Paweł Skałuba: Zawsze wracam do Rzeszowa z wielką radością
Paweł Skałuba - tenor fot. z arch. Filharmonii Podkarpackiej

Paweł Skałuba: Zawsze wracam do Rzeszowa z wielką radością

        11 kwietnia 2025r. w Filharmonii Podkarpackiej odbył się trzeci koncert w ramach 70. Jubileuszowego Sezonu Artystycznego, który zatytułowany został „Pamięci tych, którzy odeszli”.
        Wieczór wypełniła w całości muzyka Wolfganga Amadeusa Mozarta. W pierwszej części zabrzmiało jedno z ostatnich dzieł symfonicznych Mozarta - skomponowana w 1788 roku dramatyczna, utrzymana w ciemnych barwach Symfonia g-moll KV 550, którą wykonała Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Jerzego Swobody, świetnego dyrygenta i pedagoga urodzonego w Rzeszowie.
        W części drugiej usłyszeliśmy Requiem d-moll KV 626 - arcypiękne dzieło, owiane legendą opowiadającą o tajemniczym posłańcu, który zamówił u kompozytora mszę żałobną.
Mozart komponował swoje ostatnie dzieło już na łożu śmierci i jak sam przeczuwał nie ukończył go – pozostawił jedynie Introid, Kyrie oraz fragmenty części trzeciej. Po początkowych taktach Lacrimosy – rękopis urywa się… Na podstawie zachowanych szkiców, „zapisanych kartek” i ustnych uwag Mozarta pozostałe części mszy – Sanctus, Benedictus i Agnus Dei – dokomponował jego zaufany uczeń Franz Xaver Süssmayr.
         Wykonawcami utworu byli: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej, Chór Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego (złożony ze studentów i absolwentów) perfekcyjnie przygotowany przez Martę Wierzbieniec . W przygotowaniu ponad 150-osobowego Chóru uczestniczyła także Bożena Stasiowska. Partie solowe wykonali znakomici polscy śpiewacy: Iwona Socha - sopran, Monika Korybalska – mezzosopran, Paweł Skałuba – tenor i Tomasz Raff - bas. Wykonanie poprowadził Jerzy Swoboda. Całość zabrzmiała wspaniale. Znakomicie dobrane zostały przez dyrygenta proporcje pomiędzy solistami, chórem i orkiestrą.
Szczelnie wypełniająca Salę Koncertową publiczność była zachwycona i długo trwała owacja na stojąco. Wzruszająco zabrzmiały także wykonane na bis Lacrimosa i Hostias. Ten koncert pozostanie na długo w mojej pamięci.
        Do udziału w czterech koncertach jubileuszowych zaproszeni zostali artyści związani w Rzeszowem. W trzecim koncercie oklaskiwaliśmy urodzonego w naszym mieście dyrygenta Jerzego Swobodę oraz Pawła Skałubę, wybitnego tenora, który tutaj rozpoczynał muzyczną drogę.

11.04.2025 Requiem 1 soliści i Ork. FilhSoliści III Koncertu Jubileuszowego w Filharmonii Podkarpackiej: Iwona Socha - sopran, Monika Korybalska - mezzosopran, Paweł Skałuba - tenor, Tomasz Raff - bas, fot. Filharmonia Podkarpacka.

Bardzo się cieszę, że pan Paweł Skałuba będąc w Rzeszowie znalazł czas na rozmowę i mogę zaprosić Państwa na miłe spotkanie.
Zapraszając na koncert napisał Pan w Internecie „Powrót do Rzeszowa to dla mnie zawsze wielka radość”.

         Rzeszów jest dla mnie pierwszym miastem pod każdym względem. To środowisko mnie wychowało, stąd wyszedłem i zawsze cieszę się, gdy mogę tu wrócić. Ten koncert jest dla mnie szczególny, bo odbywa się w ramach 70-lecia Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej i poświęcony został drogim mi osobom, z którymi kiedyś obcowałem. To najlepsza okazja, żeby upamiętnić tych, którzy odeszli, a kiedyś nas wychowywali i byli dla nas wzorem – jak moja nieodżałowana Profesor Ania Budzińska, Profesor Klemens Gudel, moi kochani rodzice… Wspaniali wyjątkowi ludzie.
Zawsze towarzyszą mi szczególne emocje, kiedy występuję na estradzie Filharmonii Podkarpackiej, ponieważ kiedyś tutaj debiutowałem.
Podkreślę, że ja się tu uczyłem słuchać muzyki. Tutaj się wszystko zaczęło.

Oprócz Pana solistami będą świetni artyści, z którymi już Pan wielokrotnie występował: Iwona Socha – sopran, Monika Korybalska –mezzosopran i Tomasz Raff.

        Wielokrotnie występowaliśmy razem na scenach w Warszawie, Krakowie, Łodzi i w wielu innych miastach. Na przykład z Iwoną Sochą ostatnio w Krakowie miałem przyjemność występować w Madame Butterfly. Z Moniką Korybalską śpiewaliśmy Carmen, a z Tomkiem Raffem występowaliśmy w Strasznym dworze w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie.
Dobrze pamiętam jak przed laty, będąc młodziutkim śpiewakiem, jechałem z Gdańska do Katowic z „sercem na ramieniu – co to będzie, co to będzie”. Zaprosił mnie do wykonania partii solowych w oratorium maestro Jerzy Swoboda.

Często zaglądam na strony z informacjami o koncertach w polskich filharmoniach i teatrach operowych. Zauważyłam, że jest Pan jednym z najczęściej podróżujących śpiewaków. Gdyby nie to, że występuje Pan w innych kostiumach i inna jest scenografia, to można byłoby sądzić, że spektakle na przykład opery Madame Butterfly czy Carmen odbywają się w tym samym teatrze operowym.

        Faktycznie zdarzyło mi się śpiewać w jednym dniu w Operze Wrocławskiej, a na drugi dzień w Operze Krakowskiej. Takie nastały czasy, takie mamy tempo życia - kto je wytrzyma, ten się utrzyma. Nie jest to łatwe. Kiedyś rozmawiałem z naszym wspaniałym barytonem Mariuszem Kwietniem, kiedy razem śpiewaliśmy w Eugeniuszu Onieginie. Spektakle zaplanowane zostały na piątek i sobotę, a w ostatniej chwili okazało się, że odbędą się w piątek i niedzielę.
Bardzo się ucieszyłem, że będę miał całą sobotę na odpoczynek, a Mariusz odpowiedział – jak miałbym tak często zmieniać miejsca występów, tracić czas na przejazdy, próby i spektakle, to bym już dawno nie śpiewał. Myślę, że to są indywidualne cechy nie tylko każdego śpiewaka, ale każdego człowieka. Na razie pcham ten wózek.

Ostatnio najczęściej można Pana usłyszeć we wspomnianych już operach Madame Butterfly, Carmen i w Traviacie.

        W najbliższym czasie zapraszam także na Toscę do Wrocławie, wspomnę także o Halce i Strasznym dworze. Te dwie polskie opery Moniuszki są dla mnie szczególne, bo to one kiedyś skradły moje serce i dzięki nim zostałem śpiewakiem.

11.04.2025 Requiem 2 Paweł SkałubaPaweł Skałuba - tenor, podczas wykonania "Requiem" W. A. Mozarta w Filharmonii Podkapackiej, fot. Filharmonia Podkarpacka

Czy jest Pan etatowo związany z którymś z teatrów operowych, czy jest Pan „wolnym strzelcem”?

         Od niedawna, bo od kilkunastu dni jestem „wolny, strzelcem”. Prowadzę natomiast klasę śpiewu w Akademii Sztuki w Szczecinie. Przyznam, że trudno przy takim natężeniu pracy na różnych scenach znaleźć czas na prowadzenie regularnych zajęć dydaktycznych.

Stosunkowo niedawno doszedł Pan do wniosku, że należy się dzielić doświadczeniem zdobytym w czasie studiów i później podczas występów na scenach operowych.

        Tak, ponieważ długo uważałem, że jeszcze sam nie umiem wszystkiego. Często miałem prośby o udzielanie różnych konsultacji i lekcji, ale odmawiałem bo miałem czas wypełniony koncertami w teatrach operowych. Dopiero po namowach już nieżyjącego Floriana Skulskiego, fenomenalnego barytona, zostałem asystentem w Jego klasie w Gdańsku. Długo jednak byłem pełen rezerwy do zawodu nauczyciela śpiewu, bo pamiętałem jak często powtarzała mi moja profesor Ania Budzińska – Pawle, nie każdy kto śpiewa nadaje się do uczenia i odwrotnie, nie każdy kto uczy nadaje się do śpiewania. Zgodnie z tą maksymą bardzo ostrożnie podchodziłem do zawodu nauczyciela śpiewu, bo miałem na uwadze to, że młody człowiek przychodzi pełen ufności, pełen nadziei i każdy chce zrobić karierę na miarę Marii Callas czy Luciano Pavarottiego. Traktuję pracę pedagogiczną nad wyraz poważnie, mam wielki szacunek i respekt do tego zawodu. Niedawno się odważyłem i okazało się, że mam coś do powiedzenia, że umiem to przekazać młodym ludziom.

Tym bardziej, że śpiewak oprócz pięknego, dobrze ustawionego głosu musi mieć także przygotowanie aktorskie, a nawet często trenować sport.

       Żyjemy w czasach obrazkowych. To już nie jest era śpiewaków czy dyrygentów teatrach operowych, ale era reżyserów, kiedy ważne jest to (moim zdaniem słusznie), jak te emocje są przekazywane. Dotyczy to nie tylko warstwy muzycznej i głosu, ale także musimy być aktorami i często nawet sportowcami. Tężyzna fizyczna i nasz wygląd też ma znaczenie, szczególnie dla młodych ludzi, którzy jednym kliknięciem mogą przenieść się na drugi kraniec globu i obejrzeć najwspanialsze produkcje. Musimy być na scenie atrakcyjni pod każdym względem. Czasy śpiewaków, kiedy trzeba było tylko stanąć na scenie i pięknie zaśpiewać już dawno minęły.

Głos jest jednak bardzo ważny. Jaka jest recepta, aby głos brzmiał przez długie lata pięknie i czysto.

       Podstawowa zasada, którą od początku stosuję – bardzo uważam dobierając repertuar. Odmówiłem wykonywania wielu partii i nadal odmawiam. Można śpiewać jakąś partię dwa lub trzy sezony i na tym zakończyć karierę śpiewaka. To, że dobrze ktoś zaśpiewa na scenie, jeszcze nie oznacza, iż powinien to robić. Wielu dyrygentów i dyrektorów było zszokowanych, kiedy odmówiłem śpiewania partii Cavaradossiego , Kalafa czy Otella.
Nie zawsze młodzi śpiewacy, będący na dorobku finansowym potrafią odmówić, bo to się wiąże z apanażami finansowymi – wejście w daną partię i później życie z tego. To jest pasja, ale też sposób na życie. Trudno odmówić, bo pojawia się strach, że ktoś się obrazi i nie zaprosi więcej. Trzeba jednak zaryzykować, bo ma się jeden głos i jedno zdrowie.

Od czasu do czasu pozwala Pan sobie na występy w Teatrze Studia Buffo. Jak to wpływa na Pana głos?

        Cudownie, ponieważ jest to inna planeta. Robię to dla higieny psychicznej i głosowej. Ale ja tam w zasadzie śpiewam swoje rzeczy z klasycznego repertuaru włoskiego. Te wieczory włoskie odbywają się od kilkunastu lat. Śpiewam w nich swoim głosem i nie próbuję być kimś innym niż jestem. Znamy się, kochamy, szanujemy z Januszem Józefowiczem i Januszem Stokłosą oraz z całym zespołem.

11.04.2025 Requiem 3 Socha Korybalska i SlałubaIwona Socha - sopran, Monika Korybalska - mezzosopran, Paweł Skałuba - tenor - III Koncert Jubileuszowy w Filharmonii Podkarpackiej, fot. Filharmonia Podkarpacka

Kiedyś przepięknie śpiewał Pan pieśni. Często sięgam po nagraną przez Pana i Waldemara Malickiego płytę z pieśniami Moniuszki, Chopina Karłowicza Szymanowskiego i Paderewskiego. Ostatnio nie natrafiłam na informację o recitalu pieśni w Pana wykonaniu.

        Dawno nie śpiewałem recitalu z pieśniami, ponieważ nikt mi nie zaproponował. Pamiętam, że będąc bardzo młodym człowiekiem byłem w znakomitej sali kameralnej Filharmonii Rzeszowskiej na recitalu mistrza Andrzeja Hiolskiego. To był cudowny wieczór. Teraz recitale zdarzają się bardzo rzadko. Uwielbiam śpiewać Karłowicza, Moniuszkę, Griega…
Teraz na różnych festiwalach są koncerty najczęściej wypełniona ariami i duetami. Bardzo dużo pracuję ze studentami nad repertuarem pieśniarskim.

Ma Pan w repertuarze sporo dzieł oratoryjnych.

       Kiedyś, jeszcze w trakcie studiów i w pierwszych latach po ich ukończeniu, jeździłem od filharmonii do filharmonii i śpiewałem w oratoriach. Mam na swoim koncie kilkadziesiąt koncertów oratoryjnych. Dzisiaj zdarza się to od czasu do czasu, jak jest specjalna okazja. W filharmoniach działały zawodowe chóry. Aktualnie oprócz Filharmonii Narodowej działają jeszcze chóry w filharmoniach w Krakowie, Katowicach i to chyba wszystko. Większość filharmonii w Polsce chórów nie posiada. Dzieło oratoryjne jest kosztowne – orkiestra, chór, soliści i dlatego przeważa repertuar symfoniczny.
Może kiedyś jeszcze kiedyś wrócą czasy na taką muzykę, na smakowanie muzyki, ale wiele musi się zmienić - przede wszystkim edukacja i postrzeganie muzyki.

Słyszałam, że w przyszłym sezonie będzie Pan nas mógł zapraszać do Teatru Wielkiego w Warszawie.

        Tak, wracam do Teatru Narodowego po ponad rocznej przerwie, bo wcześniej śpiewałem przez pięć sezonów. Teraz mój mistrz i mój przyjaciel Marek Weiss Grzesiński przygotowuje na deskach Opery Narodowej w Warszawie „Falstaffa” Verdiego. Nie jest to opera tenorowa i chociaż wystąpię w drugoplanowej partii (a ja drugoplanowych ról nie śpiewam), to się zgodziłem.

11.04.2025 Requiem 4 SoliściIwona Socha - sopran, Monika Korybalska - mezzosopran, Paweł Skałuba - tenor, Tomasz Raff - bas po wykonaniu "Requiem" W. A. Mozarta w Filharmonii Podkarpackiej, fot. Filharmonia Podlarpacka

Mieszka Pan na drugim krańcu Polski.

       Mój dom jest w Gdańsku, gdzie od lat mieszkam z rodziną. Dzieci już są dorosłe - córka niedawno została lekarzem weterynarii, a syn studiuje na Politechnice Gdańskiej. Nie poszli w ślady taty, ale cieszę się z tego bo robią coś na czym ja się nie znam.

W Rzeszowie dawno Pan nie śpiewał, ale mamy nadzieję, że nie będziemy musieli tak długo na Pana czekać i niedługo wystąpi Pan w naszym pięknym mieście ponownie.

         Być może pojawię się w Rzeszowie już w następnym sezonie. Zawsze tu wracam z wielką radością.

Bardzo dziekuję za spotkanie.

       Ja także bardzo dziękuję

 

Zofia Stopińska