Iwona Hossa: "Rodzina mi daje siłę do działania".
Zapraszam Państwa na spotkanie z Iwoną Hossą, wybitną polską śpiewaczką operową i pedagogiem Akademii Muzycznej w Poznaniu, gdzie prowadzi klasę śpiewu solowego. Czytając, poznają Państwo także inne talenty Pani Iwony Hossy.
W połowie sierpnia spotkałyśmy się w Kąśnej Dolnej, gdzie prowadziła Pani zajęcia podczas Letniej Akademii Doskonałości, organizowanej przez Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego. Uczestnikami tych zajęć byli młodzi śpiewacy, z zachwytem opowiadali o wiedzy, którą zdobyli podczas tygodniowych warsztatów.
Dla Pani i pozostałych wykładowców to był tydzień wypełniony intensywną pracą. Obserwowałam Panią podczas koncertu w wykonaniu uczestników i widziałam, jak bardzo była Pani zaangażowana w te występy.
- To prawda. Letnia Akademia Doskonałości to wyjątkowe, kompleksowe warsztaty. Organizowaliśmy je, bo ja też jestem członkiem Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego i występowałam w podwójnej roli - organizatora i prowadzącego zajęcia. Były one przeznaczone dla studentów i świeżych absolwentów wydziałów wokalnych Akademii Muzycznych. Zajęcia ze śpiewu solowego były oczywiście najważniejsze i było ich najwięcej, ale oprócz tego były też warsztaty z charakteryzacji scenicznej, prowadzone przez Darka Kubiaka, wybitnego mistrza w swojej dziedzinie, który jest szefem pracowni charakteryzacji w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Była Joanna Klimas, która prowadziła zajęcia z wizerunku scenicznego. Joanna Klimas jest wyjątkową osobą, psychologiem, projektantką mody i twórczynią marki „Joanna Klimas”. Zajęcia z ruchu scenicznego prowadził wspaniały Emil Wesołowski, człowiek teatru, tancerz, choreograf i również pedagog kochający młodzież.
Połączenie śpiewu, ruchu scenicznego, wizerunku scenicznego i charakteryzacji – tego wszystkiego oczekuje się od młodego artysty, występującego w spektaklach operowych i na scenach nie tylko Polski, ale całego świata. W teatrach angażowane są osoby nie tylko świetnie śpiewające, mające chęć do pracy, ale oczekuje się, żeby młodzi śpiewacy już zetknęli się z charakteryzacją i wizerunkiem scenicznym. Równie ważny jest ruch sceniczny, gest i sposób poruszania się.
To, co widz odbiera jako naturalność na scenie, musi być dobrze wyreżyserowane, czyli poruszanie się na scenie operowej, gdzie odległość od widza jest dużo większa niż na scenie dramatycznej, bo przecież oddziela scenę od widowni kanał orkiestrowy i stworzenie postaci na scenie operowej jest inne niż w produkcji filmowej czy teatrze dramatycznym. Nie mam tu na myśli przysłowiowej koturnowości czy sztuczności, ale techniki ruchu, które wprowadzają choreografowie na scenach operowych.
W Kąśnej Dolnej, w tym pięknym inspirującym miejscu, w dworku Paderewskiego mieliśmy możliwość przeprowadzenia tego tygodniowego szkolenia. Dziękujemy za to Łukaszowi Gajowi, gospodarzowi wspaniałego Centrum Paderewskiego.
Ostatnio usłyszałam, że to był bardzo fajny obóz treningowy. Wszystkie te określenia przyjmuję jako dobrą monetę, bo to był naprawdę obóz szkoleniowy zarówno dla młodzieży, jak i dla nas, pedagogów, oraz organizatorów. Wszyscy byliśmy zapracowani, ale najbardziej była młodzież (ale o to chodziło), która miała zajęcia przez cały dzień z krótkimi przerwami na posiłki. Po ich reakcjach, sposobie i chęci do pracy widać było wielkie zaangażowanie. W ostatnim dniu, kiedy już wszyscy wyjeżdżali do domów, jeszcze przyszło kilka osób, aby jeszcze porozmawiać, czegoś się dowiedzieć, o coś zapytać.
Ja jestem zawsze bardzo chętna na takie rozmowy, zawsze uważam, że tego czasu na rozmowy zawsze jest za mało i przydałoby się jeszcze więcej na kontakt ze wspaniale śpiewającą młodzieżą. To są już artyści, bo nawet jeśli są to studenci ostatnich lat akademii muzycznych, to już mają pewne doświadczenia, bo występowali już w spektaklach operowych i koncertach. Są jeszcze ciągle młodzi, jeszcze nie mają doświadczenia, ale mają ogromny potencjał, piękne głosy i co najważniejsze, z wielkim apetytem na pracę. Ja się z tego ogromnie cieszę i trzymam kciuki za każdego z uczestników Letniej Akademii Doskonałości, za ich drogę artystyczną, bo każdy z tych młodych ludzi jest wyjątkowy, wartościowy, zupełnie inny i każdy szuka swojej drogi, a nie stara się kopiować innych, bo to jest klucz myślenia do pracy w tym zawodzie. Bardzo lubię, jak młodzież ode mnie „wysysa” wiedzę i energię, chętnie się dzielę swoimi umiejętnościami i doświadczeniem. To był naprawdę wyjątkowy czas.
Myślę, że Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego organizować będzie kolejne edycje Letniej Akademia Doskonałości.
- Mam taką nadzieję i mam takie marzenie. Taki jest też plan Stowarzyszenia, ale okaże się, czy uda się go zrealizować. W sferze moich marzeń jest, żeby te warsztaty odbywały się w rocznym cyklu.
Jeśli się uda realizować je w Kąśnej Dolnej, to będzie wspaniale. Gdyby się udało dodatkowo gdzieś jeszcze, to byłaby pełnia szczęścia, bo młodych śpiewaków chętnych do pracy jest sporo. Zgłosiło się trzy razy więcej chętnych osób, niż mogliśmy przyjąć na te warsztaty. Mogliśmy przyjąć tylko 24 osoby ze względu na miejsce, w którym się spotkaliśmy. Z bólem serca musieliśmy odmówić kilkudziesięciu osobom, które chciały uczestniczyć w Letniej Akademii Doskonałości, ale nie mieliśmy takich możliwości. Kąśna jest wspaniałym, gościnnym miejscem, ale ma też ograniczenia, jeśli chodzi o ilość sal do prowadzenia zajęć i bazę noclegową.
Jestem zbudowana postawą tych młodych artystów podczas zajęć oraz odzewem, który był po zakończeniu warsztatów. W mediach społecznościowych młodzież dzieliła się swoimi wrażeniami. Wszystkie były dla nas – organizatorów i pedagogów budujące. Mam nadzieję, że otwieramy nowy rozdział, jeżeli chodzi o warsztaty dla zdolnej młodzieży wokalnie w Polsce.
Młodzi śpiewacy bardzo sobie cenili to, że przyjechali doskonalić swe umiejętności wokalne u wybranego pedagoga, ale mogli także skonsultować się z pozostałymi prowadzącymi klasy śpiewu. To także jest bardzo rzadko spotykane.
- To prawda, ale taka była idea, aby łączyć, a nie dzielić. Mieliśmy wspaniałych pedagogów śpiewu, bo byli: Ewa Wolak, Mariusz Kwiecień, Adam Zdunikowski i ja. Było też czworo wspaniałych pianistów: Joanna Steczek, Alicja Traczykowska, Radosław Zaworski i Robert Marat.
Ponadto każdy z uczestników był przypisany do jednego pedagoga śpiewu i miał codziennie zajęcia ze śpiewu, a oprócz tego każdy miał czas przeznaczony i chciał (a chcieli wszyscy), i mógł się zaprezentować przed każdym innym pedagogiem, który prowadził zajęcia ze śpiewu. Po zaśpiewaniu utworu można było porozmawiać na temat tego wykonania, techniki wokalnej i różnych innych fachowych szczegółach.
Jak powiedziałam, było czterech pedagogów śpiewu i cztery różne głosy. Ja dysponuję sopranem, Ewa Wolak altem, a właściwie kontraltem, Adam Zdunikowski – tenorem i Mariusz Kwiecień – barytonem.
Możliwość wymiany myśli, swoich informacji, spostrzeżeń na temat konkretnego utworu z każdym pedagogiem, to jest bardzo cenne. Sama pamiętam, jak byłam młodą śpiewaczką to bardzo mi zależało na tym, żeby usłyszeć zdanie nie tylko krytyków, które jest oczywiście bardzo ważne i przede wszystkim publiczności, dla której istniejemy, ale także usłyszeć zdanie śpiewaków-praktyków.
Są także znakomici pedagodzy, którzy nie mają swojego dorobku artystycznego jako soliści, ale na pewnym etapie nauki bardzo ważny jest kontakt z czynnymi artystami, którzy powiedzą o rzeczach, o których osoba nieśpiewająca nie może powiedzieć, bo nie ma takich doświadczeń. Nie są to jakieś magiczne sztuczki czy wiedza tajemna, ale jest to praktyczna nauka zawodu.
Ważne są także rady, na jaki konkurs warto pojechać, gdzie pojechać na przesłuchanie, które teatry organizują takie przesłuchania. Oczywiście te wszystkie informacje można znaleźć w Internecie, ale ważna jest także rozmowa na ten temat z praktykiem, który będzie życzliwy dla młodzieży, będzie się chciał dzielić swoją wiedzą i doświadczeniami. Jestem pewna, że to udało się również zorganizować przy okazji Letniej Akademii Doskonałości.
Pierwsze pytanie, które ja usłyszałam od młodej śpiewaczki brzmiało: „Czy jeśli ktoś w tym roku był na Letniej Akademii Doskonałości, to będzie mógł przyjechać także w przyszłym roku?” To pytanie mnie wzruszyło i także ucieszyło, bo to jest najlepsza recenzja, jaką mogłam usłyszeć. Oczywiście, że nie ma żadnych restrykcji i jeśli ktoś był raz, to może przyjechać po raz drugi.
Były także propozycje wydłużenia warsztatów o jeden dzień, aby zorganizować dodatkowo panel dyskusyjny z pedagogami i więcej czasu przeznaczyć na rozmowy z każdym z pedagogów.
Na pewno weźmiemy pod uwagę życzenia młodzieży, bo to wszystko dla nich jest organizowane. Mieliśmy wielkie szczęście, że trafiła do nas tak wspaniała, zdolna i chętna do pracy młodzież.
Zauważyłam, że kilka osób uczestniczących w Letniej Akademii Doskonałości brało udział w Międzynarodowym Konkursie Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu i zostali zauważeni, a niektórzy także bardzo wysoko ocenieni. Jestem przekonana, że Letnia Akademia Doskonałości była dla nich bardzo ważnym treningiem.
Ten konkurs zazwyczaj odbywa się na wiosnę, a w tym roku zorganizowany został później i tak się szczęśliwie zbiegło, że odbył się krótko po zakończeniu naszych warsztatów.
Jest to konkurs z ogromną tradycją i mam do niego wielki sentyment, bo też kiedyś byłam laureatką tego konkursu. Był to mój pierwszy konkurs wokalny i dlatego ten sentyment jest ogromny.
Wielu młodych ludzi brało udział w tym konkursie, a sam fakt zakwalifikowania się do Konkursu Ady Sari już jest dużym osiągnięciem, ponieważ wcześniej odbyły się preselekcje na podstawie nagrań i nie każdy, kto się zgłosił, mógł wziąć udział w konkursie.
Chciałam powiedzieć o Dawidzie Roy’u, moim wielkim, radosnym odkryciu nawet nietegorocznym, bo już obserwuję tego młodego barytona od kilku lat i jego wspaniałe wykonania również sceniczne (bo ma już za sobą debiut sceniczny), ale przede wszystkim wokalne.
Dawid Roy otrzymał drugą nagrodę w kategorii głosów męskich w Konkursie im. Ady Sari w Nowym Sączu, a pierwszej nie przyznano, czyli śmiało można powiedzieć, że jest zwycięzcą tego konkursu w kategorii głosów męskich. To wielki brylant na polskiej scenie operowej i życzę mu z całego serca, żeby to było nie tylko na polskiej scenie. To jest bardzo młody śpiewak, a już tak wiele potrafi i jest także wspaniałą osobą z którą się łatwo pracuje, bo niesamowicie chłonie wiedzę. Bardzo mu kibicuję.
Rozpoczynając swoją muzyczną drogę także pracowała Pani przede wszystkim ze swoimi pedagogami śpiewu, ale także uczestniczyła Pani w kursach mistrzowskich, prowadzonych przez sławnych śpiewaków, a byli wśród nich: Helena Łazarska, Ewa Podleś i Ryszard Karczykowski. Pewnie wówczas były inne możliwości dotarcia do mistrzów.
- Nie można porównywać tamtych czasów z dzisiejszymi, ale świat idzie do przodu i to bardzo dobrze. Miałam szczęście spotykać się z artystami, których Pani wymieniła, bo przyjeżdżali do Poznania prowadzić kursy w Akademii Muzycznej. Proszę mi wierzyć, że pomimo, że upłynęło już prawie 30 lat od tych kursów, to pamiętam doskonale swoje emocje związane z tym, jak przyjechali na kurs do Poznania Ewa Podleś i Jerzy Marchwiński. Pamiętam, że kiedy miałam możliwość pracować nad moim repertuarem, otrzymałam wiele uwag niekoniecznie stricte wokalnych, a bardziej muzycznych i teatralnych. Pamiętam swoje emocje z tamtych czasów. Doskonale pamiętam swój pierwszy kontakt z panią prof. Heleną Łazarską czy Ryszardem Karczykowskim. Wówczas nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że kilka lat później z tą wielką Ewą Podleś będę miała przyjemność śpiewać wspólne koncerty. Wymienię tylko wykonanie „Orfeusza i Eurydyki” Christopha Willibalda Glucka, które odbyło się oczywiście parę lat później, ale w tamtym czasie nawet nie marzyłam, że się to kiedyś stanie. Ten przykład jest najlepszym dowodem, jak ważne są spotkania z artystami, wybitnymi praktykami, których znaliśmy z nagrań radiowych, telewizyjnych, płytowych. Nie było wówczas mediów społecznościowych, nie można było posłuchać YouTube’a. W sferze marzeń było także usłyszenie tych artystów na żywo. Ewa Podleś tak rzadko występowała wówczas w Polsce, że cudem było „upolować” bilet na jej spektakl, a tu nagle stoimy twarzą w twarz i ja mam możliwość czerpać z tej ogromnej skarbnicy wiedzy. Doskonale pamiętam swoje emocje, wiem, jak to było dla mnie ważne i dlatego tak chętnie godzę się prowadzić warsztaty z młodymi, a czasem także je współorganizować, bo jeśli oni mają chociaż część takiej radości (a widzę, że mają), to ja się cieszę, że mogę ten czas z nimi spędzić i dzielić się swoja wiedzą. To było niesamowite, bo dzisiaj też organizowane są kursy, ale nie w takich ilościach i nie zawsze to są tak znamienite postacie.
Mogę także mówić o szczęściu, bo bardzo szybko zaczęłam pracować (na czwartym roku studiów - dwa lata przed dyplomem) w Teatrze Wielkim w Poznaniu i od razu śpiewałam duże partie operowe.
Uczestniczyła Pani w konkursach wokalnych, które otwierały laureatom drzwi teatrów operowych i sal filharmonicznych. We wspomnianym VI Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Ady Sari w Nowym Sączu została Pani laureatką III nagrody oraz specjalnej Nagrody Mozartowskiej, jeszcze ważniejszy pewnie był Międzynarodowy Konkurs Wokalny im. Marii Callas w Atenach, gdzie zdobyła Pan Grand Prix i Złoty Medal
- Konkurs im. Ady Sari w Nowym Sączu w 1995 roku był moim debiutem konkursowym i zdobycie III nagrody oraz nagrody specjalnej było dla mnie absolutnym szokiem. Usłyszałam wtedy młodych śpiewaków z całej Polski, a nawet z Europy i usłyszałam, jak oni wspaniale śpiewają. Ja byłam wtedy bardzo młodą śpiewaczką, bo studiowałam na trzecim roku w Akademii Muzycznej w Poznaniu i nie spodziewałam się, że mogę wejść do finału, a co dopiero zdobyć takie wspaniałe nagrody. Muszę się przyznać, że to był moment przełomowy, bo wtedy zakiełkowała u mnie myśl, że śpiew może być moim sposobem na życie, nie tylko wielką pasją, ale to może być moja praca. Rok później zadebiutowałam w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
Potem były inne konkursy o zasięgu międzynarodowym, ale ukoronowaniem był Konkurs im. Marii Callas w Atenach w 1999 roku. Ja byłam tuż po studiach i tam zdobyłam Grand Prix i Złoty Medal. Odnosząc się do tematyki sportowej, to jest tak jakby zdobyć złoto na igrzyskach olimpijskich.
W Atenach w jury nie było żadnego Polaka, tylko wybitni artyści ze świata, już w tej chwili nieżyjący – była Christa Ludwig, była Gundula Janowitz, był Luigi Alva i inni wielcy. Christa Ludwig była przewodniczącą jury i wręczała nagrody. Możliwość zobaczenia tych wielkich artystów z bliska i możliwość rozmowy z nimi była wielkim przeżyciem. Wszyscy w kontakcie osobistym okazali się niezwykle ciepłymi, życzliwymi osobami. Przez ten tydzień pobytu w Atenach ja byłam w zupełnie innym świecie, miałam wrażenie, że niebo się dla mnie otworzyło. Faktycznie, ten konkurs otworzył mi drogę do różnych teatrów operowych, bo otrzymałam wiele ciekawych propozycji występów nie tylko w Polsce, ale również na świecie. To był bardzo ważny i przełomowy moment.
Propozycje, o których Pani mówi, wiązały się z pracą nad repertuarem. Ta praca zresztą trwa do dzisiaj.
- To jest ciągła praca, zarówno jak się jest początkującym artystą, jak i później. Artysta musi być w ciągłej gotowości. Przede wszystkim musi być w dobrej formie, bo każde przesłuchanie, każdy koncert jest sprawdzianem przed publicznością, przed orkiestrą, przed dyrygentem i przed samym sobą.
Często powtarzam moim studentom, że jak przygotowujemy jakikolwiek utwór wokalny, to nie jest tak, że zaśpiewamy go na egzaminie czy na koncercie i zapominamy o nim, tylko wkładamy go do tzw. repertuaru, czyli za miesiąc, za pół roku, za trzy lata… można go będzie wyjąć, bo będzie szansa na kolejny koncert. Wtedy można go będzie odświeżyć i wykonać. To są nasze zasoby, nasza baza danych, z której później czerpiemy.
Musimy być w ciągłej gotowości wokalnej i do pracy nad nowym repertuarem.
Nie zawsze jest tak luksusowo, że dzwoni telefon i otrzymujemy propozycję: za pół roku czy za rok mamy zaśpiewać partię w jakiejś operze czy formie oratoryjnej. Wtedy mamy mnóstwo czasu na przygotowanie, ale czasem telefon dzwoni i jest prośba: czy jutro na zastępstwie albo nawet dzisiaj wieczorem, w zupełnie innym mieście, w innym teatrze zaśpiewa pan/pani daną partię.
Nie da się nauczyć partii w jeden dzień czy jedno popołudnie, ale wyciągnąć z zasobów swoich taką partię i mieć odwagę powiedzieć: tak, przyjadę do państwa jutro i z jedną próbą albo nawet czasem tylko z odrobiną próby zaśpiewam ten spektakl, i tym samym uratuję wieczór, bo spektakl się odbędzie. To są te wielkie wyzwania i to, co ja najbardziej kocham w tym zawodzie tak naprawdę. Jeśli taki wieczór się organizacyjnie i artystycznie uda, to pozostają piękna wspomnienia.
Na Podkarpaciu nie mamy teatru operowego, wyjazdy do Warszawy rzadko są możliwe i dlatego znamy Panią z udziału w koncertach i z partii sopranowych w wielkich dziełach oratoryjno-kantatowych. Przez kilkanaście lat zapraszał Panią do wykonywania swoich dzieł Mistrz Krzysztof Penderecki. Często także śpiewała Pani w obecności kompozytora dzieła Wojciecha Kilara czy Henryka Mikołaja Góreckiego.
- Bardzo sobie ceniłam współpracę z Krzysztofem Pendereckim i z Wojciechem Kilarem. Z Krzysztofem Pendereckim jako kompozytorem i dyrygentem współpracowałam 18 lat, czyli przez większość mojej pracy zawodowej. W tym roku przypada 25-lecie mojej pracy artystycznej na scenie operowej. W ubiegłym roku minęło 25 lat od mojego debiutu na estradzie Filharmonii Poznańskiej, a dyrektorem był wówczas wspaniały Andrzej Boreyko, dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej.
Współpracując przez 18 lat z Krzysztofem Pendereckim oczywiście śpiewałam także inny repertuar. Mam w swoim repertuarze wszystkie dzieła wokalno-instrumentalne Krzysztofa Pendereckiego, w których występuje partia sopranu solo, a ponieważ prawie do końca życia tworzył nowe dzieła, to jestem chyba rekordzistką. To dla mnie także był wielki honor i wielka odpowiedzialność, bo to dzieła bardzo trudne, szczególnie te z okresu awangardowego, z lat 60-tych i 70-tych, pisane inną techniką kompozytorską niż dzieła z lat 80-tych i późniejsze.
Te najstarsze dzieła jak: Pasja wg św. Łukasza, Kosmogonia, Jutrznia, Dies irae, zupełnie różnią się od dzieł napisanych później, takich jak: Siedem bram Jerozolimy, Credo, Polskie Requiem, 8. Symfonia Pieśni przemijania, Kadisz.
Jak już powiedziałam, to dla mnie wielki zaszczyt i wielka odpowiedzialność, czasem też i duży stres, ale także ogromna przyjemność. Wielki żal, że mistrza nie ma już z nami, ale pozostała jego twórczość nie tylko muzyczna, bo przecież mamy park w Lusławicach – pięknie nazwany Jego 9. Symfonią. To wszystko pozostanie, mam nadzieję, na zawsze.
Pozostało z tego czasu także wiele ważnych dla Pani i fonografii nagrań.
- To prawda. Chociażby z muzyką Krzysztofa Pendereckiego. Ostatnio robiłam mini podsumowanie i okazało się, że brałam udział w nagraniu 27 pozycji płytowych CD i kilku płyt DVD.
Co najmniej na połowie płyt CD są nagrania dzieł Krzysztofa Pendereckiego. Prawie wszystkie dzieła zostały utrwalone jeszcze za życia kompozytora, często pod Jego dyrekcją, chociaż nie zawsze, ale wtedy pod czujnym okiem kompozytora. To też ma swoja niebywałą wartość.
Jest wielu admiratorów muzyki Krzysztofa Pendereckiego na całym świecie. Chyba najbardziej znaną jest Anne-Sophie Mutter, wybitna skrzypaczka światowego formatu, która od Tokio po Nowy Jork wykonuje muzykę Krzysztofa Pendereckiego. Może nawet częściej gra Pendereckiego niż Beethovena albo na równi. Jest wielu artystów, którzy współpracowali z Krzysztofem Pendereckim i potrafią też przekazać takie wykonania dzieł kompozytora, jakich sobie życzył.
Następne pokolenia będą interpretować tę muzykę po swojemu, ale to także mogą być wspaniałe kreacje.
Proszę jeszcze powiedzieć o współpracy z Wojciechem Kilarem.
- Równie wspaniale współpracowało mi się z Wojciechem Kilarem, który sam nie dyrygował swoimi kompozycjami, ale zawsze był obecny na wszystkich próbach i na wszystkich wykonaniach do momentu, kiedy zdrowie mu na to pozwalało. Był przy wszystkich swoich wykonaniach utworów wokalno-instrumentalnych, takich jak: Missa pro pace, Magnificat, Te Deum i można by było wymienić jeszcze kilka innych dzieł.
Był bardzo życzliwą osobą i zachwyconą za każdym razem, kiedy jego dzieła są wykonywane, chociaż pamiętam, że miał też bardzo konkretne uwagi podczas prób.
Miałam możliwość przebywania w towarzystwie tak wielkiego kompozytora, znanego na całym świecie, jakim był Wojciech Kilar. Oczywiście na świecie znany był głównie jako twórca muzyki filmowej, głównie największych hollywoodzkich produkcji. Natomiast sam bardziej cenił swoją twórczość sakralną, a ja śpiewałam utwory sakralne, chociaż z muzyki filmowej wiele razy śpiewałam Vocalise z filmu Dziewiąte wrota. Muzyka Wojciecha Kilara tworzona była prostymi środkami kompozytorskimi, ale ma w sobie tak niebywały ładunek emocjonalny. Dla śpiewaków jest trudna do wykonywania, bo Wojciech Kilar bardzo instrumentalnie traktował głos ludzki, nie dawał czasu na oddech, na odpoczynek i przeważały niekończące się frazy, trzeba mieć dobrą technikę wokalną, żeby wytrzymać te wszystkie frazy tak długo, jak życzył sobie kompozytor, ale jest to muzyka o niezwykłym ładunku emocjonalnym. To były kolejne wyzwania, ale też wielka radość. Mnie, ale też każdego artystę, spotkania z kompozytorem szalenie wzbogacają, a szczególnie tej rangi.
Podobnie wyglądała moja współpraca z Henrykiem Mikołajem Góreckim, kolejnym z tych największych, światowych, polskich kompozytorów. Od każdego z nich nauczyłam się czegoś nowego, innego postrzegania muzyki, innego spojrzenia na muzykę, na frazę.
Chcę też wspomnieć o mniej znanej twórczości Jerzego Maksymiuka, wybitnego dyrygenta, pianisty i kompozytora. Jerzy Maksymiuk oprócz tego, że napisał muzykę do ponad 60 filmów, komponuje też utwory instrumentalne i wokalne oraz wielkie dzieła wokalno-instrumentalne.
Niedługo będę miała okazję śpiewać po raz kolejny Arbor vitae II, bo było już kiedyś Arbor vitae I. Arbor vitae I czyli Drzewo życia – to duże dzieło wokalno-instrumentalne na czworo solistów.
Arbor vitae II przeznaczone jest tylko na sopran solo, trio akordeonowe (Motion Trio) i wielką orkiestrę symfoniczną. Śpiewałam prawykonanie tego utworu, później już było kilka wykonań i teraz będę śpiewać w Filharmonii w Gorzowie to dzieło pod batutą Jerzego Maksymiuka. To kolejny kompozytor, którego można by było dołączyć do panteonu sław wybitnych twórców, z którymi miałam możliwość nie tylko się znać i przyjaźnić, ale tez śpiewać ich dzieła.
Proszę mi wierzyć, że za każdym razem spotkanie z kompozytorem, który jednocześnie jest dyrygentem swojego dzieła, jest niezwykłym przeżyciem artystycznym. Życzę każdemu artyście, żeby miał takie doświadczenia, bo to daje wiele pozytywnej energii, a z drugiej strony pokazuje zupełnie inne obszary muzyczne niż te, do których wcześniej byłam przyzwyczajona, śpiewając utwory kompozytorów XIX i XX wieku, czy nawet jeszcze wcześniejszych, ale tych, których już dawno nie ma między nami, po których została tylko muzyka. Tu możliwość kontaktu, rozmowy, wymiany myśli i doświadczeń z żyjącym kompozytorem, to jest zupełnie inny pułap pracy.
Od dawna Panią podziwiam, bo wszystko robi Pani z wielkim zaangażowaniem, z wielką pasją. Nie tak dawno podjęła się Pani nowych obowiązków – mam tu na myśli działalność organizatorską w Stowarzyszeniu im. Bogdana Paprockiego. Wiem, że Stowarzyszenie powstało jako wyraz wielkiej muzycznej przyjaźni ze wspaniałym śpiewakiem i człowiekiem.
Działacie od niedawna, ale działacie prężnie i macie wiele pomysłów.
- To Stowarzyszenie zostało założone ponad dwa lata temu. Taki był pomysł Adama Zdunikowskiego, wybitnego tenora, który jest prezesem Stowarzyszenia. Działa w nim zaledwie kilka osób, ale to była obietnica złożona kiedyś córce Bogdana Paprockiego – Grażynie, niestety już też nieżyjącej, której Adam Zdunikowski obiecał, że pamięć o Bogdanie Paprockim nie zostanie zaprzepaszczona.
Tak się składa, że zarówno Adam Zdunikowski, jak i ja znaliśmy bardzo dobrze Bogdana Paprockiego, to był dla nas zaszczyt śpiewać z nim na jednej scenie i mimo dużej różnicy wieku także przyjaźnić się.
Bogdan Paprocki był chyba najwybitniejszym polskim tenorem drugiej połowy XX wieku. Miał za sobą ponad 60 sezonów operowych na scenie – najpierw w Bytomiu, a później w Warszawie.
Z Teatrem Wielkim wyjeżdżał też za granicę.
Okres największej aktywności Bogdana Paprockiego to czasy tzw. żelaznej kurtyny. Stąd zaproszenia artystyczne indywidualne za granicę były mocno ograniczone i obowiązywały niesamowite rygory, dlatego Bogdan Paprocki nie miał możliwości zrobienia światowej kariery, a jego dorobek na to zasługiwał. Pozostawił sporo nagrań dla jedynej ówczesnej wytwórni płytowej „Polskie Nagrania”, ale ciągle uważamy, że jest ich za mało.
Postanowiliśmy powołać do życia Stowarzyszenie im. Bogdana Paprockiego między innymi po to, żeby pokazywać też dorobek tego artysty młodym ludziom.
W tej chwili mamy wspaniałych polskich śpiewaków robiących światowe kariery, jak chociażby Piotr Beczała, który jest absolutnym królem tenorów, Ola Kurzak, Rafał Siwek, Artur Ruciński czy Mariusz Kwiecień, który ostatnio zajął się inną działalnością, ale do niedawna było o nim głośno. Można by było jeszcze kilka nazwisk polskich śpiewaków o światowej renomie wymienić i to jest wspaniałe.
Nam chodzi o to, żeby pokazywać, że przed nimi mieliśmy też wspaniałych śpiewaków i o polskiej szkole bel canto warto pamiętać. Chcemy przypominać niezwykłe nagrania Bogdana Parockiego i uświadamiać młodszym, że tak niezwykła postać jeszcze niedawno była z nami.
Proszę powiedzieć o Waszych projektach.
- Zorganizowaliśmy już kilka dużych projektów, a ostatnimi były Letnia Akademia Doskonałości w Kąśnej Dolnej, ale dwa lata temu odbył się I Ogólnopolski Konkurs Wokalny im. Bogdana Paprockiego, a w tym roku w listopadzie zapanowaliśmy drugą edycję tego Konkursu.
Pierwsza wspaniale się udała i bardzo chcielibyśmy, żeby ten konkurs odbywał się w cyklu dwuletnim i II Ogólnopolski Konkurs Wokalny im. Bogdana Paprockiego odbędzie się w gościnnych progach Opery Nova w Bydgoszczy. Przypomnę, że dwa lata temu do jury udało nam się zaprosić takie wybitne osobistości, jak: Ewa Podleś, Stefania Toczyska, Andrzej Dobber, Mariusz Kwiecień, Rafał Siwek.
W tym roku nasze zaproszenia do jury przyjęli: Iwona Sobotka, Helena Zubanovich, Edyta Kulczak, Marcin Bronikowski i Andrzej Dobber. To także wybitni śpiewacy, którzy występują głównie poza Polską i nie są związani z polskimi akademiami muzycznymi (takie przyjęliśmy założenie).
Mamy już bardzo dużo zgłoszeń, chociaż termin ich składania mija 24 października 2021 roku. Na stronie internetowej Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego znajdą Państwo szczegółowe informacje o konkursie i można pobrać formularze zgłoszeniowe.
Niedawno dzięki Pani oglądałam na kanale Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego w serwisie YouTube wspaniały koncert.
- W ostatnią niedzielę września odbył się w Filharmonii Narodowej w Warszawie wspaniały koncert z cyklu Paprocki in memoriam. "Polscy tenorzy w hołdzie Mistrzowi”. Mówię o cyklu, ponieważ to już jest trzeci rok z rzędu, kiedy udało nam się zorganizować koncert „Paprocki in memoriam”. Nawet w ubiegłym roku w czasie ostrych pandemicznych obostrzeń, kiedy mogliśmy tylko 25% publiczności przyjąć do Filharmonii Narodowej, koncert się odbył i był tak jak w tym roku strimingowany.
W tym roku wystąpili: Rafał Bartmiński, Dominik Sutowicz, Tadeusz Szlenkier i Łukasz Załęski oraz Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa pod dyrekcją Macieja Figasa.
Gospodynią wieczoru była Marzena Rogalska, znana osobowość telewizyjna i jednocześnie melomanka.
Ten koncert przybliżył mi także postać Bogdana Paprockiego, bo pomimo, że miałam szczęście poznać Mistrza i nagrywać z nim wywiad, nie wiedziałam, że jego ulubionym zajęciem była gra w karty. Zostało to sprytnie wykorzystane bo program koncertu nawiązywał do brydżowych robrów i składał się z czterech części: sakralnej, operowej, operetkowej i neapolitańskiej .
- Skoro wystąpili tenorzy i tak cudownie śpiewali, to w programie znalazły się największe tenorowe hity. W części sakralnej znalazły się fragmenty takich dzieł jak „Ava Maria” z „Rycerskości wieśniaczej” Mascagniego czy aria ze „Stabat Mater” Rossiniego. W części operowej znalazły się m.in. : aria Nemorina z opery „Napój miłosny” Donizettiego czy aria Stefana ze „Strasznego Dworu” Moniuszki czy aria Calafa z opery „Turandot” Pucciniego, a w części operetkowej arie z takich dzieł, jak "Ptasznik z Tyrolu" Zellera, "Legenda Bałtyku" Żeleńskiego, "Baron Cygański" Straussa. W ostatniej części słuchaliśmy pieśni neapolitańskich. Tenorzy pożegnali publiczność wspólnym wykonaniem pieśni neapolitańskiej „O sole mio” . Sala była wypełniona i to najlepszy dowód, że melomani kochają najbardziej wspaniałe głosy tenorowe. Były gorące brawa, a na zakończenie dwukrotna owacja na stojąco.
W przerwie retransmisji koncertu zostały zamieszczone krótkie wywiady, które przeprowadziła Pani w czasie przedpołudniowej próby. Oprócz solistów rozmawiała Pani także z dyrygentem Maciejem Figasem, Adamem Zdunikowskim, prezesem Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego, a nawet z gospodynią wieczoru Marzeną Rogalską. Czuła się Pani bardzo dobrze i swobodnie przed kamerą z mikrofonem w ręku. Zajmuje się Pani także pracą reporterską?
- Nigdy wcześniej tego nie robiłam. To była fajna przygoda, choć dla mnie – debiutującej w tej roli- mocno stresująca. Cieszę się, że koncert się udał. Mieliśmy mnóstwo pracy, ale warto było.
Zapowiedziany już został drugi w tym roku koncert, który odbędzie się w grudniu tuż przed Bożym Narodzeniem.
- Ten koncert odbędzie się w pierwszą rocznicę śmierci Leonarda Andrzeja Mroza, wybitnego polskiego śpiewaka operowego i nauczyciela śpiewu związanego z Akademią Muzyczną w Łodzi.
Ponieważ Leonard Andrzej Mróz śpiewał basem, to solistami będą znakomici wykonawcy również śpiewający basem: Rafał Siwek, Aleksander Teliga, Sylwester Kostecki. Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa dyrygować będzie Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Koncert odbędzie się w Filharmonii Narodowej 22 grudnia tego roku.
Taka wielotorowa Pani działalność jest możliwa dzięki temu, że stworzyła Pani dom otoczony pięknym ogrodem. W tym domu rodzina bardzo dobrze się czuje, z kuchni często rozchodzą się zapachy gotowanych potraw i pieczonych ciasteczek.
- Nie wyobrażam sobie, że byłabym sama przez całe życie. Jestem bardzo oddana rodzinie, a dzięki jej sile i wsparciu mogę zajmować się tyloma rzeczami. To wszystko jest mi bardzo potrzebne. Ja także lubię być potrzebna. Córka w tym roku zdaje maturę i proszę o trzymanie kciuków, bo to jest bardzo ważna sprawa. Ogród jest moją kolejną pasją. Jeżeli mogę popracować fizycznie w ogrodzie, to jest to dla mnie najlepsza odskocznia, najlepszy relaks i oczyszczenie głowy od złych myśli, które czasem każdego trapią.
Niestety, widać po mnie, że lubię piec ciasteczka i dobrze gotować. Nawet czasem tego jedzenia jest za dużo i potem kilogramy wchodzą same, niestety.
Rodzina mi daje siłę do działania.
To jest chyba dobra puenta naszej rozmowy. Życzmy sobie, abyśmy jak najczęściej się mogły spotykać podczas koncertów.
- Oj tak, życzmy tego sobie, bo te ostatnie półtora roku uświadomiło nam, artystom, jak bardzo kochamy publiczność i bardzo jej potrzebujemy. Można zagrać spektakl czy koncert przy pustej widowni tylko do kamer, które przeniosą obraz i dźwięk do Internetu, ale nic nie zastąpi żywego kontaktu i tej energii, którą artysta czerpie od publiczności.
My jesteśmy wyłącznie dla Państwa i dzięki Państwu otrzymujemy energię do życia, do dalszej pracy. Wzajemnie się napędzamy.
Zofia Stopińska
Wrzesień 2021r.