"A kto się odda w radość" z podkarpackimi chórami na filharmonicznej scenie. Spotkanie z chórmistrzem Grzegorzem Oliwą.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, a dokładnie 20 grudnia 2023 roku, Filharmonia Podkarpacka zaprasza na wyjątkowy koncert. Wieczór w całości wypełni oratorium „A kto się odda w radość” autorstwa Włodzimierza Korcza do tekstu Ernesta Brylla, oparte na polskiej tradycji pisania kolęd i pastorałek.
To dzieło cieszy się ogromnym powodzeniem i kiedyś było już dwukrotnie wykonywane w Rzeszowie. Także tym razem z pewnością wprowadzi publiczność w świąteczny czas.
Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Podkarpackiej i połączonymi podkarpackimi chórami dyrygować będzie Rafał Jacek Delekta. Partie solowe wykonają: Alicja Majewska, Olga Bończyk, Łukasz Zagrobelny, Andrzej Lampert i Andrzej Ferenc.
Z pewnością imponująco zabrzmi podczas tego wieczoru bardzo liczny chór. O przygotowaniach chórów z Podkarpacia do tego koncertu oraz o pracy z chórami nad różnorodnym repertuarem rozmawiam z prof. dr hab. Grzegorzem Oliwą, dyrygentem i pedagogiem.
- Bardzo się cieszymy na to wspólne spotkanie, a wystąpią Strzyżowski Chór Kameralny, Chór Mieszany „Akord” Związku Nauczycielstwa Polskiego i Samorządowego Centrum Kultury w Mielcu i Podkarpacki Chór Męski. Kompozytor powierzył także partie chórowi dziecięcemu i chociaż w partyturze pan Włodzimierz Korcz używa określenia: „scholka”, w tym wykonaniu weźmie udział 70-ciu uczniów szkół muzycznych z Błażowej, Jeżowego, Ropczyc, Rymanowa i Strzyżowa. W tych przygotowaniach pomagają mi koleżanki prowadzące chóry w tych szkołach – pani Agnieszka Tomaszek i pani Katarzyna Sobas.
Idea łączenia chórów dorosłych i dziecięcych zawiera także element edukacyjny. Dla uczniów szkół muzycznych I stopnia z odległych miejscowości, obecność na scenie Filharmonii Podkarpackiej i występ ze znanymi solistami, z chórem złożonym z dorosłych osób i z profesjonalną orkiestrą pod batutą znakomitego dyrygenta, będzie na pewno wielkim przeżyciem. Mam nadzieję, że część z nich wróci na sceny filharmoniczne jako profesjonalni, zawodowi muzycy.
Założony i prowadzony przez pana Strzyżowski Chór Kameralny współpracuje z panem Włodzimierzem Korczem i panią Alicją Majewską.
- Wiele utworów zostało skomponowanych lub opracowanych z udziałem Strzyżowskiego Chóru Kameralnego, ale w mniejszej obsadzie instrumentalnej, bo z udziałem Warsaw String Quartet i wtedy kameralny skład naszego chóru się sprawdza. Natomiast podczas wykonania wielkich dzieł wokalno-instrumentalnych, jak Oratorium „A kto się odda w radość”, czy powstałego nie tak dawno Oratorium „Kazimierz Pułaski” z udziałem większej obsady instrumentalnej, skład Strzyżowskiego Chóru Kameralnego byłby niewystarczający. Mając przyjemność prowadzenia także Chóru „Akord” z Mielca i Podkarpackiego Chóru Męskiego, mogę połączyć te zespoły, co daje mi ogromny komfort w pracy, bo mam wtedy do dyspozycji 70-cioosobowy chór mieszany, który już dobrze brzmi z orkiestrą symfoniczną.
Nasza współpraca z panem Włodzimierzem Korczem rozpoczęła się już prawie 20 lat temu, bo w 2005 roku w Rzeszowie, wspólnym wykonaniem Oratorium „Woła nas Pan” z okazji Święta Paniagi (obecnie ulicy 3-Maja), a potem zostaliśmy zaproszeni do wykonania kolejnych koncertów i nagrań płytowych – tych wydarzeń było wiele - m.in. kolęd, z okazji okrągłych 31 lat współpracy Włodzimierza i Alicji, pieśni sakralnych…
W ostatnich latach starałem się zainspirować kompozytora historycznymi wydarzeniami na Podkarpaciu, m.in. obecnością Konfederatów barskich i Kazimierza Pułaskiego na ziemi podkarpackiej, a także dwa lata temu powstała i wkrótce została nagrana Kantata „Równanie serca”, czyli opowieść muzyczna o Julianie Przybosiu, przypominająca związki wybitnego poety z Gwoźnicą niedaleko Strzyżowa.
Mamy ogromny wspólny repertuar, który tworzył się przez lata naszej współpracy. Nawet utwory zamieszczone na najnowszej płycie Alicji Majewskiej, skomponowane przez Włodzimierza Korcza do tekstów Artura Andrusa, a wydanej przez firmę Sony, mamy także w repertuarze. Jak tylko jest możliwość dołączenia do koncertów w wykonaniu Alicji, Włodzimierza i kwartetu, to z przyjemnością to robimy.
Zarówno Strzyżowski Chór Kameralny, Chór „Akord” z Mielca, jak i Podkarpacki Chór Męski mają w repertuarze dużo bardzo różnorodnych utworów.
- Dla mnie jest bardzo istotną rzeczą, żeby nie ograniczać się do wąskiego spektrum utworów czy stylistyki. Dla chórzystów-amatorów ważne jest, by popróbować różnej muzyki – od dawnej (ostatnio z Podkarpackim Chórem Męskim sięgaliśmy po chorał gregoriański, bo tego wymagało uczestnictwo w konkursie), po muzykę klasyczną, romantyczną czy współczesną. To bardzo nas rozwija i sprawia wszystkim wielką przyjemność.
Oratorium „A kto się odda w radość”, które zostanie wykonane 20 grudnia w Filharmonii Podkarpackiej, będzie dla Was początkiem bardzo przyjemnego, ale jednocześnie intensywnego czasu koncertów.
- Najbliższe tygodnie mogą być dla nas intensywne i ciekawe. Za nami bardzo trudny okres pandemii, który szczęśliwie zakończyliśmy, nagrywając różne utwory i publikując je w Internecie. Spotykaliśmy się w takich warunkach, w jakich to było możliwe. Ostatni rok związany także z nagraniami był intensywny, a w następnym roku świętować będziemy 30-lecie Strzyżowskiego Chóru Kameralnego i 10-lecie istnienia Podkarpackiego Chóru Męskiego. Mamy pewne plany z tym związane. Chcemy pokazać różnorodny dorobek obu zespołów. Pewnie wykonamy kilka koncertów obu zespołów z ciekawym programem, łączącym brzmienie chóru mieszanego i chóru męskiego.
Od lat obserwuję i podziwiam Pana talent, wytrwałość oraz pracowitość. Chyba codziennie po zajęciach w Instytucie Muzyki UR lub w Szkole Muzycznej I stopnia w Strzyżowie ma Pan zaplanowaną próbę z chórem.
- To prawda. Chyba nie ma takiego dnia, żeby po zajęciach dydaktycznych coś się nie działo. Prowadzenie trzech wymienionych już zespołów amatorskich i jeszcze Chóru Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Strzyżowie, czy Chóru Gospel w Instytucie Muzyki UR, zajmuje mi mnóstwo czasu. Każdy z tych zespołów wymaga dużej uwagi i regularnych prób z każdym chórem, muszę znaleźć czas na przygotowanie materiałów nutowych dla każdego zespołu.
Przygotowane utwory powinny sprawiać przyjemność zarówno wykonawcom, jak i słuchaczom. Mam możliwość współpracy z dziećmi szkoły muzycznej I stopnia, ze studentami, a także z osobami dorosłymi. Często późnym wieczorem jestem zmęczony, ale ta praca daje mi mnóstwo satysfakcji.
Urodził się Pan w Rzeszowie i był Pan uczniem Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w tym mieście. Czy rozpoczynając naukę w tej szkole marzył Pan o dyrygowaniu?
- Trafiłem do tej szkoły i przez sześć lat uczyłem się grać na akordeonie. W klasie akordeonu uczyli się tak znakomici koledzy, jak Grzesio Stopa, Piotrek Widlarz i kilku innych, którzy tak „wymiatali” na akordeonie, że nie wystarczało mi determinacji i siły na konkurowanie z nimi, i pozostanie koncertującym akordeonistą. Chyba dobrze się stało.
Ponadto powstał w Strzyżowie niewielki zespół wokalny. Początkowo były to śpiewy Taizé – dwu lub trzy głosowe. Od dziecka śpiew był obecny w moim życiu. Pełniąc posługę ministranta śpiewałem psalmy responsoryjne. Moi rodzice mają dobry słuch muzyczny i świetnie śpiewają . To także miało wpływ na to, że zostałem chórmistrzem.
Cieszę się, że współpracuję z ludźmi, którzy ten najbardziej naturalny instrument, którym jest ich głos, potrafią pielęgnować i rozwijać, a nie muszę być zamknięty w czterech ścianach i ćwiczyć trzymając akordeon na kolanach, i tylko z nim dzielić swą wrażliwość muzyczną.
Prowadzony przez Pana zespół „Fiat Singers” miło wspominam i pamiętam o Waszych sukcesach.
- Ja także pamiętam, jak pierwszy raz spotkaliśmy się podczas Przeglądu Zespołów Oazowych w Stalowej Woli, byliśmy wtedy bardzo młodymi wykonawcami, a potem podczas wielu innych koncertów. Trwająca chyba 10 lat działalność tego zespołu była bardzo dynamiczna i pod koniec byliśmy jedną z wiodących grup wokalnych w Polsce i z reguły przyznawano nam Grand Prix albo I miejsce w festiwalach pieśni lub piosenki religijnej, a pod koniec działalności nagraliśmy płytę „Radość brzmienia”. To był dobry czas i wspominamy go bardzo serdecznie.
Cały czas pracował Pan też nad rozwijaniem własnych umiejętności. W Instytucie Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego pracuje Pan na stanowisku profesora.
- Działalność artystyczną łączę z działalnością naukową – prowadzę wykłady, piszę referaty… To się wszystko łączyło – najpierw prowadziłem zespół „Fiat Singers”, a potem Strzyżowski Chór Kameralny. Współpracowałem także z lokalnym zespołami instrumentalnymi – Rzeszowską Orkiestrą Kameralną, z którą nagrałem dwie płyty z utworami znajdującymi się w zbiorach biblioteki Muzeum-Zamku w Łańcucie - „Muzykalia łańcuckie”.
Mając odpowiedni dorobek artystyczny mogłem kolejne stopnie awansu naukowego realizować – doktorat, habilitacja, a później także tytuł profesora. To było możliwe dzięki współpracy z chórami i zespołami instrumentalnymi.
Prowadząc zespoły trzeba także stworzyć i pielęgnować dobrą atmosferę. Taką, żeby się chciało przyjeżdżać na próby z tak odległych miejscowości, jak Gorlice, Krosno Mielec… Tak jest w Podkarpackim Chórze Męskim.
- Część z nich wyniosła tę pasję jeszcze z Chóru Męskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego. To jest naszą wspólną rolą, bo dyrygent może kreować i stwarzać dobrą atmosferę, ale sam nie jest w stanie. To polega na wzajemnym zrozumieniu, wzajemnym szacunku i każdy z członków zespołu wpływa na atmosferę i sympatyczność spotkań. Brak serdecznych relacji pomiędzy członkami zespołu wpływa negatywnie na pracę i może nawet dojść do sytuacji, że zespół się rozpada.
Wielką motywacją do pracy są koncerty.
- Jednym z podstawowych elementów, które dyrygent powinien postawić przed zespołem rozpoczynając z nim pracę, jest cel. Po co się spotykamy, co przygotowujemy i kiedy mamy to wykonać. Samo ćwiczenia na bliżej nieokreślony koncert absolutnie nie motywuje zespołu. Powinien być jasno postawiony cel, realny i nieodległy, aby zespół wiedział, do czego dąży. Taka sytuacja bardzo motywuje zespół do pracy.
Proszę jeszcze powiedzieć, jak Pan to wszystko robi – jest Pan dyrektorem Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Strzyżowie, prowadzi Pan zajęcia w tej szkole, pracuje Pan w Instytucie Muzyki UR, wymieniliśmy już chóry, a do tego jeszcze są koncerty i trzeba trochę czasu znaleźć dla rodziny.
- Nie odpowiem pani wprost. Jak większość moich kolegów i koleżanek łączyliśmy dwie szkoły – w moim przypadku ognisko muzyczne i szkołę podstawową, ale oprócz tego były zbiórki ministrantów, później harcerstwo, treningi. Większość z nas miała sporo zainteresowań i tak już zostało. Potrafiłem wszystko połączyć i chyba nie ma napisanej recepty.
Ważna jest umiejętność dobrego zarządzania czasem. Nie zawsze wszystko układa się świetnie. Człowiek sam nie jest w stanie wszystkiego, jak to mówi młodzież, „ogarnąć”, ale jeśli obok znajdą się życzliwi ludzie, którzy rozumieją, w którym kierunku podążamy i co chcemy zrobić... Jeśli można tym osobom zaufać i część zadań im powierzyć, i być pewnym, że świetnie to zrobią - wiele czynników składa się na sukces i chęć kolejnego wspólnego projektu.
Najbliższy koncert z udziałem Pana chórów odbędzie się 20 grudnia 2023 roku w Filharmonii Podkarpackiej i z pewnością zgromadzi komplet publiczności.
- Spotkamy się w Filharmonii, a później podczas Świąt Bożego Narodzenia będziemy uczestniczyć w oprawie mszy świętych i prawdopodobnie pierwszy jubileuszowy koncert odbędzie się 21 stycznia 2024 roku z udziałem Strzyżowskiego Chóru Kameralnego i Podkarpackiego Chóru Męskiego. Planujemy też udział małego zespołu instrumentalnego, bo chcemy wrócić do swoich projektów, a mianowicie wykonania tang, a także piosenek lwowskich z Podkarpackim Chórem Męskim.
Ponieważ jubileusz obchodzi się przez cały rok, stąd na pewno okazji do spotkań będzie wiele. Bardzo dziękuję za rozmowę.
- Ja również bardzo dziękuję.
Zofia Stopińska