Tu jest moje miejsce, do którego najchętniej powracam
Zapraszam Państwa na spotkanie z prof. Piotrem Kusiewiczem - jednym z najwybitniejszych polskich artystów muzyków i pedagogów śpiewu, który wspólnie ze znakomitym organistą Markiem Stefańskim wystąpił 14 lipca w Jarosławskim Opactwie i 15 lipca w Kościele św. Krzyża w Rzeszowie. Koncerty odbyły się w ramach cyklu „Muzyka organowa w Jarosławskim Opactwie” i 27. Festiwalu „Wieczory Muzyki Organowej i Kameralnej w Katedrze i Kościołach Rzeszowa”.
Program koncertów był bardzo ciekawy i różnorodny – od muzyki dawnej poczynając – na utworach współczesnych kompozytorów kończąc. Miałam przyjemność podziwiać i oklaskiwać Artystów w wypełnionym po brzegi Kościele św. Krzyża w Rzeszowie, a ponieważ jestem pod ogromnym wrażeniem tego występu, rozmowę z prof. Piotrem Kusiewiczem rozpoczynam od pytania o program tego wieczoru.
Zofia Stopińska: Wysłuchaliśmy pięknych utworów, które stanowiły wielkie wyzwanie przede wszystkim dla śpiewaka. Podczas koncertu wykorzystana została także przestrzeń świątyni. Z pewnością sporo czasu Wam zajęły przygotowania.
Piotr Kusiewicz: Słusznie zauważyła Pani, że układ programu był prawdziwym wyzwaniem dla śpiewaka przede wszystkim pod względem jego różnorodnego doboru. Znalazły się w nim kantyczki z XIII wieku, miniaturowe dzieła Bacha, pieśni Mozarta, Schuberta i Vierne’a. Osobną część programu stanowiły unikatowe dzieła polskich kompozytorów II p. XX wieku – wspaniałego Henryka Mikołaja Góreckiego oraz zupełnie nieznanego twórcy z Gdańska, Stanisława Kwiatkowskiego. Program koncertu układałem z Markiem Stefańskim, znakomitym polskim organistą-wirtuozem, z którym łączy mnie współpraca artystyczna od blisko 25 lat. Staram się zawsze, aby utwory wokalne korespondowały z dziełami organowymi pod względem epok, form, tematów, a nawet układu tonacji. Bardzo lubię wykorzystywać przestrzeń świątyni. Swoje występy zaczynam monodią średniowieczną, śpiewając początek w miejscu niewidocznym dla słuchaczy. Rozchodzi się tajemniczy głos, który powoli zbliża się do prezbiterium. W pewnym momencie publiczność zauważa idącą postać przyodzianą w białą szatę. Przekonałem się, że dzięki temu wywołuję nastrój prawdziwego sacrum przy kontemplowaniu muzyki religijnej, a nie popisu wokalnego. Po zakończonym śpiewie odzywają się organy. Publiczność nie reaguje oklaskami, tylko w ciszy przechodzi do odbioru utworu instrumentalnego. W swoim programie zaproponowałem dzieła nieczęsto wykonywane i na ogół nieznane. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom słuchaczy, dedykuję specjalnie dla nich pieśni bardzo znane – Ave Verum Mozarta czy Ave Maria Schuberta. Tutaj chciałbym zaznaczyć, że Schuberta śpiewam zawsze po polsku. Narodziny tego tekstu mają swoją historię. Został on napisany przez więźniarkę obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a śpiewała inna więźniarka – śpiewaczka operowa Maria Bielicka. Miało to swoją wymowę, która jest czytelna do dnia dzisiejszego. W zaproponowanym koncercie mogłem po raz pierwszy zaprezentować pieśni Stanisława Kwiatkowskiego – wieloletniego organisty Bazyliki Archikatedralnej w Gdańsku-Oliwie. Cieszę się, że ujrzały ono światło dzienne, a publiczność przyjęła je wręcz entuzjastycznie.
Przez całe swoje życie jest Pan związany z Gdańskiem – tam się Pan urodził, ukończył studia w Akademii Muzycznej na dwóch kierunkach – w klasie fortepianu i śpiewu, a także tam znajduje się Pana dom. Jednak koncerty na Podkarpaciu były dla Pana również sentymentalnym powrotem w rodzinne strony.
- Każdy mój przyjazd na Podkarpacie jest szczególnie sentymentalnym powrotem w rodzinne strony mojego ojca Jana, który przyszedł na świat 97 lat temu w Rzeplinie koło Pruchnika. Mam tutaj liczną rodzinę Kusiewiczów i Maliczowskich, przyjaciół, ze znakomitym, doskonale znanym artystą Jackiem Ściborem i jego nadzwyczajną rodziną. Po odejściu mojego ojca, przed trzema laty, mieszkam sam, ale dzięki wspomnianym rodzinie i przyjaciołom czuję, że właśnie tu jest moje miejsce, do którego najchętniej powracam.
Pana Ojciec przeszedł do historii polskiej wokalistyki jako „Maestro wysokiego c”, a Matka była świetną pianistką. Odziedziczył Pan zdolności po rodzicach i pewnie dlatego został Pan śpiewakiem i pianistą. Co zadecydowało, że jednak znamy Pana przede wszystkim jako znakomitego śpiewaka – czy to Ojciec pragnął, aby syn także śpiewał, czy wpłynęły na tę decyzję sukcesy na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym w Karlowych Varach (1980 rok – I nagroda i dwa wyróżnienia), co z pewnością zaowocowało propozycjami koncertów i propozycjami udziału w spektaklach operowych w Polsce i za granicą.
- Miałem szczęście znaleźć się w rodzinie o tradycjach muzycznych. Ojciec bardzo chciał, abym został pianistą lub dyrygentem. Konkurs w Karlowych Varach przekonał mnie, że droga wokalisty jest dla mnie przeznaczona. Świadczy o tym fakt, że po roku nauki śpiewu wygrałem Międzynarodowy Konkurs Wokalny oraz przyznano mi dwa wyróżnienia: za najlepsze wykonanie utworu patrona konkursu oraz najlepsze wykonanie pieśni kompozytora XX w. Po powrocie do kraju miałem szansę pojawienia się na wielu estradach krajowych filharmonii, z Filharmonią Narodową na czele. W tamtych czasach organizowano koncerty promujące młodych muzyków, którzy byli laureatami konkursów muzycznych. Znana osobowość II Programu Polskiego Radia, entuzjastka młodych talentów – Zofia Jaźwińska nazwała mnie w swojej audycji Polacy laureatami międzynarodowych konkursów „cudownym dzieckiem polskiej wokalistyki”... Ten komplement był wielce zobowiązujący. Tak więc pozostałem na tej właśnie drodze.
Czy od początku Pana działalności artystycznej interesowała Pana szeroko pojęta muzyka wokalna? Mam tu na myśli zarówno: operę, dzieła oratoryjno-kantatowe, a także różne formy wokalistyki kameralnej i muzykę współczesną, bo często kompozytorzy powierzają Panu prawykonania swoich utworów.
- Muzyka wokalna, szczególnie operowa, znalazła się w centrum moich zainteresowań od najwcześniejszych lat dzieciństwa. Mój ojciec zaprowadził mnie na przedstawienie operowe, kiedy miałem 3 lata. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie, które pamiętam do dzisiaj. Kiedy miałem 4 lata zacząłem naukę gry na fortepianie. Takie były przewidywania na przyszłość. Mimo lat poświęconych pianistyce, muzyka wokalna zawsze była w centrum moich zainteresowań i pasji. Zbierałem płyty z nagraniami gwiazd operowych, dzieł scenicznych, jak również pieśni. Nie myślałem jednak o przyszłości jako śpiewak. Stało się to po ukończeniu studiów pianistycznych w klasie jednego z najznakomitszych pedagogów polskich – prof. Zbigniewa Śliwińskiego. Moje przygotowanie instrumentalne bardzo przydało mi się w śpiewie. Dzięki temu studia wokalne u znakomitego basa Opery Bałtyckiej prof. Jerzego Szymańskiego ukończyłem w trzy lata. Umiejętność czytania nut oraz słuch absolutny pozwoliły mi sięgać po utwory współczesne, wręcz awangardowe. Szybko zaistniałem na estradach jako wykonawca dzieł m. in.: Witolda Lutosławskiego, Krzysztofa Pendereckiego, Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, Konrada Pałubickiego, Andrzeja Panufnika, Krzysztofa Baculewskiego, Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil, Krzysztofa Szwajgiera, Marcina Błażewicza, Pawła Łukaszewskiego, Piotra Mossa. Często byłem prawykonawcą tych dzieł, m.in. na Festiwalu Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień.
Starał się Pan także promować muzykę polską za granicą i trzeba podkreślić w tym miejscu, że na przełomie XX i XXI wieku brał Pan udział w wykonaniu opery Król Roger Karola Szymanowskiego pod dyrekcją Charlesa Dutoit w Paryżu, Montrealu, nowojorskiej Carnegie Hall oraz Tokio. Proszę opowiedzieć o tych spektaklach.
- Wspomniane przez Panią wykonania Króla Rogera były w formie prezentacji koncertowej. Charles Dutoit – jeden z najwybitniejszych mistrzów batuty światowego formatu, zaprosił do tych wykonań wspaniałych polskich śpiewaków – Wojciecha Drabowicza (niestety, nieżyjącego już barytona), Zofię Kilanowicz, Ryszarda Minkiewicza, Jadwigę Rappé i Roberta Gierlacha. Dla mnie jest trudnym do zwerbalizowania przeżycie tych naszych wspólnych wykonań ponadczasowego dzieła Karola Szymanowskiego. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że w tym właśnie składzie zaśpiewaliśmy na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie. Dyrygował wówczas Maestro Jacek Kasprzyk.
W dorobku artystycznym ma Pan także liczne nagrania dla firm fonograficznych polskich i zagranicznych, bo na 35 płytach CD utrwalone są z Pana udziałem różnorodne gatunki muzyki (m.in. również piosenki).
- Moja działalność artystyczna znajduje swoje odzwierciedlenie na płytach CD i DVD. Mam zarejestrowaną polską muzykę dawną, liczne dzieła oratoryjne, pieśni, opery oraz piosenki z pogranicza pop-jazz. Dużym sentymentem darzę koncert jubileuszowy Hanny Banaszak, podczas którego śpiewaliśmy razem fragment Requiem Mozarta (!). Wydarzenie to zostało opublikowane na DVD. Chciałbym jeszcze wspomnieć o ogromnej niespodziance, która spotkała mnie w styczniu br. Polskie Radio wydało płytę CD z nagraniem operetki Karola Szymanowskiego Loteria na mężów czyli narzeczony nr 69. W nagraniu tym wziąłem udział wśród największych gwiazd polskiej wokalistyki: Wiesława Ochmana, Marcina Bronikowskiego, Rafała Bartmińskiego, Ewy Biegas, Urszuli Kryger, Adama Kruszewskiego, Anny Lubańskiej i Krzysztofa Szmyta. Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach dyrygował Michał Klauza.
Wiem, że odnosił Pan także sukcesy jako pianista. Często także zasiadał Pan do fortepianu, aby towarzyszyć znanym polskim śpiewakom. Czy nadal tak bywa?
- Jako pianista-solista od ukończenia studiów występowałem rzadko. Najważniejszym dla mnie wydarzeniem na tym polu było wykonanie Koncertu fortepianowego H. M. Góreckiego w Filharmonii Szczecińskiej. W pierwszej części wieczoru śpiewałem Kantatę solową na tenor J. S. Bacha, w drugiej grałem wspomniany koncert. Tym sposobem spełniłem marzenie swojego życia – występ na estradzie w podwójnej roli śpiewaka i pianisty.
Wiele razy występowałem na koncertach i konkursach wokalnych ze śpiewakami: Jerzym Mechlińskim, Urszulą Mitręgą, Jadwigą Rappé. Miałem ogromny zaszczyt i przyjemność wystąpić przed laty z Krystyną Szczepańską, Bogdanem Paprockim, Jerzym Kuleszą, Stefanią Toczyską, Małgorzatą Wilk. Na szczególne wspomnienie zasługują występy z moim ojcem Janem Kusiewiczem, prof. Jerzym Szymańskim oraz niezapomnianymi śpiewaczkami, gwiazdami gdańskiej sceny operowej Marią Zielińską i Heleną Mołoń, której rodzina mieszka w Jarosławiu.
Ważnym nurtem w Pana działalności jest praca pedagogiczna. Jest Pan profesorem śpiewu i kierownikiem Katedry Wokalistyki Akademii Muzycznej w Gdańsku, ale także uczy Pan śpiewu solowego w kilku innych placówkach. Tej działalności poświęca Pan sporo czasu i energii, a wśród Pana wychowanków są znani śpiewacy.
- Od 40 lat jestem związany pracą pedagogiczną z Akademią Muzyczną w Gdańsku. W międzyczasie 13 lat wykładałem w AM w Bydgoszczy, 7 lat w AM w Krakowie. Od 5 lat prowadzę też klasę śpiewu w Akademii Sztuki w Szczecinie. Doczekałem się 65 absolwentów, z których znakomita większość pracuje w zawodzie. Wśród nich znajdują się m.in.: wspaniały, wybitny polski tenor z Podkarpacia Paweł Skałuba, tenor o międzynarodowej sławie Ryszard Minkiewicz, baryton znany ze scen operowych Leszek Skrla, wybitni polscy kontratenorzy Marcin Ciszewski i Piotr Olech. Od roku pod moim kierunkiem pracuje niezwykle utalentowana sopranistka Iga Caban, która odnosi sukcesy na międzynarodowych konkursach wokalnych, scenach i estradach.
Czy prof. Piotr Kusiewicz ma czas na wypoczynek i realizację swoich pasji pozamuzycznych?
- Moje życie wypełnione jest pracą. Potrafię znaleźć czas na chwile oddechu, nawet w okresie szczególnego jej natężenia. W chwili obecnej, po koncertach w Jarosławiu i Rzeszowie, odpoczywam z przyjaciółmi w Bieszczadach.
Z prof. Piotrem Kusiewiczem - jednym z najwibitniejszych polskich artystów muzyków i pedagogów śpiewu rozmawiała Zofia Stopińska 20 lipca 2018 roku.