Mój muzyczny świat
Zapraszam Państwa na spotkanie z panią Aleksandrą Kuls, znakomitą skrzypaczką młodego pokolenia, którą od dłuższego czasu podziwiam. Rozmowa z Artystką została zarejestrowana 29 kwietnia tego roku w Filharmonii Podkarpackiej. W tym dniu wieczorem, pani Aleksandra Kuls rewelacyjnie wykonała partie solowe w Koncercie skrzypcowym D-dur Johannesa Brahmsa. Trzeba także podkreślić, że bardzo dobrze partnerowała Artystce Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Wojciecha Rodka. Ten wieczór pozostanie na zawsze nie tylko w mojej pamięci, ale także melomanów, którzy wypełnili salę koncertową naszej Filharmonii i swój zachwyt wyrazili długimi, gorącymi brawami.
Od jak dawna gra Pani Koncert skrzypcowy D-dur Johannesa Brahmsa?
Grałam go jeszcze na zakończenie średniej szkoły muzycznej. Czułam, że to było wtedy na wyrost, ale dzięki temu dziś gram go już ponad 10 lat. Mniej więcej przed miesiącem myślałam o tym, że znowu go będę grała, a on jest taki wielki! Jak to udźwignąć?
Występowałam z tym koncertem wiele razy, ale za każdym razem zdaję sobie sprawę, jak wielkim wyzwaniem dla skrzypka jest ta partia solowa. Nieczęsto mamy okazję grać utwory, które są właściwie symfoniami i solista musi, oprócz solowych tematów, także grać różne elementy tkanki orkiestrowej. To pochłania dużo energii. Prawdziwy styl concertare – współzawodniczenie i współgranie solisty z orkiestrą.
Z każdą orkiestrą trzeba to dzieło dokładnie przygotować, bo są miejsca, które wymagają ścisłej współpracy z muzykami grającymi solówki oraz z całym zespołem.
Zawsze mamy marzenia związane z wykonaniem, żeby pewne rzeczy wyszły w taki sposób, jak sobie wyobrażamy. Trzeba pamiętać, że występ z orkiestrą to nie jest tylko dzieło solisty, bo na scenie siedzi kilkadziesiąt osób, a na podium jest jeszcze dyrygent i dopiero razem tworzymy pewną całość. Każde wykonanie jest trochę inne, ma inny dynamizm, inną siłę wzajemnego oddziaływania muzyków. Granie Koncertu wielkiego mistrza to nie jest rola jedynie odtwórcza, bo podczas każdego wykonania jakby tworzymy ten utwór na nowo.
Grała Pani ten koncert podczas któregoś z konkursów, w których Pani uczestniczyła?
Tak, grałam Koncert skrzypcowy Johannesa Brahmsa w finale Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Jozsefa Szigetiego w Budapeszcie, we wrześniu 2012 roku. Szczęśliwie otrzymałam wtedy pierwszą nagrodę.
Została Pani zauważona podczas Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu, w 2011 roku, i otrzymała Pani dwie nagrody specjalne: nagrodę Wandy Wiłkomirskiej za najlepsze wykonanie kompozycji Karola Szymanowskiego oraz nagrodę Niezależnej Kapituły Krytyków, która, moim zdaniem, jest bardzo ważna.
Te nagrody są dowodem, że moja gra podobała się odbiorcom. Mój udział w półfinale tamtej edycji Konkursu Wieniawskiego zaowocował wieloma propozycjami koncertów.
W grudniu 2019 roku brała Pani udział w Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Grażyny Bacewicz w Łodzi i otrzymała Pani II miejsce, a rok później uczestniczyła Pani w bardzo trudnym moim zdaniem VI Międzynarodowym Konkursie im. Tadeusza Wrońskiego na skrzypce solo i otrzymała Pani również II nagrodę . Wkrótce po tym solowym konkursie rozmawiałam z panem profesorem Krzysztofem Jakowiczem, który był zachwycony Pani występami we wszystkich etapach.
Bardzo mi miło słyszeć te słowa. Jest to faktycznie wymagający, trzyetapowy konkurs z wyjątkowym repertuarem wśród innych wydarzeń konkursowych. Jedynie skrzypce solo, bez towarzyszenia innego instrumentu. Mam bardzo dobre wspomnienia związane z przygotowaniem tego programu. Zawiera arcydzieła Bacha, Telemanna, Ysaÿe’a, Bartóka i innych kompozytorów. Według mnie, skrzypce solo nigdy się nie nudzą!
Ja z kolei miałam ogromną przyjemność słuchać Pani występów podczas II Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie. Wspólnie z pianistą Marcinem Koziakiem, prywatnie Pani mężem, uczestniczyliście w kategorii zespoły kameralne, z bardzo dobrym rezultatem, bo III nagroda przy tak dużej konkurencji to duży sukces.
My także jesteśmy zadowoleni. To, że konkurs poświęcony jest wyłącznie muzyce polskiej mniej znanej zachęciło nas do poszukiwań nowego repertuaru. Nauczyliśmy się utworów, które będziemy chętnie grać na nadchodzących koncertach, takie jak Caprice i Humoreska Maurycego Moszkowskiego, miniatury Żeleńskiego, Statkowskiego, Magina, także IV Sonata Grażyny Bacewicz. Chcę też podkreślić, że wszystkie nagrodzone na konkursie zespoły oraz pianiści, w swojej kategorii, otrzymali propozycje koncertów. Często na konkursach cała uwaga skierowana jest tylko na pierwszą nagrodę, a pozostali wyróżnieni mogą się cieszyć ze swojego tytułu, ale nie z następujących po konkursie koncertów, które są kluczowe w całej idei wyłaniania świetnych wykonawców. Po udziale w Konkursie imienia Moniuszki w Rzeszowie czeka nasz duet obecnie kilka recitali.
W tej chwili trudno jest osiągnąć sukces bez udziału w konkursach.
To prawda, trudno jest bez konkursu. Organizatorzy koncertów obserwują, kto wygrywa konkursy. CV artysty musi się powiększać o jakieś znaczące dokonania. Na konkursach jednak „świat się nie kończy” i nie możemy siebie wartościować w zależności od powodzenia na konkursach.
Warto też stawiać sobie pewne cele, które pozwalają budować repertuar. Pod tym względem Konkurs Moniuszki w Rzeszowie świetnie spełnił swoje zadanie. Cały nasz program składał się z nowych utworów, o kilku z nich słyszeliśmy po raz pierwszy, jak np. Alla viennese Leopolda Godowskiego czy Taniec z baletu Pieśń o ziemi Romana Palestra. Nie mieliśmy w naszym programie utworów słabszych, do których mielibyśmy mniej serca. Wszystkie będziemy chętnie grać ponownie na nadchodzących koncertach.
Pewnie wielką pomocą dla młodych utalentowanych muzyków są stypendia, które umożliwiają wyjazdy na konkursy czy kursy. Przekonała się Pani o tym, otrzymując liczne stypendia i nagrody za działalność artystyczną, m.in. „Paszport Polityki w 2011” w kategorii muzyka poważna. Czy to wyróżnienie zaowocowało?
Pamiętam, że gdy występowałam na przykład w Częstochowie, na afiszu było zaznaczone, że jestem laureatką nagrody „Paszport Polityki”. Jest to bardzo rozpoznawalna nagroda i przyciąga uwagę mediów.
Pochodzi Pani z muzycznej rodziny.
Rzeczywiście, tradycje muzyczne w naszej rodzinie są od pokoleń, chociaż moi rodzice i dziadkowie nie są zawodowymi muzykami. Po prostu muzyka jest w domu obecna, bardzo często rozbrzmiewa pianino albo czyjś śpiew. Moja babcia uczyła się gry na fortepianie we Lwowie, mama także (już w Warszawie), dziadkowie i wuj grali na skrzypcach, a tata miał swój akordeon. Ja z moim rodzeństwem wychowywaliśmy się z muzyką, z prawdziwym bożonarodzeniowym kolędowaniem na instrumenty i głosy. Mówi się teraz coraz więcej o tym, że obcowanie z muzyką bardzo wspomaga rozwój dziecka i każdy ma możliwości, aby rozwinąć w jakimś stopniu słuch, a tym samym wrażliwość.
Jest was piątka rodzeństwa i jak wszyscy zaczynali ćwiczyć, to dom przypominał szkołę muzyczną.
Nieraz z kilku pomieszczeń rozbrzmiewała muzyka. U nas królowały trzy popularne instrumenty: skrzypce, wiolonczela i fortepian.
Czy zdarza się, że jeszcze gracie wspólnie?
Czasem są na to jakieś pomysły i projekty, ale też nie wszyscy kontynuowali naukę muzyki. Swego czasu razem ze starszą siostrą Moniką próbowałyśmy pisać piosenki dla dzieci. Wciąż żywy jest u nas zwyczaj grania i śpiewania kolęd na święta, a śpiewy są wielogłosowe.
Pochodzi Pani z Warszawy i tam mieszkała Pani do ukończenia szkoły muzycznej II stopnia. Skąd pomysł przeniesienia się do Krakowa, czy ze względu na pedagoga, u którego chciała Pani studiować?
Przede wszystkim ze względu na kontakt z panią prof. Kają Danczowską. Od początku współpraca z panią Profesor układała się wspaniale, ona obdarzała mnie nie tylko niezwykłą wiedzą, ale i serdecznością.
Nagrała Pani dwie płyty dla firmy DUX. Pierwszą z panią Justyną Danczowską, znakomitą pianistką i kameralistką.
Na tej płycie są: Sonata „Kreutzerowska” Ludwiga van Beethovena, III Sonata Johannesa Brahmsa oraz Medytacja Jules’a Masseneta.
Na drugiej płycie CD są utwory wyłącznie na skrzypce solo: Johanna Sebastiana Bacha, Krzysztofa Pendereckiego, Siergieja Prokofiewa i Eugéne Ysaÿe'a.
Jakiś czas po nagraniach dla DUX, wraz z Justyną Danczowską rejestrowałyśmy program jej doktoratu – utwory Giorgy Catoire’a. Ten repertuar: Poemat, Elegia i Trio w wykonaniu Kai i Justyny Danczowskiej oraz Bartosza Koziaka, został wydany nakładem wydawnictwa Sarton.
Wraz z Sinfonią Varsovią nagrałam Koncert skrzypcowy polskiego kompozytora Ignacego Waghaltera – nagranie pod dyrekcją Andresa Mustonena. To bardzo interesujący utwór, ale też wymagający, pełen rubat i trudności technicznych zarówno dla skrzypka, jak i dla orkiestry. Mimo to jesteśmy bardzo zadowoleni z tego nagrania. Rejestracji dokonali reżyserzy dźwięku z Polskiego Radia dla wydawnictwa Teatru Wielkiego Opery Narodowej.
Trochę tych nagrań już za sobą mam. Przede mną nagranie Koncertu na skrzypce i altówkę Krzysztofa Pendereckiego dla wydawnictwa NAXOS.
Z pewnością stara się Pani jak najwięcej czasu wygospodarować na ćwiczenie. Jak długo trzeba ćwiczyć, żeby tak pięknie grać Koncert Brahmsa, jak Pani. Koncert w Rzeszowie długo będziemy pamiętać.
Ile trzeba ćwiczyć? Trzeba jeszcze dodać pytanie – z jak dużym zaangażowaniem. Podczas studiów ćwiczyłam bardzo dużo, spędzałam czas z muzyką od rana do nocy. Bardzo długie lekcje miałam z panią prof. Kają Danczowską, grałam w zespołach kameralnych. Wyjeżdżałam na różne konkursy i kursy. To był bardzo intensywny czas rozwoju muzycznego. Aktualnie, wychowując trójkę małych dzieci, nie mogę sobie pozwolić na regularną wielogodzinną pracę. Staram się oczywiście grać jak najwięcej, ale korzystam też z tej swojej „bazy”, którą stworzyłam podczas studiów. Udaje mi się trzymać dobrą formę także dzięki mądremu ćwiczeniu. Ilość godzin jest mniej ważna niż efektywność.
Występowała Pani jako solistka w wielu miastach Polski, ale także dużo koncertowała Pani za granicą – w wielu krajach Europy, ale także w Stanach Zjednoczonych, Brazylii i Chinach. Miała Pani szczęście występować pod batutami takich mistrzów, jak Antoni Wit, Tadeusz Strugała, Krzysztof Penderecki, Jerzy Maksymiuk, Marek Pijarowski, Yan Pascal Tortelier, Yang Yang, wspomniany już Andrés Mustonen i wielu innych. Wiem, że pod batutą pana Wojciecha Rodka także Pani występowała i pierwsze wspólne koncerty odbyły się jeszcze w 2012 roku.
Z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Lubelskiej graliśmy Koncerty skrzypcowe Henryka Wieniawskiego d-moll i D-dur Siergieja Prokofiewa. Koncerty odbyły się w Filharmonii Lubelskiej i w Filharmonii Narodowej, i zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci. Obecne próby Koncertu Brahmsa dają wiele radości.
Ma pani w repertuarze bardzo dużo utworów na skrzypce i orkiestrę, oraz kameralnych i na skrzypce solo. Ten repertuar ciągle się powiększa.
Ostatnio bardzo zainteresowaliśmy się z mężem utworami Grażyny Bacewicz, bo to znakomite kompozycje. Mam w swoim repertuarze utwory rzadko wykonywane, jak na przykład Requiem Sofii Gubaiduliny. Obecnie gram i studiuję teksty nutowe ciaccon na skrzypce solo powstałych w XX i XXI wieku. Znakomita jest na przykład Ciaccona Heleny Winkelman, szwajcarskiej kompozytorki.
Z uwagą słuchałam występów Pani i pana Marcina Koziaka podczas II Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej im. Stanisława Moniuszki w Rzeszowie i zauważyłam, że jest on bardzo dobrym pianistą, niezwykle wrażliwym i świetnie współpracującym z solistą.
Miło mi to słyszeć, ale też tak uważam. Trzeba podkreślić, że granie kameralne bardzo się różni od solistycznego. Wiele na ten temat rozmawiamy z Marcinem, czasem się na próbach „docieramy” i może dlatego tak dobrze czujemy się razem na scenie.
Po czasie pandemii działalność koncertowa właściwie już prawie wróciła na swoje tory i chyba Pani także ma dużo propozycji koncertowych.
Tak, ale nie może ich być za dużo. Mam w hierarchii wartości różne „sprawy ważne i ważniejsze”. Rodzicielstwo bardzo mnie teraz angażuje. Granie jest też bardzo ważną częścią mnie i uważam, że jestem lepszą mamą, kiedy mogę ćwiczyć i występować. Jest to coś, czym żyję od dziecka i nie zamierzam tego porzucać. Jestem przekonana, że moja aktywność zawodowa jest dobra dla całej rodziny. Dzieci są przyzwyczajone do tego, że mama i tata ćwiczą, i że grają koncerty i wtedy towarzyszy im ktoś inny (babcia, niania). Słuchają także muzyki i nawet ostatnio ze zdziwieniem obserwuję, jak mój pięciolatek zasłuchuje się w koncertach Chopina, Ravela i Bartóka.
Odtwarza je sobie w kółko, raz za razem. Czasami dzieci tańczą do tej muzyki albo słuchają jej w samochodzie i wierzę coraz bardziej do nich trafia.
Próbujemy z nimi rozmawiać, na przykład pytamy – o czym to jest i staramy się pobudzać ich wyobraźnię. Ich spostrzeżenia są naprawdę bardzo ciekawe. Wcześniej słuchali wyłącznie dziecięcych piosenek, ale teraz dla odmiany mają chęć słuchania muzyki klasycznej i to bardzo nas cieszy. Nawet jak w przyszłości nie będą muzykami, to z pewnością będą melomanami.
W najbliższych tygodniach wystąpimy w duecie z Marcinem Koziakiem w kilku recitalach. Niektóre zaproszenia były związane z naszym udziałem w Konkursie Muzyki Polskiej w Rzeszowie. Będziemy grali w Radziejowicach, Gdańsku, Łodzi, w Krakowie.
Chcę także wspomnieć, że mój mąż razem z Polish Violin Duo – czyli Martą Gidaszewską i Robertem Łaguniakiem uczestniczyli niedawno w Międzynarodowym Konkursie Muzyki Kameralnej im. Kiejstuta Bacewicza w Łodzi i otrzymali tam II nagrodę oraz nagrodę specjalną dla najlepszego polskiego zespołu. Bardzo interesująco zapowiada się współpraca z tym duetem.
Dawno Pani nie występowała w Filharmonii Podkarpackiej.
Owszem, bo chyba w 2012 roku.
Myślę, że jest Pani zadowolona ze współpracy z naszą Orkiestrą.
Zaangażowanie orkiestry sprawia mi radość. Dyrektor Wojciech Rodek tworzy na próbie niewymuszoną, a przyjemną atmosferę pracy, co sprawia, że wszystkim chce się grać.
Oklaski po wykonaniu Koncertu Brahmsa trwały bardzo długo, bo zachwycona publiczność wyraźnie domagała się bisu. Pięknie zabrzmiał bardzo efektowny, nieznany mi utwór, który jest bardzo wymagający technicznie dla każdego skrzypka. Okazało się, że była to Pani kompozycja. Kiedy ona powstała? Ciekawa jestem, od kiedy Pani komponuje, jak wygląda ten nurt Pani działalności?
Mój utwór, Ballada o huśtawce, powstał pod koniec szkoły średniej. Nie napisałam wielu utworów na skrzypce, a właściwie to… nie napisałam żadnego, bo istnieją one tylko w mojej pamięci. Może jeden został spisany. Pomysły na utwory skrzypcowe powstają u mnie zwykle w trakcie improwizacji i z fascynacji brzmieniem instrumentu. Uwielbiam spędzać czas wsłuchując się w instrument, w jego rezonanse, flażolety, w to jak się odzywa, gdy pobudzam smyczkiem struny. Jest to relaksujące. W wieku kilku lat, może nawet zanim poszłam do szkoły muzycznej, napisałam kilka miniaturek fortepianowych. One także wzięły się z improwizacji. Nie mam na tym polu wielkich ambicji, robię to dla siebie. Chciałabym zachęcić wszystkich muzyków, żeby improwizowali, żeby próbowali się wypowiadać na swoim instrumencie. To sprawia dużą satysfakcję, pobudza twórczość, wyobraźnię. Wystarczy próbować. Wprawa przychodzi z czasem, wystarczy popróbować.
Gratuluję wspaniałego wykonania Koncertu skrzypcowego D-dur Johannesa Brahmsa oraz pięknej, fascynującej, a jednocześnie dającej pole do popisu Balladzie o huśtawce. Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję na ponowne spotkanie w Filharmonii Podkarpackiej.
Ja również bardzo dziękuje za miłą rozmowę. Do zobaczenia.