Muzyka jest ciągle moim życiem - mówi Piotr Sałajczyk
ad. dr Piotr Sałajczyk i prof. Maria Szwajgier Kułakowska podczas sesji nagraniowej w Lusławicach fot. Karolina Kacperek

Muzyka jest ciągle moim życiem - mówi Piotr Sałajczyk

    Zofia Stopińska: Z Panem Piotrem Sałajczykiem spotykamy się w Zespole Szkół Muzycznych nr 2 w Rzeszowie przed ostatnimi zajęciami w ramach dwudniowego seminarium dla młodych ludzi, którzy marzą o tym, żeby zostać pianistami. Jak ocenia Pan umiejętności uczestników seminarium?

     Piotr Sałajczyk: Faktycznie, od wczoraj goszczę w Rzeszowie. Jest mi bardzo miło, ponieważ po raz pierwszy jestem w Zespole Szkół nr 2 i muszę powiedzieć, że wizyta tutaj jest dla mnie wielką przyjemnością. Spotykam ciekawe osobowości zarówno jeśli chodzi o uczniów szkół muzycznych II stopnia, jak i wśród uczniów szkół I stopnia. Umiejętności małych dzieci napełniają mnie radością, czuję również wielką odpowiedzialność wobec tych najmłodszych adeptów sztuki pianistycznej, którzy z taką wielką wrażliwością i biegłością potrafią wykonywać bardzo dojrzale utwory, już niedziecięce. Jestem pod dużym wrażeniem i dobre emocje towarzyszą mi od wczoraj, pomimo, że pracy jest dużo, bo zajęcia prowadzę właściwie od rana do wieczora.

    Podczas jednego spotkania pewnie nie można zrobić wiele, ale dla młodych ludzi takie spotkanie jest bardzo ważne i jeśli nawet nie zdążą od razu perfekcyjnie zrealizować wskazówek, to na pewno je zapamiętają.

    Pytanie też, czy będzie im z tymi wskazówkami po drodze. Z pewnej perspektywy rola kogoś odwiedzającego jest wdzięczna, można użyć własnego systemu metodycznego, własnych sposobów myślenia i w ten sposób trafić do wyobraźni drugiego człowieka. Innym zagadnieniem jest codzienna praca ze swoim nauczycielem i rozwiązywanie problemów, których faktycznie w ciągu godziny rozwiązać się nie da i nawet nie powinno się, bo trzeba je przemyśleć, przeżyć oraz samemu wypracować sposoby radzenia sobie z nimi.

    Często Pan takie kursy prowadzi?

    Muszę powiedzieć, że zdarza mi się to coraz częściej. Zacząłem w zeszłym roku, jako młody pedagog szczebla akademickiego, ale zaskakująco szybko stworzyła się grupa szkół, ośrodków nauczania, które mnie zapraszają. Najwięcej zaproszeń otrzymuję ze szkół położonych na wschód od Katowic – miejscu, gdzie pracuję na co dzień. Jest to m.in. Bochnia, Rzeszów, Dębica, będę chyba niedługo w szkole w Mielcu. To jest dla mnie bardzo wdzięczny kierunek i cieszę się zawsze, że mogę być w tych stronach.

    Mam nadzieję, że z powodzeniem dla własnego zdrowia i życia prywatnego łączy Pan trzy nurty działalności, bo występuje Pan często jako solista, znamy Pana jako kameralistę, a do tego doszła jeszcze pedagogika, która zajmuje coraz więcej czasu. Chyba coraz mniej jest czasu na odpoczynek.

    Właściwie nie mam wolnego czasu, bo jeszcze do tego trzeba dodać obowiązki związane ze wzrastająca i powiększającą się rodziną, natomiast jeśli chodzi o łączenie takich specjalności muzycznych, jak pedagogika i działalność koncertowa, to muszę powiedzieć, że jest to sztuka i trzeba podkreślić, że przeistoczenie się z kogoś, kto występuje na scenie w pedagoga - zajmuje mi trochę czasu. Nie potrafię zdjąć fraka i ubrać marynarki, aby od razu stać się panem adiunktem, bo to są absolutnie dwie różne perspektywy, które rządzą się swoimi prawami. Potrzebny jest też czas na skupienie się przed koncertem tylko na tej jednej rzeczy, czyli na występie. Chyba za każdym razem trzeba siebie na nowo wykreować i to bywa trudne, tego nie można zrobić w ciągu kilkunastu minut.

    Wiem, że występując solo stara się Pan promować polską muzykę i chyba najczęściej są to kompozycje z XX i XXI wieku.

    Można powiedzieć, że do niedawna zajmowanie się muzyką nową i najnowszą, czy klasyką XX wieku, było moją specjalnością. Ale moje zainteresowania cofają się coraz dalej w przeszłość, bo moją wielką miłością jest twórczość Karola Szymanowskiego (na ten temat pisałem doktorat). Ostatnio bardzo skupiałem się również na osobie Juliusza Zarębskiego – XIX-wiecznego kompozytora z Żytomierza, o którym zapewne będziemy rozmawiać za chwilę. Natomiast działalność związana z wykonawstwem muzyki 20-wiecznej łączy się ze środowiskiem, w którym (chociaż nie jestem ze Śląska) wzrastałem i się uczyłem czyli ze śląskim środowiskiem muzycznym i kompozytorskim. Śląsk, twórcy muzyki i muzycy w najszerszym tego słowa znaczeniu to ogromne tradycje, jeśli chodzi o wiek XX. Wymienię przede wszystkim Henryka Mikołaja Góreckiego, Wojciecha Kilara, kompozytorów czynnych ciągle - „pokolenie 51”: prof. Knapik, Lasoń, Krzanowski, czy najmłodsze – tu chciałbym podkreślić moją współpracę z Aleksandrem Nowakiem – ich muzyka otacza mnie od czasów liceum. Ta muzyka jest ciągle moim życiem.

    Wielu tworzących współcześnie kompozytorów ma do Pana wielkie zaufanie, bo jest Pan często proszony o pierwsze wykonanie ich utworów.

    Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu, że trafiam w tę strunę (dosłownie i w przenośni),
o którą chodzi kompozytorowi.

    Przed prawykonaniem pewnie wspólnie przeżywacie wielkie emocje. Kompozytorzy są obecni podczas pierwszego wykonanie swojego dzieła.

    Tak, dla mnie odkrywanie nowych dźwięków, nowego świata, jest zawsze wspaniałym przeżyciem. Jest w tym upajający rodzaj wolności. W przypadku dzieł twórców epok minionych takie przeżycia nie są już chyba możliwe. Tu, oprócz odkrycia prawdy partytury, wchodzi w grę pewnego rodzaju dialog z kreacjami innych wykonawców. Znaleziona przez nas własna interpretacja wynika także ze znajomości stylu tej muzyki i, często, jej historycznego kontekstu.

    Na Śląsku jest kilka orkiestr i mnóstwo zespołów kameralnych, stąd muzyka rozbrzmiewa tam chyba najczęściej.

    Z pewnością, ale trzeba jeszcze dodać znakomitą przestrzeń do wykonywania, słuchania i organizacji koncertów: budynek NOSPR, Akademia Muzyczna mają doskonałe warunki – to jest niezaprzeczalny atut tego miejsca na ziemi. Jest to ogromne skupisko osób związanych ze sztuką muzyczną. To jest ewenement na skalę kraju, pewnie nawet nie tylko.

    Wymienił Pan jedynie dwa miejsca tętniące muzyką, a przecież jest ich jeszcze kilka. Nie wspomniał Pan o swoich ulubionych zespołach – Kwartecie Śląskim i Orkiestrze AUKSO. Ze Śląskiem związany jest od lat Pan Piotr Pławner, z którym bardzo często razem występujecie.

    Także często współpracuję z Kwartetem Śląskim, szczególnie jeśli chodzi o wykonawstwo muzyki nowej. Dla mnie to wielki zaszczyt, że mogę występować z tak legendarną formacją muzyczną. Za nami sporo wspólnych prawykonań utworów, ale także koncertów z muzyką na nowo odkrytą - jak nagrany trzy lata temu Kwintet fortepianowy Szymona Laksa. W zeszłym roku ukazała się na rynku płyta z Kwintetem fortepianowym Mieczysława Wajnberga, wykonywaliśmy i nagrywaliśmy Kwintet i Kwartet fortepianowy Krzysztofa Meyera – z tymi utworami zrealizowaliśmy płytę dla firmy NAXOS. To są „kamienie milowe” w moim życiu artystycznym. Wspomniała Pani o Orkiestrze AUKSO – to są także moi przyjaciele i od wielu lat współpracuję z tym znakomitym zespołem. Wiele nauczyłem się c występując z tą orkiestrą i z maestro Markiem Mosiem, który był także moim wykładowcą na studiach i fascynował mnie swoją charyzmą. Cieszę się, że mogę występować z AUKSO również jako solista. Trzy tygodnie temu, w nowej, wspaniałej sali Mediateki w Tychach (której gospodarzem jest Orkiestra AUKSO), wykonywałem I Koncert fortepianowy Dymitra Szostakowicza. Z „korzenia” muzyka orkiestrowego, mogę „wykwitać” jako solista, co jest dla mnie podwójnym szczęściem.

    Od lat tworzycie duet z Panem Piotrem Pławnerem i wasze koncerty są gorąco przyjmowane przez publiczność, bo są wyjątkowe. Słychać i widać, że doskonale się rozumiecie i chyba nawet razem oddychacie na estradzie.

    Piotr jest absolutnie fantastyczny i mam ogromną przyjemność podczas każdego naszego występu. Chyba faktycznie tworzymy jeden organizm, jednak na temat alchemii pomiędzy nami trudno mi mówić, jeśli efekt jest słyszalny dla odbiorcy to bardzo mi miło.

    Wracając do nagrań – rozpoczął Pan od nagrań sonat Beethovena i Schuberta. Płyta z tymi utworami została bardzo wysoko oceniona. Myślałam wówczas, że muzyka klasyczna będzie przeważała w Pana repertuarze, bo jeśli za debiutancką płytę otrzymuje się dwa wyróżnienia: Maestro francuskiego magazynu „Pianiste” oraz Pizzicato Supersonic Award magazynu „Pizzicato” z Luksemburga , to musiała to być bardzo dobra płyta.

    To było spełnienie pewnego imperatywu. Z perspektywy czasu widzę, jak bardzo ryzykowne, zupełnie nieznany pianista nagrywający arcydzieła o transcendentnym przekazie, z którymi mierzyli i mierzą się najwięksi (choćby Krystian Zimerman na swej najnowszej płycie). Dziwne, że tak to wyszło. Chodzi mi o odbiór tej płyty. Chyba pierwszy raz wtedy grałem do mikrofonu, robiłem coś tak „poważnego”, równie dobrze to mogła być moja pierwsza i ostatnia przygoda z fonografią. Ciężko mi się o tym wypowiadać, może lepiej posłuchać...

    Płyta z polskimi kwintetami fortepianowymi, wydana przez CD Accord, otrzymała nominację do nagrody fonograficznej „Fryderyk”, to także duże wyróżnienie.

    Uważam, że to jest udana płyta, jeśli można tak nieskromnie powiedzieć. To był okres, kiedy pracowałem w kwintecie fortepianowym „Lasoń Ensemble” i z moimi przyjaciółmi z Akademii Muzycznej i tworzyliśmy naprawdę „zgraną paczkę”, także poza sceną, co pewnie rzutowało na nasze interpretacje. Jeszcze wracając do śląskiego środowiska kompozytorskiego, to właśnie na tej płycie, oprócz kwintetów Grażyny Bacewicz i Juliusza Zarębskiego, znalazła się „Muzyka Stalowowolska” Aleksandra Lasonia – jednego z kompozytorów „pokolenia stalowowolskiego”.

    Na spotkanie z Panem zabrałam czteropłytowy album, wydany przez firmę DUX, z nagraniami wszystkich dzieł fortepianowych Juliusza Zarębskiego. To pionierska praca będąca jednocześnie dokumentacją całego dorobku Zarębskiego w dziedzinie muzyki fortepianowej.

    Tak, na tych czterech płytach znalazły się wszystkie wydane kompozycje fortepianowe Juliusza Zarębskiego. Oprócz tego jest jeszcze kilka niewydanych – pozostających w rękopisach, które, mam nadzieję, będzie mi jeszcze dane nagrać i uzupełnić całe wydawnictwo o piątą płytę. Jest to wielkie wydarzenie w moim życiu i praca nad tym przedsięwzięciem zajęła mi dużo czasu, włożyłem w nie również dużo wysiłku, bo okazało się, że te utwory są bardzo wymagające i rozbudowane, mają zawiłą formę, i są skomponowane przez świetnego i zaawansowanego pianistę. To jest pełnokrwista pianistyka romantyczna, zbliżona z jednej strony do Chopina, z drugiej strony do Liszta, w której tkwi pierwiastek, w moim przekonaniu, muzyki francuskiej. Ta muzyka tyle lat czekała być może na wykonanie nawet, bo przecież nie wiadomo czy wszystkie utwory Zarębski prezentował na estradzie. Z pewnością niektóre kompozycje mają swoją fonograficzną premierę i to jest niesamowita historia.

    Na jednej płycie są utwory na cztery ręce i do utrwalenia ich zaprosił Pan wspaniałą, bardzo doświadczona i utytułowaną pianistkę Panią Marię Szwajgier-Kułakowską. Słuchając tych nagrań pomyślałam, że są niezwykłe i bardzo świeże.

    Świeże, to bardzo dobre określenie. Nasza współpraca z Marią była też czymś bardzo naturalnym, bo była to moja pani profesor na studiach, osoba od której bardzo wiele się nauczyłem i nie mogłem sobie odmówić przyjemności zaproszenia jej do nagrania. Na jednej płycie znalazły się wszystkie utwory na cztery ręce i chociaż brzmią nieco inaczej niż utwory na fortepian solo (miała to być użytkowa muzyka do salonu) to znajdowaliśmy w nich wiele charakteru i piękna.

    Płyta została nagrana niedaleko, bo w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach.

    Tak, mało gdzie jest tak komfortowo, jeśli chodzi o nagrania, jak w Lusławicach. Dookoła łąki i pola, w każdej chwili można spokojnie wyjść na spacer, ale przede wszystkim można skupić się na sztuce. Budynek, akustyka, instrumenty, życzliwi ludzie, to wszystko składa się na obraz miejsca idealnego dla przedsięwzięć muzycznych.

    Woli Pan grać dla publiczności czy w pustej sali do mikrofonów?

    Bardzo trudne pytanie. Pewnie nie będę oryginalny mówiąc, że jak gram dużo koncertów, to czasem marzę, aby pograć do mikrofonów, natomiast, jeśli siedzę przy mikrofonach od rana do wieczora, to marzę, żeby zagrać godzinny recital dla publiczności. Myślę, że te dwa rodzaje aktywności wymagają zróżnicowanego podejścia ale to chyba temat na dłuższą rozmowę.

    Polecamy uwadze Państwa album „Juliusz Zarębski – Complete Works in Opus Order”, wydany przez firmę DUX, bo jest on pod każdym względem wyjątkowy. Spogląda Pan wymownie na zegar i wiem już, że musimy kończyć rozmowę, bo dokładnie za pięć minut musi Pan rozpocząć zajęcia z uczniami podkarpackich szkół muzycznych, którzy pragną zostać pianistami. Mam nadzieję, że niedługo przyjedzie Pan na Podkarpacie, aby wystąpić z koncertem.

    Mam nadzieję, że jeszcze będę miał sposobność zawitania do Rzeszowa – wykonania koncertu lub poprowadzenia warsztatów w szkole. Darzę uczuciem te strony, ponieważ część mojej rodziny pochodzi z Leżajska. Bardzo dziękuję Pani bardzo za rozmowę.

Z ad. dr Piotrem Sałajczykiem znakomitym pianistą i kameralistą związanym z Akademią Muzyczną w Katowicach rozmawiała Zofia Stopińska w Zespole Szkół Muzycznych nr 2 im. Wojciecha Kilara w Rzeszowie 30 października 2017 roku.