Z wielką przyjemnością przyjeżdżam do Łańcuta
Z prof. dr hab. Konstantym Andrzejem Kulką, jednym z najwybitniejszych polskich skrzypków-wirtuozów, solistą, kameralistą i pedagogiem, rozmawiałam podczas II turnusu 50. Międzynarodowych Kursów Muzycznych im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie.
Niedługo zakończy się 50. edycja łańcuckich kursów, a Pan jest w gronie pedagogów od 2006 roku i tylko raz (w 2020 roku) nie mógł Pan przyjechać.
- Kiedyś miałem bardzo mało czasu i nie mogłem przyjeżdżać do Łańcuta na dwa tygodnie. Te kursy odbywają się po raz 50-ty, a ja od kilkunastu lat zawsze z wielką przyjemnością tu przyjeżdżam.
Podczas każdego pobytu występuję z recitalem. Dzięki temu mam możliwość przekazania uczestnikom trochę tradycji wykonawczych i estradowych zachowań. Myślę, że to dla niektórych jest ważne.
Jestem na tych kursach na specyficznych warunkach. Mam tylko jednego stałego ucznia, natomiast udzielam konsultacji i mam zajęcia zbiorowe w formie audycji, podczas których uczestnicy grają różne utwory. Wysłuchuję z uwagą tych prezentacji, trochę poprawiam i dzielę się swoimi uwagami. Sporo osób przychodzi na te zajęcia i uważam, że są one potrzebne.
Chcę podkreślić, że tu jest zawsze wszystko świetnie zorganizowane, a dbają o to szczególnie prof. dr hab. Krystyna Makowska Ławrynowicz – dyrektor artystyczny i naukowy tych kursów oraz Krzysztof Szczepaniak – prezes Stowarzyszenia „Międzynarodowe Kursy Muzyczne im. Zenona Brzewskiego w Łańcucie” i przewodniczący Komitetu Organizacyjnego. Mam nadzieję, że zdrowie i siły mi będą dopisywać, i nadal będę mógł na kolejne edycje w lipcu do Łańcuta przyjeżdżać.
Panie Profesorze, długo nie miał Pan czasu na pracę pedagogiczną.
- Tak, zacząłem uczyć dopiero w 1994 roku. Miałem wtedy 47 lat. Otrzymałem od ręki profesurę w Akademii Muzycznej w Warszawie (teraz Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina), czyli minęło już 30 lat.
Czy od początku działalności pedagogicznej łatwo nawiązywał Pan kontakty ze studentami?
- Nie miałem większych problemów. Oczywiście, jeden ma większy talent, a drugi mniejszy, ale zawsze można coś pożytecznego zrobić. Nie jestem teoretykiem, ale praktykiem. Gram i pokazuję, jak można zagrać fragmenty, które stwarzają problemy. Jeżeli ktoś dobrze patrzy i słucha, a ja coś podpowiem, to jest bardzo skuteczna metoda.
Miałem wielu bardzo utalentowanych studentów, a wśród niech Marysia Machowska, świetna skrzypaczka, która jest koncertmistrzem w Filharmonii Narodowej w Warszawie, Wojtek Koprowski, lider świetnego Meccore String Quartet. Jestem bardzo zadowolony z postępów i osiągnięć moich studentów.
Konstanty Andrzej Kulka - skrzypce i Grzegorz Skrobiński - fortepian podczas koncertu w sali Miejskiego Domu Kultury w ramach 50. Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, fot. lykografia.pl
Pana rodzice byli muzykami i zadbali, aby syn także uczył się grać. Jakie były początki Pana edukacji muzycznej?
- Trudno powiedzieć, jak to było, bo zacząłem uczyć się grać na skrzypcach stosunkowo późno. Byłem wtedy uczniem III klasy szkoły podstawowej, miałem 8 i pół roku, ale uznano mnie za utalentowanego. Po ukończeniu szkoły muzycznej I stopnia kontynuowałem naukę w Państwowym Liceum Muzycznym u jednego z najwybitniejszych pedagogów wiolinistyki, prof. Stefana Hermana, a później studiowałem w jego klasie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, która początkowo mieściła się w Sopocie, a później została przeniesiona do Gdańska.
Profesor Stefan Herman był gorącym zwolennikiem, wręcz fanatykiem gry wielkiego, świetnego polskiego skrzypka Bronisława Hubermana i jeździł do niego na lekcje, kształcił się także w Paryżu i był wybitnym, doświadczonym pedagogiem. Bardzo dużo się u prof. Hermana nauczyłem, zwłaszcza jeśli chodzi o prawą rękę, wiele różnych ćwiczeń wykonywałem i niewątpliwie bardzo mi to pomogło.
Z powodzeniem brał Pan udział w Ogólnopolskich Przesłuchaniach Uczniów Szkół Muzycznych, koncertach i konkursach.
- Po raz pierwszy wystąpiłem publicznie w wieku 12 lat w sali średniej szkoły muzycznej w Gdańsku-Wrzeszczu, wykonałem utwory Corellego, Mozarta i Młynarskiego. Pamiętam, że w 1962 roku w III Ogólnopolskich Przesłuchaniach uczniów sekcji skrzypiec Szkół Muzycznych II stopnia w Krakowie zająłem trzecie miejsce. Miałem 17 lat i byłem w klasie dyplomowej liceum muzycznego, kiedy brałem udział w Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Niccolo Paganiniego w Genui i uzyskałem dyplom z wyróżnieniem. Po ukończeniu I roku studiów w Wyższej Szkole Muzycznej wygrałem w Międzynarodowym Konkursie ARD w Monachium. Rozpoczął się bardzo trudny dla mnie okres, bo miałem dużo koncertów, przygotowywałem nowe programy i szybko poszerzałem swój repertuar.
Często widzę zapowiedzi Pana koncertów, ale zwykle odbywają się one daleko od nas.
- Teraz już nie koncertuję tak często, jak kiedyś. Zawsze miałem i mam zasadę, że nigdy nie prosiłem o żaden koncert. Jak są zaproszenia, to gram, ale teraz nie mógłbym grać tak często, bo jestem już w pewnym wieku i czasem mam problem z prawą ręką. Dopóki gram dobrze – będę koncertował, ale jak zauważę, że coś jest źle – to natychmiast przestanę występować.
Zagląda Pan do swojej uczelni, czyli do Akademii Muzycznej w Gdańsku?
- Do niedawna nawet tam uczyłem. Na początku byłem etatowym pracownikiem, później były już tylko godziny zlecone, ale to także okazało się niemożliwe, bo jest to za daleko – podróże, hotele - traciłem na to za dużo czasu i musiałem zrezygnować. Zawsze jednak wspominam ten czas z wielkim sentymentem.
Co roku prowadzę kurs w Liceum Muzycznym przy ulicy Gnilnej w Gdańsku. Utrzymuję kontakty z Polską Filharmonią Bałtycką, Capellą Gedanensis. Z Gdańskiem łączy mnie bardzo wiele i bardzo się z tego cieszę, bo to jest jedno z tych miast, w którym mógłbym mieszkać.
Proszę powiedzieć, czy należy studentom narzucać interpretację utworów, czy może lepiej pozostawić pewną swobodę?
- Każdy ma swoją własną wizję danego utworu i nie należy w realizacji tej wizji przeszkadzać, chyba, że są pewne ograniczenia, które są bardzo radykalne. Utwór musi być zagrany w stylu, w którym został napisany. Trzeba się jednak trochę oprzeć na tradycjach wykonawczych, a do tego dochodzi interpretacja.
Słuchając często myślę – przecież tak też można zagrać. Niekoniecznie student musi grać tak jak ja, ale są nieprzekraczalne granice, które trzeba pielęgnować i nie wolno pozwalać sobie na ekstremalne interpretacje.
Najlepiej jak wykonawca gra na dobrym instrumencie. Czy młodzi uczniowie i studenci mają dobre instrumenty?
- Raczej nie mają, ale porządnych instrumentów już nie jest tak mało. Jak to się mówi, instrument sam nie gra. Trzeba mieć umiejętności pozwalające na wydobycie z danego instrumentu maksimum, które może on dać. Nie można oczywiście przesadzać, bo to kończy się na forsowaniu i brzydkim dźwięku, ale z każdego instrumentu można coś dobrego, ładnego wydobyć. Ktoś zdolny to potrafi, ale na lepszym instrumencie zagra lepiej.
Brak bardzo dobrych instrumentów oraz ich cena są bolączką, ale tego nie da się na razie zmienić.
Myślę, że lubi Pan uczyć.
- Tak, nawet bardzo i staram się być uczciwym nauczycielem – pomagam, na ile mogę. Przekazuję to, co mogę i nie lekceważę nikogo. Na pewno każdy, nawet ten mniej zdolny, może pracując zagrać trochę lepiej.
Młodym, pracowitym muzykom należy życzyć powodzenia i szczęścia w dzisiejszej rzeczywistości.
Współczuję wszystkim młodym muzykom, nawet tym najbardziej zdolnym. Świat się trochę skurczył – miejsc do grania nie przybywa, bardzo trudno jest znaleźć miejsce na znaczących estradach. Zostać solistą jest bardzo, bardzo trudno, prawie niemożliwe w obecnym świecie. Do tego potrzebne są nie tylko wielkie umiejętności, ale także odpowiednie zachowania, odpowiednie kontakty i wszystkie poboczne sprawy, które kiedyś były mniej ważne, a aktualnie są coraz ważniejsze, bo grających świetnie ludzi jest bardzo dużo. Potrzebne są także pieniądze. To wszystko wynika jedno z drugiego…
Konstanty Andrzej Kulka i Grzegorz Skrobiński podczas koncertu w sali MDK w Łańcucie (18 lipca 2024), fot. lykografia.pl
Rozmawiamy podczas 50. Międzynarodowych Kursów Muzycznych w Łańcucie, a przed nami inny ważny jubileusz, bo wkrótce rozpocznie się 70. Sezon artystyczny Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie. niedługo minie 20 lat, bo 15 kwietnia 2005 roku grał Pan w czasie koncertu z okazji 50-lecia Filharmonii Rzeszowskiej Koncert skrzypcowy A-dur Mieczysława Karłowicza.
- Nie wszystkie koncerty pamiętam, ale zacząłem występować w Rzeszowie na początku lat 70-tych ubiegłego stulecia, czyli ponad 50 lat temu. Nie potrafię nawet policzyć, ile tych koncertów było. Do Rzeszowa jestem często zapraszany i przyjeżdżam zawsze bardzo chętnie. Jest dobra orkiestra i świetna atmosfera. Wszystko jest znakomicie zorganizowane, zawsze są bardzo mili ludzie, bardzo dobra publiczność i sala koncertowa także bardzo dobra. Myślę, że moje kontakty z Filharmonią Podkarpacką nie ulegną zmianie.
Ostatnio grał Pan w Filharmonii Podkarpackiej w czerwcu 2023 roku, podczas koncertu w ramach projektu „Noc w Filharmonii”. Wystąpił Pan razem z córką Gabą Kulką i Capellą Gedanensis.
- To było niedawno i doskonale pamiętam ten koncert. Bardzo cenię działalność mojej córki, która jest profesjonalistką i koncerty w jej wykonaniu są zawsze na bardzo wysokim poziomie. Wielokrotnie występowaliśmy wspólnie i przekonałem się, że Gaba reprezentuje bardzo ambitny nurt muzyki rozrywkowej.
Mam nadzieję, że niedługo będę mógł zagrać dla rzeszowskich melomanów. Serdecznie wszystkich pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
- Ja także bardzo dziękuję
Zofia Stopińska