Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wspaniały koniec karnawału w Filharmonii

W ostatnim dniu karnawału, 28 lutego 2017r. sala kameralna Filharmonii Podkarpackiej wypełniona była po brzegi publicznością. Nie byłam zdziwiona, bo jednym z wykonawców był urodzony w Rzeszowie, utalentowany skrzypek Piotr Szabat, a przy fortepianie zasiadła świetna pianistka Natalia Szabat ( prywatnie żona pana Piotra). Tyle tytułem wstępu, bo więcej dowiedzą się Państwo czytając rozmowę, którą nagrałam następnego dnia przed południem.

Zofia Stopińska : Bardzo Państwu dziękuję za wspaniały wieczór. Wasz występ dostarczył wielu wzruszeń wszystkim słuchaczom, co było widać i słychać. Po tak gorącym przyjęciu są chyba Państwo zadowoleni.

Piotr Szabat : Jesteśmy bardzo zadowoleni i mówiąc szczerze nie spodziewaliśmy się tak wspaniałego przyjęcia. Było to bardzo miłe i wzruszające.

Natalia Szabat: Podobnie jak wszyscy zawodowi muzycy, zawsze po koncercie skupiamy się nawet na najmniejszych niedociągnięciach, które chcielibyśmy w przyszłości poprawić. Wiemy, że był to bardzo dobry koncert, ale chcielibyśmy następnym razem jeszcze lepiej wykonać ten program.

Z. S. : Państwo zaproponowali utwory, które usłyszeliśmy w Rzeszowie?

P. Sz. : To była nasza propozycja z małą korektą, bo koncert planowany był pierwotnie w styczniu, ale z różnych powodów, data została zmieniona na ostatni dzień karnawału. W pierwszej wersji mieliśmy, oprócz Sonaty na skrzypce i fortepian M. Ravela, wykonać jeszcze Sonatę C. Saint-Saensa. Po zmianie terminu postanowiliśmy, że zastąpimy ją nieco lżejszymi w odbiorze utworami Gershwina. Zainspirował mnie do Gershwina mój były profesor. Wpadła mi w ręce płyta pana prof. Krzysztofa Jakowicza nagrana z panem Waldemarem Malickim. Na tym krążku są zarówno „3 Preludia”, jak i fragmenty z opery „Porgy and Bess” – wspólnie z żoną pomyśleliśmy, że te utwory jak najbardziej nadają się na ostatkowy koncert. Zaplanowaliśmy jeszcze „Devil’s Dance” z filmu Czarownice z Eastwick – Johna Williamsa oraz Nokturn i Tarantella op. 28 – Karola Szymanowskiego. Na bis wykonaliśmy „Korowód karzełków” – Antonia Bazzini.

Z. S. : Wspaniale się słuchało tych utworów, odnosiło się wrażenie, że gracie je z ogromna łatwością, ale należy podkreślić, że są to niezwykle wymagające dla wykonawców dzieła. Część z nich to utwory na skrzypce i fortepian, lub fortepian i skrzypce, bo partia fortepianu jest równie ważna i równie trudna, jak partia skrzypiec.

N. Sz. : Szukaliśmy utworów, które są ambitne i przygotowywanie ich sprawiać nam będzie dużo radości. Chcieliśmy także aby nasz program dostarczył publiczności także trochę rozrywki. Mam nadzieję, że się udało.

P. Sz. : Przede wszystkim w Sonacie Ravela oraz w Nokturnie i Tarantelli Szymanowskiego partia skrzypiec i fortepianu jest równorzędna.

N. Sz. : Szymanowski komponował pisał głównie na fortepian i specjalizował się w literaturze fortepianowej – dlatego w jego utworze partia fortepianu jest szalenie rozbudowana, ale wykonany na bis „Taniec karzełków” to jest już popisowy utwór Piotra – bardzo trudny i wymagający. Zaraz po skomponowaniu, niewielu skrzypków potrafiło go wykonywać, chociaż grany był – jak my to mówimy sugerując się metronomem – 100 kreseczek wolniej niż teraz. Ostatnio technika gry na skrzypcach poszła ogromnie do przodu i gra się ten utwór w zawrotnym tempie. Za dwa tygodnie Piotr będzie grał „Taniec karzełków” z towarzyszeniem orkiestry w Stuttgarcie, bo ten utwór został także opracowany na skrzypce i orkiestrę. W utworach Gershwina i Williamsa fortepian jedynie towarzyszy skrzypcom. Ale szukamy zazwyczaj utworów w których zarówno partia fortepianu, jak i skrzypiec są interesujące. Chcemy, aby sprawiały nam przyjemność.

Z. S. : Muzyczną edukację rozpoczynaliście w dość odległych od siebie miastach w Polsce, ale te początki były podobne, poza tym, że pan Piotr uczył się grać na skrzypcach, a pani Natalia na fortepianie.

N. Sz. : Różnica jest taka, że ja nie pochodzę z muzycznej rodziny. Piotra rodzice są muzykami, a w mojej rodzinie jedynie dziadek był waltornistą, ale nie grał zawodowo. U mnie zainteresowanie muzyką zaczęło się od gry na cymbałkach w przedszkolu, a później bardzo chciałam uczyć się w szkole muzycznej. Później nasza droga była podobna – czyli pierwszy i drugi stopień w szkołach muzycznych, studiowaliśmy – następnie wyjechaliśmy do Szwajcarii i tam się spotkaliśmy.

P. Sz. : Studiowaliśmy na dwóch różnych uczelniach – Natalia przez trzy lata studiowała w klasie fortepianu prof. Andrzeja Pikula w Krakowie, a później wyjechała w ramach programu Erasmus do Berna i tam kończyła studia. Natomiast ja ukończyłem studia w Warszawie i wyjechałem do Berna doskonalić swoją grę. Wcześniej, w Rzeszowie, w Liceum Muzycznym uczyłem się grać na skrzypcach u pana Oresta Telwacha – drugiego koncertmistrza Filharmonii Podkarpackiej, później rozpocząłem studia na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie u pani prof. Julii Jakimowicz – Jakowicz, po dwóch latach przeszedłem do klasy prof. Krzysztofa Jakowicza i do jego asystenta Jakuba Jakowicza. Wymienieni pedagodzy są prywatnie rodziną wszyscy są wspaniałymi muzykami, poświęcili mi wiele czasu i wiele im zawdzięczam. Natomiast po wyjeździe z Polski zacząłem studia w Bernie u prof. Bartłomieja Nizioła – fenomenalnego skrzypka i wspaniałego człowieka, z którym do dzisiaj utrzymujemy kontakty.

Z. S. : W Bernie zaczęliście grać w duecie.

N. Sz. : W Bernie poznaliśmy się, zakochaliśmy się i zaczęliśmy razem grać.

P. Sz. : Spędziliśmy w tym pięknym mieście razem trzy lata, bo Natalia była tam trochę dłużej. Był to piękny czas, ale i trudny, bo Szwajcaria nie należy do najtańszych krajów. Na szczęście na drugim roku studiów udało mi się dostać stypendium rządu szwajcarskiego, które rozwiązało wiele problemów finansowych. Jest to także prestiżowe stypendium, bo sam proces weryfikacji trwa rok i jest najpierw weryfikowany przez polskie Ministerstwo Kultury, później przez stronę szwajcarską. Przyznawane jest tylko jedno stypendium na cały kraj, dlatego dla mnie było to także duże wyróżnienie.

N. Sz. : W Szwajcarii studiowałam głównie z prof. Tomaszem Herbutem, również w tamtym okresie bardzo interesowałam się muzyką współczesną i w tym nurcie wiele zawdzięczam prof. Pierre Sublet. Studiowałam także w Zurichu, gdzie moim mistrzem był prof. Eckart Heiligers – świetny kameralista, członek Trio Jean Paul. Pod Jego kierunkiem graliśmy także razem z Piotrem.

P. Sz. : Moim pedagogiem był również prof. Pierre Sublet, bo pod jego kierunkiem, wspólnie z Natalią pracowaliśmy na przykład nad zbiorem 22 Miniatur – Gyorgy Kurtaga. Skorzystaliśmy bardzo dużo pracując nad bardzo różnorodnymi programami także u prof. Bartłomieja Nizioła, prof. Marcina Sikorskiego, czy prof. Tomasza Herbuta. Bardzo dużo nam dało spojrzenie znakomitych, doświadczonych kameralistów grających na różnych instrumentach. Dowiedzieliśmy się sporo także o grze na fortepianie i skrzypcach - otworzyli nam oczy na wiele aspektów nawet życiowych.

N. Sz. : Wcześniej, był taki okres, że muzyka kameralna nie była aż tak popularna. Młodzi muzycy nie specjalizowali się w tym gatunku. Oni pokazali nam, że każdy może być solistą i uprawiać także muzykę kameralną. Trzeba się specjalizować w muzyce kameralnej. Staramy się teraz korzystać z tej wiedzy nie będąc już pod opieką żadnego profesora.

Z. S. : Muzyka kameralna – granie w duecie, to tylko fragment waszej działalności na polu muzyki.

N. Sz. Zajmujemy się oczywiście także innymi rzeczami, chociaż gra w duecie jest bardzo ważna i chcielibyśmy ją rozwijać. Ja zajmuje się także pedagogiką – uczę w Grinio Akademie, to jest prywatna szkoła pod Stuttgartem, uczę także w Moessingen i również akompaniuję w tych szkołach. Gram także w innych zespołach kameralnych.

P. Sz. : Głównym nurtem mojej działalności w tym momencie jest praca w Stuttgarter Kammerorchester . Gramy bardzo ambitne programy ze znanymi muzykami. W ubiegłą niedzielę graliśmy koncert z Richardem Galliano w Alte Oper we Frankfurcie, w dużej sali dla ponad dwóch tysięcy słuchaczy. W ducie gramy w wolnym czasie – czyli w weekendy albo wieczorami. Poświęcamy na to prawie cały wolny czas, ale satysfakcja jest bardzo duża.

N. Sz. : Mamy także trochę koncertów. W sierpniu tego roku będziemy grać Koncert podwójny Mendelssohna na Mosel Musikfestival – to jest najstarszy festiwal muzyczny na terenie Nadrenii i zarazem jeden z najpopularniejszych w Niemczech. Ten koncert jest dla nas bardzo ważny, bo na tym festiwalu występowali najwięksi muzycy – wymienię tylko Marthę Argerich czy Gidona Kremera. Niedługo musimy zacząć przygotowania.

P. Sz. : Program, który graliśmy w Filharmonii Podkarpackiej wykonamy w maju bieżącego roku w Szwajcarii i na początku przyszłego roku na festiwalu w Stuttgarcie. Mamy sporo planów .

Z. S. : Zna Pan z pewnością system pracy orkiestr w Polsce i w Niemczech. Czy one się różnią?

P. Sz. : U nas faktycznie się to różni, ale my jesteśmy małą orkiestrą. Gramy więcej koncertów i okres przygotowania jest krótszy, ale mamy podwójne próby, czyli próby odbywają się przed południem i po południu. Trwa to wszystko zazwyczaj trzy dni – dwa dni prób, próba generalna i koncert. Mamy także dużo wyjazdów. Gramy zazwyczaj 22 koncerty w sezonie w samym Stuttgarcie i mamy około 50 koncertów wyjazdowych. Nie tylko w Niemczech, czy nawet w Europie, ale także w Azji czy Ameryce.

N. Sz. Nie powiedziałeś, że Orkiestra Kameralna w Stuttgarcie liczy zaledwie 17 osób i dzięki temu wszyscy są ze sobą zaprzyjaźnieni, a ponieważ bardzo często bywam na koncertach mogę powiedzieć, że brzmienie zespołu jest bardzo spójne. To sprawa wysokiego poziomu, ale także małego składu, który pozwala na kameralne granie.

P. Sz. : Mamy także dużo projektów koncertów bez dyrygenta. Orkiestra prowadzona jest przez koncertmistrza od pulpitu. Niedawno w ten sposób graliśmy z byłym koncertmistrzem Berlińczyków Kolją Blacher, tak samo kierował nami Fabio Biondi – wybitny specjalista w dziedzinie muzyki barokowej. Są to bardzo interesujące koncerty, które w efekcie dają bardziej spójne brzmienie. Osoba prowadząca przekazuje swoje emocje nie tylko gestem, ale również grą. To jednak jest możliwe tylko w przypadku orkiestr kameralnych.

Z. S. : Możecie Państwo powiedzieć, że znaleźliście swoje „miejsce na Ziemi”, gdzie Wam się nie tylko dobrze pracuje, ale również żyje?

P. Sz. : Tak, ale wcale nie oznacza to, że na przykład za pięć lat będziemy tam na pewno mieszkać. Jesteśmy w dalszym ciągu aktywni, mobilni i mamy oczy szeroko otwarte, natomiast jest to „miejsce na Ziemi”, które możemy nazwać domem, czego nie mogliśmy zrobić przez wiele lat.

N. Sz. : Jako studenci często przeprowadzaliśmy się, trudno policzyć w ilu różnych mieszkaniach żyliśmy w tym okresie. W Stuttgarcie już czwarty rok mieszkamy w jednym mieszkaniu i mamy grupę bardzo bliskich przyjaciół, którzy nas wspierają, ale jako muzycy jesteśmy bardzo otwarci na różne zmiany. Świat się stał tak mobilny i tak dużo się w nim dzieje, że trudno stwierdzić jednoznacznie, że pozostaniemy na stałe w Stuttgarcie – może będziemy w Australii, Stanach Zjednoczonych, czy gdzieś w Azji. Świat się stał bardzo mały. Za niewielkie pieniądze można podróżować w różne miejsca, kilkanaście a nawet kilka lat temu, trudno było o tym nawet marzyć.

Z. S. : Chyba jednak niewiele jest takich wyjazdów, podczas których możecie ten świat oglądać. Trzeba się skupić na dotarciu do celu, próbie, wypoczynku i koncercie.

P. Sz. : Nie wszyscy o tym wiedzą, że zazwyczaj widzi się lotnisko , salę koncertową i hotel.

N. Sz. : Bardzo dbam, aby w wolnym czasie podróżować i zwiedzać, bo takie doświadczenia przez podróże dają głębię w muzyce, bo im więcej doświadczeń w życiu – tym barwniejsza wykonywana przez nas muzyka. To słychać.

P. Sz. : Moja pani profesor mówiła krótko: „Trzeba mieć o czym grać”.

Z. S. : Rzeszów, to rodzinne miasto pana Piotra. Bywacie tu czasem, aby odwiedzić bliskich. Tym razem koncertowaliście. Jak postrzegacie nasze miasto?

P. Sz. : W moich oczach Rzeszów niesamowicie się rozwinął i wypiękniał. Ile razy przyjadę, zawsze jestem pod wrażeniem, ile się tu zmieniło, jak dużo się dzieje. Jak przyjeżdża się raz, najwyżej dwa razy w roku – to te zmiany są bardzo widoczne. Mamy tu wielu przyjaciół. Podtrzymujemy kontakty z moimi kolegami ze szkoły podstawowej, ze znajomymi z osiedla. Jak tylko jest czas to się odwiedzamy. Oby tak dalej. Byłoby nam miło wracać tutaj nie tylko prywatnie, ale także zawodowo.

N. Sz. : Dla mnie jest to niesamowite, że na wczorajszym koncercie pojawiło się pół klasy Piotra z „podstawówki”. Było to bardzo wzruszające. Ilość kwiatów, które otrzymaliśmy od bliskich i przyjaciół sprawiła nam ogromną radość. Może nie jestem tak związana emocjonalnie z tym miastem, jak Piotr, ale dostrzegam jego piękno. Rzeszów jest naprawdę pięknym miastem i można go porównywać z różnymi znanymi miastami w Europie. Kiedy szliśmy teraz na spotkanie z Panią – Piotr rozglądał się przez cały czas i powtarzał – „no popatrz, jaki ten Rzeszów piękny” .

Z Natalią Szabat i Piotrem Szabatem rozmawiała Zofia Stopińska – 1 marca 2017r.

Konkurs Chopinowski w ZSM nr 2 w Rzeszowie

Dyrekcja Zespołu Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara w Rzeszowie organizuje w dniach 9 - 11 marca 2017 roku Międzynarodowy Podkarpacki Pianistyczny Konkurs Chopinowski dla Dzieci i Młodzieży.

Przesłuchania konkursowe odbędą się: w czwartek 9.03 i piątek 10.03 w godz. 8:15 - 13:30 i 15:00 - 17:30, oraz w sobotę 11.03 w godz. 8:15 - 14:00 w Auli Zespołu Szkół Muzycznych im. Wojciecha Kilara, ul. Sobieskiego 15

Ogłoszenie wyników i Koncert Laureatów : sobota 11.03.2017r. godz.17:00 Sala Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, ul. Dąbrowskiego 83

Jury:

Przewodniczący - prof. Andrzej Jasiński - Akademia Muzyczna w Katowicach, Polska

Członkowie: prof. Maria Korecka - Soszkowska  - Akademia Muzyczna w Łodzi, Polska ; prof. Izabella Darska Havasi - Fundacja Gyorgy Ferenczy w Budapeszcie, Węgry ; prof. Yoon Ju Oh ( Sungshin University w Seulu, Korea Południowa.

ZSM nr 2 w Rzeszowie - Konkurs Chopinowski

Dyrekcja Zespołu Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara w Rzeszowie organizuje w dniach 9 - 11 marca 2017 roku Międzynarodowy Podkarpacki Pianistyczny Konkurs Chopinowski dla Dzieci i Młodzieży.

Przesłuchania konkursowe: czwartek 9.03 i piątek 10.03 w godz. 8:15 - 13:30 i 15:00 - 17:30, oraz w sobotę 11.03 w godz. 8:15 - 14:00 w Auli Zespołu Szkół Muzycznych im. W. Kilara , ul. Sobieskiego 15

Ogłoszenie wyników i Koncert Laureatów : sobota 11.03.2017 r. godz. 17:00 Sala Koncertowa Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego, ul Dąbrowskiego 83

Jury: Przewodniczący - prof. Andrzej Jasiński  (Akademia Muzyczna w Katowicach, Polska) ; Członkowie: prof. Maria Korecka-Soszkowska (Akademia Muzyczna w Łodzi, Polska) ; prof. Izabella Darska Havasi ( Fundacja Gyorgy Ferenczy w Budapeszcie, Węgry) ; prof. Yoon Ju Oh ( Sungshin University w Seulu, Korea Południowa). 

Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Roberta Kabary

Kariera artystyczna Roberta Kabary (Przemyślanina z urodzenia) wiąże w sobie kilka kierunków: działa jako dyrygent, jest także utytułowanym wirtuozem skrzypiec i altówki; nadto animatorem muzyki, jak również pedagogiem w akademiach muzycznych w Katowicach i w Krakowie. Aktualnie Robert Kabara jest I dyrygentem i szefem artystycznym Śląskiej Orkiestry Kameralnej.

10 marca 2017 roku, o godz. 19:00 w Filharmonii Podkarpackiej rozpocznie się koncert zatytułowany "W wiosennych barwach", podczas którego Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej wystąpi pod batutą Roberta Kabary, a solistami będą: Marek Toporowski - organy Hammonda i Ryszard Borowski - flet.

W programie: R. Borowski - "Koncert ptasi" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową ; A. Vivaldi / R. Borowski - Koncert c-moll na flet, organy Hammonda i orkiestrę smyczkową, cz. I ; R. Borowski - "Hommage a'Bach wg Das Wohltemperierte Klavier" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową ; L. van Beethoven - VI Symfonia F-dur op. 68 "Pastoralna".

Koncert łączyć będzie w sobie tradycję z nowoczesnością, zabrzmią bowiem kompozycje Ryszarda Borowskiego, inspirowane muzyką baroku, m.in. "Das Wohltemprierte Klavier" J. S. Bacha, Koncertem fletowym A. Vivaldiego, a w "Ptasim koncercie" uslyszymy "Kukułkę" L. C. Daquina i "Kurę" F. Couperina. Usłyszymy także słynną VI Symfonię "Pastoralną"  L. van Beethovena. Dzieło to świadczy o wielkim umiłowaniu przyrody przez kompozytora, o czym świadczą jego słowa: "Jakże jestem szczęśliwy, mogąc chodzić wśród gąszczy lasów, drzew, krzewów i skał... Nikt nie może kochać wsi bardziej ode mnie - lasy, pola, drzewa, skały dają duszy oddźwięk, jakiego jej trzeba... Tu nie dokucza mi mój przeklęty słuch - każde drzewo zdaje się mówić do mnie. Czy można wyrazić błogość, jaką daje człowiekowi cisza lasu?... "Symfonię kończy Pieśń pasterska - rodzaj hymnu na cześć przyrody, - "nabożeństwa pod zieloną kopułą drzew..."

Pod batutą Roberta Kabary

Pod batutą Roberta Kabary - I dyrygenta oraz szefa artystycznego Śląskiej Orkiestry Kamerlanej, wystąpi 10 marca Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej. Na organach Hammonda grać będzie Marek Toporowski, a na flecie Ryszard Borowski.

Na program koncertu łączącego tradycję z nowoczesnością złożą się: dwa dzieła Ryszarda Borowskiego - "Koncert Ptasi" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową oraz "Hommage a'Bach wg Das Wohltemperierte Klavier" na organy Hammonda i orkiestrę smyczkową. Usłyszymy także  dzieło Antonio Vivaldiego w opracowaniu Ryszarda Borowskiego a będzie to Koncert c-moll na flet , organy Hammonda i orkiestrę smyczkową, cz. I. Zabrzmi również tego wieczoru VI Symfonia F-dur op. 68 "Pastoralna" - Ludwiga van Beethovena.

Koncert rozpocznie się o 19.00.

Penderecki - Chamber Music Vol.II

W twórczości Krzysztofa Pendereckiego wiolonczela zajmuje miejsce szczególne, będąc główną bohaterką licznych kompozycji kameralnych i orkiestrowych tego wybitnego kompozytora. Niniejsza płyta, kontynuująca serię wydawniczą utworów kameralnych Krzysztofa Pendereckiego, została w całości poświęcona wiolonczeli, występującej jako instrument solowy oraz w zmultiplikowanym składzie. Kolejne kompozycje prezentowane na nagraniu znakomicie ilustrują bogactwo twórczości artysty, który w wieloletnim procesie poszukiwania i doskonalenia swojego muzycznego języka sięgał zarówno po środki awangardowe, jak i pochodzące z dawnych epok. Usłyszymy zatem pełne sonorystycznych eksperymetów "Capriccio per Siegfried Palm", nawiązującą do tradycji baroku i romantyzmu "Suite", kompozycje wirtuozowskie oraz liryczne "Agnus Dei", słowem pełną paletę wiolonczelowego artyzmu i wyrazu. Wszystko w pełnym koncentracji wykonaniu Jakoba Spahna, niezwykłego, młodego niemieckiego wiolonczelisty, któremu w utworach kameralnych towarzyszą najznakomitsi polscy wirtuozi tego instrumentu.

Wszystkie utwory zostały nagrane w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach w latach 2015 - 1016.

Spis utworów:

Caprriccio per Siegfried Palm na wiolonczelę solo (1968),

Cadenza na wiolonczelę solo - transkrypcja Jakob Spahn (1983 - 84)

Per Slava na wiolonczelę solo (1985 - 86)

Suite na wiolonczelę solo (1994 - 2013)

Serenata na 3 wiolonczele (2008)

Violoncello totale na wiolonczelę solo (2011)

Agnus Dei na 8 wiolonczel (2008)

Ciaccona in memoriam Giovanni Paolo II per 6 wiolonczel (2015)

Wykonawcy:

Jakob Spahn - wiolonczela

Izabela Buchowska - wiolonczela,

Tomasz Daroch - wiolonczela

Jan Kalinowski - wiolonczela,

Marta Kordykiewicz - wiolonczela

Rafał Kwiatkowski - wiolonczela,

Mikołaj Pałosz - wiolonczela,

Beata Urbanek-Kalinowska - wiolonczela

DUX, DUX 1244, 2016

Małgorzata Polańska - reżyser nagrania

 

 

Maciej Wota w Jarosławiu

Recitalem Macieja Woty - młodego, niezwykle utalentowanego artysty, który grał na fortepianie i organach – rozpoczęły się 26 lutego w Sali Koncertowej Szkoły Muzycznej w Jarosławiu – VI Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej.

Maciej Wota kształci się na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, ale także brał udział w warsztatach pianistycznych i organowych, prowadzonych przez takich profesorów jak m.in.: Andrzej Jasiński, Józef Stompel, Rem Urasin, Ludmił Angelov, David Dolan, Katarzyna Popowa-Zydroń, Waldemar Wojtal i Józef Serafin. Jest laureatem kilkunastu konkursów pianistycznych. Koncertował w wielu krajach Europy: Polsce, Rosji, Niemczech, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Belgii, Włoszech, na Ukrainie, Litwie, Węgrzech, a także w Australii i Stanach Zjednoczonych.

Ramy recitalu w Jarosławiu stanowiły utwory Fryderyka Chopina. Na pierwsze ogniwo złożyły się: Polonez A-dur op. 40, Mazurki g-moll i C-dur z op. 24 i Walc Es-dur op. 18. Później Maciej Wota zasiadł do organów i zabrzmiały dwa dzieła: Passacaglia i fuga c-moll – Johanna Sebastiana Bacha oraz Fantazja i fuga na temat B-A-C-H – Ferenca Liszta.  Trzecia część koncertu rozpoczęła się Nocturnem Des-dur op. 27 nr 2 , a później zabrzmiały Etiuda c-moll op. 10 nr 12 (Rewolucyjna) i Polonez As-dur op. 53. Rozmowa z Maciejem Wotą zarejestrowana została po koncercie.

Zofia Stopińska : Bardzo Panu dziękuję za wspaniały wieczór i niezwykłe, przepiękne kreacje, a przede wszystkim za utwory, które znalazły się w programie – części I i III stanowiły fortepianowe arcydzieła Fryderyka Chopina, a środkową wypełniły dwa organowe dzieła Johanna Sebastiana Bacha i Ferenca Liszta. Kompozytora pierwszego utworu Fryderyk Chopin uwielbiał, natomiast twórca drugiego dzieła – uwielbiał Chopina.

Maciej Wota : Zgadza się. Utwory zostały tak pomyślane, aby dobór kompozytorów niósł za sobą pewne związki. O Chopinie, który był wielkim mistrzem fortepianu nie można było zapomnieć grając pod koniec lutego w sali Szkoły Muzycznej, której patronuje od początku jej działalności. Wraz z panem Bogusławem Pawlakiem, który prowadził dzisiejszy koncert, długo zastanawialiśmy się nad ułożeniem programu. Ze strony pana Pawlaka padło pytanie o Passacaglię c-moll Bacha. Postanowiłem, że nauczę się tego utworu, a więc był to utwór specjalnie przygotowany na ten koncert. Postanowiliśmy, że dołączymy jeszcze do tego Preludium i fugę B.A.C.H. – Liszta. W tym dziele Liszt oddał także hołd Bachowi, komponując utwór oparty na motywach dźwięków b a c h. Dodam jeszcze, że Chopin podziwiał także Liszta, jako genialnego pianistę o wyśmienitej technice. Dobór kompozytorów i utworów, które pojawiły się w programie nie był przypadkowy.

Z. S. : Nieprzypadkowo także Pan był wykonawcą koncertu inaugurującego VI Dni Muzyki Fortepianowej im. Marii Turzańskiej w Jarosławiu, bo przecież w tym mieście się Pan urodził. Krótko Pan tutaj mieszkał, ale pomimo tego, chyba specjalne emocje towarzyszyły Panu w czasie tego koncertu.

M. W. : Tak. Niektórzy twierdzą nawet, że najtrudniej jest grać „na własnym podwórku” i naprawdę tak jest. Poza tym, że urodziłem się w Jarosławiu, na każdych wakacjach byłem w tym mieście, od dziecka. To jest mój stały punkt wypoczynku. Tutaj też czuję się bardzo dobrze i praktycznie znam całe miasto. To środowisko także nie jest mi obce i z wielką przyjemnością tutaj występuję.

Z. S. : Koncert odbył się w sali Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina i są tutaj bardzo dobre warunki do wykonywania recitali – szczególnie fortepianowych i organowych.

M. W. : To zasługuje na szczególne podkreślenie. Wielkie wyrazy szacunku i wdzięczności należą się także panu Bogusławowi Pawlakowi, który propaguje to miejsce za sprawą Festiwalu. To jest sala koncertowa naprawdę na miarę XXI wieku, przystosowana specjalnie do takich recitali. Jest piękna i posiada świetną akustykę, a do tego stoi na scenie nowy fortepian Steinway’a. Taki sam model możemy spotkać w najwyższej rangi salach koncertowych na świecie. Jest to instrument absolutnie najwyższej klasy, świetnie przygotowany do koncertu. Mamy również na tej scenie elektroniczne organy wysokiej klasy, z niemym prospektem, przypominającym prawdziwy prospekt organowy. Mimo tego, że jest to elektroniczny instrument – to można z niego wydobyć wiele różnych barw imitujących prawdziwe organy.

Z. S. : Doskonale nam Pan zademonstrował walory tego instrumentu, grając dwa wielkie dzieła, które nie na każdych organach piszczałkowych można wykonać.

M. W. : To prawda. Bach przecież żył w epoce baroku i miał do dyspozycji zupełnie inne instrumenty, niż mieli do dyspozycji organiści w epoce romantyzmu. W jarosławskiej szkole mamy imitację instrumentu uniwersalnego, który nadaje się do wykonywania zarówno muzyki dawnej, romantycznej, aż po dzieła współczesne. Można tu grać praktycznie utwory wszystkich epok.

Z. S. : Kontynuuje Pan rodzinne tradycje muzyczne.

M. W. : Jak najbardziej. Z inicjatywy rodziców zacząłem grać na fortepianie. Tato jest śpiewakiem w Filharmonii Narodowej, a mama uczy skrzypiec i jest kierownikiem sekcji instrumentów smyczkowych w jednej w warszawskich szkół muzycznych. Muzyka jest cały czas obecna w naszym domu od lat i od pierwszych dni życia jej słuchałem.

Z. S. : Niedawno ukończył Pan Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie w zakresie gry na fortepianie w klasie prof. Jerzego Sterczyńskiego i czeka Pana niedługo drugi recital dyplomowy.

M. W. : W czerwcu czeka mnie dyplomowy występ wieńczący studia licencjackie w zakresie gry na organach, a uczę się w klasie prof. Jarosława Malanowicza. Jestem także w trakcie podyplomowych studiów w zakresie regulacji i strojenia fortepianów, bo uznałem, że te studia dodatkowo poszerzają horyzonty pianisty – mamy pełną świadomość, jak powstaje dźwięk, jakie elementy mechaniki wpływają na nasze odczucia gry. To bardzo ważne dla pianistów.

Z. S. : Skąd pomysł, aby studiować jeszcze grę na organach. Organy to tylko pozornie podobny instrument do fortepianu, chociaż biegłość techniczna się bardzo przydaje.

M. W. : Ma Pani rację. Organy są bardzo wymagającym instrumentem jeżeli chodzi o koordynację. Partia pedału jest zazwyczaj bardzo rozbudowana a skoordynowanie gry rąk i nóg jest dosyć trudne. Ten instrument zafascynował mnie jeszcze w dzieciństwie. Towarzyszyłem wówczas często mojemu ojcu, który grał na organach podczas mszy. Mieszkaliśmy wtedy jeszcze w Krakowie i to moje, może jeszcze nawet nieświadome, obcowanie z tym instrumentem, zaprocentowało później. W średniej szkole muzycznej miałem kolegę, który uczył się grać na organach. Jak tylko miałem czas, słuchałem jak ćwiczył, pomagałem mu przewracać strony podczas gry i organy zaczęły mnie coraz bardziej inspirować. W końcu postanowiłem sam spróbować. Zacząłem od samokształcenia, opanowałem muzykę liturgiczną i zacząłem przygotowywać różne utwory, ale po pewnym czasie stwierdziłem, że potrzebny jest jednak nauczyciel. Zacząłem pobierać prywatne lekcje. W ciągu roku nauczyciel przygotował mnie do egzaminu wstępnego na studia. Byłam bardzo zaskoczony, że zdałem egzamin wstępny z pierwszą lokatą, ponieważ nie miałem zielonego pojęcia jaki poziom reprezentuję. Zostałem studentem i gra na organach, to już moja codzienność, ale jednocześnie wielka pasja i marzenie, które mogę teraz realizować.

Z. S. : Jak Pan godzi ćwiczenie na fortepianie i na organach? Nie ma Pan problemu z przestawieniem się z jednego instrumentu na drugi?

M. W. : Na początku próbowałem ćwiczyć codziennie na jednym i drugim instrumencie. Wiadomo jednak, że mózg człowieka może koncentrować się w ograniczonym czasie. Można siedzieć i ćwiczyć dłużej, ale dużych efektów już z tych dodatkowych godzin nie będzie. Doszedłem do wniosku, że jedyną metodą jest praca zmienna – na przykład : przez dwa tygodnie realizuję jakieś utwory organowe, a ograniczam czas ćwiczenia na fortepianie. Później robię odwrotnie – więcej czasu poświęcam fortepianowi. Jak doprowadzę utwory do stanu koncertowego, to już ćwiczę na obydwu instrumentach. Na tym etapie, jest to już inny rodzaj ćwiczenia, niż przygotowywanie utworów, które zabiera nam najwięcej czasu. W przestawianiu się z fortepianu na organy, czy odwrotnie – może początkowo odczuwałem różnicę, natomiast teraz nie mam już problemów, bo wiem, że na jednym i na drugim instrumencie używamy zupełnie innych środków, innej artykulacji i przestawienie nie stanowi dla mnie już żadnego problemu.

Z. S. : Jeszcze pan studiuje, ale ma Pan już sporo propozycji koncertowych.

M. W. : Nie narzekam na brak koncertów. Bardzo dużo pracuję i mam nadzieję, że będę nadal często koncertował.

Z. S. : Dzisiaj sala wypełniona była po brzegi. Oklaski były bardzo gorące. Długa owacja po zakończeniu planowanej części koncertu zaowocowała dwoma bisami. Dodatkowo wykonał Pan Nocturn cis-moll op. posth. i Mazurek D-dur op. 33 nr 2 Fryderyka Chopina.

M. W. : Z wielką przyjemnością grałem dla tej wspaniałej publiczności. Jak już powiedziałem, zawsze z radością przyjeżdżam do Jarosławia.

Z Maciejem Wotą rozmawiała Zofia Stopińska 26 lutego 2017 roku.

Flute Reflections

Małżeństwo znakomitych flecistów Agata Kielar-Długosz i Łukasz Długosz, razem z muzykami Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego w Łomży prezentuje program złożony z dość rzadko spotykanych kompozycji przeznaczonych na 2 flety i orkiestrę. Nagranie zostało zrealizowane jako element kampanii edukacyjnej "Barwy muzyki" skierowanej do najmłodszych odbiorców sztuki. I rzeczywiście, utwory Antonio Vivaldiego, fragment z oratorium "L' Enfance du Christ" Hectora Berlioza i współczesny koncert Janusza Bieleckiego skrzą się plastycznymi dźwiękowymi obrazami. Bez trudu wyczuwamy głębokie porozumienie i jedność koncepcji wykonawczej pomiędzy solistami, które sprawiają, że "Fletowe refleksje" są prawdziwą przyjemnością dla słuchaczy w każdym wieku.

Spis utworów:

1 - 3 . Antonio Vivaldi - Koncert C-dur na 2 flety, orkiestrę smyczkową i basso continuo, RV 533 - części: Allegro -  Largo - Allegro

4 . Hector Berlioz - L' Efance du Christ na 2 flety i orkiestrę op. 25

5 - 7 . Antonio Vivaldi  - Koncert D - dur Il Gardelino na flet, orkiestrę smyczkową i basso continuo op. 10 nr 3, RV 428 - części : Allegro - Cantabile - Allegro

8 - 10 . Janusz Bielecki - Koncert na 2 flety i orkiestrę smyczkową - części : Andante. Allegro - Andante tristemente - Vivo

11 - 13 . Koncert g-moll na 2 flety, orkiestrę smyczkową i basso continuo, RV 103 - części : Allegro ma cantabile - Largo - Allegro non molto

Łukasz Długosz - flet ( 1 - 13) 

Agata Kielar-Długosz - flet  (1 - 4 , 8 - 13)

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego w Łomży

Jan Miłosz Zarzycki - dyrygent

DUX, DUX 1333, 2016

Andrzej Brzoska - reżyseria nagrania, montaż, mastering

 

 

 

Maciej Niesiołowski z batutą i humorem

Zanim zaproszę do przeczytania rozmowy z Maciejem Niesiołowskim - wybitnym polskim dyrygentem, który 24 lutego 2017 r. w Filharmonii Podkarpackiej poprowadził koncert zatytułowany „Z batutą i humorem po świecie” – podam kilka faktów dotyczących Jego działalności artystycznej.

Po uzyskaniu dyplomu na wydziale instrumentalnym grał na wiolonczeli w orkiestrze Filharmonii Narodowej w Warszawie, grał w zespole kameralnym „Con moto ma cantabile” i w Kwartecie Wilanowskim. Maciej Niesiołowski jest także absolwentem Wydziału Dyrygentury Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie w klasie prof. Bohdana Wodiczki. Ukończył również studium managerów sztuki w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej.

W 1974 roku rozpoczął pracę na stanowisku dyrygenta Warszawskiej Opery Kameralnej. Przez 10 lat dyrygował w Teatrze Wielkim w Warszawie, 12 lat kierował orkiestrą Akademii Muzycznej w Warszawie, krótko był dyrektorem Teatru Muzycznego w Łodzi. Koncertuje w kraju i za granicą. Ma w swoim dorobku nagrania płytowe, radiowe i telewizyjne.

W Telewizji Polskiej prowadził stałą audycje muzyczną pt. „Z batutą i humorem”, co przyczyniło się do Jego ogromnej popularności – o czym najlepiej świadczy zdobycie w 1990 roku prestiżowej Nagrody Publiczności Wiktor.

Zofia Stopińska : Często dyryguje Pan spektaklami operowymi, operetkowymi, a także koncertami symfonicznymi.

Maciej Niesiołowski : Zgadza się i nawet zdarzało się mi to robić w Rzeszowie. Były to koncerty całkiem poważne. Koncerty mniej poważne zaczęły się od audycji „Z batutą i humorem”, która była emitowana w 1989 roku – to już ponad ćwierć wieku temu. Wtedy zacząłem być postrzegany trochę inaczej i zacząłem mieć trudności natury trochę psychologicznej, bo jak dyrygowałem normalnym koncertem – mam tu na myśli taki program jak: uwertura, koncert solowy, symfonia – po raz pierwszy zdarzyło się to w Bydgoszczy, że po każdej części symfonii Mendelssohna czułem takie wiercenie w plecach – „no powiedz już coś”. Czułem, że jestem znany z tego, iż na szklanym ekranie, po każdym krótkim utworze coś mówiłem. Wkrótce zaczęła się popularność innego typu – proszono mnie o koncerty podobne do programów, które realizowałem w telewizji. Propozycje koncertowe, które otrzymuję w Polsce tyczą się prawie wyłącznie karnawałowego, ja to nazywam promenadowego, repertuaru.

Z. S. : Proszę przypomnieć, jak przebiegała Pana współpraca z Telewizją Polską.

M. N. : Nie pamiętam już dobrze, ale chyba wszystko zaczęło się od początku 1989 roku. Realizowaliśmy te programy przez pół roku, do końca czerwca. Później była przez dwa miesiące przerwa wakacyjna, ale w programie drugim Telewizji Polskiej, powtarzano audycje, które miały swoją premierę kilka miesięcy wcześniej. Nawet ja byłem zaskoczony tymi powtórkami, bo wówczas w programach telewizyjnych ukazywały się tylko premiery. Po wakacjach zaczęliśmy nagrywać nowe programy do grudnia. W grudniu zdarzyło się coś, co zaważyło na dalszej realizacji. Miałem przygotowany projekt programu – wybrane utwory, zamówionych aktorów, solistów i orkiestrę. Zadzwoniła pani reżyser Terenia i powiedziała: „Maciusiu! Studio mamy 24 grudnia.” Zapytałem – kto mi zapewni muzyków, solistów i aktorów na ten dzień, w wigilię nikt nie przyjdzie na cały dzień do studia. Musimy znaleźć inny termin. Obiecała, że poszuka i nie znalazła. Na tym się skończyło. Sumując – premierowe programy emitowane były wyłącznie w 1989 roku. Później były powtarzane dopóki się kopie nie zniszczyły. Dzisiaj już na pewno nie nadają się do odtworzenia, bo te kopie były bardzo marne. Realizacja obrazu, porównując z dzisiejszymi standardami, była do niczego. Mam te programy, bo przegrałem je dla siebie, na najlepsze taśmy jakie wówczas były, a potem przegrałem je nawet na płyty z magnetowidów telewizyjnych. Ale dzisiaj jesteśmy przyzwyczajeni do innej jakości i po prostu nie da się tego oglądać dłużej. Można tylko odtworzyć jakąś migawkę.

Z. S.: Chyba Pan doskonale wiedział, że te programy gromadziły przed odbiornikami całe rodziny, oglądalność była chyba największa.

M. N. : Tak i nie. Były wówczas dwa programy telewizyjne. Jak się komuś coś nie podobało w jednym programie, to podchodził do telewizora (przecież pilotów nie było), przekręcił gałkę i oglądał program drugi. W Warszawie mieliśmy jeszcze konkurencję w postaci trzeciego programu – dostępna była telewizja rosyjska ( oczywiście w języku rosyjskim). Owszem, prowadzone metodą chałupniczą badania rynku wskazywały na ogromną oglądalność i informowano mnie o tym, ale mówiono o procentach, a ile osób te programy oglądało to nie wiem.

Z. S. : Pamiętam te programy. Były bardzo starannie przygotowywane, a to wiązało się z ogromną pracą i czasem. Wszystko Pan planował, kierował organizacją nagrania, a w trakcie nagrań dyrygował Pan i zapowiadał w sposób zabawny utwory, oraz wykonawców.

M. N. : To nie jest łatwa robota, bo przecież muszę znać cały repertuar muzyczny. Muszę na pamięć znać wszystkie teksty, które mówię. Pierwsze dwie audycje dla telewizji były najtrudniejsze, bo nagrywane były non stop. Wszystko na 100% przez 40 minut. Musiałem znać kolejność utworów, pamiętać gdzie mam przejść usiąść i co powiedzieć, a także dyrygować. To było bardzo trudne. Reżyser siedział w kabinie i właściwie decydował gdzie ustawić kamery, a później krzyczał – magnetowid start! – bo magnetowid był dwie ulice dalej. Taka była fantastyczna technika. Natomiast wszystkim co działo się w studio kierowałem ja i moja siostra Joanna. Opracowywaliśmy wszystkie audycje, dobieraliśmy wykonawców – solistów, aktorów i orkiestrę. Ja decydowałem o utworach, które znajdą się w programie, a później szukaliśmy co do tej muzyki dołożyć. Joanna pracowała nad choreografią, reżyserowała ruch, przynosiliśmy rekwizyty. Często były to całe fragmenty scenografii, bo Telewizja Polska była siermiężna nieprawdopodobnie. Poza pierwszymi, kolejne programy nagrywało się już fragmentami. Mogłem zejść, przypomnieć sobie potrzebny fragment tekstu i nagrywaliśmy następny fragment. To już było troszeczkę łatwiejsze, ale i tak pracy było bardzo dużo.

Z. S. : Kiedy zaczęły się występy w salach koncertowych - dla publiczności?

M. N. : Jeszcze w trakcie realizacji programów dla telewizji zgłosił się do mnie agent, bo to były w Polsce początki, kiedy koncertami zaczęły się prywatne osoby zajmować, a nie firmy państwowe i już wtedy zacząłem z orkiestrą którą miałem, jeździć po Polsce. Później pracowałem w także w teatrach muzycznych. Dwa razy robiłem, z wielkim powodzeniem, tego typu programy w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Ten teatr już nie istnieje - został nie wiadomo dlaczego rozwiązany przez władze miejskie, nie rozumiem tej decyzji, bo publiczności tam nigdy nie brakowało. Później przez trzy sezony graliśmy w warszawskim Teatrze „Kwadrat” . Programy nazywały się „Z batutą i Kwadratem”. Trochę się wyspecjalizowałem.

Z. S. : Z publicznością chyba łatwiej jest występować. Nagrywanie w salach do pustych krzeseł i kamer – to chyba nie jest przyjemna praca.

M. N. : I tak i nie. Grając koncerty trzeba również zapanować nad publicznością. Najgorsi są tacy, którzy otrzymali zaproszenia za darmo i przyszli nie zawsze z własnej chęci. Natomiast kiedy czuje się akceptację publiczności, to pracuje się o wiele łatwiej. W studiu, podczas nagrań, przy odrobinie wyobraźni - a ja muszę mieć wyobraźnię, bo bez tego bym nie przeżył - nawet nie zastanawiałem się nad tym, że mówię do kamery. Starałem się mówić do operatorów. Widziałem zwykle uśmiechniętą twarz stojącego obok kamery człowieka i mówiłem do niego. To ułatwiało pracę.

Z. S. : Pana pomysły i sposób realizacji koncertów z nieco lżejszą muzyką cieszy się ogromnym powodzeniem. W Rzeszowie bilety zostały sprzedane z miesięcznym wyprzedzeniem.

M. N. : Cieszę się bardzo z tego powodu, ale jestem już trochę do tego przyzwyczajony, bo rzeczywiście te koncerty mają cały czas wzięcie i nie wiem ile w tym wpływu dobrej pamięci programów telewizyjnych, bo tych którzy je oglądali jest coraz mniej, a na ile pracy, która już trochę trwa, bo prowadzę te koncerty na terenie całej Polski i już jestem znany. Zawsze zapraszam do udziału w tych koncertach świetnych solistów. Wiadomo, że jeśli soliści są bardzo dobrzy – to mnie jest też łatwiej. To także dobrze wpływa na orkiestrę, bo granie dużej ilości krótkich utworów – naprawdę nie jest łatwe. To należy podkreślić. Dobrze grająca orkiestra, dobrzy soliści, odpowiednie stroje, trochę gry aktorskiej i ciekawych rekwizytów na wszystkich robi wrażenie. Filharmonie zapraszając mnie zgadzają się na moje propozycje dotyczące repertuaru i solistów. Zapraszam tylko bardzo dobrych.

Z. S. : Wiele słyszałam o ogromnej ilości utworów, odpowiednio opracowanych, z których Pan wybiera.

M. N. : Materiały nutowe to jest dużo ważniejsza sprawa niż Pani przypuszcza i dzięki nim mam tak wielkie pole manewru, ale też trzeba pracować, aby te materiały mieć.

Z. S.: Koncert był bardzo udany.Bardzo urozmaicony i ciekawy program - od uwertury i arii Mozarta poprzez pieśni a nawet piosenki i utwory instrumentalne bliskie naszym czasom - sprawił, że nikt się nie nudził. Świetnie spisała się Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej, rewelacyjnie grała na gitarze Wiktoria Szubelak, Milena Lange porwała publiczność nie tylko śpiewem, ale także wspaniałymi toaletami, w świetnej formie był także Adam Szerszeń, Pana solówka na prawdziwym kowadle z dwoma młotkami w „Polce Kowalskiej” – Josepha Straussa bardzo się podobała, nie mówiąc już o ciekawych zapowiedziach i mistrzowskiej batucie. Pozwolił nam Pan wzmacniać oklaski kulturalnym tupaniem. Zachwycona publiczność oklaskiwała Was na stojąco. Były bisy. Mam nadzieję, że będzie okazja zachwycać się niedługo kolejnym autorskim koncertem Macieja Niesiołowskiego.

M. N. : Tak proszę pani. Jest coś w tych programach, bo powiem mało skromnie, że często tak się kończą. Pozwolę sobie na małą reklamę. Mam doskonały program z Grupą  MoCarta. To kwartet wspaniałych wirtuozów – smyczkowców, aktorów, śpiewaków, kabareciarzy – wszystko potrafią robić na najwyższym poziomie. Program, który wspólnie oferujemy nazywa się „Z batutą i Mozartem”. Byliśmy z nim w tym sezonie w Zielonej Górze i graliśmy trzy wieczory przy komplecie publiczności. Takie samo zaproszenie mamy na przyszły rok – jest już konkretna data i trzy koncerty – piątek, sobota i niedziela. Chętnie przyjedziemy do Rzeszowa. Dziękuję, także w imieniu solistów, za wspaniałe przyjęcie w Filharmonii Podkarpackiej.

Z Maciejem Niesiołowskim rozmawiała Zofia Stopińska

 

Subskrybuj to źródło RSS