Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wiedeńczycy z Sinfoniettą: Urodziny Bottesiniego

wtorek, 21 XII 2021 | godz. 19.00

Filharmonia im. Karola Szymanowskiego w Krakowie

Rainer Honeck - skrzypce, dyrygent
Jurek Dybał - kontrabas, dyrygent
Sinfonietta Cracovia

Progam:

Gioacchino Rossini – III Sonata a quattro C-dur

Giovanni Bottesini – I Elegia D-dur

Henryk Wieniawski – Legénde op. 17

Giovanni Bottesini – Gran duo concertant

Giovanni Bottesini – Gran quintetto c-moll

 

Wiek XIX to bez wątpienia epoka wielkich wirtuozów. Obok wielkich skrzypków czy pianistów, nie zabrakło też i wirtuozów kontrabasu, wśród których jednym ze słynniejszych był Giovanni Bottesini, urodzony dokładnie 200 lat temu, 22 grudnia 1821 roku. Ten następca Domenica Dragonettiego, nazywany „Paganinim kontrabasu", rozchwytywany był po obu stronach Atlantyku. Od momentu opuszczenia rodzinnej Cremy w północnych Włoszech, przez całe życie wiele podróżował, wszędzie entuzjastycznie przyjmowany – w tym na dworach królowej Wiktorii, cara Aleksandra i cesarza Napoleona III. Bottesini był także autorem podręcznika do nauki gry na kontrabasie, Metodo completo per contrabasso. Upodobał sobie „wiolonczelowy" sposób trzymania smyczka, czyli od góry, stając się pierwszym znanym wirtuozem propagującym „francuski" typ smyczka.

Podobnie jak popularny w owych czasach kontrabas, posiadający trzy struny (dzieło Carla Antonia Testorego, Mediolan 1716), również kariera Bottesiniego oparta była na trzech filarach: nie tylko wirtuozerii w grze na instrumencie, ale także dyrygenturze i kompozycji. Jego największym sukcesem dyrygenckim była bez wątpienia premiera Aidy w Kairze w 1871 roku i to z rekomendacji samego Verdiego.

Co ważne, nie pisał, jak niektórzy, wyłącznie na własny użytek – przykładem takiej kompozycji jest choćby Elegia D-dur, ale wyrażał się też w innych gatunkach: w pieśniach, kwartetach smyczkowych, utworach sakralnych czy operach. Te ostatnie wystawiane były m.in. w Hawanie (Colón en Cuba, znana również jako Cristoforo Colombo, 1847 ), Paryżu (L'Assedio di Firenze, 1856), Londynie (Ali Baba, 1870) czy Turynie (Ero e Leandro, 1879).

Gran Duo Concertant na kontrabas, skrzypce i orkiestrę stało się jedną z najpopularniejszych kompozycji Włocha. Pierwotnie przeznaczone na dwa kontrabasy, za sprawą występującego z Bottesinim Camilla Sivoriego (ucznia Paganiniego), który transkrybował partię pierwszego kontrabasu na skrzypce – dzieło weszło do repertuaru w zmienionej obsadzie. Bottesini wykonywał ten utwór z takimi wirtuozami skrzypiec jak Henri Vieuxtemps, Guido Papini czy Henryk Wieniawski. A propos Polaka, razem z nim i grupą artystów impresaria Bernarda Ullmana, kontrabasista występował podczas wielu koncertów w Berlinie, Dreźnie, Frankfurcie n. Menem, Wrocławiu, Utrechcie, Hadze i Uppsali. Słynna Legenda op. 17 Wieniawskiego, który podróżował po świecie równie intensywnie co jego włoski kolega, powstała w 1859 roku w Ostendzie, pod wpływem uczucia do Isabelli Hampton, przyszłej żony kompozytora. Typowa romantyczna miniatura przepełniona jest tęsknotą i miłością i to właśnie pierwiastek uczuciowy wpływa na ekspresję i ogólny wyraz utworu. Zarówno Wieniawski, jak i Bottesini komponowali też popularne w XIX wieku fantazje i wariacje oparte na tematach ze znanych oper. Włoski kompozytor brał na warsztat melodie z oper Belliniego, Paisiella, Donizettiego czy Rossiniego. Ten ostatni zaś jest autorem cyklu sześciu sonat na smyczki. Napisał je w 1804 roku, mając zaledwie 12 lat, podczas letniego pobytu w domu zaprzyjaźnionego mecenasa i amatora kontrabasu Agostina Trossiego, który gościł Rossiniego nieopodal Ravenny. Cykl Sonate a quattro przeznaczony jest na dwoje skrzypiec, wiolonczelę i kontrabas.

autor: Mateusz Borkowski

 

Festiwal „Ars Musica” w Iwoniczu

         Tych koncertów nie da się zapomnieć! Odbyły się na przełomie listopada i grudnia, a dokładnie w niedzielne popołudnia 28 listopada i 5 grudnia 2021 roku.

           Pierwszy koncert odbył się w sercu Iwonicza-Zdroju w sali kina „Wczasowicz” mieszczącej się w Domu Zdrojowym, zbudowanym w 1860 roku w stylu neoklasycznym z inicjatywy właścicieli Iwonicza hr. Załuskich.
W programie koncertu dominowały utwory na trio fortepianowe, a wykonawcami byli: flecistka Maria Peradzyńska, wiolonczelista Tomasz Strahl i pianista Robert Morawski, znakomici instrumentaliści i pedagodzy związani z Uniwersytetem Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie oraz koncertujący w kraju i za granicą jako soliści i kameraliści.

Iwonicz Zdrój Trio1

                                                   Trio w składzie: Maria Peradzyńska - flet, Robert Morawski - fortepian, Tomasz Strahl - wiolonczela, fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

          Bardzo interesujący i różnorodny był program tego koncertu, a jego ramy stanowiły dwa bardzo piękne tria fortepianowe w tonacji G-dur.
Pierwszym utworem było Trio G-dur nr 31 Józefa Haydna, które wszystkich przekonało, że muzyka Haydna jest piękna i fascynująca.
Niezwykle pięknie zabrzmiały także dwa fragmenty z utworów Johanna Sebastiana Bacha: Andante z Sonaty triowej e-moll przeznaczonej w oryginale na organy w opracowaniu na trio fortepianowe oraz Siciliana z Sonaty fletowej w transkrypcji na fortepian Wilhelma Kempffa, w wykonaniu Roberta Morawskiego.
Kolejnym ogniwem była miniatura zatytułowana Melodia ze skomponowanego na fortepian przez Ignacego Jana Paderewskiego cyklu Miscelanea op. 16, która wykonana została w opracowaniu na wiolonczelą i fortepian, a zachwycająco wykonali te Melodię Tomasz Strahl i Robert Morawski.
Koncert zakończyło bardzo piękne Trio fortepianowe G-dur op. 119 Friedricha Kuhlau’a.

          Rewelacyjne wykonania wymienionych utworów sprawiły, że gorące oklaski rozbrzmiewały po każdym utworze, ale po wykonaniu finałowego dzieła wszyscy niemal natychmiast powstali i owacja trwała bardzo długo.
Mogłam przez kilka minut porozmawiać tuż po zakończeniu koncertu i zapytać o wrażenia. Pan prof. Tomasz Strahl stwierdził: „ Iwonicz-Zdrój jest bardzo znany i czuje się tu genius loci. Dawni właściciele tego miejsca w XIX wieku zadbali, aby powstały takie piękne obiekty. Myślę, że wówczas także rozbrzmiewała tu często muzyka. My do tych tradycji nawiązujemy. W tym pięknym wnętrzu graliśmy dzisiaj muzykę kameralną, która jest chyba najlepsza ze wszystkich form. Wspólne wykonywanie dostarcza największej radości muzykom, kiedy mogą grać w pięknych wnętrzach dla wspaniałej publiczności”.

Iwonicz Zdrój Tomasz Strahl                                              Tomasz Strahl podczas koncertu w Iwoniczu-Zdroju, fot. GOK w Iwoniczu Zdroju

          „Ja jestem tu po raz pierwszy – mówi prof. Maria Peradzyńska - i jestem zauroczona architekturą. Wspaniale, że odbywają się tutaj koncerty muzyki kameralnej i nie tylko. Zwłaszcza już po sezonie, kiedy jesteśmy przyzwyczajeni, że tych imprez odbywa się nie dużo i myślę, że dla tutejszych mieszkańców jest to wspaniała okazja do posłuchania muzyki. Pomimo, że nie jest to sala koncertowa, a przede wszystkim kinowa, to na pewno to wnętrze inspiruje, bo otacza nas specyficzna, piękna architektura i wspaniale było tutaj wystąpić.

Iwonicz Zdrój MariaPeradzyńska                                              Maria Peradzyńska na scenia kina "Wczasowicz" w Iwoniczu-Zdroju, fot, GOK w Iwoniczu-Zdroju

           Pan prof. Robert Morawski grał na historycznym fortepianie, który różni się nieco od tych, które stoją w większości sal koncertowych. „Najlepsze skrzypce czy wiolonczele robiono kiedyś, ale najdoskonalsze fortepiany robią firmy obecnie. Fortepian w tej sali został wykonany już sporo lat temu i zauważyłem, że ma troszkę węższe klawisze. Czułem historię tego fortepianu „pod palcami”, ale dla artysty najważniejsze jest, żeby na koncert przyszła publiczność i gorąco biła brawo. Publiczność w Iwoniczu-Zdroju przyjęła nas bardzo gorąco, co nie zawsze się zdarza w dużych ośrodkach muzycznych. Taka wspaniała jak dzisiaj w Iwoniczu-Zdroju atmosfera panuje jeszcze chyba tylko w Centrum Paderewskiego w Kąśnej Dolnej. Tu czuje się bliskość publiczności, panuje atmosfera salonu muzycznego, tak jak było to w XIX wieku i początkach XX wieku. W imieniu wszystkich mogę powiedzieć, że bardzo chętnie przyjedziemy do Iwonicza-Zdroju ponownie”.

Iwonicz Zdrój Robert Morawski

                                                               Robert Morawski podczas wykonania Siciliany z Sonaty J.S. Bacha, fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

          Tydzień później odbył się drugi koncert w ramach Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej „Ars Musica” . Tym razem publiczność zaproszona została do przepięknego drewnianego kościoła pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, gdzie szesnaście lat temu Festiwal „Ars Musica" się narodził.
           Była to także wyjątkowa uczta, w wykonaniu pana profesora Andrzeja Chorosińskiego, jednego z najwybitniejszych polskich organistów oraz pana Michała Chorosińskiego, który jest cenionym aktorem.
Maestro Andrzej Chorosiński niedawno świętował 50-lecie działalności artystycznej i wykonał w tym czasie ponad 1500 recitali organowych. Jest także konsultantem i autorem licznych projektów w zakresie budownictwa organowego. W Polsce są to m.in. organy w Sali Opery i Filharmonii Podlaskiej, w bazylice w Licheniu, w kościele pw. Wszystkich Świętych w Warszawie, kościele parafialnym w Polkowicach, a także w Niemczech, Kanadzie i Japonii. Pan Andrzej Chorosiński jest także profesorem klasy organów Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, a w latach 1993 – 1999 sprawował godność rektora Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Iwonicz Chorosiński przy organach                                    Maestro Andrzej Chorosiński przy organach kościoła pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, fot.GOK w Iwoniczu Zdroju

   
           Pan Michał Chorosiński jest znanym i lubianym aktorem. Wystąpił m. in. w roli młodego Karola Wojtyły w filmie poświęconym Ojcu Świętemu p.t. „Renesansowy psałterz”. Brał udział w wielu polskich filmach m.in. „Ogniem i Mieczem i „Stara Baśń” oraz w licznych serialach telewizyjnych: „Adam i Ewa”, „Pierwsza miłość”, „Klan”, M jak Miłość”, a aktualnie gra jedną z głównych ról w serialu „Lombard”.
Współpracował z tak wybitnymi reżyserami jak: Jerzy Hoffmann, Mikołaj Grabowski, Paweł Miśkiewicz czy Jan Szurmiej.

Iwonicz Michał recytacje                                  Pan Michał Chorosiński podczas recytacji w kościele pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

          W programie koncertu w Iwoniczu znalazła się muzyka i poezja. Pierwsze ogniwo stanowiły dwa utwory: Koncert a-moll Johanna Sebastiana Bacha BWV 593 oraz opracowana na organy Etiuda cis-moll op. 25 nr 7 Fryderyka Chopina. Po tym muzycznym wstępie słuchaliśmy wierszy wybranych Tadeusza Różewicza w interpretacji Michała Chorosińskiego.
Krótkim łącznikiem muzycznym do drugiej odsłony poezji – wyboru wierszy Zbigniewa Herberta, była opracowana na organy Etiuda b-moll op. 4 nr 3 Karola Szymanowskiego.
Koncert zakończyło mistrzowskie wykonanie dwóch utworów organowych. Najpierw usłyszeliśmy Andantino g-moll Cesara Francka , a później Toccate G-dur Theodora Duboisa.
To był wspaniały koncert również gorąco przyjęty przez publiczność.

          Po koncercie rozmawiałam z prof. Andrzejem Chorosińskim na temat wyjątkowego miejsca jakim jest kościół w Iwoniczu.
„Jest to kościół o sporej kubaturze, zaliczyć go można do średnich świątyń drewnianych, natomiast jest to kościół olbrzymi jeśli chodzi o bogactwo, które w sobie zawiera. Bajkowy niemalże wystrój wewnętrzny wraz z przepięknym prospektem organowym, oraz historia świątyni , upoważnia nas do powiedzenia, że to jest wielki kościół.
Dlatego było wielką dla mnie przyjemnością i radością, po raz trzeci wystąpić w tym miejscu. Tym bardziej, że dyrektorem artystycznym Festiwalu jest Bartosz Jakubczak, mój znakomity absolwent, urodzony w Sanoku i przez wiele lat mieszkający w Rzeszowie. Z wielkim podziwem obserwuję jego inicjatywy i cieszę się, że ten festiwal istnieje. Jestem pod wrażeniem gościnności gospodarza tej świątyni, Burmistrza Gminy Iwonicz oraz pani dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Iwoniczu-Zdroju.
Wielką radością było dla mnie tutaj wystąpić wraz z synem Michałem. Od kilkunastu lat łączymy słowo i muzykę. Na naszym pomyśle wzorowali się organizatorzy festiwalu w Jastrzębiej Górze, który został zatytułowany „Słowo i muzyka u Jezuitów”. A wracając do dzisiejszego występu – ten rok jest Rokiem Tadeusza Różewicza i stąd wybraliśmy dwóch klasyków polskiej poezji XX wieku.
Muzyka została tak wybrana, aby wpisała się w klimat recytowanej poezji”.

 Andrzej Chorosiński                                                     Od lewej: prof. Andrzej Chorosiński, Witold Kocaj, burmistrz Gminy Iwonicz-Zdrój i Michała Chorosiński, aktor fot. GOK Iwonicz-Zdrój

           Była okazja, aby porozmawiać o tegorocznej edycji festiwalu „Ars Musica” z Burmistrzem Gminy Iwonicz-Zdrój panem Witoldem Kocajem, który nie krył swojego zadowolenia:
            "Jestem zachwycony przede wszystkim umiejętnościami znakomitych artystów, którzy ubogacili naszą gminę. Pan Profesor Andrzej Chorosiński i jego syn Michał Chorosiński - jeden wspaniale zaprezentował jakie są możliwości naszych organów, a drugi jak pięknie można operować słowem. Dzisiejsze spotkanie w Iwoniczu było dla duszy, bo wartości, które przekazał pan Michał są uniwersalne. Cudownie słuchało się utworów organowych w wykonaniu pana Andrzeja Chorosińskiego. W kościele pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu jest znakomita akustyka, jest to największy kościół drewniany na Podkarpaciu i jeden z najstarszych. Jego historia sięga 1464 roku. Jego wystrój, złocenia budzą podziw u wielu osób, że w tak niewielkiej miejscowości może być tak piękny, bogato zdobiony kościół z piękną historią.
            Przed tygodniem odbył się koncert kameralny w Sali kina „Wczasowicz” w Iwoniczu-Zdroju. Bardzo żałuję, że nie mogłem na nim być, ale mogłem zobaczyć i posłuchać fragmentów koncertu, które bardzo mi się podobały. Bardzo się cieszę, że takie wspaniałe wydarzenie się odbyło. Nosimy się z zamiarem, aby cały Dom Zdrojowy wyremontować, jest szansa, że otrzymamy na ten cel dotacje. Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć piękny obiekt, który będzie przyciągał ludzi z niesamowitymi talentami.
            Iwonicz-Zdrój wygląda już świątecznie, jest pięknie oświetlony i ciekawie prezentuje się również wieczór. Jest to miejsce bardzo przyjazne i serdecznie zapraszam na wszelkie przedsięwzięcia kulturalne, które się u nas odbywają, ale też zapraszam do odwiedzania nas przy okazji.
            Skręcając z drogi krajowej nr 28, po kilku minutach jazdy samochodem, można zobaczyć najstarsze na Podkarpaciu uzdrowisko, a nasi mieszkańcy są bardzo życzliwi i otwarci.
Teraz wszyscy niepokoimy się o zdrowie naszych mieszkańców i całego kraju, ale jeżeli tylko warunki zewnętrzne, na które nie mamy wpływu nam pozwolą, to na pewno kolejna edycja się odbędzie. To jest niezwykle wartościowy festiwal. Może w przyszłości zadbamy, aby te koncerty były dostępne w formie elektronicznej, internetowej i można będzie podziwiać piękne koncerty w pięknym Iwoniczu.”

Iwonicz Burmistrz przy mikrofonie

                      Pan Witold Kocaj, burmistrz Gminy Iwonicz-Zdrój dziękuje wykonawcom, organizatorom i publiczności po II koncercie festiwalu "Ars Musica", fot. GOK w Iwoniczu-Zdroju

            W relacji w XVI Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej „Ars Musica” nie może zabraknąć wypowiedzi jego pomysłodawcy i dyrektorem artystycznym Bartoszem Jakubczakiem, profesorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, który w tym roku bardzo wysoko postawił poprzeczkę zapraszając wyśmienitych artystów.
            „Ubiegła jubileuszowa edycja tylko częściowo zakończyła się sukcesem, bo z zaplanowanych trzech koncertów odbyły się tylko dwa. Koncert finałowy na którym miał wystąpić pan Rafał Tomkiewicz, wspaniały kontratenor pochodzący z Iwonicza ze znakomitą klawesynistką Patrycją Domagalską-Kałużą i jej zespołem musiał zostać odwołany ze względu na pandemię.
W tym roku odbyły się szczęśliwie dwa koncerty w wykonaniu, jak to już zostało podkreślone, wspaniałych, wybitnych artystów, którzy mieli okazję występować w wielu renomowanych salach koncertowych świata. To jest  ogromne wyróżnienie także dla mnie, sprawującego opiekę artystyczną oraz dla organizatorów, dla pana burmistrza Witolda Kocaja i dla pani Doroty Świstak, dyrektorki Gminnego Ośrodka Kultury w Iwoniczu-Zdroju. Tegoroczne koncerty są wielką nobilitacją i motywacja do dalszego działania w następnych latach. Mimo trudnych czasów, małymi kroczkami staramy się iść do przodu i dobrze sobie z tym radzimy.
            Cieszę się, że bez trudu udało mi się zaprosić wspaniałych artystów. Już podczas pierwszej rozmowy prof. Tomasz Strahl z entuzjazmem powiedział, że z radością wystąpi w Iwoniczu-Zdroju, ponieważ jego ojciec pochodzi z Krosna. Wszyscy pozostali artyści także z entuzjazmem przyjęli moje zaproszenie. Pragnę zauważyć, że pierwszy koncert odbył się w sali kina „Wczasowicz” i to jest pewne novum w ramach festiwalu. Jako organizatorzy doceniamy też tę perełkę drewnianej architektury sakralnej regionu podkarpackiego, jaką jest kościół pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu. Jest nam bardzo miło, że proboszcz tej świątyni ks. Kazimierz Giera wspiera nasze działania. Należy wspomnieć, że wszystko się zaczęło 16 lat temu od inicjatywy ks. prał. Kazimierza Piotrowskiego, któremu również wiele zawdzięczam. Gdyby nie jego muzyczna pasja, to myślę, że nie bylibyśmy w tym miejscu w którym jesteśmy.
            Wszyscy czujemy wielką satysfakcję artystyczną z tego przedsięwzięcia i już szykujemy się na następny rok. Myślimy o kilku koncertach na przełomie września, października i listopada.
Będziemy się starali zaproponować atrakcyjne, artystycznie bogate koncerty, aby publiczność miała okazję obcować ze sztuką najwyższej próby."

Iwonicz wykonawcy i organizatorzy

             Wykonawcy i organizatorzy od lewej: Dorota Świstak, dyrektorka GOK w Iwoniczu-Zdroju, ks Kazimierz Giera- proboszcz Parafii pw. Wszystkich Świętych w Iwoniczu, Bartosz Jakubczak, dyrektor artystyczny festiwalu "Ars Musica"' , Zofia Stopińska - prowadzenie koncertu, prof. Andrzej Chorosiński - organy, Witold Kocaj, burmistrz Gminy Iwonicz-Zdrój, Michał Chorosiński - poezja.

         Mam nadzieję, że marzenia i plany się spełnią. Życzmy organizatorom i dyrektorowi artystycznemu Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej „Ars Musica”, aby udało się zgromadzić odpowiednie środki na ich realizację.

Zofia Stopińska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

FILHARMONIA PODKARPACKA ZAPRASZA

18 XII 2021 r., sobota, godz. 18:00

Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej
Tomasz Chmiel – dyrygent
Magda Niedbała – Solarz – mezzosopran
Piotr Kwinta – baryton

W programie m.in.:
W. A. Mozart; W. Gomez; J. F. Wade; A. Adam; C. Franck; L. Masson

                                   Magda Niedbała - Solarz - mezzosopran, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej

Magda Niedbała Solarz1

                                                                        
                          Piotr Kwinta - baryton, fot. ze zbiorów Filharmonii Podkarpackiej

Piotr Kwinta

"Wieczór słowa i muzyki"

        12 grudnia 2021 roku w sali kameralnej Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie odbyło się spotkanie literacko - muzyczne zatytuowane "Wieczór słowa i muzyki", wykonawcami byli pani Lucyna Żbikowska oraz pianista Grzegorz Niemczuk.

        Pani Lucyna Żbikowska jest absolwentką filologii polskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pracę magisterską oraz doktorską napisała pod kierunkiem prof. Artura Hutnikiewicza. Przez ponad 40 lat związana była z Rzeszowem, tu była pracownikiem dydaktyczno - naukowym Wyższej Szkoły Pedgogicznej a następnie Uniwersytetu Rzeszowskiego. W latach 1993 - 2001 była wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego w Rzeszowie. Po przeprowadzce w rodzinne strony swego męża, w latach 2005 - 2019 była wykładowcą Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
Jako naukowiec jest autorką licznych opracowań poświęconych m.in. Włodzimierzowi Perzyńskiemu, arcybiskupowi Ignacemu Tokarczukowi jak również Piotrowi Żbikowskiemu, którego spuściznę naukową opracowała do druku i opublikowała.

        Jest doskonale znana czytelnikom rzeszowskiego miesięcznika "Nasz dom" na którego łamach drukuje swoje wiersze. Duża ich część poświęcona jest naszemu miastu. W Rzeszowie publikuje też kolejne tomy poezji. Najnowsze wydawnictwo Lucyny Żbikowskiej ukazało się w 2021 roku - to powieść i opowiadania "Sekrety pamiętników".

Wieczór słowa i muzyki Lucyna

                                                              Lucyna Żbikowska prezentuje swoje wiersze i zasłuchany Grzegorz Niemczuk

         Kolejnym wykonawcą wieczoru był dr sztuki muzycznej Grzegorz Niemczuk , adiunkt Wydziału Artystcznego Uniwersytetu Śląskiego.
Na stałe mieszka w Bielsku Białej.
         Jako pianista dysponuje repertuarem obejmującym ponad 300 utworów oraz 28 koncertów na fortepian od baroku aż po muzykę współczesną.
Pan Grzegorz Niemczuk wykonał ponad 400 recitali i koncertów odwiedzając 35 krajów na wszystkich kontynentach.
Jest laureatem licznych konkursów krajowych i międzynarodowych.

         W niedzielne popołudnie mogliśmy się przekonać nie tylko o jego wirtuozowskiej grze ale również o erudycji i rzadkiej umiejętności przekazywania swej wiedzy.
Bohaterem wieczoru był Fryderk Chopin, jego życie i twórczość.
W wykonaniu Lucyny Żbikowskiej wysłuchaliśmy jej wierszy inspirowanych twórczością Chopina, jak i też wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego , listów do Fryderyka m.in. Krzysztofa Kamila Norwida.
Natomiast w wykonaniu Grzegorza Niemczuka otrzymaliśmy wspaniały wirtuozowski recital chopinowski obejmującym m.in. Nocturn, 3 Mazurki op.50 / G-dur, As-dur i cis-moll/ ,
3 Walce op.34 / As-dur, a-moll, F-dur/, Rondo g-moll op. 1, Scherzo b-moll op.31, Polonez As-dur op.53, Etiudę Rewolucyjną op.10 nr 12.
Każdy wykonany utwór poprzedzało profesjonalne wprowadzenie solisty obejmujące wiedzę o wykonywanym utworze. To było bardzo ciekawe i przyjęte zostało z wielkim entuzjazmem przez słuchaczy.

Wieczór słowa i muzyki Grzegorz                                                       Grzegorz Niemczuk podczas koncertu w sali kameralnej Filharmonii Podkarpackiej
        W koncercie uczestniczyli nie tylko rzeszowianie, była grupa diaspory z Nigerii oraz melomani z Woli Sękowej. Publiczność wielokrotnie owacją na stojąco dziękowała pianiście, wymuszając kolejne bisy.
Równie ciepło dziękowano pani Lucynie Żbikowskiej.
         Po Koncercie można było zakupić najnowsze wydawnictwo - "Sekrety pamiętników " jak również tomik poezji "EQUILIBRIUM MOC DUCHA", do którego dołączona jest płyta z nagraniem koncertu Grzegorza Niemczuka, zrealizowana w Japonii.
Autorzy chętnie udzielali autografów. Wieczór był doskonały...

Tadeusz Stopiński

                                                       

Piotr Maziarz: "Zauroczyły mnie organy, a przede wszystkim potęga brzmienia tego instrumentu"

         Zapraszam państwa na spotkanie z panem Piotrem Maziarzem, młodym organistą urodzonym na Podkarpaciu, studentem Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie, zwycięzcą międzynarodowych konkursów organowych.

          Urodził się Pan w Lubaczowie i tam też rozpoczął Pan naukę gry. Jak wyglądały te początki? Kto i kiedy zauważył, że jest Pan muzycznie utalentowany i powinien się Pan uczyć grać?
           - Tato, który jest organistą w Konkatedrze w Lubaczowie, szybko zauważył moje zdolności i posłał mnie do Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Krzysztofa Komedy w Lubaczowie, gdzie rozpocząłem naukę gry na akordeonie, ponieważ bardzo chciałem grać na tym instrumencie.

          Dlaczego akordeon, a nie fortepian? Przecież od nauki gry na fortepianie rozpoczynają prawie wszyscy organiści.
          - Będąc przedszkolakiem zobaczyłem i usłyszałem podczas prezentacji muzycznej akordeon i ten instrument mnie zachwycił. Tato bardzo chciał, abym się uczył grać na fortepianie, tak jak moja najstarsza siostra, a ja się uparłem i przez sześć lat mojej edukacji w szkole I stopnia uczyłem się grać na akordeonie. Moim nauczycielem był mgr Tomasz Dolecki i bardzo dobrze nam się razem pracowało. Robiłem duże postępy, z sukcesami brałem udział w różnych konkursach – na przykład w ogólnopolskim konkursie w Gorlicach zająłem II miejsce.

          Był Pan pilnym uczniem i ukończył Pan szkołę muzyczną I stopnia z bardzo dobrym wynikiem, ale później Pan zadecydował, że organy będą Pana instrumentem? Skąd ta zmiana?
           - Ze względów zdrowotnych musiałem przerwać grę na akordeonie. Mój nauczyciel był trochę zawiedziony, ja także nadal byłem zafascynowany tym instrumentem, ale niestety, zdrowie nie pozwalało. Na szczęście nie straciliśmy kontaktu, ponieważ widywaliśmy się podczas mojej późniejszej edukacji w szkole muzycznej II stopnia, gdzie również był nauczycielem.

           Czy już wówczas zamienił Pan akordeon na organy?
            - Trochę inaczej to wyglądało, bo po ukończeniu szkoły podstawowej rozpocząłem naukę w gimnazjum, ale dość szybko stwierdziłem, że bardzo brakuje mi muzyki i zacząłem się uczyć pod pieczą taty-organisty, zacząłem się uczyć grać na organach. Bardzo szybko zauroczyły mnie organy, a przede wszystkim potęga brzmienia tego instrumentu.
           Zacząłem się bardzo interesować muzyką organową i zdecydowaliśmy z rodzicami, że będę się w tym kierunku rozwijał. Tato uczył mnie i bardzo dbał o mój rozwój, ale trzeba podkreślić, że sam dużo i chętnie ćwiczyłem.
Po ukończeniu gimnazjum zdawałem do Szkoły Muzycznej II stopnia, która działa w ramach Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego w Przemyślu. Po egzaminach rozpocząłem naukę od razu w IV klasie tej szkoły i trafiłem do klasy dra Daniela Prajznera. Rozpocząłem także równocześnie naukę w Archidiecezjalnym Instytucie Muzyki Sakralnej w Przemyślu, który kształci organistów kościelnych.

           Z tego wynika, że myślał Pan, aby pójść w ślady ojca.
           - Trochę myślałem w ten sposób, ale chciałem w przyszłości zostać profesjonalnym muzykiem i trzeba było ukończyć szkołę muzyczną II stopnia w klasie organów. Miałem szczęście, że trafiłem do dra Daniela Prajznera, który w bardzo krótkim czasie nadrobił moje braki, szczególnie w technice gry na organach – naprawdę zrobiliśmy masę materiału. Z pewnością bez tych ważnych lekcji mógłbym tylko pomarzyć o studiach wyższych.
           To był bardzo ważny dla mnie czas, wypełniony pracą i ciągłymi podróżami, bo nie mieszkałem w Przemyślu, tylko jeździłem cztery razy w tygodniu z Lubaczowa do Przemyśla do szkoły muzycznej, uczęszczając do Liceum Ogólnokształcącego w Lubaczowie. Jestem ogromnie wdzięczny nauczycielom z tego liceum, którzy byli bardzo wyrozumiali. Wiedzieli, że bardzo interesuje mnie muzyka i na pewno zostanę muzykiem, stąd często „przymykali oko”, jak nie mogłem być na jakiejś lekcji i bardzo mnie wspierali w robieniu tego, co lubię. To się bardzo rzadko zdarza.

           Wiadomo było, że po ukończeniu szkoły muzycznej II stopnia i zdaniu matury rozpocznie Pan studia.
           - Tak, czekałem już tylko na rekrutację. Starałem się o przyjęcie na jedną uczelnię – Akademię Muzyczną w Krakowie, z własnego, przemyślanego wyboru do klasy prof. Mirosławy Semeniuk-Podrazy, którą od samego początku byłem zachwycony. Fascynowało mnie wszystko: sposób bycia Pani Profesor, zachowanie, podejście do człowieka, ale również bardzo bogaty życiorys artystyczny i wielkie wirtuozowsko-pedagogiczne umiejętności.

           Podczas studiów mógł Pan cały czas poświęcić na rozwój muzyczny, a przede wszystkim na grę na organach pod kierunkiem wspaniałego pedagoga, który umożliwił Panu także kontakty z innymi mistrzami.
            - Tak, pedagodzy Katedry Organów Akademii Muzycznej w Krakowie współpracują ze słynnymi organistami i profesorami z różnych ośrodków muzycznych w Europie i nie tylko.
Nasza uczelnia często zaprasza profesorów zagranicznych uczelni do Krakowa i organizuje nam kursy mistrzowskie, dzięki którym wiele możemy się nauczyć.
Brałem udział w kursach, które prowadzili między innymi: prof. Ines Maidre, Jeremy Joseph, dr Jan Hage, prof. Sven-Ingvart Mikkelsen, prof. Francesco Scarcella, Thomas Lennartz, prof. Ignace Michiels, prof. Jos van der Kooy, prof. Markus Eichenlaub, prof. Jörg-Andreas Bötticher, dr Massimiliano Guido…

            Jest Pan studentem Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie, ale aktualnie jest Pan stypendystą programu ERASMUS.
             - Tak, udało mi się zdać egzaminy wstępne do ”Conservatorio di Musica Licinio Refice” w Frosinone we Włoszech, gdzie jestem, pracuję w klasie dwóch profesorów organów: u pani prof. Antonelli Tigretti i pana prof. Juana Paradell-Sole. Oboje są wspaniałymi organistami, dodatkowo ukończyli kilka kierunków muzycznych.
Jestem bardzo zadowolony, że się tutaj znalazłem, ponieważ we Włoszech tradycja śpiewu kościoła katolickiego – chorał gregoriański, jest bardzo kultywowana. Jako organista kościelny mam teraz możliwość nauki profesjonalnego akompaniamentu do chorału gregoriańskiego i to jest bardzo ważne.
Prof. Juan Paradell-Sole jest emerytowanym organistą z Watykanu i był organistą Papieża Franciszka, Papieża Benedykta i grał podczas sprawowanych przez nich liturgii. Jest to dla mnie fascynujące, że spotykam się z osobą, która miała możliwość służenia Kościołowi w takich ważnych miejscach.

            Mieszka Pan teraz we Włoszech?
            - Aktualnie mieszkam we Włoszech i będę tu jeszcze około pół roku. Podczas tej rozmowy dzieli nas duża odległość, ale współczesna technika bardzo pomaga.

            Czas porozmawiać o konkursach, w których Pan uczestniczył. Proszę opowiedzieć o konkursie, który odbył się w 2019 roku w St. Petersburgu, gdzie otrzymał Pan I nagrodę i nagrodę za najlepsze wykonanie utworu polskiego.
             - To był Rosyjsko-Polski Konkurs Organowy „Vox Polonica Petropolitana”, do którego przygotowywałem się pod kierunkiem prof. Mirosławy Semeniuk-Podrazy. W trzecim roku nauki Pani Profesor stwierdziła, że trzeba się brać za coś więcej niż egzaminy na uczelni i przygotowaliśmy się do tego konkursu perfekcyjnie i dlatego udało mi się zdobyć I nagrodę, i również nagrodę za najlepsze wykonanie utworu polskiego kompozytora - Improwizacje op.38 na temat pieśni kościelnej „Święty Boże” Mieczysława Surzyńskiego.
            Konkurs nie był łatwy i konkurencja była duża. W dodatku odbywał się w grudniu 2019 roku. W Petersburgu panowała mroźna zima, a w dodatku bardzo szybko robiło się ciemno i nie za wcześnie jasno, ponieważ o tej porze roku jest tam tylko przez kilka godzin jasno. Trudno było się zaaklimatyzować w tych warunkach.
            Wiele nam pomógł ks. Krzysztof Pożarski, dobrze znany w kręgu petersburskich miłośników muzyki organowej, który organizował ten konkurs wraz z Konserwatorium w Petersburgu. Przede wszystkim przyjął pod swój dach mnie i kilku polskich uczestników konkursu. Dzięki temu wspominam ten okres z uśmiechem na twarzy.

            Myślę, że także wiele drzwi otworzy Panu bardzo udany start w tegorocznym Międzynarodowym Konkursie „Don Vincenzo Vitti” w Castellana Grotte we Włoszech.
             - Do tego konkursu przygotowywałem się także pod kierunkiem prof. Mirosławy Semeniuk-Podrazy, która pracowała ze mną z dobroci serca, w okresie wakacyjnym! Pani Profesor jest pedagogiem z powołania i pracowała ze mną z wielką życzliwością i cierpliwością. Trzeba było przygotować się do tego konkursu podczas wakacji, ponieważ we wrześniu trzeba było robić nagrania, ponieważ z powodu pandemii konkurs odbył się online. Do takiego konkursu trzeba przygotować się bardzo starannie, bo nagrania są niezwykle wymagające i trzeba wszystko wykonać bezbłędnie. Na szczęście wszystko się udało.
Jeszcze do tej pory nie mogę się oswoić z myślą, że zostałem laureatem I nagrody. W momencie ogłoszenia wyników byłem w trakcie podróży samochodem do Włoch i byłem w szoku, jak się dowiedziałem, że wygrałem.

            Nagrania do tego konkursu były także wielkim doświadczeniem, bo przecież musiał Pan nagrać duży przekrojowy program.
             - Ma pani rację, że było to duże wyzwanie, bo nagrania video musiały być zarejestrowane zgodnie ze wszystkimi wymogami.

             Gdzie Pan nagrywał konkursowy program?
              - Wszystkie nagrania zostały utrwalone w Zamościu, w odrestaurowanym kościele Franciszkanów pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Ksiądz Proboszcz, Ojciec Andrzej Zalewski z życzliwością udostępnił instrument i kościół do dyspozycji, nawet do trzeciej, czwartej nad ranem…
Instrument, na którym grałem, jeszcze pachniał nowością, bowiem firma Zych postawiła tam nowiuteńkie, piękne organy piszczałkowe.

             Nie lada wyzwaniem dla grającego organisty jest rejestracja każdego utworu polegająca na doborze odpowiednich głosów.
              - To prawda. Na szczęście niektórzy kompozytorzy pisali dokładnie, jakich głosów użyć w poszczególnych częściach utworu, ale przecież każdy instrument jest inny i zdarza się, że w niektórych instrumentach nie ma takich głosów, jakie zostały zapisane przez kompozytora. Wtedy trzeba je zastępować i starać się odzwierciedlić w jak najlepszy sposób brzmienie, jakiego życzył sobie kompozytor.

              Mało tego, jak się jedzie gdzieś daleko z koncertami, a występował Pan między innymi w Anglii, Słowacji, Rosji i na Węgrzech, to ma Pan wcześniej podaną dyspozycję instrumentu, ale tak naprawdę wszystkie barwy się tworzy dopiero wtedy, kiedy się przy tym instrumencie usiądzie.
              - Tak, powiem nawet, że kiedy przygotowywaliśmy się z Panią Profesor w Krakowie do konkursu w St. Petersburgu, to mając dyspozycje organów staraliśmy się naszkicować plan rejestracyjny wszystkich utworów. Ale i tak na miejscu przy organach okazało się, że trzeba wprowadzić pewne zmiany, ze względu na bardzo specyficzny instrument. Jak zasiądziemy przy instrumencie przed występem, to trzeba działać błyskawicznie, bo najczęściej czasu jest bardzo mało.
              W zależności od tego, jaki instrument mamy do dyspozycji (dawny, barokowy, romantyczny), dobieramy odpowiedni repertuar, bo przecież nie można na instrumencie barokowym grać symfonicznej muzyki romantycznej. Bardzo ważny jest dobór odpowiedniego programu do instrumentu i okresu historycznego, i stylu instrumentu, w którym był on budowany.

              Jakie są Pana plany na najbliższe miesiące?
               - Na razie jestem we Włoszech. Jeszcze dokładnie nie wiem, ale być może w okresie świątecznym będę w Wielkiej Brytanii. Nie wybieram się tam po raz pierwszy, ponieważ również dzięki staraniom Pani Profesor Mirosławy Semeniuk-Podrazy miałem możliwość odbycia specjalnych kursów u profesora Davida Titteringtona w jednej z najznakomitszych sal koncertowych w Londynie w St John’s Smith Square, na wyśmienitych organach. Byłem tam ostatnio na wyjazdowym kursie w sierpniu 2020 roku i powiem, że mimo pandemicznych trudności warto było.
              Głównym moim celem jest ukończenie studiów w Krakowie w klasie prof. Mirosławy Semeniuk-Podrazy, ponieważ Pani Profesor kończy już swoją długą i owocną pracę w Akademii Muzycznej w Krakowie.
Nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie ukończył studiów w klasie Pani Profesor Mirosławy, ponieważ wiele Jej zawdzięczam. Myślę, że nie tylko ja. Wykształciła wielu organistów, wybitnych instrumentalistów i artystów. Swą postawą i działalnością dowodzi, że trzeba być nie tylko wybitnym organistą, ale także bardzo dobrym człowiekiem, który zawsze jest dla studentów życzliwy i im służy pomocą. Nie każdy tak potrafi.

              Wspomniał Pan, że ciągle brakuje Panu czasu, stąd pewnie nie znajduje go Pan na realizację innych pasji?
              - Po nagraniach, które robiłem latem tego roku na konkurs, zacząłem się interesować akustyką, fotografią, elektroniką oraz technikami nagrywania. Chciałbym w przyszłości być samowystarczalnym.
Obserwowałem pracę ludzi, którzy pracowali przy nagraniach: rejestrowali, odsłuchiwali utrwalony materiał, wszystko łączyli ze sobą. To było bardzo dużo pracy i nie ukrywam, że kiedyś chciałbym to robić. Sam siebie nagrywać i być zadowolonym z tego, co robię.

              To wszystko jest możliwe i mam nadzieję, że to wszystko się spełni. Gratuluję wszystkich sukcesów i życzę kolejnych. Mam nadzieję na spotkanie niedługo i będzie znowu okazja do ciekawej rozmowy.
              - Ja także bardzo dziękuję za miłą rozmowę i mam nadzieję, że spotkamy się osobiście, jak wrócę do Polski.

              Z Piotrem Maziarzem, studentem Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie w klasie organów prof. Mirosławy Semeniuk-Podrazy rozmawiała Zofia Stopińska 10 grudnia 2021 roku.

Sławomir Chrzanowski: "Uwiebiam muzykę stworzoną na przedświąteczny czas"

         Grudzień to czas koncertów mikołajkowych i świątecznych. Wprowadzeniem w nastrój tego przedświątecznego czasu w Filharmonii Podkarpackiej był „Familijny Koncert Mikołajkowy”, który odbył się 4 grudnia w wykonaniu naszych Filharmoników pod batutą Sławomira Chrzanowskiego.
Na widowni było dużo ludzi młodych, rodziców ze swymi pociechami i babć z wnukami. Pan Sławomir Chrzanowski nie tylko znakomicie dyrygował, ale także bardzo ciekawymi komentarzami przybliżał wykonywane utwory. Zaproponowany program przyjęty został z wielkim entuzjazmem, szczególnie przez dzieci i młodzież, a to dowodzi, że rośnie nam pokolenie przyszłych melomanów.
         Cieszę się, że pan Sławomir Chrzanowski zgodził się porozmawiać ze mną przed koncertem i dzięki temu mogę Państwa zaprosić do lektury.


        W Rzeszowie rozpoczyna Pan ten przedświąteczny cykl, a później poprowadzi Pan kilka koncertów ze swoim zespołem, czyli Orkiestrą Filharmonii Zabrzańskiej, ale każdy z tych koncertów będzie inny.
         - Czas adwentu, w którym się znaleźliśmy, to czas oczekiwania i przyznam się, że uwielbiam grać w tym przedświątecznym czasie muzykę na ten okres stworzoną.
Stąd też, kiedy przyszło zaproszenie z Filharmonii Podkarpackiej, aby zaprezentować program mikołajkowy czy też adwentowy – obojętnie, jaki przypiszemy tytuł, pomyślałem sobie, że jest sporo muzyki, którą możemy w tym czasie wykonać. Koncert w Rzeszowie rozpoczniemy klasyczną muzyka symfoniczną, poprzez muzykę okołoświąteczną, aż po wiązankę popularnych melodii ze świata, które ten czas świąt hołubią dźwiękami i jestem pewny, że każdy znajdzie w tym programie coś dla siebie.
        Zaraz po koncercie wracam do Zabrza, aby z moja orkiestrą zagrać „Koncert Mikołajkowy”, który odbędzie się 6 grudnia. W programie znajdą się obszerne fragmenty baletu „Dziadek do orzechów” Piotra Czajkowskiego. Śnieżynka w oczekiwaniu na przyjście Mikołaja będzie ten koncert moderować, opowiadać dzieciom o przygodach Klary, która jest główną bohaterką tego baletu. My będziemy ilustrować muzyką, a później do tego dołączymy piosenki i muzykę z filmów świątecznych takich, jak „Ekspres polarny” i „Kraina lodu”, czyli to, co dzieci lubią najbardziej.
         Dla odmiany 10 grudnia gramy „Koncert Barokowy” z muzyka barokową przeznaczoną na czas adwentu, a solistą będzie Marcin Ostrowski, koncertmistrz Orkiestry Filharmonii Zabrzańskiej. W programie znajdą się znane utwory m.in.: Concerto grosso „Na Boże Narodzenie” Arcangelo Corelliego, „Adagio na skrzypce i organy” Tomaso Albinoniego czy „Zima” z „Czterech pór roku” Antonio Vivaldiego.
         Tuż przed świętami zagramy dwa „Koncerty świąteczne”, a wypełni je muzyka filmowa, musicalowa i oczywiście pojawią się już także kolędy w nowych opracowaniach.
Zaprosiłem do tego koncertu dwoje młodych śpiewaków, ponieważ uważam, że koncerty tego typu są bardzo dobrym momentem, ażeby młodym wykonawcom, którzy już skończyli studia, a jeszcze nie występują na stałe na estradach, dać szanse zaistnienia w różnym repertuarze. Dobrze pani wie, że w czasie studiów młodzi ludzie uczą się głównie repertuaru operowego, co jest rzeczą zrozumiałą, a jak zdecydują się na współpracę ze mną, muszą się nauczyć wielu innych rzeczy, a później doceniają to, kiedy zostają zaproszeni do współpracy z orkiestrami symfonicznymi.
Później przyjdą święta i będziemy czekać na Nowy Rok.

         Poprosiłam Pana o spotkanie, ponieważ dosyć często współpracuje Pan z naszą orkiestrą, jest Pan u nas dyrygentem bardzo lubianym, myślę, że przez muzyków, a na pewno przez publiczność. Wiem, że nasi melomani bardzo lubią, jak Pan zapowiada utwory, bo zawsze są to krótkie, celne i bardzo ciekawe komentarze, które dodatkowo zachęcają do uważnego słuchania.
          - Bardzo dziękuję za te miłe słowa. Z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej przyjaźnimy się już od ponad 25 lat i styl naszej wspólnej pracy jest jasno określony – szybki, konkretny, muzycy muszą szybko reagować, ponieważ takie dzisiaj mamy czasy. Ja się nauczyłem takiej pracy podczas wyjazdów do Stanów Zjednoczonych, ponieważ spotkania z tamtymi orkiestrami były bardzo dokładnie określone czasowo. Nie można było próby przeciągnąć nawet o jedną minutę i dlatego muzycy muszą być przygotowani. Musiałem tak planować prace, aby to wszystko „ogarnąć” (bardzo modne słowo w dzisiejszych czasach) i tak też pracujemy tutaj.
          Repertuar, który przygotowaliśmy na koncert, jest bardzo zróżnicowany – od utworów Jana Sebastiana Bacha poprzez George’a Whitefielda Chadwick’a i piękne utwory okołoświąteczne, które wcale nie są takie proste. One są bardzo przyjemne i proste w słuchaniu, ale niekoniecznie są łatwe dla wykonawców.
Kiedy w czasie przedświątecznym odwiedzamy galerie handlowe, to słyszymy w tle tę muzykę, która powinna wprowadzić nas w dobry nastrój przedświąteczny. Tym razem usłyszymy ją w wersji koncertowej, którą sam okraszę słowem, a czy celnym – to się okaże, jakie będą reakcje słuchaczy.

          Urodził się Pan w Rybniku, skąd pochodzi wielu wspaniałych artystów.
          - Podkreślę jeszcze raz - artystów znakomitych, starczy wymienić tylko maestrę Lidię Grychtołównę, która gra z nami koncert za trzy tygodnie mając 93 lata. Rybniczaninem jest znakomity polski pianista Piotr Paleczny, z naszych stron pochodzi słynny kompozytor Henryk Mikołaj Górecki, który urodził się w pobliskiej Czernicy, ale z Rybnikiem był bardzo związany i wielokrotnie organizowaliśmy koncerty poświęcone jego osobie. Jesteśmy dumni, że mamy takich Rybniczan jak Adam Makowicz, jeden z najsłynniejszych polskich pianistów jazzowych. Pochodzi z Rybnika kilku wybitnych muzyków światowego formatu.

          Dlaczego postanowił Pan zostać dyrygentem?
          - Uczyłem się grać na fortepianie, a kiedy skończyłem średnia szkołę muzyczną i zagrałem recital dyplomowy, moja pani profesor od fortepianu powiedziała mi wprost: „Chrzanowski, moim zdaniem wystarczy. Umiesz grać na fortepianie, ale nie tak dobrze, żeby zostać słynnym pianistą. Poszukaj sobie innego zajęcia”. Kiedy ma się 19 lat, to człowiek może być oburzony takimi słowami, a dzisiaj jestem bardzo wdzięczny za te słowa i przy każdej okazji, kiedy panią profesor spotykam, a ma 91 lat, zawsze jej to przypominam i dziękuję całując gorąco w rękę. Posłuchałem i postanowiłem zrobić coś innego. Zdecydowałem się studiować Teorię Muzyki w Akademii Muzycznej w Katowicach, a w trakcie studiów teoretycznych zacząłem przyglądać się koledze, który uczył się już dyrygentury u prof. Karola Stryi. Niezwykle mnie to zafascynowało i postanowiłem sam spróbować.

          Miał Pan ogromne szczęście, że trafił Pan do klasy prof. Karola Stryi.
          - Tak, miałem wielkie szczęście. Była to znakomita szkoła, nauczył nas bardzo porządnie tego fachu. Kiedy odbierałem dyplom, padły z jego ust słynne i znamienne dla mnie słowa: „Nauczyłem cię tyle, ile potrafiłem, a teraz wokół tego fundamentu możesz budować cała otoczkę”. Po latach stwierdzam, że były to bardzo istotne i prawdziwe słowa, bo gorzej jeśli człowiek uczy się tylko tego, co nazywamy otoczką, a brakuje fundamentu. Wtedy w naszym życiu zawodowym pojawiają się problemy. Profesor Karol Stryja jest jedną z tych osób, które miały ogromny wpływ na moje życie.

          Miał Pan też szczęście, a może dobry pomysł, żeby już w trakcie studiów prowadzić orkiestry – kameralną i symfoniczną Państwowego Liceum Muzycznego w Katowicach.
          - W 1983 roku, długo przed ukończeniem studiów dyrygenckich, rozpocząłem pracę jako nauczyciel przedmiotów teoretycznych (literatury muzycznej, harmonii, historii muzyki i solfeżu) w Liceum Muzycznym im. Karola Szymanowskiego, a po roku dyrektor tego liceum poprosił mnie, żebym również pomógł mu w prowadzeniu orkiestry. Tak się to zaczęło.
          Miałem, jak pani zauważyła, duże szczęście, bo adepci sztuki dyrygenckiej są w bardzo trudnej sytuacji. Nie mając do dyspozycji orkiestry, nie mają na czym ćwiczyć swojego warsztatu.
Przy fortepianie jest jedna osoba, z którą można zrobić wszystko, ale kiedy dyryguje się orkiestrą, w której jest kilkadziesiąt osób, to można ćwiczyć wszystkie gesty i ustalenia, których uczyłem się podczas lekcji dyrygowania. Tak właśnie było, bo przez cały czas studiów dyrygenckich miałem kontakt z orkiestrą.
To zaowocowało tym, że kiedy później rozpocząłem pracę zawodową, to już nie było żadnego strachu, nie było przerażenia, cóż to się będzie działo, kiedy stanę przed profesjonalną orkiestrą.

          Podziwiam Pana za swobodne poruszanie się w bardzo wszechstronnym repertuarze. Wspominaliśmy już o koncertach muzyki barokowej, a wiem, że oprócz muzyki kolejnych epok, w programach Pana koncertów są także dzieła współczesne. Kompozytorzy często proszą Pana o poprowadzenie prawykonań swoich utworów. Sięga Pan po muzykę filmową oraz dobre utwory rozrywkowe.
           - Doskonale wiemy, że od czasów kompozytorów klasycznych zostało napisane mnóstwo różnej muzyki. Tak jak pani zauważyła, nigdy nie szufladkowałem, co jest moim ulubionym gatunkiem, kto jest moim ulubionym kompozytorem - po prostu jest dużo świetnej muzyki. Jak doskonale wszyscy wiemy, nawet wielcy kompozytorzy tacy, jak Bach, Mozart, Beethoven i inni, też skomponowali utwory słabsze i chociaż one są, niekoniecznie się je wykonuje i to jest rzecz normalna. Nie ma takiej możliwości, żeby kompozytor napisał wszystko genialnie.
           Estrada, zainteresowania słuchaczy, aplauz po wykonaniu utworów na koncertach warunkują naszą działalność. Ponieważ powstało mnóstwo muzyki z pogranicza, to z przyjemnością ją wykonuję. Jest to muzyka filmowa, musicalowa, rozrywkowa, dixielandowa, a w ostatnim czasie grywamy nawet muzykę z gier komputerowych. To jest nowy kierunek, który się pokazuje i mamy potężne suity stworzone z muzyki z takich gier. Staram się pokazywać muzykę, która powstaje „na naszych oczach”, a jest dobra.

           Potrzebne są także dobre opracowania tych utworów albo ich fragmentów na orkiestrę symfoniczną.
           - Zgadza się, dlatego uwielbiam i zawsze pokazuję za wzór aranżacje utworów tworzone przez Amerykanów, którzy są mistrzami show businessu. Jak wszyscy doskonale wiemy, kiedy zaczęła się rozwijać muzyka jazzowa, muzyka swingowa (mówimy o latach 20-tych i 30-tych ubiegłego stulecia), kiedy potem weszły filmy, a za nimi musicale, Amerykanie doszli szybko do wniosku, że wykonanie dzieła na scenie to jest wydarzenie, w którym uczestniczyć będzie jeden tysiąc lub dwa tysiące osób, ale kiedy się ją zaaranżuje na orkiestrę i będzie się ją wykonywać na scenach estradowych, to kolejne zastępy słuchaczy będą się mogły z tą muzyką zapoznać.
Dlatego mam dużo opracowań również muzyki scenicznej na potrzeby orkiestr symfonicznych i korzystamy z tego.

           Jak już Pan wspomniał, kilkakrotnie gościł Pan w Stanach Zjednoczonych, ale nie powiedział Pan, że oprócz koncertów prowadził Pan także wykłady dla studentów.
            - Tak, poproszono mnie o spotkania ze studentami. Dwa razy miałem wykład z historii muzyki polskiej, czyli opowiadałem o naszym kraju. Jak Państwo wiedzą, studenci college’u mają czasami mgliste pojęcie o tym, gdzie leży Polska i jak wygląda polska kultura.
            Poproszony o taki wykład, z przyjemnością to zrobiłem, pokazując przykłady od muzyki barokowej poczynając, aż do współczesności, jak ta nasza kultura i muzyka wyglądała. Dwa razy byłem również poproszony na spotkania mistrzowskie w klasie dyrygentury. Profesor prowadzący tę klasę przedstawił mi pięcioro studentów, którzy byli już na ostatnich latach studiów dyrygenckich i pracowali z kilkunastoosobowym zespołem złożonym także ze studentów. Poproszono mnie o spojrzenie z zewnątrz na ich pracę i o opinię. Były to niezwykle sympatyczne spotkania, bardzo twórcze, dyskutowaliśmy, wymienialiśmy się wrażeniami. Były to dla mnie bardzo ciekawe zajęcia.

            Te wyjazdy do USA miały miejsce na początku naszego stulecia. Czy wtedy zainteresował się Pan muzyką amerykańską?
            - Muzyką amerykańską zainteresowałem się trochę wcześniej, bo w drugiej połowie lat 90-tych XX wieku, kiedy za sprawą zaproszonych dyrygentów ze Stanów Zjednoczonych otrzymałem partytury do tego rodzaju utworów, które do dziś są bardzo chętnie grywane. Jak pani pewnie wie, w tamtych czasach nie mieliśmy szerokiego dostępu do nut, były to początki rozwoju Internetu i nie wszystko można było zdobyć. Dzięki osobistym kontaktom i przyjaźniom wiele materiałów orkiestrowych różnych utworów zostało nam podarowanych podczas ich pobytów u nas. Stąd mamy je w swoich zasobach, możemy je prezentować i jesteśmy niezmiernie z tego radzi.

            Ja bym chciała jeszcze powrócić do Pana kontaktów w Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej, bo zna Pana nie tylko rzeszowska publiczność.
             - Także wielu miast z Podkarpacia, a najbardziej z Łańcuta, Krasiczyna, Przemyśla, Baranowa Sandomierskiego, Dębicy. Występowaliśmy na słynnych festiwalach, m.in. Muzycznym Festiwalu w Łańcucie i Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy.
            Niezmiernie jestem wdzięczny dyrekcji Filharmonii Podkarpackiej, która przez lata pozwoliła mi razem z muzykami zaprezentować naszą sztukę w różnych ośrodkach. To niezwykle cenne, bardzo radosne, kiedy przyjeżdża się do miejsc teoretycznie nie będących ostoją wielkiej kultury, a potem, kiedy się widzi ten entuzjazm i radość na twarzach słuchaczy, to naprawdę serce rośnie. Wielokrotnie mieliśmy przyjemność grać w takich ośrodkach i sprawiało nam to wiele radości.

            Myślę, że współpraca z naszą orkiestrą przebiega harmonijnie pomimo, że poprzeczka ustawiona jest zawsze wysoko.
            - Powiem tak: oczywiście, że ilość prób, czas trwania i intensywność pracy zależą od repertuaru. Kiedy będzie to repertuar bardzo trudny, skomplikowany to musimy tych prób mieć więcej. Ponad 30-letnia praca dyrygencka i doświadczenie w pracy estradowej powodują, że doskonale wiem, do jakiej orkiestry przyjeżdżam oraz ile czasu będę potrzebował na przygotowanie materiału. Także pomimo uśmiechu i przyjaźni z muzykami, w kwestii estrady jestem bezlitosny, czyli z uśmiechem i z radością mówię, że każdy bierze swoje nuty, przegrywa je, przygotowuje, ćwiczy. Każdy musi opanować swoja partię, bo przecież ja za nich nie zagram.
Naszym wspólnym celem jest jak najlepsze wykonanie programu podczas koncertu, żeby słuchacze byli zadowoleni.

            Sporo koncertów prowadzi Pan ze swoją orkiestrą w Zabrzu, ale także bardzo dużo Pan podróżuje. Myślę, że chociaż Święta Bożego Narodzenia spędzi Pan z rodziną.
             - Tak się złożyło, że przez już ponad 30 lat nigdy nie byłem zajęty zawodowo w święta, ale to jest moja decyzja, gdyż dwa razy miałem propozycje wyjazdu zagranicznego ze świętami w hotelu i odmówiłem. Wspaniałą rzeczą jest to, co robię, czyli sztuka dyrygencka, przygotowywanie utworów, to mnie niezwykle inspiruje i bardzo „kręci” (jak to mówi młodzież), natomiast to wszystko – przyjemność prowadzenia orkiestry, przygotowywania koncertów ma absolutne oparcie w rodzinie. Ktoś kiedyś mądrze powiedział: „Kiedy ma się z tyłu i z boku głowy spokój, to wtedy można góry przenosić”.
Jestem mojej małżonce szczególnie wdzięczny, że przez tyle lat mi towarzyszy w tej mojej muzycznej podróży, dba o to, żebym mógł spokojnie skupić się na swojej pracy. Jest tak tylko dlatego, że jesteśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem.

            Zauważyłam, że czasami żona Panu towarzyszy w podróżach i jest obecna także na koncertach.
             - Żona już teraz wszędzie ze mną jeździ, bo udała się na najdłuższe wakacje swojego życia, już nie jest aktywna zawodowo i dlatego mamy więcej spokoju i czasu na wspólne podróże.

            Żona wspiera Pana codziennie, myślę, że będzie Pan wspierał małżonkę podczas przygotowań i całych Świąt Bożego Narodzenia.
            - Oczywiście, nasz dom jest centrum naszej rodziny. Jesteśmy tym pokoleniem średnim, które aktualnie wiąże wnuków i dziadków. Dlatego zapraszamy naszych teściów i mojego ojca, ale również moje dzieci z wnukiem na spotkanie wigilijne. Każdy ma swoją rodzinę i nie jest to takie proste, aby to wszystko skoordynować, ale staramy się, aby w święta rodzina była razem, przez ostatnie lata dobrze nam się to udaje i oby tak było jak najdłużej.

            Myślę, że pomimo tego wszystkiego, co nas otacza, natłoku nie napawających radością informacji, możemy z optymizmem wchodzić w nowy rok.
            - Zdecydowanie tak. Jazgot informacji ze wszystkich możliwych stron, ta ogromna ilość niepokojących informacji z pewnością na każdego źle wpływa, ale przecież są kanały telewizyjne i radiowe, gdzie nie ma informacji. Jesteśmy osobami na tyle inteligentnymi i doświadczonymi, że nie musimy wszystkiego słuchać i traktować z całym majestatem. Dlatego nasze życie toczy się swoim tempem. Nie odrywamy się oczywiście od rzeczywistości, ale staramy się mieć zdroworozsądkowe podejście do otaczającego nas świata.

            Dziękuję za miłe spotkanie, a na najbliższe tygodnie życzę wielu radosnych chwil i rodzinnych świąt.
            - Dobrego adwentu, tego czasu oczekiwania, który ja uwielbiam i spokojnych świąt.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        Zofia Stopińska

        

 

 

BOOM EWA BEM I GOŚCIE

17 XII 2021 r., piątek, godz. 19:00

Ewa Bem - śpiew

Agnieszka Wilczyńska – śpiew
Janusz Szrom – śpiew

Andrzej Jagodziński – fortepian, akordeon/ kierownictwo muzyczne
Henryk Miśkiewicz – saksofony
Robert Majewski – trąbka, flugelhorn
Dariusz Plichta – puzon
Adam Cegielski – bas
Czesław „Mały” Bartkowski – perkusja
Miłosz Pękala – instrumenty perkusyjne

Niepowtarzalny i ciepły głos, sceniczna charyzma i autentyczność. Wspaniała wokalistka, wyjątkowa osobowość o nienagannych manierach estradowych. Nagrała 15 albumów, zaśpiewała setki koncertów przed publicznością w kraju, a także w Europie, Ameryce, Afryce i Azji. Z wielka radością pragniemy Państwa poinformować że po kilku latach przerwy w aktywności artystycznej Ewa Bem wraca na scenę żeby dzielić się z publicznością swoją sztuką. Artystka jest zaliczana do grona najwybitniejszych polskich piosenkarek, a w środowisku jazzowym uważana za pierwsza Damę Polskiego Jazzu. Swą wielką karierę rozpoczęła od zespołu Bemibek, formacji wyjątkowej na ówczesne czasy na polskim rynku muzycznym. Współpracowała z największymi postaciami polskiej sceny jazzowej m.in. z Wojciechem Karolakiem, Zbyszkiem Namysłowskim, Janem „Ptaszynem” Wróblewskim , Markiem Blizińskim, Henrykiem Miśkiewiczem. Od 1987r, z krótkimi przerwami, współpracuje z Andrzejem Jagodzińskim, pianistą, aranżerem, kompozytorem, kolejną wielką postacią polskiej sceny muzycznej. Koncert, na który chcemy Państwu zaprosić, będzie składał się z największych przebojów Ewy Bem oraz z utworów szczególnie cenionych przez nią. Będzie miał jeszcze kilka istotnych elementów żeby w nim uczestniczyć i wysłuchać go… /tekst: Agencja ModernLook/

Moi mili Państwo ...

Zapraszam w podróż sentymentalną przez moje pięćdziesiąt lat na scenie. Wystąpią Najlepsi z Najlepszych, a ja dedykując ten Koncert moim Córkom odzyskuję Radość.

Oddana Wam Ewa Bem

WIECZÓR SŁOWA I MUZYKI” – koncert kameralny

12 grudnia  2021 r., niedziela, godz. 17:00

Lucyna Żbikowska – poezja
Grzegorz Niemczuk – fortepian

W programie:
F. Chopin; poezja L. Żbikowskiej

                                                                                                                                          Lucyna Żbikowska - poezja, fot. Jolanta i Jacek Rutkowscy

Lucyna Żbikowska

„WIECZÓR SŁOWA I MUZYKI” – koncert kameralny

12 XII 2021 r., niedziela, godz. 17:00

Lucyna Żbikowska – poezja
Grzegorz Niemczuk – fortepian

W programie:
F. Chopin; poezja L. Żbikowskiej

                                                                                                                                        Lucyna Żbikowska - poezja, fot. Jolanta i Jacek Rutkowscy

Lucyna Żbikowska

Marcin Kasprzyk: "Od najmłodszych lat interesował mnie fortepian"

        Pragnę dzisiaj przedstawić Państwu pana Marcina Kasprzyka, świetnego pianistę, którego rzeszowscy melomani mieli okazję poznać podczas znakomitego koncertu kameralnego, który odbył się 9 listopada. Artysta towarzyszył wówczas śpiewaczce Renacie Johnson-Wojtowicz, a w programie wieczoru znalazły się pieśni polskich kompozytorów: Piotra Perkowskiego, Mieczysława Karłowicza i Ignacego Jana Paderewskiego.

         Urodził się Pan w Jarosławiu i tam rozpoczął naukę gry na fortepianie, a kontynuował ją w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu. Później były studia w Akademii Muzycznej w Łodzi, które ukończył Pan z bardzo dobrym wynikiem i powrócił Pan do rodzinnego Jarosławia.
         - W 2012 roku ukończyłem studia magisterskie w klasie prof. Cezarego Saneckiego i dra hab. Wojciecha Kubicy. Na ostatnim roku studiów magisterskich otrzymałem propozycję pracy w Zespole Szkół Muzycznych w Przemyślu, z której oczywiście skorzystałem i dlatego zdecydowałem się powrócić do Jarosławia. Wkrótce rozpocząłem także pracę w Zespole Szkół Muzycznych w Jarosławiu, a obecnie pracuję jeszcze w Szkole Muzycznej w Pruchniku. Oprócz nauki gry na fortepianie towarzyszę uczniom w roli akompaniatora w klasie saksofonu, oboju, klarnetu oraz śpiewu solowego.

        Zajęcia w szkołach muzycznych odbywają się w większości w godzinach popołudniowych i pewnie wraca Pan do domu dopiero wieczorem.
         - Szczerze mówiąc, w domu jestem zazwyczaj dopiero o 21.00, a czasem nawet później.

        Dosyć często występuje Pan z koncertami i to nie tylko z artystami mieszkającymi na Podkarpaciu. Najlepszym przykładem jest duet fortepianowy, który tworzycie ze znakomitym pianistą Michałem Rotem. Z Jarosławia do Łodzi jest dosyć daleko.
         - Z Michałem Rotem poznaliśmy się na pierwszym roku studiów, czyli już ponad czternaście lat temu. Zawsze chciałem wystąpić z nim na jednej scenie z repertuarem na 4 ręce lub na 2 fortepiany. Cieszę się, że po tylu latach udało się przygotować program na wspólny recital, w szczególności, że odległość i duża liczba obowiązków nie sprzyjała zbyt częstym próbom.

         Jednym z powodów do naszego spotkania jest także nowiuteńka płyta CD z mało znanymi utworami kameralnymi Jana Novaka, czeskiego kompozytora żyjącego w ubiegłym stuleciu (Jan Novak urodził się w 1921 roku, a zmarł w 1984 roku). Rozpoczyna tę płytę cykl divertiment w wykonaniu Pana i Michała Rota.
         - Bardzo mi zależało, aby utwór „Rustica Musa II” nagrać wspólnie z Michałem, ponieważ jest to pianista obdarzony niesłychanie bogatą paletą barw. Jego intuicja artystyczna i dobór środków wykonawczych są dla mnie inspirujące, co sprawia, że efekty wspólnej pracy są zawsze bardzo ciekawe. Utwór ”Rustica musa II” czyli cykl ośmiu divertiment jako jedyny spośród utworów zawartych na płycie nie został nagrany w Sali Koncertowej w ZPSM w Jarosławiu. Rejestracja tego utworu miała miejsce w Sali Kameralnej Akademii Muzycznej w Łodzi na fortepianie Shigeru Kawai, który doskonale przygotował dla nas pan Damian Maksymiuk.
         Z powodu dzielącej nas z Michałem odległości, przygotowania do nagrań były trochę problematyczne. Starałem się w miarę możliwości jeździć do Wrocławia, ale także Michał był na kilku próbach w Jarosławiu. Praca nad tym utworem była bardzo przyjemna i satysfakcjonująca, ale również niezwykle wymagająca. Aktualnie nie mamy możliwości spotykać się regularnie na próbach, aby poszerzać wspólny repertuar, ale jestem wdzięczny Michałowi, że znalazł czas i zgodził się wziąć udział w nagraniach. Wiem, że nie było to łatwe, ponieważ bardzo dużo koncertuje w kraju i za granicą, a także zatrudniony jest na stanowisku adiunkta w Akademii Muzycznej w Łodzi oraz w Szkole Muzycznej we Wrocławiu.

Marcon Kasprzyk Michał Rot fot. Norbert Bohdziul

                                                                 Michał Rot - fortepian, fot. Norbert Bohdziul

         Wszystkie utwory nagrane na płycie „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC” są polskimi premierami fonograficznymi, ale drugi utwór jest zarazem światową premierą.
         - Tak, mowa o „Capriccio” w wersji na wiolonczelę i fortepian, ponieważ wersja na wiolonczelę i orkiestrę została już nagrana i wydana.
Zdecydowałem się nagrać ten utwór z Wojtkiem Bafeltowskim, który jest studentem pierwszego roku studiów magisterskich w klasie wiolonczeli prof. Tomasza Strahla i prof. Marcina Zdunika na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. Szczerze przyznam, że po zakupie partytury, miałem problem ze znalezieniem wiolonczelisty, który chciałby wykonać bardzo wymagającą partię wiolonczeli. Na szczęście dzięki staraniom mojej pani promotor, prof. Jolanty Skorek-Münch, udało się znaleźć osobę chętną do wykonania partii wiolonczeli. Uważam, że Wojtek doskonale poradził sobie z wszelkimi napotkanymi trudnościami technicznym, a współpraca z nim była czystą przyjemnością.
         Trzeba zaznaczyć, że „Capriccio” jest to kompozycja wyjątkowa, ponieważ łączy w sobie elementy jazzu z techniką dodekafoniczną, a takie niepowtarzalne brzmienie zawdzięczamy użyciu przez kompozytora w dość nietypowy sposób techniki dwunastotonowej.

 

Marcin Kasprzyk Wojciech Bafeltowski fot. Mateusz Zaboklicki

                                                   Wojciech Bafeltowski - wiolonczela, fot . Mateusz Zaboklicki

         Dwa kolejne utwory „Sonatina” i „Choreae vernales” skomponowane zostały na flet i fortepian, a do ich wykonania zaprosił Pan swoją żonę Jagodę Pietrusiak-Kasprzyk, która jest świetną flecistką. Wszystkie utwory są dla instrumentalistów bardzo trudne, chociaż wszyscy mogą się popisać wirtuozostwem i muzykalnością.
         - Dlatego też zainteresowałem się wymienionymi przez panią utworami na flet i fortepian Jana Nováka. Moja żona ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną w Krakowie w klasie prof. Zbigniewa Kamionki oraz Conservatorio di Musica Arrigo Boito w Parmie, i przeważająca ilość utworów na płycie jest z udziałem Jagody. Chcę także powiedzieć, że nasze wspólne nagrania przebiegały „gładko” między innymi ze względu na świetną intonację mojej żony na flecie, która jest bardzo istotna w instrumentach dętych – szczególnie podczas nagrań.
         Trzeba podkreślić, że „Choreae vernales”, co w tłumaczeniu oznacza „Wiosenne tańce”, powstał w 1977 roku na flet i gitarę, ale kompozytor w 1980 roku opracował ten utwór na flet i fortepian, a później powstała jeszcze trzecia wersja na flet, orkiestrę smyczkową, czelestę i harfę. Inspiracją głównego tematu był dla kompozytora rzymski poeta Horacy, a konkretnie heksametr z siódmej pieśni z IV księgi Horacego. Dodatkowo nad łacińskim heksametrem kompozytor umieścił rytm, co posłużyło mu jako szkielet kompozycji, główną melodię podlegającą modyfikacjom.

Marcin Kasprzyk Jagoda Pietrusiak Kasprzyk fot. Katarzyna Pomian

                                                              Jagoda Pietrusiak-Kasprzyk - flet, fot  Katarzyna Pomian

          Trzeba także podkreślić, że na płytę wybrał Pan utwory pochodzące z różnych okresów twórczości Jana Nováka, bo „Capriccio” zostało skomponowane w 1958 roku, „Rustica musa II” to kompozycja z 1975 roku, dwa utwory na flet i fortepian „Sonatina” i „Choreae vernales” powstały w latach 1976 i 1980, a kończąca płytę kompozycja „Mimus magicus” na sopran, flet i fortepian pochodzi z 1969 roku.
          W utworze wieńczącym płytę Jan Novák posłużył się "Bukolikami" rzymskiego poety Wergiliusza.

          - To prawda. Udało mi się zgromadzić kilkanaście partytur z twórczością Jana Nováka. Wybór utworów z różnych okresów twórczości był uwarunkowany przeze mnie przede wszystkim chęcią pokazania szerokiego spektrum zainteresowań kompozytora, stąd moja praca doktorska opierała się m.in. na omówieniu syntez stylistycznych w twórczości Jana Nováka. Mam nadzieję, że poprzez odpowiedni dobór utworów, udało mi się pokazać zróżnicowane brzmienia i rozmaite rodzaje inspiracji.
          Jeżeli chodzi o utwór "Mimus magicus", w pierwotnej wersji przeznaczony był na sopran, klarnet i fortepian, kompozytor natomiast przerobił partię klarnetu na flet dla swojej córki Klary Novákovej. Moja żona korzystała z rękopisu, który udało mi się zdobyć z Muzeum Czeskiego w Pradze, ponieważ wersja na flet nie została wydana.
          Jak Pani już wspomniała, kompozytor oparł się na „Bukolikach” (Ekloga VIII, wersy 64 – 109, Damon- Alfezybeusz). W nagraniu utworu, w warstwie tekstowej została zastosowana wymowa restytuowana zwana klasyczną, którą zalecał stosować Jan Novák. Wymowa restytuowana była popularna od I wieku p.n.e. do I wieku n.e., a zrekonstruowano ją dopiero w XX wieku. Trudności przysporzyły nam różnice fonetyczne, ponieważ istnieją odmiany północno-europejska, południowo-europejska i anglosaska. Jan Novák zwracał uwagę na sposób wymowy i na korelację warstwy muzycznej i tekstu.
          Chcę podkreślić, że Renata Johnson-Wojtowicz doskonale poradziła sobie z nie lada trudnym zadaniem, jakim było spełnienia woli kompozytora.

Marcin Kasprzyk Renata Johnson Wojtowicz fot. Magdalena Konopka

                                                                         Renata Johnson-Wojtowicz - sopran, fot. Magdalena Konopka

          Od dłuższego czasu zajmował się Pan życiem i twórczością Jana Nováka, napisał Pan na ten temat pracę doktorską. Skąd fascynacja tym kompozytorem i jego muzyką?
          - Fascynacja zaczęła się dość przypadkowo. Poszukiwałem repertuaru na flet i fortepian, aby wykonywać go z moją żoną. Michał Rot podczas jednej z rozmów telefonicznych wspomniał mi, że kiedyś wykonywał z flecistką jeden z utworów Jana Nováka co zbudziło moje zainteresowanie.
Po przesłuchaniu kilku nagrań dostępnych w Internecie, byłem pod wielkim wrażeniem wyjątkowego stylu kompozytora. Niestety w języku polskim nie znalazłem żadnych informacji na jego temat, dostęp do nut również był utrudniony. Przykładowo jedyny dostępny w Internecie oryginalny egzemplarz nut "Rustica musa II" udało mi się zakupić w jednym z antykwariatów niemieckich w wydaniu G. Zanibona z 1976 roku.
          Zacząłem przeszukiwać Internet w poszukiwaniu dostępnych materiałów na temat Nováka. Skontaktowałem się z córką kompozytora - Klarą Novákovą, która bardzo mi pomogła w zdobyciu szczegółowych informacji na temat swojego ojca. Oczywiście pogłębianie wiedzy i zdobywanie partytur trwało bardzo długo, dlatego w swojej pracy doktorskiej zatytułowanej: „Kameralistyka fortepianowa Jana Nováka jako przykład syntezy stylistycznej na tle muzyki XX wieku” zdecydowałem się zamieścić obszerny wątek biograficzny na temat kompozytora, oraz chronologiczny spis wszystkich kompozycji, który umieściłem w suplemencie.

          Pana trud został dostrzeżony, ponieważ praca doktorska, którą obronił Pan w Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu, została bardzo wysoko oceniona przez wszystkich recenzentów.
Także płyta „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC” jest wynikiem tych długoletnich poszukiwań.

          - Bardzo się cieszę, że moja dysertacja wraz z płytą została pozytywnie przyjęta przez całą komisję i recenzentów: dr hab. Annę Stempin-Jasnowską z A.M. w Bydgoszczy oraz dra. hab. Pawła Zawadzkiego z A.M. we Wrocławiu. Oczywiście „wisienką na torcie” było wydanie płyty „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC” w wydawnictwie DUX, której premiera odbyła się 4 listopada. Ja byłem pomysłodawcą projektu, ale płyta nie powstałaby bez wszystkich współwykonawców.
          Wielka szkoda, że nie mieliśmy dotąd możliwości pokazania na żywo polskiej publiczności wszystkich nagranych przez nas utworów z powodu trwającej pandemii. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda się nam rozpropagować twórczość Jana Nováka w Polsce.

          Słuchając kilkakrotnie tej płyty, także pomyślałam, że warto by było zorganizować serię koncertów promujących, bo każdy z utworów, które znajdują się na płycie, wart jest pokazania go szerokiemu gronu publiczności. Są one przeznaczone nie tylko dla melomanów czy miłośników muzyki kameralnej, ale szerokiego grona publiczności.
           - Mówiąc szczerze, dziwię się, że twórczość Jana Nováka jest w Polsce nieznana, podczas gdy pochodzące z tego samego okresu utwory Bohuslava Martinů są dość popularne. Według mnie na mały rozgłos jego twórczości miał wpływ nieszczęśliwy splot wydarzeń – mianowicie na wiosnę 1984 roku został zaplanowany koncert w Filharmonii Nowojorskiej, na którym obok kompozycji Martinů i Dvořaka miała zostać zaprezentowana Kantata „Dido” Jana Nováka na mezzosopran, recytatora, mały chór i orkiestrę pod dyrekcją Rafaela Kubelika. W roli narratora miał wystąpić Jan Novák.
          Wykonanie "Dido" pod batutą dyrygenta o światowej sławie miało być ostatnią szansą na docenienie jego dzieł i nadzieją na dostanie się do parnasu kompozytorów XX wieku. Niestety, Kubelik złamał sobie rękę i koncert został przełożony na inny termin. Wkrótce stan zdrowia Nováka znacznie się pogorszył. Stwierdzono u niego guza mózgu. Miał zaplanowaną operację, niestety nie doczekał jej - zmarł 17 listopada 1984 roku.
Nie udało się, niestety, wykonać kompozycji, dzięki której mógł zdobyć zasłużoną sławę.

Marcin Kasprzyk Okładka płyty

          Polecamy Państwa uwadze płytę „JAN NOVÁK – CHAMBER MUSIC”, która do Pana rąk trafiła 9 listopada, mamy nadzieję na koncerty promujące to wydawnictwo na początku 2022 roku.
Chciałabym jeszcze wrócić do początków Pana zainteresowań muzyką. Rozpoczął Pan naukę gry na fortepianie w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w Jarosławiu. Czy Pan wybrał ten instrument, czy to rodzice zadecydowali?

          - Od najmłodszych lat interesował mnie fortepian. Jako małe dziecko dostałem malutkie pianino, którym bardzo często się bawiłem. Jak zdawałem egzamin wstępny do Szkoły Muzycznej I stopnia w Jarosławiu, to marzyłem tylko o nauce gry na fortepianie. Moją pierwszą nauczycielką fortepianu była mgr Teresa Romanow-Rydzik, później kontynuowałem naukę w Zespole Szkół Muzycznych w Przemyślu w klasie fortepianu mgr Doroty Miller i po ukończeniu tej szkoły, jak już wspomniałem, studiowałem w Akademii Muzycznej w Łodzi.

          Ponieważ wielokrotnie brał Pan udział w krajowych i międzynarodowych konkursach, uzyskując wysokie lokaty, teraz towarzysząc młodym adeptom grającym na instrumentach, nadal uczestniczy Pan w różnych konkursach, przesłuchaniach i egzaminach oraz przygotowuje Pan do udziału w konkursach swoich uczniów, wiele może Pan o nich powiedzieć. Nie wszyscy są świadomi tego, że na konkurs warto pojechać, a nagrody nie są najważniejsze.
          - Od kiedy pandemia spowodowała odwołanie wszelkich imprez masowych, m.in. koncertów, zainteresowałem się konkursami fortepianowymi w wersji „online”. Udało mi się przygotować i nagrać repertuar na fortepian solo, który wykorzystałem później do udziału w Międzynarodowych Konkursach Fortepianowych organizowanych przez światową organizację World Piano Teachers Associations w Finlandii zdobywając wyróżnienie oraz w Tajlandii uzyskując drugie miejsce. Jeżeli chodzi o uczestnictwo w roli akompaniatora to rzeczywiście w tym roku miałem przyjemność nagrywać z uczniami bardzo dużo utworów na konkursy ogólnopolskie i międzynarodowe. Wiele z nagrań zostało docenionych przez komisje, czego konsekwencją było zdobywanie przez uczniów wysokich lokat.
          Z upływem lat zauważyłem po sobie, że gdy czasu na ćwiczenie jest bardzo mało ze względu na pracę i wiele innych obowiązków, efektywność ćwiczenia znacznie się poprawia.
Utrzymywanie dobrej formy w grze na fortepianie wymaga codziennej systematycznej pracy i samodyscypliny. Staram się nieustannie poszerzać solowy i kameralny repertuar oraz utrwalać dotychczasowy.
Dodatkowo praca w roli akompaniatora wymaga od nas-pianistów poświęcania wielu godzin z wolnego czasu na ćwiczenie. Wiele z akompaniamentów w II stopniu jest dosyć skomplikowana i wymaga systematycznej pracy, gdyż występując z uczniem na konkursie, koncercie czy egzaminie, w pośredni sposób także podlegam ocenie.

Dziękuję Panu za rozmowę i życzę wielu ciekawych projektów, wspaniałych koncertów, kolejnych nagrań i satysfakcji z pracy pedagogicznej. Z pewnością niedługo będę miała okazję oklaskiwać Pana podczas koncertów.
- Ja również dziękuję za spotkanie i mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy.

Zofia Stopińska

 

Marcin Kasprzyk fot. Katarzyna Kasprzyk

                                                          Marcin Kasprzyk - fortepian, fot Katarzyna Kasprzyk

 

Subskrybuj to źródło RSS