Wywiad z Dominikiem Lasotą
Zofia Stopińska : Studiuje Pan na dwóch wydziałach.
Dominik Lasota : Studiuję na dwóch kierunkach. Pierwszym jest Kompozycja w klasie profesora Aleksandra Kościowa (Wydział I Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki) , drugim – Prowadzenie Zespołów Muzycznych w klasie dr hab. Dariusza Zimnickiego (Wydział V Dyrygentury Chóralnej, Edukacji Muzycznej, Muzyki Kościelnej, Rytmiki i Tańca).
Z. S. : Rozmawiamy w Rzeszowie, gdyż w tym mieście się Pan urodził i rozpoczął naukę muzyki.
D. L. : Rzeszów zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Cale dzieciństwo, czas nauki w szkołach muzycznych I i II stopnia spędziłem właśnie tutaj. Odbywały się tu pierwsze koncerty z moją muzyką. Lubię jego spokój i urok. Bywam często również w innych miastach na Podkarpaciu. Na przykład ostatnio w Przemyślu i chociaż jest on odległy o kilkadziesiąt kilometrów od rodzinnego domu, to czuję się tam równie dobrze.
Z. S. : Pamiętam, że od dziecka śpiewał Pan także w Katedralnym Chórze Chłopięco – Męskim Pueri Cantores Resovienses. Chór ten prowadziła przez długie lata pani Urszula Jeczeń – Biskupska i to ona przyjmowała Pana do chóru. Co było pierwsze – chór czy szkoła muzyczna?
D. L. : Kiedy byłem drugiej klasie szkoły podstawowej organizowany był nabór do chóru katedralnego przez panią Urszulę Jeczeń - Biskupską . Podczas pierwszego spotkania strasznie się jej bałem i pomyślałem, że na pewno się tam nie zapiszę. Dopiero moja mama namówiła mnie do śpiewania. Po pierwszych próbach i obozie chóralnym, okazało się, że pani profesor to bardzo silna kobieta i musi dbać by podczas każdej próby była dyscyplina (jak inaczej zapanować nad 80 facetami ? ). Pani Urszula Jeczeń –Biskupska to osoba o ogromnym talencie, która wykształciła wielu bardzo dobrych muzyków, żyjących i koncertujących na całym świecie. Do tej pory często spotykam artystów pochodzących z regionu podkarpackiego i podczas rozmów wynika, że podczas swojej edukacji także mieli do czynienia z panią Urszulą Jeczeń - Biskupską. Podczas niemal każdego koncertu chóru, niezależnie czy w Polsce, czy za granicą zawsze przychodzili do nas byli chórzyści i wszyscy serdecznie się witali z panią profesor, darząc ją wielkim szacunkiem, pytali o działalność chóru, opowiadali o sobie – robiło to na mnie duże wrażenie. Przynależność do chóru otworzyła mnie na muzykę. Przez różnorodny repertuar poznałem wielu kompozytorów, podczas festiwali muzycznych poznałem wiele nowych zespołów, a dzięki występom solo nauczyłem się radzenia ze stresem.
Z. S. : Miał Pan zostać skrzypkiem, bo na tym instrumencie rozpoczął Pan naukę. Trudno było?
D. L. : Na początku jak każdy mały chłopiec marzyłem o tym, żeby być piłkarzem, ale moja postura i warunki fizyczne nie pozwoliły mi na spełnienie tego marzenia. Do nauki muzyki zachęcili mnie rodzice. Historia z wyborem mojego głównego instrumentu jest o tyle zabawna, że podczas składania w sekretariacie szkoły muzycznej moich dokumentów - rodzice nie wpisali instrumentu głównego. Moje podanie zawiozła do szkoły siostra i sekretarka kazała je uzupełnić. Ponieważ mojej siostrze bardzo podobał się skrzypek Nigel Kennedy,i często go słuchała – wpisała skrzypce. Kiedy się dowiedziałem, że będę grał na skrzypcach, stwierdziłam, że już gorzej być nie może – szkoła muzyczna i do tego jeszcze skrzypce...
Z. S. : Trudne były początki?
D. L. : Skrzypce mają to do siebie, że pierwsze lata nauki są trudne nie tylko dla osoby ćwiczącej. Jest jeszcze szereg osób pokrzywdzonych: rodzina, sąsiedzi, nauczyciele, wszyscy Ci, którzy muszą słuchać wprawek, gam i pasaży wykonywanych nieładnym dźwiękiem. Do tego dochodzą ćwiczenia na pustych strunach, ustawianie aparatu gry itd. Dopiero po nauczeniu się tych podstaw dźwięk staje się przyjemny i coraz piękniejszy. W moim przypadku było identycznie. Dopiero jak zacząłem grać pierwsze poważniejsze utwory to poczułem przyjemność z gry na skrzypcach.
Z. S. : Jak zaczął Pan już dobrze grać na instrumencie i poczuł się Pan dobrze w roli chórzysty, to założył Pan zespół instrumentalny.
D. L. : To było moje dziecięce marzenie, a zrodziło się ono kiedy patrzyłem na panią profesor. Dużo także dał mi kontakt z nauczycielem skrzypiec panem Orestem Telwachem, I skrzypkiem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej. Pod jego wpływem zmieniło się moje podejście do muzyki i moja wizja sztuki. Byłem pracowity i skupiłem się na skrzypcach, bo dużo ode mnie wymagał. Chciał abym wiele osiągnął. Obserwowałem jego działania i starałem się kroczyć za nim. W pewnym momencie pomyślałem, że na Podkarpaciu jest mało zespołów w których grają młodzi ludzie.
Są zespoły okazjonalne,schole, orkiestry dęte, zespoły rozrywkowe ale brak prawdziwego zespołu orkiestrowego skupiającego młodych ludzi ... W momencie, kiedy nowym dyrygentem katedralnego chóru został Marcin Florczak, zaproponowałem mu, aby dla upiększenia koncertów, chórowi towarzyszyły instrumenty. Początkowo miął to być kwartet, ale z tego kwartetu zrodziła się w szczytowym momencie 50 – osobowa orkiestra.
Z. S. : Nie trzeba było namawiać kolegów, bo wszyscy chcieli grać w kameralnej orkiestrze na akustycznych instrumentach.
D. L. : Orkiestra „Spiccato” , którą założyłem była dla młodych ludzi alternatywą od szkolnych zespołów a te bardzo rzadko koncertują. W przypadku Orkiestry „Spiccato”, działaliśmy razem z Katedralnym Chórem „Pueri Cantores Resovienses”, mieliśmy sporo koncertów i czuliśmy się wszyscy artystami. Mieliśmy poczucie, że to co robimy jest komuś potrzebne i przynosi nam radość. To nas mobilizowało. Dzięki orkiestrze bardzo dużo się nauczyłem. Pisałem opracowania, instrumentowałem – przez te kilka lat napisałem blisko 100 opracowań dla tego zespołu. Był to bardzo różnorodny repertuar – od kolęd poczynając, poprzez pieśni patriotyczne i utwory rozrywkowe – na moich utworach kończąc.
Z. S. : W ten sposób rozwinął się talent kompozytora.
D. L.: Różne wizje i refleksje dotyczące kompozycji miałem już znacznie wcześniej, natomiast możliwość wysłuchania skomponowanego przez siebie utworu jest niezwykłym bodźcem. Pierwszy raz mogłem usłyszeć to co napisałem mając do czynienia z żywymi wykonawcami. Oprócz tego praca z orkiestrą dała mi dużą swobodę w komponowaniu. Mogłem na bieżąco konfrontować, czy jest coś za trudne, zbyt mało efektowne, czy coś się podoba ludziom. Nauczyłem się w ten sposób praktycznego podejścia do muzyki i przydało mi się to przy pisaniu kolejnych utworów i opracowań.
Z. S. : Ten okres pewnie zaważył na wybraniu kierunku studiów.
D. L. : Tak. Dzięki orkiestrze i dzięki temu, że mogłem usłyszeć swoje utwory, powstało wiele kompozycji, które przedstawiłem podczas egzaminów wstępnych w Uniwersytecie Muzycznym, a także przekonałem się, że komponowanie muzyki i zajmowanie się nią sprawia mi największą radość i jest moją miłością, - na pewno miłością większą od tej do gry na skrzypcach.
Z. S. : Sporo Pan komponuje, bierze Pan udział w konkursach kompozytorskich.
D. L. : Cieszę się, bo mam na swoim koncie już pond 60 wykonanych utworów. Wiele z nich było wykonywanych wiele razy. Część z nich jest nagrana studyjnie. To motywuje mnie do dalszej pracy, a każdy koncert, każde wykonanie daje inspirację do skomponowania nowych utworów. Cieszę się też z tego powodu, że poznaję wielu muzyków, którzy są zainteresowani moimi utworami. W ten sposób np. dzięki mojej znajomości z Jadzią Kot, która jest świetną śpiewaczką mogliśmy w Przemyślu usłyszeć cykl pieśni na sopran, fortepian i kwartet smyczkowy. Napisałem dla niej też inne utwory. Jadzia jest nie tylko bardzo dobrą śpiewaczką, ale także fantastycznym człowiekiem. Poznałem ją śpiewając przez kilka lat w Zespole wokalnym „UNANIME” – jest to oktet założony i prowadzony przez dr Annę Marek Kamińską.
Z. S. : Uczestniczy Pan z powodzeniem w konkursach kompozytorskich.
D. L. : Konkursy kompozytorskie są bardzo ważne dla młodego twórcy, natomiast należy pamiętać, że muzyka niestety nie jest dziedziną policzalną. Każdy ma inne odczucia , inny gust, preferuje inny rodzaj muzyki. Utwory na konkursach są oceniane przez znawców pod kątem warsztatowym ale cała ta ocena – w odróżnieniu do wyliczeń matematycznych czy fizycznych – jest sprawą umowną.Cieszę się, ze już mam na koncie kilka nagród m.in. I miejsce na Międzyuczelnianym Konkursie Kompozytorskim w Warszawie, nagrodę Koła Młodych Związku Kompozytorów Polskich podczas Konkursu im. Zygmunta Mycielskiego , wyróżnienie na konkursie kompozytorskim w Olsztynie i wiele innych.
Z. S. : Miejsce studiów też jest ważne. Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie, to uczelnia, gdzie młody kompozytor może realizować swoje pomysły. Koledzy wykonują Pana utwory, nagrania mogą być realizowane przez profesorów i studentów Wydziału Reżyserii.
D. L. : Uczelnie muzyczne mają to do siebie, że kwitnie tam kultura. W żadnym innym miejscu nie mamy do czynienia z tyloma gatunkami muzycznymi. Wykonywana jest muzyka dawna i współczesna, solowa, kameralna, symfoniczna i operowa, jest także miejsce na standardy jazzowe. Tak jest w przypadku Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie, gdzie jest bardzo dużo studentów i muzyków, którzy rozpoczynają swoją drogę zawodową będąc już profesjonalistami, mając na koncie pewien dorobek artystyczny. Dla większości muzyków prawykonanie utworu stanowi ważny element w rozwoju ich kariery a także wzbogaca o nowe doświadczenia. Warszawa zarówno jako miasto, jak i środowisko muzyczne są otwarte dla młodych ludzi z pomysłami, na różnego rodzaju muzykę. Twórcy łatwo znajdą dobrych wykonawców.
Z. S. : Pana Działalność rozwija się w nurtach, bo oprócz kompozycji z potrzeby serca, tworzy Pan muzykę na różne okoliczności – na przykład na jubileusz swojej szkoły w Rzeszowie skomponował Pan bardzo ciekawy utwór, pisze Pan na różne okazje utwory dla chóru w którym Pan śpiewał. Również potrafi Pan pisać muzykę użytkową – dla filmu, dla teatru.
D. L. : Ilustracje muzyczne i opracowania są podstawą finansową życia kompozytora. To właśnie muzyka filmowa, ilustracje do teatru, muzyka do gier, w większości go utrzymują i przynoszą mu większą sławę niż największe formy muzyki klasycznej pisane do wykonania na estradach koncertowych. Dzieje się tak ze względu na łatwość przyswajania muzyki ilustracyjnej . Muzyka koncertowa wymaga większej uwagi i skupienia a dzisiejszy świat coraz rzadziej ma do tego okazję.
Z. S. : Mijający 2016 rok był dla Pana bardzo ważny.
D. L. : Cieszę się, że odbyło się prawykonanie mojej „Litanii o Męce Pańskiej”, w wykonaniu pani Małgorzaty Walkiewicz, pedagogów i uczniów Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie a także muzyków Filharmonii Podkarpackiej. Cieszę się także, że miałem swój debiut podczas Festiwalu „Przemyska Jesień Muzyczna”. W 2016 roku zostały wydane dwie płyty, na których znalazły się moje kompozycje, miałem też przyjemność pisania muzyki do filmów krótkometrażowych i sztuk teatralnych. Oprócz tego udało mi się zdobyć kilka wyróżnień na konkursach kompozytorskich i mieć sporo różnych koncertów.
Z. S. : Ma Pan także talent organizatorski, który objawił się kiedyś w Rzeszowie w postaci Orkiestry „Spiccato”. Obecnie działa Pan w środowisku młodych kompozytorów.
D. L. : Te umiejętności wyniosłem z domu. Myślę , że istotnym dla każdego młodego twórcy, jest to aby umieć znaleźć odbiorców swojej muzyki, ale także nie spocząć na samych działaniach czysto artystycznych. Szczególnie na początku trzeba umieć znaleźć sobie wykonawców, osoby zainteresowane twórczością. W ubiegłym roku zostałem wybrany na prezesa Koła Naukowo – Artystycznego Wydziału I, organizuję koncerty, festiwale, a także konferencje naukowe poświęcone zapomnianej polskiej twórczości. 2 grudnia rozpoczęliśmy cykl koncertów kompozytorskich w czasie których promowane będą utwory młodych twórców, przede wszystkim studentów Uniwersytetu Muzycznego, w planach mamy wydanie płyt z muzyką młodych kompozytorów i wiele innych działań.
Z. S. : Mogliśmy się spotkać w Rzeszowie, bo udaję się Pan na spotkanie z Katedralnym Chórem Chłopięco- Męskim „Pueri Cantores Resovienses”.
D. L. Jest to spotkanie organizacyjne poświęcone planowanemu Kongresowi Chórów Pueri Cantores, który odbędzie się w przyszłym roku w Rzeszowie, podczas tego spotkania odbędzie się koncert, podczas którego chór wykona fragmenty mojej kantaty „Sub Tuum Praesidium”.
Dziękuję za rozmowę.