Johann Sebstian Bach - Rafał Blechacz
Adam Rozlach
Rafał Blechacz gra Bacha... Nasz znakomity pianista i artysta nigdy nie stronił od muzyki innych kompozytorów, nigdy nie ograniczał się do Chopina, nigdy też chyba nie skupiał na nim szczególnej uwagi. To cenne i nie aż tak częste wśród pianistów z tą najważniejszą chopinowską pieczęcią...
Góruje nad innymi pianistami tym, że posiadł kapitalny dar chwytania w mig istoty muzyki danego kompozytora. To intuicja najwyższego rzędu, gwarantująca mu powodzenie we wszystkich muzycznych i estetycznych przedsięwzięciach. Proszę posłuchać choćby jego "Bergamasque" Debussy'ego czy dzieł klasyków wiedeńskich.
Z Bachem jest chyba podobnie. To taki Bach, jakiego się oczekuje, czysty jak łza, przejrzysty, do tego jasny i radosny choć powstrzymywany bo nigdy mu nie śpieszno ( poza jedną fugą, o której poniżej) ale i daleko do jakichkolwiek fajerwerków. Taka jest I część Koncertu włoskiego. W drugiej słychać powabne wielce piana, jest trochę i medytacyjnego nastroju ale w ostatniej części mamy już niczym nieposkromiony wylew bachowskiej muzyki i jej dźwięków, sporo tu też raptownych i mocnych kontrastów. Wszystko jednak brzmi bardzo wiarygodnie i szalenie atrakcyjnie, do tego elegancko, z iście barokową dystynkcją.
Ciekawa jest i Partita B-dur - ładnie wyważona w każdym bodaj wykonawczym i interpretacyjnym aspekcie, dystyngowana właśnie. Zwiewna Allemande, atrakcyjna wyrazowo, wzorcowo wręcz zdyscyplinowana rytmicznie, znakomita plastycznie. Imponuje też Courante swoją wykonawczą gładkością, pełna godności jest Sarabanda, ciekawe, toccatowe Menuety, pełen pianistycznej finezji taniec finałowy, z jakże efaktowną wirtuozerią.
Gęsta przytłaczająca jest Fantazja, kolejna kompozycja płyty (BWV 944) ale zachwyca i ekscytuje fuga ze swoim ażurowym tematem, zagrana - precyzyjnie - w iście kosmiczyn tempie. Kończy się po prawie pięciu minutach, a robi wrażenie jakby trwała minutę.
Na płycie są jeszcze cztery Duety, jest Chorał z Kantaty BWV 147 (w układzie Myry Hess, podany w pięknym jego lirycznym majestacie) no i jest jeszcze III Partita a-moll. W otwierającej ją Fantazji podziwiałem dynamiczne kontrasty, wzruszyła mnie Allemande, zagrana z nieziemską wrażliwością oraz mroczna Sarabanda, arcyciekawa brzmieniowo - zwłaszcza kiedy z tego mroku zaczynają wyłaniać sie wysokie, czarownie brzmiące dźwięki...