Muzyczne fascynacje Elizy Pawłowskiej
Miło mi przedstawić Państwu panią Elizę Pawłowską, znakomitą młodą pianistkę, która zachwyciła mnie wspaniałą grą na fortepianie stołowym Broadwooda z 1842 roku. Koncert zatytułowany „Damy historii” odbył się 19 listopada 2020 roku w ramach Przemyskiej Jesieni Muzycznej, a program wypełniły bardzo ciekawe, nieznane szerszej publiczności utwory. Część z nich Eliza Pawłowska wykonała z Dymitrem Olszewskim, świetnym skrzypkiem, który specjalizuje się w wykonawstwie muzyki minionych epok.
Jak rozpoczęła się Pani przygoda z muzyką?
- Można powiedzieć, że muzyką interesuję się od dziecka. Jako dziewczynka oglądałam pewnego razu koncert z rodzicami i zapragnęłam wtedy grać na jakimś instrumencie. Powiedziałam o tym mamie i tak zaczęła się moja przygoda z muzyką. Trafiłam do klasy fortepianu pani mgr Moniki Kucy, a następnie mgr Danuty Gościńskiej w Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Ignacego Jana Paderewskiego w Koninie. Kolejnym etapem były oczywiście studia. Zdecydowałam się na Akademię Muzyczną w Krakowie i klasę prof. dr. hab. Janusza Skowrona. Studiowałam u niego pięć lat z półroczną przerwą na stypendialny wyjazd na Universität für Musik und darstellende Kunst Wien, gdzie kształciłam się pod okiem prof. Johannesa Mariana.
Rozumiem, że podczas studiów cały czas grała Pani na współczesnym fortepianie. Kiedy zainteresowała się Pani fortepianami historycznymi?
- Moja przygoda z instrumentami historycznymi rozpoczęła się na dobre rok po zakończeniu studiów pianistycznych. Postanowiłam wtedy ponownie podjąć studia – na tej samej uczelni, czyli Akademii Muzycznej w Krakowie, lecz tym razem w Katedrze Muzyki Dawnej. Miałam szczęście, że klasę fortepianu historycznego prowadziły tam (i prowadzą nadal) dwie świetne pianistki: dr Katarzyna Drogosz i dr Petra Matějová. Okazało się, że gra na instrumencie historycznym bardzo różni się od gry na współczesnym. Zupełnie mnie to pochłonęło. Ostatecznym impulsem do szukania własnego fortepianu były przygotowania do konkursu. Chciałam zapewnić sobie jak najlepsze warunki ćwiczenia. Dzięki temu trafiłam na fortepian John Broadwood & Sons z roku 1842. Jest to instrument stołowy, nazwa nawiązuje do jego kształtu. Właśnie dzięki kształtowi i mniejszym niż fortepian skrzydłowy gabarytom, fortepiany stołowe stały się popularnymi instrumentami domowymi. Ale nie tylko; królowały także na dworze Stanisława Augusta, warto również pamiętać, że to właśnie na instrumencie stołowym sam Johann Christian Bach wykonał pierwszy w historii recital fortepianowy. Był rok 1768.
Proszę opowiedzieć o Pani instrumencie i jego budowniczym.
- John Broadwood był bardzo cenionym budowniczym fortepianów. W roku 1761 przybył do Londynu, by odbyć praktykę w warsztacie instrumentów klawiszowych Burkata Shudiego. Parę lat później panowie zostali wspólnikami. Pierwsza wzmianka o instrumencie stołowym Johna Broadwooda pochodzi z roku 1778; ich produkcję zakończono w 1866, ale firma przetrwała do lat 90. XX wieku.
Mój XIX-wieczny instrument znacznie różni się od tych budowanych współcześnie: wyglądem, brzmieniem; nieco inna jest także technika gry na nim. Dzięki swoim niewielkim, oczywiście jak na fortepian, wymiarom (170 cm x 71 cm x 33 cm) udaje mi się go transportować, choć jest to dość wymagająca operacja. Możliwość usłyszenia go w kolejnej sali wynagradza jednak te trudy. Skala fortepianu obejmuje sześć oktaw: od FF do f4, posiada on jedną dźwignię pedałową, która odpowiada prawemu pedałowi w instrumentach współczesnych. Umożliwia ona podniesienie wszystkich tłumików, dzięki czemu zmienia się brzmienie instrumentu, staje się donośniejsze, a dźwięki lepiej się ze sobą łączą. Bez względu jednak na użycie pedału instrument ten charakteryzuje się długim wybrzmieniem. Co ciekawe, brzmienie tego fortepianu łączy w sobie precyzyjny, perlisty dźwięk z intensywnym pogłosem. Uwagę przykuwa także wygląd fortepianu: mahoniowe drewno, rzeźbione nogi, pulpit podtrzymujący jednocześnie klapę. Pomimo swojego wieku (a liczy już sobie 178 lat!), instrument jest w bardzo dobrym stanie. Nie przechodził większego remontu. Najwięcej emocji budził strój fortepianu; początkowo dźwięk a1 odpowiadał około 390 Hz. Udało się go jednak podnieść do 430 Hz, czyli do często wykorzystywanej niegdyś wysokości. Z powodzeniem można go więc wykorzystywać do wykonywania muzyki kameralnej.
Wiek fortepianu skłania do myślenia o jego przeszłych losach. Nie udało mi się, jak na razie, ich odtworzyć. Odnalazłam jednak na nim niedawno inskrypcję L A S L E T T. Pobudza to oczywiście wyobraźnię, może więc wcale nie szkoda, że jego prawdziwa historia pozostaje mi nieznana.
Może też jeszcze kiedyś pozna Pani prawdziwą historię swego instrumentu. Trzeba także podkreślić, że fortepiany historyczne w ostatnich dwóch, a może nawet trzech dekadach cieszą się sporym zainteresowaniem.
- Fortepiany historyczne możemy usłyszeć w Polsce coraz częściej. Budzą spore zainteresowanie, czego przykładem jest zaproszenie XIX-wiecznego Broadwooda, mnie i skrzypka, z którym współpracuję – Dymitra Olszewskiego – na XXXVII Przemyską Jesień Muzyczną. Jeśli jest się zainteresowanym instrumentami klawiszowymi zarówno historycznymi, jak i współczesnymi, warto odwiedzić zabrzańskie Fortepianarium, prowadzone z pasją przez prof. Marka Toporowskiego. Z Podkarpacia to dość długa droga, skrócić ją może wycieczka wirtualna, jak wiadomo, wydarzenia kulturalne przeniosły się teraz do sieci.
Czy zdarza się Pani jeszcze czasem grać na fortepianach współczesnych?
- Odkąd zaczęłam interesować się wykonawstwem historycznym, koncertowałam rzeczywiście tylko na instrumentach dawnych. Nie znaczy to jednak, że całkowicie odcinam się od współczesnych fortepianów. Nieraz sama na takim ćwiczę, czy to późniejszy repertuar, czy przygotowując się do koncertu na instrumencie historycznym, lecz już nieco późniejszym, o cięższej mechanice lub gdy potrzebuję instrumentu utrzymanego we współczesnym stroju.
Proszę powiedzieć, jaki repertuar przeważa w Pani koncertach solowych i kameralnych?
- Ostatnio w kręgu moich zainteresowań leży głównie muzyka kobiet-kompozytorek, przede wszystkim XVIII i XIX wieku. Ze względu na uwarunkowania społeczne kobietom trudno było przebić się ze swoją twórczością. Dlatego wydaje mi się, że warto poświęcić czas na poznawanie ich kompozycji – istnieje duża szansa na znalezienie wśród nich prawdziwych arcydzieł. Zresztą odkrywanie muzyki, nieznanych dzieł wydaje mi się szalenie ciekawe, niezależnie, czy mamy do czynienia z muzyką stworzoną przez kobiety, czy też nie. Myślę, że dla nas współczesnych, zmierzenie się z muzyką, której nie znamy, która nie została nagrana, jest nowym, inspirującym doświadczeniem. Swoimi zainteresowaniami udało mi się zarazić Dymitra Olszewskiego, czego wyrazem są nasze ostatnie koncerty poświęcone głównie muzyce kobiet. Na co dzień współpracuję także ze studentami Katedry Muzyki Dawnej Akademii Muzycznej w Krakowie. Wykonujemy razem dzieła od Carla Philippa Emanuela Bacha przez klasyków (nie tylko wiedeńskich) po wczesny romantyzm.
Jak już nadmieniłam wystąpiła Pani wraz ze skrzypkiem Dymitrem Olszewskim w ramach XXXVI Przemyskiej Jesieni Muzycznej. Koncert zatytułowany został „Damy historii” i chyba był specjalnie na ten festiwal przygotowany.
- Układając program na Przemyską Jesień Muzyczną zależało nam na ukazaniu bogactwa kobiecego repertuaru. Wybrane przez nas kompozycje reprezentują nie tylko różne epoki, style, ale także odmienne podejście do dzieła muzycznego. Chcieliśmy także zaprezentować publiczności mało znane kompozycje, choć nie był to nasz główny cel – przede wszystkim chcemy dzielić się muzyką dobrze napisaną, a jeśli dodatkowo jest to muzyka nieznana, stanowi to dla nas, i chyba także dla słuchaczy, dodatkową atrakcję. Z wybranych przez nas kompozytorek przedstawienia nie wymaga chyba jedynie Clara Schumann. Wybitna pianistka, kompozytorka, której sam Johannes Brahms wysyłał swoje dzieła, by uzyskać wskazówki. Margarethe Danzi, Francesca Lebrun, Marianna Auenbrugger to kompozytorki wcześniejsze, żyjące jeszcze w XVIII wieku. Najstarsza z nich, Francesca Lebrun, znana była swoim współczesnym przede wszystkim jako znakomita śpiewaczka. Występowała na scenach niemieckich, francuskich, włoskich i angielskich. Śpiewała na otwarciu słynnego Teatro alla Scala. Wzbudzała sensację swoją umiejętnością dopasowania słów do instrumentalnych partii symfonii koncertujących i zaśpiewania ich. Zostawiła po sobie 12 kompozycji – Sonat na fortepian bądź klawesyn z towarzyszeniem skrzypiec. Dzieła te zostały wydane w latach 1779-1781 jako op. 1 i op. 2. Z tego, co mi wiadomo, jak dotąd jedynie Sonaty z opusu 1 doczekały się nagrania płytowego. Wybrana przez nas Sonata zamyka drugi zbiór (Sonata Es-dur op. 2 nr 6). Utwory zarówno z 1, jak i 2 opusu to dzieła dwuczęściowe, składające się w zasadzie z dwóch szybkich części Allegro i Rondo. Sonata Es-dur, to dzieło przepełnione wigorem, zostawiające wykonawcy dużą swobodę interpretacyjną. Co ciekawe, Francesca Lebrun była nauczycielką Margarethe Danzi, a później także jej szwagierką. Margarethe Danzi wybrała podobną ścieżkę kariery – wiele podróżowała jako ceniona wokalistka, była także pianistką i świetną kompozytorką. Jej nauczycielami byli także Leopold Mozart oraz Franz Danzi, który został później jej mężem. Leopold Mozart wraz ze swoim sławnym synem próbowali wydać Sonaty fortepianowe Margarethe Danzi, co świadczy o tym, jak wysoko cenili jej kompozycje, jednak bezskutecznie. Utwory te niestety zaginęły, a jako opus 1 wydano Sonaty na fortepian i skrzypce. To właśnie z tego zbioru pochodzi Sonata E-dur, którą zaprezentowaliśmy na Festiwalu Przemyska Jesień Muzyczna. Jest to kompozycja trzyczęściowa, wykorzystująca typowe dla tego gatunku formy: allegro sonatowe, wariacje, rondo; jednak kompozytorka traktuje je w zupełnie niebanalny sposób, tworząc tym samym własny rys stylistyczny. Pełny jest on nieoczekiwanych zwrotów harmonicznych zapowiadających romantyzm, a nawet muzykę XX wieku, subtelnych melodii, dramatyzmu, a także humoru. W moim repertuarze znalazła się także Sonata Es-dur Marianny Auenbrugger. Jest to jedyne dzieło, jakie pozostało po tej kompozytorce. Być może też jedyne, jakie spisała. Po przedwczesnej śmierci kompozytorki Sonata została wydana własnym sumptem przez jej nauczyciela Antonia Salieriego. Sławny kompozytor do wydania dołączył także odę żałobną napisaną na cześć Marianny. Marianna i jej siostra Caterina były bardzo cenionymi pianistkami. Pochwalne opinie na ich temat wygłaszali muzyczni giganci, tacy jak Joseph Haydn czy Leopold Mozart. Haydn, a także Muzio Clementi zadedykowali siostrom Auenbrugger niektóre ze swoich kompozycji. Wykonana przeze mnie na Festiwalu Sonata Es-dur to dzieło trzyczęściowe, choć ze względu na ramy czasowe zdecydowałam się na zagranie jedynie lirycznego Largo. Poprzedza je pełna elegancji i energii część Moderato, a całą Sonatę wieńczy przepełnione humorem Rondo.
Ten fascynujący program został w bardzo interesujący sposób przez Państwa przybliżony słuchaczom. Koncert jest jeszcze dostępny na stronach internetowych Towarzystwa Muzycznego w Przemyślu i YouTube TV Podkarpacka. Warto poszukać i posłuchać znakomitych Państwa kreacji i brzmienia instrumentów.
Dziękuję Pani za poświęcony mi czas i kończymy tę rozmowę z nadzieją, że czas pandemii niedługo minie i będzie okazja posłuchać brzmienia Pani instrumentu w sali koncertowej.
- Ja również bardzo dziękuję i również liczę, że koncerty z udziałem publiczności rozpoczną się jeszcze na wiosnę.
Z panią Elizą Pawłowską, znakomitą pianistką grającą na fortepianie stołowym Broadwooda z 1842 roku rozmawiała Zofia Stopińska w styczniu 2021 roku.
Galeria
- Damy historii Damy historii
- Damy historii Damy historii
- Damy historii Damy historii
- Damy historii Damy historii
- Damy historii Damy historii
- Damy historii Damy historii
- Damy historii Damy historii
https://www.klasyka-podkarpacie.pl/wywiady/item/2686-muzyczne-fascynacje-elizy-pawlowskiej#sigProId175345e7dc