Piotr Pławner w roli skrzypka i dyrygenta w Filharmonii Podkarpackiej
Zofia Stopińska: Z Panem Piotrem Pławnerem - jednym z najwybitniejszych i najbardziej kreatywnych skrzypków swojej generacji - rozmawiam w Filharmonii Podkarpackiej, gdzie trwają przygotowania do kolejnego koncertu abonamentowego. Z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej wystąpi Pan w najbliższy piątek w podwójnej roli – skrzypka i dyrygenta. Na ten koncert czekaliśmy bardzo długo, bo zaplanowany był w ubiegłym sezonie, a może nawet jeszcze wcześniej.
Piotr Pławner: To prawda, ale nie wiem, czy powinienem się jako muzyk przyznawać do tego, dlaczego koncert się nie odbył, ale jak już Pani zaczęła, to powiem, że miałem małą kontuzję, bo złamałem nogę wykonując sport, którego właściwie muzycy nie powinni uprawiać. Chodzi o jazdę na nartach, ale usprawiedliwię się chociaż trochę względami rodzinnymi, bo moja córka jeździ na nartach i chciałem jej towarzyszyć.
Czego się nie robi dla córki, ale warto, aby inni muzycy wiedzieli, że jednak trzeba bardzo uważać albo takiego sportu nie uprawiać.
Ma pani rację, ale bardzo się cieszę, że z tym samym programem udało się ten koncert przełożyć i jestem w Rzeszowie w tym tygodniu.
Utwory Johanna Sebastiana Bacha, Józefa Haydna i Ludwiga van Beethovena złożą się na program piątkowego wieczoru i to Pan je wybrał.
VII Symfonia Beethovena to jedna z moich ulubionych symfonii, wymagająca dość dużego składu orkiestry, ale w piątek zespół nie będzie zbyt duży. Jako skrzypek lubię pracować głównie z grupą smyczków i zdarza się, że kilka razy w sezonie wykonuję również tego typu koncerty – występuję w podwójnej roli grając koncerty skrzypcowe z samymi smyczkami, a w części drugiej dyryguję symfoniami Beethovena lub Schuberta.
W pierwszej części koncertu będzie Pan dyrygował smyczkiem.
Tak, wykonamy dwa koncerty: bardzo znany Koncert skrzypcowy a-moll Johanna Sebastiana Bacha i Koncert skrzypcowy G-dur – Józefa Haydna. Jest to właściwie utwór zapomniany, który pamiętam z moich lat szkolnych. Jest taka hierarchia koncertów, które nazywamy szkolnymi i może też dlatego są one później rzadziej wykonywane na estradzie, ponieważ mówi się - wykonywaliśmy to w szkole, u nas się wykonuje koncerty bardziej symfoniczne, soliści lubują się w wykonywaniu koncertów Brahmsa, Czajkowskiego czy Sibeliusa. Ja również, ale przez to zapominamy o muzyce troszkę wcześniejszej. Może Bach częściej gości na estradach, ale chociażby przepiękny Koncert skrzypcowy G-dur Haydna jest rzadko wykonywany, a szkoda i dlatego staram się również przypomnieć szerszemu gronu publiczności te arcydzieła.
Chcę tutaj zwrócić uwagę, że inaczej grał ten utwór Pan Piotr Pławner będąc uczniem szkoły muzycznej I stopnia lub w pierwszej klasie szkoły II stopnia, inaczej zagra go doświadczony artysta o ugruntowanej na świecie pozycji skrzypka – wirtuoza.
Dojrzały artysta spojrzy na utwory, których uczył się kiedyś w szkole, przez zupełnie inny pryzmat. Tak jest w przypadku muzyki barokowej i dzieła Haydna, które jest dla mnie późnobarokowym utworem. Taką interpretację będziemy się starali dla Państwa zrealizować w piątek. Z pewnością podchodzę do tej muzyki w sposób bardziej dojrzały, kameralny i akceptują to muzycy, którzy dzisiaj mi powiedzieli, że bardzo się cieszą grając ze mną te koncerty.
Od pewnego czasu coraz bardziej fascynuje Pana dyrygowanie. Czy w przyszłości zamieni Pan smyczek na batutę?
Nie, zawsze powtarzam, że jestem skrzypkiem. Czasami dyryguję symfoniami, w których mam możliwość popracować więcej z zespołem smyczkowym. Nie sięgam po dzieła Brahmsa ani Czajkowskiego. Koncentruję się przede wszystkim na symfoniach Schuberta, czasami Mozarta i Beethovena. W Polsce często wykonywane są symfonie Mozarta i Beethovena, ale z dzieł symfonicznych Schuberta w programach koncertów znaleźć można czasami „Wielką”, „Niedokończoną” i może jeszcze V Symfonię. Niedawno dyrygowałem w Krakowie VI Symfonią Schuberta, która wykonywana jest bardzo rzadko. Z twórczości Franza Schuberta najczęściej wymieniane są pieśni i utwory kameralne, a w ogóle zapomnieliśmy już, że pisał utwory na skrzypce i fortepian. Nie będę się dłużej rozwodził nad twórczością Schuberta, bo przygotowujemy dla Państwa przepiękną VII Symfonię Beethovena, należącą do moich ulubionych.
Czy nadal prowadzi Pan zespół „I Salonisti”?
Tak, byliśmy kiedyś na Muzycznym Festiwalu w Łańcucie z programem złożonym z muzyki filmowej. Powstają różne nowe projekty. Chyba wspominałem w ostatniej rozmowie z Panią o jednym z naszych ostatnich projektów – muzyce z Terezina, kompozytorów, którzy byli w tym obozie, a później zostali w większości deportowani do Auschwitz - tam zginęli. My wykonujemy tę muzykę z obozu w Terezinie w formie przedstawienia teatralnego i jesteśmy ucharakteryzowani. Ostatnio graliśmy muzykę do filmu niemego, trwającego godzinę i piętnaście minut, gdzie jako pierwszy skrzypek musiałem wszystko koordynować z obrazem na ekranie. Mamy programy z muzyką Nino Roty czy Ennio Morricone. Dzięki pracy z zespołem „I Salonisti” mam możliwość poznać inne aspekty muzyki, inne wykonawstwo i jest to bardzo ciekawe. Chcę jednocześnie podkreślić, że gram również kameralną muzykę klasyczną w różnych zespołach – od tria fortepianowego poprzez kwintet czy trochę większy skład. Unikam grania w kwartecie smyczkowym, bo uważam, że to jest formacja, która powinna działać w stałym składzie i regularnie spotykać się na próbach. Od pewnego czasu często gram ze świetnym pianistą Piotrem Sałajczykiem i staramy się prezentować publiczności ciekawe projekty. Jednym z najnowszych jest muzyka amerykańska z utworami m.in. Philipa Glassa, Charlesa Ives’a, Johna Williamsa i George’a Gershwina. Ostatnio interesuję się także muzyką duńską, której do niedawna nie znałem. Mam w programie sonaty Nielsa Gadego - kompozytora zupełnie u nas nieznanego.
Coraz szerzej otwieram oczy i już marzę, aby te utwory usłyszeć podczas koncertu, bo żaden inny przekaz nie zastąpi spotkania z artystami wykonującymi utwory na estradzie. Ma Pan w planach koncerty gdzieś w pobliżu?
Ma Pani rację, koncert jest czymś bardzo ważnym zarówno dla wykonawców, jak i dla odbiorców. Obecność publiczności sprawia, że pewno odczuwamy zupełnie inną energię, której nie jesteśmy w stanie przekazać nagrywając płytę.
Po koncercie w Rzeszowie lecę do Szczecina, gdzie będę występował w trio: fortepian, skrzypce i klarnet. Trzech solistów się spotka i po trzech próbach, w niedzielę, gramy koncert z niełatwą muzyką, bo w programie jest Strawiński, Milhaud i Poulenc. W niedalekiej przyszłości będę gościł blisko Państwa, bo w Lusławicach, z II Koncertem skrzypcowym Philipa Glassa. To będzie dla mnie „odskocznia”, ponieważ jest to muzyka trochę skręcająca w kierunku klasycznego popu, niezwykle medytacyjna, bo kompozytor jest buddystą i charakterystyczne brzmienia słychać w tym utworze.
W notce biograficznej, którą niedawno czytałam, znalazłam informację, że jest Pan związany z dwiema uczelniami muzycznymi. To prawda, czy trafiłam na starą notkę?
Czytała Pani starą notkę, bo chociaż jestem pedagogiem, to w tej chwili nie uczę, ponieważ projektów solistycznych i kameralnych jest dużo, a w dodatku mieszkam w Szwajcarii, a uczyłem w Polsce - dlatego musiałem z czegoś zrezygnować. Od czasu do czasu zdarza mi się prowadzić kurs mistrzowski i na tym poprzestaję.
Sporo Pan nagrywa utworów polskich kompozytorów.
Owszem, ostatnia moja płyta wydana dla wytwórni Naxos, to I Koncert skrzypcowy Grażyny Bacewicz, Pięć utworów z orkiestrą Tansmana, Spisak i Panufnik, który jest może najbardziej w tym gronie popularny, ale staram się przedstawiać mniej znanych kompozytorów. Zawsze też uzgadniam z reżyserem dźwięku, że nagrywamy jak najwięcej wersji całościowych, bardzo rzadko nagrywam małe fragmenty, bo uważam, że w ten sposób gubi się energie danego utworu. Kiedyś mój idol Jasha Heifetz wchodził do studia i nagrywał trzy wersje Koncertu Czajkowskiego - na tym kończyła się sesja, wybierało się najlepszą wersję i są to do dzisiaj nagrania uważane za najwspanialsze.
Od lat stara się Pan także zamieszczać dzieła polskich kompozytorów koncertując w różnych miejscach na świecie.
To jest bardzo ważna część mojej działalności od wielu lat. Jeżeli gram recital poza granicami Polski, to zawsze jedna połowa jest poświęcona najczęściej muzyce polskiej. Chcę się pochwalić, że niedawno zostałem odznaczony medalem Gloria ARTIS za promowanie muzyki polskiej.
Zapraszamy w najbliższy piątek na koncert do Filharmonii Podkarpackiej, a później do Lusławic.
W Lusławicach wystąpię dokładnie 26 listopada, czyli w przyszłą niedzielę. Zapraszam serdecznie.
Z Panem Piotrem Pławnerem, jednym z najwybitniejszych skrzypków swojej generacji, rozmawiała Zofia Stopińska 14 listopada 2017 roku w Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie.