Edyta Piasecka i Sławomir Naborczyk - solo i w duecie
Zapraszam Państwa do przeczytania rozmowy z Edytą Piasecką i Sławomirem Naborczykiem, znakomitymi śpiewakami, którzy wystąpili w Filharmonii Podkarpackiej podczas koncertu inaugurującego sezon artystyczny 2021/2022.
Obdarowana przez naturę pięknym, dramatycznym sopranem koloraturowym Edyta Piasecka należy do najbardziej rozpoznawalnych i cenionych polskich artystek sceny operowej. Jest solistką Opery Narodowej w Warszawie, występuje na największych scenach operowych w Polsce i za granicą. Laureatka wielu prestiżowych konkursów i plebiscytów. Odtwórczyni tytułowej roli w nagrodzonej nagrodą International Opera Awards w kategorii Rediscovered Work operze „Goplana” Władysława Żeleńskiego, wystawianej w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie.
Pan Sławomir Naborczyk zachwyca publiczność znakomitym głosem tenorowym oraz talentem aktorskim, a najczęściej możemy go oklaskiwać w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, Operze Śląskiej, Teatrze Muzycznym w Lublinie i Warszawskiej Operze Kameralnej.
Program koncertu, którym zainaugurowany został sezon koncertowy 2021/2022 w Filharmonii Podkarpackiej, jest bardzo spójny i przemyślany. Czy to były Państwa propozycje, czy organizatorów koncertu?
Edyta Piasecka: Właściwie to my proponowaliśmy w porozumieniu z dyrekcją Filharmonii ten program.
Sławomir Naborczyk: Staramy się zawsze formować program tak, aby to wszystko się przenikało, łączyło i było spójne. Całość koncertu zawsze powinna zamykać się w jednej ramie.
Tak się złożyło, że do tej pory miałam okazję oklaskiwać podczas koncertów i spektakli jedynie pana Sławomira Naborczyka. Czy często występujecie Państwo razem w koncertach z orkiestrami filharmonicznymi?
Edyta: Zdarza się to najczęściej podczas inauguracji festiwali. Trzeba jednak stwierdzić, że filharmonie też coraz częściej odchodzą od gal operowych i trochę nam z tego powodu smutno, bo mamy bardzo dużo pięknego repertuaru, który można pokazać, ale filharmonie ciągle muszą ograniczać wydatki i my to rozumiemy.
Piękne arie, duety i fragmenty z oper publiczność kocha i frekwencja na koncertach jest murowana.
Edyta: To prawda. Dlatego układając program stwierdziliśmy, że najlepiej sprzedają się hity, bo wszystko, co jest bardzo skomplikowane albo zupełnie nowe nie przyciąga publiczności i dlatego postanowiliśmy, że w programie znajdzie się polska i włoska muzyka.
Sławomir: Zawsze staramy się, aby w programach koncertów nie zabrakło chociażby jednego utworu polskiego kompozytora, bo trzeba promować nasza rodzimą muzykę. Dzisiaj będzie jej sporo, bo będą arie z oper Stanisława Moniuszki i Władysława Żeleńskiego. Mamy naprawdę wspaniałych kompozytorów, którzy tworzyli przepiękne dzieła i powinniśmy się tym chwalić.
Są Państwo znanymi i zawsze gorąco przyjmowanymi artystami, ale warto przypomnieć o Waszych debiutach. Pani Edyta debiutowała jeszcze w czasie studiów w Operze Krakowskiej partią Królowej Nocy w „Czarodziejskim flecie” Mozarta pod batutą Kaia Bumanna, natomiast pan Sławomir debiutował także Mozartem w Operze Nova w Bydgoszczy rolą Basilia w „Weselu Figara”
Edyta: Faktycznie, debiutowałam w Krakowie, ale dość szybko otrzymałam propozycje z Wrocławia i z tą operą byłam przez pewien czas związana.
Sławomir: Ja także debiutowałem podczas studiów w Operze Nova w Bydgoszczy i później związałem się na pewien czas etatowo z Operą Śląską, ale ostatnio już rzadko tam występuję, bo jestem etatowym pracownikiem w Teatrze Muzycznym w Lublinie.
Wiem, że w Lublinie jest Pan bardzo lubiany nie tylko przez kolegów, ale także przez publiczność. Często także pojawiają się bardzo pochlebne recenzje z Pana występów.
Sławomir: Nasza Pani Dyrektor Kamila Lendzion bardzo dba zarówno o zespół artystyczny, jak i o menedżerską stronę, stąd ten Teatr wspaniale funkcjonuje. Nie boi się podejmować różnych wyzwań, najlepszym przykładem jest III Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego, którego główną gwiazdą była Małgorzata Walewska. To był wspaniały i bardzo intensywny czas.
Teatr Muzyczny w Lublinie prezentuje bardzo ciekawy repertuar, a niedługo nasza oferta wzbogaci się o „Zemstę nietoperza” Johanna Straussa w reżyserii Artura Barcisia. Premiera odbędzie w marcu 2022 roku.
Kiedy Państwo zaczęli zastanawiać się nad wyborem zawodu, kiedy postanowiliście, że zostaniecie śpiewakami?
Edyta: Moje życie związane było ze śpiewem od najmłodszych lat. Będąc maleńką dziewczynką wygrywałam konkursy dla dzieci, w szkole podstawowej byłam dobrze zapowiadającą się skrzypaczką, ale kiedy zaczęłam uczyć się w szkole średniej, przeważyła miłość do śpiewu. Z dnia na dzień rzuciłam skrzypce, postanowiłam zdawać do średniej szkoły muzycznej na wydział wokalny, tak już zostało i nie żałuję tej decyzji, chociaż szkoda, że covid zabrał nam trochę życia, bo dwa lata dla śpiewaka to jest ogrom czasu i tego się już nie da odpracować.
Sławomir: U mnie to wszystko było bardziej skomplikowane, ponieważ byłem prowadzony jako baryton i długo sam się zastanawiałem, kim tak naprawdę zostanę. Wszystko się wyklarowało dopiero w połowie studiów, udało się, że tenor się pięknie otworzył i mogę tym głosem śpiewać. Dla mnie to wielka szansa, bo repertuar dla tenorów jest ogromny i jesteśmy potrzebni w każdym teatrze.
W ostatnich latach są Państwo (szczególnie Pani) kojarzeni z Teatrem Wielkim – Operą Narodową, ale można Was usłyszeć także na innych scenach.
Edyta: Przed pandemią moja droga związana była wyłącznie z Teatrem Wielkim – Operą Narodową, ale koronawirus zmienił nasze życie. Miałam szczęście, że podczas pandemii brałam udział w trzech premierach, ale wspólnie stwierdziliśmy, że skoro w teatrach operowych ciągle odwoływane są spektakle, a nawet całe sezony, to przygotujemy więcej repertuaru koncertowego pasującego do obu naszych głosów i na to stawiamy. Oczywiście nie zapominamy o operze, o operetce i o repertuarze oratoryjnym także. Mnie fascynują także pieśni i mam sporo repertuaru pieśniarskiego.
Nie możemy stawiać tylko na teatr, bo w każdej chwili teatry mogą się znowu pozamykać, a my żyjemy ze śpiewania i nie możemy sobie pozwolić na coś takiego, co było w ostatnich dwóch latach.
Sławomir: Reguły gry trochę się ostatnio zmieniły, ale my musimy być przez cały czas „na szachownicy”. W czasie pandemii cały czas pracowaliśmy, szlifowaliśmy programy i staraliśmy się dopiąć sezony, które wcześniej same się dopinały.
Dzięki temu nie wypadliśmy z obiegu, bardzo dużo koncertujemy i mamy nadzieję, że także teatry wrócą na właściwe tory, chociaż nie wiemy, co się wydarzy za miesiąc czy za dwa.
Edyta: Wczoraj otrzymaliśmy propozycje bardzo ciekawych wyjazdów na tournée w styczniu, ale organizator informował nas jednocześnie, że wszystko zależy od tego, co będzie się działo. Cały czas nie wiadomo, jak to wszystko się odbędzie.
Stwierdziliśmy, że nie ma sensu stawiać na duże formy. Ja nie jestem związana etatowo z żadnym teatrem, bo wybrałam formę wolnego strzelca, ale jeśli jestem wolnym strzelcem i nie mam możliwości pracować cały czas w zawodzie śpiewaczki operowej, to znaczy, że trzeba sobie szukać trochę innej formy, aby nie odbiegać od zawodu, bo szkoda. Każdy rok jest dla nas bardzo cenny.
Sławomir: Latka lecą, chciałoby się śpiewać, a niestety, nie zawsze można. Trzeba sobie znaleźć alternatywę, która pozwoli na wykonywanie fragmentów oper, nie stracimy kontaktu ze sceną. Bardzo się cieszymy, że wystąpiliśmy w Filharmonii Podkarpackiej z ciekawym programem, wspaniale nam się pracowało z maestro Massimiliano Caldim i tak miło zostaliśmy przyjęci przez rzeszowskich melomanów. Mamy nadzieję, że jeszcze tutaj nie raz zagościmy.
Ciekawa jestem, jak Państwo dbają o głos, bo to instrument, którego nigdy się nie zapomni, ale jest bardzo wrażliwy i wymaga troski.
Edyta: Staramy się o nawilżanie strun głosowych, o odpowiednie jedzenie, bo niestety choroba zawodowa śpiewaków, czyli refluksy, nas także dopadają. Od kilku lat uczę śpiewu i także muszę bardzo uważać, bo niestety młodzież przychodzi z różnymi katarami, bólami gardła i często można się czymś zarazić. Z drugiej strony nauczanie jest bardzo rozwojowe dla śpiewaka, jeśli może przekazać coś ze swoich doświadczeń. Podczas pandemii przekonaliśmy się, że nie można się za bardzo ochraniać, unikać kontaktów – trzeba żyć normalnie.
Sławomir: Jeśli mogę dodać, to na pewno niezbędne jest regularne odpoczywanie, bo po dłuższym śpiewaniu nasze struny głosowe potrzebują się zregenerować. Stąd krótki odpoczynek od śpiewania jest dla głosu bardzo korzystny. Trzeba także dbać o odpowiedni repertuar. Pomijam już wszelkie sprawy związane z techniką, bo to jest absolutna podstawa.
Znamy własne organizmy, własne możliwości i limity. Musimy się w tych ramach trzymać, bo jak te limity przekroczymy, to żaden lekarz nam nie pomoże.
Edyta: Na przykład dzisiaj mieliśmy przed południem próbę generalną i mieliśmy markować, ale jak się markuje, to próba jest beznadziejna i według nas nie ma sensu. Śpiewaliśmy na 100 % i jeśli przesadzilibyśmy w którymś momencie, to już byłoby słychać podczas koncertu, że głos jest zmęczony, tym bardziej, że wczoraj mieliśmy pełną długą próbę.
Sławomir: Należy tak dysponować swoimi siłami i głosem, żeby najlepiej zaśpiewać podczas koncertu.
Coraz to częściej spotykają się Państwo z różnymi pomysłami reżyserów. Co Państwo wolą – tradycyjne spektakle, czy też te bardzo unowocześnione?
Edyta: To wszystko poszło już w stronę bardzo nowoczesną i stroje są bardzo nowoczesne, i pomysły czasami przekraczają możliwość spokojnego zaśpiewania. Nie sądzę, abyśmy powrócili do klasycznej reżyserii. Do tego wszystkiego jeszcze pandemia wywróciła nasz świat do góry nogami i to, że ludzie oglądają tak dużo różnych przekazów w Internecie, a reżyserzy starają się pokazywać coraz to inne „ciekawsze” pomysły. Każdy stara się wybierać coś bardziej pikantnego, coś bardziej interesującego, a przez to my też jesteśmy coraz częściej proszeni o takie rzeczy, że śpiewakowi trudno jest to wszystko wykonać leżąc, zwisając lub znajdując się na jakimś podwieszeniu i jednocześnie popisać się pięknym śpiewem. Reżyserzy przez cały czas idą w swych pomysłach dalej, ponieważ publiczności już nie zachwycają tylko piękne głosy, uroda śpiewaczek i śpiewaków, ale chcą jeszcze czegoś nowego. I żeby spektakle dobrze się sprzedawały, wymaga się od nas rzeczy kompletnie niemożliwych. Najczęściej to widz tego od nas wymaga.
Jest możliwość dyskusji z reżyserami?
Sławomir: Są dwie drogi. Mamy nad sobą dwóch szefów – reżysera i dyrygenta. Trzeba znaleźć kompromis i pomost pomiędzy wizją reżysera, a wizją dyrygenta. My jesteśmy tylko instrumentem w ich rękach i tak naprawdę największe dyskusje i spory toczą się pomiędzy nimi.
My tylko przekazujemy pewne sugestie, które umożliwiają nam wykonanie danej arii w różnej reżyserii. Staramy się w miarę możliwości pogodzić dwie sprawy: żeby to było nienaganne muzycznie i w miarę realistyczne, bo chodzi o realizm sytuacji.
Znalezienie kompromisu między muzyką a reżyserią jest najtrudniejsze. Jeśli reżyser i dyrygent działają w harmonii, to nam – wykonawcom, jest najłatwiej.
Jeśli na scenie podczas spektaklu czy koncertu jest wiele osób, to muszą ze sobą współpracować, a najlepiej, kiedy wszyscy się lubią.
Edyta: Dobra energia jest najważniejsza. Jak przyjeżdżamy do nowego miejsca i przychodzimy na pierwszą próbę, to od razu czujemy, czy jesteśmy akceptowani, jak reaguje maestro. Jeśli (jak my to mówimy w swym żargonie) „żre”, to my także włączamy się i pojawia się „chemia”. Tego się nie da dokładnie wytłumaczyć. Śpiewak może wszystko robić, aby jak najlepiej się zaprezentować, ale jeśli orkiestra i dyrygent nie będą z nim współpracować, to nic się nie uda. Niezbędna jest dobra współpraca.
Sławomir: Nagorzej jest wówczas, kiedy któraś z tych dwóch osób, o których wspomniałem, jest dyktatorem. Wtedy współpraca jest niemożliwa, ponieważ śpiewakom zostaje przedstawiona tylko jedna wersja i my musimy się bardzo do kogoś dopasowywać pomimo, że mamy inne odczucie i inaczej chcielibyśmy to przedstawić. Wtedy z obu stron pojawia się element stresu i współpraca jest mizerna i nie jest to nasze dzieło. W operze dzieło współtworzy: reżyseria, muzyka i śpiewak, który jest przekaźnikiem tego wszystkiego. Jeśli któraś z tych stron będzie chciała przeciągnąć linę, to efekt będzie mizerny, ale jeśli wszyscy będziemy współpracować, to efekt końcowy będzie zadowalający.
Czy możliwa jest przyjaźń pomiędzy osobami śpiewającymi tym samym głosem: sopranami, tenorami… Niedawno miałam przyjemność rozmawiać z panem Rafałem Siwkiem, wybitnym basem, który szczerze powiedział, że ma prawdziwych przyjaciół wśród śpiewaków i wymienił ich, ale nie było wśród nich osoby śpiewającej basem.
Sławomir: Tak bywa, ale uważam, że to zależy od osoby. Artyści występujący na scenie nie powinni mieć kompleksów, albo się ich wyzbyć. Taka osoba, która nie ma kompleksów, nie zazdrości innej osobie, bo ona jest zupełnie innym tworem i inne jest to, co ona reprezentuje od tego, co pokaże koleżanka. Takie wspólne występy są ciekawe.
Jeden tenor ma ciemniejszą barwę głosu, drugi jaśniejszą, mają trochę inne techniki i ta różnorodność jest potrzebna. Jeśli ktoś jest dobry, to pracy jest na tyle, że zawsze można się porozumieć. I zgodzić z innymi śpiewakami.
Ciągle trzeba coś przygotowywać nowego oraz mieć w gotowości partie, które już się śpiewało. Może trzeba będzie zastąpić niedysponowaną koleżankę czy kolegę, zaśpiewać niespodziewanie w „Traviacie” Verdiego czy „Strasznym dworze” Moniuszki. Może wrócą na scenę takie opery, jak „Goplana” Żeleńskiego czy „Turek we Włoszech” Rossiniego i Pani Edyta zostanie poproszona o wykonanie partii Goplany czy Fiorilli, w których była tak gorąco oklaskiwana.
Edyta: Byłoby wspaniale, ale nie wiem, czy w dobie częstych zmian w teatrach operowych jest to możliwe.
Każdy muzyk, a już na pewno każdy śpiewak musi ciągle ćwiczyć, przygotowywać się do spektakli i koncertów. Mają Państwo jakąś pracownię, czy ćwiczycie w domu?
Sławomir: Mamy na szczęście dom, a w nim gabinet przystosowany do ćwiczenia. Staraliśmy się mieć swoje miejsce i nie wynajmować sal do ćwiczenia.
Edyta: Bardzo dobrze się czujemy w naszej pracowni, w której nie ma żadnych wykładzin, a jedynie drewno, głos bardzo dobrze pracuje w dużym pomieszczeniu. Każdy śpiewak stara się mieć swoje miejsce do pracy.
Czy wybierając zawód śpiewaka wiedzieli Państwo, że tyle czasu będziecie spędzać poza domem? Podróże do odległych miejsc w Polsce i za granicą zajmują bardzo dużo czasu.
Edyta: Nie jest to łatwe życie. Na przykład trochę zazdroszczę i chylę czoła przed Aleksandrą Kurzak, bo jest to naprawdę frajda, że może mieć takie kontrakty i występować tylko z własnym mężem.
My też chcielibyśmy występować razem, ale w Polsce nie do końca jest to możliwe, bo różnie się do tego podchodzi. Czasami nas rozdzielają. Szkoda, bo my doskonale znamy swoje głosy, swoje reakcje. Ja wiem, co zrobi Sławek, a on wie, co ja zrobię bez wcześniejszych uzgodnień. Dopasowani jesteśmy barwami.
Sławomir: Niektórzy preferują pary, niektórzy uważają, że to jest problem. Uważam, że ta znajomość wzajemnych reakcji i dopasowane głosy są atrakcyjne dla słuchaczy. Publiczność bardzo lubi, jak śpiewa para.
Nam się bardzo podobał wspólny Państwa występ, jestem przekonana, że zechcecie jeszcze razem do Rzeszowa przyjechać i zaśpiewać.
Sławomir: My też mamy taką nadzieję.
Edyta: Dziękujemy za zaproszenie, dziękujemy za fantastyczne przyjęcie i za miłe spotkanie.
Zofia Stopińska
Sławomir Naborczyk - tenor, fot. Kinga Karpati