Listopadowe spotkanie u Paderewskiego w Kąśnej Dolnej
Są wydarzenia, które na długo pozostają w pamięci melomanów. Do takich należy z pewnością pierwsza edycja Festiwalu „Viva Polonia! Ku pokrzepieniu serc”. Koncerty odbywały się w Kąśnej Dolnej w Dworze Ignacego Jana Paderewskiego i w Letniej Sali Koncertowej. Organizatorem imprezy było Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej, którego dyrektorem jest Pan Łukasz Gaj.
Chcę dzisiaj powrócić do bardzo uroczystej inauguracji Festiwalu. Gości i artystów powitał Pan dyrektor Łukasz Gaj, który poprosił o zaprezentowanie książki, wydanej z okazji pierwszej edycji festiwalu, a zatytułowanej: „Obrońca wolności” – jej autora Franciszka Pulita. Później rozpoczął się wspaniały koncert w wykonaniu znakomitych artystów: pianistów Krzysztofa Książka i Agnieszki Zahaczewskiej-Książek oraz śpiewaczki Ewy Biegas występującej z pianistą Grzegorzem Biegasem. Wykonawców i twórców utworów, które złożyły się na program koncertu, przybliżyła publiczności w sposób bardzo przystępny i kompetentny Pani Regina Gowarzewska.
Niezwykle pięknie i uroczyście zabrzmiał na rozpoczęcie koncertu Polonez A-dur op. 40 Fryderyka Chopina w wykonaniu Krzysztofa Książka. Gorąco oklaskiwany był także Album Tatrzańskie op. 12 w wykonaniu Krzysztofa Książka i Agnieszki Zahaczewskiej-Książek. Zachwyciły mnie również, a może przede wszystkim, wspaniałe kreacje pieśni: Ignacego Jana Paderewskiego, Fryderyka Chopina, Witolda Lutosławskiego i Piotra Perkowskiego. Każda pieśń była przepięknym, bardzo osobistym „muzycznym obrazem” malowanym niezwykłej urody głosem sopranowym Ewy Biegas, a doskonałe tło stanowiły dźwięki fortepianu, które często także polemizowały z głosem. Zasiadający przy fortepianie Grzegorz Biegas należy do najlepszych pianistów-kameralistów.
Skorzystałam z pobytu tak znakomitych artystów w Kąśnej Dolnej i poprosiłam o kilka minut rozmowy, a dzięki temu mogę przedstawić Państwu Ewę i Grzegorza Biegasów. Rozmowę rozpoczęłam od pytania, czy często występują razem.
Ewa Biegas: Większość koncertów kameralnych, w tym wszystkie recitale pieśniarskie, wykonujemy w miarę możliwości razem. Ta współpraca trwa już od 20-tu lat i sprawia nam przez cały czas ogromną przyjemność.
Grzegorz Biegas: Poznaliśmy się niedaleko stąd, bo na Konkursie im. Ady Sari w Nowym Sączu. Tam się wszystko zaczęło – i w życiu, i na scenie.
Zofia Stopińska: Kiedy okazało się, że ma Pani piękny głos, który należy rozwijać?
E. B.: Mając siedem lat rozpoczęłam naukę gry na skrzypcach. Skończyłam Szkołę Muzyczną w Cieszynie, ale niestety, nie było tam wydziału wokalnego i dlatego podjęłam naukę w Szkole Muzycznej w Gliwicach, gdzie dalej uczyłam się grać na skrzypcach i rozpoczęłam naukę w klasie śpiewu na wydziale wokalnym, oczywiście równolegle uczęszczałam do liceum ogólnokształcącego. Później studiowałam w Akademii Muzycznej w Katowicach oraz w Wiedniu.
Pytała Pani, kiedy zaczęłam myśleć o śpiewaniu. Pamiętam, że podczas lekcji kształcenia słuchu z wielką przyjemnością śpiewałam różne ćwiczenia i nauczycielka tego przedmiotu powiedziała: „Dziecko – ty masz dobry głos, który należy kształcić”. Tak się wszystko zaczęło, z czasem śpiew tak mnie zafascynował, że zrezygnowałam z dalszej nauki gry na skrzypcach.
Z. S.: Pan Grzegorz Biegas od dziecka marzył, aby być pianistą i z pewnością utwierdzali Pana w tym przekonaniu znakomici pedagodzy, którzy byli wielkimi osobowościami.
G. B.: Studiując w Akademii Muzycznej w Katowicach trafiłem do wybitnego pianisty i kompozytora prof. Eugeniusza Knapika oraz do najwybitniejszej dla mnie kameralistki prof. Marii Szwajgier-Kułakowskiej. Obydwoje mieli skrajnie różne podejście do muzyki w sensie prowadzenia zajęć i dawania mi „narzędzi”, bo cel był ten sam – jak najlepsze efekty. Wiele tym wspaniałym pedagogom zawdzięczam.
E. B.: Moimi mistrzami byli także wspaniali pedagodzy: prof. Jan Ballarin i prof. Helena Łazarska. Są to przede wszystkim cudowni ludzie o wielkim sercu i także wybitne osobowości. Prof. Jan Ballarin prowadził mnie zarówno w trakcie nauki w Liceum Muzycznym w Gliwicach, jak i podczas studiów w Akademii Muzycznej w Katowicach. Z prof. Heleną Łazarską pracowałam podczas studiów w Wiedniu. Do dzisiaj pozostaję pod ich pieczą i skrzydłami. Jestem im za wszystko bardzo wdzięczna – zarówno za te lata wczesnej edukacji, jak i za lata już po studiach – do dzisiaj.
Z. S.: Długa jest lista konkursów, w których Państwo uczestniczyli. Z pewnością udział w konkursach ma wpływ na rozwój uczestników i poszerzenie repertuaru, a czy ma wpływ na dalszą działalność muzyczną?
E. B.: Znam osoby, które nigdy nie brały udziały w konkursach wokalnych, a zrobiły wielką karierę, natomiast konkursy, z różnych względów, mogą skrócić drogę do obranego celu. Po pierwsze uczestnicy mogą się sprawdzić na polu swej edukacji muzycznej. Jeśli uda się zdobyć jakąś nagrodę albo nawet zostać zauważonym przez jury, to jest możliwość na zdobycie wielu nagród pozaregulaminowych, które dają możliwość kontaktu z różnymi znakomitymi orkiestrami i dyrygentami. Jeśli taki koncert zakończy się sukcesem, najczęściej śpiewak otrzymuje kolejne propozycje i ten „łańcuszek” trwa dalej, a koncerty i przedstawienia w operach są najcudowniejszym bagażem doświadczeń dla młodych artystów. To dają konkursy.
G. B.: Jestem nieco ostrożniejszy w tej euforii. W obecnych czasach zrobił się już system konkursowy i to, co powinno stanowić clou kształcenia artystycznego, czyli poszukiwanie głębi, prawdy w sztuce, coraz bardziej się zatraca. Bliższe mi są słowa Beli Bartoka, który (wyprzedzając prawie 100 lat tę epokę konkursów), powiedział, że nie będzie brał udziału w konkursach, ponieważ nie jest koniem wyścigowym. Myślę, że w sztuce trudno jest tak jednoznacznie oceniać i stawiać punkty. Moją dewizą jest i zawsze było powiedzenie Pablo Picassa, że jednak w sztuce dwa plus dwa nie zawsze daje liczbę cztery.
E. B.: To prawda, ale w naszych czasach zawód artysty muzyka obliguje nas do stawania w szranki konkursowe i każde przedstawienie operowe, zanim dojdzie do końcowej realizacji, rozpoczyna się od castingu. Przecież casting jest tak naprawdę konkursem. Pytanie – czy wygrywa go faktycznie najlepsza osoba, ale to już jest temat na inną rozmowę, natomiast konkursy towarzyszyły, towarzyszą i niestety będą towarzyszyć naszemu zawodowi zawsze.
Z. S.: Z wielką uwagą czytałam Pani notkę biograficzną, ale i tak nie zapamiętałam scen i teatrów operowych w kraju i za granicą oraz tytułów oper i innych dzieł, w wykonaniu których Pani uczestniczyła. Najczęściej występuje Pani na scenach operowych.
E. B.: Jak najbardziej. To jest jedna z piękniejszych stron naszego zawodu, że możemy poznawać cudowne osoby – myślę o reżyserach, dyrygentach, towarzyszach scenicznych. Możemy być w przepięknych, fantastycznych miejscach, podziwiać świat, obcować z naturą, a przy okazji uprawiać zawód, który się kocha. Często śpiewam repertuar oratoryjny i pieśni, ale opera zajmuje największą część życia artystycznego i moje ukochane role to Butterfly, Tosca czy Tatiana w „Eugeniuszu Onieginie”. Zawsze przynoszą mi wiele satysfakcji i szczęścia scenicznego. Zawsze moim studentom mówię i życzę im z całego serca, żeby mieli wielką radość, i szczęście do poznawania wielu wspaniałych osób w odpowiednim czasie, aby te spotkania zaowocowały ciekawymi propozycjami. Pragnę, aby także oni, wykonując trudny zawód śpiewaka, mieli wiele szczęścia i satysfakcji.
Z. S.: Działalność Pana Grzegorza skupia się głównie na muzyce kameralnej, która także daje wiele możliwości i satysfakcji.
G. B.: Już w czasie studiów prof. Knapik widział mnie w roli kameralisty i miał rację. Nie miałem i nie mam odpowiedniej odporności psychicznej, aby być solistą. Wykonywanie muzyki kameralnej nie jest dla mnie jednak żadnym przymusem, wręcz przeciwnie, jestem szczęśliwy występując z innymi artystami, a że przeważa zdecydowanie kameralistyka wokalna, to stało się tak tylko dzięki temu, że poznałem moją żonę. Gdyby ktoś w trakcie studiów powiedział mi, że będę współpracował głównie z wokalistami, to nigdy bym w to nie uwierzył. Jest to bowiem specyficzna współpraca, bo akompaniowanie, czy może lepszym określeniem jest - towarzyszenie wokalistom, wiąże się także z rolą korepetytora, która w Polsce ciągle nie jest określona i właściwie doceniona. W innych krajach są specjalne studia, podczas których pianista uczy się, jak pomóc wokaliście.
Z. S.: Towarzysząc śpiewakowi trzeba nawet razem z nim oddychać, bo podobno nigdy nie wykonują dokładnie tak samo danego utworu.
G. B.: To prawda, ale taka jest ich specyfika, bo mają głos „w sobie”, o czym słyszę codziennie rano. Trzeba to po prostu zrozumieć.
Z. S.: W poprzedniej kadencji był Pan prorektorem Akademii Muzycznej w Katowicach i chyba często brakowało czasu na działalność artystyczną.
G. B.: Byłem przez dwie kadencje prodziekanem, a przez jedną kadencję prorektorem i myślę, że to chyba wystarczy. W tej chwili praca w szkolnictwie wymaga od nas ogromnej odpowiedzialności, jeżeli decydujemy się na pełnienie jakiejś funkcji. Trzeba przede wszystkim zabiegać o pozyskanie środków na rozwój naukowy i dydaktyczny, a tempo jest ogromne. Zabiera to dużo czasu i energii.
Z. S.: Występowali już Państwo w Kąśnej Dolnej?
E. B.: Jak najbardziej. Mieliśmy już przyjemność występować tutaj i z wielką przyjemnością zawsze tu wracamy. Nagroda w Konkursie im. Ignacego Jana Paderewskiego dała nam możliwość poznania całego repertuaru wokalnego tego kompozytora, z którym się nigdy nie rozstaję. Jeśli tylko mam recitale pieśni, zawsze staram się, aby w programie znalazło się kilka pieśni Paderewskiego i śpiewam je z wielką przyjemnością.
G. B.: Ja byłem na trzech edycjach tego Konkursu i każda zaowocowała nagrodą. Dodatkowo jeszcze Pani Anna Noworzyn i moja żona otrzymały nagrody specjalne za najlepsze wykonanie pieśni Paderewskiego, a to są nobilitujące i zaszczytne nagrody.
Z. S.: Rozmawiamy 4 listopada – w dniu inauguracji I Festiwalu „Viva Polonia! Ku pokrzepieniu serc”, a 6 listopada przypada kolejna rocznica urodzin Ignacego Jana Paderewskiego, stąd w Dworze, który był kiedyś jego domem, dzisiaj przeważa muzyka tego wielkiego Polaka, pianisty i kompozytora.
E. B.: Jesteśmy szczęśliwi, że możemy tutaj dzisiaj wystąpić. Widzimy, jak to miejsce wspaniale się rozwija. Myślę, że to za sprawą dyrekcji – Pan Łukasz Gaj stara się uczynić tutaj piękny ośrodek, w którym często rozbrzmiewa muzyka. Myślę, że Paderewski spoglądając z góry uśmiecha się.
G. B.: Miejsce jest magiczne i musimy o nie bardzo pieczołowicie dbać, bo to jedyny dom Ignacego Jana Paderewskiego, który się zachował. Ciągle mówimy o Paderewskim jako o kompozytorze, a przecież był także wielkim mężem stanu, a jego działalność charytatywna na rzecz Polski i Polaków godna jest najwyższego uznania.
Z panią dr hab. Ewą Biegas, profesorem AM w Instytucie Wokalno – Aktorskim, znakomitą śpiewaczką i z panem dr hab. Grzegorzem Biegasem, profesorem AM Katedry Kameralistyki, wyśmienitym pianistą rozmawiała Zofia Stopińska 4 listopada 2017 roku w Kąśnej Dolnej.