Magiczne miejsce w sercu Lwowa
Wiele osób z Polski udaje się do Lwowa głównie po to, aby być na spektaklu operowym w słynnej Operze Lwowskiej, której obecnie pełna nazwa brzmi: Lwowski Narodowy Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej. Aktualnie nie podróżujemy, zostajemy w domach, ale myślę, że to odpowiedni czas, aby opowiedzieć o tym magicznym miejscu w sercu Lwowa. Wspólnie z Panem Zbigniewem Chrzanowskim – aktorem, reżyserem teatralnym i dyrektorem artystycznym Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie, proponujemy Państwu wycieczkę po jednym z najpiękniejszych teatrów operowych wschodniej części Europy.
Zofia Stopińska: Budynek Opery Lwowskiej zachwyca nas coraz bardziej, kiedy zbliżamy się do niego, idąc od strony pomnika Adama Mickiewicza.
Zbigniew Chrzanowsk: Na pewno zachwyca przepiękna perspektywa tego budynku usytuowanego przy dawnych Wałach Hetmańskich i wspaniała bryła Teatru zaprojektowana przez Zygmunta Gorgolewskiego ponad sto lat temu - w latach 1895 - 1900.
Ten Teatr szczyci się obecnością najwybitniejszych śpiewaków i dyrygentów światowej sławy, a również artystów dramatycznych, bo kiedyś to był swego rodzaju kombinat teatralny. Tutaj odbyły się premiery sztuk przygotowanych przez znakomitych polskich reżyserów, takich jak Solski, Pawlikowski, trudno byłoby wyliczyć wszystkich, a równocześnie na tej scenie brzmiały wspaniałe głosy: Adama Didura, Modesta Męcińskiego, Aleksandra Myszugi, znanego pod pseudonimem Filippi, i tej, która aktualnie jest patronką tego Teatru – myślę o Salomei Kruszelnickiej, która wielki rozgłos i karierę również zawdzięcza polskim twórcom, bo przez wiele lat była gwiazdą Opery Warszawskiej. Salomea Kruszelnicka święciła swoje tryumfy we Lwowie jako wstępująca na scenę śpiewaczka, młoda artystka, która urodziła się na ziemi tarnopolskiej, a tutaj stawiała pierwsze kroki, ale tak naprawdę laury zdobyła we Włoszech. Jak legenda głosi, to Salomea Kruszelnicka uratowała znakomitą operę Giacomo Pucciniego „Madame Butterfly”, której spektakle kończyły się klapą i dopiero jej piękna postać, bo była to pięknej postury kobieta o pięknym wyrazie twarzy, jako Cho-cho-san przyniosła temu spektaklowi Pucciniego sławę, która tej operze zapewnia pełne sale operowe na całej kuli ziemskiej.
Salomea Kruszelnicka po wojnie wróciła do Lwowa, bo to miasto było kolebką jej talentu, tutaj zmarła i została pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim. W Sali Lustrzanej Opery Lwowskiej pojawiło się popiersie tej słynnej śpiewaczki, której imię zostało nadane temu Teatrowi.
Proszę powiedzieć więcej o budowie wspaniałego obiektu, jakim jest Opera Lwowska.
- Ten budynek powstał na przełomie XIX i XX wieku, został zbudowany z wielkim rozmachem przez Zygmunta Gorgolewskiego sumptem obywateli lwowskich, którzy sobie zafundowali takie cudowne miejsce, był równocześnie sceną dramatyczną i w imię tego zostały upamiętnione sztuki, które były tutaj grane. Są to sceny z wybitnych dramatów polskich twórców – zarówno klasyków, romantyków i późniejszych.
Widać to szczególnie w miejscu, gdzie się znajdujemy, w przepięknej Sali Lustrzanej.
- Widzimy tu oczywiście sceny z „Krakowiaków i Górali”, widzimy sceny z „Halki” Stanisława Moniuszki, widzimy tutaj dramaty Juliusza Słowackiego – „Lillę Wenedę”, „Balladynę”, mamy sceny z „Zemsty” Aleksandra Fredry, widzimy „Powrót posła” Juliana Ursyna Niemcewicza, czyli przeplata się opera z dramatem i śpiewogrą. Wszystko, co było kiedyś tak istotne dla polskiej sceny dramatycznej, znalazło swoje miejsce w tej przepięknej sali lustrzanej i myślę, że sąsiedztwo z wybitną ukraińską śpiewaczką Salomeą Kruszelnicką jest niezwykle harmonijne i mówi o połączniu sztuk sąsiadujących narodów. Całość tej plafoniery została zaplanowana przez artystę-malarza lwowskiego Stanisława Dębickiego i namalowana przez jego uczniów. Cały gmach Opery został ozdobiony wyjątkowymi dziełami sztuki, bo znalazły się tutaj rzeźby Piotra Wójtowicza i malowidła Antoniego Popiela, który jest współautorem wspaniałego pomnika Adama Mickiewicza, stojącego niedaleko w sercu Lwowa. Antoni Popiel pochowany jest także na Cmentarzu Łyczakowskim.
W sali lustrzanej odbywały się z pewnością różne spotkania, bankiety, rauty.
- Na pewno była to sala wielofunkcyjna, ale bankiety i rauty to odświętne dni każdego teatru, natomiast na co dzień można tutaj odpocząć, spacerować i podziwiać dzieła sztuki, które nas otaczają. To jakby dalszy ciąg tego, co dzieje się na scenie, a jednocześnie wystrój i kubatura sali sprzyjają odpoczynkowi. W żadnym z europejskich teatrów operowych nie spotkałem sali do kontemplacji, jakby promenadowej, tak pięknej i o takich rozmiarach, jak we Lwowie.
Podobnie jest z przepięknym foyer i schodami.
- Tak, klatka schodowa jest bardzo wystawna, a jednocześnie przestrzenna, umożliwia nabranie oddechu i łatwo się w niej poruszać. Zawsze z radością tutaj przebywam.
Wszędzie otaczają nas piękne obrazy, rzeźby. Udajemy się w kierunku sali widowiskowej.
- W budynku Opery wszędzie znajdujemy alegorie pór roku albo muz, które w takim dziwnym tańcu ozdabiają plafon Sali Widowiskowej.
Gdybyśmy mieli możliwość spojrzeć na salę widowiskową z góry, od tego wspaniałego żyrandola, to zobaczylibyśmy, że sala ma formę liry. Ten pomysł muzyczny zamyka także wspaniale akustycznie tę salę.
Całe wnętrze sali widowiskowej jest dokładnie przemyślane. Dotyczy to szczególnie balkonów i lóż. W niektórych zasiadają specjalni goście dyrektora Opery, w innych koronowane głowy.
- W tej chwili te relacje uległy już zmianie. W XIX wieku uważano, że należy siedzieć jak najbliżej sceny. Loże gubernatorskie, dyrektorskie i dla gości prezydenta miasta znajdują się bezpośrednio nad kanałem orkiestrowym, w tym miejscu orkiestra najbardziej zagłusza śpiew artystów znajdujących się na scenie. Oczywiście, że goście specjalni powinni mieć jak najbliższy kontakt ze sceną i to zostało zachowane, ale w ostatnich latach zauważyłem, że tych dostojników czy specjalnych gości dyrektor Opery sadza w swoich ulubionych lożach dalej od sceny i one znajduję się niemal u wylotu parteru, bo w tym miejscu widać najlepiej scenę, a także kumuluje się dźwięk oraz najlepiej słychać śpiewaków i orkiestrę. Wiek XX skorygował dawne zwyczaje w usadowieniu VIP-ów.
Loża dyrektorska jest vis-à-vis loży namiestnikowskiej.
- Tak, loża dyrektorska odgrywała rolę strategiczną, bo z loży dyrektor mógł łatwo przemieścić się do swojego gabinetu i szybko zażegnać jakiś konflikt. Teraz także dyrektor ma taką możliwość, bo może ze swojego gabinetu wejść do niewielkiego saloniku, w którym można mile konferować i rozmawiać, a równocześnie wejść do loży i zobaczyć, co dzieje się na scenie i w kanale orkiestrowym.
Natomiast jeśli z uwagą może obejrzeć i posłuchać spektaklu z loży znajdującej się dalej, to loża siódma w pierwszym balkonie, bo tam dobrze widać i słychać.
Obserwuję, że specjalni goście chętnie pojawiają się w reprezentacyjnych lożach, ale wiem, że nie są one dobre do obserwowania spektaklu, natomiast są bardzo reprezentacyjne i wszyscy mogą takiego dostojnika zobaczyć.
Do loży namiestnikowskiej jest oddzielne wejście.
- Nie tylko jest oddzielne wejście, ale nawet oddzielny podjazd, który został zachowany. Z prawej strony gmachu Opery jest specjalny wjazd, drzwi i jest klatka schodowa, skąd można wejść do małego saloniku, z którego wchodzi się do loży gubernatorskiej czy, jak pani powiedziała, namiestnikowskiej. To wszystko zostało zachowane i specjalni, ważni goście mogą tamtędy wchodzić.
Na 100-lecie została przywrócona temu budynkowi dawna świetność.
- Tak, z okazji tej okrągłej rocznicy i dzięki ogromnej dotacji europejskiej. Przygotowując Lwów do konferencji prezydentów Europy, postanowiono odnowić także budynek Opery.
Ten budynek był kilkakrotnie odnawiany i remontowany, ale stan, w jakim znajduje się teraz, jest zasługą całej Europy.
Nie możemy pominąć faktu, że kiedy weszliśmy na widownię, spuszczona była słynna kutyna „Parnas” Henryka Siemiradzkiego.
- Ta kurtyna opuszczana jest bardzo rzadko. Musimy wiedzieć, że kurtyna Siemiradzkiego kilka lat temu została poddana zabiegom konserwacyjnym, które odbywały się w Petersburgu, gdzie doskonale potrafią przywracać dawną świetność starym tkaninom. Ten sam mistrz zaprojektował kurtynę dla Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, ale trudno je porównywać, bo lwowska kurtyna jest o wiele większa i bogatsza. Kilka postaci unosi się na „Parnasie” w tle, przez co jest kurtyną bardziej reprezentacyjną. Niektórzy twierdzą, że kurtyny krakowska i lwowska są takie same, ale to nie jest prawda.
Zasiedzieliśmy się trochę w tej przepięknej sali i już rozlegają się dzwoneczki, bo spuszczana jest jeszcze inna kurtyna, przeciwpożarowa. Także piękna.
- W każdym teatrze taka przeciwpożarowa kurtyna musi być i musiała być w XIX czy na początku XX wieku. Było sporo pożarów, które trawiły słynne teatry operowe, zabierając je nam z naszej świadomości . Najlepszym przykładem jest Teatr La Fenice w Wenecji, który płonął kilkakrotnie. Stąd zabezpieczenia w każdym teatrze muszą być.
Ta kurtyna po kapitalnym remoncie została wzmocniona, obciążona większą warstwą substancji przeciwpożarowej, która oddziela scenę od widowni, ale we Lwowie ma ona również charakter dekoracyjny. Na dużych płaszczyznach blaszanych został wykonany jeszcze na początku XX wieku obraz. Jest to panorama Lwowa widziana od strony Podzamcza, czyli mamy przed sobą Wysoki Zamek, Kopiec Unii Lubelskiej, panoramę Starego Miasta – wszystkich kościołów i cerkwi, które znajdują się w centrum. Proszę sobie wyobrazić, że nie znamy autora tej kurtyny.
Budując ten Teatr i przewidując taką kurtynę, grupa malarzy niemieckich, która brała udział w budowie, postanowiła namalować tę kurtynę i to jest rezultat, i owoc pracy kilkunastu malarzy niemieckich, którzy się nie podpisali, a zostawili we Lwowie taki prezent.
Czy równie przestrzenne i wygodne jest zaplecze tego Teatru? Nie możemy się o tej porze, po spektaklu, tam udać.
- Zaplecze sceniczne, garderoby być może nie spełniają warunków teatru XXI wieku. Przestrzeń za kulisami nie umożliwia realizacji wszelakich efektów, które robi się w nowoczesnych budynkach operowych. Bryła Opery Lwowskiej wkomponowana jest w przestrzeń miasta i nie może być powiększona. Wszystkie pracownie znajdują się poza teatrem, w budynku o odpowiednich rozmiarach, i już gotowe elementy dekoracji są tutaj przywożone.
W czasie ostatniego remontu została zamontowana ruchoma scena, która może zjechać na dół albo wyjechać do góry, może być budowana na różnych płaszczyznach i osiągnąć nawet równię pochyłą.
Pamiętam, że Pan zastosował równię pochyłą reżyserując operę „Mojżesz” – Myroslawa Skoryka.
- To prawda, natomiast we wszystkich innych teatrach, w których wystawialiśmy „Mojżesza”, trzeba było wozić zapasową równię pochyłą, bo w żadnym z nich nie było innej możliwości.
Światowa premiera tej opery odbyła się 23 czerwca 2001 r. – z okazji pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II na Ukrainę. Byłam na spektaklu „Mojżesza” w Operze Lwowskiej i ta opera jest ciągle w repertuarze lwowskiego teatru. Wiem, że zaplanowany jest spektakl m.in. na 10 marca 2019 roku.
Nie miałam okazji, aby się zapytać, jak się Pan zmierzył z „Mojżeszem”.
- Zaproszenie do realizacji tego dzieła było dla mnie ogromną, ale miłą niespodzianką. Miałem znakomite warunki pracy, bo wszyscy mi sprzyjali. Pomogło mi również to, że autora muzyki, wybitnego kompozytora Myroslawa Skoryka, znam od wielu lat. Wiedziałem, że będę mógł liczyć nawet na małe zmiany, jeżeli będzie trzeba. Dość długo znałem libretto, a nie miałem pełnej partytury. Trudno mi było pracować z dużym wyprzedzeniem. Podjąłem się pewnej eksperymentalnej podróży, którą zrobiłem bardziej dla siebie niż dla przyszłej realizacji, bo nie wiedziałem, czy rzeczywiście ona znajdzie swój wyraz na pięciolinii, ponieważ to zależało przede wszystkim od kompozytora.
Wybrałem się w podróż do Ziemi Świętej, do Egiptu i na Synaj. Zobaczyłem koloryt tych ziem, skał na Synaju, gdzie powinna się toczyć akcja. Po powrocie do Lwowa rozmawiałem ze scenografami i oni od razu wiedzieli, że chodzi mi o stworzenie bezkresu gór synajskich na szczytach. Zapytałem również, czy uda nam się w finale rozsypać te góry i znaleźć świetlaną przestrzeń – unieść się w powietrze. Okazało się, że przy pomocy efektów i zastosowania namalowanych obrazów można to zrealizować. Jeszcze nie mieliśmy muzyki, ale część pracy już wykonaliśmy. Jest to dzieło wielu zdolnych ludzi, których znalazłem w tym teatrze i myśleliśmy podobnie.
W pierwszym etapie prac nie myśli się jeszcze chyba o solistach.
- Myśli się od początku. Wiedzieliśmy, że partię Mojżesza ma zaśpiewać bas i wśród solistów, którzy mają takie głosy, moja uwaga skupiła się na jednym wykonawcy, i rzeczywiście Myroslaw Skoryk napisał tę partię dla jego możliwości głosowych. Tym wspaniałym odtwórcą Mojżesza był Oleksandr Hromysz, którego trudno zastąpić, bo nikt nie ma takiego głosu jak on. Potrafi doskonale stworzyć postać historyczną, wiodącą, bez względu na to czy śpiewa, czy bierze udział w scenach zbiorowych.
Panie Zbigniewie, jest późno i musimy już opuścić przepiękne wnętrza Opery Lwowskiej, a ponieważ tematów do rozmowy pozostało nam jeszcze bardzo dużo, proszę obiecać, że kiedyś znajdzie Pan czas na następne spotkanie.
- Bardzo chętnie porozmawiam z panią wkrótce, jak przyjadę do Przemyśla, chyba, że pani wcześniej przyjedzie do Lwowa.
Z Panem Zbigniewem Chrzanowskim, aktorem i reżyserem teatralnym, dyrektorem artystycznym Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie rozmawiała Zofia Stopińska w listopadzie 2019 roku.
Zdjęcia budynku i wnętrz o których była mowa w wywiadzie, znajdą Państwo na stronie Opery Lwowskiej www.opera.lviv.ua/pl/