Piotr Moss - "Zamówienie otwiera mi nowe horyzonty"
Z pewnością wielu melomanów na długo zachowa w pamięci spędzony 8 grudnia 2023 roku wieczór w Filharmonii Podkarpackiej. Wykonawcami koncertu byli: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Tomasza Bugaja, Chór Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego przygotowany przez Bożenę Stasiowską-Chrobak oraz soliści Ilona Krzywicka – sopran i Mariusz Godlewski – baryton.
Na program złożyły się dwa obszerne, wyjątkowej urody utwory: Symfonia d-moll, najbardziej znane dzieło orkiestrowe XIX-wiecznego kompozytora Césara Francka oraz Te Deum na sopran, baryton, chór mieszany i orkiestrę. Drugi utwór napisał na zamówienie Filharmonii Podkarpackiej wybitny polski kompozytor Piotr Moss i 8 grudnia odbyło się jego prawykonanie.
Licznie zgromadzona publiczność gorąco oklaskiwała naszych filharmoników i dyrygenta Tomasza Bugaja po wykonaniu Symfonii d-moll C. Francka. Wszyscy zachwyceni byli także Te Deum. Po zakończeniu utworu na scenę zostali zaproszeni kompozytor Piotr Moss i Bożena Stasiowska-Chrobak. Długą owacją publiczność dziękowała kompozytorowi i wszystkim wykonawcom za wspaniałe dzieło.
Bardzo się cieszę, że zgodził się na spotkanie twórca Te Deum pan Piotr Moss i mogę Państwa zaprosić do przeczytania zarejestrowanej rozmowy.
Spotykamy się w Rzeszowie, tuż przed prawykonaniem Pana Te Deum, skomponowanego na zamówienie Filharmonii Podkarpackiej. Ciekawi jesteśmy, jak ten utwór powstał.
- Zamówienie otwiera mi nowe horyzonty. Można powiedzieć, że jestem kompozytorem „zamówieniowym”. Rzadko piszę z tzw. wewnętrznej potrzeby. Jednym takich utworów, który powstał już parę lat temu, bo na moje 60 urodziny, był IV Kwartet „Chagall”.
Komponowanie na zamówienie jest wynikiem pewnej praktyczności, bo utwór napisany na orkiestrę i solistów „sobie a muzom” trudno wykonać, natomiast jak jest zamówienie od poważnych instytucji jak filharmonie czy opery, jest gwarancja, że utwór zostanie wykonany. W przypadku zamówień prywatnych muzyków trudno mówić o 100-procentowej pewności. Nie podejrzewam muzyków zamawiających utwory o złą wolę, ale czasami trudno im zamówiony utwór uplasować – szczególnie jeśli chodzi o muzykę kameralną, bo ten gatunek nie ma w Polsce takiego miejsca, jakie powinien moim zdaniem mieć.
Te Deum zostało zamówione przez Filharmonię Podkarpacką z innej okazji.
- Tak, na 65-lecie powstania Orkiestry Filharmonii Podkarpackiej, która działała wcześniej pod innymi nazwami, ale pandemia przeszkodziła nam w zrealizowaniu jubileuszowego koncertu.
Może nawet dobrze się stało, bo moje Te Deum jest utworem bardzo mistycznym, dalekim od radosnej idei,, którą można mieć wypowiadając słowa Te Deum laudamus (Ciebie Boże wysławiamy).
Te Deum zawsze było zamawiane dla uświetnienia takich podniosłych uroczystości, jak koronacje, ważne uroczystości kościelne… Natomiast moje Te Deum jest bardziej refleksyjne, bardziej poetyckie, bardziej „idzie” kompozytor tutaj za pewną tajemnicą tego tekstu i dopiero na końcu mówię o nadziei używam słów, które nie kończą hymnu w jego oryginalnej postaci.
Bardzo to powierzchowna analiza utworu, niemniej mówi o tym, jak ja – jako dziś żyjący kompozytor (a żyję w świecie trudnym i bolesnym), to Te Deum widzę.
Widzę je przez pryzmat pewnego smutku nas wszystkich, smutku, który coraz bardziej nas ogarnia i jak w tym smutku chwalić Boga, jak mu składać podziękowanie…
Zawsze sobie zadaję to pytanie w religijnym nurcie mojej twórczości. Zawsze wolę wychodzić z pozycji człowieka, który ma w sobie dużo pokory niż człowieka powierzchownego, zadowolonego z siebie i wykrzykującego hasła „Chwalę Boga”.
Utwór jest jednoczęściowy, ale można go podzielić na człony.
- Jest to utwór napisany na solistów, chór i orkiestrę. Są przewidziane interludia orkiestrowe. Nie chcę wchodzić w szczegóły mojej pracy twórczej, zostawmy to muzykologom, ale sam czytając tekst starochrześcijańskiego hymnu, podzieliłem go na pewne części i potrzebowałem tych interludiów.
Są one wprowadzane powtórzeniem pierwszej strofy wiersza – Te Deum Domine, śpiewanej przez chór.
To jest prawykonanie. Wszyscy wykonawcy otrzymali nuty, ale nie mogli posłuchać nagrania. Czy dobrze odczytali Pana intencje?
- Mamy do czynienia z solistami wysokiej klasy, a ja potrafię zapisać w nutach to, co chcę. Doskonale odczytali to, co jest zapisane, są znakomicie przygotowani i zostało to połączone z koncepcją dyrygenta pana Tomasza Bugaja. Wszystko po to, aby osiągnąć najlepsze rezultaty.
Bardzo dobrze przygotowany jest także do prawykonania Te Deum Chór Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Nie jest to łatwa muzyka.
- Na szczęście wszystkie głosy są dublowane przez orkiestrę i jakąś podporę można znaleźć. Chcę powiedzieć, że kontakt z tym chórem bardzo mnie wzrusza, bo to są młodzi, świetnie przygotowani przez panią Bożenę Stasiowską-Chrobak wykonawcy. Mają piękne głosy, śpiewają bardzo czysto, a wzruszyłem się, jak spojrzałem na ten chór i przypomniałem sobie, że kiedyś śpiewałem też w takim chórze działającym w ramach Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie.
O Orkiestrze Filharmonii Podkarpackiej rozmawiałem z panem dyrektorem Tomaszem Bugajem, który bardzo dawno nie dyrygował w Rzeszowie. Dyrektor Bugaj jest zachwycony orkiestrą – jej wspaniałym wyrównanym brzmieniem i doskonalą pracą, bo orkiestra świetnie reaguje na wszystkie uwagi dyrygenta. To jest duża zaleta.
Ja także jestem bardzo zadowolonym, że moje Te Deum zabrzmi po raz pierwszy w wykonaniu wspaniałej orkiestry, świetnego chóru i znakomitych solistów oraz doskonałego dyrygenta, który wielokrotnie dyrygował moja muzyką i doskonale ją rozumie.
Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej i Chór Instytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego pod dyrekcją Tomasza Bugaja podczas wykonania Te Deum Piotra Mossa, fot. z arch. Filharmonii Podkarpackiej
Przygotowanie materiału nutowego na tak duży skład jest dużym przedsięwzięciem, bo przecież utwór nie został wydany.
- Nie jest wydany i nie będzie. Jestem „na bakier” z wydawcami. Ponieważ nie udawało mi się dojść do porozumienia z wydawcami, postanowiłem, że sam będę sobie „sterem, żeglarzem, okrętem… „Mam bardzo dobrego, oddanego mi od lat kopistę, który kopiuje partyturę ( dostaje ją ode mnie w wersji ołówkowej), przygotowuje głosy orkiestrowe. Coraz częściej przybierana jest przez filharmonie metoda, że wysyła się partyturę i głosy w PDF a biblioteka muzyczna danej filharmonii przygotowuje na tej bazie potrzebny komplet nut do grania. Nie trzeba chodzić na pocztę i wysyłać ogromnych, ważących nieraz nawet 20 kg kartonów.
Wszystko jest w komputerze lub na pendrive.
Nie po raz pierwszy jest Pan w Rzeszowie.
- Zawsze z radością przyjeżdżam do Rzeszowa. Jest tu doskonała, bardzo dobrze pracująca orkiestra, a w dodatku jest to miasto, które ma duży urok i bardzo je lubię. Po raz pierwszy odkrywam je w zimie, wokół jest dużo śniegu i patrzę na to z radością. Może dlatego, że przez wiele lat mieszkałem w Paryżu i właściwie nie widziałem śniegu.
Doskonale pamiętam także nasze spotkanie w Sanoku, gdzie w ramach Festiwalu im. Adama Didura odbyło się prawykonanie utworu Zmiany pogody z tekstem sanockiego poety Janusza Szubera, przez znakomitego Jarosława Bręka i Orkiestrę Kameralną Polskiego Radia Amadeus pod batutą Anny Duczmal-Mróz.
- Pięknie w Sanoku zaczęła się moja współpraca z Jarosławem Brękiem. Po koncercie byliśmy wspólnie z Anną Duczmal-Mróz na kolacji i snuliśmy plany na przyszłość. Nagle nadeszła smutna wiadomość, że Jarka już nie ma między nami. Miał piękny barytonowy głos. Szkoda.
Przyznam, że mam predylekcję do dwóch głosów – z żeńskich do altów , a z męskich do barytonów. Napisałem bardzo dużo utworów w których występują właśnie te dwa głosy.
Ostatnio współpracuję z Mariuszem Godlewskim, który niedawno śpiewał w Szczecinie moje instrumentacje Ballad Carla Loewego do słów Adama Mickiewicza. Byłem bardzo zadowolony z tej współpracy. Teraz także śpiewa bardzo pięknie moje Te Deum, a mamy jeszcze w planie w przyszłym roku prawykonanie w Kielcach mojej VI Symfonii na głosy z orkiestrą zatytułowanej „De la poésie française…”.
Odkryciem dla mnie jest pani Ilona Krzywicka, piękny głos sopranowy o nieskazitelnej czystości i barwie. Zauważyłem podczas prób, że głosy Krzywickiej i Godlewskiego bardzo dobrze łączą się ze sobą ; dowiedziałem się, że już pracowali razem (m.in. występowali w Cyganerii).
Ilona Krzywicka -sopran, Mariusz Godlewski - baryton, Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, Chór Insytutu Muzyki Uniwersytetu Rzeszowskiego pod batuta Tomasza Bugaja, fot. z arch. Filharmonii Podkarpackiej
Pana Twórczość jest bardzo różnorodna – od opery i dzieł symfonicznych – aż po piosenki i utwory rozrywkowe.
- To prawda. Na przykład ostatnio napisałem muzykę do słuchowiska, które zatytułowane jest Siostra Hioba, a emitowane będzie 16 grudnia 2023 roku w I programie Polskiego Radia. Słuchowisko poświęcone jest poetce Barbarze Sadowskiej, która była matką Grzegorza Przemyka. Poezje są śpiewane przez Annę Dereszowską. Przyznam, że pisanie muzyki do białych wierszy nie było łatwe. Wykorzystałem także brzmienie trzech wiolonczel.
Wiolonczela jest chyba jednym z ulubionych Pana instrumentów.
- W Te Deum jest nawet solo wiolonczelowe. Mogę powiedzieć, że wiolonczela stała się moim znakiem rozpoznawczym i w każdym z utworów oddaję jej hołd. Skomponowałem na zamówienie Filharmonii Narodowej utwór Mademoiselle, który jest poświęcony Nadii Boulanger. W ten sposób chciałem oddać hołd Nadii Boulanger oraz moją do niej miłość, bo mnie także formowała. Tam również jest solo wiolonczelowe.
Do Nadii Boulanger trafił Pan na zakończenie studiów kompozytorskich, ale wcześniej studiował Pan u trzech mistrzów – Grażyny Bacewicz, Piotra Perkowskiego i Krzysztofa Pendereckiego. Czy mieli oni wpływ na Pana twórczość?
- Miałem szczęście, bo w średniej szkole profesor Lechnio bardzo dobrze mnie wykształcił z zakresu analizy form muzycznych i kontrapunktu. Byłem doskonale przygotowany, ale chodziłem pilnie na lekcje kompozycji. Po ukończeniu studiów prof. Piotr Perkowski zwrócił się do Krzysztofa Pendereckiego, aby mnie trochę podszlifował z muzyki nowoczesnej. Każdy z wymienionej przez panią trójki moich pedagogów był czynnym kompozytorem. Traktowali mnie trochę jak czeladnika i dawali mi dobre rady. Często takie rady techniczne mogą się wydawać nieistotne, ale są zawsze otwierające. Profesor Perkowski powiedział mi kiedyś: „Jak chcesz, żeby ci flet dobrze zabrzmiał w oktawie razkreślnej, to pisz go oktawę wyżej”. Grażyna Bacewicz mówiła: „Niech pan pisze tak, żeby nie rezygnując z tego, co pan chce napisać, zawsze muzyk miał wszystko pod palcami i lubił to grać”. Krzysztof Penderecki podkreślał: „Niech pan pisze tak, jak pan chce, nie zwracając uwagi, co się w tej chwili dzieje, bo będzie pan wtedy naśladował”. Dawali mi rady dotyczące instrumentacji. To były ziarenka, które później kiełkowały.
Dowiedziałem się dlaczego orkiestry smyczkowe lubią grać moje utwory - dlatego, że Bacewiczówna, którą uwielbiałem i bardzo dobrze znałem jej partytury, była znakomitą skrzypaczką. Sam także uczyłem się grać na skrzypcach, wiem, co to jest palcowanie, jak działa lewa ręka skrzypka. Dlatego moje pisanie na smyczki jest dobre. Nie rezygnuję z tego, co chcę napisać, ale nie stwarzam niepotrzebnych trudności. Nie robię rzeczy trudnych, które nie przekładają się na efekt końcowy.
Nawet jak się komponuje utwór na zamówienie, potrzebny jest dobry pomysł i inspiracje. Kompozytor musi przez cały czas ich szukać.
- Zamówienie jest inspiracją. Człowiek zbiera różne rzeczy w sobie podświadomie i zamówienie otwiera pewne horyzonty. Kiedy na przykład orkiestra poprosi o koncert na tubę z towarzyszeniem orkiestry… Mieszkałem podczas studiów z kolegą, który grał na tubie. Powiedział mi o tym instrumencie sporo ciekawych rzeczy, których nie znajdzie się w książkach. Pomyślę o nim i powstanie jakaś aura. Ponieważ lubię teatr, być może powstanie narracja złożona z toku pewnych wspomnień. Jak powstanie szkic, to później już pozostaje napisanie.
Podałem wyimaginowany przykład, bo nie wiem, czy chciałbym pisać utwór, w którym tuba jest instrumentem solowym. Pisząc od razu będę prowadzony jak w literaturze, kiedy bohater prowadzi pisarza za rękę.
To nie jest trudna praca, ale fascynująca. Przyznam się, że jestem człowiekiem leniwym i często nie chce mi się pisać, ale to niechcenie wynika również z lęku przed obowiązkiem.
Czy kompozytor może udać się na dłuższy urlop?
- Pewnie nie, chociaż mam takie wrażenie, że całe życie spędzam nic nie robiąc, czyli będąc ciągle na urlopie. Pewnie mógłbym więcej pracować.
Wykonując już długo ten zawód, mógłby się Pan dzielić swoim doświadczeniem z młodymi ludźmi, którzy chcą zostać kompozytorami.
- Nie odczuwałem nigdy takiej potrzeby. Kiedy słyszę takie pytanie, zawsze przypominają mi się słowa Piotra Perkowskiego, który często mówił: „Chodźmy na kawę. Co ja mam cię uczyć. Wszystko lepiej umiecie od nas”. Jest w tym jakaś prawda. Młodzi ludzie przychodzą z tym, co myśmy zdobywali przez całe życie. Coraz większy jest rozdźwięk między mną, bo jestem już kompozytorem starszego pokolenia, który nie przeszedł ewolucji informatycznej, a młodymi twórcami. Teraz młodzi kompozytorzy mają inne instrumenty, inny warsztat. Są rozszerzeni o elektronikę, która coraz bardziej wkracza w świat instrumentów tradycyjnych. Studiowałem muzykę elektroniczną z Andrzejem Dobrowolskim, specjalistą od muzyki na taśmę, ale w latach 70-tych ubiegłego stulecia do dyspozycji było bardzo prymitywne instrumentarium elektroakustyczne.
Dlatego z młodym pokoleniem pewnie nie miałbym kontaktu. Czasami zgłaszają się do mnie młodzi kompozytorzy, ale ja zazwyczaj odmawiam, bo to nie jest mój świat.
Ja nie jestem fanką elektroniki. Z największą przyjemnością słucham koncertów na żywo wykonywanych na akustycznych instrumentach.
- Zgadzam się. Chociaż to nie instrument, na który się pisze – harfa czy komputer lub inny generator dźwięków, ale to kompozytor się liczy. Dobry kompozytor z wszystkiego zrobi dobrą muzykę. Ostatnio słyszałem utwór elektroniczny i chociaż nie przepadam za muzyką elektroniczną, ale mnie interesuje i muszę powiedzieć, że z zachwytem słuchałem tego utworu od początku do końca. Nie pamiętam tytułu, ale twórcami byli Agata Zubel i Cezary Duchnowski. Są tysiące utworów dobrych, ale są także bardzo dobre - wszystko zależy od talentu, od tego, kto to robi.
To słuchacz sobie wybiera – jedni lubią elektronikę, bo są młodzi i to ich fascynuje, drudzy lubią elektronikę, bo są starzy i przypomina im dawne czasy, kiedy elektronikę studiowali, a jeszcze inni muzykę klasyczną. I to jest piękne, że możemy wybierać.
Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że niedługo się spotkamy w Rzeszowie.
- Ja także mam także nadzieję. Pewnie spotkamy się już w przyszłym roku, bo planowane jest w Rzeszowie wykonanie Sonetów Asnyka na mój jubileusz. To już 75-te urodziny i 55 lat ( a pewnie i więcej) pracy kompozytorskiej.
Dziękuję i do zobaczenia.
Zofia Stopińska