Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Filharmonią Podkarpacką
W programie ostatniego październikowego koncertu w Filharmonii Podkarpackiej znalazło się „Ein deutsches Requiem” Johannesa Brahmsa – dzieło przeznaczone na wielką orkiestrę symfoniczną, chór mieszany oraz głosy solowe ( sopran i baryton). Był to pierwszy tak monumentalny utwór Brahmsa, który zyskał od razu międzynarodową sławę. Wyjątkowość tego utworu polega między innymi na tym, że tekst nie jest oparty na liturgii mszy żałobnej, lecz na wybranych przez kompozytora fragmentach z Biblii. Rozmyślania nad kruchością ludzkiego życia, tęsknota za wiecznym pokojem, pełne smutku wspomnienia o zmarłych i współczucie dla tych, co pozostali w osamotnieniu, stanowi treść „Niemieckiego Requiem” Johannesa Brahmsa.
27 października w Rzeszowie wykonawcami „Ein deutches Requiem” byli: Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej, Chór Akademicki z Pragi, Lucie Silenkowá – sopran, Pavel Klečka – baryton, a całością dyrygował Jiři Petrdlik. Świetnie przygotowana orkiestra i wspaniale brzmiący chór pod wprawną batutą Jiři Petrdlika oraz znakomici soliści sprawili, że po wykonaniu utworu publiczność bardzo długo gromkimi oklaskami dziękowała wykonawcom za ucztę duchową.
Przed koncertem poprosiłam dyrygenta o rozmowę, ponieważ pragnę Państwu przedstawić tego młodego, ale już bardzo cenionego w całej Europie mistrza batuty. Pan Jiři Petrdlik zgodził się po chwili wahania, bo wprawdzie nieźle opanował język polski, ale nie mówi tak płynnie jak Polacy. Ponieważ Artysta studiował grę na fortepianie, puzonie i dyrygenturę – zapytałam, jak rozpoczęła się jego muzyczna edukacja.
Jiři Petrdlik : Jako dziecko rozpocząłem naukę muzyki od gry na fortepianie. W czasach komunizmu dzieci nie miały wielkiego wyboru: obowiązkowa szkoła powszechna i muzyka albo sport. Wybrałem muzykę i jak miałem trzy lata, już próbowałem coś grać na fortepianie i później zacząłem regularnie uczęszczać do szkoły muzycznej. Chciałem także uczyć się grać na trąbce, zainteresowała mnie także waltornia i rozpocząłem lekcje gry na tych instrumentach, ale wkrótce okazało się, że o wiele lepszym instrumentem dla mnie będzie puzon, rozpocząłem naukę i bardzo spodobało mi się brzmienie puzonu, a ponieważ sporo ćwiczyłem, to szybko zacząłem grać pięknym dźwiękiem. Po ukończeniu szkoły średniej postanowiłem studiować dyrygenturę.
Zofia Stopińska : Postanowił Pan grać na dużym instrumencie, który nazywa się orkiestrą. Jakich umiejętności musi się nauczyć dyrygent?
Owszem, można powiedzieć, że orkiestra jest swego rodzaju instrumentem. Najważniejsza w pracy dyrygenta jest umiejętność prowadzenia próby, bo dyrygent podczas prób musi komunikować się z orkiestrą tak jak z instrumentem. Koncert jest już wynikiem wcześniejszej wspólnej pracy.
Uczył się Pan gry na instrumentach i studiował Pan dyrygenturę w Pradze.
Tak było do 2004 roku, bo w tym roku byłem na mistrzowskich warsztatach u prof. Kurta Masura, który był wówczas dyrygentem – szefem Orkiestry Filharmonicznej w Nowym Jorku. Zajęcia odbywały się we Wrocławiu, bo Kurt Masur urodził się w Brzegu i z tym miastem, a także z Polakami, czuł się związany. Miałem szczęście być w mistrzowskiej klasie i pracować z Kurtem Maserem we Wrocławiu.
Myślę, że to był bardzo ważny okres w Pana życiu.
Tak, ale miałem także ogromne szczęście, bo ponad dwustu kandydatów zgłosiło się na zajęcia z Mistrzem, a on wybrał tylko dziesięć osób, które aktywnie mogły dyrygować, pracować i ja w tej dziesiątce się znalazłem. To był dla mnie bardzo ważny czas.
Miał Pan także szczęście, bo jeszcze na studiach rozpoczął Pan dyrygowanie orkiestrami.
Tak było. Myślę, że młody dyrygent powinien zaczynać pracę z orkiestrą jak najwcześniej. Nie należy czekać na ukończenie całego procesu edukacji. Już w czasie studiów należy pracować nad swoim rozwojem i umiejętnością komunikowania się z orkiestrami. Można się tego nauczyć jedynie podczas pracy z zespołem. Mogę to stwierdzić, bo aktualnie uczę też dyrygowania. Podczas zajęć można tylko studiować repertuar i doskonalić jedynie technikę dyrygencką, ale najważniejsza jest praca z orkiestrą; jak komunikować się z orkiestrą, jak rozkładać czas prób, który przecież jest ograniczony, a także jak poradzić sobie ze stresem i różnymi nieprzewidzianymi sytuacjami, których przecież nie brakuje.
Pomimo młodego wieku jest Pan znanym i cenionym dyrygentem, jaki wpływ na przebieg Pana kariery miały konkursy dyrygenckie?
Brałem udział w konkursach, ale wymienię tylko: Praga Cantat – gdzie otrzymałem Złoty Medal i Nagrodę Specjalną, American Opera Competition, podczas którego otrzymałem III nagrodę oraz Konkurs Dyrygentów D. Flicka w Londynie (w 2006 roku), gdzie byłem finalistą. To były ważne wydarzenia, ale z perspektywy czasu patrzę na konkursy inaczej. Myślę, że konkursy są dobrym sposobem do opanowania dużego repertuaru, umiejętnością koncentrowania się podczas pracy z zespołem. Dla mnie konkurs jest szansą na rozwój - ocena jurorów, miejsca w ścisłej czołówce nie są najważniejsze.
Na konkursy przyjeżdżają w roli obserwatorów również dyrektorzy teatrów operowych czy filharmonii i szukają utalentowanych dyrygentów. Zaproszenie do poprowadzenia koncertu czy spektaklu operowego – to duża szansa dla młodych dyrygentów.
Często się tak zdarza i to jest bardzo ważne dla młodych dyrygentów. Chcę jeszcze raz podkreślić, że nagrody nie są najważniejsze. Ważny jest udział, który stwarza możliwość rozwoju. Jestem zapraszany do jury konkursów i obserwuję, w jaki sposób udział przyczynia się do rozwoju uczestników.
Praca w jury, szczególnie konkursów dyrygenckich, jest bardzo trudna i odpowiedzialna.
Zgadzam się, to bardzo trudna i odpowiedzialna praca, zanim postawimy ocenę, musimy dokładnie przemyśleć tę decyzję i uzasadnić ją .
Interesują Pana różne gatunki muzyki. Często dyryguje Pan w teatrach operowych, dyryguje Pan koncertami symfonicznymi i chóralnymi, bo przecież od 2010 roku prowadzi Pan Chór Akademicki z Pragi.
Dyryguję nie tylko spektaklami operowymi, ale również baletowymi czy koncertami z udziałem śpiewaków, chórów, czasami także koncertami, w programach których pojawia się muzyka jazzowa, ale bardzo lubię także prowadzić spektakle oper barokowych, czy koncerty symfoniczne. Uwielbiam pracę z chórem, bo to są dla mnie chwile relaksu muzycznego. Uważam się za dyrygenta uniwersalnego. Nie wiem, jak to jest oceniane, bo jest wielu dyrygentów, którzy specjalizują się i koncentrują się – na przykład jedynie na repertuarze symfonicznym albo na jednej epoce muzycznej. Ja mogę prowadzić różne koncerty, ale jeśli uważam, że czegoś nie powinienem robić – to nie robię.
Często, a właściwie ciągle Pan podróżuje i to nie tylko do różnych ośrodków muzycznych w Europie, ale także do Japonii, Chin, Stanów Zjednoczonych czy Kanady.
Przez cztery lata współpracowałem z Orkiestrą Symfoniczną w Kairze, gdzie byłem dyrektorem artystycznym i głównym dyrygentem. Wówczas przynajmniej raz w miesiącu leciałem z Pragi do Kairu. Można powiedzieć, że podróże to jest połowa pracy dyrygenta. Jak lecę samolotem, to sięgam po partyturę i przygotowuję się do koncertu, natomiast jadąc samochodem relaksuję się.
Dzieli się Pan swoją wiedzą i doświadczeniem ze studentami. Lubi Pan uczyć?
Lubię, mam to chyba po mamie, która była nauczycielką. Od dziecka słyszałem, jak w domu mówiło się o pracy z młodzieżą. Praca pedagogiczna bardzo mnie interesuje, bo jeśli uczę studentów – to także sam się uczę. To jest praca podobna do prób z orkiestrą. Dobry dyrygent powinien być także dobrym pedagogiem.
Od trzeciego roku życia fascynuje Pana muzyka. Czy pochodzi Pan z rodziny o tradycjach muzycznych?
Absolutnie nie. Wszystko, co w dziedzinie muzyki osiągnąłem, zawdzięczam swojej pracy. Oczywiście dziękuję rodzicom, że widząc moje zamiłowanie do muzyki, posłali mnie do szkoły muzycznej. Dziękuję także wszystkim moim nauczycielom. Muzykiem zostałem tylko dzięki swojej pasji i pracy, chociaż w wieku 15 czy 16 lat za mało ćwiczyłem, ale później pomyślałem, że jeżeli chcę być dyrygentem, to muszę dużo i systematycznie pracować, bo bez tego nic nie osiągnę.
Nie po raz pierwszy pracuje Pan z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej. Spotkaliśmy się nawet kiedyś w Wiedniu, bo dyrygował Pan koncertem „naszych filharmoników” w słynnej Złotej Sali Musikverein. Jestem przekonana, że współpraca z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej przebiega harmonijnie.
Owszem, współpraca za każdym razem jest bardzo dobra. Świetnie się rozumiemy. Podczas ostatnich prób do Brahmsa zauważyłem, że Orkiestra już zna mój system pracy i ja także wiem, jakie mogę osiągnąć efekty. Pracujemy bardzo szybko. Nie muszę już nawet wiele mówić, tylko posługuję się gestami i wszyscy je realizują. Jestem bardzo zadowolony z tej współpracy.
Tym razem w ślad za Panem przyjechał także Chór Akademicki z Pragi, który Pan prowadzi, oraz świetni soliści, również ze stolicy Czech.
W tym miejscu muszę podziękować pani Dyrektor Marcie Wierzbieniec, bo to dzięki niej możemy razem wystąpić i mam nadzieję, że nawiąże się interesująca współpraca pomiędzy moim chórem i tutejszą orkiestrą. Wiem także, że bardzo dobrymi śpiewakami są wykonujący partie solowe soliści Teatru Narodowego w Pradze: Lucie Silkenova i Pavel Klečka. Będzie to z korzyścią dla chóru, orkiestry i publiczności – dla wszystkich.
Wiem, że macie także wspólne plany na kolejne koncerty.
Pojedziemy niedługo na wspólne tournée do Chin. Wiem, że dla Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej będzie to pierwsza podróż do Chin. Będziemy tam występować na przełomie bieżącego i 2018 roku w prestiżowych salach tego kraju. Musimy niedługo rozpocząć prace nad programami koncertów, ale będzie także mnóstwo pracy związanej z organizacją podróży i występów.
Wszystko musi być zaplanowane i ustalone bardzo dokładnie, bo w czasie dwóch tygodni dajecie dziesięć koncertów.
Dziesięć albo jedenaście koncertów. Pierwszy odbędzie się w pobliżu granicy z Koreą, a skończymy niedaleko granicy z Wietnamem. Każdego dnia będziemy musieli odbyć długą podróż – kilkaset albo kilka tysięcy kilometrów. Dużo pracy w krótkim czasie. Każdego dnia: krótka próba akustyczna, koncert, hotel, podróż – to nie będzie wycieczka. Będziemy także promować w Chinach płytę, którą specjalnie przygotowaliśmy. Są na niej utwory inspirowane muzyką chińską oraz muzyka polska – przykładowo „Tańce góralskie” z opery „Halka” Stanisława Moniuszki – moje ulubione. Bardzo lubię i cenię tego kompozytora. Z Chórem Akademickim z Pragi przygotowuję teraz jedną z jego mszy na chór i organy. Kompozycje Stanisława Moniuszki są przepiękne – polecam je wszystkim. Jestem przekonany, że spodoba się czeskiej publiczności.
Mam nadzieję, że będzie jeszcze nie raz okazja do rozmowy, bo przecież jeszcze przed podróżą do Chin zobaczymy Pana na podium dla dyrygenta w Filharmonii Podkarpackiej.
To prawda, ale jeszcze raz podkreślę, że ta współpraca jest możliwa dzięki Pani Dyrektor Marcie Wierzbieniec, z którą planując różne projekty zawsze rozmawiamy o tym, jak je zrealizować, a nie o tym, że chyba się nie uda. Staramy się także, aby to były projekty interesujące dla tutejszej publiczności.
Z Panem Jiři Petrdlikiem, znakomitym czeskim dyrygentem, rozmawiała Zofia Stopińska 26 października 2017 roku w Rzeszowie.