Czarowne dźwięki fletów zakończyły jubileuszowy festiwal w Leżajsku
XXX Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej Leżajsk 2021 przeszedł już do historii. Ósmy i zarazem ostatni koncert festiwalowy odbył się 26 lipca i składał się z dwóch recitali. Wykonawcą pierwszego był Krzysztof Musiał, świetny organista młodego pokolenia, aktualnie pracujący w Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi oraz w Miejskim Ośrodku Kultury w rodzinnym Brzesku.
Wielkie możliwości brzmieniowe największych organów, znajdujących się na chórze w nawie głównej bazyliki oo. Bernardynów w Leżajsku, artysta starał się pokazać licznie zgromadzonej publiczności wykonując III Sonatę a-moll Augusta Gottfrieda Rittera oraz fragmenty (Spojrzenie na świat, Słodkie okowy miłości, Marność nad marnościami i Epilog) z wielkiego dzieła Petra Ebena zatytułowanego „Labirynt świata i raj serca”.
W części drugiej wystąpiła Edyta Fil, wyśmienita flecistka, kameralistka i pedagog, do niedawna mieszkająca w Moskwie i ściśle współpracująca z tamtejszymi najważniejszymi ośrodkami muzycznymi. Oprócz Polski i Rosji Edyta Fil koncertowała również w Austrii, Chorwacji, Hiszpanii, Francji, Litwie, Łotwie, Ukrainie, Maroku i Szwajcarii. Program recitalu Edyty Fil w Leżajsku wypełniły dzieła dawnych mistrzów. Więcej na temat koncertu i czarownych dźwięków instrumentów, na których grała, oraz pobytu w Leżajsku dowiedzą się Państwo z zarejestrowanej po koncercie rozmowy.
Pragnę Pani pogratulować wspaniałych wykonań i podziękować za ten koncert, ponieważ dla mnie miał on także wielkie wartości edukacyjne. Poznałam nowe możliwości fletu i przekonałam się, że to nieprawda, że znam ten instrument, a raczej instrumenty, bo grała Pani na najbardziej znanym flecie poprzecznym oraz na fletach altowych i basowym.
- Cieszę się, że koncert się pani podobał. Przyjemnie mi słyszeć również o tym, że zaproponowałam coś nieznanego, bo wykonując koncerty mam także troszkę edukacyjny cel. Chciałam Państwu pokazać, jak może brzmieć flet, jaka jest niesamowita różnorodność brzmień fletu. Mało tego, używając technik współczesnych, różnych brzmień to można wykonać solowy recital na flecie i jest on ciekawy.
Grając klasycznym dźwiękiem nie spotykamy się z recitalami solowymi - flet występuje wtedy jako instrument w muzyce kameralnej, a towarzyszy mu najczęściej fortepian, klawesyn, gitara.
Wprowadzając różne odcienie, inne brzmienia czy też rozszczepiając dźwięk, pojawia się baza harmoniczna i flet może zabrzmieć ciekawie. Specjalnie używam różnych fletów – również fletu altowego i basowego, żeby kolorystyka była urozmaicona.
Jestem przekonana, że wśród publiczności były osoby, które nigdy nie widziały fletu basowego, bo jeśli nawet czasem pojawia się w orkiestrze podczas koncertu, to nie widać go dokładnie.
- Flet basowy w muzyce kameralnej jest mało słyszalny, a w solowej brzmi pięknym, pełnym dźwiękiem. Również jeśli gra się na flecie basowym z fortepianem, to mało go słychać, bo ma inne spektrum dźwięku.
Zaproponowała Pani leżajskiej publiczność utwory znane z różnych wykonań i opracowań, ale do każdego dodała Pani coś, co w danym momencie dyktowało Pani serce. Kiedy zaczęła Pani stosować te różna techniki?
- Każdy utwór, że tak powiem, przez siebie przepuściłam. Jak przystępuję do wykonania jakiegoś utworu, to nie potrafię nie spróbować, jak by to zabrzmiało, jeśli dodam pizzicato, a jak by to zabrzmiało, jakby tutaj dodać powietrza albo zagrać w kwintach, bo można grać w dwudźwiękach. Ta śmiałość jest coraz większa.
Pamiętam, że wszystko się zaczęło kiedyś od utworu, który dzisiaj grałam – od wariacji „Les Folies d’Espagne” Marin Marais. Jak go ćwiczyłam, to słuchałam także różnych nagrań i wtedy natrafiłam na wykonanie Jordi Savalla. Ze zdziwieniem słuchałam, że w jednej wariacji artysta odwrócił smyczek i używał drzewca. Brzmiało to bardzo współcześnie, a powszechnie wiadomo, że to wielki specjalista muzyki dawnej.
W muzyce dawnej była bardzo duża swoboda wykonań i element improwizacyjny był bardzo mile widziany. Wtedy pomyślałam, że jak Jordi Savall może grać drzewcem, to ja pizzicato też mogę.
Wypełnienie dźwiękiem fletu całego wnętrza bazyliki oo. Bernardynów w Leżajsku nie było łatwe.
- Zazwyczaj tak jest, ale użycie współczesnych technik wydobycia dźwięku rozwija warsztat flecisty, a efekt air sound (powietrzny dźwięk) zawsze świetnie słychać nawet w dużych salach koncertowych.
Po raz pierwszy występowała Pani w tej świątyni?
- Tak. Jest to cudowne miejsce, fantastycznie się tutaj gra. To także zasługa publiczności, która jest wyśmienita. Dla występującego ważne jest, jak czuje, że ludzie słuchają. Myślę, że dzięki wieloletniej tradycji tego festiwalu ludzie się przyzwyczaili do przychodzenie na koncerty i słuchają z wielkim zaangażowaniem.
Takie festiwale, odbywające się zawsze w tym samym czasie i miejscu, są bardzo ważne. Wielu osobom urozmaicają życie rozrywkowe, ale mają dla nich także nie do przecenienia walory edukacyjne.
Działając przez wiele lat w moskiewskim środowisku muzycznym, nie prowadziła Pani regularnej działalności pedagogicznej, ale uczyła Pani - dużo różnych kursów, lekcji mistrzowskich i warsztatów prezentujących współczesne techniki fletowe. Dlatego doświadczenie pedagogiczne ma Pani większe od niejednego nauczyciela.
- Faktycznie tak było. Ja zawsze bardzo lubiłam uczyć i lubię się po prostu dzielić. Zawsze pasjonuje mnie, że jak coś odkryję, to mogę się tym podzielić, gdzieś dalej zaszczepić.
Natomiast po powrocie z Moskwy zamieszkałam w rodzinnym Lublinie i zaczęłam uczyć w szkole muzycznej, ale nadal prowadzę kursy i różne projekty. W 2020 roku otrzymałam stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na napisanie podręcznika i nagranie płyty. Zarówno podręcznik jak i napisany przeze mnie cykl etiud mają na celu przybliżenie dzieciom technik współczesnych. Cały ten materiał jest oparty na muzyce historycznej, a konkretnie na tańcach z Tabulatury Jana z Lublina. Dzisiaj wykonałam dwa z tych tańców, są to utwory – etiudy.
W tym podręczniku jest też część z ćwiczeniami, część wyjaśniająca, a celem było stworzenie pomostu. Wiele osób się boi muzyki współczesnej i są to głównie ludzie dorośli, bo dzieci nie czują takich ograniczeń.
Proszę powiedzieć więcej na temat celu, który chciała Pani osiągnąć, komponując etiudy i pisząc ten podręcznik.
- Jak już wspomniałam, chciałam stworzyć pomost. Użyłam współczesnego języka wypowiedzi, nieznanego dzieciom w szkole, ale materiał harmoniczny jest znany, klasyczny i jeszcze do tego rytm taneczny.
Niedawno w sieci zobaczyłam zdjęcia, na których otaczały Panią dzieci, a ujęcia wskazywały na dobry kontakt Pani z najmłodszymi.
- Dzieci są świetne, ponieważ mają kreatywność, otwartość i trzeba do nich dotrzeć jak najwcześniej, zanim ta kreatywność skamienieje.Ten mój projekt skierowany jest do dzieci średnich i podstawowych szkół muzycznych.
Miałam szczęście poznać Panią kilka lat temu i wtedy bardzo dużo Pani koncertowała jako solistka i kameralistka. Ostatnio pewnie tak samo, jak pozostali muzycy, koncertowała Pani rzadziej.
- Faktycznie, w przerwach związanych z pandemią koncertów praktycznie nie było. Udało mi się na szczęście poprowadzić parę projektów w sieci. Były także kursy, ale było tego wszystkiego mniej niż w poprzednich latach i dlatego podwójna radość z dzisiejszego występu.
Fantastycznie, że można już powrócić do koncertów z udziałem publiczności, zwłaszcza w tak cudownym miejscu spotkać się z ludźmi i celebrować muzykę.
Mam nadzieję, że działalność koncertowa będzie się już tylko rozwijać i Pani kalendarz będzie się także zapełniał propozycjami występów. Latem jeszcze ma Pani plany koncertowe?
- Tak, a najbliższe koncerty mam już za tydzień. Z organistą Jakubem Garbaczem wystąpimy 31 lipca w Krościenku nad Dunajcem, a 1 sierpnia w Lutczy na Podkarpaciu.
Można powiedzieć, że już odkryła Pani wszystkie możliwości fletu?
- Nie, to jest proces, który przez cały czas trwa. To jest fascynujące i bardzo mi się podoba, że ciągle pojawia się jeszcze coś nowego.Żartowałam kiedyś, że te wszystkie efekty mieszkają we flecie i trzeba je tylko otwierać jak cudowną skrzyneczkę (śmiech).
Już wspominałyśmy, że mieszkając dość długo w Moskwie występowała Pani często jako solistka i kameralistka. Czy utrzymuje Pani kontakty z tamtejszym środowiskiem muzycznym.
- Oczywiście, tylko ostatnio są problemy z podróżowaniem. Niedawno otrzymałam zaproszenie na Festiwal im. Diagilewa. Już kilka razy telefonowano do mnie, ale jest kłopot z dojazdem.
Działający w tamtejszym środowisku współcześni kompozytorzy, m.in. Aleksander Vustin i Nikolay Popov, dedykują Pani swoje utwory.
- Jak tam mieszkałam, to często pisali dla mnie. Bardzo ciepło wspominam ten okres.
Jednocześnie dobrze się chyba Pani czuje w rodzinnych stronach.
- Oczywiście, dobrze być w swojej ojczyźnie. Mam wielką nadzieję, że rozwijać się będzie życie koncertowe w Polsce, że będę mogła także podróżować i występować za granicą, m.in. w Rosji.
Bardzo się cieszymy, że jeden z pierwszych koncertów po pandemicznej przerwie odbył się w Leżajsku.
- Ja także jestem zachwycona, że mogłam tutaj przyjechać na zaproszenie prof. Józefa Serafina, dyrektora artystycznego tego festiwalu. Poznaliśmy się dwa lata temu podczas wspólnego koncertu i wtedy prof. Serafin usłyszał nietypowe brzmienia moich fletów, które chyba mu się spodobały, bo zaprosił mnie na tegoroczny festiwal.
Dzisiaj trzeba się było przygotować do koncertu. Dlatego zobaczyłam tylko bazylikę oo. Bernardynów oraz jej otoczenie i jestem zachwycona. Mam nadzieję, że jutro rano odwiedzę wszystkie najciekawsze zakątki w Leżajsku.
Zofia Stopińska