Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Apollon Musagete Quartett w Łańcucie

APOLLON MUSAGÈTE QUARTETT - zwycięzca 57. edycji Międzynarodowego Konkursu Muzycznego ARD w Monachium w 2008 roku, obecnie zaliczany jest do światowej czołówki kwartetów smyczkowych.

     Zespół, założony przez czterech polskich artystów w 2006 roku w Wiedniu, występuje w największych salach koncertowych, takich jak Carnegie Hall w Nowym Jorku, Filharmonia w Berlinie, Gewandhaus w Lipsku, Concertgebouw w Amsterdamie, Herkulessaal oraz Gasteig w Monachium, Konzerthaus i Musikverein w Wiedniu, Wigmore Hall w Londynie, Tonhalle w Zurichu oraz Museo di Louvre w Paryżu.

Jako laureat cyklu ECHO „Rising Stars“, do którego kwartet został nominowany przez wiedeński Konzerthaus i Musikverein, polski zespół koncertował w renomowanych salach Barcelony (L’Auditori), Aten (Megaron), Luksemburga (Filharmonia), Paryża (Cite de la Musique), Amsterdamu (Concertgebouw), Hamburga (Leiszhalle), Kolonii (Filharmonia), Salzburga (Mozarteum), Birmingham (Town Hall), Brukseli (Palais des Beaux-Arts) i Sztokholmu (Konzerthuset). Kwartet jest również gościem prestiżowych festiwali, takich jak Schleswig Holstein Musikfestival, Leipziger Bach Fest, Schwetzinger Festpiele, Schubertiade Schwarzenberg, Rheingau Festival, Luzerner Festival oraz cykli kameralnych, m.in. "Les Grand Interpretes" w Genewie, „Beethoven-Zyklus” w Berlinie czy „Kammermusik der Nationen“ w Monachium.

W 2010 roku w Goslar odbyła się pierwsza edycja festiwalu Apollon Musagete Festival pod artystycznym patronatem polskiego zespołu, na której pojawili się m.in. członkowie legendarnego Alban Berg Quartett.

Kwartet współpracował z takimi orkiestrami jak BBC Symphony Orchestra, Dresdner Philharmoniker, Wrocławska Orkiestra Kameralna Leopoldinum, Dohnanyi Budafok Orchestra z Budapesztu oraz Heidelberger Philharmoniker wykonując dzieła na kwartet smyczkowy i orkiestrę.

        Ważne miejsce w intensywnej działalności artystycznej AMQ zajmuje promocja polskiej muzyki kameralnej oraz współpraca ze współczesnymi kompozytorami. Obok klasycznych pozycji, zespół w swym repertuarze posiada dedykowane mu dzieła, inspirowane mitologiczną postacią Apollona - przewodnika muz (Musagete).

        Zainteresowanie artystów współczesnym językiem muzycznym objawia się również we własnych próbach kompozytorskich. W 2011 roku, nakładem Doblinger Verlag, ukazała się pierwsza wspólna kompozycja kwartetu – Multitude, zainspirowana kwartetem smyczkowym Witolda Lutosławskiego i powstała w wyniku fascynacji tym dziełem.

Zespół otwarty jest również na współpracę z artystami spoza kręgu muzyki klasycznej, czego przykładem jest nagranie płyty w 2011 roku wspólnie z wokalistką i pianistką Tori Amos dla wytwórni Deutsche Grammophon. Płyta Night of Hunters znalazła się na pierwszym miejscu klasycznej listy Bilboard, równocześnie będąc w pierwszej dziesiątce w dwóch innych kategoriach (muzyka rokowa i alternatywna). Koncerty trasy promującej płytę odbyły się 43 miastach Europy i USA m. in. w Berlińskim Tempodromie, Royal Albert Hall w Londynie, Stadthalle w Wiedniu, Beacon Theater w Nowym Jorku, Orpheum Theater w Bostonie czy Paramount Theater w Seattle.

Uzupełnieniem artystycznej działalności zespołu jest aktywność pedagogiczna. Kwartet regularnie prowadzi mistrzowskie kursy oraz warsztaty m. in w Goslar, Augsburgu oraz w ramach Internationale Sommerakademie Prag – Wien – Budapest w Reichenau.

Na lata 2012-2014 AMQ został objęty programem BBC Radio 3 „New Generation Artists” czego rezultatem jest wzmożona aktywność koncertowa i nagraniowa w Wielkiej Brytanii w tym okresie.

W 2014 roku Apollon Musagete Quartett został laureatem „Paszportu Polityki” oraz brytyjskiej nagrody Borletti-Buitoni Trust Award.

Wszyscy członkowie AMQ są laureatami programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska”, przyznawanego wyróżniającym się artystom młodego pokolenia.

Apollon Musagete Quartett wystąpi 22 maja 2017 roku o godz. 19:00 w sali balowej łańcuckiego Zamku w ramach 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie.

Program koncertu wypełnią utwory: J. Haydna, K. Pendereckiego i E. Griega.

Muzyczne fascynacje Jarosława Seredy

Zofia Stopińska : Od lat Pana działalność koncentruje się na dwóch nurtach – działalność koncertowa i praca pedagogiczna.

Jarosław Sereda : Tak, są to główne nurty, w których poruszam się już od ponad dwudziestu lat. Z jednej strony jest działalność koncertowa, którą niezmiennie uwielbiam. Bardzo lubię wyjść na scenę i grać dla publiczności. Z drugiej strony, realizuję się też jako pedagog. Od momentu ukończenia studiów, uczę gry na saksofonie i kameralistyki w Zespole Szkół Muzycznych w Krośnie. Od dwóch lat pracuję także na Wydziale Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego.

Z. S. : Proponuję, abyśmy się skupili na działalności artystycznej. Publiczność, która zazwyczaj jest zafascynowana Pana grą i po każdym utworze rozlegają się gorące oklaski, nie wie ile czasu musi poświęcić artysta, aby każdy utwór zabrzmiał pięknie i wykonawca mógł się bardzo swobodnie czuć na scenie. Ponadto, w programach Pana koncertów bardzo często znajdują się utwory skomponowane stosunkowo niedawno.

J. S. : Od czasów średniowiecza, poprzez barok, klasycyzm, a nawet romantyzm, grywano tylko muzykę współczesną dla danej epoki. Paradoksalnie, mając dzisiaj dostęp do materiałów nutowych od muzyki dawnej do współczesnej– zapominamy o tym, o czym pamiętano w  czasie ubiegłych stuleci – mianowicie o tym, że dzisiaj, tak jak poprzez stulecia, kompozytorzy wciąż tworzą muzykę. Trudno wytłumaczyć dlaczego tak się dzieje… Skoro Buxtehude czy Telemann mogli grać i grali głównie swoją muzykę – dlaczego dzisiaj nie wykonujemy muzyki napisanej w naszej epoce, lub gramy ją bardzo rzadko. Osobiście nie boję się tego typu muzyki. Być może dzieje się tak dzięki mojemu instrumentowi, który jest stosunkowo nowy, bo ma niewiele ponad 170 lat. Oryginalne utwory na saksofon powstawały dopiero od połowy XIX wieku, poprzez wiek XX i w czasie kilkunastu lat obecnego stulecia.

Z. S. : Należy także podkreślić, że muzyka wymieniona przez Pana wcale nie jest tak trudna w odbiorze jak się powszechnie uważa. Większości utworów z wielką przyjemnością posłucha każdy bez względu na wiek i przygotowanie do odbioru muzyki.

J. S. : Z muzyką naszych czasów będzie z pewnością tak samo jak z muzyką Mozarta. Na 626 dzieł, dzisiaj grywanych jest, zaledwie 10, może 20% jego utworów. Tak się dzieje z każdą muzyką. Dotyczy to zarówno muzyki klasycznej jak i wszelkich gatunków muzyki rozrywkowej. Istnieją dzieła ponadczasowe, które przetrwają lata, a nawet wieki, ale często są także utwory „jednego sezonu", grane zaledwie rok czy miesiąc. Z każdego rodzaju sztuką jest tak samo… Są dzieła wielkie, można powiedzieć „nieśmiertelne” i pseudo-dzieła, o których szybko po prostu się zapomina.

Z. S. : Teraz bardzo często spotykamy się z odkryciami dzieł zupełnie zapomnianych, które często przez kilka wieków były zapomniane i teraz są opracowywane i wykonywane.

J. S. : Owszem i nie jest to nic nowego. Podobnie było z muzyką wielkiego Johanna Sebastiana Bacha, który w swoim czasie znany  był głównie jako organista działający w Lipsku. Dopiero Feliks Mendelssohn – Bartholdy odkrył lipskiego kantora na nowo i zapoczątkował tak zwaną „epokę Bacha”. Tak samo będzie z wieloma utworami, które dzisiaj się wykonuje. Niektóre odejdą do lamusa, inne przetrwają. Takim przykładem „zapomnianego” mistrza jest Georg Philipp Telemann. Za życia był wielkim, znanym w Niemczech kompozytorem, a dzisiaj mało kto o nim pamięta. Najczęściej jego utwory grane są w szkołach muzycznych, lub sporadycznie wykonują je muzycy zafascynowani muzyką dawną.

Z. S. : Ma Pan w swoim repertuarze ogromną ilość utworów.

J. S. : Spektrum moich działań jest bardzo szerokie. Często wykonuję recitale solowe i zwykle zaczynam je od utworów Telemanna, lub innego kompozytora epoki baroku. Później korzystam z transkrypcji dzieł Debussy’ego i Brittena, a następnie płynnie przechodzę do muzyki saksofonowej zarówno z epoki neoklasycyzmu jak i postmodernizmu. Wielokrotnie wykorzystuję wówczas muzykę elektroniczną oraz utwory, które zawierają dużą porcję bruityzmów. Mam też nowy program na saksofon i taniec, w którym tancerka poprzez ruch obrazuje dźwięki utworów, które wykonuję. Kiedy podczas koncertu saksofonowi towarzyszy fortepian, lubię sięgać po utwory muzyki romantycznej, a jednym z moich ulubionych kompozytorów jest Robert Schumann. Dwa jego dzieła napisane w 1849 roku, opracowano i wydano właśnie na saksofon i fortepian. Trzy romanse zostały w oryginale skomponowane na trzy instrumenty – skrzypce lub obój lub klarnet i fortepian. Natomiast w Adagio et Allegro wykonawcami partii solowej mogli być: skrzypek, wiolonczelista, oboista lub waltornista. Można wysnuć tezę, że gdyby w połowie XIX wieku informacje rozchodziłyby się szybciej, być może Schumann napisałby te utwory także na saksofon, bo przecież w 1849 roku – saksofon już był, ale znano go tylko we Francji.

Z. S. : Saksofon powstał z myślą o wykonywaniu muzyki klasycznej, ale w naszych czasach zadomowił się w muzyce jazzowej i rozrywkowej.

J. S. : Trudno powiedzieć o saksofonie, że jest instrumentem jazzowym, czy rozrywkowym, ponieważ jak powstały te gatunki instrument już istniał. Ciężko też byłoby zaakceptować twierdzenie, że fortepian, czy kontrabas są instrumentami jazzowymi lub rozrywkowymi, a przecież bez nich combo jazzowe właściwie nie istnieje. Saksofon w jazzie pojawia się na równi z innymi instrumentami – gitarą, trąbka, skrzypcami czy fletem. Tylko pozornie saksofon klasyczny i jazzowy wydają się identyczne. Różnice są jednak znaczne, chociaż tkwią w szczegółach – inny ustnik, inny stroik, często inna ligatura, już nie mówiąc o sposobie zadęcia, wydobycia dźwięku. Tutaj rozbieżność jest naprawdę duża.

Z. S. : Gra pan muzykę jazzową, albo rozrywkową?

J. S. : Nigdy nie było mi po drodze z tego typu muzyką, choć również nie jest mi zupełnie obca. Krąg moich muzycznych zamiłowań jest naprawdę duży, dlatego nieraz brakuje mi czasu na zainteresowanie się wieloma gatunkami. W swoim repertuarze często sięgam do utworów, które są na tak zwanym pograniczu. Przykładowo, Erwin Schulhoff, który pozostawił nam w spadku dwa utwory na saksofon i fortepian, bardzo często wykorzystywał elementy jazzu, zarówno w fakturze, rytmice czy w harmonii. Najlepszym przykładem może być jego „Hot Sonate”, którą przez lata wykonywałem. W muzyce końca XX i początku XXI także przeplatają się i korelują różne style. Trzeba to wszystko na bieżąco śledzić i uaktualniać w swoim repertuarze.

Saksofon, podobnie jak flet ciągle się rozwijają. W przeciwieństwie do nich są instrumenty dęte blaszane, o których można powiedzieć, że właśnie przeżywają regres. Może nie dotyczy to trąbki, ale puzon, waltornia czy tuba, są dzisiaj instrumentami deficytowymi. Podobnie od lat jest z obojem i fagotem, a ostatnio ta „choroba” dopadła również klarnet.

Z. S. : Coraz częściej pojawia się saksofon w muzyce kameralnej.

J. S. : Dużą popularnością cieszy się kwartet saksofonowy, który stał się tak klasycznym składem jak kwartet smyczkowy czy trio fortepianowe. Ostatnimi czasy, wraz ze wzrostem popularności saksofonu pojawił się kwartet stroikowy. Bardzo dużo jest utworów na saksofon z organami czy z instrumentami perkusyjnymi – można powiedzieć, że ciągle rośnie zainteresowanie tym instrumentem.

Z. S. : Trzeba także podkreślić, że uczy się grać na saksofonie małe dzieci. Jak Pan rozpoczynał muzyczną edukację nie było to możliwe.

J. S. : Moją przygodę z saksofonem mogłem rozpocząć dopiero w szkole muzycznej II stopnia. Takie były kiedyś procedury. Dzisiaj uczymy dzieci gry na saksofonie altowym już od pierwszej klasy szkoły podstawowej i nikomu to nie przeszkadza.

Z. S. : Bardzo żałuję, ze nie mogłam być na Pana recitalu w Jarosławiu, gdzie saksofon był instrumentem wiodącym.

J. S. : Mój koncert w Jarosławiu zatytułowany był „Paryż – Nowy Jork”. Nieco przewrotny tytuł, nawiązywał do dwóch miast - dwóch stolic kulturalnych położonych na dwóch półkulach świata. Program koncertu także był dualistyczny. Obejmował zarówno muzykę europejską, jak i amerykańską.

Dzisiaj rozmawiamy z perspektywy czasu kolejnego koncertu z moim udziałem – po Koncercie Uniwersyteckim na Wydziale Muzyki w Rzeszowie. Tutaj zestaw kompozycji był równie bardzo przemyślany, jako, że tytuł  „Con Leggerezza” nawiązywał do lekkości w muzyce. Oprócz pieśni i piosenek, które pięknie zaśpiewał Jacek Ścibor, partie wokalne przeplatane były dźwiękami saksofonu. Podczas doboru repertuaru sugerowałem się, aby wykonać utwory, zainspirowane muzyką wokalną, bądź były ich transkrypcjami. Dlatego znalazły się  Five Songs from „West Side Story” – Bernsteina, czy Trzy utwory – Ives’a, które były aranżacją jego pieśni. Należy dodać, że najbardziej zapracowanym wykonawcą był Paweł Węgrzyn, który towarzyszył zarówno wokaliście jak i mnie.

Z. S. : Od wielu lat Pan uczy. Aktualnie w Zespole Szkół Muzycznych w Krośnie i na Wydziale Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego. W Krośnie nie tylko prowadzi Pan klasę saksofonu, ale także zespoły kameralne.

J. S. : Kameralistyka jest w mojej działalności pedagogicznej bardzo ważna. Prowadzę nie tylko kwartet saksofonowy, ale także inne zespoły, w skład których wchodzi saksofon. Granie kameralne bardzo rozwija młodych muzyków. Nie ma nic przyjemniejszego jak wspólne muzykowanie. Boleję nad tym, że jest tak zbyt mało godzin przeznaczonych na tę formę edukacji. Nie zawsze to powinno być duo na jakiś instrument i fortepian, często mylony z akompaniamentem. Dzisiaj to słowo powinno już wyjść z użycia, bo przecież jest to gra na dwóch odrębnych i tak samo ważnych instrumentach. Nie zawsze musi w tym składzie być fortepian – mogą to być organy, klawesyn, gitara lub perkusyjne instrumenty sztabkowe. Edukacja na instrumencie niewątpliwie powinna odbywać się na dwóch płaszczyznach: instrument główny  oraz muzyka zespołowa.

Z. S. : Jest kilka rodzajów saksofonów i mają one różne kształty.

J. S. : Zdecydowanie tak. Tutaj należy sięgnąć do historii. Adolf Sax – genialny konstruktor, wręcz fanatyk, który w swoim warsztacie przerabiał wszystkie instrumenty. Podobno saksofon powstał przez pomyłkę. Sax próbował udoskonalić klarnet basowy. Zmieniając jego kształt na koniczny, bo klarnet jest instrumentem o przekroju cylindrycznym, myślał, że jeśli rozszerzy instrument – poprawi brzmienie niskiego rejestru. Owszem, udało się to, ale od strony akustycznej również okazało się, że jest to zupełnie inny instrument. Jako że: flet, obój, fagot i saksofon – należą do tzw. piszczałek otwartych, mających wszystkie alikwoty. Natomiast klarnet w swojej naturze ma tylko parzyste alikwoty, w związku z tym jest tzw. piszczałką zamkniętą. Przerabiając  klarnet basowy – Adolf Sax niechcący zrobił saksofon. Miało to miejsce około 1840 roku. Pierwowzorem był saksofon barytonowy, ale następnie Sax zbudował siedem podwójnych jego odmian. Tworzył je dla orkiestr dętych w stroju B i Es, natomiast do składów instrumentów symfonicznych były to instrumenty w stroju C i F. W latach dwudziestych ubiegłego stulecia powoli wykruszały się instrumenty w stroju C i F – w tzw. strojach symfonicznych, chociaż jeszcze Maurice Ravel w swoim Bolero przewidział sopranino w stroju F.  Obecnie tę partie gra się na saksofonie sopranowym. Kilkanaście lat temu „dobudowano” ósmą odmianę saksofonu – saksofon soprillo o długości 33 centymetrów. Jeśli chodzi o kształt – to najczęściej widzimy saksofony w kształcie odwróconej dwójki, czy jak niektórzy mówią - konewki, zaś trzy małe odmiany – sopran, sopranino i soprillo, ze względu na wielkość mają kształt prosty. Reasumując, dzisiejsze saksofony mają różne wielkości, kształty i odmienne jest także ich brzmienie.

Z. S. : Pewnie też różne są ceny saksofonów i to już zależy od ich jakości.

J. S. : Z instrumentami jest jak z samochodami. Każdy znajdzie coś dla siebie w zależności od tego co potrzebuje. Często popełnianym błędem przez rodziców dzieci rozpoczynających naukę jest kupowanie młodym adeptom sztuki instrumentów z najwyższej półki. Owszem, są to bardzo dobre instrumenty, ale to co robimy dobrze – to instrument nam odda z nawiązką, niestety każdy błąd jest także wyeksponowany dziesięciokrotnie. Jeśli ktoś się uczy grać, powinien posiadać instrument szkolny, a dopiero po zdobyciu odpowiednich umiejętności można zamienić go na lepszy. Uważam, że ten najlepszy saksofon powinien być trzecim, czasem nawet dopiero czwartym instrumentem. 

Z. S. : Czy słucha Pan muzyki, a jeżeli tak – to jakiej?

J. S. : Może zaskoczę Panią i wielu czytelników, ponieważ słucham nie tylko saksofonu i muzyki z udziałem saksofonu. Ten rodzaj stanowi niewielki procent, natomiast pozostała część to muzyka symfoniczna i kameralna. Słucham Strawińskiego, Prokofiewa, Szostakowicza, Bartoka, czy  Glass’a, Reicha, Stockhausena, ale także Bacha, Schumanna i Berlioza. Z racji tego, że moja córka jest fascynatką muzyki Chopina, ostatnio sięgam również po jego utwory. Moje zainteresowania dotyczą także twórczości Ciechowskiego, Nalepy jak również legendarnego Led Zeppelin. Mówię chaotycznie, bo dzielę muzykę jedynie na dobrą i złą.

Z. S. : Muzyka towarzyszy Panu zawsze – w pracy i w wolnych chwilach.

J. S. : Najpiękniejszą muzyką jest cisza, którą również uwielbiam.

 Z Jarosławem Seredą rozmawiała Zofia Stopińska 25 kwietnia 2017 roku.

Iwona Hossa - śpiewam różnorodną muzykę

Zofia Stopińska  : Z panią Iwoną Hossą spotykamy się w Rzeszowie, po co najmniej dwóch latach.

Iwona Hossa : Minęło chyba nawet więcej niż dwa lata. Nawet zastanawiałam się nad tym jadąc do Rzeszowa. Koncert związany był z Muzycznym Festiwalem w Łańcucie, ale nie pamiętam już dokładnej daty, czas biegnie szybko. Bardzo się stęskniłam za Rzeszowem i cieszę się , że tutaj jestem i śpiewam partię sopranową w II Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego – to szczególne dzieło, ukochane przez kompozytora. Melomani na całym świecie uważają III „Symfonię pieśni żałosnych” za hit – nie bójmy się tego słowa powiedzieć, ale kompozytor uważał, że to  II Symfonia „Kopernikowska” jest jego najlepszym dziełem jakie stworzył. To szalenie energetyczne „kosmiczne” dzieło, bardzo różnorodne i ciekawe. Nie wiem dlaczego jest tak rzadko wykonywane, a szkoda, bo to dzieło wyjątkowe, wcale nie takie proste dla wykonawców, ale zawsze entuzjastycznie przyjmowane przez melomanów.

Z. S. : Staram się uważnie śledzić działalność czołowych polskich muzyków i muszę się przyznać, że często nie nadążam za Pani kalendarzem koncertowym,  bo czasami nawet trzy razy w tygodniu występuje Pani w różnych, odległych miejscach.

I. H. :  Faktycznie, czasami tak jest, że są dwa  a nawet trzy koncerty w tygodniu, ale bywa również tak, że mam dwa tygodnie wolnego. Jak śpiewak ma wolne, to tak naprawdę, nikt o tym nie wie. Cieszę się, że koncerty z moim udziałem są zauważane przez melomanów i nie dzieje się tak tylko dzięki informacjom, które ja przesyłam, czy organizatorzy koncertów. Bardzo się cieszę, że ciągle jestem czynną śpiewaczką, bo w zeszłym roku minęło 20 lat od mojego debiutu na scenie teatralnej. Natomiast w repertuarze oratoryjnym zadebiutowałam prawie 25 lat temu. Rzadko o tym mówię, bo sama nie wiem, kiedy ten czas minął. Nie prowadzę statystyk, po prostu jadę z koncertu na koncert i nie zastanawiam się nigdy który to występ. Przez ostatnie dwa sezony nie występowałam w teatrach  operowych, bo skupiłam się na działalności koncertowej. Bardzo często mam zaszczyt śpiewać, od prawie 15-tu lat, z maestro Krzysztofem Pendereckim. Część koncertów odbywa się w Polsce, ale większość za granicą. Dzieje się tak, być może dlatego, że dzieła Krzysztofa Pendereckiego wymagają zwykle ogromnej obsady wykonawczej. Chcę podkreślić, że na całym świecie mistrz Penderecki przyjmowany jest z wielkimi honorami przez włodarzy, natomiast przez melomanów przyjmowany jest często jak „gwiazda rocka” – są wielkie owacje, bez względu na to które dzieło jest wykonywane. Śpiewam dużo muzyki polskiej – bo często wykonuję utwory: Góreckiego i Kilara. Przed dwoma miesiącami nagrywałam z Orkiestrą Kameralną „Amadeus” pod batutą Anny Duczmal-Mróz, pieśni Romana Palestra – niemalże zapomnianego kompozytora polskiego, ale jakże fascynującego muzycznie. Śpiewam też recitale pieśni polskich i niekoniecznie są to te obiegowe utwory – czyli Moniuszki, Chopina, czy Karłowicza, chociaż bardzo chętnie sięgam po te pieśni, bo wiele z nich to wartościowe miniatury, ale śpiewam na przykład pieśni : Ogińskiego, Żeleńskiego, czy Gablenza – zupełnie zapomnianego kompozytora, który pisał przepiękne pieśni na sopran. Oczywiście nie stronię też od repertuaru światowego. Tydzień temu śpiewałam w Katedrze w Oliwie „Exultate Jubilate” – Wolfganga Amadeusza Mozarta z Filharmonikami Bałtyckimi pod dyrekcją Roberta Kabary. Bardzo lubię różnorodność. Nigdy sobie nie wyobrażałam, wykonywania utworów jednego kompozytora, jednej epoki, czy jednego stylu wykonawczego. Oczywiście bardzo cenię sobie takich śpiewaków, którzy wykonują przykładowo – tylko dawną muzykę, albo tylko oratoryjną, czy tylko Mozarta. To są najczęściej wybitni specjaliści, ale mój temperament nie pozwoliłby mi skupiać się na jednym gatunku, czy na jednym kompozytorze. Ja lubię zmiany, uważam, że to bardzo rozwija każdego artystę, że trzeba próbować „chleba z różnych pieców”. Bardzo chętnie sięgam po utwory; Bacha, Haendla czy Mozarta, ale nie stronię od muzyki XIX wieku i tej mojej ukochanej XX-wiecznej muzyki. Trzeba próbować różnorodności, bo jak już powiedziałam – to wszystko szalenie rozwija.

Z. S. : Z tą różnorodnością wiążą się najczęściej ciągłe podróże. Czy to „życie na walizkach” da się polubić?

I. H. : To jest część naszej pracy. Na początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jest to „życie na walizkach”. Mam kilka walizeczek średnich i małych – na krótkie wyjazdy, których właściwie nie chowam do szafy. Przepakowuję je tylko i ruszam w dalszą podróż. Bardzo lubię jeździć samochodem i jak mogę, to jadę sama. Oczywiście lubię też latać samolotami, ale jeśli mogę gdzieś dojechać samochodem, to chętnie to robię. Czasami żartuję, że jestem zawodowym kierowcą, który między trasami śpiewa, bo to często tak wygląda. Prowadzenie samochodu bardzo mnie relaksuje. Mam wtedy czas wyłącznie dla siebie, często nadrabiam różne zaległości, dzwonię, umawiam się, ale też jest czas na różne przemyślenia.

Z. S. : Domownicy pogodzili się z częstą nieobecnością Pani.

I. H. :  Tak, ale bywa też tak, że jestem w domu przez kilka dni. Powiedziałam już, że jak śpiewaczka ma wolne, to nikt o tym nie wie. Staram się tak wszystko organizować, aby mieć jak najwięcej czasu dla rodziny, bo to rodzina daje siłę  do kolejnych działań i „ładuję akumulatory” w tych wolnych dniach. Dlatego staram się wyjeżdżać często na krótkie, kilkudniowe „wypady” rodzinne, nie tylko w czasie wakacji letnich, czy zimowych. Jak mam parę dni wolnych, to chociaż na weekend jedziemy razem. Czasami też w domu warto posiedzieć, bo to też jest miłe. Prosto z Rzeszowa, wybieramy się na ten długi majowy weekend, do mojej ukochanej Kotliny Kłodzkiej, a więc wcale nie gdzieś za  granicę, tylko blisko. Planujemy spędzić dużo czasu na spacerach, a może też wybierzemy się na jakiś koncert i posłuchamy muzyki. Mam nadzieję, że pogoda nam dopisze.

Z. S. : Podróżując samolotem, artyści najczęściej widzą lotnisko i niewiele więcej.

I. H. : Później hotel i salę prób, ale ja też znana jestem z tego, że wyciągam kolegów, a nawet jak jestem sama, to staram się nie siedzieć w hotelu, ale zobaczyć chociaż, co jest dookoła, posmakować trochę kuchni lokalnej, bo to mnie zawsze fascynuje, bez względu na to – czy to jest jakiś region Polski, czy świata. Zawsze można odnaleźć jakiś smakołyk, podziwiać i delektować się nim. Warto też wyjść i zwiedzić pobliskie muzeum, albo pójść do ciekawego ogrodu, parku lub lasu jeśli znajduje się niedaleko. Wiadomo, że jeśli między próbą, a koncertem jest niewiele czasu, to trzeba się przygotować i skoncentrować na utworze, który się wykonuje. Natomiast jeśli jest próba w przeddzień koncertu, to zwykle można znaleźć czas na zwiedzanie. Bardzo lubię być w nowych miejscach. Zawsze z takiej podróży przyjeżdżamy bogatsi o miłe wspomnienia, zapamiętujemy piękne miejsca, czasem też przywozimy parę zdjęć.

Z. S. : Dzieli się Pani także swoimi umiejętnościami i doświadczeniem z tymi, którzy chcą zostać śpiewakami, prowadząc klasę śpiewu w Akademii Muzycznej w Poznaniu.

I. H. : Dziewiąty rok pracuję już w tej chwili w Akademii Muzycznej w Poznaniu. To kolejna moja fascynacja, która zaczęła się wraz z rozpoczęciem pracy. Chciałam spróbować swoich sił na polu pedagogicznym. Wielką odpowiedzialnością jest praca nad głosem z młodymi ludźmi, bo to jest instrument jedyny, który dostajemy, z którym się rodzimy i z którym umieramy. Nie możemy go odłożyć do futerału, ani wymienić na inny i dlatego ta praca jest tak odpowiedzialna, żeby dobrą drogę wskazać tym młodym ludziom, dobrą linię repertuarową i pracować nad doskonaleniem głosu. Odkryłam w tej pracy swoją kolejną ogromną pasję i bardzo lubię pracę z młodymi ludźmi. Nie zawsze ona jest łatwa, czasem bywa wyboista, jak każda praca, jak każda ścieżka, natomiast przynosi mi bardzo dużo satysfakcji. Myślę, że studiującym w mojej klasie też, bo większość moich wychowanków pracuje w zawodzie. Ci co nie pracują, to dlatego, że wybrali inną ścieżkę. Jest coś pięknego i fascynującego w tym, że dostaje się młodą osobę, która chce śpiewać, chociaż czasami na początku nie jest tak bardzo – mówiąc językiem młodzieżowym „wkręcona” w ten zawód i kiedy doborem odpowiedniego repertuaru, odpowiednich ćwiczeń i tym, jak to się mądrze mówi, procesem dydaktycznym – dochodzimy do tego etapu, że nagle się okazuje jaki ma rodzaj głosu. Jestem  przeciwniczką „szufladkowania” głosu studenta na starcie. To się wszystko okaże później. Po pewnym okresie pracy ze studentem, w momencie kiedy już możemy „lepić” jego emploi muzyczne, jest to naprawdę coś tak fascynującego, że mogłabym o tym opowiadać godzinami.  Młode pokolenie zupełnie inaczej myśli, jest bardziej otwarte na świat, nie ma tych barier, które myśmy mieli. Dzisiaj są duże możliwości jeśli chodzi o wyjazdy na konkursy i przesłuchania, czy kursy mistrzowskie. Na kursy mistrzowskie przyjeżdżają śpiewacy już ukształtowani, którzy zwykle kończą naukę, są sprawni technicznie, mają spory repertuar i wymagają tylko szlifów. Tutaj bardzo się przydaje mój bagaż doświadczeń zawodowych. Nie wyobrażam sobie, aby kursy mistrzowskie mógł prowadzić ktoś, kto nie występował wcześniej, czy specjalizował się w jednym gatunku muzyki wokalnej. Na kursach mistrzowskich pedagog musi mieć doświadczenie w pracy z dyrygentem, pracy z reżyserem, z kameralistami – tego nie można nauczyć się z książek. Wszystkie doświadczenia, które zdobywamy w pracy z dużą orkiestrą, ale także z małym zespołem, czy z pianistą, partnerowanie sobie na scenie – to możemy przekazać młodym, początkującym, a już dużo umiejącym śpiewakom. Bardzo lubię takie rodzaje masterclass, kiedy przyjeżdżają piękne głosy, wspaniale przygotowane i faktycznie ta praca polega na takim ostatnim szlifie. Nie wyobraża sobie pani jaka to satysfakcja, kiedy okazuje się, że  na przykład wykonywana nawet na kilku konkursach aria, może być zaśpiewana jeszcze inaczej. Fascynuje mnie taka praca i wiele się sama uczę, bo zawsze wiele wynoszę z obserwacji ludzi – jak podchodzą do konkretnych problemów, do konkretnych utworów. To jest chyba najlepsza szkoła.

Z. S. : Aby być dobrym śpiewakiem i dobrym nauczycielem śpiewu, trzeba mieć trochę wiedzy z psychologii.

I. H. : Szczególnie w pracy pedagogicznej, bo przecież z każdym pracujemy indywidualnie i trochę inaczej. Ktoś jest bardziej odporny psychicznie, ktoś inny mniej, ktoś ma gorszy dzień, bo akurat coś się stało w jego życiu prywatnym, co niestety przekłada się na żywy instrument, jakim jest głos ludzki. Czasami trzeba troszeczkę odpuścić, czasami pogłaskać, innym razem być zdecydowanym i solidnie motywować do pracy. Musimy także pewne rzeczy umieć oddzielić i jak mówiła moja pani profesor „trzeba mieć twardą skórę słonia”. Coś w tym jest faktycznie, bo publiczność która przychodzi na koncert, czy spektakl i kupuje bilety - chce mieć  piękny koncert, a my – artyści musimy widowni ten piękny koncert zapewnić. To bardzo ciekawy temat.

Z. S. : W Rzeszowie, w II Symfonii Góreckiego partneruje Pani Adam Kruszewski - wyśmienity polski baryton, kontynuator tradycji wielkich barytonów Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.

I. H. : To prawda. Uważa się przecież, że Adam Kruszewski jest bezpośrednim spadkobiercą artystycznym Andrzeja Hiolskiego i to jest bardzo trafne porównanie. Nie znam chyba osoby, która nie uwielbiałaby Adama Kruszewskiego – jako artysty i jako człowieka. Mam przyjemność znać , przyjaźnić się, a przede wszystkim śpiewać z panem Adamem, od prawie dwudziestu lat. W większości były to spektakle w Teatrze Wielkim w Warszawie, ale też liczne koncerty z muzyką Góreckiego, czy Pendereckiego. Poza tym, że bardzo się lubimy i chętnie spędzamy razem czas na rozmowach, to jest to tak dojrzały i tak wspaniały artysta, że ja bardzo dużo nauczyłam się od niego, nie tylko wokalnie, ale też muzycznie. Adam Kruszewski do każdego utworu podchodzi bardzo analitycznie, ale nie chodzi tu tylko o czysto wykonawczą stronę, ale także historię powstania dzieła, jakie były wówczas wydarzenia na świecie z dziedziny historii, literatury, sztuki. Należy tylko czerpać garściami tę wiedzę, przekazywaną w sposób bezpośredni, ale nie nachalny. Jest to wspaniały artysta i bardzo się cieszę, że kolejny raz mamy okazję razem pracować.

Z. S. : Zgodzi się chyba Pani ze mną, że aktualnie mamy „złoty okres polskiej wokalistyki”. Nigdy w historii nie zdarzyło się, aby tylu znakomitych polskich śpiewaczek i śpiewaków odnosiło sukcesy na całym świecie. Występujecie w najsłynniejszych salach, jesteście gorąco oklaskiwani i zapraszani ponownie.

I. H. : Mamy chlubne przykłady z historii, ale były to najczęściej pojedyncze „złote głosy”, od kilku lat jest prawdziwy „wysyp” na światowych - tych największych scenach wspaniałych polskich śpiewaków na czele z Olą Kurzak, Piotrem Beczałą, Tomaszem Koniecznym, Rafałem Siwkiem, Arturem Rucińskim – wiele sławnych nazwisk można by było jeszcze wymienić. Trzeba być dumnym i cieszyć się z tego, że mamy tylu wspaniałych śpiewaków występujących na całym świecie. Należy podkreślić, że zawsze mieliśmy znakomitych śpiewaków, ale niestety granice były dla nich zamknięte i tylko z tego powodu nie mogli śpiewać w najznamienitszych teatrach operowych na świecie. Cieszmy się z tego, że teraz te nasze piękne głosy są pokazywane od Metropolitan po La Scalę.

Z. S. : Mam nadzieję, że wyjedzie Pani z Rzeszowa z miłymi wspomnieniami i niedługo chętnie przyjmie Pani zaproszenie na Podkarpacie.

I. H. : Oczywiście – do Łańcuta, Sanoka, czy Rzeszowa powrócę z największą przyjemnością.

Z wybitną polską śpiewaczką panią Iwoną Hossą rozmawiała Zofia Stopińska 28.04.2017r.

Laureaci I Ogólnopolskiego Konkursu Muzyki Polskiej w Jarosławiu

27 i 28 kwietnia 2017 roku w Jarosławiu odbył się I Ogólnopolski Konkurs Muzyki Polskiej. Organizatorami konkursu byli : Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia w Jarosławiu, Szkoła Muzyczna II stopnia Towarzystwa Muzycznego w Jarosławiu, oraz Towarzystwo Muzyczne w Jarosławiu.

Gratulujemy wszystkim uczestnikom, a w szczególności tym, którzy otrzymali nagrody i wyróżnienia. Wymieniamy laureatów I miejsc w poszczególnych grupach: Grupa I - Weronika Wróbel PSM I st. Łańcut ; Grupa II - Wiktor Komorowski PSM I st. im. T. Szeligowskiego Szczecin ; Grupa III - Miriam Wójciak PSM I i II st. Nowy Targ ; Grupa IV - Paweł Czechowski OSM Przemyśl ; Grupa V - Chór PSM i st. Jarosław ; Grupa VI - Kwartet "Le Quattro Stagioni" OSM Przemyśl.

Listę wszystkich laureatów znaleźć można na stronie internetowej Państwowej Szkoły Muzycznej I st. im. F. Chopina W Jarosławiu.

Muzyczny Festiwal w Łańcucie - 56 lat tradycji

Informacja prasowa

Stań się częścią Festiwalu z 56-letnią tradycją
Ostatnie bilety na Muzyczny Festiwal w Łańcucie

Okazały Zamek w środku urokliwego parku. Subtelne dźwięki muzyki, niosące ogromne emocje. Wielcy artyści, zachwycający kunsztem swoich umiejętności.  I wzruszeni melomani, rozkochani w panującej aurze. Weź udział w Muzycznym Festiwalu w Łańcucie i zachowaj wspomnienia na zawsze.

Już od 1961 roku Łańcut jest miejscem spotkań melomanów. To miejsce doskonale wpasowuje się w klimat klasycznych brzmień, jakie co roku oferuje Filharmonia Podkarpacka, organizator wydarzenia. Osoby, które chcą na własnej skórze poczuć moc muzycznych doznań, mają ku temu ostatnią okazję. Pula dostępnych biletów na 56. edycję Muzycznego Festiwalu w Łańcucie nieustannie maleje, dlatego warto już dziś zarezerwować ostatnie wolne miejsca.

W sprzedaży pozostały jeszcze bilety na oba koncerty plenerowe. Inauguracja to ukłon w stronę muzyki operowej i operetkowej. Koncert zatytułowany „Gala Gwiazd” już 20 maja przed Zamkiem. Natomiast drugi koncert plenerowy należeć będzie do Ive Mendes, divy muzyki jazzowej. Artystka zaprezentuje swoje wyjątkowe umiejętności dzień później, także w tajemniczej aurze magnackiej rezydencji Lubomirskich i Potockich. Miłośnicy fortepianu nie mogą z kolei opuścić występu Gabrieli Montero, która oprócz klasycznych kompozycji zaprezentuje swoje mistrzowskie improwizacje. Pianistka wystąpi 26 maja w Filharmonii Podkarpackiej.

Sprzedaż biletów na koncerty w ramach 56. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie prowadzona jest w kasie Filharmonii Podkarpackiej, Miejskim Domu Kultury w Łańcucie (tylko koncerty plenerowe) oraz poprzez stronę internetową www.festiwallancut.pl

Górecki i Mozart - dyryguje Mirosław Jacek Błaszczyk

Zofia Stopińska : Pan dyrektor Mirosław Jacek Błaszczyk pracuje z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej i Chórem Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego nad przygotowaniem II Symfonii „Kopernikowskiej” op. 31Henryka Mikołaja Góreckiego i Symfonii „Jowiszowej” C-dur KV 551 – Wolfganga Amadeusa Mozarta.

Mirosław Jacek Błaszczyk : Bardzo się ucieszyłem, kiedy pani dyrektor Marta Wierzbieniec zaproponowała mi poprowadzenie w Rzeszowie Symfonii „Kopernikowskiej”. Z tym utworem mam wiele wspomnień. Na 60. Urodziny Henryka Mikołaja Góreckiego, wykonywaliśmy „Kopernikowską” z Orkiestrą Akademicką i po koncercie kompozytor zwierzył mi się, że jest to najważniejsza dla niego symfonia i jest z niej najbardziej zadowolony ( pomimo, że zawsze bardzo krytycznie podchodził do własnej twórczości i długo się zastanawiał, przed wydaniem każdego utworu). Kiedy w 1972 roku otrzymał zamówienie  od nowojorskiej Fundacji  Kościuszkowskiej na skomponowanie dzieła dla uczczenia 500. rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika, długo się zastanawiał nad tekstami, które zawarł, mówiącymi o tym co najważniejsze dla człowieka – jak powstał świat i jak się w nim odnaleźć oraz jaka jest rola Stwórcy w tym wszystkim. Powstało monumentalne dzieło na wielką orkiestrę, dwóch solistów i chór, który śpiewa bardzo mało, bo tylko na końcu pierwszej części i na zakończenie drugiej części Chorał. Teksty są w języku łacińskim i pochodzą z Księgi Psalmów oraz w zakończeniu są to słowa  samego Kopernika. W języku polskim słowa te brzmią następująco: „Bóg, który stworzył niebo i ziemię. Który uczynił wielką światłość…” – to tekst pierwszy i drugi – na zakończenie - „Cóż może być piękniejszego niż niebo, które oczywiście zawiera wszystko, co piękne”. W pierwszej części kompozytor pokazuje poprzez muzykę i swoją wyobraźnię, jak powstawał wszechświat. Panował chaos, ale po pewnym czasie zapanowały jakość i porządek. A drugi tekst mówi o tym, jak człowiek ma się odnaleźć w tym świecie.                                                                                                                                                                                                                                           Na  początku bieżącego sezonu nagraliśmy to dzieło z Orkiestrą i Chórem Filharmonii Śląskiej i już jest wydana płyta. Na naszą prośbę, przepięknym wstępem opatrzył to wydawnictwo prof. Michał Heller, który przyjaźnił się z mistrzem Henrykiem Mikołajem Góreckim - obydwaj panowie darzyli się wielką sympatią i szacunkiem. Mam nadzieję, że melomani rzeszowscy wysłuchają z zainteresowaniem tego wstępu, bo jest to idealne wprowadzenie w muzykę, która niesie nieprawdopodobne emocje i ekspresję w pierwszej części, oraz zadumę w części drugiej.

Z. S. : Do nagrania płyty zaprosił Pan wspaniałych śpiewaków - sopranistkę Joannę Woś i barytona Mariusza Godlewskiego, a w piątek w Filharmonii Podkarpackiej wystąpią równie znakomici artyści – Iwona Hossa – sopran i Adam Kruszewski – tenor.

M. J. B. : Wszyscy wymienieni artyści są wyśmienitymi śpiewakami. Symfonia „Kopernikowska” – Henryka Mikołaja Góreckiego jest także wspaniałym dziełem, ale trzeba do niego przekonać osoby decydujące o programach koncertów symfonicznych. Kłaniam się nisko z wyrazami szacunku pani prof. Marcie Wierzbieniec, która sama zaproponowała tę symfonię, nie wiedząc nawet, że ja mam tak osobisty stosunek do tego dzieła i mistrza Góreckiego. Miałem szczęście m.in. dyrygować prawykonaniem IV Symfonii tego twórcy, znam jego utwory i ta estetyka kompozytorska jest mi bardzo bliska.

Z. S. : Wiem, że dobrze się panowie znali.

M. J. B. : Mogę powiedzieć, że bliskie kontakty łączą mnie z całą rodziną – z córką Anią Górecką i synem Mikołajem, ale przede wszystkim najbardziej cenię sobie kontakty w mistrzem Henrykiem Mikołajem Góreckim. Nie były to częste spotkania, ale rozmowy z prof. Góreckim były dla mnie niezwykle rozwijające nie tylko muzycznie, ale także intelektualnie. Profesor otworzył mi wiele horyzontów, bo Henryk Mikołaj Górecki nigdy nie skupiał się tylko na samych dźwiękach. Dźwięk był wartością poprzez którą chciał powiedzieć coś ważnego światu. Ważne przesłania są we wszystkich utworach  - także w III Symfonii, IV, Symfonii, w koncercie fortepianowym, utworach solowych i innych – zawsze chciał przekazać jakąś głęboką myśl.

Z. S. : Dobrym dopełnieniem piątkowego koncertu będzie Symfonia „Jowiszowa” Mozarta.

M. J. B. : To pierwszy utwór, o którym pomyślałem. Z tym, że nie jest dla mnie ważne, czy Mikołaj Kopernik zajmował się wszechświatem i planetami. Symfonia „Jowiszowa” jest dziełem praktycznie skończonym i doskonałym pod każdym względem: warsztatu kompozytorskiego, faktury, budowy, wykorzystania kontrapunktów. Z ponad czterdziestu symfonii Mozarta – ta ostatnia jest ukoronowaniem całej jego działalności kompozytorskiej. To jest utwór, który nie tylko cieszy, ale także powoduje refleksję.

Z. S. : Takie utwory można wykonywać wyłącznie z dobrymi orkiestrami.

M. J. B. : Filharmonia Podkarpacka jest jednym z najprężniej działających ośrodków muzycznych w Polsce, a Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej niezmiennie trzyma wysoki poziom. Wiadomo, że widzę potrzebę zwiększenia orkiestry, przede wszystkim w kwintecie smyczkowym, a szczególnie obsadzie pierwszych i drugich skrzypiec, ale muzycy którzy grają są naprawdę świetnymi fachowcami. Bardzo dobrze współpracuje nam się na próbach i jestem pewien, że koncert będzie również bardzo dobry.

Z. S. : Przed rozmową z Panem, zaglądałam na stronę internetową Filharmonii Śląskiej, którą Pan kieruje i należy podkreślić, że organizujecie dużo koncertów.

M. J. B. : Faktycznie. Skorzystaliśmy ze środków unijnych i rozbudowaliśmy naszą siedzibę. Powstała nowa sala kameralna, postawiliśmy bardzo dobre organy i w związku z tym mamy dla miłośników muzyki nowe oferty programowe. Mamy trzy potężne zespoły: ponad 100-osobową orkiestrę symfoniczną, orkiestrę kameralną, którą świetnie prowadzi Robert Kabara  i mamy 60-osobowy chór. To także wpływa na bogatą ofertę koncertową, ale musimy bardzo dbać o wysoki poziom, bo Śląsk jest kolebką muzyczną. Oprócz Akademii Muzycznej, która także prowadzi działalność koncertową, jest Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, która w nowej siedzibie daje o wiele więcej koncertów symfonicznych i kameralnych. Dla naszej instytucji jest to wyzwanie, aby pod każdym względem dorównywać NOSPR-owi.

Z. S. : Pomimo wielkiej konkurencji, wasze sale są wypełnione publicznością.

M. J. B. : Nasze propozycje cieszą się uznaniem melomanów. Oby było tak dalej.

Z. S. : Pewnie nie jest łatwo łączyć wszystkie nurty Pana działalności – dyrygowanie, kierowanie Filharmonia Śląską i zajmowanie się stroną artystyczną Sinfonii Iuventus.

M. J. B. : Od niedawna pomagam artystycznie pani dyrektor Annie Kościelnej w prowadzeniu tej orkiestry. Jestem bardzo zadowolony, bo Sinfonia Iuventus to znakomity zespół, do którego trafiają najlepsi absolwenci akademii muzycznych przede wszystkim polskich, ale nie tylko. Dyrygują tą orkiestrą wielcy mistrzowie batuty – począwszy od Michała Jurowskiego, który w sobotę będzie dyrygował koncertem w Krakowie, a Sinfonia Iuventus wykona m.in. „Also sprach Zarathustra” Richarda Straussa, poprzez takich dyrygentów jak : Jacek Kasprzyk, Gabriel Chmura, czy Krzysztof Penderecki, który co roku nagrywa swoje utwory i planuje wszystkie swoje utwory orkiestrowe nagrać z Sinfonią Iuventus. Ta orkiestra powstała z inicjatywy maestro Jerzego Semkowa, aby dać najzdolniejszym absolwentom akademii muzycznych możliwość pracy z najlepszymi dyrygentami i  aby członkowie orkiestry mogli do 30. roku życia rozwijać swoje umiejętności i doświadczenia. To jest niezwykle ważne, bo po takiej praktyce, są już w pełni przygotowani do tego zawodu i przystępując do egzaminów do zawodowych orkiestr, mają dużą przewagę nad innymi młodymi muzykami.

Z. S. : Znajduje Pan czas na pasje nie związane z muzyką?

M. J. B. : Staram się bardzo, aby często sięgać po książkę, interesują mnie filmy, sport i to czynny, bo przecież nie można żyć samą pracą. Mam nadzieję, że podczas majowego weekendu będę chodził po górach i trochę się „zresetuję”, jak to się popularnie mówi. Wszystkie zespoły Filharmonii Śląskiej są bardzo zdyscyplinowane i pracują dobrze, dlatego mogę wyjeżdżać i dyrygować innymi orkiestrami, a czasem kilka dni odpocząć.

Z. S. : Wszystko jednak musi być wcześniej zaplanowane. Często się zdarza, że obecność dyrektora jest niezbędna.

M. J. B. : Filharmonia Śląska jest także organizatorem różnych cyklicznych imprez, które muszę przygotować i być podczas ich realizacji.  Już przygotowujemy, zaplanowany na listopad X Międzynarodowy Konkurs Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga. Napływają zgłoszenia, liczymy, że nadejdzie ich około 300. Będziemy musieli wybrać z tego 50. Nie będzie to łatwe zadanie, bo wszystkie nagrania DVD trzeba będzie dokładnie przejrzeć i wybrać te najlepsze. Sądzę jednak, że przy tym doświadczeniu, które nabyłem, bo to już będzie piąty konkurs dyrygencki, który mam przyjemność organizować, wszystko przebiegnie sprawnie. Jesteśmy doświadczonymi organizatorami i na szczęście mamy już zabezpieczenie finansowe, bo to jest najważniejsze. Będą mieli Państwo możliwość śledzenia tego konkursu. Będziemy mogli zaprosić obserwatorów i gości, którzy będą pomagać laureatom w „robieniu” fantastycznej kariery. Zwycięzcy ostatnich edycji naszego konkursu dyrygują już w najlepszych salach w Europie, a najlepszym przykładem jest Australijczyk Daniel Smith – zwycięzca dziewiątej edycji. To świadczy o wysokim poziomie i popularności tego konkursu.

Z. S. : Wspomniał Pan o finansach i chyba trzeba podkreślić, że trzeba ich zgromadzić dużo, bowiem przez cały czas trwania konkursu, a także na próbach, potrzebna jest orkiestra.

M. J. B. : To jest nieprawdopodobny wysiłek orkiestry, bo podczas trwania konkursu, przez 6 dni, praktycznie 8 godzin muzycy są na estradzie i muszą grać, nie tak jak na próbie, tylko jak na koncercie. Każdemu muszą wręcz „podawać rękę muzyczną” i nie zawsze ta symbioza jest idealna. Jedni przychodzą z roszczeniami, inni nie bardzo wiedzą jak poprowadzić próbę, a muzycy muszą grać jakby to był ich faworyt. Do każdego uczestnika podchodzą z wielką sympatią, bo orkiestra musi podczas konkursu pomagać i często niekoniecznie realizować to co dyrygent pokaże, bo gdyby reagowali tylko na gesty, to konkurs byłby o wiele ciekawszy a orkiestra czasami grałaby różnie. Życzliwość orkiestry jest niebywała a to wymaga większej koncentracji. To bardzo trudna dla muzyków praca, ale mam nadzieję, że honoraria będą zadowalające.

Z. S. : Zapraszamy Państwa na piątkowy koncert do Filharmonii Podkarpackiej.

M. J. B. : Zapraszam serdecznie. Dodam tylko, że w Katowicach II Symfonia „Kopernikowska” – Henryka Mikołaja Góreckiego zaplanowana jest na otwarcie X Międzynarodowego Konkursu Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga i wówczas także będziemy promować płytę z tym utworem. W Rzeszowie zabrzmi to dzieło kilka miesięcy wcześniej niż w Katowicach.

Z prof. Mirosławem Jackiem Błaszczykiem rozmawiała Zofia Stopińska 26 kwietnia 2017r.

Pod batutą Mirosława Jacka Błaszczyka

Dwie wspaniałe symfonie ; II Symfonia "Kopernikowska" op. 31 - Henryka Mikołaja Góreckiego i Symfonia "Jowiszowa" - Wolfganga Amadeusza Mozarta, wypełnią program koncertu, który rozpocznie się 28 kwietnia (piątek) o godz. 19:00  w Filharmonii Podkarpackiej.

Wykonawcami będą: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej ; Chór Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego ; Mirosław Jacek Błaszczyk - dyrygent, Iwona Hossa - sopran, Adam Kruszewski - baryton,  Bożena Stasiowska-Chrobak - przygotowanie chóru

Ive Mendes gwiazdą Muzycznego Festiwalu w Łańcucie

„Każda z moich piosenek opowiada o jednym momencie, jednej historii, jednej fazie mojego życia. Jestem marzycielką, a śpiewam, ponieważ chcę przyczynić się do stworzenia lepszego świata na mój własny sposób.”
Ive Mendes

Brazylijskie korzenie, subtelne dźwięki i latynoska zmysłowość : Ive Mendes.

W żyłach urodzonej w brazylijskim Ceres wokalistki płynie krew francuskich, hiszpańskich, portugalskich i indiańskich przodków, co znajduje odzwierciedlenie w jej twórczości. Przyrównywana czasem do Sade artystka posiada własny styl oraz osobowość, którą fascynuje każdego, kogo spotka.
Muzyka Ive Mendes urzeka słuchaczy intymną atmosferą upalnego wieczoru wypełnionego nastrojem bossa novy, samby, jazzu, soulu, popu i chilloutu oraz zmysłowym głosem artystki. Inspiracją jest dla niej jej ojczysty kraj Brazylia oraz życie. Śpiewa o namiętności, magii i intensywności związku z mężczyzną, którego kocha lub którego chciałaby pokochać.
Muzyka zawsze grała ważną rolę w życiu Ive. W rodzinnych stronach śpiewała w kościele, uczyła się gry na pianinie, studiowała muzykę na Uniwersytecie w Goianii, a także sama nauczała. Jednak po pewnym czasie postanowiła skoncentrować się na swojej muzycznej karierze. Występowała w lokalnych kafejkach i szybko zdobyła grupę wiernych fanów. Pierwsza z jej piosenek „Casticais” została okrzyknięta przez brazylijska prasę rewelacją.
Talent Ive został szybko dostrzeżony, a jej kariera zaczęła się błyskawicznie rozwijać. W 1999 roku przeniosła się do Londynu, który zachwycił ją i nadal inspiruje swoją kosmopolityczną atmosferą. Tam też rozpoczęła współpracę z producentem Robinem Millarem, którego nazwisko kojarzone jest miedzy innymi z takimi artystami jak Sade. Robin zachwycił się głosem Ive, która zaśpiewała dla niego… zostawiając wiadomość na jego automatycznej sekretarce. Z jego udziałem doszło do wydania debiutanckiego albumu zatytułowanego po prostu „Ive Mendes”, który okazał się wielkim sukcesem i przyniósł artystce międzynarodową sławę i uznanie.
Dziś subtelne, południowe rytmy i ciepły głos Ive Mendes są doskonale znane mieszkańcom wielu krajów.
Ive Mendes to brazylijska piękność, która oczarowuje publiczność zmysłowym głosem i wspaniałą muzyką.
Światło świec, latynoskie rytmy oraz bose stopy artystki tworzą niepowtarzalny klimat i tło dla głosu Ive, okrzykniętej przez krytyków „brazylijską Sade”. Ive ujmuje słuchaczy nie tylko swym śpiewem, ale także osobowością. Potrafi nawiązać z publicznością intymny kontakt i dotrzeć do serca każdego z nich. Koncert Ive Mendes jest zawsze duchową ucztą.
Artystka podczas koncertów poza największymi przebojami z pierwszych dwóch albumów takimi jak If you leave me now, Natural High, Night Nights czy I don’t wanna talk about it prezentuje również utwory , które podane jako bossa novy nagrała na swojej najnowszej trzeciej już studyjnej płycie zatytułowanej Bossa Romantica wydanej przez Sony Music w listopadzie 2016 roku.
Album Bossa Romantica został nagrany przez Kevina Armstronga znanego ze współpracy m.in. z Davidem Bowie i Iggy Popem. Jednego z singli z tej płyty piosenkę „You make me feel brand new” zmiksował w swoim studio w Atlancie legendarny kilkakrotnie nagradzany Grammy Miles Walker.

Ive Mendes - gwiazda brazylijskich rytmów wystąpi z Zespołem Instrumentalistów brytyjskich i Kwintetem smyczkowym Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej - 21 maja 2017 r godz.19;00 na plenerowej scenie przed Zamkiem w Łańcucie.

Paweł Skałuba solistą "Gali gwiazd"

Wśród solistów, którzy wystąpią podczas "Gali gwiazd" inaugurującej 20 maja 56. Muzyczny Festiwal w Łańcucie, znajdzie się wybitny polski tenor Paweł Skałuba. Ten pochodzący z Podkarpacia artysta od początku swej kariery zachwyca publiczność pięknym głosem tenorowym i talentem aktorskim.

Ukończył z wyróżnieniem Akademię Muzyczną w Gdańsku w klasie Piotra Kusiewicza. Debiutował w 1996 jako Ernesto w Don Pasquale na scenie Opery Bałtyckiej. W 1993 roku, jako jedyny Polak i najmłodszy uczestnik, został finalistą I Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Placido Dominga w Paryżu. W 1997 roku, z okazji obchodów 1000-lecia Miasta Gdańska, miał zaszczyt wystąpić w Watykanie w Bazylice Świętego Piotra, biorąc udział w koncercie pod dyrekcją Jerzego Katlewicza w obecności Papieża Jana Pawła II.
Wiele koncertuje i nagrywa. Za dotychczasowe osiągnięcia otrzymał nagrodę Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki. Był stypendystą firmy Yamaha. W roku 2000 był nominowany do prestiżowej nagrody polskiego przemysłu fonograficznego Fryderyk za płytę z nagraniami kanonów Stanisława Moniuszki. Jest lureatem X edycji Teatralnej Nagrody Muzycznej im. Jana Kepury – Najlepszy Śpiewak. Posiada także statułetkę Osobowość Roku 2015. Został zdobywcą I nagrody IV Międzynarodowego Turnieju Tenorów w Szczecinie. Koncertuje także w Kanadzie (Mississauga Living Arts Center) i USA (Chicago Symphony Center).
Współpracuje z teatrami i filharmoniami w Polsce i za granicą. Występuje jako: Alfred w Traviacie, Stefan w Strasznym dworze, Pinkerton w Madame Butterfly, Cavaradossi w Tosce, Edwin w Księżniczce czardasza, Eisemstein w Zemście nietoperza, Pollione w Normie, Książę w Rigoletto, Sandor Barinkay w Baronie cygańskim, Don Ottavio w Don Giovanim, Leński w Eugeniuszu Onieginie, Jontek w Halce, Narraboth w Salome, Pierre w Madame Curie (spektakl zarejestrowany i wydany na nośniku DVD przez firmę DUX), Don José w Carmen, Wacław w Marii.
W roku 2006 wziął udział w światowej prapremierze mega produkcji pt. Ça Ira, autorstwa Rogera Watersa (Pink Floyd). W tym samym roku ukazała się solowa płyta artysty pt. Polish songs entuzjastycznie przyjęta przez krytykę oraz słuchaczy, czego dowodem stała się nominacja do nagrody Fryderyk za rok 2006. Dokonał również wielu nagrań dla Polskiego Radia i Telewizji. W 2010 roku otrzymał Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".

Antonin Dvorak - Rusałka

Tym razem polecamy Państwa uwadze nagranie najsłynniejszej czeskiej opery na płycie DVD.

Rusałka to także najpiękniejsze czeskie dzieło operowe; nadzwyczaj nastrojowe, z niebanalnym baśniowym librettem. Charakteryzuje ją subtelność środków muzycznego wyrazu (zwłaszcza mistrzowska interpretacja), doskonałość konstrukcji formalnej oraz szlachetność i oryginalność inwencji melodycznej.

Zafascynowanym pięknem opery Antonina Dvoraka artystom Opera Nova w Bydgoszczy udała się nie lada sztuka - umowne wkomponowanie na wskroś klasycznego przedstawienia operowego w rewitalizowaną przestrzeń centrum współczesnego miasta, z jego trudną historią, rozciągniętą - co w sugeruje replika Staromiejskiego Mostu Teatralnego - między dwoma niechętnymi sobie światami, niczym baśniowa miłość tytułowej nimfy i księcia.

Antonin Dvorak

"Rusałaka". Baśń liryczna w trzech aktach op.114, libretto Jaroslav Kvapil

Wykonawcy: Chór, Balet i Orkiestra Opery Nova w Bydgoszczy ; Darina Gabicz - mezzosopran ; Dorota Sobczak - mezzosopran ; Ewa Banasiak - sopran ; Jacek Greszta - bas ; Katarzyna Nowak - Stańczyk - sopran ; Krystyna Nowak - sopran ; Lidia Golińska - alt ; Maciej Figas - dyrygent ; Magdalena Polkowska - sopran ; Mariola Winkler - Kołtyś - sopran ; Marta Ustyniak - sopran ; Pavlo Tolstoy - tenor ; Tadeusz Szlenkier - tenor, Victoria Vatutina - sopran.

DUX, DUX 8178, 2016 ; Reżyser nagrania: Małgorzata Polańska, Lech Tołwiński, Marcin Guz, Michał Szostakowski

Subskrybuj to źródło RSS