W muzyce kameralnej zacząłem odkrywać nowy, piękny świat
Na antenie TVP3 Rzeszów trwają emisje koncertów 59. Muzycznego Festiwalu w Łańcucie. 4 października o 19.00 rozpocznie się emisja koncertu kameralnego w wykonaniu dwóch znakomitych muzyków: Krzysztofa Jakowicza, jednego z najwybitniejszych polskich skrzypków wszechczasów, emerytowanego profesora zwyczajnego UMFC w Warszawie oraz visiting profesor w Soai University w Osace (Japonia) i niezwykle utalentowanego pianisty młodszego pokolenia Roberta Morawskiego. Gorąco Państwu polecam to wydarzenie oraz poniższy wywiad.
Zapraszam na spotkanie z dr hab. Robertem Morawskim, znakomitym pianistą kameralistą, występującym z wielkim powodzeniem w kraju i za granicą z wybitnymi artystami. Robert Morawski jest laureatem wielu prestiżowych nagród. Prowadzi klasę kameralistyki fortepianowej w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie oraz kursy mistrzowskie w kraju i zagranicą. Miałam przyjemność rozmawiać z Artystą 29 sierpnia tego roku w Kąśnej Dolnej, przed Maratonem Muzycznym, który odbył się w ramach XIV Festiwalu Muzyki Kameralnej „Bravo Maestro”.
Kiedy rozpoczął Pan naukę gry na fortepianie? Pytam, bo przeczytałam, że po raz pierwszy wystąpił Pan w Filharmonii Narodowej w wieku siedmiu lat.
- To zależy, co nazwiemy początkiem. Systematycznie zacząłem się uczyć grać na fortepianie wraz z rozpoczęciem nauki w szkole, w pierwszej klasie.
Wcześniej grałem bardzo dużo „swojej muzyki dziecięcej”, siedząc przy pianinie. Improwizowałem swoje utwory i to także był powód, że moi rodzice zdecydowali się przenieść z Kanady do Polski, bo urodziłem się w Kanadzie i nawet rozpocząłem tam naukę w szkole, ponieważ w Kanadzie rozpoczyna się naukę w szkole podstawowej rok wcześniej niż w Polsce.
Nie pamiętam dobrze, ale podobno byłem utalentowanym dzieckiem. Wśród tamtejszej Polonii panowała wręcz moda na rozwijanie zainteresowań muzycznych u dzieci. W wielu domach były, tak jak w moim, pianina. Ponieważ ja się bardzo dobrze bawiłem przy instrumencie, mama uznała, że odziedziczyłem talent po moim pradziadku, który był pianistą, a dziadek grywał amatorsko na akordeonie.
Po przeprowadzeniu się do Polski, posłano mnie do szkoły muzycznej i wkrótce zostałem wytypowany jako jeden z obiecujących uczniów klasy fortepianu do występu w Filharmonii Narodowej.
W notkach biograficznych wymienia Pan tylko dwóch nauczycieli: prof. Bronisławę Kawallę i prof. Jerzego Marchwińskiego – pewnie dlatego, że mieli oni istotny wpływ na Pana umiejętności i muzyczną drogę.
- Te notki muszą być krótkie i nie ma miejsca na wymienianie wszystkich, ale chciałbym wymienić moich pedagogów, bo miałem wielkie szczęście do nauczycieli gry na fortepianie.
Zaczynałem się uczyć u pani Hanny Wesołowskiej, która była świetnym muzykiem. Nauczyłem się także bardzo dużo u pani Joanny Świtlik, która poświęcała mi bardzo dużo czasu i szczególną uwagę zwracała na mój aparat gry. Ponadto miała ogromny wpływ na mój gust muzyczny, ponieważ w dzieciństwie bardzo rzadko słuchałem muzyki poważnej. Mój kontakt z muzyką klasyczną ograniczał się do słuchania polonezów młodzieńczych i Koncertu e-moll Fryderyka Chopina oraz muzyki do baletu „Święto wiosny” Igora Strawińskiego. Interesowała mnie natomiast inna muzyka, najczęściej słuchałem nagrań zespołu The Police albo Michaela Jacksona. Pani Joanna Świtlik potrafiła zachęcić mnie do zainteresowania się muzyką klasyczną i to nie tylko fortepianową. Słuchałem dużo muzyki symfonicznej i kameralnej.
Na moją edukację muzyczną miała także wpływ współpraca z prof. Mają Nosowską i prof. Maciejem Paderewskim, ale wpływ prof. Bronisławy Kawalli na moje umiejętności pianistyczne jest nie do przecenienia.
Jest Pan pianistą kameralistą – kiedy zdecydował Pan, że w tym nurcie muzyki chce się Pan spełniać?
- W Polsce obiecujący pianista-solista nie ma łatwo z uwagi na Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, który jest jednym z najstarszych i najbardziej prestiżowych konkursów muzycznych na świecie. Wyróżniający się młodzi pianiści są z dużym wyprzedzeniem szykowani do Konkursu Chopinowskiego.
Znalazłem się w tej grupie i nawet nieoficjalnie przepowiadano, że mam szanse znaleźć się w finale. Te rozmowy odbywały się podczas trwania Konkursu, ja pilnie chodziłem i śledziłem zmagania uczestników w kolejnych etapach. Byłem wtedy jeszcze bardzo młody, ale już bardzo się denerwowałem tym, że za dziesięć lat stanę do Konkursu Chopinowskiego. Tak mnie to wytrąciło z równowagi, że nawet nie mogłem spać.
Moje zainteresowanie muzyką kameralną zaczęło się, kiedy rozpocząłem zajęcia z kameralistyki fortepianowej z prof. Jerzym Marchwińskim. Podczas lekcji grałem partię fortepianu pieśni "Polna różyczka" Franza Schuberta. To jest prosta pieśń, ale ja nie wiedziałem, mówiąc kolokwialnie, jak się nazywam. Dostrzegłem, ile w niej jest bardzo wysublimowanych niuansów artystycznych, których często nie ma w muzyce solowej. Soliście brakuje relacji z drugą osobą, z partnerem muzycznym. Muszę dostosować barwę dźwięku do głosu osoby, której towarzyszę. Musimy przez cały czas być razem i dotyczy to zarówno tekstu nutowego, jak i barwy głosu, czy instrumentu drugiego wykonawcy. Jest ogromna różnica, kiedy gram ze śpiewakami w zależności od tego, czy występuję z sopranem, tenorem, barytonem czy basem. Muszę się dostosować do barwy głosu każdego śpiewaka, bo każdy ma przecież inną barwę, inną emocjonalność. Te różnice dotyczą także instrumentów, którym towarzyszę: skrzypce, wiolonczela, klarnet itd., itd.
Zacząłem odkrywać nowy, piękny świat. Okazało się, że trzeba naprawdę umieć grać na fortepianie, żeby grać kameralistykę na najwyższym poziomie, a nie tylko akompaniować, grając nuty. Profesor Jerzy Marchwiński ze swoja ideą „partnerstwa w muzyce” przyczynił się do zmiany myślenia o pianistach, którzy wykonują muzykę kameralną. Trzeba być przede wszystkim dobrym pianistą, bo zasady są zawsze te same. Lewa ręka w Preludium Des-dur „Deszczowym” Fryderyka Chopina akompaniuje prawej, ale trzeba ją pięknie wykreować.
Dzięki miłości do muzyki kameralnej i umiejętnościom występował Pan z tak wybitnymi artystami, jak: Wanda Bargiełowska-Bargeyłło, Urszula Kryger, Aleksandra Kurzak, Iwona Hossa, Anna Kutkowska-Kass, Alison Pearce, Iwona Socha, Katarzyna Trylnik, Aga Wińska, Agnieszka Wolska, Joanna Woś, Małgorzata Walewska, Vadim Brodski, Marcin Bronikowski, Christian Danowicz, Andrzej Dobber, Robert Gierlach, Romuald Gołębiowski, Krzysztof Jakowicz, Stefan Kamasa, Sylwester Kostecki, Rafał Kwiatkowski, Konstanty Andrzej Kulka, Piotr Pławner, Kazimierz Pustelak, Artur Ruciński, Tomasz Strahl, Dima Tkaczenko, Sławomir Tomasik, Janusz Wawrowski, Adam Zdunikowski, Marcin Zdunik – wymieniać by można długo, a z większością wymienionych artystów miałam szczęście rozmawiać i zawsze byli zadowoleni ze współpracy z Panem. Na pewno trzeba być dobrym pianistą, ale jakie umiejętności są jeszcze potrzebne?
- Zawsze liczy się relacja z drugim człowiekiem i trzeba ją stworzyć. Bywa również tak, że ta druga osoba nie zawsze nam odpowiada, ale ja staram się zawsze stawiać na współpracę podczas prób i koncertu.
Jestem z natury typowym kameralistą, człowiekiem stadnym i współczuję solistom, którzy sami podróżują, sami mieszkają w hotelu, sami jedzą posiłki, udają się na spacer, na próbę, na koncert i po koncercie także zostają sami. Pianistów dotyczy to szczególnie, bo na przykład skrzypek czy śpiewak najczęściej podczas recitalu potrzebują pianisty.
Pianista kameralista musi potrafić zagrać inaczej, bo nie zawsze jego wersja jest jedynie dobra. Występując często z solistami Weltklasse, przekonałem się, że oni także nie są „zaszufladkowani” na jedną interpretację. Także są bardzo otwarci na współpracę, też chcą, żeby ciągle było inaczej, lepiej...
Niedawno pan prof. Sławomir Tomasik także wspominał mi o współpracy z Panem. Wiem, że jedna z Waszych płyt nagrodzona została „Fryderykiem”.
- „Fryderyka” otrzymał album zawierający wszystkie utwory na skrzypce i fortepian Karola Szymanowskiego. Bardzo się cieszę, że nagrania się udały i zostały dobrze przyjęte. Z profesorem Sławomirem Tomasikiem nagraliśmy także album z trzema sonatami na skrzypce i fortepian Johannesa Brahmsa oraz z dwiema sonatami tego kompozytora, opracowanymi przez kompozytora na skrzypce i fortepian na prośbę Josepha Joachima.
Niedawno ukazała się nasza kolejna wspólna płyta z utworami na skrzypce i fortepian Ignacego Jana Paderewskiego, na której oprócz Sonaty op.13 i Allegro de Concert, zamieszczona jest opracowana przez nas na skrzypce i fortepian pieśń Paderewskiego „Szumi w gaju brzezina”.
Otrzymał Pan kilka nagród dla najlepszego pianisty-akompaniatora w ważnych konkursach wokalnych w Polsce - może pan przy okazji powiedzieć o współpracy z młodymi śpiewakami?
- Owszem, towarzyszyłem śpiewakom na konkursach wokalnych, ale również grałem z biorącymi udział w konkursach instrumentalnych. Muszę się jednak przyznać, że zawsze dużo zdrowia mnie to kosztowało. Podczas każdego konkursu tracę bardzo dużo energii i odczuwam ogromną presję, ponieważ czuję się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale także za osobę biorącą udział w konkursie, bo trzeba zawsze tak grać, aby jej pomóc. Czasami trzeba się starać ukryć jakieś drobne niedostatki, a z kolei jak artysta jest wybitny, to trzeba mu tak towarzyszyć, aby wyeksponować jego wszelkie walory. Krótko mówiąc, trzeba grać najlepiej, jak się potrafi.
Zajmuje się Pan także pracą pedagogiczną i prowadzi Pan klasę kameralistyki fortepianowej na UMFC w Warszawie. Czy dużo jest pianistów, którzy chcą grać muzykę kameralną?
- Niedawno zostałem kierownikiem Katedry Kameralistyki Fortepianowej i Smyczkowej, dlatego mogę powiedzieć, że mamy już od kilku lat otwarte studia magisterskie, które upoważniają do uczenia gry na fortepianie i bardzo dużo osób chce studiować na tym kierunku. Przekonałem się, że są oni pasjonatami muzyki i wiedzą, co chcą w życiu robić.
Trzeba także podkreślić, że dużo jest pracy dla pianistów, bo oprócz występów solowych, pianiści mogą być zatrudnieni na wszystkich stopniach edukacji (uczelnie oraz szkoły muzyczne I i II stopnia), mogą grać z innym instrumentalistami, w zespołach kameralnych, a nawet w orkiestrze symfonicznej pianista jest często potrzebny i są w orkiestrach dla nich etaty. Żaden instrumentalista, czy śpiewak nie obędzie się bez udziału pianisty.
Nasi absolwenci nie mają problemów ze znalezieniem pracy. Dwóch moich wychowanków, którzy ukończyli studia w ubiegłym roku, od razu zostało zatrudnionych.
Ma Pan w repertuarze zarówno dzieła muzyki dawnej, jak i współczesne. Wiem, że dokonał Pan prawykonania utworów współczesnych kompozytorów.
- Prawykonania czy wykonania muzyki współczesnej żyjących kompozytorów, to jest osobne pole działalności artystycznej dla każdego.
Ja bym wiele dał, żeby się spotkać na przykład z Beethovenem, chociaż nie wiem, czy byłoby to przyjemne spotkanie. Dotknąć niejako samego twórcy, usłyszeć jego argumentację.
Spotkania ze współczesnymi kompozytorami są różne. Często są bardzo wymagający, ale niektórzy nie chcą się wypowiadać, uważają, że napisali już wszystko i reszta należy do wykonawcy.
Nawiązując jeszcze do poprzedniego pytania. Bardzo ważne jest, aby pedagog nauczył swojego podopiecznego, jak ma się zabrać do pracy nad partyturą, jak można się jej szybko nauczyć. Sprawne czytanie nut to jest odpowiednia technika, a nie kwestia talentu.
Najczęściej oklaskiwałam Pana na różnych estradach jako kameralistę, ale nawet podczas takich koncertów pianista musi często zagrać coś solo, bo śpiewak musi przez chwilę odpocząć.
- Albo śpiewaczka potrzebuje czasu na zmianę sukienki (śmiech).
Zdarza mi się także występować z recitalami, ale wtedy wybieram sobie utwory, które lubię. Niedługo będę grać Images Claude Debussy’ego i każdą wolną chwilę poświęcam na przygotowanie tych utworów. Każdy pianistam powinien ćwiczyć utwory solowe, ponieważ nie tylko trenuje wtedy technikę, ale przede wszystkim uczy się dźwigać na swoich barkach samodzielną kreację, komunikację z publicznością A tej często brakuje pianistom kameralistom, bo chowają się za plecy instrumentu, czy śpiewaka.
Rozmawiamy przed „Maratonem Muzycznym”, który odbędzie się w ramach XIV Festiwalu Muzyki Kameralnej „Bravo Maestro”, organizowanego przez Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. Dla Pana taki koncert jest zazwyczaj prawdziwym maratonem, często pianista przez cały koncert gra na fortepianie.
- To nie są zwyczajne koncerty, to miejsce także nie jest zwyczajne, bo tutaj Ignacy Jan Paderewski miał swój dworek i tutaj także grał. Czuje się aurę tego wielkiego człowieka.
Ponadto osoby, które aktualnie zarządzają tym miejscem lub tutaj pracują, od dyrektora pana Łukasza Gaja po pana Grzegorza, który jest ogrodnikiem – wszyscy są bardzo oddani muzyce i zaangażowani w organizację koncertów.
Najczęściej występując w Kąśnej wiem z góry, co zagram, natomiast formuła akurat Maratonu Muzycznego jest otwarta. Wielu muzyków z całej Polski zapraszanych jest do udziału w tym koncercie i gramy w różnych składach. Często jest mało czasu, żeby wcześniej się nauczyć utworów, których nigdy w życiu wcześniej nie grałem, ale taka jest formuła koncertu.
Koncert rozpocznie się już niedługo , a na zakończenie chcę jeszcze przypomnieć, że bieżący rok jest szczególny, bowiem mija 30 lat działalności Centrum Paderewskiego. Jubileusz dla Gospodarzy tego miejsca był pretekstem do nagrania specjalnej płyty zatytułowanej „Reminiscencje”. Niemal wszyscy występujący na płycie muzycy koncertowali w Kąśnej Dolnej wielokrotnie. Piotr Pławner, Mariusz Patyra, Tomasz Strahl, Robert Morawski i Klaudiusz Baran to nie tylko doskonali muzycy, ale także wielcy przyjaciele Centrum Paderewskiego.
To cudowna płyta, a Pan występuje na niej nie tylko jako kameralista. Gra Pan także porywająco Poloneza A-dur op. 40 nr 1 Fryderyka Chopina.
- Chyba nie ma drugiego takiego utworu w polskiej muzyce, który tak jednoznacznie mógłby stanąć obok Mazurka Dąbrowskiego, jak Polonez A-dur Fryderyka Chopina. Na dźwięk którego publiczność wstaje. Który słysząc – mówię: Polska. Który od dziecka marzyłem, by zagrać, a wreszcie teraz w Kąśnej Dolnej mogę nagrać.
Zofia Stopińska