Muzyczne powroty w rodzinne strony
Od 5 października do 3 listopada odbywają się koncerty VIII Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej organizowanej przez Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów we współpracy ze Stowarzyszeniem Autorów ZAiKS.
Koncert inaugurujący tegoroczną edycję odbył się w sali Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 im. Karola Szymanowskiego w Rzeszowie, a rozpoczęło wieczór prawykonanie utworu, który przybliżyła publiczności kompozytorka Anna Maria Huszcza.
Artystka zgodziła się na rozmowę po koncercie i dzięki temu mogę zaprosić Państwa na spotkanie.
Pełne dobrych emocji rozpoczęłyśmy rozmowę od utworu, który rozpoczął ten wspaniały wieczór.
Byliśmy świadkami znakomitego prawykonania Pani utworu zatytułowanego „élet” skomponowanego na sekstet fortepianowy.
- Ja też uważam, że wykonanie było znakomite, ale nie mogło być inaczej, bo grali świetni muzycy. Utwór powstał dzięki wsparciu Programu Rezydencji Kompozytorskich. Jest to program zainicjowany i zorganizowany przez Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów, przy wsparciu Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Obejmuje on stworzenie dwóch kompozycji kameralnych w latach 2024-2025. Do programu zgłosiło się ponad 80 kompozytorów, a jury wyłoniło 3 rezydentów: Katarzynę Krzewińską-Zdebik, Wojciecha Kostrzewę i mnie. W przyszłym roku odbędą się prawykonania drugiego z zamówionych u nas utworów.
Kompozycje będą prawykonane podczas festiwali organizowanych przez Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów. Nagrania audio-wideo nowych utworów zostaną opublikowane w serwisie YouTube.
Pierwszy mój utwór został wykonany i zarejestrowany podczas koncertu inaugurującego VIII Rzeszowską Jesień Muzyczną.
Wykonawcami utworu byli znakomici muzycy zawiązani z Akademią Muzyczną im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie: Wiesław Suruło – flet, Maksymilian Lipień – obój, Piotr Lato – klarnet, Damian Lipień – fagot, Paweł Cal – waltornia, Monika Gardoń-Preinl – fortepian. Udział fortepianu w składzie zespołu, decyduje o nazwie – sekstet fortepianowy.
- Tak, choć dla wielu osób niezwiązanych zawodowo z muzyką klasyczną nazwa sekstet fortepianowy jest myląca i myślę, że najbardziej zrozumiałe jest określenie kwintet dęty z fortepianem.
Wyjaśnijmy co oznacza tytuł utworu.
- „élet” w języku węgierskim oznacza „życie”, a utwór inspirowany był postacią wybitnego pianisty i wspaniałego człowieka, którym był prof. Szabolcs Esztényi (1939-2024), kompozytor, pianista, improwizator i pedagog pochodzenia węgierskiego. Profesor Esztényi był mocno związany z rytmiką w Polsce, a ja miałam szczęście uczyć się u niego improwizacji fortepianowej. Często także słuchałam jego gry, a szczególnie zachwycały mnie improwizacje Profesora w różnych stylach: ludowym, barokowym, romantycznym czy jazzowym…
Sporo nawiązań do tych muzycznych wspomnień pojawiło się w moim, trzyczęściowym utworze. Pierwsza część stylistycznie zbliża się do neoromantyzmu, w połowie następuje przełamanie, ale później motyw czołowy powraca. Druga część jest krótka i utrzymana w wolnym tempie, pełni rolę wstępu do trzeciej, niezwykle żywiołowej części, utrzymanej w bardzo szybkim tempie.
Inauguracja VIII Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej w Zespole Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie - prawykonanie utworu "elet" Anny Marii Huszczy - zespół w składzie: Wiesław Suryło - flet, Maksymilian Lipień - obój, Paweł Cal - waltornia, Damian Lipień - fagot, Piotr Lato - klarnet, Monika Gardoń - Preinl - fortepian, fot. SPMK
Wiele obecnych na koncercie osób dowiedziało się, że pochodzi Pani z Rzeszowa.
- Widziałam zaskoczenie wielu osób, kiedy stanęłam na scenie i powiedziałam, że jestem z Rzeszowa i jestem absolwentką Zespołu Szkół Muzycznych nr 1, w którym odbywał się koncert.
Często dzieje się tak, że nie zauważamy rodzimych artystów. Wiadomo, że młodzi ludzie, którzy ukończyli średnią szkołę muzyczną i pragną rozwijać się dalej w tym kierunku, wyjeżdżają na studia i przeważnie zostają w danym miejscu. To tam stają rozpoznawalni, a nie w swoim rodzinnym mieście. Ja chciałam studiować kompozycję i rytmikę, dlatego wybrałam Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie. Tam także, w 2018 roku obroniłam doktorat z kompozycji. Na macierzystej uczelni ukończyłam również studia dla managerów muzyki. To bardzo ciekawy projekt, a zajęcia prowadzą profesorowie z różnych warszawskich uczelni – m.in. prawnicy i specjaliści rynku muzycznego. Wiedza z tego zakresu jest bardzo przydatna, bo artyści wykonujący muzykę rozrywkową mają swoich managerów, którzy zajmują się wszystkimi sprawami dotyczącymi warunków i organizacji koncertów, a wykonawcy muzyki klasycznej i kompozytorzy przeważnie muszą się wszystkim zajmować sami. Jestem także przewodniczącą Zarządu Sekcji A – Kompozytorów Muzyki Poważnej w ZAiKS, która chroni prawa autorskie kompozytorów, a także stara się wspierać ich działalność oraz rozwój.
Czy Pani utwory były wcześniej wykonywane w Rzeszowie?
- Rzadko wracam do Rzeszowa na wykonania moich utworów – jeden z większych projektów związanych z rodzinnym miastem odbył się w 2021 roku i był to monograficzny koncert (Art Celebration) w Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego z udziałem wybitnego polskiego saksofonisty Pawła Gusnara. Autorem świetnych wizualizacji był wówczas Jakub Hader. Bardzo się cieszę, że prawykonanie mojego nowego utworu odbyło się w Rzeszowie, w sali szkoły muzycznej, którą przed laty ukończyłam. Może jeszcze kiedyś uda się tutaj wrócić z innym utworem, albo zorganizować warsztaty dla szkól muzycznych działających na Podkarpaciu. Wśród uczniów szkół muzycznych II stopnia są osoby zainteresowane kompozycją i aranżacją, stąd potrzeba takich inicjatyw.
Jest Pani młodą kompozytorką, ale ma pani już spory dorobek – od muzyki solowej poczynając, przez kameralną, i symfoniczną, aż po utwory elektroniczne i multimedialne oraz muzykę filmową.
- Bardzo lubię zmienność, otwartość na nowe doświadczenia, także w muzyce — ostatnio pisałam musical na solistów, chór i wielką orkiestrę symfoniczną pt. „Księga dżungli” dla Filharmonii Gorzowskiej (premiera będzie w grudniu 2024), pisałam też utwór, który wykonany był w Rzeszowie oraz trzeci dla Chóru Politechniki Morskiej i ks. A. Ziejewskiego ze Szczecina. Ostatni z nich został prawykonany w Bazylice św. Jana Chrzciciela w Szczecinie przez ponad 80-osobowy chór, perkusję, trio smyczkowe i saksofon. „Sanctus Otto Marianus Apostolus Pomeraniae” to utwór będący muzyczną metaforą procesu chrystianizacji na Pomorzu. Opowiada o Ottonie, który przybył z Bambergu, by nawracać słowiańskie plemiona. Lubię taką różnorodność, chociaż trzeba zamknąć jeden projekt, aby do drugiego podejść ze świeżością i szukać siebie w kolejnym miejscu.
Piszę także dużo dla dzieci. Po koncercie w Rzeszowie podeszła do mnie flecistka i powiedziała, że nie bardzo rozumie zdziwienia publiczności, bo ona doskonale zna moje nazwisko, ponieważ na różnych konkursach dzieci często wykonują moje utworki i sama gra je z uczniami. Bardzo się cieszę, że ta muzyka jest potrzebna, że sięgają po moje kompozycje nie tylko tak wybitni muzycy, jak podczas prawykonania w Rzeszowie, ale też trafiają do dzieci, które rozpoczynają swoją muzyczną drogę, a w przyszłości będą wykonawcami i odbiorcami muzyki klasycznej.
Anna Maria Huszcza - kompozytorka, aranżerka i pedagog, fot. Tomasz Kowaluk
Chętnie podejmuje Pani interdyscyplinarne projekty łączące muzykę z tańcem, słowem i obrazem i jestem przekonana, że to dzięki rytmice, bo jest Pani absolwentką klasy rytmiki w ZSM nr 1 w Rzeszowie, a także w tym kierunku odbyła Pani studia.
- Zdecydowanie tak, chociaż początkowo uczyłam się w Ognisku Muzycznym nr 1 przy ul. Słowackiego w Rzeszowie (w klasie p. Jacka Pacześniaka) i nie wiedziałam czym jest rytmika. Podczas kursów przygotowawczych przed egzaminami do II stopnia w ZSM nr 1, pani Sylwia Łukasz-Kruczek powiedziała nam, że na rytmice można tańczyć, śpiewać i komponować i to mnie zachęciło. Bardzo dużo zawdzięczam p. Beacie Brzozowskiej, z którą przez lata miałam improwizację fortepianową, to dzięki niej zaczęłam komponować.
Poza tym przekonałam się, że warsztat artystyczny, który daje rytmika bardzo otwiera głowę i pozwala eksperymentować w różnych dziedzinach.
Doświadczenia z zajęć z dziećmi przenoszę na grunt kompozycji i staram się, by podczas koncertu zainteresować młodego odbiorcę, aby nie znalazł sobie ciekawszego zajęcia niż utwór. Warto dodać, że otwartość młodego słuchacza na muzykę, nawet atonalną czy na efekty dźwiękowe jest ogromna. Im młodsze dziecko, tym mniejsze przyzwyczajenie do systemu dur-moll.
Tworzona przez Panią muzyka rozbrzmiewa nie tylko na polskich scenach, bo także często za granicą — m.in. w Czechach, Niemczech, Francji, Szwecji, Belgii, na Litwie, Ukrainie i nawet w dalekiej Japonii.
- Saksofonista z Japonii wysłuchał w internecie nagrania mojego utworu, poprosił mnie o przesłanie nut i włączył AbySsus na saksofon i elektronikę do swego repertuaru. W Słowenii moje przyjaciółki stworzyły kwartet, w którym gra Polka, dwie Słowenki oraz Chorwatka, i skomponowałam dla nich kilka utworów. Ponadto moje kompozycje bardzo często gra w Polsce i za granicą Paweł Gusnar. Najczęściej sięga po utwory, które skomponowałam dla niego na saksofon solo z towarzyszeniem elektroniki. Podkreśla, że warstwa ta daje wrażenie przestrzenności dźwięku oraz pozytywnie wpływa na atrakcyjność koncertu.
Komponując utwory dla konkretnych wykonawców lubię wcześniej poznać ich gust, ich potencjał, a nawet charakter, bo wtedy mam możliwość pokazać całe spektrum możliwości muzyków, pisać muzykę dla ludzi a nie tylko na instrumenty czy głosy.
Brała pani udział w konkursach kompozytorskich, a jeden z nich odbył się podczas Warszawskiej Jesieni Muzycznej.
- To było w 2009 roku, nie byłam wtedy jeszcze na studiach kompozytorskich, a jedynie o nich marzyłam. Na rytmice miałam zajęcia z instrumentacji z prof. Miłoszem Bembinowem, który przyniósł mi wydrukowany regulamin polecając, abym się z nim zapoznała i wzięła udział w tym konkursie. Grzecznie odpowiedziałam, że oczywiście wezmę udział, czego później pożałowałam. Posłuchałam dźwięków, które były wówczas dla mnie zupełnie obce, oderwane od rzeczywistości, sztucznie wygenerowane. Celem konkursu było stworzenie z nich utworu elektronicznego. Nie miałam i nie znałam żadnego programu do edycji i montażu dźwięku, brakowało mi także dobrego sprzętu, ale dotrzymując słowa utwór zrobiłam, zatytułowałam go „AB_synth schaevarius na taśmę” i w ostatnim momencie wysłałam nagranie. Otrzymane wyróżnienie sprawiło, że zainteresowałam się muzyką elektroniczną.
Drugą taką niespodzianką był wygrany konkurs, organizowany przez Filharmonię Świętokrzyską w Kielcach, na miniaturę elektroniczną inspirowaną muzyką ludową. Najpierw stwierdziłam, że nie zdążę w nim wziąć udziału i dopiero w ostatniej chwili pomyślałam – warto spróbować. Na skomponowanie tej miniatury pozostały mi trzy godziny, ale przygotowałam utwór, który zatytułowałam „Kielmin” i wysłałam. Nie liczyłam na sukces, a mimo to pojechałam do Kielc na finał. Podczas wręczenia nagród lista nagrodzonych czytana była od końca i słuchałam spokojnie. Kiedy usłyszałam swoje nazwisko jako ostatnie nie dowierzałam, że otrzymałam I nagrodę i wygrałam ten konkurs. Wtedy też otrzymałam nagrodę specjalną od pani prof. Lidii Zielińskiej w formie rezydencji w studio Akademii Muzycznej w Poznaniu i tam powstał utwór na osiem głośników, który został wykonany po raz pierwszy podczas festiwalu „Poznańska Wiosna Muzyczna”. Wymieniłam tylko konkursy, do których przygotowywałam się bardzo krótko, ale zapewniam, że nad utworami prezentowanymi w innych konkursach kompozytorskich pracowałam solidnie. Przykładem może być utwór „SaHarBAD na saksofon i harfę”, który otrzymał wyróżnienie na 53. Konkursie Młodych Kompozytorów im. Tadeusza Bairda. Kompozycja ta znalazła się na kilku albumach płytowych, w tym na Saxophone Varie, który otrzymał nagrodę Fryderyk 2014. Jest to jeden z częściej wykonywanych moich utworów, a także rozbrzmiewa w rozgłośniach radiowych na całym świecie. Ostatnio nawet znalazł się w filmie o Karolu Wieczorku („Portret z móhą w tle”, reż. Jolanta Trela-Ptaszyńska), jako jedna z głównych osi narracji.
Udział w konkursach jest bardzo ważny dla młodych kompozytorów, może nawet ważniejszy niż dla młodych instrumentalistów.
- Instrumentalnych konkursów jest na całym świecie bardzo dużo i bierze w nich udział ogromna liczba młodych muzyków. Zupełnie inaczej jest na konkursach kompozytorskich. Przede wszystkim jest ich o wiele mniej. Kompozytor biorąc udział w takiej rywalizacji musi liczyć się z tym, że jeżeli jego utwór odpadnie, to praca może pójść na marne. Niemniej powstaje dzieło, które być może kiedyś uda się wykonać.
Ostatnio rzadko piszę utwory na konkursy. Po kilku latach przerwy zdecydowałam się na wzięcie udziału w konkursie w 2023 roku. Informacja o wygranej była bardzo miłym zaskoczeniem, ale obecnie nie mam czasu na komponowanie z myślą o konkursach, ponieważ tworzę utwory na zamówienie.
Konkursy kompozytorskie są bardzo potrzebne młodym twórcom, bo mogą w ten sposób stać się znani poza ośrodkiem, w którym działają. Ponadto rozbudowują swoje CV, a także zdobywają doświadczenie podczas prawykonań, które niestety nie są regułą w przypadku konkursów. Przeważnie ocenia się jedynie wygląd partytury i poziom jej skomplikowania.
Jak Pani komponuje? Czy pracuje Pani regularnie, codziennie o stałych porach?
- To zależy. Często mam tzw. deadline i wtedy trzeba pracować przez cały czas, żeby utwór był gotowy zgodnie z wyznaczonym terminem. Mam także wiele innych obowiązków, bo mam rodzinę, mam małe dziecko, które czasami choruje i potrzebuje wtedy mojej opieki przez całą dobę.
Kiedy sytuacja rodzinna jest stabilna, to piszę od rana do godziny 15.00 i wtedy prawie nie wstaję od pianina i komputera. Później zajmuję się domem lub pracuję w szkole muzycznej. Pisząc „Księgę Dżungli” dodatkowo po uśpieniu syna około 21.00, siadałam do partytury i pracowałam do pierwszej albo drugiej po północy. Mąż często zwracał uwagę, że jak wychodzi do pracy to ja już siedzę przy biurku i jak wraca, to znów zastaje mnie przy komputerze, a jak idzie spać to ponownie siedzę przy komputerze. Często jest tak, że mając wszystkie melodie w głowie budziłam się wcześnie i zapisywałam je. Są takie momenty jak ten, że jest dużo projektów i pracuję niemal bez przerwy. Mam wrażenie, że wówczas proces twórczy się nie zamyka, a ja jestem emocjonalnie związana z utworem.
Chcę jeszcze znaleźć czas na pracę pedagogiczną czy na obowiązki, których się podjęłam w ZAiKSie. Muszę wszystko dokładnie planować i wykonywać, najczęściej robiąc to z zapasem czasu, na wypadek gdyby jakiś element układanki nagle zawiódł.
Inauguracja VIII Rzeszowskiej Jesieni Muzycznej - od lewej: Maksymilian Lipień - obój, Wiesław Suryło - flet, Monika Gardoń-Preinl - fortepian, Anna Maria Huszcza - kompozytorka, Paweł Cal- waltornie, Damian Lipień - fagot, Piotr Lato - klarnet, fot. SPMK
Jestem przekonana, że po prawykonaniu i przyjęciu przez publiczność utworu w rodzinnym mieście, w szkole do której Pani chodziła, zechce Pani tu częściej przyjeżdżać.
- Oczywiście, jeśli tylko będzie okazja i czas, to chętnie przyjadę do Rzeszowa, który tak pięknie się rozwija. Bardzo się cieszę, że prawykonanie mojego utworu odbyło się w szkole muzycznej, w której się uczyłam i dorastałam, była moim drugim domem. Wiele się tu zmieniło od czasu mojego wyjazdu, ale pozostała nadal wspaniała, ciepła atmosfera.
Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że niedługo będzie okazja do kolejnego spotkania.
- Ja także mam taką nadzieję i również dziękuję.
Zofia Stopińska