Zofia Stopińska

Zofia Stopińska

email Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Emilian Madey: "Wszystko, co po nas zostaje, to jest kultura"

           Solistą koncertu, który odbył się w Filharmonii Podkarpackiej 6 marca 2020 r., był znakomity pianista Emilian Madey. Program tego wieczoru zawierał dzieła orkiestrowe: Uwertura do opery „Łaskawość Tytusa” KV 621 Wolfganga Amadeusza Mozarta i III Symfonia Es-dur op. 55 Ludwiga van Beethovena. Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyrygował Dawid Runtz, wyróżniający się dyrygent młodego pokolenia, znany dobrze podkarpackim melomanom z bardzo ciekawych kreacji.
           W pierwszej części koncertu, po Uwerturze wysłuchaliśmy Koncertu fortepianowego C-dur op. 14 - należącego do najbardziej znanych kompozycji Franciszka Lessela, polskiego kompozytora urodzonego trzy dekady wcześniej niż Fryderyk Chopin. Franciszek Lessel był jedynym polskim kompozytorem, który miał szczęście studiować u Józefa Haydna i pod jego kierunkiem rozwijał zdolności kompozytorskie oraz pianistyczne. W trakcie pobytu w Wiedniu kilka razy przyjeżdżał do letniej rezydencji Lubomirskich w Łańcucie w charakterze nadwornego muzyka.
           W 1809 roku, po śmierci Józefa Haydna, Franciszek Lessel powrócił do Polski i koncertował jako pianista, grając z powodzeniem własne kompozycje.
Wracając do klasycznego w budowie, pogodnego w nastroju Koncertu C-dur op. 14 Franciszka Lessela podkreślić także należy, że dzieło to daje pole do popisu przede wszystkim soliście.
          W wykonaniu Emiliana Madeya i Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Dawida Runtza dzieło zabrzmiało wyjątkowo pięknie. Zachwycił mnie przede wszystkim solista błyskotliwą wirtuozerią, cudownym, szlachetnym dźwiękiem i rewelacyjną techniką. Nic dziwnego, że po zakończeniu dzieła gorące brawa trwały długo i publiczność wyraźnie domagała się bisu. Fortepian znowu zabrzmiał wspaniale pod palcami Emiliana Madeya, który wykonał nieznany „Taniec neapolitański” Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego.
          Klika godzin przed tym wspaniałym wykonaniem, w samo południe, mogłam porozmawiać z Panem Emilianem Madeyem. Zapraszam Państwa do przeczytania bardzo interesujących wypowiedzi Artysty.

          Zofia Stopińska: Z pewnością wielu melomanów niecierpliwie czeka na dzisiejszy wieczór, podczas którego wykona Pan Koncert C-dur Franciszka Lessela, bo podobnie jak ja usłyszą po raz pierwszy ten utwór w sali filharmonicznej. Ma Pan w repertuarze ten koncert i dokonał Pan nagrania tego dzieła.
          Emilian Madey: Wczoraj dziękowałem serdecznie pani Marcie Wierzbieniec, dyrektor Filharmonii Podkarpackiej, za zaproszenie do wykonania Koncertu Lessela. Dzięki temu miałem okazję wrócić do tych nut po dwudziestu latach. Wówczas, podczas koncertu, zostało zarejestrowane wspomniane nagranie i wydane na płycie. Od tamtego czasu żadna polska instytucja nie kwapiła się, aby w jakikolwiek sposób zainteresować się tym, jakże rzadko wykonywanym dziełem. Z tego, co wiem, to tylko na jednym letnim festiwalu muzycznym w Warszawie Koncert Lessela był wykonany przez Howarda Schelley’a.
         Kiedy dwadzieścia lat temu szukałem nagrań tego Koncertu, dowiedziałem się, że istnieją jedynie nagrania archiwalne w Polskim Radio w wykonaniu Reginy Smendzianki i Zbigniewa Drzewieckiego, jeżeli dobrze pamiętam. Nikt nie zadbał, by koncert ten rzeczywiście rozpowszechnić i Polskie Radio nie wydało rzeczonych archiwów na płytach. Małym kamyczkiem w kierunku jego promocji było moje wykonanie z Polską Orkiestrą Jeunesses Musicales pod dyrekcją Łukasza Borowicza. Zostało ono utrwalone i ukazało się na płycie, która nawet nominowana była do Fryderyka.
          Od tamtego czasu zajmowałem się innymi projektami, innym repertuarem – między innymi Koncertem fortepianowym As-dur op. 2 Feliksa Ignacego Dobrzyńskiego – również niezwykle rzadko wykonywanym dziełem. Koncert Dobrzyńskiego z Polską Orkiestrą Radiową pod batutą Łukasza Borowicza nagrałem dla brytyjskiego wydawnictwa Chandos. Płyty „poszły w świat” i o tym koncercie dużo więcej się mówi w tej chwili.

          Może po dzisiejszym wykonaniu Koncertu C-dur Franciszka Lessela otrzyma Pan kolejne propozycje?
          - Mam nadzieje, że będzie mi dane jeszcze nie raz wykonać ten Koncert, bo to jest urocza muzyka. Może jako profesjonalista nie powinienem mówić o utworze, że jest uroczy. Jestem jednak przekonany, że słuchaczy nie trzeba zanudzać muzykologiczną terminologią. Powinni po prostu przyjść na koncert i zachwycić się tym utworem.

          Jestem przekonana, że Lessel dobrze zabrzmi pomiędzy Mozartem a Beethovenem.
          - Zdecydowanie tak, bo przecież Lessel zmarł w 1838 roku, czyli raptem 11 lat po Beethovenie, natomiast kiedy przyszedł na świat, to Mozart cieszył się jeszcze dobrym zdrowiem. Jest to „ogniwo przejściowe” pomiędzy muzyką klasyczną a romantyczną i jeżeli mogę trochę „zadręczyć” Państwa wiedzą teoretyczną, to początek romantyzmu datujemy na rok 1810, bo to rok urodzin Fryderyka Chopina. Wielokrotnie stawiam pytanie, czy Fryderyk Chopin wiedział w momencie swoich urodzin, że właśnie rozpoczął nową epokę i jest wielkim romantykiem? Przecież przez pierwsze kilka lat nie było wiadomo, że to dziecko objawi talent muzyczny, a jego rodzice raczej mogli mieć bardziej problem z przeciekającym dachem w Żelazowej Woli, niż z myślą o edukacji muzycznej niemowlęcia.
           Jeżeli mamy się trzymać wiedzy muzykologicznej, że początek romantyzmu przypada na rok 1810, to proponuję nie urodziny Chopina, lecz datę powstania Koncertu Franciszka Lessela.
W 1810 roku Franciszek Lessel komponuje swój drugi koncert fortepianowy C-dur (pierwszy zaginął, nie wiemy, jak brzmiał, nie wiemy, gdzie mógł być zdeponowany – może zniszczony został podczas licznych wojen, a może gdzieś się kiedyś odnajdzie?). Dlaczego rok 1810? Dlatego, że tutaj po raz pierwszy w polskiej literaturze, a nie jestem pewien, czy nie w literaturze światowej, ostatnia część koncertu jest tańcem narodowymi i jest to początek szkoły narodowej. Pierwszej na świecie. Polskiej!
            To nie Fryderyk Chopin rozpoczyna szkołę narodową, tworząc swoje koncerty fortepianowe i Rondo w postaci krakowiaka, kujawiaka czy mazura, tylko już siedem lat wcześniej Ignacy Feliks Dobrzyński w III części Koncertu As-dur zamieszcza rytmy krakowiaka, a w roku 1810 w swoim Rondzie, dzisiaj granego w Filharmonii Podkarpackiej Koncertu, Lessel wprowadza rytmy mazurka. Moim zdaniem jest to początek polskiej szkoły narodowej – tu jest początek: taniec ludowy zostaje wykorzystany w muzyce profesjonalnej. To tu refren (fachowo z włoskiego ritornello) jest tańcem na trzy – mazurkiem.
          Moim zdaniem początek epoki powinniśmy datować na rok powstania dzieła, na jego przełomowe wręcz znaczenie, a nie na urodziny kogoś, kto dopiero za kilka lat miał okazać się geniuszem.

           Koniecznie chcę poruszyć temat nagrań, bo oprócz wymienionych już koncertów Lessela i Dobrzyńskiego utrwalił Pan inne perełki. Sporo z nich znalazło się na 2-płytowym albumie solowym „Portret” , są płyty z dziełami nagranymi z towarzyszeniem orkiestr: Bogusława Madeya - Metamorfozy – Wariacje na temat Paganiniego, Koncert Fortepianowy nr 3 Ludwiga van Beethovena, Koncert na fortepian i orkiestrę Piotra Mossa, czy Concertino Władysława Szpilmana.
           - To prawda, nagrałem również Concertino Władysława Szpilmana. Nie nazywajmy jednak tej formy koncertem. Bardzo żałuję, że Władysław Szpilman nie napisał pełnometrażowego koncertu fortepianowego, takiego jak na przykład George Gershwin. Władysław Szpilman był bowiem polskim Gershwinem i gdyby znalazł się w Stanach Zjednoczonych, to nie wiem, czy nie zdetronizowałby tam kilku naprawdę wybitnych kompozytorów. Wspaniała postać!
           Miałem szczęście dobrze znać Władysława Szpilmana. Poznałem go, gdy miałem 15 lat. Moja świadomość artystyczna, muzyczna czy historyczna była zupełnie inna.
Od niego podczas spacerów, które robiliśmy pod skocznię w Zakopanem i z powrotem do Domu Pracy Twórczej ZAiKS-u, znałem całą historię jego przeżycia II Wojny Światowej – nie z książki, tylko bezpośrednio od autora i bohatera. Dowiedziałem się o tym, czego już nie ma w książce, co się stało z niemieckim oficerem, jakie były losy rodziny tego niemieckiego oficera, który go uratował, i rodziny Szpilmanów.
           Niestety, „Concertino” wprowadziłem do mojego repertuaru i nagrałem już po śmierci Władysława Szpilmana, ale podczas pierwszego wykonania obecna była pani Halina Szpilmanowa.
To jest bardzo piękny utwór i jego historia jest tragiczna. Powstał w pierwszych miesiącach pobytu Szpilmana w warszawskim getcie. Zastanawiające jest to, ile może być groteski i radości w muzyce, która jest pisana w takich warunkach. Jakby się nic nie stało, wszystko pisane z radością, z przymrużeniem oka, harmonia jazzująca, fantastyczne pomysły instrumentacyjne, barwowe, wirtuozowska faktura fortepianowa pomiędzy neoklasycyzmem a jazzem.
           Ja, po swojemu, znajduję odpowiedź na pytanie, skąd tak szokujący kontrast pomiędzy otaczającą twórcę rzeczywistością, a charakterem utworu: kiedy zmarła moja babcia, byłem w kompletnej pustce, rodzice byli za granicą i mieszkanie zionęło pustką. Pustka i cisza krzyczały.
Załatwiłem wszystkie sprawy formalne, wróciłem do domu i nie miałem co ze sobą zrobić.
           Późnym wieczorem, sam, w ciszy zupełnej, wziąłem kartkę papieru nutowego i zacząłem pisać, żeby po prostu czymś zająć myśli. Bez żadnego pomysłu, bez zastanowienia. W ciągu kilku dni powstał najbardziej groteskowy, powiedziałbym nawet – szyderczy utwór, jaki kiedykolwiek napisałem.
Reakcje psychiki ludzkiej są nieodgadnione zupełnie. Przez ten pryzmat mogę zrozumieć, dlaczego Władysław Szpilman w getcie mógł napisać tak rozbrajająco uroczy, lekki i radosny utwór.

           Powróćmy jeszcze do nagrań Pana Taty – Bogusława Madeya.
           - Nagrałem Jego Metamorfozy – Wariacje na temat Paganiniego na fortepian i orkiestrę, oparte na temacie 24. Kaprysu Niccolò Paganiniego. Dołączył do panteonu kompozytorów, którzy „pastwili się” nad tym tematem. Pierwszym był sam Paganini, później Ferenc Liszt, Johannes Brahms, Sergiusz Rachmaninow, Boris Blacher, Witold Lutosławski, no i Bogusław Madey. Tata sam podkreślał, że to jest bezczelność i arogancja z jego strony, że bierze się za taki temat, ale miał naprawdę bardzo dużo do powiedzenia muzycznie w tej materii. Jest to znakomity utwór, pozwalający na wirtuozowski popis pianiście i fantastycznie orkiestrowany, pełen znakomitych pomysłów instrumentacyjnych, kontrapunktycznych – fantastyczna muzyka! Nie mówię tak dlatego, że jestem jego synem, tylko jako pianista, jako artysta, który po prostu ocenia dzieło muzyczne, które jest mu dane mieć pod palcami.
           Nagrałem jeszcze 5 Preludiów, które skomponował podczas swoich studiów w Poznaniu i Sonatinę napisana w 1952 roku, czyli także podczas studiów. Miał wtedy 20 lat, a skomponował fantastyczne miniatury. Nie chcę dłużej wartościować i porównywać, ale zachęcam do poznania tej literatury, bo to jest taka muzyka, która musi się podobać, pomimo, że pisana jest nowym językiem, z uroczą harmonią, w klasycystycznej konwencji. Nazwałbym tę muzykę: humanitarną – komponowaną dla słuchacza i dla wykonawcy – wszak pisał ją świetny pianista.

          Talent muzyczny odziedziczył Pan po rodzicach, którzy byli znakomitymi muzykami, bo Mama – Anna Malewicz-Madey była znakomitą śpiewaczką, obdarzoną przepięknym mezzosopranem, a Pan poszedł w ślady Ojca i jest Pan dyrygentem, pianistą, kompozytorem oraz pedagogiem. Studiował Pan te kierunki równocześnie albo prawie równocześnie.
           - Jednocześnie studiowałem dwa: fortepian i kompozycję. To było działanie vabank, ponieważ zdawałem na dwa kierunki jednocześnie. Tata zapytał: ”Co będzie, jak się dostaniesz na jeden, albo będziesz musiał wybrać jeden?”. Odpowiedziałem, że wtedy zrezygnuję ze studiów muzycznych, bo studiując jeden kierunek zanudzę się na śmierć. Fortepian i kompozycja, bo fortepian to jest nauka czytania – jest w nutach jakaś powieść, jakaś historia zapisana i ja ją muszę umieć przeczytać, natomiast kompozycja to jest biała kartka, którą ja muszę umieć zapisać – jest to nauka pisania i czytania. Nie mogę się nauczyć tylko czytać, nie umiejąc pisać i odwrotnie, bo byłbym tylko w połowie wykształcony.
Rzeczywiście, udało mi się dostać na te dwa kierunki i studiowałem je jednocześnie.
           Kiedy zbliżał się dyplom z kompozycji i dosłownie chwilę po obronieniu pracy magisterskiej z fortepianu, odbywały się egzaminy wstępne na studia dyrygenckie. Przystąpiłem do nich, zdałem na dyrygenturę symfoniczno-operową i zostałem przyjęty od razu na drugi rok. W ciągu trzech lat ukończyłem dyrygenturę. To było ukoronowanie ewolucji muzycznej, bo skoro już umiem czytać i pisać, to trzeba umieć to pokazać 80 osobom, przed którymi staję. Wówczas mogę uczyć innych. Nie mam 19 lat w momencie rozpoczęcia studiów dyrygenckich, po ukończeniu których „mądrzę się” przed ludźmi, którzy są o pokolenie lub dwa pokolenia starsi ode mnie i grali z niejednym doświadczonym dyrygentem.
           To jest podobne do reżyserii filmowej. Lepiej jest wcześniej postudiować aktorstwo, albo być operatorem filmowym, żeby pretendować do miana bycia reżyserem. Ja tak postrzegam dyrygenturę.

           Według mnie orkiestrę można porównać do instrumentu.
           - Oczywiście, dyrygent gra na orkiestrze. Jako pianista gram na fortepianie: są klawisze, młotki, struny, tłumiki itd... W orkiestrze są żywi ludzi. Czasem się śmieję, że fortepian ma tę wyższość nad orkiestrą, że nie próbuje stawiać mi warunków, nie powołuje związków zawodowych do życia i nie wywraca oczami, gdy zmieniam frazowanie lub artykulację.
Grając na fortepianie jestem bezkarny, mogę grać, co chcę, jak chcę i jak długo chcę.

          Jest Pan także kompozytorem i niewiele na ten temat Pan powiedział. Jak powstają Pana utwory, skąd Pan czerpie inspiracje?
           - Ja rzadko komponuję. Żeby zacząć komponować, muszę mieć taki pomysł, który mi żyć nie daje. Jeśli to są ulotne pomysły, o których szybko zapominam, albo powracam do nich po kilku dniach i stwierdzam, że są niewystarczająco dobre, to nie zabieram się do pisania. Mój Ojciec mówił, że papier jest cierpliwy i wszystko zniesie, ale już słuchacz czy wykonawca niekoniecznie. Uważam, że nie trzeba na siłę zapełniać szuflad nutami. Jest tyle pięknej literatury skomponowanej, która nie jest grana – chociażby Lessel. Mogę pisać 20 utworów rocznie, ale po co? Składać je do szuflady, albo udzielać wywiadów i na przykład w rozmowie z panią twierdzić, że jest to genialna muzyka, która wymaga wykonywania i żalić się, że artyści z własnej inicjatywy rzadko sięgają po muzykę współczesną?
            Przede wszystkim nigdy nie potrafiłem zabiegać o swoje, nie umiem chodzić do muzyków i prosić, żeby zagrali jakiś mój utwór. Siłą rzeczy najczęściej grane są te moje utwory, które pisałem dla siebie, czyli kompozycje fortepianowe. Mam je w stałym repertuarze pomimo, że są to utwory już leciwe.
           Ostatni utwór, który skomponowałem po 10 latach przerwy, to jest potężny utwór na duży skład quasi symfoniczny z koncertującą partią trzech multi perkusji – na estradzie jest około 200 instrumentów perkusyjnych. Jest to czteroczęściowy utwór, każda część jest na inną grupę instrumentów oraz zespół orkiestrowy i dopiero ostatnia część jest konglomeratem wszystkich sekcji, wszystkich grup, wszystkich rodzin instrumentów.
           Skomponowałem ten utwór z myślą o doktoracie, ale nie miałem czasu na ten doktorat, ponieważ zająłem się projektem moniuszkowskim, który wymyśliłem sobie na Rok Moniuszkowski – Moniuszko for the World – pieśni Moniuszki w obcych językach. Na razie więc za dużo jest pomysłów rozpoczętych, za dużo pomysłów jest w realizacji i ten utworek czeka sobie na zrobienie doktoratu.

           Wiem, że uprawiał Pan dużo muzyki kameralnej, czy ten nurt nadal jest równie ważny w Pana działalności artystycznej?
           - Cały czas uprawiam muzykę kameralną, z tym, że uciekam od współpracy ze skrzypkami, wiolonczelistami i instrumentami dętymi, a skłaniam się w kierunku pracy ze śpiewakami. Najbardziej mnie to fascynuje, najbardziej cenię ten rodzaj współpracy, ponieważ tu potrafię się muzycznie, artystycznie najlepiej wypowiadać. Jest mi to najbliższe.
            Nie oznacza to, że podważam inną kameralistykę – po prostu to jest moja nisza. Grywałem oczywiście z wieloma różnymi muzykami, ale to jest mi najbliższe – może dlatego, że Mama była śpiewaczką? Wiele razy widziałem i słyszałem oboje rodziców – Mama śpiewała, a Tata grał na fortepianie i pewnie siłą rzeczy jasne się dla mnie stało, że te dwa najdalsze sobie, najbardziej obce instrumenty – głos ludzki i fortepian, mogą ze sobą współpracować i stanowić jedność.

           Zawsze podziwiam pianistów, którzy współpracują ze śpiewakami, ponieważ zawsze muszą bardzo uważnie towarzyszyć śpiewakowi. Nie ma dwóch takich samych wykonań.
           - Chwalić Boga, że nie ma, bo jakie to byłoby nudne, gdybyśmy byli powtarzalni! Pianista musi się dostosować do nastroju, do czasu wypoczynku nocnego, do oddechów solisty, do akustyki sali koncertowej, do temperatury, do wszystkiego... To jest niesamowita ilość uwarunkowań, które są bardzo inspirujące, acz czasami bywają bardzo trudne.
           Przede wszystkim praca ze śpiewakiem uczy ogromnej pokory, jeżeli chodzi o oddech. Pianiści mają tendencje do grania „bez oddechowego”, takiego pędu przez cały czas. Słuchacz oddycha razem z frazą, razem z muzyką, nawet jeżeli słuchacz nie zdaje sobie z tego sprawy.
           Są muzycy, którzy są męczący w słuchaniu i czasami nie potrafi się nawet powiedzieć, dlaczego, a powodem jest najczęściej „zadyszka”, którą oni wytwarzają w słuchaczu. Słuchacz nie ma gdzie wziąć oddechu!
          Praca ze śpiewakiem uczy pokory wobec naturalnych, fizjologicznych predyspozycji, wobec prawideł, wedle których Pan Bóg nas stworzył. To się potem powinno przekładać na granie solistyczne: należy zakończyć frazę, zanim się zacznie nową. Musi być ten naturalny oddech po prostu, również w palcach, również w wybrzmieniu dźwięku.

           Mając tyle doświadczeń, może się Pan dzielić tym wszystkim ze studentami i uczniami.
           - Tak, bo uczę w szkole średniej i w Akademii Muzycznej, która obecnie działa pod nazwą Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie. Bardzo chciałbym przekazywać tę wiedzę wszystkim podopiecznym, ale nie zawsze się to udaje. Kiedy rozpoczynałem pracę pedagogiczną, byłem przekonany, że wszyscy będą zdolni i pracowici. Czasami właśnie całą sztuką jest dotrzeć do osoby, która może ma talenty bardzo ukryte i trzeba je wyciągnąć na wierzch. To wszystko jest bardzo złożone i wymaga dużej odpowiedzialności. Uczę już prawie 20 lat i myślę, że udaje mi się tę odpowiedzialność zachować.
           Nie jestem nauczycielem, który tylko chodzi z glinianym kubeczkiem, w tym samym od 30 lat kaftaniku, pomiędzy salą a pokojem nauczycielskim, by zaparzyć sobie kolejną herbatkę.
Nadal jestem praktykiem, w związku z tym cały czas przekazuję młodym to, co sprawdziłem sam na sobie. Nie zdarza mi się mówić czegoś, co mi się wydaje, tylko mówię to, co wiem. Od tej strony moja pedagogika może się sprawdzać, ale statystyka jest taka, że tylko raz na kilka lat zdarza się jednostka wybitna, która przejmuje wszystko, co się do niej mówi i może to rozwinąć w przyszłości.
           Ja to porównuję czasami do statystyki w dawnym Związku Radzieckim, a może nawet dzisiaj też w Rosji. Tam każdego roku około 3 miliony małych dziewczynek czteroletnich jest zapisywanych na jazdę figurową na lodzie tylko i wyłącznie po to, żeby po dziesięciu, może dwunastu latach jedna z nich dostała złoty medal na olimpiadzie. To statystyka może przerażająca i pesymistyczna, ale tak i u nas wygląda to przysłowiowe per aspera ad astra.
           Nie możemy oczekiwać, że z każdego zrobimy artystę-muzyka. Zresztą, gdzie oni wszyscy mieli by się podziewać? W edukacji ważne jest raczej to, żeby nie zniechęcić do sztuk pięknych i w ten sposób kreować i kierować edukacją młodego człowieka, by – nawet, jeżeli nie zostanie muzykiem, jeżeli wybierze zupełnie inną profesję – zachował miłość do sztuk pięknych. Żeby po latach ze swoimi dziećmi przychodził regularnie na koncerty i żeby nasze kolejne pokolenia narodu, który ma w swojej historii wiele doświadczeń, czasami na własne życzenie, czasami na życzenie bardzo złych i wrogich sił, na nowo się odnawiały i kreowały, jeżeli chodzi o umiejętność docenienia dóbr kultury. Chodzi tu zarówno o twórców rodzimych oraz obcych, ale wykonywanych tu i teraz.
           Wszystko, co po nas zostaje, co zostaje po każdej cywilizacji, która upada, to jest kultura.
Jeżeli jedziemy na wakacje do Italii, Grecji czy Egiptu, to interesują nas przede wszystkim zabytki. Nie zwiedzamy muzeum inflacji albo służby zdrowia, ani relacji międzynarodowych sprzed trzech tysięcy lat, tylko patrzymy na te łupiny, skorupy zamalowane różnymi obrazkami, na rekonstrukcje zapisów muzyki dawnej, na Dolinę Królów, z jakimi honorami chowani byli faraonowie, czyli jak wyglądały wszystkie sztuki piękne – plastyka, rzeźba, malarstwo...
To jest to, co po nas przetrwa. Jeżeli nie będziemy dbali o kulturę, nie będziemy jej doceniać, pielęgnować i współtworzyć, to zginiemy całkowicie.

           Pomyślałam teraz, że w Polsce mocno są promowane różne gatunki muzyki łatwej w odbiorze oraz wykonawcy tej muzyki, nazwijmy ją rozrywkową, ale naszym najlepszym towarem eksportowym jest muzyka klasyczna i przede wszystkim wykonawcy tego gatunku.
           - Dość długo w Filharmonii Narodowej dyrektorem był Kazimierz Kord. Wówczas, jadąc z Filharmonią Narodową za granicę, podczas wielu tras koncertowych dyrygował symfoniami Prokofiewa, Szostakowicza, Czajkowskiego, a solista rzadko miał w repertuarze polski koncert. Co z tego, że polscy artyści pojechali, jeżeli oni wykonywali utwory, które Rosjanie grali sto razy lepiej. Rosjanin też nigdy nie wykona tak dobrze polskiej muzyki, jak polski artysta.
            Być może pojawią się sprzeciwy czytelników, że Rosjanie świetnie grają Chopina, za wykonania jego dzieł otrzymują najwyższe nagrody itd.
Długo możemy dyskutować na ten temat. Starczy, jeśli powiem, że Rosjanie zupełnie inaczej czują poloneza. Grają tę naszą narodową muzykę w dużo szybszym tempie i zupełnie inaczej frazują. Robią to w sposób fantastyczny, świetny, ale jeżeli mielibyśmy szukać naprawdę naszego narodowego idiomu, to nie byłyby to nagrania rosyjskich wykonawców.

           Jak Pan się czuje, występując w roli solisty, kiedy orkiestrą dyryguje ktoś inny?
            - Zazwyczaj się cieszę, że mam jeden problem z głowy, ponieważ bywało tak, że dyrygowałem i grałem jednocześnie. Dobrze wiem, jak ogromna jest to odpowiedzialność, a tutaj rozkłada się ona na nas dwóch.
          Dawid Runtz jest mi dobrze znany od lat, bo nawet prowadziłem podczas jego studiów w UMFC instrumentoznawstwo, na które Dawid musiał przychodzić i z tamtych czasów się znamy. Teraz bardzo mocno trzymam kciuki za całą jego przyszłość.
Mam wrażenie, że znalazł się w kręgu ludzi, którzy są mu w stanie pomóc i będą to robić.

            Współpraca z Filharmonią Podkarpacką pod jego batutą przebiega harmonijnie?
            - Jak najbardziej, zawsze był miły, serdeczny, otwarty. Bardzo dobrze przygotował orkiestrę, podoba mi się, jak z nią pracuje. Wszystko tutaj ma swój czas. Uważam, że Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej jest bardzo dobrze przygotowana do koncertu. A co będzie wieczorem? Artysta malarz nie wystawi na licytację czy do galerii swojego obrazu, dopóki nie ma pewności, że jest w stu procentach skończony. Artysta muzyk jednak nie ma żadnej pewności, co wydarzy się podczas koncertu. Jesteśmy żywymi ludźmi i wykonujemy muzykę na żywo. Podczas prób ustawiamy pewne szablony naszych relacji i słuchamy się wzajemnie, ale potem jest żywe wykonanie przed publicznością, podczas którego zawsze pojawi się coś, czego nie było na próbie.

           Bardzo dobrze, że nam to Pan uświadomił. Dziękuję za rozmowę i za czas poświęcony mnie, i czytelnikom „Klasyki na Podkarpaciu”. Mam nadzieję, że Pan niedługo powróci do Rzeszowa.
           - Właściwie to ja właśnie wróciłem, bo występuję tutaj po raz drugi. Pierwszego mojego pobytu już nikt nie pamięta, bo grałem tutaj mając dwanaście lat koncert Bacha (nie pamiętam nawet, który), ale wiem, że był to 1987 rok. Pamiętam, że to była super frajda zagrać z orkiestrą, Tata dyrygował, Mama śpiewała, bo to był taki rodzinny koncert. Pamiętam, że woda w Rzeszowie była wtedy okropna i do każdej szklanki herbaty trzeba było wrzucić listek geranium, żeby inaczej pachniała. Pamiętam także wystawę Pewexu w hotelu – i to wszystko. Rzeczywistość PRL-u widziana oczami dziecka.
          Teraz przyjechałem tutaj jak do innego państwa, na inną planetę. Tutaj jest wszystko wyremontowane, świetna jest akustyka w sali koncertowej i w kameralnej, gdzie rozmawiamy. Jest po prostu pięknie! Do takich miejsc chętnie się wraca.

Zofia Stopińska

OrgaNove Horyzonty

           Fundacja Promocji Kultury i Sztuki ARS PRO ARTE


           W czasie, gdy kultura i sztuka przeniosły się (miejmy nadzieję, że tylko na chwilę) do przestrzeni internetowej, nasza Fundacja wraz z Centrum Kultury i Promocji w Krościenku nad Dunajcem oraz Parafią pw. Wszystkich Świętych zapraszają na spotkania on-line z muzyką organową i wokalno-organową, zatytułowane OrgaNove Horyzonty.

           W kolejne soboty, począwszy od 18 kwietnia do 9 maja o godzinie 19:00 na stronach internetowych Fundacji www.arsproarte.pl, CKiP w Krościenku n.D. www.ckipkroscienko.pl oraz ich profilach na facebooku, zamieszczone zostaną fragmenty koncertów on-line zarejestrowanych w samym sercu pięknych Pienin, w pustym kościele Chrystusa Dobrego Pasterza w Krościenku n.D.

            Przewodnikami po świecie muzyki będą: krakowski wirtuoz organów Marek Stefanski oraz pochodząca z Krościenka sopranistka Milena Sołtys-Walosik.

           Cykl czterech mini koncertów utrwalonych dzięki życzliwości akustyka Szczepana Sołtysa, jest kontynuacją OrgaNovej kwarantanny, czyli miniatur muzyki organowej, która gościła w sieci internetowej każdego dnia Wielkiego Tygodnia.

           Serdecznie zapraszamy do uczestnictwa w artystycznych spotkaniach w sieci. Stwórzmy wspólnie wirtualną muzyczną społeczność, w oczekiwaniu na czas, kiedy będziemy mogli spotkać się i delektować sztuką jak kiedyś, będąc razem! Niech piękno i harmonia podnoszą ducha i dają nadzieję!

#OrgaNoveHoryzonty #zostańwdomu #słuchajmuzyki #kulturawsieci #Krościenko #małopolska #ckipkroscienko

  

Agata Szymczewska zainaugurowała Wiosenną Akademię Muzyki on-line

           Od kilku tygodni budynki przedszkoli, szkół i uczelni są puste. Pedagodzy prowadzą zajęcia on-line. Nie jest to łatwe zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli, a w szczególnie trudnej sytuacji są nauczyciele szkół muzycznych, bo nauka gry na instrumentach na odległość jest nie lada wyzwaniem. Zajmuje też o wiele więcej czasu niż lekcje prowadzone z uczniami w budynkach szkolnych. Efekty tego zdalnego nauczania poznamy dopiero wówczas, kiedy uczniowie spotkają się z nauczycielami „na żywo”. Wiadomo, że codzienna praca z instrumentem musi się odbywać.
          15 kwietnia 2020 roku, w ramach nowego projektu Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, zainaugurowana została Wiosenna Akademia Muzyki, która będzie cyklem spotkań odbywających się on-line. Pedagogami Akademii będą dobrze znani wykładowcy, którzy wielokrotnie prowadzili zajęcia w Europejskim Centrum Muzyki.
          Jak informują organizatorzy, kursy odbywać się będą kilka razy w tygodniu – zawsze „na żywo” i zawsze o godzinie 17.00. Udział w Kursach jest bezpłatny, a obserwować je można na stronie internetowej oraz na Facebooku Centrum.
          Pierwsze spotkania przeznaczone są dla skrzypków i wiolonczelistów. W kolejnych tygodniach odbędą się zajęcia prowadzone przez wykładowców grających na instrumentach dętych.
Szczegóły znajdą Państwo na stronie internetowej Europejskiego Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego.
          17 kwietnia (w piątek) organizatorzy zapraszają na spotkanie z Profesorem Tomaszem Strahlem, który opowie o tym: „Jak utrzymać dobrą formę na wiolonczeli podczas kwarantanny?”.
           W środę, podczas inauguracji Wiosennej Akademii Muzyki spotkała się z młodymi skrzypkami Agata Szymczewska, jedna z najwybitniejszych polskich skrzypaczek młodego pokolenia.
Tematem spotkanie było: „Skrzypek sam w domu, czyli jak ćwiczyć skutecznie i w pełni samodzielnie”.
          Z pewnością Jej rady zapamiętali wszyscy, którzy w tym spotkaniu uczestniczyli, obserwując je lub biorąc czynny udział, bowiem w czasie transmisji była możliwość zadawania pytań na czacie.
          Jestem przekonana, że nie tylko uczestnicy tego spotkania pragną poznać tę znakomitą skrzypaczkę i nauczycielkę bliżej. Dlatego zapraszam do przeczytania wywiadu z Agatą Szymczewską, zarejestrowanego niedawno, bo 4 października 2019 roku w Rzeszowie.

            Zofia Stopińska: Rozmawiamy w Rzeszowie, przed inauguracją 65. Sezonu koncertowego Filharmonii Podkarpackiej – w pani wykonaniu usłyszymy Koncert skrzypcowy e-moll op. 64 – Feliksa Mendelssohna. Z pewnością ten utwór ma Pani w repertuarze od dawna, bo wykonanie tego dzieła jest zwykle marzeniem uczniów klas skrzypiec szkół muzycznych II stopnia.
          Agata Szymczewska: Można powiedzieć, że moja historia z Koncertem e-moll Mendelssohna jest dość dziwna, gdyż był to jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie koncertów skrzypcowych. Wiadomo, że w którymś momencie edukacji trzeba ten koncert „zaliczyć”. W szkołach muzycznych, na korytarzach, dzieci w przerwach między sobą się przechwalają: „...a ja już gram Mendelssohna, a ty jeszcze nie”. W mojej klasie już wszyscy grali ten koncert, a ja jeszcze grałam inne koncerty, bo jeszcze Pani nie zadała mi Mendelssohna. Byłam zrozpaczona, że będę grała ten koncert na szarym końcu. Dlatego byłam bardzo rozżalona i z wielką złością zaczęłam ćwiczyć ten koncert. Postanowiłam, że nauczę się go, zagram na egzaminie i nigdy więcej nie będę go grała. Tak rzeczywiście było, zaraz po wykonaniu Koncertu e-moll na egzaminie, zabrałam się za inny koncert.
           Po Konkursie Wieniawskiego, czyli mniej więcej po piętnastu latach mojej edukacji, okazało się, że ten znienawidzony przeze mnie Koncert e-moll Mendelssohna jest jednym z najczęściej zamawianych koncertów. Po raz pierwszy po długiej przerwie wykonałam go w Lahti w Finlandii, z towarzyszeniem świetnej Lahti Symphony Orchestra, którą dyrygował znakomity Mosche Atzmon. Po otrzymaniu zaproszenia, próbowałam zamienić Koncert e-moll na wszystkie możliwe koncerty, ale nie dało się i trzeba było zagrać Mendelssohna. Pamiętam, że jeszcze dwa dni przed koncertem w ogóle nie byłam pewna, jak to wszystko wyjdzie, ale mam z tamtego wydarzenia wspaniałe wspomnienia i chyba ten sukces spowodował przełom. Poczułam, że mogę się z Koncertem Mendelssohna zaprzyjaźnić i z uśmiechem na twarzy go wykonywać, i ten uśmiech nie znika mi do dzisiaj.

           To jest cudowny, pozornie tylko łatwy utwór, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę, że aby wzbudzić zachwyt publiczności, solista, orkiestra i dyrygent muszą być w najlepszej formie i zadbać o najmniejsze detale. To jest w sumie bardzo trudny utwór.
           - Trudny, wymagający i dobrze pani zaznaczyła, że wykonanie musi być spójne. Są koncerty, że rola orkiestry i dyrygenta jest drugoplanowa (nie lubię tego słowa). W przypadku Koncertu e-moll Mendelssohna bez świetnego dyrygenta i bardzo dobrze grającej orkiestry, dla solisty granie jest katorgą, a nie przyjemnością.
Chcę powiedzieć, że po próbie jestem zachwycona, ponieważ maestro Caldi, z którym znam się od wielu lat, wspaniale prowadzi orkiestrę i bardzo podobnie wyczuwamy wiele fraz. Podkreślę, że Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej w sposób wręcz wybitny poddaje się wszystkim sugestiom dyrygenta i moim. Starają się, słuchają, są bardzo czujni i od razu reagują. Praca z takim zespołem jest ogromną przyjemnością.

            Kilka dni temu była Pani w Rzeszowie i w sąsiednim budynku, gdzie mieści się ZSM nr 1, prowadziła Pani seminarium, w którym uczestniczyli nauczyciele i uczniowie klas skrzypiec ze szkół muzycznych naszego regionu – jak zobaczyłam harmonogram zajęć to pomyślałam, że trudno będzie umówić się na rozmowę – lekcje po śniadaniu – lekcje po przerwie na obiad...
            Ktoś przysłał mi post z rozpoczęcia tego seminarium. Sala wypełniona była młodzieżą oraz dorosłymi – domyślam się, że byli to nauczyciele skrzypiec podkarpackich szkół muzycznych. Dotarły do mnie także komentarze młodych ludzi, którzy byli zachwyceni.
            - Bardzo się cieszę, że udało mi się znaleźć z nimi wspólny język, który jest kluczem do sukcesu, bo dzisiaj przepływ informacji jest tak szybki, że wiele rzeczy można przegapić. Dlatego umiejętność nawiązania nici porozumienia, tych samych priorytetów i celów, jest bardzo ważna. Czasami nasza droga do celu się różni, ale po to idziemy tą drogą, żeby wymieniać się z innymi naszymi spostrzeżeniami. Jeśli to się udało, to jestem bardzo szczęśliwa.
            Takie seminaria są trudne, bo podzielenie się jak największą wiedzą i doświadczeniem w czasie dwóch dni jest praktycznie niemożliwe. Dlatego zawsze jestem zmuszona wybierać tematy, o których chcę mówić, czy problemy, z którymi wszyscy grający na instrumentach się borykamy i jak różne rozwiązania każdy z nas znajduje. Na poruszenie wielu problemów zabrakło czasu, ale cieszę się, że to co się udało, zostało przyjęte z entuzjazmem.

           Przez cały czas trwania seminarium, aula Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie była wypełniona?
           - Tak, przez cały czas było co najmniej 50 osób w sali. Byli nauczyciele, którzy uczą i mają już dziesiątki lat doświadczeń. To jest bardzo ciężka, mozolna i trudna praca, która wymaga ogromnej cierpliwości i wielkich umiejętności. Ja na co dzień nie uczę dzieci i nagle występuję przed nimi z pozycji osoby, która wszystko wie. W wielu momentach czułam, że spokojnie moglibyśmy zamienić się miejscami. Ci nauczyciele mogliby się ze mną podzielić swoim doświadczeniem i mogłabym się sporo nauczyć i dowiedzieć. Ale z drugiej strony moja działalność sceniczna oraz ogromne ilości repertuaru, które przerobiłam i fakt, że na co dzień mam styczność z występowaniem na scenie – dają mi ogromną siłę i pewność w tym co robię, że kiedy dzielę się tym z ludźmi, którzy na co dzień tego nie doświadczają, to czuję równowagę.

            Udzielała Pani różnych rad młodym skrzypkom – nie tylko dotyczących samej gry, ale także na przykład tremy, jak sobie radzić z niepowodzeniami. Potrafiła Pani w krótkim czasie przekonać dziewczynkę, której coś się nie udało, mówiąc, że słuchali jej ludzie życzliwi i w pewnym momencie trema, i całe jej zdenerwowanie znikło, być może na zawsze.
             - Podzieliłam się swoim podejściem do występów. Kiedy wychodzę na scenę i widzę setki, a czasami tysiące ludzi, którzy źle mi życzą, którym zależy na tym, żebym się pomyliła i oni poczuli się lepsi ode mnie, to z takim przekonaniem nie byłabym w stanie zagrać nawet jednej nuty, strach tak by mnie sparaliżował, że chyba bym uciekła.
             Kiedy uczymy się, błędy są wkalkulowane w naszą naukę. Jeśli stojąc na scenie myślimy, że publiczność będzie te błędy, jak wędkarze, łowić, bardzo łatwo zniekształcić rzeczywistość i myśleć, że ci ludzie źle nam życzą, że cieszą się naszymi porażkami.
Ja jednak wierzę, że wszyscy ludzie z natury są dobrzy, bardzo życzliwi i bardzo ciepli, nawet jeśli sami o tym nie wiedzą. Zawsze w to wierzę, jak występuję publicznie.
Jeśli widzę, że ktoś jest zestresowany taką sytuacją, to na bazie mojego doświadczenia staram się to wszystko „okręcić” i uzmysłowić tej osobie, że nie ma się w sumie czego bać.

           Drugą połowę lipca 2019 roku spędziła Pani także w Łańcucie w roli profesora 45. Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie. Miałam przyjemność być na Pani koncercie w Sali Balowej z cyklu Mistrz i uczniowie – byłam zachwycona nie tylko Pani grą, ale także fantastyczną współpracą z zaproszonymi przez Panią bardzo młodymi uczestnikami. Ujęła mnie Pani szczególnie grając z małą dziewczynką, która, tak jak ja, ma na imię Zosia.
           - Uważam, że tak trzeba, bo gdzie ci najmłodsi mają zdobywać doświadczenia, jeśli nie w takich momentach, kiedy występują na scenie z kimś, przy kim mogą czuć się bezpiecznie, mogą czuć się dowartościowani i docenieni. Mają przed sobą „nabitą” do ostatniego miejsca salę, a wśród publiczności mnóstwo przyjaciół i znajomych, którzy im kibicują, bo tak jest na kursach.
            To są jedne z najpiękniejszych wspomnień, jakie można sobie wyobrazić jako dziecko, jako początkujący, młody artysta. Ja także wielokrotnie byłam zapraszana, może nie jako bardzo małe dziecko, ale jako studentka miałam możliwość występowania na scenie z Krystianem Zimermanem, Marthą Argerich, Mischą Maisky’im, Yurijem Bashnetem, Anne-Sophie Mutter, Maximem Vengerovem, Gidonem Kremerem i wieloma innymi świetnymi artystami. Byłam też brana pod skrzydła tych wielkich mistrzów i jeżeli nadarza się okazja, że mogę w jakikolwiek sposób oddać ten kredyt, który kiedyś został mi udzielony, to tylko w taki sposób, że teraz ten kredyt udostępniam dalej.
            Przecież Krystianowi Zimermanowi nie jestem w stanie w żaden sposób podziękować za wszystkie piękne chwile na estradzie, na próbach i podczas nagrań. Trudno o tym wszystkim powiedzieć w dwóch zdaniach. Ja mogę Krystianowi Zimermanowi codziennie, do końca życia, wysyłać sms-y i e-maile z podziękowaniami za te doświadczenia, ale i tak w żaden sposób nie odda to tego, co czuję. Natomiast dla małej Zosi, która ze mną zagrała w sali balowej Zamku w Łańcucie, ten występ będzie miał podobną wartość, jak dla mnie współpraca z Krystianem i w ten sposób staram się oddawać ten kredyt, który kiedyś został mi udzielony.

            Myślę, że nie przeszkadza Pani, kiedy od lat mówi się: Agata Szymczewska – zwyciężczyni Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego.
(Śmiech).
           - Kiedyś bardzo mnie to denerwowało i myślałam, że rozszarpię na strzępy każdego, kto coś takiego powiedział. Każdy plakat z moim nazwiskiem i napisanymi małym druczkiem słowami: zwyciężczyni Konkursu Wieniawskiego, po prostu rwałam na malusieńkie strzępy ze złości. Chciałam w ten sposób udowodnić nie tylko sobie, ale także i całemu światu, że ja nie tylko wygrałam Konkurs Wieniawskiego, ale coś więcej jeszcze w życiu osiągnęłam.
          Natomiast teraz, po tylu latach, napawa mnie tak ogromna duma, jak widzę na plakacie: „Agata Szymczewska – zwyciężczyni Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego”, że staję przy tym plakacie i mówię – tak, to ja.

            Trzeba także podkreślić, że ten Konkurs miał i nadal ma duże znaczenie w Pani działalności artystycznej, bo otworzyły się przed Panią drzwi najsłynniejszych sal koncertowych.
            - To prawda. Już dawno stwierdziłam, że moje życie dzielę na: przed Konkursem i po Konkursie.
Wszystko, co robiłam do października 2006 roku, miało zupełnie inny wymiar, a życie zmieniło się o 180 stopni, nabrało zupełnie innego tempa, nabrało zupełnie innej prędkości, odpowiedzialności i możliwości, które rzeczywiście ten Konkurs otworzył.

           Niedawno grała Pani II Koncert skrzypcowy Henryka Wieniawskiego podczas inauguracji sezonu artystycznego w Filharmonii Lubelskiej. Zauważyłam, że z radością Pani gra także inne popisowe utwory tego kompozytora. Trzeba także dodać, że Henryk Wieniawski był przede wszystkim wirtuozem i pewnie jego dorobek kompozytorski jest dość skromny.
           - Jeżeli porównamy dorobek Wieniawskiego i na przykład Chopina, to nie ma tych utworów zbyt dużo, aczkolwiek te, które skomponował, są wspaniałe.
Znowu muszę powiedzieć, że czas robi swoje, to znaczy, im dalej od Konkursu, od października 2006 roku, to gdzieś ten dystans do utworów Wieniawskiego, który wtedy był bardzo duży – zmniejszył się. Początkowo nie chciałam grać utworów Wieniawskiego, bo nie chciałam być kojarzona wyłącznie z Konkursem. Teraz przyszedł taki moment, że gram te utwory, nie dlatego, że muszę, tylko dlatego, że chcę. Bardzo je lubi także publiczność, bo zawsze widzę uśmiechnięte twarze.
Koncert d-moll Wieniawskiego jest bardzo trudny, ale piękny i ciekawy. Mam go prawie ćwierć wieku w repertuarze, a ciągle mnie czymś zaskakuje.

            Bardzo ważnym nurtem w Pani działalności jest muzyka kameralna. Jest Pani nadal prymariuszką renomowanego zespołu Szymanowski Quartet (od 2014 r.). Nie wszyscy o tej działalności wiedzą.
            - Nie wiedzą, aczkolwiek też nietrudno się domyślić, dlatego, że repertuar solistyczny skrzypcowy (choć może dziwnie to zabrzmi), jest ubogi, bo ile koncertów można mieć w repertuarze – 30 może 40, a to jest „kropla w morzu” w kontekście literatury muzycznej. Jeżeli ktoś jako artysta zatrzymuje się na eksplorowaniu literatury z perspektywy wyłącznie repertuaru skrzypcowego, to prędzej czy później muzycznie „zginie marnie”. Nie da się tym wyżywić duszy artystycznej, nie da się być ciągle zaskakiwanym, ciągle nurtowanym przez muzykę, która jest bardzo znana, ograna, nawet momentami „wyświechtana” przez przeróżne interpretacje, które nas zalewają na wszystkich You Tube’ach, Facebookach i innych mediach społecznościowych.
           Tutaj z wielką pomocą przyszedł kwartet smyczkowy: kwartety Beethovena, Mozarta, Brahmsa, Bartoka... Mamy jeden Koncert skrzypcowy Beethovena, a kwartetów smyczkowych jest szesnaście. Życzę każdemu skrzypkowi, żeby zagrał chociaż pięć i wtedy będziemy mogli porozmawiać o Beethovenie: o jego języku muzycznym, o jego strukturze, o jego liniach melodycznych, strukturach harmonicznych, itd... Co to jest akcent muzyczny, sforzato, subito, forte... Nie da się tego zrobić, jeżeli mamy do dyspozycji wyciąg partii skrzypcowej koncertu, czy nawet dziesięciu sonat skrzypcowych, które są sonatami genialnymi, ale to i tak w kontekście pianistów, którzy mają ich trzydzieści dwie, znowu jesteśmy na szarym końcu.

             „Szymanowski Quartet” to jest stała formacja, która osiągnęła bardzo wysoki poziom i należy do najlepszych kwartetów smyczkowych na świecie, ale ja ciekawa jestem spotkań ze sławnymi artystami, którzy są solistami, jak wymienieni już na początku rozmowy: Martha Argerich, Anne Sophie Mutter, Krystian Zimerman, Gidon Kremer, Maxim Vengerov, Mischa Maisky i Yuri Bashmet. Z pewnością pracujecie inaczej, przygotowując się do koncertów.
           - Różnie to bywa. Dzisiejsze czasy są trudne dla muzyków, pomimo że możemy wszędzie szybciej dotrzeć, szybciej wszystko zrobić i zapoznać się z danym utworem. Często się zdarza, że występując na różnych festiwalach, zlatują się wszyscy samolotami rano w dniu koncertu, bo w poprzednim dniu wieczorem grali w innym miejscu. Gdybyśmy żyli w czasach XIX-wiecznych, kiedy ta muzyka powstawała, nie byłoby możliwości, że można jednego dnia zagrać koncert w Madrycie, a drugiego dnia wystąpić w Atenach. Dzisiaj jest wszystko możliwe i rzeczywiście często się zdarza, że na potrzeby organizatorów spotykamy się w dniu koncertu na dwie godziny na próbie. Jak głęboko, jak daleko można zajść w przygotowaniach do takiego koncertu, kiedy czasu na znalezienie cyklu wspólnego oddychania, wspólnej wizji utworu, jest tak naprawdę „tyle, co kot napłakał”. Wielcy artyści mają to do siebie, że grają z jednej strony jak soliści, z drugiej strony jak kameleony. Potrafią się wpasować we wszystko, mają uszy dookoła głowy, wszystko słyszą i nie jest to żadnym problemem. Mam w pamięci sporo takich wspaniałych koncertów z ostatnich lat.
            Stały kwartet smyczkowy nie jest w stanie zagrać Kwartetu Beethovena, nawet jednej części, bez dwóch, trzech prób, długich prób. O każdej frazie, o każdej nucie, o wszystkim się dyskutuje, próbuje, wspólnie sprawdza różne opcje. Można tak wypracować każdą frazę, że będzie dokładnie taka, jak chcemy. Czasami też jest tak, że jest jeden, nazwijmy go, muzyczny przywódca i za nim wszyscy podążamy, bo nie mamy innej opcji. Gramy zawsze w jednej drużynie, bo inaczej się nie da grać muzyki kameralnej.

            Myślę, że praca nad utworami kameralnymi podczas prób jest także fascynującą, ale czasami bywa tak, że lepiej, jeśli coś rodzi się dopiero podczas koncertu.
            - To jest pewna podstawa, bez pewnej dozy spontaniczności czy kreacji pod wpływem chwili, czy nawet przypadku. Jest mnóstwo fraz, w które wkrada się przypadek, który jest jedną z lepszych rzeczy, bo to jest trochę tak jak w życiu. Gdybyśmy mieli zawsze podążać tymi samymi drogami, to prawdopodobnie byśmy nigdy nie zobaczyli, że na sąsiedniej ulicy rośnie przepiękne drzewo. Dopiero jak zamkną nam ulicę, którą zawsze chodzimy, to trzeba będzie obejść i dopiero wtedy możemy natrafić naprawdę na coś wyjątkowego.
            W muzyce jest bardzo podobnie. W momencie jeżeli zostanie nam odcięta droga do czegoś, co chcemy wykonać, to bardzo możliwe, że tak nas fraza pokieruje, że doświadczymy zupełnie czegoś innego, równie pięknego, a nawet jeszcze ciekawszego od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.

            Byłam na próbie przed tą rozmową i przez cały czas zachwycałam się brzmieniem Pani skrzypiec, które wyróżnia się od brzmienia, orkiestry. Zdaję sobie sprawę, jak ważny jest dla solisty instrument, wiem, że kilka razy zmieniała Pani skrzypce. Czy aktualnie gra Pani na wymarzonym instrumencie?
            - To są wymarzone skrzypce. Co ciekawe, podczas dziewięciu lat grania na Stradivariusie myślałam, że w życiu już nic lepszego nie jest w stanie mnie spotkać. I właśnie mnie spotkało coś niesamowitego, bo Stradivarius był pięknym instrumentem i miał prawie nieograniczone możliwości, ale nigdy nie był moim głosem – to nie były skrzypce, które grały moim głosem, miały moją duszę. Były momenty, że musiałam szukać kompromisu i poddawać się temu, co skrzypce mają do zaoferowania. To był instrument kapryśny, trudny w obyciu, nieco rozpieszczony – trudno to określić.
           Natomiast Nicolo Gagliano, który obok nas leży, to skrzypce, które są moim instrumentem, bo to jest mój głos, to jest moja dusza, to jest rodzaj dźwięku, który ja uwielbiam, bardzo lubię także sposób gry, do której te skrzypce są predysponowane i mam tego świadomość, że na tym instrumencie bardzo dobrze mi wszystko wychodzi.
           Dzięki wielkiemu wsparciu Anne-Sophie Mutter mogę na tym instrumencie grać. Co ciekawe, Koncert e-moll Mendelssohna, który zabrzmi w Filharmonii Podkarpackiej, Anne-Sophie Mutter właśnie na tych skrzypcach nagrywała z Herbertem von Karajanem, z Orkiestrą Filharmonii Berlińskiej w latach 70-tych ubiegłego stulecia, na jedną ze swoich debiutanckich płyt dla Deutsche Grammophon. Wszystkie utwory, które Anne-Sophie Mutter na tym instrumencie grała, czyli koncerty Mendelssohna, Brucha, Beethovena, Brahmsa... Ja mam poczucie, grając te utwory, że te skrzypce mają „kartę pamięci”, w której zapisane są wszystkie nuty i wystarczy tylko przyłożyć ręce i wszystko jest.
            Natomiast jak gram Koncert Karłowicza albo Koncert Szymanowskiego, który na tym instrumencie nigdy wcześniej nie był grany (może to jest też kwestia podświadomości), ale to są długie, mozolne godziny, zanim ja na tym instrumencie wypracuję to, co bym chciała. W przypadku Mendelssohna biorę te skrzypce i wszystko jest tak, jak ma być.
Drewno także jakoś także żyje swoim życiem i domyślam się, że Anne-Sophie jako dziecko spędzała setki godzin ćwicząc te koncerty i wierzę w to, że gdzieś w tych wszystkich porach drewnianych, te nuty głęboko siedzą i tylko wystarczy je na wierzch wyprowadzić i to brzmi nadzwyczajnie.

            Wiem, że gra Pani dużo muzyki współczesnej, wielu kompozytorów z całego świata prosi Panią o prawykonania swoich utworów. Czy przygotowując się do prawykonania współpracuje Pani z kompozytorem? Przed laty, przed prawykonaniem jednego z utworów, zapytałam Mistrza Wojciecha Kilara, czy miał dużo uwag podczas prób odpowiedział: „...jak powierzyłem komuś prawykonanie, to już staram się nie ingerować...”.
           - Jest trochę inaczej, niż pani powiedziała w pierwszym zdaniu, bo w wielu przypadkach, może nawet w większości, to ja proszę kompozytorów o utwory. Bywa, że proszę, aby napisali dla mnie utwór, lub jest on już gotowy, chcę go zagrać i potrzebuję nut.
            Uważam, że jako artystka nie mogę żyć w czasach XIX i XX wieku, kiedy nastąpił największy rozkwit muzyki. Natomiast prawdziwe zrozumienie tego, co było wtedy, nadchodzi dopiero w zrozumieniu tego, co jest dziś. Mówiąc inaczej, żebym dobrze poznała i zrozumiała muzykę Mendelssohna, to muszę w pierwszej kolejności wiedzieć, co dzisiaj kompozytorzy piszą w czasach, kiedy ja żyję. Jak daleko wszystko zaszło albo jak blisko nam do tych dawnych czasów i dopiero wtedy, z tej perspektywy, XIX wiek nabiera określonego kształtu.

            Gdyby miała Pani możliwość spotkać się i porozmawiać z kompozytorem, który żył w minionych wiekach, to kogo by Pani wybrała: Mozart, Beethoven. Schubert, a może wymieniany dzisiaj często Mendelssohn?
           - Chyba najchętniej spotkałabym się z Karolem Szymanowskim. Chętnie spędziłabym z nim jedno popołudnie w Warszawie. Poszlibyśmy sobie na kawkę, gdzieś na Nowym Świecie posiedzieli. Poprosiłabym, żeby mi pokazał kilka miejsc, w których lubił bywać, poopowiadał o muzyce. Dla mnie byłoby to piękne doświadczenie. Prawdopodobnie nigdy to marzenie się nie spełni, ale byłoby to coś fascynującego.
            Teraz wracając do poprzedniego pytania. Nie mam możliwości porozmawiania z Karolem Szymanowskim, ale mogę porozmawiać z kompozytorami, którzy dzisiaj tworzą. Dla mnie ważne jest poznanie wcześniej tego człowieka i rozmowa na tematy nie związane z muzyką. To może być rozmowa o ostatnim meczu Barcelony albo dwóch medalach: Paweł Fajdek wygrał wczoraj w rzucie młotem, a dzisiaj rano okazało się, że Wojciech Nowicki też otrzyma brązowy medal.
            Podałam tylko przykład, bo rozmowa musi dotyczyć wspólnych zainteresowań i dopiero kiedy wiem, czym ten człowiek się pasjonuje, jakie ma spojrzenie na świat, co jest dla niego ważne, na tej bazie możemy przejść do rozmowy o muzyce.
            Współpraca z kompozytorami wygląda różnie. W większości przypadków jest tak, jak pani powiedziała: dostaję nuty do ręki i mogę z nimi robić, co chcę, ale trzymam się tekstu, który jest zapisany. Są momenty, kiedy staram się ten tekst zmieniać, albo modyfikować, ale wtedy wszelkie propozycje tych zmian uzgadniam z kompozytorem i uzasadniam je.
W początkowej fazie pracuję nad utworem sama i dopiero jak zarysuje się już pewna wizja, to wtedy zapraszam kompozytora, aby mu ją przedstawić i zapytać o zgodę na zmiany. Zazwyczaj dostaję „zielone światło”, ale czasami zdarza się, że kompozytor ma jakiś pomysł, którego nie zapisał w nutach, bo uważał, że nie da się tego w inny sposób zagrać, a ja uważam inaczej. Wtedy proszę go, aby zapisał wszelkie szczegóły w nutach.

           Współczesna muzyka powinna być wykonywana na estradach i trzeba publiczność przekonać, że równie wartościowy i piękny jak Koncert Mendelssohna może być utwór skomponowany pół roku temu.
           - Tak, ale wówczas, oprócz kompozytora duża odpowiedzialność spoczywa na wykonawcach i nawet najwspanialsze dzieło można zagrać w taki sposób, że nikt po raz drugi nie będzie chciał go słuchać i wieść się rozniesie po całym kraju, żeby żadna filharmonia nie wpadła na pomysł, aby ten koncert umieścić w repertuarze.
W momencie, kiedy wykonawca jest przekonany do dzieła, podpisuje się pod nim, oddaje obie ręce do dyspozycji publiczności i stara się być bardzo przekonywujący, jest duża szansa na powodzenie.
           Ja również, będąc profesjonalnym muzykiem, często wzbraniam się przed muzyką współczesną. Jak widzę w programie utwór, którego nie znam, to moją pierwszą reakcją jest oczywiście ucieczka. To jest zupełnie naturalne i nie należy z tym walczyć, ale często warto zaryzykować. Pójść do filharmonii z nadzieją, że może będzie ciekawie i zaryzykować. Wtedy ta nasza otwartość na to, co nas spotka, zdejmuje z grających ciężar zadowolenia za wszelką cenę wszystkich.
           To nie jest nic złego, jeśli ktoś wychodzi z koncertu niezadowolony. Najgorzej jest, jak wychodzimy z koncertu i natychmiast zapominamy, że byliśmy na nim. Jeśli nasze emocje są negatywne, ale silne, to uważam, że jest to coś wartościowego, co jasno nam pokazuje, że to mi się nie podoba, tego nie lubię. Porównać to można z wyjściem do restauracji. W tej restauracji mi nie smakowało i pewnie do niej już nie wrócę, ale chętnie pójdę spróbować gdzie indziej.

            Coraz rzadziej ukazują się recenzje po koncertach, szczególnie w Polsce. Ale są recenzje, które mają dla młodych wykonawców wielkie znaczenie. Chyba napisane w londyńskim „The Times” i ciągle cytowane słowa, że gra Pani „z powagą, opanowaniem i mądrością muzyczną ponad swój wiek, brzmiąc momentami jak płomienna młoda Ida Haendel”, sprawiły Pani przyjemność.
           - Owszem, bardzo dużą przyjemność, tym bardziej, że miałam przyjemność poznać wspaniałą Idę Haendel podczas Konkursu Wieniawskiego. Pomyślałam wtedy, że wszystkie polskie damy wiolinistyki: Ida Haendel, Wanda Wiłkomirska i Kaja Danczowska są mniej więcej mojej postury. To są drobne kobiety, ale z niesamowitymi charakterami i siłą wewnętrzną, z niesamowitą dobrocią i otwartością na świat. Ida Haendel jest najstarsza z nich wszystkich i najdłużej odnosiła ogromne sukcesy na największych estradach świata. Pragnęłabym chociaż połowę z tego wykonać i żeby radość z tego, co się robi, zdrowie i wewnętrzna moc nigdy nas nie opuściła.
            Wanda Wiłkomirska nas już, niestety, opuściła, ale trzy pozostały.

            Wszystkie jesteście drobne, niezwykle utalentowane, pracowite i uparte, ale to wszystko są zalety naszych wielkich skrzypaczek. Czy zastanawiała się Pani, co by Pani robiła, gdyby nie została Pani skrzypaczką?
            -Tych pomysłów było co niemiara, ale moim wielkim marzeniem byłby sport. Wprawdzie nie wiem, jaki rodzaj sportu mogłabym uprawiać z moją budową ciała. Nordic walking jeszcze nie jest dyscypliną olimpijską, ale jak zostanie, to na pewno wezmę udział w zawodach. Na razie kibicuję na kanapie. W sporcie wygrywa rzeczywiście najlepszy i zwycięzca może być tylko jeden.
            W muzyce nie mamy takich konkursów, że na przykład wybieramy najlepszego skrzypka na świecie, ale potrzeba rywalizacji w każdym z nas drzemie. Uważam, że taka rywalizacja szkodzi muzyce. Mówię to z perspektywy wygrania Konkursu Wieniawskiego, który otwiera zwycięzcy wiele drzwi, ale nie wiem, czy 25 września 2006 roku byłam gorszym artystą niż dokładnie miesiąc później, po ogłoszeniu werdyktu. Według mnie nic się nie zmieniło, a byłam traktowana jak inny człowiek. To nie jest zdrowe, bo stwarza sztuczną sytuację, że z dnia na dzień stajemy się kimś innym.
           Sportowcy trenując, dokładnie znają swoje wyniki oraz możliwości i to jest tylko kwestia predyspozycji w dniu zawodów, że w danym dniu muszę pokazać najlepsze swoje oblicze i na tle innych wypaść najlepiej. Cenię i szanuję wysiłek oraz poświęcenie sportowców: dieta, treningi, czas wolny, zdrowie – wszystko jest pod zawody. Jest to piękne. Cieszę się i płaczę, jak polscy sportowcy na arenach międzynarodowych zdobywają najwyższe medale.
            Piękne jest także to, że w wywiadach po zawodach dziękują wszystkim kibicom, którzy ich wspierali. Odbieram to bardzo personalnie, że oni mi dziękują za siedzenie na kanapie, za trzymanie kciuków i okrzyki radości, kiedy zdobędą medal.
            Często też myślę, że jak stoję na scenie, to publiczność też mi kibicuje, też jest ze mną i ostatnim ukłonem po koncercie dziękuję im za to, że byli na koncercie, kibicowali mi, wspierali mnie i że dla nich mogłam w danym dniu jak najlepiej zagrać.

            Jestem przekonana, że koncert będzie wspaniały, wyjedzie Pani z najlepszymi wrażeniami i zechce Pani wracać na Podkarpacie.
            - Do Łańcuta na pewno, w Rzeszowie jest to mój długo wyczekiwany debiut, tym bardziej radosny, i miejmy nadzieję, że pierwszy, ale nie ostatni występ.

Zofia Stopińska

Ogólnoświatowy koncert „One World: Together At Home”

OGÓLNOŚWIATOWY KONCERT DEDYKOWANY PRACOWNIKOM SŁUŻBY ZDROWIA

W WALCE Z PANDEMIĄ COVID-19

Ogólnoświatowy koncert „One World: Together At Home” będzie transmitowany w sobotę,

18 kwietnia, jako wyraz uhonorowania i wsparcia pracowników opieki medycznej;

podczas wydarzenia pokazane zostaną także relacje lekarzy, pielęgniarek i rodzin z całego świata

Projekt realizowany dzięki zaangażowaniu osób indywidualnych i partnerów korporacyjnych w zbiórkę funduszy na rzecz Reakcyjnego Funduszu Solidarnościowego COVID-19 dla WHO; wydarzenie wesprze także lokalne i regionalne organizacje charytatywne, zapewniające żywność, schronienie i opiekę zdrowotną osobom najbardziej potrzebującym

Historyczną transmisję poprowadzą Jimmy Fallon z „The Tonight Show,” Jimmy Kimmel z „Jimmy Kimmel Live” oraz Stephen Colbert z „The Late Show with Stephen Colbert,” wraz z obsadą „Ulicy Sezamkowej”, by pomóc zjednoczyć i zainspirować ludzi na całym świecie do podjęcia znaczących działań, które zwiększą wsparcie w ramach ogólnoświatowej reakcji na COVID-19

Program tego projektu stworzony we współpracy z Lady Gagą uświetnią:

Alanis Morissette, Andrea Bocelli, Billie Eilish, Billie Joe Armstrong z Green Day, Burna Boy, Chris Martin, David Beckham, Eddie Vedder, Elton John, FINNEAS, Idris i Sabrina Elba, J Balvin, John Legend, Kacey Musgraves, Keith Urban, Kelly Clarkson, Kerry Washington, Lang Lang, Lizzo, Maluma, Paul McCartney, Priyanka Chopra Jonas, Shah Rukh Khan oraz Stevie Wonder

Międzynarodowa organizacja Global Citizen oraz Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłaszają One World: Together At Home — ogólnoświatową transmisję telewizyjną w akcie wsparcia walki z pandemią COVID-19. Koncert One World: Together At Home będzie transmitowany na żywo w sobotę, 18 kwietnia 2020 od godz. 17:00 czasu PDT/20:00 czasu EDT/12:00 czasu GMT za pośrednictwem stacji ABC, NBC, ViacomCBS Networks, iHeart Media oraz Bell Media i platform telewizyjnych w Kanadzie. BBC One wyemituje program w niedzielę, 19 kwietnia 2020. Dodatkowi nadawcy to beIN Media Group, MultiChoice Group oraz RTE. Wirtualna transmisja pokaże jedność wszystkich osób dotkniętych COVID-19, jak również uhonoruje i wesprze dzielnych pracowników ochrony zdrowia, wykonujących ratującą życie pracę na pierwszej linii frontu.

HUGH EVANS, współzałożyciel i dyrektor generalny Global Citizen, powiedział „Chcąc uhonorować i wesprzeć heroiczne wysiłki pracowników służby zdrowia, organizujemy koncert One World: Together At Home, który ma nas zjednoczyć i wzmocnić w ogólnoświatowej walce z COVID-19. Poprzez swoją twórczość i artystyczną siłę oddziaływania, gwiazdy światowego formatu oddadzą hołd tym, którzy ryzykując własnym zdrowiem, ratują innych.”

One World: Together At Home będzie transmitowane cyfrowo online przez kilka godzin za pośrednictwem licznych globalnych platfom, w tym: Alibaba, Amazon Prime Video, Apple, Facebook, Instagram, LiveXLive, Tencent, Tencent Music Entertainment Group, TIDAL, TuneIn, Twitch, Twitter, Yahoo i YouTube. Ta cyfrowa muzyczna uczta obejmie dodatkowo występy innych artystów z całego świata, jak również relacje bohaterów opieki medycznej. Aby dowiedzieć się, jak się przyłączyć i wziąć udział w tym wydarzeniu, odwiedź: www.globalcitizen.org/togetherathome.

„Światowa Organizacja Zdrowia jest zdeterminowana, by zwalczać pandemię koronawirusa z pomocą nauki i środków zdrowia publicznego, oraz wspierać pracowników opieki medycznej, znajdujących się na linii frontu,” powiedział Dr TEDROS ADHANOM GHEBREYESUS, dyrektor generalny WHO. „Fizycznie nie możemy być razem przez jakiś czas, ale możemy się spotkać wirtualnie i cieszyć wspaniałą muzyką. Koncert One World: Together at Home stanowi unikalny pokaz solidarności w świetle globalnego zagrożenia.”

„Struktury ONZ są w pełnej mobilizacji: wspieramy reakcje poszczególnych krajów, oddając nasze łańcuchy dostaw do dyspozycji świata i opowiadając się za globalnym zawieszeniem broni. Jesteśmy dumni, że łączymy siły z One World: Together At Home, by pomóc ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa, zminimalizować społeczno-ekonomiczne skutki, jakie może on wywrzeć na globalnej społeczności, i współpracować, aby osiągnąć ogólnoświatowe cele w przyszłości,” powiedział ANTÓNIO GUTERRES, Sekretarz Generalny ONZ. „Nie ma lepszego przykładu kolektywnego działania niż nasza wspólna odpowiedź na COVID-19 – jesteśmy w tym razem i razem przez to przejdziemy.”

W ubiegłym miesiącu w odpowiedzi na pandemię, organizacja Global Citizen wdrożyła w trybie pilnym kampanię jako wyraz wsparcia dla Reakcyjnego Funduszu Solidarnościowego COVID-19 dla WHO, uruchomionego przez Fundację ONZ. Do podjęcia działań wezwano osoby indywidualne, zwrócono się także z prośbą do światowych liderów i korporacji o wsparcie w postaci przekazania wszelkich zasobów na walkę z pandemią. Globalni Obywatele z ponad 130 krajów na całym świecie podjęli dziesiątki tysięcy działań na rzecz funduszu reakcyjnego.

W tym krytycznym momencie w historii, ruch Global Citizen wzywa również filantropów do przyłączenia się i podjęcia możliwie największych wysiłków związanych z optymalnym reagowaniem na COVID-19 w ramach kampanii Give While You Live. Apeluje także do inwestorów i szefów fundacji do zintensyfikowania swojego wsparcia i dokonywania pilnych inwestycji w zakresie wzmocnienia systemów opieki zdrowotnej i przyspieszenia prac nad szczepionką.

Zaangażowanie finansowe ze strony różnych podmiotów i partnerów korporacyjnych jest przekazywane na rzecz Reakcyjnego Funduszu Solidarnościowego COVID-19 dla WHO na wsparcie i wyposażenie pracowników służby zdrowia na pierwszej linii frontu na całym świecie w maski, kombinezony ochronne i inny niezbędny sprzęt, a także lokalnych organizacji charytatywnych, zapewniających żywność, schronienie i opiekę medyczną dla najbardziej potrzebujących. Lokalne grupy wsparcia zostały poddane weryfikacji, aby mieć pewność, że pomagają społecznościom dotkniętym przez COVID-19.

Aby uzyskać więcej informacji na temat Global Citizen i ich kampanii wspierającej Reakcyjny Fundusz Solidarnościowy COVID-19 dla WHO, odwiedź globalcitizen.org i śledź konto @GlblCtzn na Twitterze, Facebooku oraz Instagramie, wpisując #GlobalCitizen.

II Międzynarodowy Konkurs Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI 2020!

Przedłużony termin zgłoszeń do II Międzynarodowego Konkursu Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI 2020!

W związku z aktualną sytuacją epidemiologiczną, związaną z ogłoszeniem przez Światową Organizację Zdrowia pandemii koronawirusa (wywołującego COVID-19), przedłużamy termin przyjmowania zgłoszeń do II Międzynarodowego Konkursu Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI do dnia 26 czerwca 2020 r.

Pozostałe ustalenia regulaminu nie ulegają zmianie.

Zgłoszenia na konkurs należy dokonać za pomocą elektronicznego formularza, dostępnego pod adresem www.aquattromani.pl.

II Międzynarodowy Konkurs Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI rozpocznie się 9 października 2020 roku i potrwa osiem dni, wypełnionych emocjonującymi wydarzeniami. Gorąco polecam je wszystkie Państwa uwadze, z nadzieją na spotkanie w Nowym Sączu.

Ireneusz Wyrwa
Dyrektor Artystyczny
II Międzynarodowego Konkursu Duetów Organowych
PER ORGANO A QUATTRO MANI

*****

Second International Organ Duo Competition PER ORGANO A QUATTRO MANI 2020 - the deadline for submitting of applications is extended!

Due to the current epidemiological situation related to the World Health Organization annoucing a coronavirus pandemic (causing COVID-19), the deadline for submission of applications for the Second International Organ Duo Competition PER ORGANO A QUATTRO MANI is extended until 26 June 2020.

The remaining provisionsof the regulations are not changed.

Applications should be made through the on-line form posted on the website www.aquattromani.pl.

The Second International Organ Duo Competition PER ORGANO A QUATTRO MANI will begin on 9 October 2020 and will last eight days, full of exciting events. I recommend them all to you, hoping to see you in Nowy Sącz.

Ireneusz Wyrwa
Artistic Director of the Competition

KONTAKT
Małopolskie Centrum Kultury SOKÓŁ w Nowym Sączu
33-300 Nowy Sącz ul. Długosza 3
tel. 18 44 82 610, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Kasa (rezerwacje, bilety) tel. 18 448 26 00, 18 448 26 43

Międzynarodowy Konkurs Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI 2020!

Przedłużony termin zgłoszeń do II Międzynarodowego Konkursu Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI 2020!

W związku z aktualną sytuacją epidemiologiczną, związaną z ogłoszeniem przez Światową Organizację Zdrowia pandemii koronawirusa (wywołującego COVID-19), przedłużamy termin przyjmowania zgłoszeń do II Międzynarodowego Konkursu Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI do dnia 26 czerwca 2020 r.

Pozostałe ustalenia regulaminu nie ulegają zmianie.

Zgłoszenia na konkurs należy dokonać za pomocą elektronicznego formularza, dostępnego pod adresem www.aquattromani.pl.

II Międzynarodowy Konkurs Duetów Organowych PER ORGANO A QUATTRO MANI rozpocznie się 9 października 2020 roku i potrwa osiem dni, wypełnionych emocjonującymi wydarzeniami. Gorąco polecam je wszystkie Państwa uwadze, z nadzieją na spotkanie w Nowym Sączu.

Ireneusz Wyrwa
Dyrektor Artystyczny
II Międzynarodowego Konkursu Duetów Organowych
PER ORGANO A QUATTRO MANI

*****

Second International Organ Duo Competition PER ORGANO A QUATTRO MANI 2020 - the deadline for submitting of applications is extended!

Due to the current epidemiological situation related to the World Health Organization annoucing a coronavirus pandemic (causing COVID-19), the deadline for submission of applications for the Second International Organ Duo Competition PER ORGANO A QUATTRO MANI is extended until 26 June 2020.

The remaining provisionsof the regulations are not changed.

Applications should be made through the on-line form posted on the website www.aquattromani.pl.

The Second International Organ Duo Competition PER ORGANO A QUATTRO MANI will begin on 9 October 2020 and will last eight days, full of exciting events. I recommend them all to you, hoping to see you in Nowy Sącz.

Ireneusz Wyrwa
Artistic Director of the Competition

KONTAKT
Małopolskie Centrum Kultury SOKÓŁ w Nowym Sączu
33-300 Nowy Sącz ul. Długosza 3
tel. 18 44 82 610, e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Kasa (rezerwacje, bilety) tel. 18 448 26 00, 18 448 26 43

„Francuska muzyka organowa”

           Niedawno stałam się szczęśliwą posiadaczką płyty CD zatytułowanej „Francuska muzyka organowa” , zawierająca siedem dzieł dwudziestowiecznej symfoniki francuskiej. Wszyscy twórcy utworów znali dobrze największe organy symfoniczne zbudowane przez Aristide Cavaillé-Colla w kościele Saint-Sulpice w Paryżu. Dzięki temu instrumentowi Paryż stał się centrum symfoniki organowej, a paryscy organiści zyskali światową sławę.

          Wszystkie utwory zostały nagrane przez Jana Mroczka, polskiego organistę młodego pokolenia na organach Bazyliki Jasnogórskiej. Instrument po gruntownej przebudowie w latach 2010-2012 przez firmę Zdzisława Mollina, posiada bogatą paletę głosów, pozwalającą na prezentację nawet bardzo wymagających utworów.
           Trzeba także podkreślić, że znakomicie wykorzystał walory instrumentu Jan Mroczek, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie organów prof. Józefa Serafina. W czasie krakowskich studiów Artysta odniósł pierwsze znaczące sukcesy zdobywając nagrody w konkursach organowych w Rumii w 2003 roku (I nagroda – 2003 rok) i w Castellana Grotte (II nagroda – 2004 rok). Kolejnym mistrzem, który wywarł ogromny wpływ na artystyczną drogę Jana Mroczka był Daniel Roth – organista tytularny kościoła St. Sulpice w Paryżu, pod którego kierunkiem pracował najpierw jako stypendysta, a później student Hochschule für Musik und Darstellende Kunst we Frankfurcie nad Menem.
Jan Mroczek z powodzeniem koncertuje jako solista i kameralista w Polsce oraz w wielu krajach Europy, jak: Luksemburg, Niemcy, Rosja, Litwa, Węgry.
Jest organistą Kościoła Rektorackiego pw. Najświętszego Imienia Maryi w Częstochowie.
W tym mieście prowadzi także działalność pedagogiczną w Zespole Szkół Muzycznych im. Marcina Józefa Żebrowskiego oraz na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza.
W styczniu 2017 roku uzyskał tytuł doktora sztuki w Akademii Muzycznej w Krakowie.

           Podążając za szczegółowym opisem utworów autorstwa wykonawcy, postaram się przybliżyć Państwu zawartość płyty „Francuska muzyka organowa”.
           Album rozpoczyna I część Allegro maestoso z III Symfonii fis-moll Louisa Vierne’a. Ten fragment oparty jest na dwóch tematach. Pierwszy cechuje duży dramatyzm, zaś drugi, dla kontrastu jest liryczny, nawiązujący do stylu Césara Francka. Narastające crescendo buduje napięcie i osiąga kulminację w repryzie. W dramatyzmie III Symfonii Louisa Vierne’a znawcy dopatrują się odbicia osobistych przeżyć kompozytora – rozstanie z żoną po dziesięciu latach małżeństwa, śmierci matki oraz mistrza Alexandre’a Guilmanta.
           Pod drugim indeksem mamy Chorał z Symfonii Romańskiej op. 73 Charlesa-Marie Widora oparty na melodii wielkanocnej pieśni "Haec dies quam fecit Dominus" („Oto dzień, który dał nam Pan”). W pierwszych taktach słyszymy wyraźnie nawiązanie do bachowskiej tradycji preludiów chorałowych.
           Sinfonietta Jeana Guillou, z której Allegretto zamieszczone jest na płycie, pochodzi z wczesnego okresu twórczości kompozytora. Utwór napisany jest nowoczesnym językiem dźwiękowym, ale rozwiązania formalne kojarzą się z III Symfonią Vierne’a.
           Pod czwartym indeksem wykonawca zamieścił fragment dzieła Marcela Dupré, a jest to "Le Monde dans I’attente du Sauveur" („Świat oczekuje na Zbawiciela”) z Symphonie-Passion – pierwszej wieloczęściowej kompozycji, która została przez twórcę w całości improwizowana podczas koncertu. Inspiracją były możliwości instrumentu na których to wykonanie się odbyło, a były to sławne Wanamaker Organ w Filadelfii, ponieważ Dupré przebywał wówczas na tournée w Stanach Zjednoczonych.
Marcel Dupré był sławnym pedagogiem, a wśród jego wychowanków znaleźli się znani organiści i kompozytorzy, między innymi Jean Guillou i Pierre Cochereau. Drugi z wymienionych zasłynął jako jeden z najwybitniejszych improwizatorów.
          Na podstawie nagrania z 1976 roku David Briggs zrekonstruował Tryptyk symfoniczny na dwa tematy Pierre’a Cochereau, z którego pochodzą zamieszczone na płycie Introdukcja i Scherzo.
          Jan Mroczek sięgnął także po fragment dzieła swego mistrza Daniela Rotha i stąd mamy Andante z Tryptyku Hommage á Pierre Cochereau.
          Płytę zamyka Evocation II Thierry’ego Escaicha. Jest to niewielkich rozmiarów utwór w którym kompozytor wykorzystuje różne brzmienia orkiestry symfonicznej, naśladuje efekty smyczkowego tremolo i spiccato, a nawet brzmienie chóru gregoriańskiego.

           Polecam Państwa uwadze mieniącą się różnymi barwami płytę „Francuska Symfonika Organowa”. Wybrane utwory dają wykonawcy możliwość wirtuozowskiego popisu oraz wykazania się wrażliwością na symfoniczne brzmienia instrumentu. Podobnie jak ja będą Państwo podziwiać nie tylko wspaniałą grę Jana Mroczka, ale także bardzo ciekawy dobór rejestrów podkreślający wszelkie niuanse każdego z prezentowanych dzieł.
           Dla szerokiego grona miłośników muzyki organowej, płyta jest niezwykle cenna, gdyż daje możliwość obserwacji ewolucji dwudziestowiecznej francuskiej symfoniki organowej oraz pokazuje możliwości instrumentu znajdującego się w Bazylice Jasnogórskiej w Częstochowie.

Zofia Stopińska

JAN MROCZEK
organy Bazyliki Jasnogórskiej

1. Louis Vierne [1870-1937]
Allegro maestoso from Symphony No. 3, Op. 28

2. Charles-Marie Widor [1844-1937]
Choral from Symphonie Romane, Op. 73

3. Jean Guillou [1930]
Allegretto from Sinfonietta, Op. 4

4. Marcel Dupré [1886-1971]
‚Le monde dans l’attente du Sauveur’ from Symphonie-Passion, Op. 23

5. Pierre Cochereau [1924-1984]
Introduction & Scherzo from Triptyque Symphonique Sur Deux Thèmes

6. Daniel Roth [1942]
– Andante from Triptyque Hommage à Pierre Cochereau

7. Thierry Escaich [1965]
Evocation II

TT: 52:15

Francuska Symfonika Organowa - NA ORGANACH BAZYLIKI JASNOGÓRSKIEJ GRA JAN MROCZEK

           Niedawno stałam się szczęśliwą posiadaczką płyty CD zatytułowanej „Francuska muzyka organowa” , zawierająca siedem dzieł dwudziestowiecznej symfoniki francuskiej. Wszyscy twórcy utworów znali dobrze największe organy symfoniczne zbudowane przez Aristide Cavaillé-Colla w kościele Saint-Sulpice w Paryżu. Dzięki temu instrumentowi Paryż stał się centrum symfoniki organowej, a paryscy organiści zyskali światową sławę.
           Wszystkie utwory zostały nagrane przez Jana Mroczka, polskiego organistę młodego pokolenia na organach Bazyliki Jasnogórskiej. Instrument po gruntownej przebudowie w latach 2010-2012 przez firmę Zdzisława Mollina, posiada bogatą paletę głosów, pozwalającą na prezentację nawet bardzo wymagających utworów.
           Trzeba także podkreślić, że znakomicie wykorzystał walory instrumentu Jan Mroczek, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie organów prof. Józefa Serafina. W czasie krakowskich studiów Artysta odniósł pierwsze znaczące sukcesy zdobywając nagrody w konkursach organowych w Rumii w 2003 roku (I nagroda – 2003 rok) i w Castellana Grotte (II nagroda – 2004 rok). Kolejnym mistrzem, który wywarł ogromny wpływ na artystyczną drogę Jana Mroczka był Daniel Roth – organista tytularny kościoła St. Sulpice w Paryżu, pod którego kierunkiem pracował najpierw jako stypendysta, a później student Hochschule für Musik und Darstellende Kunst we Frankfurcie nad Menem.
           Jan Mroczek z powodzeniem koncertuje jako solista i kameralista w Polsce oraz w wielu krajach Europy, jak: Luksemburg, Niemcy, Rosja, Litwa, Węgry.
Jest organistą Kościoła Rektorackiego pw. Najświętszego Imienia Maryi w Częstochowie.
W tym mieście prowadzi także działalność pedagogiczną w Zespole Szkół Muzycznych im. Marcina Józefa Żebrowskiego oraz na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza.
W styczniu 2017 roku uzyskał tytuł doktora sztuki w Akademii Muzycznej w Krakowie.

           Podążając za szczegółowym opisem utworów autorstwa wykonawcy, postaram się przybliżyć Państwu zawartość płyty „Francuska muzyka organowa”.
           Album rozpoczyna I część Allegro maestoso z III Symfonii fis-moll Louisa Vierne’a. Ten fragment oparty jest na dwóch tematach. Pierwszy cechuje duży dramatyzm, zaś drugi, dla kontrastu jest liryczny, nawiązujący do stylu Césara Francka. Narastające crescendo buduje napięcie i osiąga kulminację w repryzie. W dramatyzmie III Symfonii Louisa Vierne’a znawcy dopatrują się odbicia osobistych przeżyć kompozytora – rozstanie z żoną po dziesięciu latach małżeństwa, śmierci matki oraz mistrza Alexandre’a Guilmanta.
          Pod drugim indeksem mamy Chorał z Symfonii Romańskiej op. 73 Charlesa-Marie Widora oparty na melodii wielkanocnej pieśni Haec dies quam fecit Dominus („Oto dzień, który dał nam Pan”). W pierwszych taktach słyszymy wyraźnie nawiązanie do bachowskiej tradycji preludiów chorałowych.
           Sinfonietta Jeana Guillou, z której Allegretto zamieszczone jest na płycie, pochodzi z wczesnego okresu twórczości kompozytora. Utwór napisany jest nowoczesnym językiem dźwiękowym, ale rozwiązania formalne kojarzą się z III Symfonią Vierne’a.
           Pod czwartym indeksem wykonawca zamieścił fragment dzieła Marcela Dupré, a jest to Le Monde dans I’attente du Sauveur („Świat oczekuje na Zbawiciela”) z Symphonie-Passion – pierwszej wieloczęściowej kompozycji, która została przez twórcę w całości improwizowana podczas koncertu. Inspiracją były możliwości instrumentu na których to wykonanie się odbyło, a były to sławne Wanamaker Organ w Filadelfii, ponieważ Dupré przebywał wówczas na tournée w Stanach Zjednoczonych.
Marcel Dupré był sławnym pedagogiem, a wśród jego wychowanków znaleźli się znani organiści i kompozytorzy, między innymi Jean Guillou i Pierre Cochereau. Drugi z wymienionych zasłynął jako jeden z najwybitniejszych improwizatorów.
           Na podstawie nagrania z 1976 roku David Briggs zrekonstruował Tryptyk symfoniczny na dwa tematy Pierre’a Cochereau, z którego pochodzą Introdukcja i Scherzo, zamieszczone zostały na płycie.
          Jan Mroczek sięgnął także po fragment dzieła swego mistrza Daniela Rotha i stąd mamy Andante z Tryptyku Hommage á Pierre Cochereau.
           Płytę zamyka Evocation II Thierry’ego Escaicha. Jest to niewielkich rozmiarów utwór w którym kompozytor wykorzystuje różne brzmienia orkiestry symfonicznej, naśladuje efekty smyczkowego tremolo i spiccato, a nawet brzmienie chóru gregoriańskiego.

           Polecam Państwa uwadze mieniącą się różnymi barwami płytę „Francuska Symfonika Organowa”. Wybrane utwory dają wykonawcy możliwość wirtuozowskiego popisu oraz wykazania się wrażliwością na symfoniczne brzmienia instrumentu. Podobnie jak ja będą Państwo podziwiać nie tylko wspaniałą grę Jana Mroczka, ale także bardzo ciekawy dobór rejestrów podkreślający wszelkie niuanse każdego z prezentowanych dzieł.
           Dla szerokiego grona miłośników muzyki organowej, płyta jest niezwykle cenna, gdyż daje możliwość obserwacji ewolucji dwudziestowiecznej francuskiej symfoniki organowej oraz pokazuje możliwości instrumentu znajdującego się w Bazylice Jasnogórskiej w Częstochowie.

Zofia Stopińska

JAN MROCZEK
organy Bazyliki Jasnogórskiej

1. Louis Vierne [1870-1937]
Allegro maestoso from Symphony No. 3, Op. 28

2. Charles-Marie Widor [1844-1937]
Choral from Symphonie Romane, Op. 73

3. Jean Guillou [1930]
Allegretto from Sinfonietta, Op. 4

4. Marcel Dupré [1886-1971]
– ‚Le monde dans l’attente du Sauveur’ from Symphonie-Passion, Op. 23

5. Pierre Cochereau [1924-1984]
Introduction & Scherzo from Triptyque Symphonique Sur Deux Thèmes

6. Daniel Roth [1942]
Andante from Triptyque Hommage à Pierre Cochereau

7. Thierry Escaich [1965]
Evocation II

TT: 52:15

ANDREA BOCELLI „MUSIC FOR HOPE”

STREAMING NA CAŁY ŚWIAT

WYŁĄCZNIE NA KANALE YOUTUBE

Z KATEDRY DUOMO W MEDIOLANIE

W NIEDZIELĘ WIELKANOCNĄ!

 

W Niedzielę Wielkanocną (12 kwietnia 2020), włoski tenor i światowa ikona muzyki, Andrea Bocelli, wystąpi solo w historycznej Katedrze Duomo w Mediolanie, na zaproszenie Miasta i Katedry oraz dzięki gościnności Arcybiskupa Gianantonio Borgonovo oraz Veneranda Fabbrica del Duomo.

„W dniu, w którym świętujemy wiarę w triumfujące życie, jestem zaszczycony i szczęśliwy, że mogę odpowiedzieć ‘TaK’ na zaproszenie Miasta i Katedry Duomo w Mediolanie” - w ten sposób Andrea Bocelli odpowiedział „tak” Miastu Mediolan w tym mrocznym czasie, który rani całe Włochy.

Publiczność nie będzie obecna podczas tego wydarzenia, z rygorystycznym zakazem wstępu do Katedry (zgodnie z przepisami rządowymi w związku z Covid-19), ale koncert będzie transmitowany na cały świat na kanale YouTube tenora: (https://www.youtube.com/watch?v=huTUOek4LgU&feature=youtu.be) o godz: 19 czasu polskiego, jednocząc świat w obliczu globalnej pandemii.

Koncert niosący przekaz miłości, uzdrowienia i nadziei Włochom i całemu światu, odbędzie się w katedrze Duomo - pomniku narodowego i światowego dziedzictwa architektonicznego - obecnie zamkniętej dla wszystkich. Otworzy ona swoje wrota specjalnie dla Andrei Bocellego, któremu akompaniować będzie organista katedry, Emanuele Vianelli, na jednych z największych organów piszczałkowych na świecie. Artysta wykona starannie dobrane utwory, specjalnie zaaranżowane na tę okazję na głos solo i organy, w tym uwielbiane Ave Maria Bacha/Gounoda i Sancta Maria Mascagniego – repertuar muzyki sakralnej niosący ukojenie w symbolicznym dniu odnowy życia.

Wydarzenie organizowane jest przez Miasto Mediolan i Veneranda Fabbrica del Duomo, a wyprodukowane przez Sugar Music oraz Universal Music Group, dzięki hojnemu wsparciu serwisu YouTube. Andrea Bocelli wystąpi całkowicie pro bono (we współpracy z Almud i Maverick Management).

„Cieszę się, że Andrea przyjął nasze zaproszenie” - powiedział burmistrz Mediolanu, Giuseppe Sala. „Tegoroczna Wielkanoc będzie dla nas wszystkich zupełnie inna. Radosny spokój, jaki zwykle towarzyszy temu dniu, został zaburzony przez pandemię, której doświadczamy. Jestem przekonany, że niezwykły głos Bocellego ukoi nas i rozgrzeje serce Mediolanu, Włoch i całego świata.”

„Nasze >Alleluja< jest zaproszeniem, które złożyliśmy w arce czterdzieści dni temu, a ta powódź, która zalała nas wszystkich, sprawiła, że niemal zapomnieliśmy o radości dzielenia się nim w dniu Zmartwychwstania Pańskiego. Głos i słowo Andrei Bocellego przypomina nam, że przyczyna naszej nadziei nie pochodzi od nas, ale jest darem od Boga. W taki właśnie sposób: głosem Bocellego prosto z naszej katedry Duomo – domu mediolańczyków – głosimy przekonanie, że Duch Zmartwychwstałego Chrystusa pomoże nam przeżyć dni dane nam przez Jego Królestwo, które pragnie nowej ludzkości, zjednoczonej i braterskiej”- powiedział Arcybiskup Gianantonio Borgonovo.

„Wierzę w siłę wspólnej modlitwy; wierzę w chrześcijańską Wielkanoc, uniwersalny symbol odrodzenia, którego każdy – bez względu na to, czy jest wierzący, czy nie – naprawdę teraz potrzebuje. Dzięki muzyce transmitowanej na żywo, która zgromadzi miliony splecionych rąk na całym świecie, obejmiemy pulsujące serce zranionej Ziemi. To wspaniałe międzynarodowe zjednoczenie będzie dla Włoch powodem do dumy.

Hojny, odważny, proaktywny Mediolan i całe Włochy, staną się ponownie wzorcowym przykładem, motorem odrodzenia, na które wszyscy mamy nadzieję. Radością dla mnie będzie doświadczenie tego w Duomo, podczas obchodów Wielkiej Nocy, która przywołuje tajemnicę narodzin i odrodzenia” powiedział Andrea Bocelli.

Bocelli, razem z Fundacją jego imienia, jest obecnie zaangażowany w kampanię niesienia pomocy na rzecz przeciwdziałania skutkom COVID-19. Andrea Bocelli Foundation (ABF) rozpoczęła zbiórkę pieniędzy, by wesprzeć szpitale w zakupie niezbędnego wyposażenia, chroniącego personel medyczny. Swoje wsparcie można okazać poprzez przekazanie darowizny za pośrednictwem kampanii GoFundMe: https://www.gofundme.com/f/wk67wc-abfxcamerino lub poprzez kontakt z Andrea Bocelli Foundation, pisząc na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

 

 

Spotkanie z poetką Danutą Gałecką-Krajewską

          W ostatnich miesiącach życie na całym świecie toczy się inaczej. Więcej czasu, a niektórzy cały czas spędzają w swoich domach. Nareszcie jest czas na czytanie książek, sięgamy po tomiki poezji, słuchamy muzyki. Muzyka i poezja od wieków żyją ze sobą w symbiozie. Poezja bardzo często jest inspiracją dla kompozytorów różnych gatunków muzyki.
          Najlepszym przykładem jest wspaniałe dzieło „Symfonia Światła” Stanisława Fiałkowskiego w której wykorzystane zostały fragmenty tekstów papieża Innocentego III, Świętego Jana Pawła II, Danuty Gałeckiej- Krajewskiej i Leszka Długosza.
          Prawykonanie Symfonii odbyło się 28 marca 2018 roku w Filharmonii Podkarpackiej, a wykonawcami byli: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej i Chór Wydziału Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz soliści : Aleksandra Orłowska, Ewa Uryga i Tadeusz Szlenkier. Dyrygował Łukasz Wódecki. Ten wieczór pamiętają doskonale wszyscy, którzy wypełnili do ostatniego miejsca salę koncertową Filharmonii Podkarpackiej.
          Pan Stanisław Fiałkowski powiedział wówczas m.in.: „Poszczególne części Symfonii: Cisza, Modlitwa za Nich, Nadzieja – Pod Górę, Krzyk, Polska – to moje emocje, których doświadczyłem, stojąc 16 godzin w kolejce, aby oddać ostatni hołd Parze Prezydenckiej – Marii i Lechowi Kaczyńskim. Z potrzeby serca, każdym dźwiękiem, każdym akordem, starałem się oddać dramatyzm tamtych dni.”
          Zapraszam Państwa na spotkanie z Panią Danutą Gałecką-Krajewską. Niedługo bowiem będzie okazja sięgnąć po Jej nowy tom poezji.

            Zofia Stopińska: Kiedy napisała Pani wiersze, które Stanisław Fiałkowski wykorzystał w „Symfonii Światła”?
            Danuta Gałecka-Krajewska: W "Symfonii Światła" był wykorzystany tylko jeden wiersz, pt. "Pod górę", który został napisany po rozmowie z kompozytorem, Stanisławem Fiałkowskim, czy raczej pod wpływem tej rozmowy. Czas był wtedy szczególny, poruszający, kilka miesięcy po katastrofie Smoleńskiej.
Wiersz ma jednak wymowę ogólną, odniesienie do kondycji ludzkiej, częste w moich poetyckich przemyśleniach.

            Czy inne Pani wiersze były wykorzystywane przez kompozytorów?
            - Nie, inne wiersze nie były wykorzystywane przez kompozytorów. Chociaż pan Stanisław Fiałkowski już kiedyś użył tekst innego mojego wiersza w swojej kompozycji.

            Ta rozmowa jest doskonałą okazją, aby przedstawić Panią naszym czytelnikom. Jestem przekonana, że duży wpływ na nasze dorosłe życie ma środowisko w którym dorastamy – dom rodzinny, pedagodzy, często także osoby, które podziwiamy i staja się dla nas wzorem. Czy może Pani potwierdzić moje słowa?
            - Oczywiście, że na nasz dojrzały sposób myślenia i postępowania ma bardzo ważny wpływ cały ten bagaż przeszłości, który wnosimy do dorosłego życia, podobnie jak autorytety, życie innych osób, które stają się niejako naszymi ikonami smaku, np. literackiego i wszyscy ci, których sposób istnienia stanowi pożywkę dla naszego postrzegania świata.

           Czy wiersze powstają z potrzeby serca?
           - Jeżeli ma Pani na myśli pisanie pod wpływem emocji, to raczej rzadko piszę pod ich wpływem. Gdyby nawet taka była praprzyczyna powstawania utworu to zwykle jest filtrowany przez analizę myślową, słowną, intelektualną wreszcie. Pisał o tym niedawno dr Wojciech Kaliszewski w recenzji moich Dialogów Asymetrycznych, w Kwartalniku Literackim WYSPA (Nr1(49)2019).

           Proszę opowiedzieć o swojej działalności, która miała z pewnością wpływ na Pani twórczość.
           - W późnych latach 60-tych i 70-tych współpracowałam z Magazynem Studenckim i Popołudniem z Młodością, które wielokrotnie nadawały moje wiersze na antenie Polskiego Radia.
Przez kilka lat byłam w tamtych czasach członkiem Koła Młodych przy ZLP. Wiele moich literackich przyjaźni z tamtego okresu przetrwało do dzisiaj. Rozmawialiśmy o sztuce, chodziliśmy na wieczory autorskie kolegów (dzisiaj często uznanych pisarzy) i robiliśmy własne spotkania z amatorami wierszy i prozy.
           W tamtych latach wieczory literackie gromadziły rzesze miłośników literatury, ludzi dla których sztuka była niejednokrotnie sposobem życia, były bardzo krytyczne lub bardzo entuzjastyczne ale zawsze przepełnione miłością do sztuki; były same w sobie twórcze.

           Ukończyła Pani studia na Wydziale Anglistyki w Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i jest Pani anglistką, tłumaczką. Tłumaczyła Pani również utwory literackie – wiersze i prozę. Nie każdy tłumacz może to robić i z pewnością fakt, że jest Pani poetką miał ogromne znaczenie.
           - Myślę, że dla tłumacza poezji fakt bycia poetą bywa przeszkodą w tym sensie, że jego własny sposób myślenia poetyckiego może przesłaniać siłę wyrazu tłumaczonego autora. Gdy jednak tłumacz jest w stanie wyjść poza siebie i całą wrażliwość oddać tworzywu innej materii językowej to przekaz zaśpiewu poetyckiego obcego języka może się udać.
           Chociaż jednocześnie wiadomo, że z wyjątkiem desygnatów rzeczownikowych, struktury lingwistyczne, konotacje znaczeniowe, idiomy i szereg innych elementów języka nie zawsze znajdzie ekwiwalent w języku obcym.
Każde zetknięcie się z treścią i brzmieniem innej mowy jest niewątpliwie fascynującą przygodą i tak to traktuję, na dobre i na złe.

          Co Panią inspiruje? Czy zdarza się, że pisze Pani na zamówienie – na specjalne okazje?
           - Na zamówienie staram się nie pisać ale różne okoliczności mogą być powodem pisania wierszy, np. utrata bliskich, odejście przyjaciół, czy reakcje na własne lub cudze cierpienia.
Są wiersze dedykowane ważnym dla mnie poetom, którzy niestety już odeszli , dialogi z innymi poetami, wiersze przywołujące wydarzenia z przeszłości i opisujące sytuacje, których doświadczyłam. To są właśnie moje twórcze bodźce. Utwory innych pisarzy, nie tylko poetów ale prozaików, też są dla mnie kanwą pisania i nieustanną Inspiracją.

          Od 1983 roku ukazały się cztery tomiki Pani poezji, ale po pierwszym była bardzo długa przerwa i dopiero w 2015 roku zaczęły się kolejne. Co było powodem tak długiego „milczenia”?
           - Od roku 1983 do 2015 rzeczywiście miałam przerwę ale tylko w drukowaniu, ponieważ pisać nie przestałam.
Wiersze z tamtego okresu zebrałam w dwóch tomikach, które zostały wydane w 2015 roku. Były to ŚLADY i OBIECANY PARK ROZRYWKI. Z ich ilości wynika, że w tamtych latach miałam mało czasu, bo powstało ich stosunkowo niewiele.

          Niedługo trafi do nas nowy tom Pani wierszy, który ukaże się nakładem Oficyny Wydawniczej Volumen i chcemy go polecić uwadze czytelników. Proszę nam opowiedzieć o zawartości tego tomiku. Kiedy powstały te wiersze i skąd tytuł.
          - Wiersze z tomu Z PARKU DO PARKU powstały w latach 2017-2019. W pewnym sensie utwory z tej książki są kontynuacją tomu OBIECANY PARK ROZRYWKI i budują przejście do innego, osobnego parku, który także jest metaforą życia. Sama struktura tytułu jest parafrazą tytułu książki jednego z moich ulubionych pisarzy, L .F. Celina, "Z zamku do zamku".

Rozmowa z panią Danutą Gałecką-Krajewską, poetką, anglistką i tłumaczką została zapisana 7 kwietnia 2020 roku przez Zofię Stopińską.

Subskrybuj to źródło RSS