dlatego tak chętnie godzę się prowadzić warsztaty z młodymi, a czasem także je współorganizować, bo jeśli oni mają chociaż część takiej radości (a widzę, że mają), to ja się cieszę, że mogę ten czas z nimi spędzić i dzielić się swoja wiedzą. To było niesamowite, bo dzisiaj też organizowane są kursy, ale nie w takich ilościach i nie zawsze to są tak znamienite postacie.
Mogę także mówić o szczęściu, bo bardzo szybko zaczęłam pracować (na czwartym roku studiów - dwa lata przed dyplomem) w Teatrze Wielkim w Poznaniu i od razu śpiewałam duże partie operowe.

          Uczestniczyła Pani w konkursach wokalnych, które otwierały laureatom drzwi teatrów operowych i sal filharmonicznych. We wspomnianym VI Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Ady Sari w Nowym Sączu została Pani laureatką III nagrody oraz specjalnej Nagrody Mozartowskiej, jeszcze ważniejszy pewnie był Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Marii Callas w Atenach, gdzie zdobyła Pan Grand Prix i Złoty Medal
           - Konkurs im. Ady Sari w Nowym Sączu w 1995 roku był moim debiutem konkursowym i zdobycie III nagrody oraz nagrody specjalnej było dla mnie absolutnym szokiem. Usłyszałam wtedy młodych śpiewaków z całej Polski, a nawet z Europy i usłyszałam, jak oni wspaniale śpiewają. Ja byłam wtedy bardzo młodą śpiewaczką, bo studiowałam na trzecim roku w Akademii Muzycznej w Poznaniu i nie spodziewałam się, że mogę wejść do finału, a co dopiero zdobyć takie wspaniałe nagrody. Muszę się przyznać, że to był moment przełomowy, bo wtedy zakiełkowała u mnie myśl, że śpiew może być moim sposobem na życie, nie tylko wielką pasją, ale to może być moja praca. Rok później zadebiutowałam w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
           Potem były inne konkursy o zasięgu międzynarodowym, ale ukoronowaniem był Konkurs im. Marii Callas w Atenach w 1999 roku. Ja byłam tuż po studiach i tam zdobyłam Grand Prix i Złoty Medal. Odnosząc się do tematyki sportowej, to jest tak jakby zdobyć złoto na igrzyskach olimpijskich.
          W Atenach w jury nie było żadnego Polaka, tylko wybitni artyści ze świata, już w tej chwili nieżyjący – była Christa Ludwig, była Gundula Janowitz, był Luigi Alva i inni wielcy. Christa Ludwig była przewodniczącą jury i wręczała nagrody. Możliwość zobaczenia tych wielkich artystów z bliska i możliwość rozmowy z nimi była wielkim przeżyciem. Wszyscy w kontakcie osobistym okazali się niezwykle ciepłymi, życzliwymi osobami. Przez ten tydzień pobytu w Atenach ja byłam w zupełnie innym świecie, miałam wrażenie, że niebo się dla mnie otworzyło. Faktycznie, ten konkurs otworzył mi drogę do różnych teatrów operowych, bo otrzymałam wiele ciekawych propozycji występów nie tylko w Polsce, ale również na świecie. To był bardzo ważny i przełomowy moment.

          Propozycje, o których Pani mówi, wiązały się z pracą nad repertuarem. Ta praca zresztą trwa do dzisiaj.
           - To jest ciągła praca, zarówno jak się jest początkującym artystą, jak i później. Artysta musi być w ciągłej gotowości. Przede wszystkim musi być w dobrej formie, bo każde przesłuchanie, każdy koncert jest sprawdzianem przed publicznością, przed orkiestrą, przed dyrygentem i przed samym sobą.
           Często powtarzam moim studentom, że jak przygotowujemy jakikolwiek utwór wokalny, to nie jest tak, że zaśpiewamy go na egzaminie czy na koncercie i zapominamy o nim, tylko wkładamy go do tzw. repertuaru, czyli za miesiąc, za pół roku, za trzy lata… można go będzie wyjąć, bo będzie szansa na kolejny koncert. Wtedy można go będzie odświeżyć i wykonać. To są nasze zasoby, nasza baza danych, z której później czerpiemy.
Musimy być w ciągłej gotowości wokalnej i do pracy nad nowym repertuarem.
           Nie zawsze jest tak luksusowo, że dzwoni telefon i otrzymujemy propozycję: za pół roku czy za rok mamy zaśpiewać partię w jakiejś operze czy formie oratoryjnej. Wtedy mamy mnóstwo czasu na przygotowanie, ale czasem telefon dzwoni i jest prośba: czy jutro na zastępstwie albo nawet dzisiaj wieczorem, w zupełnie innym mieście, w innym teatrze zaśpiewa pan/pani daną partię.
Nie da się nauczyć partii w jeden dzień czy jedno popołudnie, ale wyciągnąć z zasobów swoich taką partię i mieć odwagę powiedzieć: tak, przyjadę do państwa jutro i z jedną próbą albo nawet czasem tylko z odrobiną próby zaśpiewam ten spektakl, i tym samym uratuję wieczór, bo spektakl się odbędzie. To są te wielkie wyzwania i to, co ja najbardziej kocham w tym zawodzie tak naprawdę. Jeśli taki wieczór się organizacyjnie i artystycznie uda, to pozostają piękna wspomnienia.

           Na Podkarpaciu nie mamy teatru operowego, wyjazdy do Warszawy rzadko są możliwe i dlatego znamy Panią z udziału w koncertach i z partii sopranowych w wielkich dziełach oratoryjno-kantatowych. Przez kilkanaście lat zapraszał Panią do wykonywania swoich dzieł Mistrz Krzysztof Penderecki. Często także śpiewała Pani w obecności kompozytora dzieła Wojciecha Kilara czy Henryka Mikołaja Góreckiego.
           - Bardzo sobie ceniłam współpracę z Krzysztofem Pendereckim i z Wojciechem Kilarem. Z Krzysztofem Pendereckim jako kompozytorem i dyrygentem współpracowałam 18 lat, czyli przez większość mojej pracy zawodowej. W tym roku przypada 25-lecie mojej pracy artystycznej na scenie operowej. W ubiegłym roku minęło 25 lat od mojego debiutu na estradzie Filharmonii Poznańskiej, a dyrektorem był wówczas wspaniały Andrzej Boreyko, dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej.
           Współpracując przez 18 lat z Krzysztofem Pendereckim oczywiście śpiewałam także inny repertuar. Mam w swoim repertuarze wszystkie dzieła wokalno-instrumentalne Krzysztofa Pendereckiego, w których występuje partia sopranu solo, a ponieważ prawie do końca życia tworzył nowe dzieła, to jestem chyba rekordzistką. To dla mnie także był wielki honor i wielka odpowiedzialność, bo to dzieła bardzo trudne, szczególnie te z okresu awangardowego, z lat 60-tych i 70-tych, pisane inną techniką kompozytorską niż dzieła z lat 80-tych i późniejsze.
Te najstarsze dzieła jak: Pasja wg św. Łukasza, Kosmogonia, Jutrznia, Dies irae, zupełnie różnią się od dzieł napisanych później, takich jak: Siedem bram Jerozolimy, Credo, Polskie Requiem, 8. Symfonia Pieśni przemijania, Kadisz.
           Jak już powiedziałam, to dla mnie wielki zaszczyt i wielka odpowiedzialność, czasem też i duży stres, ale także ogromna przyjemność. Wielki żal, że mistrza nie ma już z nami, ale pozostała jego twórczość nie tylko muzyczna, bo przecież mamy park w Lusławicach – pięknie nazwany Jego 9. Symfonią. To wszystko pozostanie, mam nadzieję, na zawsze.

           Pozostało z tego czasu także wiele ważnych dla Pani i fonografii nagrań.
           - To prawda. Chociażby z muzyką Krzysztofa Pendereckiego. Ostatnio robiłam mini podsumowanie i okazało się, że brałam udział w nagraniu 27 pozycji płytowych CD i kilku płyt DVD.
Co najmniej na połowie płyt CD są nagrania dzieł Krzysztofa Pendereckiego. Prawie wszystkie dzieła zostały utrwalone jeszcze za życia kompozytora, często pod Jego dyrekcją, chociaż nie zawsze, ale wtedy pod czujnym okiem kompozytora. To też ma swoja niebywałą wartość.
           Jest wielu admiratorów muzyki Krzysztofa Pendereckiego na całym świecie. Chyba najbardziej znaną jest Anne-Sophie Mutter, wybitna skrzypaczka światowego formatu, która od Tokio po Nowy Jork wykonuje muzykę Krzysztofa Pendereckiego. Może nawet częściej gra Pendereckiego niż Beethovena albo na równi. Jest wielu artystów, którzy współpracowali z Krzysztofem Pendereckim i potrafią też przekazać takie wykonania dzieł kompozytora, jakich sobie życzył.
Następne pokolenia będą interpretować tę muzykę po swojemu, ale to także mogą być wspaniałe kreacje.

           Proszę jeszcze powiedzieć o współpracy z Wojciechem Kilarem.
           - Równie wspaniale współpracowało mi się z Wojciechem Kilarem, który sam nie dyrygował swoimi kompozycjami, ale zawsze był obecny na wszystkich próbach i na wszystkich wykonaniach do momentu, kiedy zdrowie mu na to pozwalało. Był przy wszystkich swoich wykonaniach utworów wokalno-instrumentalnych, takich jak: Missa pro pace, Magnificat, Te Deum i można by było wymienić jeszcze kilka innych dzieł.
Był bardzo życzliwą osobą i zachwyconą za każdym razem, kiedy jego dzieła są wykonywane, chociaż pamiętam, że miał też bardzo konkretne uwagi podczas prób.
           Miałam możliwość przebywania w towarzystwie tak wielkiego kompozytora, znanego na całym świecie, jakim był Wojciech Kilar. Oczywiście na świecie znany był głównie jako twórca muzyki filmowej, głównie największych hollywoodzkich produkcji. Natomiast sam bardziej cenił swoją twórczość sakralną, a ja śpiewałam utwory sakralne, chociaż z muzyki filmowej wiele razy śpiewałam Vocalise z filmu Dziewiąte wrota. Muzyka Wojciecha Kilara tworzona była prostymi środkami kompozytorskimi, ale ma w sobie tak niebywały ładunek emocjonalny. Dla śpiewaków jest trudna do wykonywania, bo Wojciech Kilar bardzo instrumentalnie traktował głos ludzki, nie dawał czasu na oddech, na odpoczynek i przeważały niekończące się frazy, trzeba mieć dobrą technikę wokalną, żeby wytrzymać te wszystkie frazy tak długo, jak życzył sobie kompozytor, ale jest to muzyka o niezwykłym ładunku emocjonalnym. To były kolejne wyzwania, ale też wielka radość. Mnie, ale też każdego artystę, spotkania z kompozytorem szalenie wzbogacają, a szczególnie tej rangi.
           Podobnie wyglądała moja współpraca z Henrykiem Mikołajem Góreckim, kolejnym z tych największych, światowych, polskich kompozytorów. Od każdego z nich nauczyłam się czegoś nowego, innego postrzegania muzyki, innego spojrzenia na muzykę, na frazę.
           Chcę też wspomnieć o mniej znanej twórczości Jerzego Maksymiuka, wybitnego dyrygenta, pianisty i kompozytora. Jerzy Maksymiuk oprócz tego, że napisał muzykę do ponad 60 filmów, komponuje też utwory instrumentalne i wokalne oraz wielkie dzieła wokalno-instrumentalne.
Niedługo będę miała okazję śpiewać po raz kolejny Arbor vitae II, bo było już kiedyś Arbor vitae I. Arbor vitae I czyli Drzewo życia – to duże dzieło wokalno-instrumentalne na czworo solistów.
           Arbor vitae II przeznaczone jest tylko na sopran solo, trio akordeonowe (Motion Trio) i wielką orkiestrę symfoniczną. Śpiewałam prawykonanie tego utworu, później już było kilka wykonań i teraz będę śpiewać w Filharmonii w Gorzowie to dzieło pod batutą Jerzego Maksymiuka. To kolejny kompozytor, którego można by było dołączyć do panteonu sław wybitnych twórców, z którymi miałam możliwość nie tylko się znać i przyjaźnić, ale tez śpiewać ich dzieła.
           Proszę mi wierzyć, że za każdym razem spotkanie z kompozytorem, który jednocześnie jest dyrygentem swojego dzieła, jest niezwykłym przeżyciem artystycznym. Życzę każdemu artyście, żeby miał takie doświadczenia, bo to daje wiele pozytywnej energii, a z drugiej strony pokazuje zupełnie inne obszary muzyczne niż te, do których wcześniej byłam przyzwyczajona, śpiewając utwory kompozytorów XIX i XX wieku, czy nawet jeszcze wcześniejszych, ale tych, których już dawno nie ma między nami, po których została tylko muzyka. Tu możliwość kontaktu, rozmowy, wymiany myśli i doświadczeń z żyjącym kompozytorem, to jest zupełnie inny pułap pracy.

           Od dawna Panią podziwiam, bo wszystko robi Pani z wielkim zaangażowaniem, z wielką pasją. Nie tak dawno podjęła się Pani nowych obowiązków – mam tu na myśli działalność organizatorską w Stowarzyszeniu im. Bogdana Paprockiego. Wiem, że Stowarzyszenie powstało jako wyraz wielkiej muzycznej przyjaźni ze wspaniałym śpiewakiem i człowiekiem.
Działacie od niedawna, ale działacie prężnie i macie wiele pomysłów.
            - To Stowarzyszenie zostało założone ponad dwa lata temu. Taki był pomysł Adama Zdunikowskiego, wybitnego tenora, który jest prezesem Stowarzyszenia. Działa w nim zaledwie kilka osób, ale to była obietnica złożona kiedyś córce Bogdana Paprockiego – Grażynie, niestety już też nieżyjącej, której Adam Zdunikowski obiecał, że pamięć o Bogdanie Paprockim nie zostanie zaprzepaszczona.
Tak się składa, że zarówno Adam Zdunikowski, jak i ja znaliśmy bardzo dobrze Bogdana Paprockiego, to był dla nas zaszczyt śpiewać z nim na jednej scenie i mimo dużej różnicy wieku także przyjaźnić się.
Bogdan Paprocki był chyba najwybitniejszym polskim tenorem drugiej połowy XX wieku. Miał za sobą ponad 60 sezonów operowych na scenie – najpierw w Bytomiu, a później w Warszawie.
Z Teatrem Wielkim wyjeżdżał też za granicę.
           Okres największej aktywności Bogdana Paprockiego to czasy tzw. żelaznej kurtyny. Stąd zaproszenia artystyczne indywidualne za granicę były mocno ograniczone i obowiązywały niesamowite rygory, dlatego Bogdan Paprocki nie miał możliwości zrobienia światowej kariery, a jego dorobek na to zasługiwał. Pozostawił sporo nagrań dla jedynej ówczesnej wytwórni płytowej „Polskie Nagrania”, ale ciągle uważamy, że jest ich za mało.
Postanowiliśmy powołać do życia Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego między innymi po to, żeby pokazywać też dorobek tego artysty młodym ludziom.
           W tej chwili mamy wspaniałych polskich śpiewaków robiących światowe kariery, jak chociażby Piotr Beczała, który jest absolutnym królem tenorów, Ola Kurzak, Rafał Siwek, Artur Ruciński czy Mariusz Kwiecień, który ostatnio zajął się inną działalnością, ale do niedawna było o nim głośno. Można by było jeszcze kilka nazwisk polskich śpiewaków o światowej renomie wymienić i to jest wspaniałe.
Nam chodzi o to, żeby pokazywać, że przed nimi mieliśmy też wspaniałych śpiewaków i o polskiej szkole bel canto warto pamiętać. Chcemy przypominać niezwykłe nagrania Bogdana Parockiego i uświadamiać młodszym, że tak niezwykła postać jeszcze niedawno była z nami.

           Proszę powiedzieć o Waszych projektach.
           - Zorganizowaliśmy już kilka dużych projektów, a ostatnimi były Letnia Akademia Doskonałości w Kąśnej Dolnej, ale dwa lata temu odbył się I Ogólnopolski Konkurs Wokalny im. Bogdana Paprockiego, a w tym roku w listopadzie zapanowaliśmy drugą edycję tego Konkursu.
Pierwsza wspaniale się udała i bardzo chcielibyśmy, żeby ten konkurs odbywał się w cyklu dwuletnim i II Ogólnopolski Konkurs Wokalny im. Bogdana Paprockiego odbędzie się w gościnnych progach Opery Nova w Bydgoszczy. Przypomnę, że dwa lata temu do jury udało nam się zaprosić takie wybitne osobistości, jak: Ewa Podleś, Stefania Toczyska, Andrzej Dobber, Mariusz Kwiecień, Rafał Siwek.
           W tym roku nasze zaproszenia do jury przyjęli: Iwona Sobotka, Helena Zubanovich, Edyta Kulczak, Marcin Bronikowski i Andrzej Dobber. To także wybitni śpiewacy, którzy występują głównie poza Polską i nie są związani z polskimi akademiami muzycznymi (takie przyjęliśmy założenie).
           Mamy już bardzo dużo zgłoszeń, chociaż termin ich składania mija 24 października 2021 roku. Na stronie internetowej Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego znajdą Państwo szczegółowe informacje o konkursie i można pobrać formularze zgłoszeniowe.

           Niedawno dzięki Pani oglądałam na kanale Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego w serwisie YouTube wspaniały koncert.
           - W ostatnią niedzielę września odbył się w Filharmonii Narodowej w Warszawie wspaniały koncert z cyklu Paprocki in memoriam. "Polscy tenorzy w hołdzie Mistrzowi”. Mówię o cyklu, ponieważ to już jest trzeci rok z rzędu, kiedy udało nam się zorganizować koncert „Paprocki in memoriam”. Nawet w ubiegłym roku w czasie ostrych pandemicznych obostrzeń, kiedy mogliśmy tylko 25% publiczności przyjąć do Filharmonii Narodowej, koncert się odbył i był tak jak w tym roku strimingowany.
           W tym roku wystąpili: Rafał Bartmiński, Dominik Sutowicz, Tadeusz Szlenkier i Łukasz Załęski oraz Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa pod dyrekcją Macieja Figasa.
Gospodynią wieczoru była Marzena Rogalska, znana osobowość telewizyjna i jednocześnie melomanka.

           Ten koncert przybliżył mi także postać Bogdana Paprockiego, bo pomimo, że miałam szczęście poznać Mistrza i nagrywać z nim wywiad, nie wiedziałam, że jego ulubionym zajęciem była gra w karty. Zostało to sprytnie wykorzystane bo program koncertu nawiązywał do brydżowych robrów i składał się z czterech części: sakralnej, operowej, operetkowej i neapolitańskiej .
           - Skoro wystąpili tenorzy i tak cudownie śpiewali, to w programie znalazły się największe tenorowe hity. W części sakralnej znalazły się fragmenty takich dzieł jak „Ava Maria” z „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego czy aria ze „Stabat Mater” Rossiniego. W części operowej znalazły się m.in. : aria Nemorina z opery „Napój miłosny” Donizettiego czy aria Stefana ze „Strasznego Dworu” Moniuszki czy aria Calafa z opery „Turandot” Pucciniego, a w części operetkowej arie z takich dzieł, jak "Ptasznik z Tyrolu" Zellera, "Legenda Bałtyku" Żeleńskiego, "Baron Cygański" Straussa. W ostatniej części słuchaliśmy pieśni neapolitańskich. Tenorzy pożegnali publiczność wspólnym wykonaniem pieśni neapolitańskiej „O sole mio” . Sala była wypełniona i to najlepszy dowód, że melomani kochają najbardziej wspaniałe głosy tenorowe. Były gorące brawa, a na zakończenie dwukrotna owacja na stojąco.

           W przerwie retransmisji koncertu zostały zamieszczone krótkie wywiady, które przeprowadziła Pani w czasie przedpołudniowej próby. Oprócz solistów rozmawiała Pani także z dyrygentem Maciejem Figasem, Adamem Zdunikowskim, prezesem Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego, a nawet z gospodynią wieczoru Marzeną Rogalską. Czuła się Pani bardzo dobrze i swobodnie przed kamerą z mikrofonem w ręku. Zajmuje się Pani także pracą reporterską?
           - Nigdy wcześniej tego nie robiłam. To była fajna przygoda, choć dla mnie – debiutującej w tej roli- mocno stresująca. Cieszę się, że koncert się udał. Mieliśmy mnóstwo pracy, ale warto było.

           Zapowiedziany już został drugi w tym roku koncert, który odbędzie się w grudniu tuż przed Bożym Narodzeniem.
           - Ten koncert odbędzie się w pierwszą rocznicę śmierci Leonarda Andrzeja Mroza, wybitnego polskiego śpiewaka operowego i nauczyciela śpiewu związanego z Akademią Muzyczną w Łodzi.
Ponieważ Leonard Andrzej Mróz śpiewał basem, to solistami będą znakomici wykonawcy również śpiewający basem: Rafał Siwek, Aleksander Teliga, Sylwester Kostecki. Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa dyrygować będzie Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Koncert odbędzie się w Filharmonii Narodowej 22 grudnia tego roku.

           Taka wielotorowa Pani działalność jest możliwa dzięki temu, że stworzyła Pani dom otoczony pięknym ogrodem. W tym domu rodzina bardzo dobrze się czuje, z kuchni często rozchodzą się zapachy gotowanych potraw i pieczonych ciasteczek.
           - Nie wyobrażam sobie, że byłabym sama przez całe życie. Jestem bardzo oddana rodzinie, a dzięki jej sile i wsparciu mogę zajmować się tyloma rzeczami. To wszystko jest mi bardzo potrzebne. Ja także lubię być potrzebna. Córka w tym roku zdaje maturę i proszę o trzymanie kciuków, bo to jest bardzo ważna sprawa. Ogród jest moją kolejną pasją. Jeżeli mogę popracować fizycznie w ogrodzie, to jest to dla mnie najlepsza odskocznia, najlepszy relaks i oczyszczenie głowy od złych myśli, które czasem każdego trapią.
Niestety, widać po mnie, że lubię piec ciasteczka i dobrze gotować. Nawet czasem tego jedzenia jest za dużo i potem kilogramy wchodzą same, niestety.
Rodzina mi daje siłę do działania.

           To jest chyba dobra puenta naszej rozmowy. Życzmy sobie, abyśmy jak najczęściej się mogły spotykać podczas koncertów.
           - Oj tak, życzmy tego sobie, bo te ostatnie półtora roku uświadomiło nam, artystom, jak bardzo kochamy publiczność i bardzo jej potrzebujemy. Można zagrać spektakl czy koncert przy pustej widowni tylko do kamer, które przeniosą obraz i dźwięk do Internetu, ale nic nie zastąpi żywego kontaktu i tej energii, którą artysta czerpie od publiczności.
My jesteśmy wyłącznie dla Państwa i dzięki Państwu otrzymujemy energię do życia, do dalszej pracy. Wzajemnie się napędzamy.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      Zofia Stopińska

 Wrzesień 2021r.

 

Filharmonia Podkarpacka - INAUGURACJA SEZONU ARTYSTYCZNEGO 2021/ 2022

8 X 2021 r. , piątek, godz. 19:00

ORKIESTRA SYMFONICZNA FILHARMONII PODKARPACKIEJ

MASSIMILIANO CALDI – dyrygent

EDYTA PIASECKA – sopran
SŁAWOMIR NABORCZYK – tenor

W programie:

W. A. Mozart – Uwertura do opery „Cosi fan tutte”

aria z recitativem Fiordiligi Come scoglio z opery „Cosi fan tutte”

F. Cilea - Lament Federica z opery „L'Arlesiana”

G. Verdi - Uwertura do opery ”Vespri Siciliani”

bolero Eleny Mercè dillette amiche z opery ”Vespri Siciliani”

aria Alfreda Lunge da lei z opery „Traviata“

duet Gildy i Księcia E il sol dell'anima z opery „Rigoletto”

K. Kurpiński – Uwertura do opery „Dwie chatki“

W. Żeleński - aria Janka Gdy ślub weźmiesz z opery „Janek”

Koncert inaugurujący nowy sezon artystyczny zapowiada się niezwykle ciekawie - na melomanów czekają bowiem utwory pochodzące z kart najcenniejszych partytur mistrzów opery. Na scenie pojawią się znakomici soliści – śpiewacy, którzy wykonają arie i duety, a towarzyszyć im będzie Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej, która pełnię swojego brzmienia zaprezentuje w błyskotliwych uwerturach. Artystyczne przeżycia gwarantować będą takie perły muzyki jak brawurowa Uwertura oraz aria z opery Mozarta „Cosi fan tutte”, Uwertura Verdiego do opery „Nieszpory sycylijskie” , pochodzące z tego samego dzieła popisowe bolero Eleny, czy wzruszające arie i duety z „Traviaty”. Nie zabraknie także muzyki polskich twórców opery – Kurpińskiego i Żeleńskiego. Zabrzmi m.in. zachwycająca Uwertura do zaginionej opery Kurpińskiego „Dwie chatki”, której premiera miała miejsce dokładnie 210 lat temu w Warszawie oraz utrzymane w romantycznym duchu fragmenty z opery "Janek" Władysława Żeleńskiego.

                                                                                                                 Edyta Piasecka - sopran

edyta piasecka1

 

                                                                                                                                                          

                                                                                                                 Sławomir Naborczyk - tenor

Sławomir Naborczyk

 

Tekst i foto: Biuro Koncertowe

Subskrybuj to źródło RSS