Jadwiga Kotnowska: "Planuję wiele ciekawych koncertów we współpracy ze znakomitymi artystami"
Miło mi, że mogę Państwu zaproponować spotkanie z panią Jadwigą Kotnowską, wybitną flecistką i pedagogiem gry na tym instrumencie.
Rozmawiamy w bardzo ciężkim dla artystów, a szczególnie dla muzyków, czasie. Trudno cokolwiek planować – dotyczy to przede wszystkim koncertów, które odbywają się rzadko, a do tego w pustych salach. Melomani mogą Was słuchać i oglądać w sieci. Pewnie Pani także te zmiany kilka razy pokrzyżowały plany.
- Tak, jest to na pewno trudny czas dla wszystkich muzyków. Występując na estradach jesteśmy uzależnieni od energii publiczności, która jest niezbędna, gdyż wpływa na emocje wykonawcy podczas grania. Nagranie studyjne może być doskonale perfekcyjne, ale nigdy nie będzie miało tego specyficznego waloru, który powstaje podczas wykonania publicznego. Większość muzyków preferuje wykonania dla „żywej” publiczności, ale czasami zdarzają się wyjątki, jak Glenn Gould, który najlepiej się czuł, grając w studiu.
Flet jest pięknym, wzbudzającym zachwyt instrumentem o długiej historii - dla przeciętnego miłośnika muzyki wydaje się też instrumentem mało skomplikowanym, na którym łatwo nauczyć się grać, ale są to tylko pozory.
- To prawda, że flet coraz bardziej zyskuje na popularności, przeszedł też szaloną ewolucję, jeżeli chodzi o budowę. Brzmienie fletu, tak jak każdego instrumentu, wymaga „akustycznej wyobraźni” wykonawcy. A granie muzyki wymaga znajomości stylu, języka dźwiękowego twórczości każdego kompozytora – te elementy determinują interpretację. Każda epoka, każda stylistyka zasługuje na odpowiednie frazowanie, różną barwę dźwięku, właściwy rodzaj wibracji. Coraz częściej spotykane w ostatnich latach dojrzałe wykonawstwo muzyki barokowej na instrumentach z epoki również wpłynęło na grę na instrumencie współczesnym. Nieustannie śledzę doskonałe wykonania na instrumentach barokowych, są one dla mnie niezwykle inspirujące.
Zazwyczaj flety błyszczą jak srebro, chociaż czasami możemy zauważyć także złote instrumenty.
- Materiał, z którego jest zrobiony instrument wpływa na rodzaj dźwięku. Inaczej brzmi dźwięk wydobyty z fletu drewnianego, inaczej ze srebrnego, a inaczej z fletu złotego. Każdy flecista ma oczywiście swoje własne preferencje oraz wyobrażenie barwy dźwięku.
Dysponuje Pani ogromnym, bardzo różnorodnym repertuarem – od epoki baroku poczynając – po utwory współczesne. W każdej epoce znakomicie się Pani odnajduje. Nagrała Pani na płycie „Cztery pory roku” Antonia Vivaldiego w wersji na flet i orkiestrę. Inspiruje Pani kompozytorów współczesnych i wiele dzieł powstało z myślą o Pani.
- Jestem zaszczycona, że udało mi się zainspirować współczesnych kompozytorów do napisania dzieł z myślą o mnie – najczęściej koncertów z towarzyszeniem orkiestry. Bardzo się cieszę, że tych utworów jest sporo, ale jednocześnie uważam, że wszechstronność w zakresie estetyki, w jakiej porusza się wykonawca, jest bardzo ważna. W młodości zastanawiałam się, czy nie zająć się bardziej muzyką barokową i zacząć także grać na flecie traverso. Zdawałam sobie jednak sprawę, że rozpoczęcie tej drogi może oznaczać zaprzestanie gry na instrumencie współczesnym – rodzaje techniki i artykulacji na instrumencie barokowym i współczesnym często się różnią. Jednoczesne wykonawstwo koncertowe na obu tych, tak odległych stylistycznie instrumentach, często okazuje się nie do końca satysfakcjonujące. Zostawiłam zatem myśl o graniu na flecie traverso, bo nie mogłam sobie pozwolić na rezygnację z gry na flecie współczesnym – kocham ten instrument, którego możliwości dźwiękowe są dla mnie cały czas absolutnie fascynujące.
Trzeba jeszcze podkreślić, że również sławni polscy kompozytorzy darzyli Panią wielkim zaufaniem. Ma Pani na swoim koncie polskie prawykonania koncertów fletowych M. Góreckiego i K. Pendereckiego.
- Byłam zaszczycona zaproszeniem do pierwszego polskiego wykonania Concerto-Cantata Henryka Mikołaja Góreckiego, jak i Concerto da camera Krzysztofa Pendereckiego.
Koncert Krzysztofa Pendereckiego grałam z orkiestrą Sinfonietta Cracovia pod dyrekcja Mirosława Jacka Błaszczyka. Wydarzenie odbyło się w Filharmonii Krakowskiej w obecności kompozytora i było to dla mnie wielkie przeżycie. Z kolei Concerto-Cantata Henryka Mikołaja Góreckiego dane mi było wykonać z orkiestrą ówczesnego WOSPR-u, pod dyrekcją Antoniego Wita.
Te prawykonania – zarówno koncertu Krzysztofa Pendereckiego, jak i Henryka Mikołaja Góreckiego zaowocowały licznymi zaproszeniami. Wielokrotnie w późniejszym czasie wykonywałam Koncert Góreckiego między innymi w Filharmonii Narodowej oraz Konserwatorium Moskiewskim. Często dane mi było wykonywać również Koncert Pendereckiego, nawet pod batutą Kompozytora. To był bardzo dla mnie bardzo inspirujący, ciekawy, wspaniały czas.
Warto także wymienić jeszcze kilku kompozytorów, którzy komponowali specjalnie dla Pani, a są to: Hanna Kulenty, Mikołaj Górecki, Marta Ptaszyńska, Dariusz Przybylski, Maciej Małecki, Jerzy Maksymiuk, Ryszard Kurdybacha, Krzysztof Knittel, Krzesimir Dębski, Andrzej Jagodziński, Krzysztof Herdzin, Piotr Wróbel, Włodek Pawlik.
Często wykonuje Pani także utwory kameralne i to nie tylko klasyczne, ale także były już mariaże z jazzem. Jest Pani bardzo otwarta na różne style i gatunki muzyki.
- Wielkim wyróżnieniem są dla mnie dedykacje koncertów wspaniałych współczesnych kompozytorów. Spełnienie muzycznej wizji kompozytora zawsze jest dla mnie niesamowitym wyzwaniem.
Innym, bardzo ciekawym rozdziałem w moim życiu artystycznym są koncerty w stylistyce Fusion. Współpracuję z fantastycznymi muzykami jazzowymi, takimi jak Andrzej Jagodziński, Krzysztof Herdzin, Mateusz Smoczyński, Kuba Stankiewicz, Jose Manuel Alban Juarez, Vitold Rek, Mike Richmond. Taki rodzaj muzyki jest dla mnie bardzo inspirujący i wymaga zupełnie innego przygotowania.
Ciekawa jestem, czy grając z muzykami jazzowymi ma Pani zapisane wszystkie dźwięki, czy też są miejsca na improwizację.
- W większości są napisane, natomiast jeśli jest taka możliwość, to staram się improwizować. Otrzymałam edukację klasyczną, w której niewiele miejsca było na swobodę, ale jazzmani przekonują mnie i inspirują do improwizacji. We współczesnej muzyce klasycznej również zdarzają się przestrzenie do swobodnej gry i własnej inwencji. Krzysztof Knittell skomponował dla mnie koncert z orkiestrą i przewidział w nim improwizowane fragmenty w zestawieniu z ciekawym instrumentarium.
Nurtuje mnie pytanie, w jaki sposób osiągnęła Pani mistrzowski poziom na tak wymagającym instrumencie jak flet. Pewnie zafascynował Panią ten instrument w dzieciństwie.
- Urodziłam się w rodzinie muzycznej. Moja świętej pamięci Mama była pianistką. W naszym domu zawsze rozbrzmiewała muzyka. Mama grała godzinami przede wszystkim utwory Fryderyka Chopina i inne dzieła romantyczne. Dość często mówię żartobliwie, że urodziłam się pod fortepianem i dlatego próbowałam na nim grać, będąc małą dziewczynką. Natomiast pierwszym moim instrumentem w szkole muzycznej były skrzypce. Nadal uwielbiam ten instrument i uważam, że gra na skrzypcach wniosła najwięcej do mojej edukacji – świadomość smyczkowania, intonacji, frazowania– to jest kapitał, z którego do tej pory korzystam. Godzinami ćwiczyłam na skrzypcach ku uciesze sąsiadów (śmiech). Byłam już dość zaawansowana w grze na skrzypcach, kiedy wzięłam do rąk flet. Robiłam błyskawicznie postępy, frazowanie było dla mnie rzeczą naturalną, synchronizacja rąk także była wyrobiona, znałam już sporo literatury muzycznej. Wkrótce odkryłam ogromną fascynację tym instrumentem. Chcę podkreślić, że kiedy zaczynałam grać na flecie, był on jeszcze, przynajmniej w Polsce, uważany głównie za instrument orkiestrowy, ale mnie to nigdy nie wystarczało.
Studia w Akademii Muzycznej w Warszawie, wyjazdy na liczne konkursy i nauka pod kierunkiem wymienionych mistrzów – to wszystko odbywało się w tym samym czasie?
- Można tak powiedzieć. Równolegle z edukacją zaczęłam uczestniczyć w konkursach międzynarodowych. Życie konkursowiczów nie jest jednak łatwe. W trakcie wygrywania najważniejszych dwóch konkursów zostałam skreślona z listy studentów – nie byłam w stanie przyjechać na egzamin techniczny, bo w tym samym czasie grałam z Orkiestrą Radia Hiszpańskiego finał konkursu im. Królowej Zofii w Madrycie.
Jest Pani pierwszą polską laureatką ośmiu najwyższych nagród na międzynarodowych konkursach fletowych - m.in. w konkursach im. Królowej Zofii w Madrycie, im. Marii Canals w Barcelonie, im. Giovanniego Battisty Viottiego w Vercelli, Valentino Bucchiego w Rzymie.
Zdobyła Pani także Złoty Medal i Grand Prix podczas Festiwalu młodych Solistów w Bordeaux.
- Większość tych nagród zdobyłam w czasie studiów. To był dla mnie bardzo trudny czas, niełatwo było wyjechać za granicę. Niemniej miałam niesłychaną motywację, poza tym lubiłam pracować pod presją. Przygotowanie do kolejnego konkursu, na który trzeba nauczyć się bardzo skomplikowanych utworów, często współczesnych i nieznanych, było fascynujące.
Konkursy ułatwiły Pani z pewnością międzynarodową karierę – występy w większości krajów europejskich, Stanach Zjednoczonych oraz krajach azjatyckich oraz udział w wielu międzynarodowych Festiwalach. Lista miejsc koncertów jest długa, ale proszę wymienić przynajmniej te, które dla Pani miały duże znaczenie.
- Konkursy były bezwzględnie oknem na świat, szczególnie w tamtych czasach, kiedy wszystko było zamknięte i troszkę kisiliśmy się w muzycznej estetyce wschodnioeuropejskiej. Na przykład estetyka francuska byłaby mi zapewne do dziś obca, gdybym nie miała bezpośredniego kontaktu z tamtym środowiskiem muzycznym. Bardzo podniosły mnie na duchu nagrody za najlepszą interpretację muzyki francuskiej – otrzymałam je na Konkursie im. Marii Canals w Barcelonie, także w Madrycie, gdzie dostałam specjalną nagrodę za interpretację Sonatiny Pierre’a Bouleza.
Do tej pory uwielbiam muzykę francuską, która na polskim rynku jest wciąż zbyt mało popularna.
Uważam, że współpraca z muzykami na świecie jest wręcz koniecznym elementem rozwoju w zakresie świadomości stylistycznej. Podczas wszystkich podróży europejskich wiele się nauczyłam. Mogłam zrozumieć różnice np. pomiędzy francuską , niemiecką czy amerykańską szkołą fletową. Poznałam wówczas fantastycznych artystów. Byłam jeszcze bardzo młoda, kiedy w Szwajcarii poznałam Efrema Kurtza, znakomitego dyrygenta oraz rodzinę Menuhinów.
Do dzisiaj pamiętam, jak dużym przeżyciem był dla mnie występ z Orkiestrą Radiową w Teatrze Królewskim w Madrycie z Koncertem Chaczaturiana.
Od pewnego czasu prowadzi Pani klasę fletu w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i jestem przekonana, że przekazuje Pani swoim studentom swoją ogromną wiedzę i doświadczenia.
- Dydaktyka jest bardzo ciekawym rozdziałem mojego życia. Bardzo długo się przed tym broniłam, bo byłam przekonana, że to będzie mi tylko zabierać czas i nie będę mogła swobodnie podróżować i koncertować. Tymczasem jest odwrotnie – współpraca z młodymi ludźmi, obcowanie z ich energią i zapałem jest niezwykle inspirujące. Czerpię coraz większą satysfakcję i przyjemność z uczenia, tym bardziej, że mam szczęście do zdolnych studentów. Wielu z nich uczestniczyło z powodzeniem w międzynarodowych konkursach i robią karierę.
U niektórych udało mi się zaszczepić pasję do muzyki współczesnej, wymienię chociażby Ewę Liebchen – znakomitą wykonawczynię nowej muzyki, oraz Rafała Żółkosia, który został doceniony na wielu prestiżowych konkursach międzynarodowych (między innymi w Szwajcarii).
Często jest Pani zapraszana na kursy mistrzowskie organizowane w Europie i w różnych krajach świata.
- Najwięcej kursów prowadziłam w krajach europejskich: w Finlandii, Francji, Włoszech, Hiszpanii, Anglii i w Stanach Zjednoczonych. Prowadziłam też kursy na terenie Azji, bo losy mnie rzuciły w charakterze profesora wizytującego do Kuala Lumpur w Malezji. To było bardzo ciekawe doświadczenie.
Z wielką pasją opowiada Pani o swoim instrumencie, o muzyce, pracy pedagogicznej. Czuje się Pani chyba spełnioną artystką, chociaż nie powiedziała Pani jeszcze ostatniego słowa, bo ciągle nowe pomysły stara się Pani realizować.
- Dużo rzeczy udało mi się zrealizować, chociaż przez cały czas ciągnie mnie do eksplorowania nowych utworów, nowej stylistyki, nowych kompozycji. Czekam właśnie na nowe dzieła, które są w trakcie tworzenia. Planuję wiele wspaniałych koncertów we współpracy ze znakomitymi artystami i z radością otwieram się na inspirujące doświadczenia dydaktyczne.
Gdzie będzie można Panią usłyszeć na żywo w najbliższym czasie?
- Z wielką radością zapraszam Szanowną Publiczność na mój koncert 16 czerwca na Zamek Królewski w Warszawie – ze znakomitymi muzykami: Marcinem Świątkiewiczem i orkiestrą barokową Arte Dei Suonatori.
Z prof. Jadwigą Kotnowską, wybitną polską flecistką i pedagogiem gry na tym instrumencie rozmawiała Zofia Stopińska 28 kwietnia 2021 roku