Inauguracja pod batutą maestro Jerzego Maksymiuka
Jerzy Maksymiuk - dyrygent fot. Mirosław Pietruszyński

Inauguracja pod batutą maestro Jerzego Maksymiuka

     Za nami bardzo udana inauguracja 70. Jubileuszowego sezonu artystycznego Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. Program koncertu wypełniły trzy dzieła: Vers per archi Jerzego Maksymiuka oraz III Koncert fortepianowy c-moll i IV Symfonia B-dur Ludwiga van Beethovena. Nasi filharmonicy wystąpili pod batutą Jerzego Maksymiuka, a solistą był Paweł Kowalski.

     Maestro Jerzy Maksymiuk nie tylko dyrygował, ale także, jak sam podkreślił - mimo zakazu żony, ze swadą przybliżał publiczności utwory: najpierw swój Vers, a później przedstawił solistę Pawła Kowalskiego i III Koncert fortepianowy Beethovena, podczas którego orkiestra znakomicie, z wielkim wyczuciem towarzyszyła soliście.

     Świetne kreacje zostały gorąco przez publiczność przyjęte. Paweł Kowalski bisował dwukrotnie – najpierw usłyszeliśmy fragment Koncertu fortepianowego Jerzego Maksymiuka, prawykonanego niedawno w Filharmonii Narodowej w Warszawie podczas festiwalu Chopin i jego Europa oraz Presto agitato z Sonaty Księżycowej Ludwiga van Beethovena. W drugiej części wieczoru zachwycaliśmy się wspaniałym brzmieniem orkiestry znakomicie poprowadzonej przez maestro Jerzego Maksymiuka i urodą IV Symfonii Beethovena.

       Więcej o utworach dowiedzą się Państwo z rozmowy, którą zarejestrowałam w przeddzień koncertu.

Z maestro Jerzym Maksymiukiem umówiłam się na spotkanie tuż po próbie, ale nie widać zmęczenia – wręcz przeciwnie, pomimo intensywnej pracy nad niełatwym programem, Maestro jest ożywiony, uśmiechnięty i pełen energii.

      - Jestem zachwycony orkiestrą, stosunkiem muzyków do pracy i piękną grą. Podczas koncertu rozpoczynającego jubileuszowy sezon zagramy dwa nadzwyczajne utwory Ludwiga van Beethovena – IV Symfonię i III Koncert fortepianowy, w którym partie solowe wykona Paweł Kowalski. Symfonia jest niezwykłym arcydziełem, ale też niełatwym. Być może będą mieli Państwo wrażenie, że można położyć na pulpity nuty i od razu wszystko wychodzi, a tak nie jest. Zawsze, w każdym utworze Beethovena, jest kilka tajemniczych, trudnych miejsc, nad którymi trzeba sporo popracować, aby były naprawdę pięknie zagrane.

      Ja takie miejsca nazywam po angielsku „trap”, bo tak się przyzwyczaiłem i jak się uczę partytur, zawsze w trudnych miejscach piszę „trap”. Po angielsku „trap” to, pułapka. Pamiętam, że jeden z zaprzyjaźnionych szkockich muzyków nie rozumiał, dlaczego używam tego słowa i dopiero kiedy powtarzając je kilka razy, wymówiłem prawidłowo, powiedział: „A... trap – pułapka" i przyznał mi rację co do tych trudnych miejsc. Te zasadzki czy pułapki zaznaczam zawsze w partyturze .

       Gdy biorę do ręki partyturę, niemal automatycznie zaczyna działać moja wyobraźnia; partytury z utworami Mozarta kojarzą mi się z lekkością, miłością, dobrymi ludźmi, cudownymi krajobrazami, a u Beethovena wyczuwam protest przeciwko wszystkiemu, oburzenie na zło. Wspomniana przed chwilą IV Symfonia jest nieco lżejsza, jakby dobro i radość przedzierało się ku nam, ale w III Koncercie fortepianowym powaga i piękno poraża.

       Może kiedyś na naszej planecie pojawi się kompozytor tak genialny jak Mozart czy Beethoven, ale ani drugiego Beethovena, ani drugiego Mozarta nie będzie, bo tacy geniusze rodzą się tylko raz.

Wieczór rozpocznie Pana dzieło Vers per archi na orkiestrę smyczkową. To także dzieło działające na słuchaczy z wielką mocą. Jak powstało?

      - Dwa zdarzenia zainspirowały mnie do napisania tego utworu. Anna Kubaczyńska, młoda poetka, która teraz mieszka we Francji, w jednym ze swoich wierszy napisała: „Może da się zatańczyć na linii barwnym cieniem”. Zastanowił mnie ten wers i pomyślałem, że my muzycy, czasami swoją kreatywnością i pracą czynimy coś niezwykłego .To, co robimy, jest tak trudne, bo musimy nutom nadać własny sens, dodać własną wyobraźnię i własne proporcje…

       To miał być bardzo krótki utwór, ale kiedy Ewa mnie prosi, żebym przy okazji spaceru coś kupił, to mijam tablicę, na której widnieje imię i nazwisko – Hanna Czaki. Zaciekawiło mnie kim była. Okazało się, że to młoda, niezwykle odważna dziewczyna, polska harcerka, łączniczka Armii Krajowej, która została rozstrzelana przez Niemców, bo nie zdradziła towarzyszy broni. Historia Hanny Czaki, to dla mnie taki „taniec na linii”...
Dlatego Vers per archi składa się z dwóch części – w jednej dominuje szlachetność i niewinność, a w drugiej barbarzyństwo – to tak jak na klawiaturze fortepianu mamy białe i czarne klawisze – taki prosty kontrast.

        Bardzo jestem wzruszony, że rozpoczynam jubileuszowy sezon moim utworem, a orkiestra gra go z wielką ochotą. Jestem zaskoczony wysokim poziomem filharmoników podkarpackich, ich grą, skupieniem, szlachetnym brzmieniem.

Kto zaproponował program tego koncertu – Maestro czy organizatorzy?

        - To ja zaproponowałem program koncertu. W minionych okresach mojej działalności preferowałem różne utwory. Kiedyś często dyrygowałem utwory Mozarta, ale chyba zawsze miałem lepsze predyspozycje do wykonywania utworów Beethovena, bo lubię kontrasty, gniewność… sam taki porywczy jestem. (śmiech).

Filharminia 2024 Inauguracja J. Maksymiuk P Kowalski 800Paweł Kowalski - fortepian, Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej dyryguje maestro Jerzy Maksymiuk, fot. Filkarmonia Podlarpacka

W naszej rozmowie wymieniliśmy tylko jedno Pana dzieło, a przecież skomponował ich Pan wiele z gatunku muzyki zwanej poważną. Jeszcze w czasie studiów pisał Pan muzykę filmową – współpracował Pan z Czesławem Petelskim, Wojciechem Hasem i Krzysztofem Zanussim. Skomponował Pan muzykę do ponad 100 filmów.

       - Napisałem sporo utworów w stylu jakżeśmy wszyscy pisali – tak zwana muzyka współczesna. Teraz powróciłem do komponowania, ale z wielkim szacunkiem do tego, co było, bo nie można tego pominąć.

       Z ostatnio napisanych utworów wybrałem cztery: Vers per archi, który teraz gramy, Liście gdzieniegdzie spadające, Arbor vitae I , Arbor Vitae II i Ogrody wzruszeń (koncert fortepianowy), który niedawno był prawykonany w Filharmonii Narodowej, a partię solową grał Janusz Olejniczak.

Dzieła wspomnianych w rozmowie Mozarta i Beethovena powstawały zupełnie inaczej – Mozart pisał wszystko szybko, od razu, prawie bez poprawek, a Beethoven wielokrotnie poprawiał swoje utwory. Jak komponuje pan Jerzy Maksymiuk?

       - Piszę raczej szybko, mało poprawiam, ale łatwość pisania sprawia, że często moim problemem jest pisanie kilku wersji danego fragmentu, a potem trudność wyboru tego ostatecznego. Czasem zastanawiam się, jak ocenią moją kompozycję koledzy. Geniusz nie ma takich dylematów. Ja tym się przejmuję i nie chciałbym, aby ktoś na pytanie, czy słyszał jakiś mój utwór odpowiedział: „Tak, jeden i nie chcę już słyszeć następnego.”

       Chciałbym pogodzić tradycję z tym, co nowe, bo niepokoi mnie to, że wielu słuchaczy nie chce słuchać współczesnych utworów. Dbam więc o „strawność” utworów dla słuchaczy i staram się wymyśleć nowe tworzywo. Najbardziej trudzę się, kiedy piszę na fortepian, bo uważam, że po Rachmaninowie, to zarozumialstwo. Ale jednak napisałem niedawno „Muzykę wzruszeń”, nietypowy koncert fortepianowy, który zaczyna nie fortepian a wiolonczela. Sporo było krytyki, chociaż i wielu pochwaliło. Nie miałem za dużo czasu na skomponowanie tego utworu, ale prawie wszyscy kompozytorzy pisali pod presją czasu, a często nawet sami dyrygowali, bo brakowało pieniędzy na zatrudnienie dyrygenta.

       Powiem w tym miejscu o Igorze Strawińskim, najbardziej podziwianym przeze mnie kompozytorze. Ktoś zwrócił się do niego z pytaniem – Dlaczego Pan dla niej pisze? Przecież ona nie słyszy!
Igor Strawiński odpowiedział – Ona nie słyszy, ale ona płaci. (śmiech)
Szkoda, że na koncertach tak rzadko można usłyszeć utwory Igora Strawińskiego. Był znakomitym kompozytorem.

Kiedy po raz pierwszy Maestro wystąpił na Podkarpaciu?

        - Nie pamiętam dokładnie, ale na pewno było to podczas Muzycznego Festiwalu w Łańcucie. Byłem wtedy początkującym dyrygentem.

Ja natomiast dobrze pamiętam pierwszy koncert Polskiej Orkiestry Kameralnej pod batutą Jerzego Maksymiuka w sali balowej Zamku w Łańcucie. W połowie lat 70-tych występowaliście w czasie Dni Muzyki Kameralnej w Łańcucie, bo tak nazywał się wtedy festiwal, a w programie były m.in. Divertimenta Wolfganga Amadeusa Mozarta. To był wspaniały wieczór.

        - Teraz sobie przypominam, to były lata, kiedy Polska Orkiestra Kameralna rozwinęła szybko skrzydła i mówiono o nas, że jesteśmy jednym z najciekawszych zespołów kameralnych. Polska Orkiestra Kameralna stanowiła specjalny rozdział w mojej pracy artystycznej.

Jak rozpoczęła się stała współpraca z Orkiestrą Filharmonii Rzeszowskiej? W latach 80-tych ubiegłego stulecia Maestro był I gościnnym dyrygentem.

       - Na początku współpracowałem z orkiestrą w Białymstoku, a później Rzeszów stał się miastem, w którym przebywałem bardzo często. Szefami Filharmonii Rzeszowskiej byli ludzie, których bardzo ceniłem – dyrektorzy Edward Sądej, Wergiliusz Gołąbek, dyrektorzy artystyczni – Bogdan Olędzki i Józef Radwan.

        Podczas pierwszego spotkania z orkiestrą w Rzeszowie zauważyłem, że zespół ma ogromny potencjał, a to jest warunkiem do rozwoju. Przekonałem się wkrótce, że potrafię im wiele przekazać, a oni wiedząc, że przyjeżdża dyrygent ceniony już na świecie, dawali z siebie tyle, ile mogli. Poziom orkiestry był coraz wyższy i mogliśmy proponować publiczności nowy, ciekawy repertuar. Dla mnie to także był ważny czas.

       Bardzo lubiłem również mieszkać w budynku Filharmonii. Tuż za sekretariatem i gabinetem dla dyrektora artystycznego schodziło się po schodach kilka stopni w dół i były drzwi do niewielkiego mieszkanka składającego się z pokoju, aneksu kuchennego i łazienki. Teraz te pomieszczenia zostały zlikwidowane.

       Pamiętam długie rozprawy o muzyce z panią Ewą, która była dyrektorką mieszczącej się w sąsiednim budynku Szkoły Muzycznej. Pamiętam czas, kiedy miałem kłopoty ze snem i spacerowałem późnymi wieczorami nad brzegiem Wisłoka.

Filharmonia 2024 Inauguracja J. Maksymiuk 800Maestro Jerzy Maksymiuk dyryguje Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej podczas koncertu inaugurującego 70. sezon artystyczny, fot. Filharmonia Podkarpacka

Warto przypomnieć także, że kiedyś wszystko wskazywało na to, że zostanie Pan pianistą. W 1961 roku został Pan zwycięzcą pierwszej edycji Ogólnopolskiego Konkursu Pianistycznego im. Ignacego Jana Paderewskiego. Dlaczego zdecydował się Pan zostać dyrygentem?

       - To nie ja zmieniłem zdanie, to życie zmieniło. Bardzo chciałem zostać pianistą, ale moje ręce okazały się za małe, palce za krótkie. Robiłem różne ćwiczenia, rozciągałem palce za pomocą specjalnych gumek, ale to nic nie dało. Mam jednak taki charakter, że jak coś postanowię to robię wszystko, aby to osiągnąć. Nie mogłem zrobić wielkiej kariery jako koncertujący pianista, ale nie mogłem także żyć bez muzyki, bo od wczesnej młodości interesuje mnie prawie wyłącznie muzyka. Może to źle. Inni dyrygenci i kompozytorzy pisali często także poezje, książki, a ja tylko nuty, w których widzę wszystko.

       Muzyka to jest coś niezwykle tajemniczego. Kiedy sięgamy po nuty, to widzimy tylko czarne kropki i znaki – nie ma muzyki. Dopiero muzycy mogą te kropki ożywić. Bez nich nie ma utworu. Do sztuki uprawianej przez artystów zaliczamy: malarstwo, rzeźbę, architekturę, muzykę, poezję… , ale tylko w muzyce po zakończeniu utworu – nie ma utworu, a obraz, rzeźba, dzieła architektury, książki, tomiki wierszy pozostają.

Otrzymał Maestro wiele nagród i wyróżnień w Polsce i za granicą m. in.: Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, złoty medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis, honorowy tytuł Conductor Laureate BBC Scottish Symphony Orchestra, doktoraty honoris causa uniwersytetów w: Glasgow, Białymstoku, Bydgoszczy i Warszawie, złotą i diamentową batutę, a niedawno otrzymał Pan najważniejsze odznaczenie.

       - W maju tego roku zostałem uhonorowany najwyższym odznaczeniem Rzeczypospolitej - Orderem Orła Białego. Podczas tej uroczystości, w obecności Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawicieli rządu i zaproszonych osób powiedziałem – Po minach przeszedłem z Grodna do Białegostoku. Od Janka Muzykanta zacząłem, a teraz zostałem Kawalerem Orderu Orła Białego.

Filharmonia 2024 Inauguracja J. Maksymiuk brawo 800Maestro Jerzy Maksymiuk podczas koncertu inaugurującego jubileuszowy sezon artystyczny, fot. Filharmonia Podkarpacka

Kończymy nasze spotkanie z przekonaniem, że zechce Pan jeszcze do Rzeszowa przyjechać.

       To będzie zależało od mojego prezydenta, którym jest żona Ewa, ale na pewno chętnie tu razem wrócimy. Z Orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej pracuje mi się znakomicie, są zawsze chętni do współpracy, nawet kiedy proszę o wykonanie trudnych fragmentów. Jest także niezwykłe, że wszyscy pracownicy Filharmonii, których spotkaliśmy, są zaangażowani w pracę, którą wykonują. Odniosłem wrażenie, że czują się docenieni.

       Potencjał tej instytucji tworzą wszyscy począwszy od orkiestry i pani dyrektor Marty Wierzbieniec aż do miłego, zainteresowanego muzyką pana kierowcy, który przywoził mnie na próby . Nawiasem mówiąc pani Marta jako dziewczynka przychodziła na koncerty, którymi dyrygowałem. To budujące, że moje koncerty miały czasem wpływ na zainteresowanie słuchaczy muzyką, nawet rozbudzały muzyczną pasję. I budujące jest to, że spotkaliśmy się po latach i mogę powiedzieć tyle dobrego o orkiestrze i atmosferze jaka panuje.

       Życzę, by droga filharmoników rzeszowskich prowadziła ich zawsze ku górze.

Zofia Stopińska