Marzenia się spełniają
Podążając śladami artystów urodzonych na Podkarpaciu, zapraszam na spotkanie z prof. Moniką Fedyk-Klimaszewską, znakomitą śpiewaczką i pedagogiem, urodzoną w Sanoku. Okazją do zarejestrowania wywiadu był IX Ogólnopolski Konkurs Wokalny im. Barbary Kostrzewskiej w Rzeszowie, który odbył się 24 i 25 listopada 2023, a organizatorami byli Fundacja Szkolnictwa Muzycznego i Zespół Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie. Występy uczestników oceniało jury pod przewodnictwem prof.dr hab. Ryszarda Cieśli z Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie oraz prof. dr hab. Katarzyny Oleś-Blachy z Akademii Muzycznej w Krakowie i prof. dr hab. Moniki Fedyk- Klimaszewskiej z Akademii Muzycznej w Gdańsku. Nagrodzeni i wyróżnieni zostali uczniowie szkół muzycznych z Sosnowca, Sanoka, Łodzi, Gliwic i Rzeszowa. Z prof. Moniką Fedyk-Klimaszewską rozmawiałam po zakończeniu obrad jury.
Nie po raz pierwszy zasiada Pani w jury Ogólnopolskiego Konkursu im. Barbary Kostrzewskiej w Rzeszowie.
- Jestem zaproszona do jury tego konkursu po raz trzeci – poprzednio byłam w 2013 roku i wówczas zwycięzcą został Andrzej Filończyk, który bardzo pięknie się zaprezentował, będąc wówczas studentem wrocławskiej Akademii Muzycznej w klasie Bogdana Makala, a obecnie odnosi wielkie sukcesy na najsłynniejszych scenach operowych.
Później byłam zaproszona w 2015 roku i mam także bardzo miłe wspomnienia. Tym razem także wyjadę z najlepszymi wrażeniami, bo jest dużo ładnych głosów i widać u tych młodych ludzi wielką pasję wokalną. Podziwiam ich za miłość do śpiewu klasycznego, bo wiemy, że największą popularnością cieszą się obecnie wszelkie gatunki muzyki komercyjnej, gdzie rządzi pieniądz, a oni wybierają sztukę wysoką, która jest niszowa. Pokochali śpiew i pracują wytrwale nad doskonaleniem swoich umiejętności. Przyjechali na ten konkurs uczniowie klas śpiewu ze szkół muzycznych z Bystrzycy Kłodzkiej, Gliwic, Krakowa, Opola, Łodzi, Mielca, Sosnowca, Sanoka, Tarnowa, Warszawy, a nawet był uczestnik z Gdańska-Wrzeszcza. Uważam, że poziom tegorocznej edycji jest wysoki.
Z pewnością pani zauważyła, że nasze obrady nie trwały długo, bo nasze opinie o każdym uczestniku były bardzo podobne.
Rozmawiamy w budynku Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 w Rzeszowie i chyba bardzo miło wspomina Pani czas spędzony w tej szkole.
- Przyjechałam tutaj z wielkim wzruszeniem, bo spędziłam w tej szkole cztery lata. Wiele się w tym budynku i jego otoczeniu zmieniło, ale mieszkam w pobliskim hotelu „Fryderyk” i spoglądam przez okno na kamienicę, w której wynajmowałam pokój w czasie nauki w Rzeszowie. Widzę też budynek szkoły, który został zmodernizowany, ale kiedy przeszłam korytarzami, to ze wzruszeniem zaglądałam do sal: teorii muzyki, gdzie miałam zajęcia z panią Małgorzatą Gajewską, obok odbywały się zajęcia z panem Jerzym Sapilakiem, w kolejnej miałam lekcje z kształcenia słuchu z panią Barbarą Dragan, na wprost wejścia znajduje się sala nr 6, w której miałam lekcje fortepianu z panią Krystyną Matheis-Domaszowską. Po obiedzie przeszłam ulicą Słowackiego, aby spojrzeć na budynek dawnego EMPiK-u, gdzie występowałam deklamując poezję, a później przeszłam wokół budynku Filharmonii. Powróciłam do cudownych chwil mojej wczesnej młodości, bo tutaj kształtowała się moja osobowość artystyczna.
Pamiętam, jak na pierwszych lekcjach z języka polskiego pani Natalia Kania od razu zwróciła uwagę na mój głos. Pochwaliła mój głos, dobrą dykcję i zaproponowała mi występy w swoim ambitnym kabarecie. Często zapraszała nas do swojego domu, w którym panowała atmosfera sztuki. Na początku śpiewałam ballady Wertyńskiego – np. romans cygański „Gdzie są me skrzypki lipowe”. Często deklamowałam wiersze. Byłam już chyba w maturalnej klasie, kiedy pani Natalia Kaniowa namówiła mnie, żebym wzięła udział w konkursie poezji śpiewanej i recytacji. Wygrałam wówczas w eliminacjach wojewódzkich. Poezja śpiewana była mi bardzo bliska, bo zawsze kochałam poezję – Leśmian, Tuwim, Gałczyński, Pawlikowska-Jasnorzewska – to były moje ukochane wiersze.
Tutaj wszystko się zaczęło.
Bardzo ważne były także lata dzieciństwa, spędzone w domu, w rodzinnym Sanoku, w którym codziennie rozbrzmiewała muzyka.
- Sanok to piękne miasto, pełne zieleni i zabytków, otoczone Górami Słonnymi. Moi rodzice kochali muzykę. Mama od dzieciństwa uczyła się prywatnie gry na fortepianie i akordeonie. Dziadek bardzo dbał o wykształcenie muzyczne trzech córek i wszystkie pobierały prywatne lekcje muzyki. Sądzę jednak, że ja zamiłowanie do muzyki odziedziczyłam po ojcu, który był inżynierem chemikiem, pochodził ze Lwowa, miał bardzo ładny głos, dobry słuch i już w czasie studiów śpiewał w chórze Politechniki Wrocławskiej. Potrafił dodawać drugi głos do przeróżnych utworów w czasie nabożeństw w kościele i w czasie uroczystości rodzinnych. Przychodziło mu to bardzo łatwo i ja próbowałam go naśladować. Odziedziczyłam też po nim wielkie zamiłowanie do śpiewu. Już jako mała dziewczynka śpiewałam piosenki, będąc uczennicą szkoły podstawowej często śpiewałam podczas akademii i różnych uroczystości, a także w różnych przedstawieniach, bajkach dla dzieci w Sanockim Domu Kultury, gdzie odbywają się cudowne Festiwale im. Adama Didura. Zdobywałam także laury w konkursach recytatorskich i kochałam też śpiewać pieśni do tekstów poetyckich. W moim domu rodzinnym zachowało się wiele zdjęć z tych występów.
W wieku siedmiu lat rodzice zapisali mnie do Szkoły Muzycznej I stopnia w Sanoku i rozpoczęłam naukę gry na fortepianie w klasie pani Krystyny Serafin. Ukończyłam podstawową szkołę muzyczną z bardzo dobrymi wynikami i pani Krystyna Serafin namówiła mnie do kontynuowania nauki w Państwowym Liceum Muzycznym, które działało w ramach Zespołu Szkół Muzycznych przy ulicy Chopina w Rzeszowie. Trafiłam do klasy fortepianu znakomitej pani profesor Krystyny Matheis-Domaszowskiej.
Prof. Monika Fedyk-Klimaszewska w auli Zespołu Szkół Muzycznych nr 1 im. Karola Szymanowskiego w Rzeszowie podczas IX Ogólnoipolskiego Konkursu Wokalnego im. Barbary Kostrzewskiej, fot. ZSM nr 1 w Rzeszowie
Kto i kiedy odkrył, że ma pani słuch absolutny?
- To było już w Rzeszowie podczas lekcji z teorii muzyki u pani Małgorzaty Gajewskiej, kiedy podeszła do pianina i zagrała motyw jakiegoś utworu i niespodziewanie zagrała głośniej jeden z dźwięków, pytając – jaki to jest dźwięk? Odpowiedziałam natychmiast – fis! Kiedy bezbłędnie rozpoznałam kilka kolejnych dźwięków pani Gajewska powiedziała – masz słuch absolutny. Potwierdziło się to podczas lekcji kształcenia słuchu. Pani Barbara Dragan grała różne nie związane ze sobą akordy w różnych rejestrach i odgadywałam dźwięki bezbłędnie. Później zachęciła mnie, żebym wybrała kształcenie słuchu przy maturze i bez problemu otrzymałam z tego przedmiotu piątkę, a wtedy to była najwyższa ocena.
Postanowiła Pani kontynuować naukę gry na fortepianie na drugim końcu Polski, bo w Akademii Muzycznej w Gdańsku.
- Od dziecka grałam na tym instrumencie, w domu zawsze było pianino, z powodzeniem uczestniczyłam w różnych konkursach muzycznych i zamierzałam rozpocząć studia w klasie fortepianu, ale konkurencja była ogromna i nie zostałam przyjęta na studia pianistyczne.
Dzisiaj, z perspektywy wielu lat oceniam, że nie byłam predystynowana do kariery wirtuozowskiej. Mam za małą rękę i wydaje mi się, że nie trafiłam do pedagogów, którzy by mnie zainspirowali tak, jak później mój pedagog śpiewu – moja osobowość artystyczna wypłynęła dopiero w śpiewie.
Nie dostałam się na fortepian, ale komisja zwróciła uwagę na bardzo dobre stopnie z innych przedmiotów podczas egzaminu wstępnego, na mój dyplom z wyróżnieniem, na otrzymane nagrody w konkursach muzycznych i recytatorskich. Zachęcano mnie do studiowania na innym wydziale. Za namową komisji postanowiłam spróbować na I Wydziale Kompozycji i Teorii Muzyki. Dostałam się wtedy jako jedyna i dopiero we wrześniu, po dodatkowej rekrutacji, przyjęto jeszcze dwie osoby.
Otrzymałam bardzo dobre oceny z pierwszych egzaminów i zaliczeń, pokochałam Gdańsk, ale brakowało mi przede wszystkim sceny, bo zarówno w Sanoku, jak i Rzeszowie ciągle występowałam. Miałam duszę aktorki, ale nie chciałam opuszczać Gdańska i postanowiłam spróbować śpiewać w chórze. W Gdańsku działały znakomite chóry akademickie, które często koncertowały za granicą. Mogłam spełnić swoje marzenia o zwiedzaniu świata i dalekich podróżach. Zdałam egzamin do Chóru Politechniki Gdańskiej, który prowadził wspaniały dyrygent Jan Łukaszewski (obecnie prowadzi Polski Chór Kameralny) i rozmiłowałam się w śpiewie klasycznym.
Trzeba też powiedzieć, że kiedy byłam uczennicą szkoły muzycznej w Rzeszowie, po drugim roku poprosiłam o dodatkowe lekcje gry na flecie poprzecznym i z emisji głosu. Trafiłam do klasy śpiewu pani Anny Budzińskiej, ale prowadziła mnie jako sopran koloraturowy. Mój głos się nie poddawał i nie odnajdywałam się w tej skali. Chociaż to była emisja głosu, obowiązywał mnie egzamin po roku nauki i pamiętam, jak pani Lubomiła Bukowska, która była już doświadczonym pedagogiem i słysząc w moim wykonaniu pieśń Zasmuconej Mieczysława Karłowicza stwierdziła – „To nie jest sopran, ona ma mezzosopran”. Nie myślałam jeszcze wówczas o śpiewie klasycznym. Byłam rozmiłowana w piosenkach i poezji śpiewanej. Dopiero w Gdańsku, kiedy zaczęłam śpiewać w chórze, narodziła się we mnie pasja wokalna. Po dwóch latach postanowiłam zdawać egzamin na Wydział Wokalny Akademii Muzycznej w Gdańsku.
Miała Pani ogromne szczęście, bo trafiła Pani do klasy znakomitej prof. Barbary Iglikowskiej i szybko robiła Pani ogromne postępy i jeszcze w czasie studiów wokalnych została Pani solistką Opery Bałtyckiej.
- W domu mojej cioci mieszkającej w Gdańsku mówiło się często o wyjątkowej pani profesor Barbarze Iglikowskiej, która wykształciła wielu sławnych śpiewaków i trudno się dostać do jej klasy. Nawet nie marzyłam, że dostanę się pod jej skrzydła, ale postanowiłam spróbować. Zdobyłam nawet numer telefonu do Pani Profesor, ale usłyszałam stanowczy, niski głos - „Ja pani nie znam i nikogo tak z ulicy nie przyjmuję”.
Dopisało mi jednak szczęście, bo tuż przed rozpoczęciem egzaminu wstępnego spotkałam Staszka Kotlińskiego, studenta prof. Iglikowskiej, który mieszkał w tym samym akademiku, co ja, a obecnie wybitny baryton, który prowadzi klasę śpiewu w Akademii Muzycznej w Gdańsku.
Ponieważ Staszek kilka razy wcześniej słyszał, jak śpiewam, kiedy dowiedział się, że rozpoczynam studia wokalne, zapytał, czy chcę studiować w klasie prof. Iglikowskiej. Powiedziałam mu o moich nieudanych próbach i wtedy on mnie zaprotegował. Powiedział, że jestem bardzo zdolna, już po trzecim roku studiów na Wydziale Teorii Muzyki, bardzo dobrze gram na fortepianie, akompaniuję prawie wszystkim wokalistom w akademiku, i poprosił o pomoc. Zostałam umówiona na spotkanie. Zaraz po przesłuchaniu Pani Profesor stwierdziła, że mam dobry głos i że zaprasza mnie do swojej klasy wokalnej. I tak się zaczęło.
Była już Pani wykształconym muzykiem, Pani głos bardzo szybko się rozwijał i zaczęły się sukcesy na drugim końcu Polski – w Gdańsku.
- Tak, osiadłam na Wybrzeżu. Wraz z rozpoczęciem pracy w Operze Bałtyckiej zaczął się kolejny etap w mojej karierze. Bałtyckiej. Pierwszą moją rólką była partia Muzyka w operze Manon Lescaut Pucciniego, z piękną arią. Wkrótce mieliśmy 3-tygodniowe tournée zagraniczne, spodobałam się i zaproponowano mi kolejne role: Suzuki w Madame Butterfly Giacoma Pucciniego, Jadwigi w Strasznym dworze Stanisława Moniuszki i Magdaleny w Rigoletto Giuseppe Verdiego. Szybko zaproponowano mi duże role. Z powodzeniem śpiewałam partię Amneris w Aidzie i Azuceny w Trubadurze Giuseppe Verdiego. Występowałam jako Fenena w Nabucco, Flora w Traviacie, Jane Seymour w Annie Bolenie, Olga w Eugeniuszu Onieginie, śpiewałam partie Rozyny i Berty w Cyruliku sewilskim, Cherubina w Weselu Figara. Miałam bardzo dobre recenzje.
Mając absolutny słuch, doskonale odnajdywałam się w muzyce współczesnej. Czułam się jak ryba w wodzie. Zdolności aktorskie, poszukiwania niesamowitej artykulacji oraz ciekawych barw głosu oraz dobra dykcja sprawiły, że byłam bardzo ceniona przez realizatorów. Śpiewałam w operze Madame Curie Elżbiety Sikory, w Czarnej masce Krzysztofa Pendereckiego i miałam w repertuarze wiele współczesnych pieśni.
Były też wyjazdy na tournée za granicę – m.in. do Niemiec, Austrii, Szwajcarii, Francji, Danii, Luxemburga, a nawet Chin.
Piękne teatry, wiele niezapomnianych wrażeń, wzruszeń, wspomnień.
Jury IX Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego im. Barbary Kostrzewskiej: prof. Katarzyna Oleś-Blacha, prof. Monika Fedyk-Klimaszewska i prof Ryszard Cieśla, fot. ZSM nr 1 w Rzeszowie
Po prawie 20-tu latach spędzonych na scenach operowych, zdecydowała się Pani na pracę pedagogiczną w Akademii Muzycznej w Gdańsku.
- Przyszedł taki moment, że chciałam się moim doświadczeniem podzielić. Postanowiłam rozpocząć pracę ze studentami oraz zająć się także organizacją koncertów. Mam swój piękny cykl koncertów zatytułowany „Oruńskie Koncerty Kameralne”.
Praca pedagogiczna i działalność naukowa są dla mnie obecnie bardzo ważne. Ilość moich artykułów naukowych oraz publikacji z dziedziny wokalistyki i emisji głosu znacznie wzrosła w okresie pandemii, kiedy wszystko zamarło. Pamiętam radę wydziału, podczas której postanowiliśmy organizować konferencje i wykłady online. Często prowadziłam wykłady na temat śpiewu i emisji głosu. Później pomyślałam o książce „Wokół emisji głosu”. Pod moją redakcją naukową ukazały się już dwa tomy nakładem Wydawnictwa Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, z fantastycznymi publikacjami znakomitości świata wokalnego.
Książka została dwukrotnie nagrodzona w Międzynarodowym Konkursie „Muzyczne Orły”.
Jako pedagog bardzo się spełniam w swojej pracy. Dbam o dobrą atmosferę w mojej klasie śpiewu. Staram się, aby podczas prowadzonych przeze mnie lekcji ze studentami nigdy nie było dystansu, bo śpiew jest szczególną dziedziną. Musi trafić do wnętrza studenta i jeżeli stworzę dystans, to nie uzyskam dobrych efektów. Każdy wykonawca powinien wyrażać własne emocje. Atmosfera ciepła i dobroci, bliski kontakt międzyludzki są bardzo ważne. Staram się też zawsze doceniać i chwalić dobre wykonania.
Bardzo często wyjeżdża Pani na różnego rodzaju kursy w Polsce i za granicą.
- Po ojcu odziedziczyłam talent do języków obcych, które od dziecka były moją pasją obok muzyki. Miałam ogromną łatwość w przyswajaniu języków. Wszyscy się męczyli z wymową i akcentowaniem, a ja nigdy nie miałam problemów. Najpierw nauczyłam się mówić i pisać biegle po rosyjsku. Zdobywałam wysokie miejsca na olimpiadach z języka rosyjskiego i polskiego. Podczas nauki w liceum muzycznym poznałam język niemiecki. Wspaniałym pedagogiem była pani Ludmiła Szabat, dzięki której udało mi się dobrze opanować ten język. Biegle posługuję się również językiem angielskim. Wyjeżdżam co roku w ramach programu Erasmus za granicę i prowadzę masterclass ze śpiewu solowego - najczęściej w języku angielskim. Niedawno wróciłam z pięknej Malagi położonej w południowej Hiszpanii. Zostałam tam zaproszona przez miejscowe konserwatorium. Rok temu prowadziłam masterclass na Korfu w Grecji, wcześniej miałam wykłady we Włoszech - Konserwatorium Santa Cecilia w Rzymie, Konserwatorium w Mediolanie oraz w Palermo na Sycylii. Za rok mam znowu zaproszenie na Korfu.
Nawet podczas pobytu w Rzeszowie mam wykład i połączę się z Wrocławiem, gdzie odbywa się Sympozjum naukowe na temat śpiewu, zorganizowane przez Polskie Stowarzyszenie Pedagogów Śpiewu.
Śpiew stał się pasją, której całkowicie się Pani poświęca.
- Tak, chociaż był czas, że zastanawiałam się nad aktorstwem. Na szczęście w operze mogłam się spełniać w obu kierunkach. Aktualnie moje życie wypełnia muzyka w szerokim tego słowa rozumieniu. Kocham muzykę symfoniczną i często jestem na koncertach w filharmonii. Ciągle mi w duszy gra fortepian i kocham dobrych pianistów. Aktorstwo i teatr są nadal bliskie mojemu sercu, stąd często jestem w Teatrze Wybrzeże. Fascynują mnie podróże i zwiedzanie świata. Rodzina i moje dzieci są dla mnie najważniejsze. Córka i syn nie są muzykami, wybrały inne zawody, ale także kochają muzykę i często wspólnie bywamy w filharmoni,i czy w operze.
Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony mi czas
Zofia Stopińska