Miłość do muzyki jest najważniejsza
Pragnę Państwa zaprosić na jeszcze jedno spotkanie z jednym z mistrzów zasiadających w jury III Konkursu Muzyki Polskiej, który odbył się w pierwszej dekadzie lipca w Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie.
Już po zakończeniu przesłuchań finałowych miałam przyjemność rozmawiać z Panem Pawłem Zalejskim, przewodniczącym jury w kategorii Zespoły Kameralne.
Zgodzi się Pan chyba ze stwierdzeniem, że Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej jest dla uczestników trudnym konkursem.
- Ja bym to ujął inaczej, jest to bardzo interesujący, specyficzny i unikatowy konkurs. Wymaga on większej inicjatywy po stronie uczestników, ponieważ trzeba poszukać programu, sprawdzić, czy w kategorii muzyki kameralnej pasuje do zespołu i potem ułożyć te utwory w trzy oddzielne koncerty. Nie chodziło tylko o dobre wykonanie, ale przedstawienie wykonywanych utworów w sposób atrakcyjny dla publiczności. Jeśli gramy coś nieznanego, to trzeba publiczność przekonać do tego utworu. Zespoły, które zostały najwyżej ocenione, zadały sobie ten trud.
Konkurs jest dla uczestników dużą szansą. Obecnie mamy bardzo dużo świetnych instrumentalistów, którzy świetnie grają także w zespołach. Muzyka polska może stać się dla nich znakiem rozpoznawczym, decydować o tym, że w gąszczu różnych wykonań i nagrań ten zespół będzie unikatowy.
Czy łatwo było jurorom podejmować decyzje, słuchając zespołów w tak różnorodnych składach?
- W pracach mojego jury przede wszystkim ważne było ustalenie pewnych kryteriów. Słuchaliśmy bowiem różnych zespołów wykonujących muzykę mniej znaną i z wielu epok, dlatego mniejszą uwagę zwracaliśmy na szeroko rozumianą technikę instrumentalną osób tworzących zespoły, a najważniejsza była dla nas gra zespołowa oraz dobór i prezentacja repertuaru.
W regulaminie konkursu nie było ograniczeń dotyczących wieku wykonawców, stąd też nie braliśmy pod uwagę ani doświadczenia, ani liczby muzyków tworzących zespół.
Staraliśmy się znaleźć zespół, który przekonywał nas do wartości zawartych w wykonywanej przez niego muzyce i dlatego ocenianie było dużo łatwiejsze.
Były takie utwory, które usłyszał Pan po raz pierwszy na żywo podczas tego konkursu?
- Było wiele takich utworów. Niektóre znaliśmy z nagrań, przeglądaliśmy partytury przed konkursem, ale były też utwory, które dla jurorów stały się odkryciem. To był bardzo ciekawy tydzień, kiedy nasza praca polegała na tym, że ktoś nam prezentował świetne utwory, które nie wszyscy znali. Nie odczuliśmy trudu tego konkursu, bo fascynujące było odkrywanie różnych interpretacji muzyki polskiej.
Ile czasu minie, zanim przynajmniej część z tych zespołów trafi do programów koncertów wykonywanych w Polsce i na świecie?
- To zależy od nas – od wykonawców i od publiczności. Posłużę się przykładem. Kiedy mój kwartet – Apollon Musagète Quartett miał szczęście wygrać w 2008 roku Międzynarodowy Konkurs Muzyczny ARD w Monachium, który otworzył nam drzwi do największych sal muzycznych na świecie i długo rozmawialiśmy, jak się zaprezentować. Naszym świadomym wyborem było zamieszczanie w każdym wykonywanym programie jednego utworu polskiego kompozytora.
Mogliśmy sobie na to pozwolić, chociaż nie były to utwory znane. Wręcz przeciwnie, nawet tacy twórcy jak Karol Szymanowski, Witold Lutosławski czy Krzysztof Penderecki – to nie są nazwiska, które zamieszczone na afiszach za granicą przyciągały publiczność. Jako zwycięzcy konkursu ARD mogliśmy sobie na to pozwolić i jak teraz przypominam sobie koncerty, podczas których wykonywaliśmy te kwartety, to najwięcej pozytywnych wrażeń i podziękowań od publiczności było za utwory polskie. Fantastycznie przyjmowany był Kwartet Witolda Lutosławskiego, a zawsze wielkie emocje wzbudzał III Kwartet Krzysztofa Pendereckiego.
Jeżeli chcemy, żeby te utwory były grywane, to my – wykonawcy musimy mieć odwagę je zaprezentować, a publiczność musi nam zaufać, że znaleźliśmy coś, co jest interesujące. Wtedy te utwory mogą zaistnieć.
Tych utworów jest bardzo dużo, a przekonałem się o tym najlepiej w tym tygodniu, chociaż zdaję sobie sprawę, że zaledwie dotknęliśmy wierzchołka tej złotej góry.
Chcę podkreślić, że Wasze zwycięstwo w Konkursie ARD w Monachium sprawiło wielu Polakom, a szczególnie melomanom wiele radości.
- Dla nas to było także wielkie wyróżnienie. Byliśmy wtedy bardzo młodym, bo zaledwie dwuletnim zespołem. Dla kwartetu smyczkowego to wiek niemowlęcy, ale mieliśmy to szczęście, że mieliśmy bardzo dobrych mentorów, a także bardzo dobrą bazę – ja i drugi skrzypek kończyliśmy studia u prof. Krzysztofa Jakowicza w Warszawie. To już była pewna kontynuacja, bo wcześniej uczyłem się u prof. Julii Jakimowicz-Jakowicz. Miałem duży potencjał instrumentalny, który trafił później na grunt Uniwersytetu w Wiedniu, również ukończyłem studia w Bloomington w Stanach Zjednoczonych u prof. Henryka Kowalskiego, który pochodzi z polskiej szkoły i był m.in. wychowankiem prof. Tadeusza Wrońskiego. Później studiowałem jeszcze w Hochschule für Musik w Detmold w Niemczech. Długo studiowałem, bo chciałem się nauczyć jak najwięcej.
Pewnie był Pan pilnym uczniem, a później studentem.
- Nie mnie to oceniać, ale starałem się spróbować wszystkiego. Bardzo mnie ciekawiło granie kameralne i zawsze grałem w zespołach. To zaczęło się już w liceum muzycznym. Przez pewien czas interesowała mnie nie tylko klasyka, ale również inne gatunki muzyki. Poszerzanie horyzontów, to był lejtmotyw mojej edukacji.
Po latach, kiedy miałem wielu mentorów, udało mi się zebrać wiedzę oraz doświadczenia koncertowe i chcę oddać to wszystko, co otrzymałem. Teraz staram się pomóc młodszym kolegom i studentom, aby im łatwiej było znaleźć własną drogę.
Pomaga Pan skrzypkom czy także zespołom kameralnym?
- Staram się pomagać wszystkim instrumentalistom. Zarówno skrzypkom, młodym muzykom grającym na instrumentach smyczkowych, ale również grającym na innych instrumentach. Sądzę, że mam też muzyczną wiedzę, która może pomóc każdemu zespołowi lub orkiestrze.
fot. Filip Błażejowski / NIMiT
Jest Pan prymariuszem Apollon Musagète Quartett. Zespół najczęściej występuje za granicą.
- To prawda, to wiąże się z tym, że zrobiliśmy karierę międzynarodową i koncertujemy w wielu krajach. W Polsce nie gramy aż tak często, ale cieszymy się, że występujemy często na festiwalu „Chopin i jego Europa” w Warszawie, byliśmy teraz na Festiwalu Beethovenowskim i mieliśmy też przyjemność koncertować w ramach Muzycznego Festiwalu w Łańcucie. Niedawno wystąpiliśmy też w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Staramy się również odwiedzać Polskę.
W sierpniu będziecie w Warszawie.
- Tak, koncert odbędzie się w ramach festiwalu „Chopin i jego Europa”. W programie znajdzie się Kwartet Witolda Lutosławskiego i Kwintet Juliusza Zarębskiego, a partie fortepianu wykona Jonathan Plowright, który jest członkiem jury tegorocznej edycji Konkursu Muzyki Polskiej w kategorii Pianiści.
Czyli nie szykuje się Pan na długie wakacje.
- Jedni mówią, że muzyk nigdy nie ma wakacji, a inni twierdzą, że muzyk jest zawsze na wakacjach. Dla mnie muzyka jest wielką pasją, kreowanie sztuki powoduje innego rodzaju zmęczenie na zakończenie dnia, ale odpoczynek jest także bardzo ważny, bo to jest bardzo intensywny, wymagający koncentracji i poświęcenia zawód.
Podczas każdego koncertu czujecie obecność publiczności.
- Ośmielę się nawet na stwierdzenie, że dla mnie muzyka jest dopiero wtedy, kiedy wychodzimy na scenę i gramy dla publiczności. Muzyka powstaje w różnych obszarach, ale dopiero akt słuchanie jest dopełnieniem definicji muzyki. Czas pandemii był dla nas „sztuczny”, kiedy graliśmy do kamery przy pustej sali. Wszyscy muzycy chyba czuli, jak ciężko jest zagłębić się w muzykę, grając w pustej sali. Nie jest istotne, czy sala jest wypełniona do ostatniego miejsca. Dla nas sala pełni rolę piątego instrumentu. Ja zawsze czuję reakcję publiczności i jej rola jest bardzo duża w interpretacji na scenie.
Czasami podczas wykonywania utworu jest bardzo cicho i czujemy to skupienie publiczności. Grać dla kogoś, kto słucha, jest najbardziej fascynujące.
Zawsze z wielką przyjemnością słucham muzyki kameralnej i podziwiam, jak kameraliści słuchają siebie nawzajem. Reagują na każdy oddech, na gest i sądzę, że często przed dotknięciem smyczkiem struny muszą przewidzieć reakcję pozostałych kameralistów.
- Muzyka kameralna to jest specyficzny przykład empatii emocjonalnej. Staramy się czuć inną osobę, reagować na pewne sygnały. To jest bardzo cenny element w muzyce kameralnej.
Czy decydując się na zawód muzyka, zdawał sobie Pan sprawę, że będzie to „życie na walizkach” i w domu najczęściej będzie Pan gościem?
- Myślałem o tym, ale nie byłem w pełni świadomy, jak to wygląda. Jednak gdybym miał jeszcze raz wybierać, to nic bym nie zmienił.
To pasja na całe życie.
- Tak, ta pasja jest bardzo ważna. W zawodzie muzyka, niezależnie w jakim kierunku się idzie (granie w orkiestrze, solo, czy kameralistyka), ta pasja jest motorem, który wiele ułatwia, wyjaśnia i jest niezbędny, przy czym ta pasja nie jest dana na zawsze. Trzeba ją pielęgnować, bo w związku z różnymi sytuacjami, które się nam zdarzają, może zmienić się w coś innego. Myślę, że pasja, czyli miłość do muzyki jest najważniejsza. Trudno mi powiedzieć, że ciężko pracuję, bo robię to z pasją.
Pasja mobilizuje również do pracy, bo przecież muzyk jest skazany przez całe swoje zawodowe życie na pracę.
- Wielka miłość do muzyki i zadowolenie sprawiają, że nawet sprawa wynagrodzenia przestaje mieć znaczenie, ponieważ pasja jest nagrodą i zaspokojeniem. Jeśli jej nie będzie, to będziemy szukali innej gratyfikacji i wtedy ten zawód robi się trudnym.
???
- Proszę mnie dobrze zrozumieć, muzyk nie może wykonywać swego zawodu za darmo. Miłość do tego zawodu jest niezbędna. Żadne wynagrodzenie jej nie zastąpi.
Dobre podsumowanie naszej rozmowy. Myślę, że Pan miło wspominał ten tygodniowy pobyt i pracę w jury III Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej i do Rzeszowa chętnie Pan powróci.
- To był bardzo piękny tydzień dla mnie i mam nadzieję, że będę tu wracał, jeżeli nie dla polskiej muzyki, to nawet tylko po to, żeby odwiedzić Rzeszów.
fot. Wojciech Grzędziński / NIMiT
Chociaż III Międzynarodowy Konkurs Muzyki Polskiej przeszedł do historii wraz z zakończeniem koncertu laureatów (9 lipca 2023 roku), jeszcze długo wielkie emocje zachowają w pamięci laureaci i publiczność.
W konkursie wzięło udział blisko 80 artystów z dziewięciu krajów, którzy wystąpili w dwóch kategoriach: pianiści i zespoły kameralne. Podczas 50 godzin przesłuchań zaprezentowali oni ok. 250 utworów.
Do prac w jury zaproszenie przyjęły wybitne osobowości międzynarodowego życia muzycznego.
W kategorii pianiści jury pracowało pod przewodnictwem Krzysztofa Jabłońskiego (Polska), sekretarzem był Michał Bruliński (Polska), a w składzie oceniającym pianistów byli jeszcze: Jarosław Drzewiecki (Polska), Tobias Koch (Niemcy), Jonathan Plowright (Wielka Brytania), Hubert Rutkowski (Polska), Aleksandra Žvirblytė (Litwa).
W kategorii pianiści III Międzynarodowego Konkursu Muzyki Polskiej I nagrodę otrzymał Georgi Vasilev (Bułgaria, II – Jan Wachowski (Polska), III – Kiryl Keduk (Polska), IV – Linda Lee (Korea Południowa / USA), V – Danylo Saienko (Ukraina), VI – Tomasz Zając (Polska).
W kategorii zespoły kameralne jury przewodniczył skrzypek Paweł Zalejski (Polska), a oceniali jeszcze: flecista Łukasz Długosz (Polska), wiolonczelista Alexander Gebert (Finlandia/Polska), pianistka Ewa Kupiec (Polska), skrzypek Johannes Meissl (Austria), pianista Robert Morawski (Polska), dyrygent Yaroslav Shemet (Ukraina), wiolonczelista Cobus Swanepoel (RPA/Szwajcaria), pianista Andrzej Tatarski (Polska) i muzykolog Magdalena Todynek-Jabłońska, sekretarz jury.
W kategorii zespoły kameralne I nagrodę otrzymał Aka Duo (Japonia), II - Reverie Piano Duo, III – Quintessence Wind Quintet, IV – Shoven Quartet, V - Silesian Wind Quintet, VI nagroda – Metropolis Piano Quartet, a wyróżnienia Aries Duo i Diverso String Quartet
W obu kategoriach laureaci otrzymali także wiele nagród w formie zaproszeń na koncerty w Polsce i za granicą.
Konkurs został zrealizowany przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca we współpracy z Filharmonią Podkarpacką im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, finansowany ze środków Ministra Kultury Dziedzictwa Narodowego i środków Marszałka Województwa Podkarpackiego.
Konkurs należy do sieci konkursów pianistycznych Alink-Argerich Foundation.
Gratulujemy nagrodzonym i wyróżnionym. Dziękujemy wszystkim uczestnikom za udział w III Międzynarodowym Konkursie Muzyki Polskiej, za wybór i przygotowanie ciekawego repertuaru, ogromną pracę, bardzo ciekawe interpretacje i przybliżenie wielu nieznanych dzieł polskiej muzyki.
Zofia Stopińska
fot. Wojciech Grzędziński / NIMiT