Z Pawłem Kowalskim nie tylko o dążeniu do doskonałości
Świetnym koncertem Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej pod batutą maestro Jerzego Maksymiuka zainaugurowała 27 września 2024 roku 70. sezon koncertowy. W programie znalazły się trzy dzieła: Vers per archi Jerzego Maksymiuka oraz III Koncert fortepianowy c-moll op.37 i IV Symfonia B-dur op.60 Ludwiga van Beethovena. Partie solowe w Koncercie Beethovena wykonał Paweł Kowalski, jeden z wybitnych i najbardziej wszechstronnych polskich pianistów. Znakomite kreacje były gorąco przez publiczność przyjmowane. Pan Paweł Kowalski dwukrotnie bisował. Najpierw wysłuchaliśmy fragmentu Koncertu fortepianowego Jerzego Maksymiuka - dzieła, które zostało wykonane po raz pierwszy niedawno w Filharmonii Narodowej w Warszawie w ramach festiwalu Chopin i jego Europa, a później zabrzmiało Presto agitato z Sonaty Księżycowej Ludwiga van Beethovena.
Poprosiłam o wywiad pana Pawła Kowalskiego i Artysta znalazł czas w przeddzień koncertu po próbie. Gorąco zachęcam Państwa do lektury.
Piękne dzieło Ludwiga van Beethovena, które usłyszymy jutro w wykonaniu Pana i naszej orkiestry pod batutą maestro Jerzego Maksymiuka jest dla wykonawców trudne.
- 3. Koncert fortepianowy wymaga dyscypliny i ścisłej współpracy pianisty z dyrygentem. To utwór w którym partie fortepianu oraz orkiestry są równoważne i znakomicie się uzupełniają. Koncert w Filharmonii Podkarpackiej jest naszym czwartym wspólnym z maestro Maksymiukiem wykonaniem tego utworu. Graliśmy również Fantazję chóralną c- moll op. 80 Beethovena oraz koncerty fortepianowe Ravela, Kilara i Góreckiego. Maestro jest w olimpijskiej formie, a emanująca z niego energia jest imponująca. Czuję się wyróżniony, że mogę współpracować z człowiekiem, który współtworzy historię muzyki polskiej ostatnich kilkudziesięciu lat.
Paweł Kowalski - fortepian i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Jerzego Maksymiuka, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka
Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej rozpoczyna 70. sezon koncertowy. Należy Pan do grona artystów, którzy współpracują z tą orkiestrą już od lat. Ciekawa jestem, czy pamięta Pan swój pierwszy koncert w Rzeszowie?
- Tak, pierwszy raz wystąpiłem tutaj z maestro Józefem Radwanem, ówczesnym dyrektorem artystycznym Filharmonii Rzeszowskiej. Graliśmy Koncert fortepianowy Witolda Lutosławskiego. Maestro Radwan był jednym z pierwszych dyrygentów, którzy zaprosili mnie do wykonania tego wspaniałego utworu, po moim debiucie w Warszawie pod dyrekcją Witolda Lutosławskiego.
Kiedy wszedłem do gabinetu było widać tylko oczy dyrektora Radwana zza błyszczących oprawek okularów. Całe pomieszczenie było spowite dymem papierosów. Maestro siedział przy biurku pochylony nad partyturą Koncertu Lutosławskiego i po chwili rozpoczęliśmy omawianie jej szczegółów. W pewnym momencie podniósł głowę i z delikatnym uśmiechem powiedział: „wie pan, Karajan to ja nie jestem”. To zdanie świadczyło o jego wielkości! Był jednym z najbardziej naturalnych i pozbawionych nadęcia muzyków z którymi grałem. Graliśmy razem koncerty fortepianowe Lutosławskiego oraz C-dur op. 15 Beethovena w filharmoniach w Rzeszowie, Krakowie oraz Szczecinie.
Na początku mojej kariery poza Witoldem Lutosławskim, Andrzejem Panufnikiem, Yehudi Menuhinem, później także Wojciechem Kilarem, ważną rolę odegrali dyrygenci, obaj z Krakowa: Józef Radwan, którego brat Stanisław był najlepszym kompozytorem muzyki do teatru w Polsce oraz Jerzy Katlewicz. Zawsze przygotowany perfekcyjnie maestro Katlewicz miał niezwykły talent do akompaniowania. Zagraliśmy razem sześć różnych koncertów fortepianowych: Mozarta, Brahmsa, Ravela, Góreckiego, Panufnika i Lutosławskiego.
Pamiętam, że w Rzeszowie inaugurował Pan już kiedyś sezon artystyczny.
- Tak, Koncertem f moll Chopina z maestro Tadeuszem Wojciechowskim w Międzynarodowym Dniu Muzyki 3 października. Zaproszenie do wykonania koncertu na inaugurację sezonu lub z okazji jubileuszu, jest zawsze szczególnym wyróżnieniem dla solisty.
W listopadzie 2023 dokładnie w dniu jubileuszu 76-lecia Filharmonii Poznańskiej grałem wraz z maestro Markiem Pijarowskim Koncert fortepianowy Witolda Lutosławskiego. Równie ważną okazją są dla mnie zawsze koncerty z okazji Święta Niepodległości 11 listopada. W 2018 roku z okazji 100-lecia niepodległości grałem Koncert fortepianowy Paderewskiego, którego jestem wielkim fanem! z Orkiestrą Teatru Wielkiego w Poznaniu pod dyrekcją nieżyjącego już niestety znakomitego dyrygenta Gabriela Chmury. W tym roku z okazji Święta Niepodległości gram m.in. recital w Berlinie.
Gratuluję Filharmonii Podkarpackiej okrągłego jubileuszu. Sala Koncertowa posiada znakomitą akustykę. Spędzając kilkanaście godzin podczas prób, rozgrywania się i ćwiczenia czuję się tu komfortowo. Dzisiaj zagraliśmy dwukrotnie cały koncert; jutro mamy próbę generalną i cała para naprzód o 19!
Słuchałam koncertów Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej z Pana udziałem emitowanych w czasie pandemii, kiedy nie mogliśmy przychodzić do Filharmonii.
- Cenię sobie, że Filharmonia zwróciła się do mnie z propozycją wspólnego wykonania online koncertów fortepianowych f-moll Chopina oraz C-dur Beethovena. Powiedziałem w jednym z wywiadów, że musimy „wyobrazić sobie publiczność”. W koncertach online naturalną publicznością, czyli inspiracją byli dla mnie muzycy orkiestry.
W pustym Studio Koncertowym im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie wraz z Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus inaugurowaliśmy sezon koncertowy 2020/2021 wykonaniem mojego ulubionego Koncertu fortepianowego Mozarta – A-dur KV 488 https://www.youtube.com/watch?v=3e0Xwljb25I
Powrót do koncertów z udziałem publiczności był dla psychiki nas wszystkich bezcenny.
W Filharmonii Podkarpackiej zagraliśmy z maestro Pijarowskim przepiękny Koncert fortepianowy G-dur Ravela, a dzisiaj jestem u Państwa z III Koncertem Beethovena.
Kiedy zaczęły się Pana fascynacje muzyką klasyczną?
- Kiedy miałem 5/6 lat wydawałem rodzicom „rozkazy” po ich powrocie z pracy aby „byli cicho bo w radio grają poloneza”. Mama zaprowadziła mnie do swojej koleżanki po studiach muzycznych, która po kilku minutach stwierdziła, że mam absolutny słuch i że „trzeba coś z tym zrobić”.
Przyjęto mnie do najbardziej znanej szkoły muzycznej w Warszawie. Byłem dość trudnym uczniem. W pierwszej klasie miałem ewidentne ADHD.
To była moim zdaniem zła szkoła! Nie mam do niej po latach najmniejszego sentymentu. Panował w niej tępy dryl, nagradzano miernych, tępiono indywidualistów, a za granie na pianinie podczas przerwy, rodzice mieli płacić karę „za niszczenie instrumentu”. Moja podświadoma niechęć do pedagogiki instytucjonalnej (nie uczę; całe życie jestem freelancerem), wynika prawdopodobnie z doświadczeń tego okresu.
Chciano mnie z tej szkoły kilka razy wyrzucić, a na koniec dostałem jedyną w życiu tróję z fortepianu. Był to „wilczy bilet”, przez który nie dostałbym się do liceum muzycznego.
Uratował mnie wyjazd do Niemiec, gdzie przyjęto mnie do gimnazjum, a potem do Musikhochschule. Po powrocie do Warszawy dostałem się na studia, miałem w domu fortepiany i od tego czasu zaczęło się crescendo.
Od zawsze słuchałem bardzo dużo nagrań, nie tylko muzyki fortepianowej, ale również symfonicznej, jazzu, rocka, soulu, fusion, popu, tang argentyńskich. Mój nauczyciel fortepianu w gimnazjum w Kolonii, zmarły przed tygodniem Wolfgang Hoyer, po pierwszej lekcji poprosił, abym kupił i posłuchał legendarnego The Köln Concert Keitha Jarretta.
Kiedy byłem uczniem, pewnego wiosennego popołudnia wracałem ze szkoły Krakowskim Przedmieściem i usłyszałem muzykę płynącą z sali Kina Kultura. Wszedłem i zobaczyłem po raz pierwszy próbę maestro Jerzego Maksymiuka z Polską Orkiestrą Kameralną, a dzisiaj kilka minut temu skończyliśmy wspólną próbę Koncertu Beethovena. Historia zatoczyła koło.
Paweł Kowalski - fortepian podczas koncertu inaugurującego 70. sezon artystyczny Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka
Pamiętam znakomite koncerty z Pana udziałem podczas Festiwalu w Łańcucie.
- To wyjątkowy Festiwal. Zamek, Sala Balowa oraz oczywiście publiczność, tworzą niezwykłą atmosferę. Z moim nieżyjącym już przyjacielem Janem Staniendą oraz Orkiestrą Leopoldinum graliśmy arcytrudny Koncert na fortepian, skrzypce op. 21 Ernesta Chaussona, a innym razem kwintety fortepianowe Brahmsa i Zarębskiego w składzie, w którym każdy z nas był młodszy lub starszy od kolegi o 10 lat, a wszystkie nazwiska rozpoczynały się na k: Paweł Kowalski – fortepian, Konstanty Andrzej Kulka - skrzypce, Józef Kolinek – skrzypce, Stefan Kamasa – altówka, Rafał Kwiatkowski – wiolonczela. Rafał był najmłodszy, ja drugi w kolejce, potem pan Kolinek, prof. Kulka i prof. Kamasa, który grał fantastycznie.
Jak Pan pracuje nad repertuarem, bo przecież wszystkich utworów trzeba się nauczyć na pamięć.
- Każdego utworu trzeba się nauczyć logicznie i z rozwiązaniem wszystkich problemów technicznych. Nauczony w ten sposób utwór zostaje w pamięci jak w pamięci komputera i można do niego wrócić czasem w bardzo w krótkim czasie.
Mój rekord (nagłego) zamówienia - od momentu otrzymania telefonu do wykonania koncertu, to trzy godziny. To był koncert z naprawdę trudnym repertuarem. Gdybym go nie zagrał organizator poniósłby ogromne straty finansowe. Jednocześnie nie gram koncertów „za kogoś”. Jeżeli zobowiązuję się zagrać, choćby w ostatniej chwili, to jest to już mój! koncert i biorę za jego wykonanie pełną odpowiedzialność.
W październiku 2005 zagrałem siedem koncertów w ciągu dwóch tygodni: cztery z orkiestrami: c-moll KV 491 Mozarta, Paderewskiego, d-moll na dwa fortepiany Poulenca, Kilara, dwa koncerty z kwartetem: Koncert Chaussona i Kwintet Brahmsa oraz recital. W „międzyczasie” komentowałem dla TVP Kultura dwie sesje Konkursu Chopinowskiego. To jest możliwe wtedy, jeżeli utworów nauczymy się logicznie i przygotujemy się do takiego zadania z wyprzedzeniem, ponieważ między koncertami nie ma już czasu na ćwiczenie. Uważam, że pamięć się „nie męczy” i wraz z najlepiej pojętym doświadczeniem, jest naszym wielkim kapitałem.
Zadałam to pytanie dlatego, że coraz częściej spotykam się z tym, że soliści grają z nut i nie uważam, że jest w tym coś złego, ale często są to młodzi ludzie, którzy chcą zostać znanymi muzykami. Dlaczego mają kłopoty z opanowaniem dłuższego utworu na pamięć?
- Przez media społecznościowe i smartfony nasza koncentracja jest wielokrotnie w ciągu dnia zaburzana. Tracimy umiejętność przeczytania książki, wysłuchania symfonii w całości, obejrzenia sztuki teatralnej lub filmu bez uporczywego sprawdzania na smartfonie co się w tym czasie wydarzyło.
Jeżeli pianista gra koncert Mozarta przesuwając ręką nuty na ekranie tabletu i jeśli uczył się jeden dzień, i zagrał to chapeau bas. Jeśli natomiast miał więcej czasu i nie chciało mu się nauczyć na pamięć, to tak jakby aktor wyszedł na scenę i czytał z kartki podczas spektaklu. Gram wszystko na pamięć i uważam, że „uwolnienie” zmysłu wzroku od nut podczas koncertu, daje nam szanse na o wiele bardziej wrażliwe słuchanie wykonywanej muzyki.
Z pewnością ćwiczy Pan na fortepianie codziennie.
- Witold Lutosławski cytował chętnie Czajkowskiego, który zapytany przez jedną z wielbicielek „Mistrzu, czy komponuje Pan regularnie czy tylko wtedy kiedy ma Pan natchnienie?” odpowiedział -„Szanowna Pani, natchnienie nie nawiedza leniów”.
Przy dbaniu o formę i odrobinie szczęścia zawód pianisty jest długowieczny. Mieczysław Horszowski grał znakomite koncerty w wieku 100 lat! Darek Dziekanowski powiedział, że zazdrości mi faktu, iż kariera muzyka w odróżnieniu od piłkarza, nie kończy się przed czterdziestką.
Paweł Kowalski i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej - III Koncert fortepianowy L. van Beethovena, fot. Damian Budziwojski / Filharmonia Podkarpacka
Ciekawa jestem kiedy Pan się zaczął fascynować sportem?
- Bardzo wcześnie. Mój Tata był pasjonatem sportu, świetnie pływał, grał w siatkówkę i zabierał mnie na mecze. Od dziecka oglądałem olimpiady, mistrzostwa świata; w gimnazjum biegałem, pływałem, grałem w piłkę nożną i jeździłem na rowerze. Komentuję Bundesligę dla platformy streamingowej Viapley Sport - oczywiście wtedy, kiedy mam czas.
Dążenie do doskonałości – nie sama doskonałość, bo do niej nigdy nie dojdziemy, ale dążenie, czyni sport i muzykę bliskimi sobie dziedzinami.
Z rocznym wyprzedzeniem, 1 października rozpoczyna się sprzedaż biletów na XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie, który odbędzie się od 2 do 23 października 2025 roku. Wiem, że zaproszony był Pan do komentowania na żywo występów konkursowych. To także spore wyzwanie.
- Komentowałem cztery edycje w tym cały konkurs 2015. Dało mi to fascynującą okazję słuchania znakomitych pianistów z całego świata, ale również opowiedzenia widzom o niezwykłym pięknie utworów Chopina, o ich szczegółach, formie, o historii konkursu. Unikałem za to krytykowania wykonawców uważając, że większość z nich jest w życiowej formie, a samo dostanie się do Konkursu Chopinowskiego jest wielkim osiągnięciem.
Konkurs Chopinowski to wielkie nazwiska zwycięzców: Maurizio Pollini, Martha Argerich i Krystian Zimerman, który 17 października wykona recital złożony z utworów Chopina, Debussyego i Szymanowskiego w wiedeńskim Konzerthausie.
Jestem przekonana, że po wspólnym koncercie z maestro Jerzym Maksymiukiem w Rzeszowie zechce Pan tu niedługo przyjechać i będzie okazja do kolejnego spotkania.
- Mam nadzieję, że zagramy jutro dla Państwa koncert godny inauguracji sezonu i spotkamy się przy wspólnej realizacji kolejnego projektu!
Dziękuję bardzo za miłą rozmowę. Do zobaczenia.
- Dziękuję serdecznie!
Zofia Stopińska